Niech żyje Polska, niech żyje Ukraina! Ważny, symboliczny i wzruszający gest. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich odsłonięto posągi lwów. Dobry wieczór, Edyta Lewandowska, witam państwa i zapraszam na Wiadomości. Oto co dziś w programie: To jest celowe działanie polegające na tym, by zabić jak najwięcej Ukraińców. Nowe dowody rosyjskich zbrodni. Putin chce terroryzować cywilów. Niektóre osoby zaczęły wychodzić na górę dopiero w pierwszych dniach maja. Prezydent Lech Kaczyński potrafił wyciągać wnioski z historii i potrafił też odważnie artykułować swoje poglądy. Prezydenckie ostrzeżenie, które nie traci na aktualności. Naruszanie integralności terytorialnej, które jest zawsze złem, było wtedy, jest i dzisiaj. Historyczny moment w Polsce, jeśli chodzi o gry liczbowe. Takie losowanie nie zdarza się codziennie. Do zwycięzcy może trafić pół miliarda złotych. Chyba bym oszalał, a potem zaszalał. Mimo zmasowanego ataku Ukraina nadal broni się przed rosyjskim najeźdźcą. Udaje się to dzięki postawie ukraińskich wojsk oraz zbrojnej pomocy zachodnich partnerów. Dlatego Rosjanie starają się za wszelką cenę umocnić swoje pozycje wszędzie tam, gdzie weszły wojska Putina. Sytuację na Ukrainie obserwują nasi reporterzy. W Charkowie jest Karolina Pajączkowska, a w Kijowie jest nasz korespondent Tomasz Jędruchów, od którego relacji zaczniemy. Tomku, jak wyglądają działania najeźdźców na tymczasowo okupowanych terytoriach? Najeźdźcy za wszelką cenę starają się wynarodowić Ukraińców. Wywożą ich do Rosji. To 1,3 mln przypadków. Wiele osób jest mordowanych. Chcą indoktrynować najmłodsze dzieci. 4 marca, podkijowska Bucza. Rosyjscy zbrodniarze prowadzą ukraińskich cywilów, mieszkańców miasta, na śmierć. "New York Times" ujawnił szokujące nagrania, dowody zbrodni. Na zrobionym przez świadka nagraniu widać rosyjski pojazd wojskowy i jednego z porwanych mieszkańców w charakterystycznej niebieskiej bluzie. Okupanci zaprowadzili 9 mężczyzn na podwórze jednego z mieszkań. Nasi są tam. Położyli ich tam, wzdłuż płotu. Tu bezlitośnie wszystkich zamordowali. W przypadku Rosji mówimy o bestialstwie systemowym, to nie jest jakaś samowolka. To jest de facto przyzwolenie na to, by w ten sposób zastraszyć, niszczyć, łamać ludność cywilną, a przy okazji eksterminować ukraińskie społeczeństwo. Zrobione dzień później z użyciem drona zdjęcia pokazują już ciała ofiar i stojących obok rosyjskich barbarzyńców, a także znajdujące się po drugiej stronie budynku rosyjskie pojazdy wojskowe. Mszczą się na cywilach. Gdy Ukraińcom udało się wyzwolić Buczę, na jaw wyszło rosyjskie barbarzyństwo, m.in. to, gdy w podwórzu znaleziono mężczyzn ze związanymi rękami, zabitych strzałem w tył głowy. Ich ciała zostawiono wśród sterty śmieci. To jest celowe działanie polegające na tym, by zabić jak najwięcej Ukraińców. To musi być zakwalifikowane jako ludobójstwo naszego narodu, a zbrodniarze muszą odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Za egzekucję mężczyzn w Buczy odpowiedzialni są prawdopodobnie rosyjscy spadochroniarze, którzy dzień wcześniej wkroczyli do miasta. W Kijowie toczy się proces innego zbrodniarza, 21-letniego rosyjskiego żołnierza, który zastrzelił mieszkańca wsi w obwodzie sumskim. Przyznał się do winy. Grozi mu dożywocie. To pierwszy sądzony rosyjski barbarzyńca, takich są w rosyjskiej armii tysiące. Przed ostrzałem uciekli do metra, gdzie mieszkają od prawie 3 miesięcy w nieludzkich warunkach. Choć trudno wyobrazić sobie ciągły strach, w jakim żyją, władze namawiają charkowian do opuszczenia stacji. Karolina Pajączkowska jest na miejscu. Rozmawiałaś z ludźmi