Prowokacja za prowokacj@. Rosyjskie my¦liwce nad Estoni@ i nad platform@ Petrobalticu na Morzu Ba¾tyckim. Cyberatak na europejskie lotniska. Op#÷nienia i odwo¾ane loty. Rosyjskie bestialstwo i ukrai$ska odpowied÷. Monika Sawka, dobry wieczór. Zaczynamy od serii prowokacji i pytania, do czego to wszystko prowadzi. Po tym, jak w ubiegłym tygodniu kilkanaście rosyjskich dronów naruszyło polską przestrzeń powietrzną, Kreml znów testuje NATO. Trzy rosyjskie myśliwce MiG-31 wkroczyły w estońską przestrzeń powietrzną. Tallin sięga po art. 4 Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wczoraj także dwa rosyjskie myśliwce wykonały niski przelot nad platformą Orlenu na Morzu Bałtyckim. Zaufany człowiek Donalda Trampa mówi wprost: te działania są celowe. To jedna z platform wiertniczych Orlenu. Wydobywa ropę i gaz spod dna Bałtyku. Znajduje się 70 kilometrów na północ od Jastarni. W pobliżu niej przeleciały dwa rosyjskie myśliwce. Nie przekroczyły granicy państwa, ale naruszyły strefę bezpieczeństwa instalacji Petrobaltic. Myśliwce przeleciały poniżej wyznaczonej strefy bezpieczeństwa, określonej na 200 metrów nad poziomem morza. Obecność rosyjskich samolotów w tym miejscu nie była przypadkowa. I nie pierwsza. To zdjęcia sprzed czterech lat wykonane przez pracowników. Rosjanie identyfikują pewne miejsca, które mogą w ich ocenie być łatwe do sprowokowania. Poza tym pamiętajmy, że prowokacja jest udana, kiedy wszyscy o niej mówią. Wszyscy mówią też o drugiej rosyjskiej prowokacji przeprowadzonej tego samego dnia. Trzy samoloty MiG-31 naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii. Myśliwce pojawiły się w rejonie wyspy Vaindloo, około stu kilometrów od Tallina. Rosyjskie maszyny przebywały na estońskim niebie około 12 minut. To zdjęcia tych maszyn wykonane z pokładu szwedzkich myśliwców. NATO poderwało gripeny, czym zmusiło Rosjan do odlotu. Moskwa zaprzecza, że doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej Estonii. Myśliwce MiG-31 wykonały planowy lot zgodnie z międzynarodowymi zasadami. W te zapewnienia nie wierzy Europa. Nie możemy okazywać słabości, bo słabość to coś, co zachęca Rosję do dalszych prowokacji. Słabością byłby brak reakcji. Estonia reaguje, wzywając do działania NATO. Naszym żądaniem jest uruchomienie art. 4, co oznaczałoby konsultacje polityczne między sojusznikami. Następnie zebrałoby się zgromadzenie NATO, aby zdecydować, co jest dodatkowo potrzebne. Rada Sojuszu Północnoatlantyckiego zbierze się w przyszłym tygodniu. Poprzednio art. 4 uruchomiono na prośbę Polski po nalocie rosyjskich dronów. Dziś we wsi Studzieniec koło Kętrzyna znaleziono szczątki kolejnego bezzałogowca. Po tym, jak ten obiekt został znaleziony, jak również miejsce, w którym on został znaleziony... Tam teraz pod nadzorem prokuratora są wykonywane dalsze czynności procesowe. Każdy przypadek to celowe działanie Rosji, podkreśla szef polskiego MSZ. W zeszłym tygodniu Polska, dziś Estonia. Rosja kolejny raz prowokuje i pokazuje, że nie jest zainteresowana pokojem. Polska deklaruje solidarność z Estonią i stanowczo potępia naruszenie jej przestrzeni powietrznej przez Rosję. Nie lubię, kiedy to się dzieje. To mogą być duże kłopoty. Niedawno Donald Trump mówił, że obecność rosyjskich dronów nad Polską mogła być pomyłką. Teraz jego zaufany człowiek w wywiadzie dla The Telegraph przyznaje, że to celowe działanie Moskwy. Gdyby wydarzyło się to tylko