Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór! Zapraszam na sobotnie wydanie "19:30". Na początek skrót wydarzeń. Polityczna cisza. Pożegnanie Damiana Sobóla. Damian jest bohaterem dwóch narodów. Polityczna cisza. Jest potrzebna, tak. Po to, żeby każdy wyborca mógł się zastanowić. Bieg na rekord. Mam ukończone maratony w 161 krajach. Trwa cisza wyborcza, która zwiastuje finał wyborów samorządowych. Za nieco ponad dobę poznamy wyniki dogrywki w niemal 750 miejscach w Polsce. Wyborcy otrzymają jedną kartę, na niej dwa nazwiska. Znak x przy tym, na które stawiamy, to całkiem proste zadanie i to, co możemy robić, to zachęcać 12 milionów osób uprawnionych do głosowania, by z tego prawa skorzystać. To już ostatnie przygotowania. w 748 miejscowościach jutro samorządowa dogrywka. Przygotowujemy wszystkie obwieszczenia. Sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. II tura to 11 tys. lokali wyborczych i 12 milionów osób uprawnionych do głosowania. Każdy otrzyma tylko jedna kartę. Na której będą się znajdować dwa nazwiska na różowym tle. Wśród kandydatów 20% kobiet i blisko 80% mężczyzn. Najmłodszy ma 25, najstarszy 77 lat. Głos oddajemy poprzez postawienie znaku x w kratce tylko jednego kandydata. Jutro lokale będą otwarte od 7.00 do 21.00. Do tej godziny będzie też trwać wyborcza cisza. I warto pamiętać, że obowiązuje w całej Polsce. W dobie internetu jest niemożliwe doprowadzenie do tego, aby ta cisza wyborcza zaistniała tylko w danej miejscowości. Za prowadzanie agitacji, np. rozwieszanie lub zrywanie plakatów, grozi do 5000 zł grzywny. Za publikowanie sondaży nawet milion złotych. Ta cisza wyborcza jest potrzebna, tak. Po to, żeby każdy wyborca mógł się zastanowić, być może jeszcze zapoznać się z ofertą polityczną, ale już nie być agitowanym. Ale najważniejsze jest to, by w wyborach wziąć udział. Mamy cały czas takie poczucie niemocy i tego, że ten pojedynczy głos nie ma znaczenia. Dwa tygodnie temu do urn poszło niespełna 52% uprawnionych. Frekwencja w drugiej turze - jak wynika z poprzednich lat - okazuje się jeszcze niższa. Stąd takie diagnozy. Potrzebujemy naprawdę ważnej dyskusji o zaangażowaniu lokalnym o partycypacji społeczej. Ludzie muszą się nauczyć tego, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje wybory i przede wszystkim, że to jest ich sprawa i że każdy głos jest bardzo ważny. I każdy zostanie policzony. 5 lat temu wyniki II tury ogłoszono w poniedziałek, mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie. Wcześniej pierwsze sondaże, reakcje polityków i komentarze ekspertów na antenie TVP INFO. Wieczór wyborczy w Telewizji Polskiej rozpocznie się o 20.25. Rodzina, przyjaciele i mieszkańcy Przemyśla pożegnali Damiana Sobola. Wolontariusz z Polski został zabity podczas ostrzału konwoju humanitarnego w Strefie Gazy. "To odważny i ofiarny społecznik, przejęty ideałem solidarności, wrażliwy na los pokrzywdzonych i najbardziej potrzebujących" - napisał w liście prezydent Andrzej Duda, odznaczając Damiana Sobola Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Może nie święty, ale z pewnością anioł. Damiana Sobola w Przemyślu żegnały tłumy, żeby - jak mówił ksiądz - zamanifestować wdzięczność, podziw i solidarność w przywiązaniu do tych wartości, którymi żył i dla których nie zawahał się oddać życie. Ksiądz odczytał wspomnienie rodziny. Niosłeś innym pomoc, gdy wyciągali do Ciebie dłoń i tak los sprawił, że są wyciągnięte dłonie, a ten bochen chleba jest w powietrzu. Takie postacie