Polityczne układanki niemal tydzień od wyborów. Co wyłania się zza zamkniętych drzwi? Marta Kielczyk, dobry wieczór. Zaczynamy główne wydanie Wiadomości. W żadnym wypadku nie zgodzimy się na to, żeby ograniczyć produkcję mięsa. Lewicowa rewolucja czy reprezentowanie interesów rolnikow? Rolnicza dwunastka to jest zbiór naczyń połączonych dotyczących rolnictwa. Nie ma potencjału demograficznego na 300-tysięczną armię. Platforma już mówi o zwijaniu polskiej armii. Musimy dążyć do stworzenia możliwie licznej armii. Na wiadukcie. Jak z wiaduktu zszedł, prosto do lasu wbiegł. Obława na mężczyznę podejrzanego o zabójstwo 6-cioletniego syna. Czy zachowywał się podejrzanie? Jak zobaczył mnie, troszeczkę się wycofał . Rolnicy chcą jasnych deklaracji od polityków. Związki rolnicze sprzeciwiają się ograniczaniu produkcji mięsa i oczekują poparcia 12 postulatów. A tu obie strony sceny politycznej mają odmienne podejście, zgodności nie ma wręcz wśród partii chcących stworzyć koalicję rządzącą. Gospodarstwo Macieja Małolepszego to jedno z tych miejsc, gdzie wynik wyborów do sejmu i senatu przyjęto z obawami. Obawami o przyszłość produkcji rolnej. Koalicja chce zabłysnąć na arenie politycznej. Nie może być tak, że my, rolnicy, będziemy z tego względu cierpieć. W żadnym wypadku nie zgodzimy się na to, żeby ograniczyć produkcję mięsa. Bo dziś realny jest scenariusz, w którym większość w Sejmie będą miały ugrupowania mogące poprzeć ograniczenie spożycia i tym samym produkcji mięsa. A to byłoby bardzo bolesne dla polskiego rolnictwa. Jeśli oni się nie dogadają i z nami nie pójdą w dobrym kierunku, to my wyjdziemy na ulice. Rolnicy skupieni w związkach zawodowych jeszcze przed wyborami chcieli poznać jasne stanowisko polityków w sprawach polskiego rolnictwa. Dlatego przygotowali tak zwaną rolniczą dwunastkę. Rolnicza dwunastka to jest zbiór naczyń połączonych dotyczących rolnictwa, na które nie da się częściowo odpowiedzieć "tak" lub "nie". Rolniczą dwunastkę poparli politycy PiS i Marek Sawicki z PSL-u. Pozostali politycy, którzy chcą rządzić Polską, nie mogą podpisać się pod postulatami rolników, bo ich poglądy są sprzeczne z wizją rolniczych związkowców. Ja przecież nie odpowiadam za ludzi od Hołowni. Ja odpowiadam za siebie. Ja wielokrotnie się w tej sprawie wypowiadałem i uważam, że nawet jeśli Anna Maria Żukowska mówi, że rolnictwo nie będzie zapisane w umowie koalicyjnej, to ja jej zalecam od jutra strajk głodowy. Politykom Lewicy, Polski 2050 i PO bliżej jest do poglądów inicjatywy "Wybory dla Zwierząt 2023". Tworzą ją organizacje przedkładające sprawy zwierząt nad interesy rolników. A partie wspierające rolników sprzeciwiają się planom ograniczania hodowli zwierząt i zmniejszania produkcji mięsa. Nie zgadzają się też na odbieranie zwierząt przez organizacje, które nie są instytucjami państwowymi. Po drugiej stronie jest odejście od chowu klatkowego, zakaz sprzedaży żywych ryb czy zakaz eksportu zwierząt z Polski do krajów trzecich. Z jednej strony widzimy to środowisko ekologów z panią Spurek na czele, a z drugiej strony mamy tam rolników, no i teraz PSL ma zagwozdkę. Wyniki ostatnich wyborów pokazały, że większość rolników nie chce lewicowej rewolucji. Na obszarach wiejskich najwyższe poparcie uzyskało PiS. Rekordowe 4% PKB, najwięcej ze wszystkich krajów NATO, Polska wydaje w tym roku na obronność. To jednak może być niedługo tylko wspomnienie. Opozycja chce weryfikacji największych w historii zakupów, a jeden z byłych ministrów