raz, moglibyśmy nazwać to incydentem, ale sześć godzin dronów? To już test, który ma sprawdzić, co Zachód z tym zrobi. I my musimy to potraktować jak test. Rosja cały czas eskaluje, prowokuje i testuje sojusz NATO. Szczególnie patrzy na USA. Słaba reakcja, brak naprawdę mocnej reakcji powoduje, że te testy prowadzi dalej. Na rosyjskie prowokacje reaguje Bruksela. Ogłosiła 19. pakiet sankcji. Unia ma między innymi zakazać importu rosyjskiego gazu LNG rok wcześniej, niż zakładano. Na czarną listę trafi ponad sto statków z tak zwanej Floty Cieni. Zakazem transakcji mają być objęte czołowe rosyjskie spółki energetyczne oraz platformy kryptowalutowe. Raz za razem prezydent Putin eskaluje konflikt. W odpowiedzi Europa zwiększa swoją presję. Do przyjęcia pakietu sankcji potrzebna jest jednomyślność krajów członkowskich. Przeciwne odchodzeniu od rosyjskich paliw kopalnych są Słowacja i Węgry. Opóźnione, odwołane loty i chaos. To efekt cyberataku na europejskie lotniska. Zakłócona była praca kilku ważnych portów, m.in. w Londynie, Berlinie i Brukseli. Według Agencji Reutera hakerzy zaatakowali dostawcę usług związanych z systemami odprawy i wejścia na pokład. Problem nie dotyczył Polski, ale eksperci nie mają wątpliwości: takich incydentów będzie coraz więcej. Tłumy na lotniskach i niepokój wśród pasażerów. Tak wyglądało dziś wiele europejskich portów. Nie potrafię pojąć, dlaczego ktoś miałby coś takiego zrobić. Nie powiedziano nam nic poza tym, że wystąpiła usterka techniczna, a teraz czekamy, co się wydarzy. Jak podaje agencja Reuters, powodem był cyberatak i awaria systemu firmy Collins Aerospace, który odpowiada za obsługę odpraw dla wielu linii lotniczych. Z opóźnieniami mierzyli się m.in. pasażerowie na lotnisku Berlin Brandenburg. Chociaż lotnisko w Berlinie nie było bezpośrednim celem ataków, to pasażerowie od rana musieli liczyć się z utrudnieniami. Niektóre samoloty startowały z dwugodzinnym opóźnieniem, nie działała automatyczna odprawa. Podobna sytuacja była na Heathrow, największym lotnisku w Wielkiej Brytanii. Londyńskie lotnisko Heathrow musiało uruchomić awaryjne systemy odpraw pasażerów. Dodatkowe zabezpieczenia działają jednak tylko na terminalu piątym. W pozostałych trzech terminalach panował spory chaos, część pasażerów była odsyłana do domu z powodu odwołanych lotów. Atak sparaliżował automatyczne systemy, w związku z tym personel lotnisk był zmuszony awaryjnie wprowadzić ręczną odprawę pasażerów. To przełożyło się na ogromne opóźnienia. Nie mamy żadnych innych informacji ani niczego, co wyjaśniałoby przyczynę opóźnienia. Eksperci zaznaczają, że kluczowym celem takich działań jest wywołanie chaosu i poczucia zagrożenia. Ze względu na to, że lotniska już są przeciążone, każde opóźnienie powoduje, że kolejny lot może nie odlecieć. Na pewno powoduje to dezorganizację. Ich celem nie był okup, co zazwyczaj jest celem przy przestępczości zorganizowanej. Tutaj wygląda na to, że celem było sianie paniki. Na razie nie wiadomo, kto stał za atakiem hakerskim, ale eksperci przyznają, że w obecnej sytuacji międzynarodowej trudno uniknąć pewnych skojarzeń. Wschodnia flanka NATO reaguje na drony, a skoro reaguje, to możemy testować dalej. Tutaj atak na lotniska, tutaj naruszenie przestrzeni. Wicepremier Krzysztof Gawkowski zapewnia, że ataki nie dotknęły bezpośrednio polskich lotnisk. Dopiero za kilkanaście dni będziemy wiedzieli dokładnie, co się