Jutro Rada Bezpiecze$stwa ONZ, we wtorek Rada Północnoatlantycka ws. rosyjskich myśliwców nad Estonią. Senat przyjął projekt o pomocy Ukraińcom. Pytanie, co zrobi prezydent. Dramatycznie spada zaufanie do Kościoła. Dobry wieczór, zapraszam na "19.30". Jutro Zgromadzenie Ogólne ONZ, we wtorek posiedzenie Rady Sojuszu Północnoatlantyckiego. Powód: obecność rosyjskich myśliwców w estońskiej przestrzeni powietrznej. Sojusznicy mówią wprost: te działania to wystawianie na próbę granicy NATO i sugerują zaostrzenie kursu wobec Rosji. Donald Trump na pytanie, czy pomógłby bronić Polski przed dalszą rosyjską eskalacją, gdyby taka miała miejsce, odpowiedział stanowczo: pomogę. Wodynie koło Siedlec na Mazowszu. Policja i żandarmeria wojskowa zabezpieczają fragmenty przypominające rosyjskiego drona, na które natknęli się grzybiarze. Podobnie było koło Białobrzegów. W takich przypadkach policja zawsze nie bagatelizuje takich zgłoszeń, jedzie na miejsce w celu zweryfikowania i potwierdzenia. Od 10 września takich znalezisk jest już ponad dwadzieścia. Wczoraj po południu szczątki drona odkryto we wsi Studzieniec koło Kętrzyna w Warmińsko-Mazurskiem. Dziś w dwóch miejscowościach na Mazowszu i w Sulmicach na Lubelszczyźnie. Tam najprawdopodobniej spadł rosyjski dron Gerbera. To są szczątki tych bezzałogowych statków powietrznych, które skierowała tutaj w prowokacyjny sposób Federacja Rosyjska. Po nalocie rosyjskich dronów na wniosek Polski odbyło się posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jutro kolejne na prośbę Estonii. Powodem obecność tych myśliwców w estońskiej przestrzeni powietrznej - wyjaśnia estońskie MSZ. Nie są to odosobnione incydenty, lecz element szerszego schematu eskalacji działań Rosji, zarówno w wymiarze regionalnym, jak i globalnym. Takie zachowanie wymaga międzynarodowej reakcji. Postępowanie Rosji jest niezgodne z obowiązkami stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Sprawa ma być też omawiana na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, które rusza jutro. W Nowym Jorku jest już prezydent Karol Nawrocki. Zapewne będzie miał możliwość rozmowy z prezydentem Donaldem Trumpem. Jeśli to będzie dłuższa rozmowa, z całą pewnością te wyzwania natury bezpieczeństwa zostaną podniesione. Na razie amerykański przywódca o incydencie nad Estonią mówi niewiele. To mogą być duże kłopoty. Ale dam znać więcej później, dostanę informacje za około godzinę. Kilka godzin później nic się jednak nie zmieniło. Nie mam informacji na ten temat. Estonia uruchomiła art. 4 NATO. W przyszłym tygodniu odbędzie się posiedzenie Rady Sojuszu Północnoatlantyckiego. Art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego został powołany do tej pory zaledwie 8 razy. Teraz NATO spotyka się ponownie i podejmuje istotne decyzje. Nie ma sensu żartować, że NATO nic nie robi. A z krajów członkowskich płyną opinie o konieczności zaostrzenia kursu wobec Rosji. I strzelaniu do myśliwców naruszających przestrzeń powietrzną. Jeśli zasady zostaną złamane, musimy zareagować odpowiednio, w tym militarnie. Rosja bardzo szybko zda sobie sprawę, że popełniła błąd i przekroczyła dopuszczalne granice, ale niestety to rzeczywiście balansuje na krawędzi konfliktu. Podobnie uważa szefowa resortu obrony Litwy. Granica NATO na północnym-wschodzie jest wystawiana na próbę z pewnego