chowającymi się pod ziemią i z merem Charkowa. Co ci powiedzieli? Mieszkańcy tego podziemnego miasteczka, jak w Charkowie mówi się na tę stację metra, najpewniej zmagają się z zespołem stresu pourazowego. To jest tak silny strach, że blokuje ich przed dalszym funkcjonowaniem. Oni się boją. Trudno sobie wyobrazić, żeby w takich warunkach przeżyć, chociażby 1 dzień. Ostatnia stacja metra przy charkowskiej Saltiwce od początku wojny jest schronem. Najpierw dla 2000, obecnie dla 230 osób. Choć niebezpieczeństwo zostało odsunięte, a miasto powoli się odradza, niektórzy mieszkańcy i tak chcą tu zostać. Niektórzy boją się ostrzału, inni nie mają gdzie wrócić. Kobiety, mężczyźni, dzieci i zwierzęta to lokatorzy tej stacji charkowskiego metra. Od 86 dni żyją w takich właśnie warunkach, choć trudno to sobie wyobrazić. W powietrzu jest wyczuwalna wilgoć, przeszywający chłód, do tego ciemność. Takie prowizoryczne łóżka to wszystko, co mają ci mieszkańcy - tekturowa podkładka, na to kilka koców i kołdra, aby zapewnić ciepło. Nagle na stacji pojawia się mer miasta. Przyszedł przekonać ludzi do wyjścia na powierzchnię. Wśród rozmówców słychać krzyk rozpaczy. Czy będzie ewakuacja tych ludzi? Będą wyjeżdżać, oczywiście. Gdzie oni pójdą? Wszystkim zapewnimy akademiki, normalne ludzie warunki. Będziemy uruchamiać metro. Musimy ponownie uruchomić gospodarkę, ludzie muszą pracować, a metro to najbezpieczniejszy środek transportu. Zapewnimy wszystkim bezpieczne warunki. Zapewnienia Terechowa nie przekonują Kataryny. Przecież te miejsca nie będą bezpieczne, to są akademiki, bezpiecznie byłoby pójść do innego schronu. Nie wiem, dlaczego teraz ich nie ma. Dlaczego nie zaczęli ich budować, kiedy zaczęła się wojna. Trudno wyobrazić sobie przeżycie jednego dnia w takich warunkach. Kataryna żyje tak blisko 3 miesiące. Małe dzieci w wieku szkolnym uczą się także w tej stacji metra poprzez łącze internetowe. Teraz wszystkie szkoły na Ukrainie są zamknięte. To jest jedyna możliwość nauki. Widzimy małego chłopca, która odrabia swoje lekcje, uczy się matematyki razem z mamą w tym tymczasowym domu, jakim stało się metro dla tych ludzi. Wychodząc, spotykamy Julię. Mówi nam, z jakimi problemami mierzą się w podziemnym mieście. Niektóre osoby zaczęły wychodzić na górę dopiero w pierwszych dniach maja. Psychologicznie nie byli gotowi wyjść nawet w spokojniejsze dni, kiedy nie było bombardowania. Mer Charkowa chce, żeby metro wznowiło działalność już w najbliższych tygodniach. Tymczasem ci ludzie nie mają dokąd pójść, boją się ostrzału. My po kilku godzinach opuszczamy tę stację metra. Ci ludzie tutaj zostaną. Od jutra rusza nabór do dobrowolnej służby wojskowej. To zupełnie nowa forma rekrutacji ochotników oparta na ustawie o obronie ojczyzny. Szkolenie podstawowe to niespełna miesiąc, później 11 miesięcy służby w jednostce. 4500 zł miesięcznie, zakwaterowanie i wyżywienie. Jednostka Wojskowa Komandosów z Lublińca. Obok Gromu, Formozy i Agatu najbardziej elitarny oddział w polskich siłach zbrojnych. To najlepsi z najlepszych, wybierani w drodze morderczej selekcji. Zawodowcy. Od 14 lat polskie wojsko opiera się na służbie zawodowej. Z jednej strony brało tych, którzy spełniali określone kryteria, z drugiej liczba miejsc była ograniczona. Teraz armia otwiera drzwi dla wszystkich chętnych, oczywiście spełniających podstawowe wymagania zdrowotne i wiekowe. Niebezpieczeństwa związane z wyzwaniami współczesności powodują, ze polskie siły zbrojne muszą być coraz większe, coraz lepiej wyposażone, coraz bardziej unowocześniane. Docelowo 300 tys. żołnierzy, ale na zupełnie nowych warunkach i w oparciu o nową relację na linii armia - żołnierz. 