stało. Jedne państwa twierdzą, że to wada oprogramowania, inni - że możemy mieć do czynienia z cyberatakami. My też jesteśmy w stanie podwyższonej gotowości, monitorujemy cyberprzestrzeń. Polska jest najbardziej atakowanym państwem w cyberprzestrzeni. Miesięcznie służby notują nawet 60 tys. takich prób. Kolejny zmasowany ostrzał Ukrainy. Rosjanie użyli ponad pół tysiąca dronów i rakiety. Trzy osoby zginęły. Są też dziesiątki rannych. W Dnieprze pocisk z amunicją uderzył bezpośrednio w budynek mieszkalny. W odpowiedzi Kijów zaatakował rafinerię w Rosji. To potężny cios, bo zakład w Saratowie nad Wołgą ma 2,5-procentowy udział w całej rosyjskiej produkcji paliw z ropy naftowej. To było najgorszych 20 minut w życiu Julii. Jesteśmy zablokowani. Nie możemy wyjść. W jej dom w Kijowie uderzył rosyjski pocisk. Tuż po tym budynek zaczął się palić. Wszystko płonęło, a my byliśmy uwięzieni w naszych mieszkaniach. Julii i jej dziecku pomogli sąsiedzi. Ale nie wszyscy na zaatakowanych przez Rosjan terenach mieli tyle szczęścia. Co najmniej trzy osoby zginęły, kilkadziesiąt zostało rannych. Obudziła mnie głośna eksplozja. Byłam pokryta odłamkami szkła z rozbitych okien, moje dziecko też. Rosja jak zwykle zaatakowała nocą. Z wyjątkową zaciekłością. Na celowniku znalazły się przede wszystkim obwody kijowski, dniepropietrowski, charkowski, mikołajowski, czernihowski i zaporoski. Wróg wystrzelił 40 pocisków manewrujących i balistycznych oraz około 580 dronów różnego typu. Te drony i pociski spadały na cele cywilne, wieżowce, domy, garaże, zabudowania gospodarcze, a nawet zaparkowane niedaleko budynków samochody. Każdy taki atak nie jest koniecznością militarną, lecz celową strategią Rosji mającą na celu terroryzowanie ludności cywilnej i niszczenie naszej infrastruktury. Ale Kijów nie pozostaje bierny i kontynuuje ataki na rosyjską infrastrukturę paliwową. W nocy ukraińskie drony uderzyły w rafinerie w Saratowie i Nowokujbyszewsku oraz stację pompowania ropy w Samarze. To obiekty kluczowe nie tylko dla zaopatrzenia wojska, ale i rosyjskiej gospodarki. Wojska obronne Ukrainy systematycznie wdrażają środki mające na celu zmniejszenie potencjału wojskowo-gospodarczego państwa agresora. Zmniejsza to możliwości logistyczne Federacji Rosyjskiej w sektorze rafinerii ropy naftowej oraz narusza systemy zaopatrywania rosyjskim siłom zbrojnym w materiały paliwowe i naftowe. Ataki przynoszą efekty. Rosyjskiej armii brakuje paliwa. W niektórych rejonach kraju przywrócono kartki na benzynę. A jeśli nawet jest dostępna, to droga i mieszkańców na nią nie stać. Musimy oszczędzać, mniej jeździmy samochodem. Często po prostu chodzimy pieszo. Ciosy zadają Rosji nie tylko Ukraińcy. Wojnę skrytykowała ikona rosyjskiej sceny muzycznej Ałła Pugaczowa. Wszyscy wiedzą, że jestem przeciwko wojnie. Nasz kraj też bardzo ucierpiał, choć oczywiście na pierwszym miejscu jest Ukraina. Czy naprawdę trzeba tłumaczyć, że niektórzy ludzie nie chcą mieszkać we wspólnym mieszkaniu? Że wolą mieć własne? Wywiad, którego Pugaczowa udzieliła Katierinie Gordiejewej, uznawanej przez rosyjskie władze za zagraniczną agentkę, w zaledwie tydzień zebrał ponad 20 milionów wyświetleń. Nie żyje dwóch polskich żołnierzy, którzy służyli w Jednostce Wojskowej GROM. Wojskowi zginęli podczas nocnego szkolenia spadochronowego w Stanach Zjednoczonych. Wyjaśnieniem przyczyn tragedii zajmie się specjalnie powołana komisja. Z