W rękach policji - mężczyzna, który chciał podpalić biuro - zatrzymany. Kradzież po francusku - szokujące kulisy skoku stulecia w Luwrze. Trudny werdykt - dziś poznamy zwycięzcę konkursu chopinowskiego. Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. Odpowie za groźby karalne i sprowadzenie zdarzenia powszechnie niebezpiecznego. Krzysztof B., 44-latek, który próbował podpalić biuro Platformy Obywatelskiej w centrum Warszawy, został zatrzymany przez policję. Mężczyzna jest znany organom ścigania, bo wcześniej kierował groźby karalne w kierunku zabójstwa premiera Donalda Tuska. O politycznej nienawiści i jej skutkach. To ten 44-letni mężczyzna według śledczych w piątek chciał podpalić warszawską siedzibę Platformy Obywatelskiej. Krzysztof B. został zatrzymany dziś rano w swoim mieszkaniu w powiecie łosickim. Był kompletnie zaskoczony naszym widokiem, z pewnością nie spodziewał się, że policja tak szybko go ustali. Pomógł monitoring, a także policyjne kartoteki. Krzysztof B., miesiąc temu został skazany na 2500 złotych grzywny za groźby zabójstwa wobec premiera na portalu X. Według Onetu powołani do sprawy biegli uznali, że mężczyzna jest poczytalny. Niestety widać, że to go nie powstrzymało, mamy do czynienia z sytuacją, w której przeszedł od słów do czynów. Chodzi o ten czyn. Próbował podpalić ten koktajl Mołotowa, tutaj już rzucony, wykrzykując inwektywy pod adresem polityków Platformy. Nie mam wątpliwości, że podtekstem tych wydarzeń była polityka. Bąkiewicz i Kaczyński muszą być zadowoleni. To do tych słów odniósł się Donald Tusk. Nie bójcie się prokuratur, sądów, ci ludzie zapłacą za to cenę i ta droga na Grunwald musi być taka, że te chwasty trzeba z polskiej ziemi powyrywać i napalm na tę ziemię rzucać, żeby nigdy nie odrosły. Według rządzących to mogło być inspiracją dla Krzysztofa B. Jak usłyszał o zrzucaniu napalmu, to zrzucił koktajl Mołotowa z substancją zapalającą. Bardzo ważne przemówienie, bardzo ważnego, mądrego człowieka. ...to PiS za Robertem Bąkiewiczem stoi murem. I za wszystko wini Donalda Tuska. Najwyższy czas, żeby rządzący w Polsce, w tym przede wszystkim Donald Tusk, przeprosili za swoje wieloletnie rozpętywanie kampanii nienawiści i zbudowanie przemysłu pogardy w Polsce. A Prawo i Sprawiedliwość nie ma nic na sumieniu? Nie, nie ma nic na sumieniu. Bo według PiS... Kosy na sztorc! ...takie wezwania na politycznym wiecu... Wroga trzeba dobić. Jak się kołyszę w ringu, to się go tak tłucze, aż leży na deskach. ...z nawoływaniem do nienawiści nie mają nic wspólnego. Obserwujemy próbę budowania na tym zdarzeniu kapitału politycznego przez Donalda Tuska i stąd ten jego dzisiejszy tweet. Według lewicy kapitał polityczny próbuje budować ktoś inny. Jarosław Kaczyński wykorzystuje Bąkiewicza, żeby jakiś punkt, pół punktu procentowego zyskać. Bo jak mówią rządzący, walka PiS o przejęcie wyborców Konfederacji i Korony Polskiej - to ostatnie notowania tych partii - właśnie się rozpoczęła. Bąkiewicz mówi to, co nie wypada, a myśli o tym Kaczyński i niestety przez 2 lata będziemy świadkami kilku takich Bąkiewiczów, bo on szuka takich. Słowami Roberta Bąkiewicza... W jednym ręku kosa, w drugim - różaniec. ...zajmuje się prokuratura. Policja mówi o postawieniu wstępnie Krzysztofowi B. zarzutu spowodowania pożaru, za co grozi do 10 lat więzienia. Zanim te postępowania będą mieć swój finał, powinien wybrzmieć jeszcze jeden głos. Powinniśmy sie wszyscy zastanowić, do czego może prowadzić mowa nienawiści. Mówi brat zamordowanego prezydenta Gdańska. To jest 19.30 