są świadectwem człowieczeństwa, dowodem, że nawet w najgorszych czasach wojen, krwi i łez znajdują się dzielni ludzie - to słowa ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego odczytane w kościele. Damiana żegnał takze ambasador Palestyny Mahmoud Khalif. Prezydent Duda odznaczył wolontariusza pośmiertnie Orderem Odrodzenia Polski. Nasz rodak miał przed sobą jeszcze długie lata życia. Działalność zmarłego przynosiła chlubę nie tylko jemu osobiście, lecz także wszystkim Polakom. Ci, którzy go znali, nie mogą otrząsnać się po tej tragicznej smierci. Bardzo dobry chłopak. Mówiąc szczerze, za kromkę chleba zginął. Stracił swoje życie dla kogoś. Serce krwawi, płaczę od miesiąca. Ale pożegnać Damiana chciało wiele osób, które nigdy 35-latka nie poznaly. Wszyscy powinni tu być. Damian Soból zginał 1 kwietnia w Strefie Gazy w ataku izraelskim na konwój organizacji humanitarnej World Central Kitchen, której był wolontariuszem. Wraz z nim życie straciło 7 osób - Palestyńczyk i obywatele Australii, Wielkiej Brytanii, Kanady. Zanim zginęli, wydali w Gazie setki tysięcy posiłków. Jest bohaterem Palestyny, naszym bohaterem. Ja wierze, że w każdym mieście Palestyny, Betlejem w Gazie będzie ulica Damiana Sobola. Damiana wraz z innymi wolontariuszami żegnał założyciel World Central Kitchen, dla której pracował wolontariusz. Był uwielbiany, on nie odszedł. Myślę, że będzie z nami na zawsze. Wolontariusze World Central Kitchen przed cmentarzem ustawili kuchnię polową. Przyrządzili dla uczestników pogrzebu zupę, którą nazwali "Damianówką". Chcą w ten sposób upamiętnić zmarłego przyjaciela. Przy tym stole symbolicznym ze zdjęciami Damiana, które tutaj są z naszych wszystkich misji, gdzie byliśmy razem, żebyśmy mogli go wspominać tak wesoło, bo to był najbardziej wesoły człowiek, jakiego znałem. To był też nasz taki najlepszy wolontariusz, lider. Zawsze kiedy jakikolwiek mieliśmy problem, czy to była Ukraina, czy Turcja, to był tak zwany telefon do przyjaciela do Damiana. On zaraz się pojawiał i mówił: "Poczekaj, zaraz coś wymyślę i to naprawimy" i tak się właśnie działo. W Waszyngtonie decydujące godziny dla Kijowa. Kongres ma kolejny raz głosować nad pakietem pomocy. A podczas gdy ważą się jego losy szef CIA ostrzega: bez zielonego światła na miliardy dolarów Ukraina nie będzie w stanie dalej walczyć. W amerykańskim kongresie jest nasz korespondent Marcin Antosiewicz. Marcinie, co ostatecznie przekonało przewodniczącego Johnsona do odblokowania pakietu pomocowego? Podobno raporty CIA o dramatycznej sytuacji na ukraińskim froncie. Nie chciał przejść do historii jako spiker, przez którego kunktatorstwo Ukraina przegrała wojnę, a Putin zdominował Europę. Debata jest gorąca. Krzyczano do stronników Donalda Trumpa z Partii Republikańskiej. Nadal nie popierają Ukrainy. Namawiani, żeby wybrali honor zamiast hańby. Pomoc 161 mld USD. To kwota półtorarocznego polskiego budżetu na obronność. Te pieniądze na broń, finanse publiczne, pomoc humanitarną i wsparcie weteranów. To dobry dzień dla Ukrainy i dla Polski. Także dla Ameryki. 