Sobota, 21 grudnia, w programie m.in.: Dramat na jarmarku w Magdeburgu - rozpędzony samochód wjechał w tłum ludzi, nie żyje 5 osób, ponad 200 jest rannych. Ucieczka przed odpowiedzialnością pod skrzydła Orbana, premier Węgier sugeruje, że Romanowski nie będzie ostatni. Kulisy kampanii i pytania o delegacje Karola Nawrockiego z Instytutu Pamięci Narodowej. Monika Sawka, dobry wieczór, zaczynamy 19:30. W tłum ludzi, którzy przyszli na tradycyjny bożonarodzeniowy jarmark w Magdeburgu, wjechał kierowca. Zginęło pięć osób, w tym dziecko. Około dwustu jest rannych. Napastnik pochodzi z Arabii Saudyjskiej, w Niemczech mieszka od wielu lat. W swoich postach w mediach społecznościowych otwarcie sympatyzował ze skrajną prawicą, sprzeciwiał się nielegalnej imigracji. Piątkowy wieczór, świąteczną radość przerwała tragedia. To czarny dzień dla Magdeburga. Dzień, w którym rozpoczęły się ferie. Zgodnie z niemiecką tradycją - na bożonarodzeniowym jarmarku. Jeździliśmy z synem na karuzeli. Ma 9 lat, był taki szczęśliwy. To szczęście przerwał rozpędzony samochód, który wjechał w tłum. Na miejscu zabił dwie osoby, w tym dziecko. Każde ludzkie życie, które zgasło w tym ataku, jest straszną tragedią i jest to o jedno ludzkie życie za dużo. Ludzie uciekali w panice, wpadali na stragany, część dostała się pod koła samochodu. Ciężko ranni błyskawicznie trafili do szpitali, pozostałymi ratownicy zajęli się w prowizorycznym punkcie pomocy w pobliskim centrum handlowym. Widziałam mnóstwo nieszczęścia. Wiele osób, które szukały swych bliskich. Wiele łez, oszołomienie i skrajny szok. Za kierownicą samochodu siedział 50-letni lekarz. Policjanci schwytali go, gdy zatrzymał się na skrzyżowaniu. Ludzie panikowali, krzyczeli, jeden odważny policjant zatrzymał sprawcę, który spokojnie wysiadł z samochodu. Mężczyzna pochodzi z Arabii Saudyjskiej. W Niemczech mieszka od 18 lat, od ośmiu ma status uchodźcy. Z zawodu jest specjalistą w dziedzinie psychiatrii i psychoterapii. Miał stałe zezwolenie na pobyt. Ostatnio pracował jako lekarz w Bernburgu. Wcześniej nie zwrócił uwagi władz. Był muzułmańskim apostatą, mówił, że jest największym krytykiem islamu. W mediach społecznościowych udostępniał też treści chwalące AfD i jej stanowisko wobec islamu. Musimy zrozumieć sprawcę, jego motywy, aby móc odpowiednio odpowiedzieć. Ale mimo przesłuchania zamachowca i przeszukania jego domu policjanci nie są w stanie powiedzieć, dlaczego zaatakował uczestników jarmarku. Odpowiedzi na to pytanie szuka też niemiecka prasa. Ale i ona na razie jej nie znajduje. Dociera natomiast do coraz większej liczby jego wpisów w mediach społecznościowych, z których wynika, że odwrócił się od islamu, czuł się powołany do walki o prawa saudyjskich kobiet, coraz bardziej się radykalizował i ostrzegał przed islamizacją Niemiec. Wszystko wskazuje więc na przeciwieństwo zamachu o podłożu islamistycznym. Policja i lokalne władze potwierdzają: sprawca był islamofobem. I uspokajają: działał w pojedynkę, więc miasto nie jest w tej chwili narażone na dalsze niebezpieczeństwo. Na jarmark mieszkańcy Magdeburga w tym roku już nie pójdą. Włodarze miasta nie otworzą go, nawet gdy śledczy skończą pracę. Wygaszono także świąteczne ozdoby, które jeszcze wczoraj wieczorem rozświetlały centrum miasta. 50-letni kierowca wjechał w tłum ludzi wczoraj tuż po godzinie 19. Jak to miejsce wygląda zaledwie dobę po tragedii? Jestem przy kościele św. Jana, który znajduje się blisko miejsca tragedii, blisko jarmarku bożonarodzeniowego. To tu powstało miejsce pamięci, gdzie mieszkańcy przynoszą kwiaty, zapalają znicze, aby w ten sposób uczcić pamięć ofiar i wszystkich osób poszkodowanych w zamachu. Morze kwiatów, morze zniczy, a pomiędzy nimi powtykane pluszaki, a to ze względu na to, że wśród ofiar jest dziecko. Nikt tu nie kryje łez, wzruszenia i wszyscy przyznają, że ich miasto długo nie wróci do normalności. W katedrze odprawiana jest właśnie msza święta w intencji ofiar i wszystkich poszkodowanych. To nie pierwszy taki dramat w Niemczech. 