powodu. Musimy działać poważnie. Post Scriptum: Turcja dała przykład 10 lat temu. Coś do przemyślenia. A mowa o tych wydarzeniach sprzed dekady. Ten rosyjski myśliwiec chwilę wcześniej naruszył turecką przestrzeń powietrzną. I został zestrzelony. Precedens już jest, kiedy państwo NATO zestrzeliło w swojej przestrzeni intruza powietrznego i Rosja wówczas przyjęła gorycz porażki, jaką doznała. Więc tak samo i tutaj nie możemy ustępować. Opinie wśród wojskowych są jednak podzielone. Zestrzeliwanie na tym etapie moim zdaniem nie wchodzi w rachubę, bo jest to kierunek do eskalacji konfliktu. Pytanie o dostępność obrony przeciwlotniczej na wschodniej flance NATO. Amerykański magazyn "The Atlantic" donosi, że Amerykanie wstrzymują sprzedaż systemów obrony powietrznej Patriot krajom europejskim. Pentagon stwierdził niedobór niektórych rodzajów broni i podejmuje działania mające na celu zablokowanie nowych zamówień na te systemy pochodzących z Europy. My mamy podpisane umowy, z których strona amerykańska się wywiązuje. Uspokaja minister obrony narodowej. Uspokaja też prezydent USA. Tak, zrobię to, zrobię to. Polska kupiła 8 baterii rakiet Patriot. Kilka dni temu po raz pierwszy polskiego zestawu użyto bojowo podczas manewrów Żelazny Obrońca. Pomoc Ukraińcom mieszkającym w Polsce pod znakiem zapytania. Rządowy projekt w tej sprawie czeka na podpis prezydenta, a prezydencki trafił do konsultacji. Ustawa, która między innymi uzależnia wypłatę 800+ od aktywności zawodowej uchodźcy przeszła przez Senat bez poprawek. Teraz liczy się czas, bo nowe prawo musi być przyjęte do końca września, by nie doszło do chaosu. Pytanie, co zrobi głowa państwa. Czujemy głęboko taki niepokój. Mówi Oksana, która od 13 lat mieszka w Polsce. W takiej sytuacji jest ponad milion Ukraińców. My mamy do czynienia teraz już z chaosem. Z tego powodu, że ludzie, którzy boją się, że 1 października nie będą mieli prawa, zaczynają nam zalewać urzędy do spraw cudzoziemców i urzędy wojewódzkie. Tylko w krakowskich urzędach liczba wniosków tydzień do tygodnia rośnie o 300%. A to według rządzących tylko preludium do tego, co może się wydarzyć, jeśli prezydent po raz drugi powie nie. Wzrost gospodarczy 3,4%, który mamy, to również efekt pracy Ukrainek, Ukraińców w naszym kraju, szczególnie w usługach, to ważne ręce do pracy, które przyczyniają się również do tego, że składki zdrowotne wpływają do NFZ, składki zdrowotne do ZUS. Za 80% Ukraińców przebywających w Polsce robią to ich pracodawcy na podstawie przepisów, które wygasają za 9 dni. Pracodawcy nie odprowadzą tych składek, ponieważ nie będą mieli tytułu. A Ukraińcy stracą potwierdzenie tego, że są w Polsce legalnie. To by była katastrofa, straszne zamieszanie, nawet fizycznie na granicy i tak dalej, to by była bardzo skomplikowana sytuacja. Jeśli Ukraińcy wyjadą, to zastąpią je inne osoby i nie będą to Polacy, bo Polaków do tych usług właśnie brakuje, więc przyjadą inne osoby, z innych krajów, może bardziej odległych, także odległych kulturowo. To na razie tylko czarny scenariusz, bo piłka wciąż jest w grze. W środę ustawę o pomocy cudzoziemcom w wersji 2.0 przyjął senat, w czwartek została wysłana do Pałacu. Prezydent w najbliższych dniach decyzji nie podejmie, bo jest w Stanach Zjednoczonych. Po jego powrocie do wygaśnięcia obecnych przepisów zostanie tydzień, choć