w poniedziałek, mamy jeszcze dla państwa ważne wiadomości, a wśród nich... Jak scenariusz filmowy. Francuski skok stulecia. To daje bardzo zły obraz Francji. Wartość historyczna skradzionych klejnotów jest bezcenna. Jak Polska chroni narodowe skarby? Władze muzeów są odpowiedzialne za ich bezpieczeństwo. Jest tzw. straż muzealna. Dzisiaj mamy kamery, ale też mamy cały zestaw czujników. Największy błąd to jest brak odpowiedniej analizy ryzyk. Były słowa, pora na konkrety. Rząd planuje wydać niemal 34 mld zł w ciągu najbliższych 2 lat na budowanie odporności społeczeństwa. To pieniądze między innymi na remonty schronów i miejsc schronienia, zakup agregatów prądotwórczych czy urządzeń do uzdatniania wody. O tym, co jeszcze znajdzie się na liście priorytetów. Planujemy kilkanaście takich kontenerów postawić w gminie Prudnik. W całej Polsce samorządy ruszyły z zakupami. Agregaty prądotwórcze, cysterny na wodę czy modernizacja i budowanie schronów. Wszystko to w ramach programu Ochrony Ludności i Obrony Cywilnej. Łącznie przez 2 najbliższe lata wydamy prawie 34 mld zł, aby budować populacyjną odporność. Pieniądze już popłynęły do samorządów. Dla przykładu samo Opole dostało 9 milionów złotych. Zachodniopomorskie ma 200 mln do rozdysponowania dla samorządów. Z jednej strony opanowujemy sytuacje kryzysowe, a z drugiej strony zwiększamy ochronę ludności przed ewentualnymi działaniami terrorystycznymi czy wojennymi. W Polsce przede wszystkim brakuje schronów. Według kontroli NIK miejsce w nich znajdzie mniej niż 4% rodaków. W 20-tysięcznym Sandomierzu jest jeden schron. Gdzie się znajduje? Tu jest problem. Nie, nie orientuję się. Nie wie pani? Nie, nie orientuję się w tym temacie. Nie wie pani? Nie. Władze miasta z programu Ochrony Ludności zbudują w tym miejscu specjalny budynek, który w razie niebezpieczeństwa posłuży jako miejsce schronienia. Myślę, że nie jesteśmy jedynym miastem w Polsce, któremu takich miejsc brakuje, a bezpieczeństwo mieszkańców jest kwestią nadrzędną. Skoro jest to kwestia nadrzędna, to pytanie, dlaczego takich miejsc brakuje. Zostawiliśmy obronę cywilną w stanie niesłychanym skutecznym. Tak mówi były szef MON, choć to właśnie rząd PiS zlikwidował 2 lata temu, kilka miesięcy po wybuchu wojny w Ukrainie, obronę cywilną. Ile schronów wybudowaliście? Jeżeli pani pozwoli, w tej sprawie niech się pani zwróci do środowisk. Czyli pan jako szef MON nie zajmował się schronami? Ja się zajmowałem wszystkim, proszę pani. Dopiero rok temu nowy parlament przyjął ustawę o systemie obrony cywilnej. Rząd PiS, naszych poprzedników, całkowicie skasował obronę cywilną. Dlatego tak ważne jest, aby sukcesywnie i sprawnie rozdzielać samorządom pieniądze. Mamy zakontraktowane 23% środków na 157 mln. Wszystko to dzięki pierwszemu w historii programowi ochrony ludności. Dzisiaj odporna musi być każda gmina, dzisiaj bezpieczeństwo zaczyna się w każdej gminie, nawet najmniejszej, dlatego ten program jest tak niesłychanie istotny i bardzo dobrze, że te pieniądze się znalazły. Samorządowcy przyznane środki mogą wykorzystać w tych obszarach. Pieniądze trzeba wydać do końca roku. Może się okazać, że pod koniec roku taki wykonawca powie nam, że nie jest w stanie zrealizować tego zadania, i w tym momencie nie będziemy mogli dokończyć tego zakupu czy inwestycji, i będziemy te pieniądze musieli zwracać. Uspokajam. MSWiA już zapowiedziało, że kto nie zdąży z zakupami w tym roku, może je zrealizować w przyszłym. Przeczytaj, przećwicz i zachowaj - to hasło Poradnika Bezpieczeństwa. Zawiera on