2 partie pracują ramię w ramię na rzecz sojuszników w Europie i Azji. Także na Bliskim Wschodzie. Szef większości w Senacie deklaruje, że w ten weekend zajmą się tą ustawą. Żeby prezydent w środę mógł ją podpisać. To ważny sygnał wysłany z Waszyngtonu, że demokracja może działać sprawnie. Oglądają Państwo "19:30". Przed nami jeszcze: Wyczyśćmy Wisłę! Zwykle to, co dajemy od siebie rzekom, to są śmieci, a dziś możemy je zabrać. Hej, sokoły! Możemy zobaczyć to, czego przez wieki ornitolodzy nie mogli zobaczyć. Były senator Waldemar Bonkowski usłyszał prawomocny wyrok bezwzględnego więzienia za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Dwa lata temu przywiązał zwierzę do haka holowniczego swojego auta i ciągnął je po asfalcie. Więzienie za znęcanie się nad zwierzęciem. Wymierza oskarżonemu karę 3 miesięcy pozbawienia wolności oraz karę ograniczenia wolności polegającej na wykonywaniu nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne. Wyrok usłyszał Waldemar Bonkowski, były senator prawicy. Trzy lata temu przywiązał swojego psa do samochodu i ruszył. Wszystko nagrał inny kierowca. Zwierzę po utracie sił upadło i było ciągnięte po jezdni. Nie przeżyło. Z obliczeń biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych wynika, że była to prędkość sięgająca 20 km/h. Nie ma wątpliwości, że doszło do znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. I kara, która została wymierzona, jest karą bardziej surową, niż kara wymierzona przez sąd pierwszej instancji. Bonkowski najpierw dostał wyrok w zawieszeniu. Od początku przekonywał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Tłumaczył się chorobą i tym, że nie miał siły wsadzić psa do bagażnika. Nie było tam żadnego znęcania. Po decyzji sądu miał własną ocenę całego procesu. To farsa polityczna jest. Sąd uległ temu hejtowi lewackiemu i naciskom, no i dlatego jest taki wyrok. Prokuratura chciała dla byłego polityka roku i 10 miesięcy więzienia. Dostrzegamy, że sąd również dostrzegł potrzebę wymierzenia kary bezwzględnej pozbawienia wolności. Jak przyznają aktywiści w zakresie ochrony zwierząt - kary za znęcanie się coraz częściej oznaczają więzienie. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że o połowę więcej. Dodatkowo coraz więcej postępowań nie jest umarzanych, tylko one są dalej procedowane. Takie wyroki stają się pewną praktyką sądowniczą i bardzo dobrze, że tak jest. Natomiast wciąż jeszcze w mojej ocenie te wyroki są zbyt niskie. Wciąż jeszcze nie zapadła ta kara maksymalna 5 lat pozbawienia wolności nawet w tych najbardziej drastycznych przypadkach znęcania się nad zwierzętami. W sprawie Waldemara Bonkowskiego prokuratura nie wyklucza kolejnego odwołania od wyroku. Wiosenne porządki nad rzeką. W Kazimierzu Dolnym nad Wisłą trwa finał społecznej akcji Operacja Czysta Rzeka. Wszyscy potrzebujemy dostępu do bujnej, nienaruszonej przez człowieka przestrzeni, więc warto ruszyć się z miejsca, by o wspólną przestrzeń zadbać. Także Telewizja Polska ma silną reprezentację w słusznej sprawie. Z rzekami w Polsce jest dużo lepiej niż jeszcze parę dekad temu. Nie śmierdzą, a nowoczesne oczyszczalnie ścieków sprawiają, że z wieloma zanieczyszczeniami sobie radzimy. Jednak nie ze wszystkimi. Plastik jest uważany za zupełnie nowego rodzaju zanieczyszczenie, z którym sobie nie radzimy. Po pierwsze nie monitorujemy ani plastiku, ani mikroplastiku. Po drugie nie bardzo wiemy, jak to czyścić i to jest poważny problem. Kolejne to farmaceutyki. Stan ponad 90% rzek jest zły. Najgorsze, wręcz zabójcze dla nich są zasolone ścieki odprowadzane przez kopalnie. Jeżeli chodzi o Wisłę, to ona na początku swojego biegu jest rzeką pierwszej klasy czystości, no ale niestety, jak np. mija Górny Śląsk, to już się staje rzeką pozaklasową zupełnie. Więc no stan jej wody jest tragiczny. Podobnie jest z Odrą. Zasolenie rzek sprzyja rozwojowi złotych alg, które przed dwoma laty