zgodnie z przepisami ma czas do 8 października na podjęcie decyzji. Mamy ustawę, która zawiera część postulatów prezydenta zgłoszonych w projekcie prezydenckiej ustawy, nie wszystkie zostały uwzględnione, prezydent taką decyzję w najbliższym czasie podejmie. Wyścig z czasem rozpoczął się. Nie podpisałem. Pod koniec sierpnia prezydent zawetował ustawę o pomocy Ukraińcom. Karol Nawrocki zaproponował, by dołożyć do niej: powiązanie wypłaty 800+ od tego, czy rodzice pracują w Polsce, wprowadzenie kar za propagowanie banderyzmu, wydłużenie okresu ubiegania się o obywatelstwo polskie. Poprawiona przez rząd i przyjęta przez parlament ustawa spełnia tylko pierwszy warunek. Raczej mam wrażenie, że jest to takie celowe kreowanie konfliktu i takie sprzedawanie pstryczków panu prezydentowi. Tak widzi to PiS, rządzący odpowiadają, że czasy przyjmowania ustaw na kolanie minęły. A prace nad zmianą zasad przyznawania obywatelstwa trwają. Przygotowujemy coś, co nazywamy testem obywatelskim. To jednak za kilka miesięcy. Na razie trwa odliczanie do końca miesiąca. O liczeniu na weto wprost mówi tylko Konfederacja. Dlatego, że ona pozostawia istotne przywileje Ukraińcom, których oni mieć nie powinni i nie spełnia tych kryteriów, ktore sam prezydent podyktował. Zanim prezydent pomyśli, że kogoś lubi, nie lubi, że ma takie czy inne poglądy w sprawie Ukraińców, trzeba, żeby zapytał polskiego biznesu, polskich pracodawców, polskich pracowników, co jest w ich interesie i tu odpowiedź jest jasna. Pytanie, czy gospodarka zwycięży nad polityką, na razie wciąż pozostaje otwarte. W TVP pod rządami PiS-u dochodziło do ataków na konkretne osoby, aktywistów, działaczy społecznych i organizacje walczące o prawa człowieka. Tak wynika z najnowszego raportu, w którym autorzy zbadali i opisali mechanizmy represji stosowane wobec społeczeństwa obywatelskiego. Są w nim także rekomendacje i wskazówki na przyszłość. Bart Staszewski doskonale pamięta przekaz telewizji publicznej poprzednich rządów, gdy stał się jego ofiarą. To był koszmar. Walczył wtedy z kampanią Gazety Polskiej i naklejkami "Strefy wolne od LGBT", a potem gminami, ktore przyjęły uchwałę o ideologii LGBT. Telewizja walczyła z nim, wygrał batalie w sądzie, ale hejt wpłynął na jego życie. Ludzie życzyli mi śmierci, a z drugiej strony mówili, że mnie zabiją, tak, dzięki tej propagandzie, bo to się korelowało z tym i to udowadnialiśmy w sądzie, z tymi materiałami TVP, to odbija się na psychice człowieka, to znaczy ja się nie czuję pewnie siebie, tak jak czułem się kilka lat temu. Czeka na jutrzejsze ogłoszenie raportu o mediach publicznych tamtych czasów, z którego wyłania się obraz telewizji aktywnie uczestniczącej w zamachu na wolności i społeczeństwo obywatelskie. Dokument przypomina, z jaką narracja mierzyli się aktywiści - pomysłów nie brakowało. Także w stosunku do protestujących kobiet, w telewizji publicznej za PiS-u odpowiedzią na czarny protest był biały protest, a kobiety po czarnej stronie odpowiadały za szerzenie covidu. Były cytaty w telewizji o tym, na czyjej my smyczy chodzimy, przez kogo jesteśmy finansowane, że o co nam w ogóle chodzi, że tylko byśmy chciały mordować i robić rozróby na ulicach. Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, z którą nie współpracowano, atakowano razem ze Strajkiem Kobiet, gdy tylko ten dołączył do zbiórki. Najważniejsze jednak dla autorów raportu były ataki personalne - zwraca uwagę przewodnicząca komisji do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec społeczeństwa obywatelskiego. Raport przypomina przypadki ataków na Magdalenę Filiks czy Pawła Adamowicza. No jakie skutki były tego, to my wszyscy wiemy. To tak zatruło ludziom w głowach coś i sączyło im taką nienawiść, że z tym się nie pozbieramy jeszcze przez wiele lat. Andrzej Krajewski, autor książki o ruchach obywatelskich tamtego czasu i współautor raportu traktuje ten dokument jako oddanie honoru wszystkim skrzywdzonym. Podobnego zgniecenia wolności słowa, bo tak naprawdę to, co żeśmy pokazali w tym raporcie, to jest zgniecenie wolności słowa w mediach publicznych. W raporcie przykłady ataków na organizacje walczące o prawa człowieka. Między innymi na Fundacje Batorego. Pokazywanej jako wspierająca ideologię lewicowo-liberalną, promująca rzekome dewiacje. Tutaj był oczywisty interes władzy, która miała skłonności autorytarne, żeby zwalczać organizacje, które kwestionowały różne istotne aspekty jej działania. Wiele przestrzeni raport poświęca atakom telewizji publicznej na sędziów krytykujących rząd Zjednoczonej Prawicy za zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Uderzono w całe środowisko, organizacje jak Iustitia, i sędziów personalne. To była szkoda wyrządzona nam obywatelom, bo jeżeli kłamliwie, nieprawdziwie przedstawiamy wymiar sprawiedliwości, jeżeli podważamy jego rolę, podważamy uczciwość, rzetelność sędziów, to osłabiamy zaufanie obywateli do państwa. Raport zwraca uwagę, że konieczne jest wypracowanie nowego modelu mediów publicznych, opartego na trwałych mechanizmach, odpornych na zmiany władzy. Ten raport traktuję jako takie memento dla kolejnych pokoleń. Po prostu taki raport jest potrzebny, żebyśmy mogli powiedzieć: nigdy więcej. Oprócz rozliczenia przeszłości jest w nim przestroga na przyszłość, że instytucje publiczne, w tym media, podlegają ocenie. Oglądają państwo "19.30". Już za chwilę: Kościół traci zaufanie Polaków, a później jeszcze: Wolontariusze poszukiwani. To ostatni moment, by zostać wolontariuszem Szlachetnej Paczki. Nasz kawałek czasu daje dużo tym potrzebującym rodzinom. Po kilku miesiącach rozłąki Antoś jest już z rodzicami. Pierwszy raz w życiu zaznałem takiego szczęścia. Antosia uśmiech jest moim uśmiechem. Kościół autorytetem tylko dla garstki Polaków. Z najnowszego badania IBRiS dla Polskiej Agencji Prasowej ufa mu obecnie blisko 1/4 badanych. To najniższy odsetek w historii. Najbardziej alarmująca zmiana nastąpiła w ciągu ostatniego roku. Duchowni biją się w piersi, ale to chyba nie wystarczy. Jaki Kościół ma pomysł, by odwrócić albo chociaż zatrzymać ten trend? Kaplica na poznańskiej Łacinie pęka w szwach. Na niedzielnej mszy świętej modli się tu ponad 400 osób. Kościół to nie tylko hierarchowie, ale także ludzie, którzy go tworzą. Do kaplicy można wejść o każdej porze dnia i nocy, po mszy wierni piją kawę i rozmawiają. Kościół relacji, bliskości, otwartości, zrozumienia, aż dziw, że moglibyśmy pomyśleć, że kościół mógłby być inny. Dla wielu jednak właśnie taki jest, bo Kościół boryka się z ogromnym kryzysem wizerunkowym. Najnowsze badania pokazują, że w ciągu 9 lat stracił zaufanie prawie 1/4 społeczeństwa. Bo się angażuje w politykę, a nie