wskazówki, jak zachować się w różnych sytuacjach kryzysowych. Od powodzi po wojnę. Na razie dostępny jest na stornach ministerstw, ale od przyszłego roku publikacja trafi do każdego polskiego domu. Będą akty oskarżenia dla Dariusza Mateckiego i Michała Wosia, a Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik usłyszeli właśnie zarzuty nielegalnego udziału w obradach Sejmu i głosowaniach. Rozliczymy PiS z każdego łajdactwa - zapowiadał premier po wygranych wyborach. Teraz o rozliczeniach mówi: "Właśnie przyśpieszają". Kiedy możemy spodziewać się mety? - Rozliczenia przyspieszą? - Przyspieszają właśnie. I to zmartwienie dla tego polityka. Bo to, co dzieje się za plecami Jarosława Kaczyńskiego, może wkrótce okazać się jego największym problemem. Część polityków PiS-u już usłyszała zarzuty. Wobec tych dwóch prokuratura niebawem skieruje akt oskarżenia. Chcę, żeby było szybciej. Chcę, żeby jakieś oczekiwania, opinie w aferowej sprawie jednak przyspieszały, więc robię to każdego dnia i każdego tygodnia. A premier ostrzega polityków PiS-u. Żurek. Tak, oni dostaną niestrawności. Wiecie kto, już o to się postaramy z ministrem Żurkiem. Prokurator generalny poinformował, że w ciągu 2 tygodni ten bliski Ziobrze polityk PiS-u ma usłyszeć akt oskarżenia. Chodzi o podpis pod dokumentem o przekazaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości do CBA na zakup Pegasusa. Były wiceminister - mało przejęty. Prawda wygra, prawda zwycięży. Nie obawia się pan w żadnym wypadku tego, co może pana spotkać? Nie, ja się tylko Pana Boga obawiam. Uśmieszek z twarzy politykom PiS-u szybko zejdzie - słyszymy od rządzących. Oni trochę kpią. Robią dobrą minę do złej gry. Co mają innego zrobić? Przecież nie przyznają się do winy, nie przyznają się publicznie, że byli oszustami czy złodziejami. Prędzej czy później sprawiedliwość po nich przyjdzie. Sprawiedliwość, a konkretnie wymiar sprawiedliwości, idzie też po tego polityka. Zdaniem prokuratury Dariusz Matecki uczestniczył w ustawianiu konkursów na wielomilionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości. Zdaniem prokuratury Matecki w ciągu 2 tygodni może spodziewać się aktu oskarżenia. Czy pan może powiedzieć, że pan mu wierzy? Tak, wierzę Dariuszowi Mateckiemu, to jest niewinny człowiek. Panie redaktorze. To pierwsza próba, nieudana. Teraz kolejna. Ja chcę tylko od pana usłyszeć, że pan wierzy w niewinność pana Mateckiego. Ale chwila, panie redaktorze. Udało się dopiero za trzecim razem. Czy pan ufa w niewinność Mateckiego? Tak. Na jedno słowo "tak" czekaliśmy minutę i 7 sekund. Koniec zabawy Mateckiego. Wydaje mi się, że dość chodzenia po dachach, dość obrażania, dość nagrywania, dość burd i awantur. Teraz czas odpowiedzieć za to, co de facto robił. Kłopoty może mieć też Mateusz Morawieckiego, bo znany byłemu premierowi Paweł S. sypie. Korzysta z tzw. instytucji małego świadka koronnego, składa obszerne wyjaśnienia. Paweł S., z którym tak chętnie fotografowali się były prezydent i były premier, z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych za czasów PiS-u otrzymał przelewy na pół miliarda złotych. S. był dostawcą wszystkiego. Od sprzętu ochronnego w pandemii po agregaty prądotwórcze podczas wojny. On był tylko słupem do transferowania bardzo dużych pieniędzy na rzecz kampanii PiS? Kto nim sterował w takim razie? Myślę, że sterował nim Dworczyk za zgodą Mateusza Morawieckiego, ale on pewnie to zeznaje. Były premier na pytanie o znajomość z Pawłem S. tu nie odpowiedział. Były rozmowy o kontraktach? Morawiecki