spowodowały katastrofę ekologiczną na Odrze. Poprawić sytuację mogłaby odpowiednia polityka ochrony rzek. Ale my sami też możemy pomagać nie zaśmiecając ich brzegów. Albo sprzątając. Jak dziennikarka "19:30" Maria Guzek, która w Kazimierzu Dolnym wzięła udział w "Operacji czysta rzeka". Taka akcja to jest bardzo dobry sposób na spędzenie wolnego czasu, na to żeby dać też coś od siebie. Bo zwykle to, co dajemy od siebie rzekom, to są śmieci, a dziś możemy je zabrać, a tym samym przyczynić się do tego, że będzie ładniej, czyściej. Opakowania po napojach - po wódce, po jakis tanich trunkach, wiadomo, puszki po piwie - to jest 95% tych śmieci. Fajna zabawa, sporo frajdy, więc polecam po prostu wszystkim, którzy spędzają teraz czas przy telewizorze, telefonie, komputerze, żeby zmienić ten czas w coś aktywniejszego i pomagać sobie i ludziom. Pomaga się troche przyrodzie, tak dla samego siebie Korzyści z takich akcji są co najmniej dwie. Pierwsza: z terenów cennych przyrodniczo i rekreacyjnie znikają śmieci. Druga: wolontariusze dają wspaniały przykład troski o naturę. Ten przykład powinien wywołać rumieniec wstydu u wszystkich, którzy zanieczyszczają nasze wspólne dobro - polskie rzeki. Bój o awans na euro 2024 był jak prawdziwy thriller, a rozstrzygnął się dopiero w Cardiff w serii rzutów karnych. Ale to już historia. Czas, by spojrzeć w przyszłość, i to całkiem nieodległą. Biało-Czerwoni podczas mistrzostw Europy zamieszkają w Hanowerze. Zanim pojawią się na miejscu, uchylimy rąbka tajemnicy już teraz. Trawnik niby jak każdy inny, ale dla nas wyjątkowy. Już niedługo na boiskach klubu Hanower 96 podczas euro trenować będą Polacy. Bardzo się cieszymy, że tacy piłkarze jak Robert Lewandowski lub Szczęsny będą w Hanowerze. W sumie 8 boisk - 4 z naturalną murawą, 2 ze sztuczną, do tego dwa mniejsze. Poza tym fizjoterapia, siłownia - kompletna infrastruktura potrzebna do przygotowania na mecze. Czyli tu Lewandowski będzie trenował? Tak, będzie miał to do dyspozycji. Podobnie jak cała polska reprezentacja. Trener Polaków był już w Hanowerze, teraz pora na ustalanie szczegółów, dopracowanie chociażby kwestii związanych z bezpieczeństwem polskich piłkarzy. Hotel już wybrano. Z ośrodka treningowego do hotelu jedzie się około 10 minut. Dawniej była tu fabryka, w której składano popularne niemieckie pióra. Tuż po ogłoszeniu decyzji o wyborze tego hotelu dla polskiej drużyny, ceny noclegów wzrosły. I nawet jeśli komuś jeszcze uda się zarezerwować pokój, nie ma gwarancji, że spotka piłkarzy. Część hotelu ma być wydzielona tylko dla nich. Przestronny salon, łazienka, sypialnia. Uwielbiam spać na tych łóżkach, są bardzo wygodne. Czyli piłkarze nie będą mogli powiedzieć, że źle spali? Zły sen na pewno nie będzie niczemu winny. Zrobimy wszystko, by doszli jak najdalej. Sebastian Krebs zdradza nam, że pokoje zarezerwowane są na cały czas trwania euro, i jest pewien, że Polacy staną na głowie, by nie przegrać z rywalami, choć wiadomo, że łatwo nie będzie. Wiedzą o tym dobrze też kibice. Ci w Hanowerze są już w gotowości. Myślę, że dadzą sobie radę, jak teraz dali radę wejść do mistrzostw Europy. Będziemy kibicować oczywiście. Kibice są już w gorącej fazie przygotowań. I jak zawsze pełni wiary w sukces. - Jak zagrają Polacy? - Najlepiej. 99 osób na jedno miejsce i dwuletnie szkolenie przed startem. A wszystko po to, by później każdy start samolotu i lądowanie było bezpieczne. Ruszyła rekrutacja kontrolerów ruchu lotniczego. Praca jest trudna i wyjątkowo odpowiedzialna, ale wielu o niej marzy. Bezpieczny start, lot i lądowanie. Bez nich byłoby to niemożliwe. Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, nad czym my pracujemy. Samoloty lecą na siebie z prędkością taką, że na poziomie przelotowym to jest 30 kilometrów w minutę, tak że tu nic nie może zaczekać. W ciągu doby polscy kontrolerzy obsługują około 3 tysięcy samolotów. Tu, w sali operacyjnej, nadzorują maszyny, które są wysoko nad ziemią. Mogą liczyć tylko na dźwięk w głośnikach i obraz na monitorach. To już wieża kontroli lotów na warszawskim lotnisku Chopina. Stąd płynie wsparcie podczas kołowania, startu i lądowania. Mamy widok, bo nasza praca polega na tym, że patrzymy na radar, ale również obserwujemy pole wzlotów. Czyli naszym obowiązkiem jest oglądanie samolotów przez okno. Aby zostać kontrolerem lotów, trzeba przejść dwuletnie szkolenie. Aby się na nie dostać, trzeba spełnić następujące kryteria. Wyobraźnia przestrzenna, zdolności analityczne, zdolność do szybkiego podejmowania decyzji, ale także praca zespołowa, nienaganne zdrowie i bardzo dobra znajomość języka angielskiego. Są trzy etapy szkolenia. Pierwszy to teoria. Drugi - praca na symulatorach. Oba w sumie trwają rok. Ostatni etap to praca pod okiem instruktora - to kolejny rok. Uczestnik cały czas dostaje wynagrodzenie. W pierwszych dwóch etapach płacimy kandydatom minimalne wynagrodzenie krajowe. Kolejny etap, czyli już nauka instruktora, również jest płatny - na poziomie 6 tysięcy złotych brutto. Po uzyskaniu licencji kwoty są już znacznie wyższe. Na start to kilkanaście tys. złotych brutto miesięcznie. W trwającej rekrutacji nie ma limitu miejsc. Pracę dostaną najlepsi, im więcej ich będzie, tym lepiej. W Polsce jest teraz nieco ponad 600 kontrolerów ruchu lotniczego. To choroba, w której pacjent nie ma czynnika powodującego krzepnięcie krwi. System leczenia hemofilii jest w Polsce wzorcowy, a pacjenci zabezpieczeni w potrzebne preparaty. Wciąż jednak zdarzają się sytuacje, w których nie dostają profesjonalnej pomocy na czas. 13-letni Mateusz choruje na łagodną postać hemofilii. On i jego bliscy nie boją się choroby, bo wiedzą, jak postąpić w sytuacji stłuczenia. Pod ręką jest zawsze czynnik krwi, który trzeba szybko podać, żeby zatrzymać wewnętrzny krwotok. Ale w szpitalnym oddziale ratunkowym, gdzie trafił z urazem, lekarze nie pomogli mu. Odmówili podania czynnika, odsyłając do szpitala dziecięcego. Bardziej dramatyczna była sytuacja dziadka Mateusza, też chorego na hemofilię. Miał udar, ale ratownicy pogotowia, a potem lekarz w szpitalu nie podali mu czynnika krwi, który miał przy sobie. Tłumaczyli, że jest przeterminowany i postanowili sprowadzić świeży preparat. A czas mijał. Od momentu udaru minęło 5 godzin, nie dało się nic zrobić, rano tata zmarł. System opieki nad pacjentami z hemofilią działa w Polsce na europejskim poziomie. Pacjenci mają od kilku lat pełny dostęp do leków i preparatów, które chronią ich przed krwotokami. Paweł Budek nie boi się już urazów, tak jak to było w dzieciństwie. Jestem zabezpieczony, życie nieporównywalnie zmieniło się na lepsze. W Gdańskim Uniwersytecie Medycznym pacjenci mają zapewnioną pomoc innych specjalistów: ortopedów czy chirurgów szczękowych, do których kieruje ich koordynator. Każdy pacjent posiada również kartę identyfikacyjną, gdzie zawarte są informacje, z jaką skazą krwotoczną mamy do czynienia, i wskazówki, jak postępować. Ale taki system działa tylko w nielicznych miejscach. Stowarzyszenie