obrony wprost mówi o tym, że 300-tysięczna armia nie jest nam potrzebna i wystarczy połowa. Trzy doby w ekstremalnych bieszczadzkich warunkach. Recon Clash - coroczne zawody dla wojskowych twardzieli. Jest duży wysiłek fizyczny, duży dystans do przejścia i każdy ma na sobie ok 30 kilo. W Gdyni - coś dla cywilów. Akcja "Trenuj z wojskiem". Oby się nigdy nie znaleźć w warunkach zagrożenia, ale warto to przetrenować. "Trenuj z wojskiem" to też zachęta, by wstąpić w szeregi Wojska Polskiego. A zwiększenie liczebności armii do 300 tys. to założenie ustawy o obronie ojczyzny. Założenie niekoniecznie w smak Tomaszowi Siemoniakowi z PO. Nie ma potencjału demograficznego na 300-tysięczną armię. To Siemoniak teraz. Siemoniak ponad rok temu w sejmie mówił coś innego. Koalicja Obywatelska jest za zwiększeniem liczebności Wojska Polskiego. Teraz polityk PO twierdzi, że w Polsce - z mniej więcej 38 milionami obywateli - wystarczy armia licząca 150 tys. zawodowców. Słowa Tomasza Siemoniaka oznaczają zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP, likwidację jednostek i zmniejszenie bezpieczeństwa Polski. Izrael liczący 4 razy mniej mieszkańców niż Polska ma armię zawodową, w której służy 187 tys. żołnierzy - to tyle co u nas. A Polska to przecież największy kraj na wschodniej flance NATO. Bezpośrednio graniczący z Rosją, Białorusią oraz z zaatakowaną przez Rosję Ukrainą. Putin przypomina Polsce, iż jej zachodnie ziemie to był prezent od Rosji. NATO określiło Rosję jako agresora i uruchomiło regionalne plany obronne. Ta nowa polityka odstraszania oznacza budowę znaczących sił, a to oznacza również, że musimy dążyć do stworzenia możliwie licznej armii. Polska nie tylko zwiększa liczebność armii, ale też systematycznie dozbraja ją. My nie do końca wiemy, jakie zakupy zostały zakontraktowane. Trzeba sprawdzić, na co nas stać - dodaje polityk Polski 2050. Mimo że pieniądze na obronność są zapisane w budżecie. Jeszcze w tym roku na armię mamy wydać rekordowe ponad 4% PKB. Tymczasem opozycja już wraca do oszczędnościowej narracji rządu Tuska. Podjąłem już szereg takich działań, które mają zaowocować lub już zaowocowały oszczędnościami. Nikt nie lubi takich rzeczy jak oszczędzanie, ale jak nie ma, to nie ma. To także rząd Tuska likwidował jednostki wojskowe na wschód od Wisły. I przez 8 lat nie był w stanie przeznaczyć rekomendowanych przez NATO 2% PKB na obronność. Na Bliskim Wschodzie wrze. Izrael w każdej chwili może rozpocząć operację lądową w Strefie Gazy. Na razie atakuje głównie z powietrza. Około 2 mln mieszkańców chce uciec ze Strefy Gazy. Izraelski odwet, choć jeszcze na dobre się nie zaczął, już przyniósł śmierć palestyńskich cywilów i ogromne zniszczenia w Strefie Gazy. Ale Tel Awiw się nie cofnie, bez względu na konsekwencje. Byłem odpowiedzialny za bezpieczeństwo naszego narodu i teraz jestem odpowiedzialny za to, żeby wróg zapłacił najwyższą cenę. Nie przewiduję litości. Atak Hamasu na Izrael zapoczątkował nową falę nienawiści między dwoma narodami. Hamas ma jeden cel - zniszczyć Izrael. Nie waha się przed używaniem metod, które my nazywamy terrorystycznymi, łącznie z zamachami samobójczymi, i w tym sensie jest organizacją bardzo groźną, bo nie będzie się wahać w zabijaniu swoich przeciwników. W Strefie Gazy mieszka ponad 2 mln cywilów, którzy po prostu boją się o życie. Hamas traktuje ich jak żywe tarcze w walce o swoje cele i bez wahania poświęca życie kobiet i dzieci. Ta kobieta uciekła na południe Strefy Gazy