milczy. Prokurator krajowy poinformował, że nadzór na RARS-em jest badany. Zbadana już za to jest obecność tych polityków na tym posiedzeniu Sejmu. Zdaniem prokuratury Wąsik i Kamiński w tym terminie nielegalnie brali udział w obradach. Do sądu wpłynął akt oskarżenia. Czy pan sobie wyobraża kolejne ułaskawienie Wąsika i Kamińskiego? Wyobrażam sobie. Jeśli zapadnie jakiś wyrok w ich sprawie i wtedy pan prezydent ich ułaskawi, nie będzie to miało nic wspólnego z poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości. Wąsikowi i Kamińskiemu grozi do 5 lat więzienia. Kiedy cały świat mówi o napadzie stulecia we Francji, warto przytoczyć te liczby. Każdego roku na całym świecie kradzionych jest od 50 do 100 tysięcy dzieł sztuki, łączna wartość skradzionych dzieł to nawet 9 miliardów dolarów. Ale - uwaga - złodzieje na czarnym rynku mogą je sprzedać za nie więcej niż 10% ich prawdziwej wartości. Bulwersujące fakty wychodzą na jaw po kradzieży w Luwrze. Coraz głośniej mówi się, że jedno z najsłynniejszych muzeów świata to istny raj dla złodziei. Czy tak jest, a jeśli tak, to dlaczego? To pytanie do Anny Kowalskiej, naszej korespondentki w Paryżu. Czy to prawda, że niektóre sale Luwru nie mają nawet monitoringu? Każdy najmniejszy trop jest - dosłownie - na wagę złota. Dlatego w Luwrze wciąż pracuje kilkudziesięciu śledczych, by ustalić, co dokładnie wydarzyło się tu w niedzielny poranek. Jak wynika z potwierdzonych już informacji, o 9:30 czterech złodziei podjechało ciężarówką z podnośnikiem pod ten balkon Galerii Apollo. Wejście na górę zajęło im 4 minuty. Kradzież - kolejne 7. Na tych opublikowanych w Internecie nagraniach widać, jak piłą mechaniczną przecinają dwie gabloty. Chwilę później odjechali na motorach i ślad po nich zaginął. Prokuratura bierze pod uwagę dwie hipotezy. Być może klejnoty zamówił kolekcjoner. W takim przypadku jeśli go zidentyfikujemy, biżuteria będzie w dobrym stanie. Ale być może ukradł je ktoś, by odzyskać kamienie, perły i rzadkie metale, z których były wykonane. Złodzieje zabrali łącznie 8 królewskich klejnotów, wśród nich ten naszyjnik z 32 szmaragdami i ponad tysiącem diamentów należących kiedyś do żony Napoleona Marii Ludwiki Austriaczki oraz perłowa tiara, węzeł gorsetowy wysadzany ponad 2500 diamentów, które należały do cesarzowej Eugenii. Część klejnotów pochodzi od rodziny królewskiej z Orleanu, a część Luwr odkupił od Francji za dziesiątki milionów euro. Można więc ocenić ich wartość pieniężną, ale ich wartość historyczna jest bezcenna. Jedno jest pewne: klejnotów nie da się tak po prostu odsprzedać. Ta XIX-wieczna biżuteria jest zbyt unikatowa i spisana w dworskich inwentarzach. To część historii Francji - mówi prezydent i obiecuje szybkie działania. Ale władze muszą przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jak w biały dzień przestępcy mogli wejść do najsłynniejszego muzeum świata. Ponieśliśmy porażkę. Udało się im rozstawić dźwig na ulicach Paryża, wejść na górę i jak gdyby nigdy nic skraść bezcenne przedmioty. To daje bardzo zły obraz Francji. Rząd już obiecał dodatkowe środki bezpieczeństwa przy obiektach kultury. Przy Luwrze ustawiają się długie kolejki, ale muzeum na razie pozostanie zamknięte. Jesteśmy rozczarowani, na stronie nie było żadnych informacji o tym, że będzie zamknięte. Przyszliśmy tu po nic. Nie wiedziałem o tym rabunku, ale to niesamowite, że takie rzeczy dzieją się w tak wielkim muzeum. Luwr to najczęściej odwiedzane muzeum świata. Co rok odwiedza je 9 mln turystów. Po zuchwałej kradzieży w Luwrze wielu z