8 lat temu zamachowiec wjechał ciężarówką w jarmark przed berlińskim kościołem pamięci. Zginęło wówczas 13 osób, w tym Polak. Od tego czasu niemieckie jarmarki są zabezpieczone specjalnymi barierami. Napastnik z Magdeburga użył jednak małego samochodu, którym zmieścił się między zaporami. Niemcy po zamachu w 2016 w Berlinie teoretycznie odrobili lekcję z bezpieczeństwa. Zamachowiec użył wtedy samochodu ciężarowego, zabijając 12 osób i raniąc blisko 50. Wcześniej zamordował polskiego kierowcę i ukradł tego TIR-a. Wokół niemieckich jarmarków pojawiły się później specjalne betonowe zapory. Dodatkowo obowiązuje zakaz wnoszenia noży. Zamachowiec z Magdeburga zmieścił się pomiędzy przeszkodami. To takie smutne, że coś takiego się zdarza. Chronimy się pachołkami i wszystkim, ale to jest straszne, nie sposób tego opisać słowami, zwłaszcza teraz, w okresie Bożego Narodzenia. Żadne zapory nie dają pełnej gwarancji bezpieczeństwa. Nie jesteśmy w stanie w stu procentach wykluczyć potencjalnego ataku przy użyciu takich środków i metod, jak pojazdy samochodowe. Niemiecka policja po berlińskiej tragedii zdołała udaremnić kilka planowanych ataków. Między innymi takich, które miały być przeprowadzone przy użyciu materiałów pirotechnicznych. Na tamtejszych jarmarkach od tego czasu jest więcej policji. Patrole policji i straży miejskiej na świątecznych jarmarkach w Polsce zwracają uwagę na bezpieczeństwo przede wszystkim pod kątem ewentualnych kradzieży, ale obecność mundurowych w takich miejscach, jak to, może skutecznie odstraszyć każdego potencjalnego napastnika. Oprócz patroli umundurowanych policjanci pojawiają się w takich miejscach w cywilu. Są tam funkcjonariusze pionów operacyjnych, czyli takich, których nie jesteśmy w stanie rozpoznać. To wszystko zwiększa bezpieczeństwo, ale nie eliminuje ryzyka. Policjant, jako osoba fizyczna, przecież nie stanie i nie zablokuje pędzącego pojazdu. Na świątecznym jarmarku we Wrocławiu też są blokady. W rynku mamy możliwość zablokowania też ruchu kołowego. Tam są specjalne takie separatory ochronne, które uniemożliwiają wjazd jakichkolwiek pojazdów. Ważne, by organizatorzy, wybierając lokalizację jarmarku, brali pod uwagę sugestie policji. Wydaje mi się, że służby chyba robią wszystko, żebyśmy bezpiecznie obeszli te święta. Po tych wiadomościach w telewizji to taki niesmak zostaje. Nie wiem, czy to jest bezpiecznie czy niebezpieczne, ale tutaj tak. Nie żyjemy jeszcze w takim kraju, gdzie możemy się spodziewać czegoś takiego, natomiast myślę, że jeżeli ktoś by chciał, to nawet z ulicy można by było tutaj wjechać i zrobić dokładnie to samo. W Polsce 10 lat temu zdarzyło się, że kierowca podczas szaleńczego rajdu po sopockim molo potrącił ponad 20 osób. Leczył się psychiatrycznie. Motywy sprawcy nadal nie zostały ujawnione, służby wykluczyły jednak możliwość inspiracji religijnym fundamentalizmem. Do ataku odniósł się także premier Donald Tusk. Chce jasnej deklaracji ze strony prezydenta Andrzeja Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości o poparciu rządowego pakietu zaostrzającego prawo wizowe i azylowe. Przyjechał na miejsce zamachu, by powiedzieć "nie" podziałom Niemiec i nienawiści. Atak to nie tylko wielka tragedia. To wizerunkowy problem dla kanclerza Olafa Scholza i jego partii. Oraz paliwo dla jeszcze silniejszego zradykalizowania nastrojów społecznych. Żądam teraz odpowiedzi od ministra spraw wewnętrznych: co tak naprawdę dzieje się w tym kraju? Znosimy to tydzień po tygodniu. Znosimy ataki, znosimy morderstwa naszych własnych obywateli. Trzeba to teraz wyjaśnić. Światowi przywódcy mówią o "brutalnym i tchórzliwym akcie", "strasznym i brutalnym ataku", "solidarności z narodem niemieckim". Ale wśród tych głosów jest też ten miliardera i przyszłego członka gabinetu Donalda Trumpa - Elona Muska. Scholz powinien natychmiast podać się do dymisji. Niekompetentny głupiec. Kilka godzin wcześniej Amerykanin udzielił poparcia Alternatywie dla Niemiec. Tylko AfD może uratować Niemcy. Ta opowiada się za masową deportacją imigrantów z kraju. I za całkowitym zamknięciem granic dla osób ubiegających się o