głębokim smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci dwóch żołnierzy wojsk specjalnych, którzy zginęli podczas szkolenia spadochronowego w Stanach Zjednoczonych. Rodzinom i bliskim składam wyrazy szczerego współczucia i solidarności w bólu. Niezwykle smutna wiadomość dotarła do nas z USA. W czasie nocnych ćwiczeń spadochronowych w USA śmierć poniosło dwóch naszych świetnych żołnierzy Wojsk specjalnych. Rodziny poległych zostały objęte pełnym wsparciem. Składam im najgłębsze wyrazy współczucia. Powstał specjalny zespół prokuratorów do spraw tzw. neosędziów w Sądzie Najwyższym i Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Ma działać pod nadzorem prokuratora generalnego i brać udział w postępowaniach, które generują przyszłe odszkodowania od Skarbu Państwa. Trzeba interweniować, mówi prezes PiS i przekonuje, że Polska przestała być krajem praworządnym. Rządzący odpowiadają - anarchia była, ale za PiS. Bedę konsekwentny w swoich działaniach. Zapowiada minister sprawiedliwości i przedstawia pierwsze pomysły na przewrócenie praworządności. Nam zależy najbardziej na tym, żeby sędziowie byli w pełni niezawiśli. Problem zaczyna się tu, w Krajowej Radzie Sądownictwa, która decyduje o tym, kto zostanie sędzią. Wcześniej większość jej składu wybierali sędziowie, po zmianach wprowadzonych przez PiS robią to politycy na tej sali. To dlatego KRS zyskała przydomek "neo", a Sąd najwyższy i europejskie trybunały orzekły, że nie jest ona niezawisła. Mimo to za rządów PiS nadal wskazywała, kto może być sędzią. Życzę powodzenia. Z rąk Andrzeja Dudy akty powołania otrzymało około 3 tys. neosędziów. Wydawane przez nich wyroki mogą być teraz podważane. Polskie sądy wydające orzeczenia w jednej trzeciej, bo tylu mamy neosędziów, są obarczone wadliwością. To jest olbrzymi problem. Obywatel, który idzie do sądu, nie jest pewny, czy wyrok, który otrzyma z sądu, nie jest przypadkiem nieważny. Taki obywatel może odwołać się do europejskich trybunałów. Pierwsze wyroki już są. Na ich podstawie Polska wypłaciła 5,5 miliona złotych odszkodowań. Państwo polskie, czyli my wszyscy, musimy potem płacić za to, co Pis zgotował, a PiS totalnie rozwalił cały system praworządności. PiS w piersi bić się nie zamierza. Za wszystko wini Unię... To jest wykraczanie poza kompetencje TSUE, po prostu polityka. ...i swoich następców. Polska przestała być od pierwszych dni tego rządu, od pierwszych słów Donalda Tuska państwem praworządnym. Kaczyński najwyraźniej przespał osiem lat rządów Ziobry, bo to było łamanie prawa, wtedy mieliśmy do czynienia z anarchią i potwierdzają to wyroki TSUE. Takich wyroków może być więcej. Bo w europejskich trybunałach pozwów o odszkodowania przybywa. Minister sprawiedliwości wcześniej tylko apelował do neosędziów, do tych osób, aby powstrzymały się od orzekania. Teraz mówi o ich odpowiedzialności i powołuje specjalny zespół prokuratorów. Jeżeli funkcjonariusz publiczny spowoduje szkodę, to ten, kto zapłacił za tę szkodę, ma prawo dochodzić w tak zwanym regresie tych środków, by nie pogłębiać problemu. Do czasu reformy KRS minister sprawiedliwości nie zamierza ogłaszać wakatów sędziowskich. W zamian proponuje rozszerzenie uprawnień asesorów i umożliwienie orzekania sędziom, którzy przeszli w stan spoczynku. To są wszystko działania, które przypominają to, co działo się w sądownictwie po roku '45. Panie prezesie, to nie zamach na niezawisłość