4500 zł brutto dla ochotnika, który na 12 miesięcy założy mundur. Wykształcenie minimum podstawowe, niekaralność i sprawność fizyczna. Start rekrutacji w sobotę w czasie wojskowych pikników, które odbędą się w całej Polsce. Będzie można złożyć wniosek bezpośrednio po rozmowie. Dlatego warto być na tych piknikach, dlatego warto wziąć dokument tożsamości, żeby nie czekać, tylko skorzystać z oferty sił zbrojnych. Tego typu rozwiązania dobrowolnej służby od lat funkcjonują na zachodzie. To oferta pracy jak wiele innych. Z tym, że zarówno budżet, jak i ścieżka rozwoju są jasne i pewne. W Stanach Zjednoczonych każdego roku do służby zgłaszają się dziesiątki tysięcy Amerykanów. Zdecydowanie ta oferta dla młodych ludzi - jeśli chodzi o wstępowanie do służby wojskowej - będzie bardziej atrakcyjna niż kiedyś. Zmienił się sposób funkcjonowania wojska, warunki służby i podejścia do samego żołnierza. Ochotnicy motywowani - czy to zarobkami, czy samym etosem służby - są warci o wiele więcej niż zmuszeni siłą poborowi. Na współczesnym polu bitwy widać to dzisiaj bardzo wyraźnie. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości, zobaczmy, co jeszcze przed nami. Rolnicy czekają na deszcz. Susza zagraża uprawom. Deklaracje zamiast pomocy. Niemcy nie przekazują broni Ukrainie. Nawet krótkie, ale intensywne opalanie może być groźne, bo czerniak może kryć się pod najmniejszą postacią. Najczęściej jest bagatelizowany i wykrywany zbyt późno. Na progu lata eksperci apelują o rozwagę i przypominają, że wcześniejsze wykrycie ułatwia terapię i znacząco zwiększa szansę na wyleczenie. Piękna pogoda, do tego plaża, łąka czy nawet spacer w środku miasta. W letniej scenerii łatwo zapomnieć, że promienie słoneczne mogą być groźne dla zdrowia. Lekarze alarmują - z roku na rok chorych przybywa. Na czerniaka dobiliśmy do 4 tys., co może nie wydaje się imponującą liczbą, ale około 1,4 tys. osób umiera z powodu czerniaka rocznie. Może nie jest to najczęstszy nowotwór skóry, ale najgroźniejszy ze względu na to, że cechuje się bardzo agresywnym przebiegiem. Wczesne wykrycie zwiększa szansę na wyleczenie, dlatego lekarze nieustannie przypominają o profilaktyce. Baw się dobrze, #NIEspieczRAKA. Jeżeli wychodzimy na słońce, to załóżmy kapelusz, załóżmy odzież, jakiś T-shirt, posmarujmy resztę ciała kremem z filtrem i załóżmy okulary z filtrem UV. Wystrzegaj się, niestety, opalania na solarium, jak również wystrzegaj się przebywania w tych godzinach największego natężenia promieniowania słonecznego, czyli miedzy godz. 11.00 a 16.00. I oczywiście w te pędy do lekarza, jeśli zauważymy jakąkolwiek niepokojącą zmianę. Nawet drobna zmiana w znamieniu to sygnał, że warto się zbadać u dermatologa, który najlepiej dostrzeże charakterystyczne cechy tego nowotworu. Postrzępione brzegi, asymetria, różnobarwność, jeśli zmiana się nagle powiększyła, uwypukliła się, to są te wszystkie rzeczy, które powinny pacjentów niepokoić. Niestety w rzeczywistości wielu Polaków z objawami czerniaka za późno zgłasza się do specjalistów. A to drastycznie zmniejsza szansę na wyleczenie. Pacjenci, którzy mają dużo zmian na skórze, powinni je badać co pół roku. Zachorować może każdy, jednak najczęściej dotyczy to osób po 45. roku życia. Coraz trudniejsza sytuacja na polach. W wielu rejonach kraju nie padało od miesiąca - coraz mocniej daje się we znaki susza. Poprawy sytuacji w najbliższym czasie nie widać, bo choć dziś zostały wydane alerty przed burzami, to kilkugodzinny gwałtowny opad nie jest w stanie odpowiednio nawodnić gleby. Krzysztof Olejniczak w swoim gospodarstwie część