powinien? Z dyskryminacji, która jest w Kościele? Zaczęto coraz więcej mówić o pedofilii w Kościele, i o tym, że jest ukrywana i ludziom też to przeszkadza. Z nadużyciami próbuje walczyć biskup diecezji sosnowieckiej, który powołał specjalną komisję. Jako jedyny z hierarchów skomentował najnowsze badania. Biję się w piersi, chociaż wiem, że to nie wystarczy. Jak kościół milczy w sprawie własnego zaufania, to trudno się spodziewać, że będzie miał jakiekolwiek zaufanie, jego głos jest z perspektywy ludzi nieistotny. Kościół od środka trawią skandale. Przed sądem w Sosnowcu rozpoczął się proces księdza Krystiana K. W tle śmierć młodego mężczyzny i narkotyki. Przestępstwo związane jest z udzielaniem substancji psychotropowych i spowodowanie tym samym śmierci. To jedna z najbardziej szokujących historii w polskim Kościele w ostatnich latach. Są to skandale na tyle poważne, że w przypadku każdej innej instytucji jej szef postawiłby sobie za punkt honoru to, żeby się nią zająć. Można mieć jednak wrażenie, że często jest zupełnie odwrotnie. Przykładem mogą być zmiany personalne w komisji badającej pedofilię wśród duchownych. Zaufania nie budują też takie sytuacje, gdy gorliwą modlitwę zajmuje gorliwa agitacja. Dzisiaj też opowiemy się, czy będziemy za Polską, czy za Niemcami. Sojusz ołtarza z tronem zawsze kończy się tragicznie dla ołtarza. 36 lat temu Kościołowi ufało 90% Polek i Polaków. Rosnąca część wiernych będzie wierzyła pomimo biskupów, nie licząc się z nimi, traktując ich jako pewien bagaż, który niestety jest niezbędny. A wspólna droga hierarchów kościoła i wiernych zapowiada się na bardzo krętą. Raz był mężczyzną, raz kobietą. Udawał bramkarkę kobiecej drużyny piłkarskiej, policjanta, prawnika. Na liście oszustw m.in. sprzedaż bezwartościowych reprodukcji obrazów za pół miliona złotych. Trafił nawet za kraty, by odsiedzieć wieloletni wyrok. Ale już jest na wolności i poluje na kolejne ofiary. Ta historia to gotowy scenariusz na film. Bohaterem Andrzej D, Andrzej D.C., Joanna R i Joanna P. Nazwisk wiele, osoba - ta sama. Lista przestępstw - długa. Andrzej D. był policjantem. Gdy zakończył służbę, przez lata oszukiwał ludzi. Podawał się i za kobietę, i za mężczyznę. Płeć zmienił w urzędzie. Starego dowodu osobistego nie oddał. Powiedział, że zgubił. I tak zyskał dwie tożsamości. Oferował pomoc prawną osobom poszkodowanym w aferze Amber Gold, mimo że nie miał kwalifikacji. Pobrał zaliczki i na tym skończyła się działalność fikcyjnego mecenasa. Przegrałem sprawę przez niego. Przez to, że o jeden dzień za późno złożył odwołanie. Stałem się dłużnikiem, tak że upie***lił mnie. To jedno z najbardziej spektakularnych oszustw. Reprodukcje obrazów, prawie nic nie warte, sprzedał za pół miliona złotych jako dzieła z nawiedzonego domu. Do pomocy zaangażował łowców duchów. Na 100% możemy powiedzieć, że to miejsce jest nawiedzone, to już wiemy teraz. Po tym Andrzej zniknął, pojawiła się Joanna, bramkarka. Zgłosiła, że chce się po prostu przeprowadzić nad morze, rozpocząć tu nowy rozdział życia swojego i prywatnego, i sportowego i zgłosiła chęć bycia jakby bramkarką w naszym klubie i taką kierowniczką. W czasie, gdy trwały poszukiwania Andrzeja, Joanna biegała po boiskach. W końcu została zdemaskowana przez prezesa żeńskiego klubu piłki nożnej z Gdyni. Za oszustwa Andrzej D. trafił