przed gniewem Izraela i bezwzględnością terrorystów z Hamasu. Dzieci płaczą każdej nocy. Boją się rakiet, boją się ludzi. Tu nie jest i już nie będzie bezpiecznie. Albo zabiją nas pociski, albo umrzemy tu pozostawieni sami sobie. Razem z migrantami do Europy chcą przedostać się terroryści. Ten potencjał migracyjny będzie skierowany na Europę i teraz kwestia, czy będą to tysiące, dziesiątki tysięcy czy setki tysięcy. W Egipcie rozmowy pokojowe, a w Europie alerty terrorystyczne wszędzie tam, gdzie masowo wpuszczeni zostali islamscy migranci. We Francji uzasadniony strach przed zamachami - w metrze, na dworcach, na lotniskach. Już mieliśmy ruszać, kiedy zawyły syreny. Ktoś podobno podłożył bombę. Kazali nam uciekać do pierwszego schronu. Na ulicach agresja i walka z policją. Szczególną czujność muszą zachować mieszkańcy Niemiec, Holandii, Hiszpanii czy Francji. Wszędzie tam palestyńscy migranci wykrzykują swój gniew i zapowiadają ataki na sojuszników Izraela. Wszędzie tam zagrożeni są zwykli mieszkańcy. Hamas uwolnił dwie z zakładniczek przetrzymywanych w Strefie Gazy. Obie to Amerykanki, które odwiedzały rodzinę w Izraelu. Jednak terroryści przetrzymują jeszcze około 200 osób, których losy nie są znane. Ich rodziny liczą na ich jak najszybszy powrót do domu. To miała być wizyta u rodziny. Ale rodzinne spotkanie zamieniło się w koszmar, gdy do kibucu - czyli gospodarstwa rolnego - wtargnęli terroryści z Hamasu, porywając matkę i jej nastoletnią córkę. Obie są już bezpieczne. Koordynator do spraw osób zaginionych i porwanych w asyście wojskowej odebrał je na granicy ze Strefą Gazy. Kobiety spędziły w niewoli prawie dwa tygodnie. Uwolnienie dwóch zakładniczek daje nadzieję też innym rodzinom. Rodzinom 200 osób wciąż przetrzymywanych przez Hamas na terenie Gazy. Liczą, że już wkrótce spotkają się przy wspólnym stole. Ten jest tylko symboliczny. To nagranie wstrząsnęło światem. 25-letnia studentka Noa Argamani i jej partner zostali porwani przez Hamas na festiwalu muzycznym. Kobieta błagała o litość. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem to nagranie. Wewnętrznie mnie zabiło, gdy zobaczyłem, co jej robią. To terroryści. Naziści. Proszę cały świat, by pomógł nam sprowadzić nasze dzieci do domów. By przypominać Izraelowi i światu o tym dramacie, część rodzin, przyjaciół, ale też zwykli ludzie codziennie spotykają się m.in. w Tel Awiwie. Płaczemy, gdy oglądamy telewizję. Moje córki, wnuczki i ja. Dla mnie wszystkie dzieci są równe i boli mnie, gdy widzę zabite palestyńskie dziecko, tak samo, jak gdy widzę zabite izraelskie dziecko. Nissan Asher czeka na powrót synowej i wnuczek. Dziewczynki mają zaledwie 2 i 4 lata. Bardzo się o nie boję, zwłaszcza że matka mojej synowej została znaleziona martwa. Chcę tylko, by moja rodzina wróciła. Trzydzieścioro spośród zakładników to dzieci. Drugą dobę trwa policyjna obława na 44-letniego Grzegorza Borysa. Mężczyzna jest podejrzany o zamordowanie w mieszkaniu w Gdyni swojego 6-letniego synka. Szuka go tysiąc funkcjonariuszy. Trójmiejski Park Krajobrazowy przeczesywany na wylot. Mężczyzna był tu ponoć widziany dziś rano. Na wiadukcie. Jak z wiaduktu zszedł, prosto do lasu wbiegł. Nie rozpoznałem tego pana, czy on był w kominiarce, czy nie był. Czy zachowywał się podejrzanie? Jak zobaczył mnie, troszeczkę się wycofał. Policjanci, żołnierze żandarmerii, strażacy czy strażnicy leśni. Blisko tysiąc mundurowych szuka domniemanego zabójcy. Sprawdzamy każde miejsce niemieszkalne i