sądownictwa, to próba uporządkowania bałaganu, który został po rządach PiS. Za który Polska już zapłaciła słono, bo do kilku milionów złotych z tytułu odszkodowań trzeba doliczyć 2,5 miliarda złotych kary za działalność Izby Dyscyplinarnej. To choroba, która może zabić w kilka godzin. Jest trudna do rozpoznania i nie od razu widać ją w badaniach laboratoryjnych. Wrodzona zakrzepowa plamica małopłytkowa ma nieoczywiste objawy. A jeśli pacjent nie jest leczony, każdy rzut tego schorzenia może zakończyć się śmiercią z powodu udaru, krwotoku czy niewydolności nerek. Co medycyna ma do zaproponowania pacjentom? Jerzyk jest bardzo energicznym i pogodnym dzieckiem. Urodził się z zakrzepową plamicą małopłytkową, która w każdej chwili mogła zagrażać jego życiu. Kilka razy to była wysypka, duszność, trzeba było zrobić wielogodzinne toczenie krwi. Adrianna większość dzieciństwa spędziła w szpitalach. Trafiała tam wielokrotnie w ciężkim stanie. Ale do 16. roku życia nie rozpoznano u niej choroby. Byłam bardzo osłabiona, nie miałam na nic siły, pojawiały się problemy neurologiczne. Miałam problem z komunikacją, nie mogłam znaleźć słów. Wrodzona zakrzepowa plamica małopłytkowa to ultrarzadka choroba. W organizmie brakuje jednego z enzymów, co powoduje, że sklejają się płytki krwi. Powstawanie mikrozakrzepów w wielu narządach doprowadza do niewydolności tych narządów, udaru, zawału serca, niewydolności nerek. Choroba latami może przebiegać bezobjawowo, a rzut pojawia się niespodziewanie, w dramatycznych okolicznościach. Osoba nie wie, że jest chora, i na przykład kobieta w ciąży... Nagle ujawnia się ta plamica małopłytkowa, dlatego że ciąża jest prozakrzepowa. U Jerzyka przełom nastąpił, kiedy dostał nową terapię polegającą na uzupełnieniu brakującego enzymu. Chłopiec może teraz żyć bez ograniczeń. To jest zupełnie inne dziecko. Zaczął się rozwijać w błyskawicznym tempie. Terapia daje też szansę spełnienia marzeń. Mam pacjentkę, która urodziła zdrowe bliźniaczki. Do tej pory pacjenci dostawali nowy lek poprzez darowiznę producenta leku. Teraz terapia jest w trakcie procesu refundacyjnego. Lek wpisany jest na listę technologii o najwyższym stopniu innowacyjności i jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że będzie refundowany od stycznia. Adrianna może teraz żyć aktywnie i spełniać swoje plany. Ma nadzieje, że nikt w Polsce nie umrze już na tę chorobę, tak jak jej starsza siostra, której nie zdiagnozowano na czas. Żeby ta choroba była bardziej znana, bo rozpoznanie jej jest bardzo trudne, a ułatwienie tego innym może sprawić, że uratujemy komuś życie. A teraz ostatnie tchnienie lata. Na termometrach nawet 30 stopni. Ciepłe powietrze nie zostanie z nami jednak długo. Tym bardziej warto się nim nacieszyć w ten weekend. We wtorek rozpoczyna się kalendarzowa jesień. A wraz z nią przyjdzie chłód, wiatr i deszcz. Ten ostatni jest teraz na wagę złota. Super, fantastycznie, takie zakończenie lata, rewelacja. To jak prezent na koniec lata. Więc jak się tu nie cieszyć. Skąpana w słońcu Polska dziś i jutro. Dwa dni trochę przypominają o pogodzie letniej. Pięknie, pięknie dzisiaj, wspaniała pogoda, mam nadzieję, że to będzie jeszcze dłużej trwało. Miejscami w weekend nawet 30 stopni. Pomyśleć można by, że to babie lato. Ale nie. Podręcznikowo czy encyklopedycznie babie lato to jest okres ciepłej, przyjemnej, fajnej pogody jesiennej po pierwszych przymrozkach. Zjawisko