do więzienia. Został jednak wypuszczony. Ze względu na stan zdrowia. W lutym tego roku pojawił się na gdańskim stadionie. Nagle po roku trener wchodzi na mecz reprezentacji Polski piłki kobiecej, a na trybunach podchodzi do niego Andrzej, jako Joanna, i się z nim wita jakby nigdy nic. Znów zaczyna szukać ofiar. Tym razem poszkodowanych przez kantor internetowy. Dziennikarze programu Raport Specjalny wcielili się w role małżeństwa. Napisali, że potrzebują pomocy prawnika. Udało im się spotkać z oszustem. Wiemy, kim pan jest, a pan dalej robi to, co robi przez tyle lat, dlaczego? A nie mogę tego robić? Nie może pan, bo nie może się pan podawać za adwokata, jeżeli pan nie jest adwokatem, to jest przestępstwo. Przyznał się po raz pierwszy, że on nie ma żadnego wykształcenia prawniczego, tylko wykształcenie średnie techniczne, że te przestępstwa, które popełniał wcześniej, to nie był jego wymysł, tylko to było w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, pomagali mu ludzie ze wschodu, którzy przywozili sfałszowane dokumenty. Niezwykła historia oszustw dziś w programie Raport Specjalny kwadrans po 20:00 w TVP Info. Ostatni dzień lekkoatletycznych mistrzostw świata w Tokio i w końcu mamy medal! Srebro w skoku wzwyż wywalczyła Maria Żodzik. Polka poprawiła rekord życiowy na dwa metry i to właśnie ta wysokość dała jej upragniony medal. A teraz skacze po raz trzeci, Maria Żodzik jest wicemistrzynią świata, mamy srebro! Wiedziałam, że jest w moim zasięgu skoczyć dwa metry. Poprawiła rekord życiowy, po raz pierwszy w karierze osiągnęła dwa metry. Pomyślałam sobie: będzie ciężko, ale chciałam ten medal, nie mogłam odpuścić tego. Jestem wdzięczna mojemu trenerowi, że to razem zrobiliśmy. Jest powtórka z Tokio, jeden medal, nie złoty, a srebrny. Empatyczni i pracowici wolontariusze pilnie poszukiwani. Potrzeba tysięcy chętnych. Choć Weekend Cudów Szlachetnej Paczki dopiero w grudniu, to już dziś organizator zaprasza do zgłaszania się i pomagania. Przygotowanie paczek dla najbardziej potrzebujących to spore wyzwanie. A potrzeby są ogromne. Z raportu o biedzie wynika, że niemal 2,5 miliona Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. Szlachetna Paczka pomaga już od lat, ale teraz sama potrzebuje pomocy. Weekend cudów coraz bliżej, a brakuje wolontariuszy. Organizujemy bardzo dużą mobilizację, żeby jak najwięcej osób do Szlachetnej Paczki zaprosić. Paczka ma ambitne plany na ten rok i chce dotrzeć z pomocą do 760 rejonów. Żeby to zrobić, potrzeba zaangażowania 10 tysięcy wolontariuszy i wolontariuszek w całej Polsce, a teraz brakuje ich około 3 tysięcy. Zapraszamy, nie jest to nic trudnego, wystarczy kawałek czasu i tak naprawdę jakąkolwiek funkcje pełnimy teraz, jest ona do pogodzenia. Ja będąc w klasie maturalnej prowadziłam swój rejon, w którym pomagaliśmy rodzinom. Że warto pomagać przekonuje Mateusz Janicki, który od lat angażuje się w Szlachetną Paczkę. Pomaganie daje siłę, żeby się mierzyć z różnymi przeciwnościami, które w życiu spotykamy. Ono daje perspektywę, daje dystans. Bo bycie wolontariuszem otwiera oczy i uświadamia, że bieda to nie jest odległe zjawisko i potrafi zapukać do każdego. Drzwi wyglądają tak samo, a w środku jest zupełnie inaczej i to jest taki szok, że ci ludzie są tak blisko nas. To nie są jacyś ludzie, to są nasi sąsiedzi. I choć często