nas zadaje sobie pytania o zabezpieczenia polskich dzieł sztuki w naszych muzeach i galeriach. Czy systemy alarmowe, monitoring i kontrole dostępu są wystarczające? To ważne pytania, bo w Polsce w ciągu kilkudziesięciu lat doszło do tysięcy kradzieży, a wiele dóbr kultury zniknęło bezpowrotnie. Trudno uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Wycinał stopniowo obraz, najpierw dolną krawędź, co widać, bo pierwsze cięcia były niewprawne, i w końcu górną krawędź tak, żeby można było wyjąć to płótno. A w miejsce - wstawić falsyfikat. Opowieść jak z filmu, jednak bez happy endu. 25 lat temu Robert Z., podając się za studenta, ukradł z Muzeum Narodowego w Poznaniu dzieło Moneta. Skradziony obraz, "Plaża w Purwil", odnaleziono dopiero po 10 latach. Był ukryty za podwójną ścianą szafy w domu rodziców Roberta Z. Myśmy przypuszczali, że pewnie ma to jakiś szejk u siebie. Albo w namiocie na pustyni, albo w łazience. Dziś to już niemożliwe. W muzeach każdy ruch, gest, a nawet cień rejestrują kamery. Nawet jeśli w pobliżu nie ma strażnika, opiekunki sali albo opiekuna, to nie oznacza, że nikt nas nie obserwuje. Kamery termowizyjne, detektory wilgotności, czujniki ruchu, a nawet alarmy reagujące na wibracje szyb. W momencie ruchu czy dotknięcia obrazu to wszystko pokazywane jest i alarmowane. Systemy to jedno, ale nic nie zastąpi dobrze wyszkolonego człowieka. Muzea mają własne służbę ochrony. Polega m.in. dzisiaj na wyławianiu wśród osób odwiedzających tych, które niekoniecznie interesują się wystawami, a bardziej zainteresowane są systemami bezpieczeństwa. Dlatego muzea to nie tylko sztuka, to laboratoria bezpieczeństwa. Wszystko po to, by takie historie działy się już tylko w filmach. Właśnie dlatego specjalne zespoły nawet kilkanaście razy w roku aktualizują systemy bezpieczeństwa, reagując na bieżące wydarzenia. Tak jak teraz, kiedy obserwujemy sytuację z Luwru, która dla nas jest również jak scenariusz filmowy. Sami nie spodziewalibyśmy się, że w tych czasach jest to jeszcze możliwe. A jednak czasem wystarczy tylko 7 minut nieuwagi, by zniknęło coś bezcennego. Najsłabszym ogniwem całości jest brak odpowiedniej analizy ryzyka. Niestworzenie systemu bezpieczeństwa, a skupienie się tylko na zabezpieczeniu. A dobry plan powinien przewidzieć nawet najbardziej nieprawdopodobne filmowe scenariusze. Tu nie ma miejsca na przypadek. Kamery śledzą każdy krok, system reaguje na najmniejszy ruch. Bo tu nie chroni się tylko dzieł sztuki. Tu pilnuje się historii. To jeden z najbardziej odpowiedzialnych zawodów, bo to od nich - kontrolerów ruchu lotniczego - zależy bezpieczeństwo ludzi i skuteczne wykonywanie operacji lotniczych. W Polsce wykonuje go zaledwie kilka tysięcy osób, gruntownie przeszkolonych, wybranych z wybranych i świadomych odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Czego życzy się kontrolerom w dniu ich święta? Dla laika to tylko rząd ekranów przedstawiających niezrozumiałe wykresy i schematyczne plansze. Dla nich to poligon, na którym uczą się jednego z najbardziej prestiżowych zawodów. Można spróbować czegoś, czego na co dzień raczej nigdzie nie ma. Patryk Gawryszewski jest jednym z 200 przyszłych kontrolerów lotu uczących się na tym nowoczesnym symulatorze ruchu powietrznego. 