mieszkalne, ale przede wszystkim skupiamy się na terenie leśnym. Dokładnie kontrolowane są też samochody wjeżdżające i wyjeżdżające z osiedla, gdzie mieszkał mężczyzna. Do tragedii doszło w piątek na tym gdyńskim osiedlu. Służby miała powiadomić matka dziecka, która znalazła ciało syna w mieszkaniu. Najistotniejsze dla śledztwa, zwłaszcza dla zbrodni, mówimy o zabójstwie 6-latka przez własnego ojca, jest kwestia motywu. Który nie jest znany. Policja ujawniła wizerunek mężczyzny. Grzegorz Borys jest żołnierzem marynarki wojennej. Apelujemy do osób, które jeżeli staną na drodze tego mężczyzny, żeby nie podejmowały wobec niego próby ujęcia go przez siebie, ponieważ mogą narazić się na niebezpieczeństwo. Ktokolwiek go widział - niech dzwoni. Oddalamy się do domu, bądź prosimy kogoś o telefon komórkowy. To nie jest kwestia pendolino, że musimy zrobić to w 3 sekundy, to jest kwestia rozsądku. Grzegorz Borys może być uzbrojony. W głównym wydaniu Wiadomości przed nami jeszcze: Kolejna przekroczona granica agresji w polityce. Wietrzna jesień. Zagrożenia na drodze i w górach. Kanclerz Niemiec uderza w nowy, twardy ton w polityce migracyjnej. Zapowiada, że Berlin musi deportować uchodźców i więcej, i szybciej. W rozmowie z magazynem "Der Spiegel" Olaf Scholz przyznał, że do Niemiec przyjeżdża zbyt wielu nielegalnych migrantów. Od tej informacji zaczynamy krótki przegląd informacji zza granicy. Choć Niemcy mają pozostać otwarte na migrację, to chcą decydować, kogo przyjąć. W innym przypadku - jak ostrzega Olaf Scholz - modelowi niemieckiego państwa opiekuńczego grozi załamanie. Berlin zapowiedział też stanowcze działania wobec islamistycznych grup działających w kraju. Jeśli jesteśmy w stanie deportować zwolenników Hamasu, musimy to zrobić. Za zamkniętymi drzwiami rozpoczęły się w Brukseli konsultacje w sprawie 12. pakietu antyrosyjskich sankcji. Propozycje państw bałtyckich i Polski już wywołały ostrą reakcję Kremla. Bo wśród propozycji znalazł się zakaz importu gazu LPG, uranu, a także diamentów, które przynoszą Moskwie rocznie ponad 4 mld dolarów. Można mieć 50 lat i wciąż lśnić. W blasku laserowych świateł opera w Sydney świętuje swoje półwiecze. Budynek to architektoniczny triumf ludzkiej wyobraźni. Nie dziwi więc, że okrzyknięto go jednym z nowych cudów świata. Parlament Europejski ma w tym tygodniu głosować nad propozycją radykalnych zmian w unijnych traktatach. Chodzi o koncentrację władzy w Brukseli i ograniczenie suwerenności państw członkowskich. Czy to krok w kierunku stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy? W Polsce stacjonuje 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Możemy się czuć bezpieczniej, bo mamy wsparcie światowego giganta. USA to jest potęga militarna. Obecność amerykańskiego wojska może stanąć jednak pod znakiem zapytania, jeśli w unijnych traktatach znajdzie się zapis o autonomii strategicznej Europy i Unii Obronnej, a właśnie to zakłada projekt, nad którym będzie głosował Parlament Europejski. Szef Onetu, portalu kontrolowanego przez spółkę z niemieckim kapitałem, pisze o rzekomym upadku amerykańskiej potęgi i wzywa wprost. Jeżeli powstanie państwo federalne Europa, to Polska nie będzie państwem. Będzie miała być może statut stanu, jak w USA, czy landu. I to wcale nie równorzędnego z Niemcami czy Francją. Projekt usuwa prawo weta w większości spraw i zwiększa władzę Brukseli, w której aż 12 państw nie miałoby swoich przedstawicieli. Ta reforma traktatowa Unii oznacza, że władza