związane jest z falą Rossby'ego, która jest efektem ruchu obrotowego Ziemi. Także w związku z ruchem obrotowym w poniedziałek zacznie się astronomiczna jesień. A razem z nią drastyczna zmiana pogody. Spadek temperatury. I już zdecydowanie mniej słońca. Spodziewamy się i przelotnych opadów, porywistego wiatru, niewykluczone także burze. Deszcz jest na wagę złota, bo w Polce mamy suszę hydrologiczną. W rzekach i zbiornikach brakuje wody. To Narwiański Park Narodowy. Zwykle woda o tej porze sięgała konarów. Sytuacja z wodą na Narwi jest bardzo zła, takiej sytuacji nie było od utworzenia narwiańskiego parku narodowego, w tym momencie powinniśmy mieć około metra więcej w rzece, w korycie głównym, niż mamy teraz. Sierpień był na Starym Kontynencie najsuchszym miesiącem od początku prowadzenia pomiarów przez Europejskie Obserwatorium Suszy, czyli od 13 lat. Susza objęła ponad połowę powierzchni Europy. Najgorzej było na Bałkanach, w Portugalii i we Francji. Pierwszą rzecz, którą powinniśmy zrobić jako ludzkość, to ograniczenie produkcji gazów cieplarnianych, jednocześnie musimy prowadzić do transformacji, m.in. sektora energetycznego, czy rozwijać odnawialne źródła energii. Odbudowanie zasobów wody byłoby możliwe, ale bardzo trudne - uważa klimatolog, profesor Bogdan Chojnicki. Tego się nie da zrobić w jeden dzień, nawet w jeden tydzień, myślę, że to potrzeba naprawdę sporo czasu. Nie wiem, czy w ogóle go mamy, bo temperatura na całym świecie, na całym globie rośnie, ale potrzeba sporo czasu, żeby odbudować zasoby wodne, te płynące, powierzchniowe. Wskaźnik suszy, opracowany przez unijny program Copernicus, opiera się na obrazach satelitarnych, które pozwalają mierzyć sumę opadów deszczu, wilgotność gleby oraz stan roślinności. Dla tych widoków warto pokonać ponad 400 schodów. Wieże katedry Notre Dame znowu otwarte dla turystów. Pożar, który wybuchł w 2019 roku spustoszył zabytek i doprowadził do zawalenia iglicy. Wieża południowa ocalała, ale trzeba było sprawdzić stan dzwonów, odnowić drewniane belki i wymienić pokrycie dachu. Katedra Notre Dame odkrywa kolejne tajemnice. Ponad 6 lat po pożarze wieże katedry. Od dziś są otwarte na nowo i oferują spektakularne widoki. I tak, właśnie, docieramy na dach Paryża. Taras widokowy na wysokości 69 metrów to nie jedyna nowa atrakcja Notre Dame. By każdy mógł poczuć się jak Quasimodo, na trasie zwiedzania, po raz pierwszy od prawie 500 lat, pojawił się słynny dzwon Emmanuel. Oraz te, jedyne w swoim rodzaju i największe na świecie, dębowe schody o podwójnej spirali. Stolarze pracowali przy nich aż 10 tysięcy godzin. Wszystko robiliśmy ręcznie. Te schody są wyjątkowe, mają 21 metrów wysokości i ważą 20 ton. Dzięki podwójnej spirali zwiedzający się na nich nie mijają, jedna grupa wchodzi, a druga schodzi. I chociaż do pokonania są łącznie aż 424 stopnie, to pierwsi turyści są zachwyceni. Imponująca bardzo struktura drewniana na wieży. Było przepięknie, trasa jest wyjątkowa, no i te widoki. Pomimo deszczu było genialnie. Bilety wstępu na wieżę południową, bo to ją można zwiedzać, wyprzedały się w mgnieniu oka. Bo to właśnie wieże Notre Dame stały się symbolem walki z żywiołem. Podczas pożaru z 15 kwietnia 2019 roku, strażacy przez wiele godzin walczyli, by uratować wieżę północną. Gdyby spłonęła, mogłaby runąć cała katedra. Obie wieże udało się ocalić, ale po pożarze renowacji wymagały belki, dzwony i pokrycie