ich nie widzimy, to tych sąsiadów jest sporo. Z raportu Szlachetnej Paczki o biedzie wynika, że niemal 2,5 miliona Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. To tyle, co Warszawa i Łódź razem wzięte. My tak na prawdę nie potrafimy odpowiednio dzielić się tym naszym bogactwem, tym naszym dobrobytem. Tylko wciąż uważamy, że mamy za mało, nie patrzymy na tych ludzi, którzy są w około, którzy potrzebują pomocy. Szlachetna Paczka sprawdziła, co zdaniem osób ubogich jest potrzebne, by godnie żyć. To co czasem wydaje się przyziemne, jak zakupy czy jeden posiłek dziennie, dla niektórych jest marzeniem. Podstawowe produkty i elementy wyposażenia kuchni to jedne z najczęstszych próśb, jakie trafiają do Szlachetnej Paczki. Duża ta część potrzeb to są takie elementy wyposażenia mieszkania, które dla nas są absolutnie oczywiste, że każdy z nas ma je w domu. A czasem nawet małe gesty mają wielką moc, żeby się o tym przekonać, wystarczy się zgłosić. Po 6 miesiącach rozłąki, bólu i walki z urzędami Antoś jest już z rodzicami. Chłopiec trafił do rodziny zastępczej, bo szpital w Jeleniej Górze uznał, że para nie poradzi sobie z zajmowaniem się noworodkiem. Matka dziecka porusza się na wózku inwalidzkim. Problemy ze zdrowiem ma również jej partner. Sprawą zajął się sąd. Długo czekali na ten moment. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Po długiej batalii sądowej radość miesza się ze łzami. Sąd zdecydował, że Patrycja i Łukasz w końcu odzyskali synka. Sąd potwierdził to, co wykazywaliśmy od początku tego postępowania, że Łukasz i Patrycja dają właściwą gwarancję, że będą właściwie opiekować się dzieckiem. Ostatnie miesiące wspominają jak zły sen. Patrycja wyjechała z sali porodowej z uśmiechem na ustach, szczęśliwa. Następnego dnia usłyszeli, że nie mogą zabrać Antosia do domu. Urzędnicy uznali, że ze względu na problemy zdrowotne nie poradzą sobie z opieką nad dzieckiem. Ja wiem, co robię, nigdy bym się nie podjął decyzji o dziecku, gdybym miał nie podołać temu wyzwaniu. Ja tak nie mam, że jestem obłożnie chora, to tylko tak wygląda dla ludzi, ale w rzeczywistości to wygląda inaczej. Patrycja Wiżgała porusza się na wózku. Jej partner też zmaga się z chorobą przewlekłą. Zamiast dodatkowego wsparcia dla rodziców, na przykład w postaci asystenta, błyskawicznie zapadła decyzja o przekazaniu Antosia do rodziny zastępczej. W dodatku 500 kilometrów od biologicznych rodziców. Bardzo chciałabym, żebyśmy interweniowali tam, gdzie dziecku dzieje się krzywda, a nie tam, gdzie ramiona, nawet jeśli nie do końca sprawne, są otwarte z całą miłością i czułością. Historia została nagłośniona dzięki dziennikarzom TVP i po 7 miesiącach znalazła szczęśliwy finał. Rodzice chcieli jak najszybciej spotkać się z synkiem. Wczoraj, dzień po wyroku sądu, już w komplecie wrócili do domu. Czasu nie cofną, ale najważniejsze, że w końcu są razem i zapewniają, że zrobią wszystko, żeby wynagrodzić Antosiowi te miesiące rozłąki. Pierwszy raz w życiu zaznałem takiego szczęścia, powoli teraz wiem, co to znaczy być ojcem. Antosia uśmiech jest moim uśmiechem. Więcej o historii małego Antosia w jutrzejszym programie "Reporterzy" o 15:15 na TVP1. Ja już państwu dziękuję. Czas na Pytanie Dnia, u Mariusza Piekarskiego dziś mecenas Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, członek Trybunału Stanu.