przeszłaby formalnie na instytucje unijne. Uznaniowe odbieranie funduszy unijnych stałoby się legalne. Obecnie eurokraci robią to bezprawnie. Polska na pewno by na tym straciła, a myślę, że większość Polaków chce dalej żyć w Polsce, w której decyduje Warszawa, nasze demokratyczne wybory. Bruksela przejęłaby również kontrolę nad krajowymi finansami, a waluta euro stałaby się obowiązkowa. Przyjęcie tego poprawionego traktatu europejskiego oznaczałoby koniec złotego, koniec naszej narodowej waluty, koniec niezależności. Autorzy projektu chcą wykreślić z traktatu zapis o równości kobiet i mężczyzn, zastępując go równouprawnieniem płci. Chodzi o narzucenie ideologii LGBT, także w edukacji. Będzie to destrukcja tradycyjnej rodziny, a także psychiki dzieci, które zostaną poddane szkodliwej indoktrynacji. Europarlament nad projektem zmian traktatowych ma głosować w środę. Polityczna presja na głowę państwa, a nawet groźby ograniczenia funduszy Kancelarii Prezydenta. Politycy opozycji wbrew terminom, jakie wyznacza konstytucja, usiłują wymusić na Andrzeju Dudzie wcześniejsze zwołanie pierwszego posiedzenia nowego sejmu i powołanie na premiera Donalda Tuska. Pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji odbędzie się najpóźniej w połowie listopada. Wcześniej prezydent spotka się z przedstawicielami wszystkich ugrupowań, które weszły do Sejmu. Mogę zapewnić ze swojej strony, strony prezydenta, że wszystkie konstytucyjne ramy terminowe i proceduralne zostaną zachowane. To konstytucja wyznacza terminy. Ale opozycja domaga się przyspieszenia, bo tego chce Donald Tusk - kandydat na premiera. Trzeba panu prezydentowi Dudzie powiedzieć. Jest jedna ustawa, której on wetować nie może. Ta ustawa nazywa się budżet państwa i jak on będzie bawił się w prezydenta, to my będziemy mu te zabawki zabierać. To groźby kierowane w stronę głowy państwa - słyszymy. Jesteśmy świadkami wypowiedzi różnego rodzaju politycznych ratlerków próbujących szarpać za nogawkę prezydenta, ale do tego jesteśmy przyzwyczajeni, a prezydent zrobi to, co na jego barki nakłada konstytucja. To nie posłowie PO będą decydować, kiedy skończy się kadencja poprzedniego parlamentu - odpowiada prezydencki minister. W tle są gorączkowe próby budowy koalicji rządowej przez PO, ale atmosfera jest napięta. Z tego wynika ten nacisk, żeby prezydent jak najszybciej to zrobił, bo nigdy nie wiadomo. Tak być może myśli sobie Donald Tusk i środowisko PO. To dlatego prezydent jest atakowany. Nie pierwszy raz podważany jest jego mandat. Dla mnie prezydentem Rzeczpospolitej w wymiarze moralnym jest Rafał Trzaskowski. W ich rozumieniu to jest tak, że jak oni nie rządzą, to jest dyktatura. A demokracja jest wtedy, kiedy my rządzimy. Podobną taktykę polityczne zaplecze Donalda Tuska stosowało, gdy prezydentem był Lech Kaczyński. Łącznie z odmawianiem prezydentowi dostępu do rządowych samolotów. Rozmowy dotyczące zawarcia ewentualnej koalicji frakcji Tuska, Trzeciej Drogi czy Lewicy coraz bardziej przypominają przepychanki konkurentów politycznych. Zza zamkniętych drzwi przebijają się głosy o różnicach programowych i odmiennych ambicjach co do obsadzania stanowisk. Wchłonąć przystawki - to misja Donalda Tuska wobec mniejszych ugrupowań opozycyjnych. Próbował ją zrealizować jeszcze przed wyborami, forsując wciągnięcie Hołowni, PSL-u i Lewicy na jedną listę, listę Platformy Obywatelskiej. Z maniakalnym uporem powtarzam: zjednoczymy swoje siły. Jedna lista nie powstała, a Tusk swoją