pacjentów wciąż dostaje sygnały z całej Polski, że zabrakło zaangażowania lekarzy tam, gdzie trzeba było szybko pomóc. W niektórych ośrodkach leczenia pacjent pozostaje sam z kartą postępowania i szuka na własną rękę lekarza, który podejmie leczenie specjalistyczne. Potrzebni są koordynatorzy, którzy będą wspierać pacjentów w ich kontaktach z innymi specjalistami. Jakaś osoba, która pomaga dalej się dostać do lekarza, że ten lekarz nie boi się takiego pacjenta operować czy leczyć. To film oparty na prawdziwej historii młodej Polki, która ratowała Żydów, ryzykując życiem i płacąc wysoką cenę. Polsko-kanadyjska produkcja "Przysięga Ireny", której współproducentem jest TVP, rzuca nowe światło na niezwykłą historię Ireny Gut. Obraz wczoraj trafił do kin w całej Polsce, a na oficjalną premierę przyjechał Roman Haller, ostatni uratowany przez Polkę. Do tej pory jej postać nie była znana w naszym kraju. Irena Gut często mylona jest z jej imienniczką - Ireną Sendlerową. Ale za oceanem pisze się o niej książki, a jej historią zainteresował się nawet Broadway. Polka, ryzykując życiem, uratowała przed zagładą kilkunastu żydowskich robotników. To według Andrzeja Seweryna absolutne bohaterstwo. Rzeczywiście to, co ona zrobiła, zasługuje na to, żeby o tym pamiętać i z tego brać przykład. Obraz hitlerowców rozstrzeliwujących Żydów zmienił jej życie. Ostatnią osobą, którą uratowała Irena Gut, jest Roman Haller. Moja matka miała koszmary, kiedy byłem małym chłopcem. Pamiętam jej płacz, ale jako dziecko nie rozumiałem tej historii. Nie mogłem zrozumieć, że ludzie zrobili to ludziom. W matkę pana Romana, czyli Idę, młodą dziewczynę w ciąży ukrywaną przez Gut, w filmie koprodukcji TVP wcieliła się Eliza Rycembel. Jak mówi, przygotowania do roli polegały również na zgłębieniu wątków historycznych. Ja bym chciała się uczyć w szkole podstawowej, średniej historii poprzez te osoby, które były bohaterami. Dlaczego historia nie była dotąd znana? Być może dlatego że sama Gut, która mieszka za granicą, nie dzieliła się nią publicznie. Odebrała przypadkowo telefon i dzwonił jakiś młody gościu, który pytał ludzi, co sądzą o kłamstwie Holocaustu. Kiedy usłyszała, że młodzi ludzie wątpią w historię, uznała, że musi przedstawić swoje świadectwo. Przede wszystkim ten film mówi o ogromnym człowieczeństwie, które jest darem, który powinniśmy nieść. By nigdy nie doszło do powtórki. To szczególnie ważne w tych niespokojnych czasach. Zanim wyfruną z gniazda, a wydarzy się to za trzy tygodnie, możemy je podglądać i podziwiać przez całą dobę. Poznańskie sokoły wędrowne doczekały się potomstwa. To wyjątkowy chroniony gatunek, którego populacja jest niewielka. To nowi mieszkańcy Poznania, którzy od urodzenia na wszystkich patrzą z góry. Możemy zobaczyć to, czego przez wieki ornitolodzy nie mogli zobaczyć. Każdy ruch młodych sokołów wędrownych śledzi czujne oko kamery. Cztery pisklaki to owoc polsko-niemieckiej pary. Rodzice chuchają, to znaczy mama chucha, bo tata zajmuje się dostarczaniem pokarmu. Ptaki wykuły się na kominie poznańskiej elektrociepłowni. W mieście na wysokości blisko 200 metrów sokołom brakuje tylko ptasiego mleczka. Umościł się w środku lodówki, cały czas ma jedzenia pod dostatkiem, nie musi się specjalnie wysilać. To już czwarty rok z rzędu, gdy młode sokoły przychodzą na świat na platformie zamontowanej na kominie. W sumie wykluło się tu już 18 ptaków. To jest dla nich imitacja skały. Za kilka tygodni sokoły wyfruną z gniazda i