kukurydzy zasiał już półtora tygodnia temu. Kukurydza już wschodzi i widzę, że te wschody są nie takie, jak powinny być. Brakuje kawałków redlin, brakuje też częściowo, punktowo. To skutek wysokich jak na początek roku temperatur, a przede wszystkim braku opadów. W łódzkim nie padało już od 16 dni. A są miejsca w Polsce, gdzie nawet kropla nie spadła od marca. W kwietniu powinien być deszcz, nie ma deszczu, tak że plony mogą być słabe, źle się to wszystko zanosi. Już teraz wskaźnik wilgotności w najwyższej warstwie gleby w wielu miejscach wynosi zaledwie 30%. Sucha wiosna, później nagle opady i w tej chwili praktycznie od miesiąca nie było deszczu. Wszystko wskazuje na to, że mamy następny rok, w którym będziemy mieli poważne problemy z suszą i z ilością opadów. Z kolei sztuczne nawadnianie sprawdza się jedynie w przypadku niewielkich upraw. Jak z góry nie popada, nie ma opcji, żebyśmy dali radę nawadniać obszarowo tyle pól. I choć Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej ostrzega przed gwałtownymi burzami, to nawet to nie ratuje sytuacji. Potrzeba kilkudniowych ciągłych opadów, żeby gleba zdążyła wchłonąć wilgoć, a w najsuchszych regionach nawet opady w normie dla niektórych upraw są opadami zbyt niskimi, tak że to też nie oznacza, że będą superwarunki wilgotnościowe. Jeżeli obecny trend w pogodzie się utrzyma, tegoroczne plony będą dużo słabsze z powodu utrzymującej się suszy. Co więcej, niektóre prognozy mówią o jednej z największych susz w historii. Dlatego też ważne są ubezpieczenia, jeszcze w tej chwili można się ubezpieczyć, również od suszy, zachęcam do tego rolników, żeby korzystali z tej oferty. Dopłacamy 65% do składki ubezpieczeniowej z budżetu państwa. Co więcej, składka od rolnika nie musi zostać pobrana natychmiast, a może zostać rozliczona w przyszłości np. przy okazji dopłat bezpośrednich. "Dobro Rzeczypospolitej najwyższym prawem". To maksyma widniejąca na sztandarze straży marszałkowskiej. Dziś ta szczególna formacja obchodzi swoje święto. W uroczystym apelu oprócz marszałków obu izb wzięli udział funkcjonariusze oraz ich rodziny. Jesteście wizytówką polskiego Sejmu - mówiła do funkcjonariuszy marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Każdy, kto przychodzi do Sejmu, spotyka się na początku właśnie z wami, od waszego profesjonalizmu, od waszej postawy, ale przede wszystkim od waszej kultury osobistej zależy to, co się będzie mówiło o polskim parlamencie. W straży marszałkowskiej pełni służbę 208 funkcjonariuszy. Na mocy ustawy ze stycznia 2018 r. straż marszałkowska stała się pełnoprawną formacją mundurową. Jej historia i tradycje sięgają 2. połowy XVI wieku. Polskie magazyny z gazem wypełnione już w 90%. Poziom rezerw strategicznych błękitnego paliwa zwiększa się, mimo że Rosja pod koniec kwietnia wstrzymała dostawy do Polski. Gdy Gazprom wstrzymywał dostawy gazu do Polski, magazyny PGNiG były wypełnione w 76%. Teraz są już w 90%. Starczyłyby samodzielnie dla Polski na cały okres grzewczy, gdyby wykorzystać je w całości. Tak więc to bardzo zwiększa nasze bezpieczeństwo energetyczne, daje bardzo dużą rezerwę. Zakupy gazu umożliwiają Polsce interkonektory czyli połączenia z Niemcami, Czechami i Litwą, a także gazoport w Świnoujściu. Dostawy amerykańskiego skroplonego gazu także w Finlandii zastąpią surowiec dotychczas kupowany w Rosji. Gazprom ogłosił, że jutro wstrzyma przesył do tego kraju. Ta decyzja nie ma dla Finlandii znaczenia, bo gaz pokrywa tam jedynie 5% zapotrzebowania na energię. Chcemy pozbyć się rosyjskich surowców energetycznych. Nie chcemy, by pieniądze Finów finansowały niszczenie Ukrainy przez