dachu. Prace w dzwonnicy okazały się dłuższe niż planowaliśmy, ale udało się nam dzięki temu stworzyć jeszcze wspanialszą trasę zwiedzania. Chociaż otwarte jest już wnętrze i wieże katedry, to Notre Dame cały czas pokryta jest rusztowaniami. Prace wciąż trwają przy łękach przyporowych, zakrystii i rozetach. Bo chociaż nie ucierpiały podczas pożaru, to wymagają renowacji. Dlatego na tylnym dziedzińcu katedry wciąż słychać pracę dłut kamieniarzy i rzeźbiarzy. Z czasem kamienie stają się coraz słabsze, bo atakuje je woda i zanieczyszczenie, więc trzeba je wymienić, by katedra przetrwała. Rusztowania prędko z katedry nie znikną. Prace potrwać mają jeszcze 3 lata. To będzie ostatni film kultowego duetu: Bogusława Lindy i Władysława Pasikowskiego. Do kin za kilka dni trafi długo wyczekiwany "Zamach na papieża". Akcja osadzona jest w 1981 roku. Były snajper i legenda wywiadu dostaje misję do wykonania. Na zlecenie Kremla ma zatuszować ślady i pozbyć się zamachowca. Obraz inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami. Bogusław Linda w roli umierającego na raka snajpera w służbie PRL. Pomysł na bohatera był mój, a scenariusz potem Władka, który mnie zaskoczył interpretacją pewnych rzeczy, ja z kolei starałem się zrobić postać, która nie jest jednowymiarowa. O miłości do aktorskiego kunsztu Bogusława Lindy przekonywał podczas uroczystej premiery reżyser. To jest ogromna przyjemność współpracy z panem Bogusławem. Gdyby tak nie było, nie współpracowalibyśmy od 30 lat. "Kroll", "Psy" "Operacja Samum" - to filmy, które ugruntowały pozycję Pasikowskiego jako reżysera i Lindy jako ikony polskiego kina. Stały się dla mojego pokolenia kultowe, rola Bogusława Lindy z tych filmów, wspaniałe, wielkie. Życzyłbym sobie chociaż raz zagrać taką wyrazistą rolę, jaką zagrał on w tych filmach. Męskie kino, ale ważne, kultowe, znaczące no i już teraz zupełnie inne niż kiedyś. W "Zamachu na papieża" Linda jest jakby kolejnym wcieleniem postaci sprzed lat. Bohaterem w typie "macho", przeżywającym wewnętrzne rozterki. To jest taki aktor, który jest bardzo w kontakcie, ma bardzo duże poczucie humoru, rodzaj wrażliwości, nieśmiałości nawet czasami. Fikcyjne losy bohatera Lindy są w filmie powiązane z tym, co wydarzyło się w Watykanie 13 marca 1981 roku. Turecki zamachowiec Ali Agca strzelał do papieża Jana Pawła II. Cały ten spisek, związany z zamachem na papieża, wciągnął nie tylko wywiad bułgarski, sowiecki, ale po części także polski. To właśnie hipotetyczny udział polskich służb w zamachu przedstawia film Pasikowskiego. To będzie ciekawe, co powie młodsze pokolenie, które dostało w spadku pewną ikonę, pewną ikonę komunistycznej Polski, pewną ikonę uwikłania naszych oficerów. Hipotetycznie ta historia mogłaby się wydarzyć naprawdę, w jakimś momencie niewątpliwie z prawdą się ona styka. Ta opowieść to według producentów filmu ostatni wspólny projekt duetu Pasikowski i Linda. Panowie chcą na tym skończyć. Oczywiście ja mam nadzieje, że to nie jest koniec, i jak będę miała cokolwiek do powiedzenia, to zawsze powiem, żeby nie robili tego. Film trafi do kin za tydzień. Będzie też walczył o Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Ja już państwu dziękuję. Czas na Pytanie Dnia, u Mariusza Piekarskiego dziś Paweł Kowal, szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, szef Rady ds. Współpracy z Ukrainą. Spokojnego wieczoru i do zobaczenia jutro o 19:30.