dominację na opozycji próbuje umacniać po wyborach. Mimo zapewnień o ewentualnym równym podziale władzy między frakcje Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego Platforma chce najwięcej dla siebie, w tym stanowisko premiera. Nie ulega wątpliwości, że powierzenie tej misji komuś innemu niż liderowi demokratycznej opozycji, czyli Donaldowi Tuskowi, stanowiłoby potężny błąd. Bo Donald Tusk jest znany z podporządkowywania sobie koalicjantów. Jakby ktoś chciał wchłonąć lub zjeść Lewicę, to Lewica jest niestrawna, więc przestrzegam przed tym. Mniejsze podmioty zdają sobie jednak sprawę, że będą musiały pójść na daleko idące ustępstwa. Koalicja to jest takie wydarzenie, że trzeba się w niektórych miejscach po prostu posunąć. On po prostu musi być dyktatorem, taki jest jego program. On po to chciał tworzyć tę jedną listę, żeby podporządkować sobie wszystkie partie opozycyjne. Z zakulisowych i medialnych doniesień wynika, że aspirujące do przejęcia władzy partie opozycyjne już dzielą stołki. Karty w tej rozgrywce ma rozdawać oczywiście Platforma. Z tych partii niewiele co zostanie. Nieoficjalnie mówi się, że Tuska interesuje przejęcie władzy nad całą opozycją, a następnie powrót do Brukseli na intratne stanowisko. Pan Donald Tusk cały czas gra. Jedno - że na siebie, ale przede wszystkim gra na inne państwa w Europie. Donald Tusk już pokazał, że nie tyle nie są dla niego istotne interesy Polski, licznych przykładów tutaj można dostarczyć, co nie są dla niego istotne nawet interesy własnego obozu politycznego. Platforma, dzieląc już ministerialne stołki, dzieli skórę na niedźwiedziu, bo zwyczajem jest, że prezydent powierza misję tworzenia rządu ugrupowaniu, które wygrało wybory. W gorączce kampanii wyborczej słów, które miały szokować, padło wiele. Czy da się udawać, że to tylko mruganie okiem i puścić je w niepamięć, jednocześnie nawołując do pojednania? Chociaż od wyborów minął niemal tydzień, to kampanijne emocje nie ucichły. Musi dojść do eskalacji i wtedy zacznie uspokajać. Nic się nie zmieniło. Politycy wykazywali wobec siebie zawsze agresję. W nowej powyborczej rzeczywistości jednak bez zmian. Te 8 gwiazdek stało się hasłem i właściwie odpowiedzią na wszystkie pytania zwolenników KO i odpowiedzią, kiedy pytano ich o motywacje. Szykująca się do przejęcia władzy PO, poza rewolucjami niemal w każdej sferze, nadal nie wyszła z trybu wyborczego ataku. Pisze Janina Ochojska. Miało być tak, że zaraz po wyborach nastąpi polityka miłości. Wpis europoseł PO skrytykowało wiele osób, ale polityków jej partii nie oburzył. Można odnieść wrażenie, że w PO został ogłoszony konkurs, kto bardziej obrazi miliony Polaków głosujących na PiS. Przed wyborami na tle takich wulgarnych symboli Donald Tusk przekonywał. Jak się pogoni agresora, to już nie ma powodu do wojny. Lecz po wyborach Koalicja Obywatelska swojej wojny nie zakończyła. Ta agresja była użyta w wyborach jako pewnego rodzaju argument nie merytoryczny, ale psychologiczny. Tragedią tych wyborów było to, że wszystkie argumenty merytoryczne zniknęły. Można się zastanawiać, dlaczego teraz, gdy mimo drugiego wyniku w wyborach Platforma uważająca się za zwycięzcę nadal siłę argumentu zastępuje argumentem siły agresji. Potrzeba stanowisk dla swoich, trzeba mieć pod kontrolą instytucje, trzeba pousuwać przeciwnika. Lider PO na swoich wiecach przekonywał, że zakończy w Polsce podziały. Z pierwszych obietnic wyborczych zaczął wycofywać się dzień po wyborach. Trudno sądzić, by