Putina. Takie samo stanowisko ma polski rząd. By uniezależnić się także od rosyjskiej ropy, Orlen nawiązał strategiczne partnerstwo z saudyjską firmą Aramco. Największy pod względem wartości rynkowej koncern na świecie obejmie niespełna 1/3 udziałów w rafinerii gdańskiej. Jednocześnie pokryje około 40% zapotrzebowania polskiego koncernu na ropę i dostarczy Polakom najnowsze technologie. Ucinamy pośredników i zamieniamy rosyjską ropę - tam też jest wydobycie - na wydobycie z Bliskiego Wschodu. Tymczasem Donald Tusk i inni politycy PO tworzą nieprawdziwy przekaz, jakoby rafinerię miał przejąć węgierski państwowy MOL. Nie sprzedawajcie polskich rafinerii, polskich stacji benzynowych w ręce Orbana. Nikt takiej sprzedaży nie planuje. MOL nie odkupi rafinerii, a jedynie część stacji benzynowych Lotosu. Jednocześnie Orlen przejmie ponad 200 stacji na Węgrzech i Słowacji. MOL jest spółką, w której udziały mają również Polacy, ok. 20%. Natomiast nie ma tam udziałów rosyjskich. Sprzedaż 400 spośród 3500 działających w Polsce stacji benzynowym jest antymonopolowym warunkiem fuzji Orlenu i Lotosu, który postawiła Bruksela. Niemcy nadal nie wysłały broni Ukrainie. Kilka tygodni temu Bundestag zaakceptował dostawy ciężkiego sprzętu, mimo to Berlin nic w tej sprawie nie zrobił - alarmuje ambasador Ukrainy w Niemczech. Kanclerz Olaf Scholz nie widzi też powodu, by przyśpieszyć proces wstąpienia Ukrainy do UE. Ukraina krwawi, ale zdaniem Niemiec ma czekać. Szybszej ścieżki prowadzącej do UE dla Kijowa nie chce Berlin. Kanclerz odpowiedzialnością za tę decyzję próbuje podzielić się z Francją. Ukraina złożyła wniosek o członkostwo w UE. Oczekuje się, że komisja przedstawi swoją ocenę wniosku przed Radą Europejską pod koniec czerwca. A jednocześnie wszyscy wiemy, że Emmanuel Macron ma rację, kiedy wskazuje, że proces akcesyjny nie jest kwestią kilku miesięcy czy kilku lat. Nie ma wątpliwości, że zablokowanie wejścia Ukrainy na unijną drogę jest w interesie Putina. Ten układ Paryż-Berlin-Moskwa, im dłużej wojna trwa, tym bardziej wydaje nam się realny. 91% Ukraińców chciało przystąpienia ich państwa do Wspólnoty już na początku wojny. Fakt, że na drodze do Unii nie ma skrótów, jest również imperatywem sprawiedliwości wobec 6 bałkańskich państw. Czyli pozostałych kandydatów. Stanowisko Berlina to kolejny cios zadany Ukrainie, ale także państwom, które ją wspierają. Przede wszystkim Stanom Zjednoczonym. Polityka Niemiec, która jawi się trochę jako taki koń trojański Rosji w UE, jest wielkim rozczarowaniem dla administracji Bidena, ponieważ on próbował powrócić do tej tradycyjnej amerykańskiej polityki stawiania na Niemcy w Europie. Dlatego zaufanie do niemieckiego rządu spada. Na świecie i w samych Niemczech. Kanclerz Olaf Scholz demonstruje przychylne stanowisko wobec Kremla, nadal nie dostarczając broni Ukraińcom. Prawda jest taka, że Niemcy w ciągu ostatnich tygodni nie dostarczyły właściwie żadnej broni. Mimo że Bundestag dał zielone światło na transport uzbrojenia na Ukrainę kilka tygodni temu. Berlin, jak widać, nie chce zrezygnować z prowadzenia prokremlowskiej polityki, mimo że Rosjanie każdego dnia dopuszczają się niewyobrażalnych zbrodni. To przełomowy dzień dla polsko-ukraińskich relacji. Tak historycy komentują decyzje władz ukraińskiego Lwowa. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich odsłonięto posągi lwów strzegących wejścia do symbolicznej dla Polaków nekropolii. Odsłonięcie pomników to m.in. efekt działań polskiej dyplomacji, która w ostatnich tygodniach najaktywniej w regionie zabiega o wsparcie dla Ukrainy. To miejsce, gdzie spoczywają Polacy polegli w obronie Lwowa w czasie wojny w latach 1918-1919. W ostatnich latach były zasłonięte po tym, jak część środowisk ukraińskich uznało je za antypaństwowy symbol. Teraz znów są odkryte. Ważny dzień dla relacji polsko-ukraińskich. Ta nekropolia jest ważna chyba dla każdego Polaka. Długo czyniliśmy zabiegi o to, żeby przywrócić jej pierwotny wygląd. Ukraińskie władze nie ukrywają, że odsłonięcie lwów to efekt tego, co dzieje się w polsko-ukraińskich relacjach w ostatnich tygodniach. Wojna pokazała bowiem, że Polska jest prawdziwym przyjacielem Ukrainy. W sensie politycznym jest to wyraz podziękowań Ukraińców wobec Polaków, którzy udzielili pomocy i wsparcia krajowi zaatakowanemu brutalnie 24 lutego przez Federację Rosyjską. Ostatnie tygodnie pokazują, że Polska jest głównym graczem w rozmowach międzynarodowych o sytuacji bezpieczeństwa militarnego i energetycznego w tej części świata. Ukraina musi odzyskać swoje terytorium - to międzynarodowo uznane jako terytorium Ukrainy - zgodnie ze wszystkimi regułami prawa międzynarodowego. I to jest dążenie, do którego powinien zmierzać wolny i demokratyczny świat. Co kilka dni to właśnie w naszym kraju goszczą głowy państw i szefowie rządów z krajów zaangażowanych w rozwiązanie problemu rosyjskiej agresji. Dziś w Warszawie przebywają prezydent Słowenii oraz premier Portugalii, w środę gościła prezydentka Węgier. "Przybywam do Warszawy z wielką miłością w sercu. Było dla mnie zupełnie oczywistym, że moja pierwsza zagraniczna wizyta musi prowadzić do Warszawy, do Polski. Chciałem wyrazić swój podziw dla postawy Polski, jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie. Sądzę, że Polki i Polacy pokazali światu swoje najlepsze oblicze. O tym, że Polska jest dyplomatycznym centrum rozmów o rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie, przekonaliśmy się podczas wizyty prezydenta USA, który po zakończeniu rozmów nie odwiedził innych krajów zachodu Europy. Zdaniem części ekspertów zachodnie kraje, blokując wsparcie dla Ukrainy i łagodząc sankcje wobec Rosji, tracą moralne prawo do bycia dyplomatycznym głosem Unii Europejskiej. Niemal 2/3 Polaków uważa, że prezydent Lech Kaczyński miał rację, ostrzegając Polskę i świat przed rosyjskim zagrożeniem. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez pracownię Social Changes zrealizowanego na zlecenie portalu wPolityce.pl. 64% badanych przyznało, że napaść Rosji na Ukrainę potwierdziła słuszność ostrzeżeń prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przeciwnego zdania było 11%, a 25% respondentów wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć". Bestialska napaść Rosji weryfikuje, kto miał rację, konsekwentnie alarmując o odradzającym się rosyjskim imperalizmie, a kto wykazał się polityczną krótkowzrocznością, robiąc interesy z Moskwą. To jedno z najważniejszych dokonań prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Zorganizowana przez polskiego prezydenta wizyta i demonstracja solidarności z Gruzją przywódców krajów Europy Środkowej i Wschodniej po rosyjskim ataku do dziś jest przykładem niezwykłej politycznej przenikliwości. Prezydent Lech Kaczyński potrafił wyciągać wnioski z historii, potrafił patrzeć na świat taki, jaki jest, potrafił też odważnie artykułować swoje poglądy. Słowa, które padły 14 lat temu na wiecu przed gruzińskim parlamentem, dziś, po kolejnym ataku Rosji na Ukrainę, odbijają się echem w całym zachodnim świecie. Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę. Lech Kaczyński wiedział, że polityka Rosji w stosunku do swoich sąsiadów sprowadza się przede wszystkim do przesuwania granic. Bo rosyjska idea państwowa niezależnie od wieku i rządów to imperializm. Lech Kaczyński był świetnie przygotowanym do swojej roli prezydentem, znał historię, znał procesy polityczne i również był odważnym politykiem. Prezydent Kaczyński miał świadomość, że Rosja militarną kontrolę uzupełnia uzależnieniem energetycznym. Mogą chcieć odzyskać w innej zupełnie sytuacji wpływy w Unii i w NATO, chociażby działając od wewnątrz przez potężną broń, jaką jest energetyka. Dlatego jednym ze strategicznych celów prezydentury było uniezależnienie się od surowców z Rosji. Gazoport jest nam potrzebny ze względów strategicznych. I mam nadzieję, że powstanie bardzo szybko. Trzymanie Rosji jak najdalej od polskich granic było dla polskiego prezydenta oczywiste. Ukrainę i Gruzję widział w NATO. To się Rosji nie podobało. Jest także pytanie związane z tym, kto ma prawo wyznaczać rozmiary NATO. Czy te państwa, które chcą do NATO należeć, czy też inne państwa. Dla Polski jest oczywiste, że te państwa, które chcą do NATO należeć. Prezydent Lech Kaczyński odnowił też ideę Międzymorza. Zdawał sobie sprawę, że sojusz mniejszych krajów może dać większe możliwości. On był jednym z istotnych promotorów, a mianowicie współpracy Polski z zapomnianą grupa złożoną głównie z Gruzji, Ukrainy, Uzbekistanu, Azerbejdżanu i Mołdawii. Rację politycznej dalekowzroczności prezydenta Lecha Kaczyńskiego historia przyznała niezwykle szybko. To na koniec losowy zawrót głowy, bo w popularnej loterii Eurojackpot jest kumulacja, a do wygrania dokładnie pół miliarda złotych. I u wielu ruszyła wyobraźnia, na co tę gigantyczną kwotę by wydali. Kilka pomysłów dla państwa przygotował Waldemar Stankiewicz. Oto najdroższy samochód w historii motoryzacji. Mercedes 300 SLR z 1955 roku został właśnie wystawiony na aukcję w Stuttgarcie. Na świecie są tylko 2 takie egzemplarze. Ten kupił anonimowy kolekcjoner. Zapłacił rekordowe 135 mln euro. To w przeliczeniu ponad 620 mln zł. Zwycięzcy w kumulacji Jackpota by nie starczyło, ale na to dzieło bez problemu. Za Za 106 mln zł wylicytowano właśnie rysunek Michała Anioła odnaleziony 3 lata temu. Rysunki porównywalnych artystów, - mam na myśli Leonarda Da Vinci, ale w szczególności Rafaela - zostały sprzedane po znacznie wyższych cenach. 2 rysunki Rafaela sprzedano za równowartość około 45 mln dolarów. Takiej kumulacji w tej grze jeszcze nie było. 500 mln to robi... No na oko to jest dużo pieniędzy, jakby nie patrzyć. Jeśli ktoś trafnie wytypuje 5 z 50 liczb i 2 z 12, wygra pół miliarda złotych minus podatek, ale w portfelu wciąż zostanie 450 mln. Jest na co wydawać, dzisiaj klient puszczał, syn mu kazał puścić, bo on chce mieć ładny samochód. Tak ogromna kwota rozbudza wyobraźnię. Chyba bym oszalał trochę... I zaszalał. Bym zainwestowała w jakąś nieruchomość, w działkę. Na pewno bym wyjechał i odpoczął z rodziną, to na 100%, dokończyłbym budowę domu. Gdzieś bym pojechała. Może kupiłabym sobie apartament nad morzem. Np. na ostatnim piętrze apartamentowca w Gdyni z widokiem na zatokę. To koszt zaledwie 16 mln zł. A że główna wygrana to niemal podwójny budżet Zakopanego, śmiało za tę kwotę można by kupić połowę drużyn piłkarskich ekstraklasy albo 450 razy polecieć w kosmos razem z firmą Elona Muska. Szansa na zwycięstwo jest, Polacy już w tej grze wygrywali astronomiczne sumy. Na przestrzeni tych kilku lat mieliśmy do czynienia z 4 wygranymi I stopnia, ostatnia najwyższa wygrana miała miejsce w ubiegłym roku i wynosiła prawie 206 mln zł. Możliwe, że jeszcze dziś wieczorem gdzieś w Polsce pojawi się nowy multimilioner. NA CAŁY PROGRAM "GOŚĆ WIADOMOŚCI" Z NAPISAMI ZAPRASZAMY DO KANAŁU TVP INFO.