najprawdopodobniej opuszczą Poznań. To by było trochę za dużo sokołów na teren Poznania i okolic. W Polsce sokołów wędrownych wciąż jest jednak niewiele. Szacuje się, że około stu par. Gatunek prawie wymarł, gdy przed laty w rolnictwie stosowano środek owadobójczy DDT. Ptaki składały jaja o cienkiej skorupie, gniotły i przez to było ich coraz mniej. Sokoły na polskie niebo wracają też dzięki pracy sokolników. Są oni przy narodzinach sokołów i często zastępują pisklakom rodziców. On w pierwszym odruchu się przed nami broni, wystawia pazury, zaczyna krzyczeć. Ale gdy zacznie już jeść z ręki, rozpoczyna się międzygatunkowa współpraca. Te sokoły przepłaszają ptaki przed startem samolotów. Sygnał sokolnika do powrotu dostrzegają z odległości 10 km. Było widać na GPS, jak rysuje się prosta linia w moim kierunku, i po paru minutach mogłem go wypatrzeć. O przyszłość ptaków drapieżnych walczą też ogrody zoologiczne. W tym oczywiście także sów. Z poznańskiego zoo na wolność trafiają młode puszczyki uralskie. One najpierw uczą się pobierać pokarm z platformy, potem uczą się powoli polować i przestają do tej woliery wracać. Tylko w pierwszym kwartale tego roku już dwa razy okrążył Ziemię, zaliczając 7 maratonów w 7 krajach, i to wcale nie jest meta. Wojciech Machnik - jak sam mówi - zaczynał niepozornie, ale już skompletował maratony we wszystkich krajach europejskich jako pierwszy Polak w historii, a w swoich planach ma łącznie 249 takich biegów w 249 krajach i terytoriach zależnych. O bilansie na dziś i wyjątkowych maratonach na przyszłość. A początki były niepozorne. Moja przygoda z bieganiem zaczęła się bardzo prozaicznie, ponieważ na pewnym etapie mojego życia metabolizm zwolnił i zacząłem przybierać na wadze. Chęć zrzucenia kilku nadmiarowych kilogramów przerodziła się w sposób na życie. Najpierw był Maraton Warszawski. Później starty w kraju i pierwsze wyjazdy za granicę. W końcu pojawił się pomysł na pierwszy rzut okna nierealny - 249 maratonów w 249 krajach świata. Dla Wojtka jednak nie istnieje słowo "nierealny". Do tej pory mam ukończone maratony w 161 krajach, co daje mi drugie miejsce na liście światowej. To nie była droga usłana różami. Na przeszkodzie stanął covid. W pandemii, gdy wszystkie imprezy masowe były odwoływane, musieliśmy być bardzo kreatywni. Najpierw przebiegł maraton wokół łóżka. Zaczyna mi powoli odbijać. Później łóżko zamienił na ogródek. 5-metrową pętlę w 13 godzin pokonał ponad 8 tysięcy razy. Kiedy okazało się, że wszystko jest na dobrej drodze... Jestem jakieś 700 metrów przed metą. ...okazało się, że nie w każdym kraju organizowane są maratony. Jednak dla chcącego nic trudnego. W trakcie mojego projektu również musiałem zorganizować maraton np. w Syrii, w Gujanie i w Surinamie. Jestem na mecie w Gwatemali. 118. kraj właśnie zaliczony. Idę po medal. W międzyczasie pojawiły się również inne rekordy. Skompletowałem maratony we wszystkich krajach europejskich jako pierwszy Polak w historii. Do tej najważniejszego Wojtkowi pozostało 88 startów. 34. kilometr i witają mnie palmy. Sobotni wieczór to na antenie TVP Info "100 pytań do". Dziś w roli głównej Sebastian Karpiel-Bułecka, a próbkę dla państwa mamy już teraz. Podróż po muzyce to mało powiedziane. Podróż po Podhalu, podróż po wspomnieniach i gwiazdy nie muszę przedstawiać: Stanisław Karpiel-Bułecka. Zapraszam do obejrzenia programu "100 pytań do". To wielki zaszczyt, to już za chwilę, Zapraszam państwa bardzo serdecznie. To wszystko, dziękuję i do zobaczenia.