akurat w kwestii szacunku do konkurentów słowa dotrzymał. Dziś mija 60 lat od śmierci ostatniego żołnierza wyklętego. Józef Franczak, pseudonim "Lalek" przez 24 lata dawał odpór najpierw Niemcom, a potem radzieckiej Rosji. Znienawidzony przez Niemców, a po II wojnie światowej także przez Rosjan. Skuteczny i niewidoczny cień. Zaangażował się od lat najmłodszych w budowanie państwa, w jego obronę, bo jako ochotnik w wieku lat 17 wstąpił do Wojska Polskiego i cała reszta jego życia to była służba. W 1940 roku wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, potem do Armii Krajowej. Wielokrotnie zdradzany i wystawiany Armii Czerwonej, ukrywał się w Łodzi i w Sopocie. Tych, którzy się ujawnili, bardzo często aresztowano. Nierzadko zmuszano do tego, żeby wydawali tych, z którymi do tej pory walczyli. Akcje przeciwko komunistycznemu reżimowi, likwidacja konfidentów, dywersja. Żołnierz wyklęty. Jeden z tych, którzy nie pogodzili się z okupacją sowiecką Polski. Walczył z Niemcami, ale potem walczył też z sowiecką okupacją. Józef Franczak od 1953 roku ukrywał się samotnie, ale nie zaprzestał działalności. Komuniści dostali obsesji na jego punkcie. Kolejny raz zdradzony, tym razem przez przyszłego szwagra, został zastrzelony przez grupę likwidacyjną ZOMO podczas strzelaniny koło Świdnika. Komuniści zbezcześcili jego ciało. Poszukiwania czaszki podporucznika trwały do 2014 roku. To byli prawdziwi żołnierze. A po drugiej stronie byli zdrajcy i ich kolaboranci. Walce, często samotnej, poświęcił 24 ze swojego 45-letniego życia. Pośmiertnie awansowany do stopnia podporucznika, został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Wieje i to mocno. Najwięcej szkód na Pomorzu i na południu kraju. W Zakopanem drzewa spadły na tory kolejki linowej, budynki i samochód osobowy. Połamane konary drzew i uszkodzone dachy - to efekt silnego wiatru, który odczuli mieszkańcy Zakopanego i turyści. Przyjechaliśmy w nocy i byliśmy trochę przerażeni pogodą. Obawialiśmy się, czy wyjdziemy w góry. W te wysokie lepiej się nie wybierać. Na Kasprowym momentami wiało prawie 150 km/h. Strażacy kilkadziesiąt razy wyjeżdżali nie tylko w Zakopanem, ale i do miasteczek w sąsiednich gminach. W tej chwili cały czas pracują przy usuwaniu skutków wczorajszej wichury. Mimo takich zjawisk w piątkową noc mieliśmy też do czynienia z tzw. tropikalną nocą. Meteorolodzy w Elblągu zanotowali nieco ponad 2 stopnie Celsjusza, w tym samym czasie termometry w Bielsku-Białej pokazały prawie 23 stopni ciepła. Taka sytuacja w drugiej połowie października to prawdziwy ewenement. Wszystko to za sprawą napływającego nad ten obszar kraju bardzo ciepłego zwrotnikowego powietrza, ale też efektu fenowego, wiatr halny. O wiele gorsza sytuacja jest u naszych sąsiadów. To wybrzeże w niemieckiej Kilonii, gdzie półtorametrowe fale dewastowały plażę, a woda wdzierała się do miasta. Dawno nie widziałem tu tak ekstremalnej pogody, a mieszkam w Kilonii od 45 lat. Ten sztorm bije wszystko na głowę. Ostrzeżenie przed największą od 150 lat powodzią sztormową otrzymali mieszkańcy wybrzeża Bałtyku w Niemczech, południowej Szwecji i Danii. W tym rybackim miasteczku sztorm rozbijał łodzie o domy letniskowe. Dla wielu ludzi będzie bolesne, gdy zobaczą, co tu się stało. Sztorm nie osiągnął jeszcze szczytu, więc do jutra znikną wszystkie domy. W Polsce przyszły tydzień spokojny, z temperaturą do kilkunastu stopni. Za chwilę gośćmi Wiadomości będą europosłowie. Rozmowa w TVP Info. Do zobaczenia.