21-latek rok temu porzucił studia na Akademii Medycznej, by szkolić się na kontrolera ruchu lotniczego. Wykonujemy bardzo nietypowe zadania, zarządzamy ruchem lotniczym, więc musimy wszystko bardzo szybko analizować, na bieżąco podejmować decyzje i nie ma tutaj pauzy. Jeśli coś wykonujemy, to ruchu nie cofniemy. W tym roku licencję kontrolera ruchu lotniczego uzyskało 31 osób. To historyczny wynik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Dobry kontroler oprócz wiedzy teoretycznej musi mieć określone cechy charakteru. Musi być w stanie podejmować indywidualne decyzje, więc niejako brać za nie odpowiedzialność, ale z drugiej strony stawiamy pracę w zespole, która też jest niezwykle ważna, więc te kompetencje związane z pracą w zespole również podlegają ocenie. Żeby spróbować swoich sił w tym zawodzie wystarczy średnie wykształcenie i gotowość do podjęcia trwającego 2 lata szkolenia. Dokładne informacje na temat rekrutacji można znaleźć na stronie internetowej Polskiej Żeglugi Powietrznej: pansa.pl. Wieża kontroli lotów to miejsce, w którym panuje pełna koncentracja 24 h na dobę. Ludzie wykonujący ten zawód doskonale zdają sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nich ciąży. To odpowiedzialność za życie milionów ludzi, pasażerów i personelu lotniczego, często narażonego na niecodzienne sytuacje. Czy to zderzenia z ptakami, czy to wyciek oleju hydraulicznego, paliwa, czy to problemy z podwoziem, do tego jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Tomasz Brut od 13 lat kontroluje ruch lotniczy na lotnisku Chopina w Warszawie. Podkreśla, że nienormowane godziny dyżurów rekompensuje satysfakcja i ciągły rozwój. Zarówno technologia, jak i przepisy się zmieniają. Niestety mówi się, że większość przepisów lotniczych pisana jest ludzką krwią. Technologia pomaga. Ale przynajmniej na razie na wieży kontroli lotów nie zastąpi człowieka. Senior, czyli kto? W Europejskim Dniu Seniora to pytanie zasadne. Zwłaszcza kiedy poznają państwo naszych bohaterów. Z całą pewnością być seniorem dzisiaj to nie to samo co kiedyś i nie zawsze PESEL oznacza rezygnację z radości życia. A tzw. jesień życia nawet w październiku może wyglądać całkiem wiosennie. W głos pogodnych seniorów wsłuchał się uważnie przyszły senior Michał Niewodowski. Mam 70, a czuję się, jakbym miała 35. 70 to jest PESEL tylko. A PESEL to tylko numer. Pani Aleksandra, jak sama mówi, na emeryturze wytrzymała miesiąc. Kanapowy tryb życia nie jest dla niej, na 70. urodziny skoczyła ze spadochronem. Pojechałam i skoczyłam, nie bałam się, nie trzeba się bać, nie ma się czego bać. Człowiek nawet nie wie kiedy i już jest w powietrzu, bez spadochronu najpierw. I na jednym skoku na pewno się nie zatrzyma. Pomysły przychodzą same. Podróżuje, nurkuje, na przyszły rok ma już konkretny plan. Zaplanowałam sobie zjazd na tyrolce. Wiem, że gdzieś w Bieszczadach jest najdłuższa w Polsce tyrolka, ok. 1300 m. Więc prawie półtora kilometra prawie w powietrzu. Tempa nie zwalnia pani Barbara, znana również jako najszybsza babcia świata. Pomimo 81 lat nie planuje przejść na emeryturę, zwłaszcza tą sportową. 14. raz na Kasprowy Wierch wbiegałam w tym roku i w 60-latkach byłam druga wczoraj na Prechybę, gdzie już padał śnieg, a potem było piękne słońce. Przygodę z bieganiem zaczęła po pięćdziesiątce i od tego czasu zdobyła koronę maratonów świata. Tu - zdjęcia z Chicago. Ma tytuł mistrzyni Europy w półmaratonie i uczestniczyła w niezliczonej ilości biegów górskich. Jak sama mówi, życie trzeba wyciskać jak cytrynę. Życie nie kończy się ani na 60, ani na 70, ani na 80. A obecnie na świecie żyje około 600 milionów seniorów. Szacuje się, że do 2050 roku liczba ta przekroczy 2 miliardy. I to seniorzy będą kołem zamachowym gospodarki. Żyjemy w czasach, kiedy ludzi na rynku brakuje i zapotrzebowanie na pracę jest. W związku z tym, jak są ludzie, którzy chcą pracować, to bardzo się zachęca, żeby robili to dalej. Dodatkowej zachęty nie potrzebuje pani Anna z Nebbiuno w Piemoncie, która niedługo skończy 101 lat i jest najstarszą włoską baristką. Po ukończeniu szkoły od razu podjąłem pracę u moich wujków, którzy mieli restaurację w Genui. Zacząłem więc pracować tam w wieku 18 lat i od tamtej pory zawsze wykonywałem tę pracę. Zawsze przestrzegając reguł. Jeśli cappuccino, to do 12:00, później - tylko espresso. Lubię to, bo jestem otoczona ludźmi. Tutaj panuje atmosfera jak w rodzinie, nie czuję się tu jak w barze. Bo najważniejsze w życiu to znaleźć to, co się lubi robić, i robić to jak najdłużej. Brawa po jego występie nie miały końca. W TVP Kultura i TVP Info ten koncert obejrzało ponad 400 tysięcy osób. Wrocławianin, jedyny Polak w finale, oczarował, a jego występ zakończył decydującą fazę konkursu chopinowskiego. Nazwisko zwycięzcy poznamy dziś w nocy i wtedy okaże się, czy kciuki trzymane za Polaka przyniosły efekt. Fryderyk Chopin swoje miejsce we Wrocławiu ma od dawna. I może to przypadek, ale pomnik kompozytora stoi na osiedlu, na którym mieszka Piotr Alexewicz. Pianista, którego mieszkańcom Borku nie trzeba przedstawiać. Jak tutaj grywał na pianinie, nikomu nie przeszkadzał, jak się uczył, ale to wtedy było dziecko. Świat muzyki odkrywał, śpiewając w chłopięcym chórze Narodowego Forum Muzyki. W najbliższą niedzielę odbędzie się tu recital chopinowski, którego gwiazdą będzie zwycięzca lub zwyciężczyni tegorocznego konkursu. Łatwo domyślić się, za kogo trzymają tu kciuki. Żeby to pan Piotr mógł stanąć na tej scenie i pokazać swoje umiejętności. Jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu. I tu wszyscy są zgodni. Bez względu na wynik sam występ w finale to ogromny sukces. Myślę, że to jest wielki powód do radości, szczęścia i trzymania kciuków w tej chwili za jurorów. Występy swojego ucznia z zadowoleniem ocenia prowadzący Piotra Alexewicza profesor Paweł Zawadzki. Jest radość, jest duma i jest wsparcie ciągłe dla Piotra z mojej strony. Wsparcie nie tylko swoich nauczycieli, ale też studentów. Bo po ukończeniu akademii został na uczelni, żeby dzielić się doświadczeniem i umiejętnościami. Myślę, że wielu studentów fortepianu ma to jako cel, aby wystąpić na konkursie chopinowskim. Piotr Alexewicz pokazał, że ten cel można osiągnąć, i to we wspaniałym stylu. Pracownicy uczelni mają nadzieję, że to rozbudzi apetyty adeptów pianistyki. Na pewno nam to doda skrzydeł i oby następne pokolenia również podążały podobną ścieżką, byśmy bardzo sobie tego życzyli, chcielibyśmy, wręcz marzyli. Patrząc na ten sukces, wydaje się, że marzenia są na wyciągnięcie ręki. Wrocławski pianista tuż po swoim wczorajszym występie nie zapomniał o tych wszystkich, którzy trzymali za niego kciuki. Jest to dla mnie oczywiście wielka radość i niespodziewany zaszczyt, i wyróżnienie móc wystąpić w finale konkursu chopinowskiego. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną w tym czasie, i jestem ogromnie zobowiązany. Wrocławianie nie tylko byli, ale z panem Piotrem są także dziś w oczekiwaniu na decyzję jurorów. Tak, myślę, że zawsze warto wspierać Polaków. Oczywiście, że trzymam. Trzymam kciuki, żeby poszło dobrze i żeby nasz rodak doszedł jak najdalej. W 19.30 to wszystko, za chwilę Pytanie Dnia. Gościem Justyny Dobrosz-Oracz będzie Bohdan Bieniek, sędzia Sądu Najwyższego, który potwierdzał wygaśnięcie mandatu Mariuszowi Kamińskiemu. Zostawiam państwa w dobrych rękach. Do zobaczenia.