azyl. W sondażach prawicowo-populistyczna partia jest już drugą siłą polityczną w Niemczech. A do przedterminowych wyborów zostały zaledwie 2 miesiące. Zdaniem polskiego premiera, by demokracja liberalna przetrwała na Starym Kontynencie, niezbędna jest zmiana polityki migracyjnej. O czym mówił na unijnym szczycie. Dzisiaj w Europie już nas nie tylko rozumieją, jeśli chodzi na przykład o te twarde decyzje dotyczące obrony naszych granic także przed nielegalną migracją. Właściwie większość państw Unii Europejskiej szuka wzorów w tym, co my w Polsce robimy. Dziś zaapelował do prezydenta i opozycji o poparcie projektów ustaw. Po ataku w Magdeburgu już dziś oczekuję jasnej deklaracji pana prezydenta Dudy i PiS o poparciu rządowego pakietu zaostrzającego prawo wizowe i azylowe. Państwo odzyskuje właśnie kontrolę nad granicami i migracją po latach chaosu i korupcji, więc chociaż nie przeszkadzajcie. Do wpisu premiera odniósł się były szef MON Mariusz Błaszczak i przedstawił długą listę oczekiwań. To między innymi wypowiedzenie paktu migracyjnego. Musimy uważać na to, jak zarządzamy naszą polityką migracyjną, w tym jak zapewniamy bezpieczeństwo naszym obywatelom. Komisja Europejska konsultuje się obecnie z państwami członkowskimi w sprawie nowych zasad deportacji migrantów nielegalnie wjeżdżających na teren Unii. Propozycje ma przedstawić w lutym. Oglądają państwo "19.30", już za chwilę: Premier Węgier sugeruje, że Marcin Romanowski nie będzie ostatni, a później jeszcze: Życie po tragedii. Miliardy złotych na obronę cywilną. To było tak - benefis Bogdana Łazuki. Czy Marcin Romanowski to jedyny polityk PiS, który przed sprawiedliwością uciekł na Węgry? Na to pytanie jest odpowiedź. Prosto z Budapesztu. Nie zdradzę chyba tajemnicy, jeżeli powiem, że to nie będzie ostatni taki przypadek. Nazwisk premier Węgier nie podał, ale przecież wciąż przybywa polityków, którzy mają uchylane immunitety czy stawiane zarzuty. To jest solidarność skorumpowanych proputinowskich polityków i środowisk politycznych. Szef polskiej dyplomacji zapytał internautów, który z wymienionych polityków schroni się nad Balatonem czy w Mińsku. Ponad połowa wybrała Daniela Obajtka. A ten akurat w ukrywaniu się przed służbami właśnie w stolicy Węgier ma już doświadczenie. Ja się zastanawiam, czy dzisiaj gdzieś w Budapeszcie nie powstaje jakaś willa z mieszkaniami i czy Orban Travel nie zaczyna funkcjonować. Politycy PIS, jak i sam prezes, już 13 lat temu stawiali Orbana za wzór. Przyjdzie taki dzień, że w Warszawie będziemy mieli Budapeszt. Orban przejmował prokuraturę i sądy, podobnie było z wolnymi mediami, których na Węgrzech praktycznie nie ma. Warszawę i Budapeszt za rządów Zjednoczonej Prawicy łączyły bliskie relacje i wspólne biznesy. Przykładem jest przejęcie ponad 400 stacji Lotosu przez węgierski MOL. Polska i Węgry budowały taki sojusz nieliberalnych demokracji. Wzajemnie się wspierały, wzajemnie się ubezpieczały. Stąd ochrona Romanowskiego. Bo jak mówi Orban, decyzja o azylu nastąpiła po analizie sytuacji w Polsce i - tu cytat - mamy to uszanować. Premier Orban nie lubi rozliczeń. Powiedział mi to wprost, tłumacząc decyzję o azylu. Polityka jest prostsza, niż się niektórym wydaje. Państwa członkowskie mają obowiązek wykonania Europejskiego Nakazu Aresztowania. Zdaniem Gazety Wyborczej, prokuratura może postawić wkrótce zarzuty osobom, które pomagały lub wciąż pomagają Romanowskiemu w ucieczce. Pytanie czy Morawiecki, Kaczyński, Ziobro interweniowali u Orbana w tej sprawie, żeby ich druh dostał azyl polityczny i czuł się bezkarny. A przecież sam deklarował, że nie będzie uciekał. Zdanie najwidoczniej zmienił. Żeby zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na sytuację w Polsce i na te represje polityczne. Tak mówi były wiceminister sprawiedliwości, na którym ciążą poważne zarzuty, w tym ten udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, za co grozi do 25 lat więzienia. W sprawie Marcina Romanowskiego nie uważam nic. Nie jest to sprawa, która budzi moje zainteresowanie. To po prostu prognostyk tego, jak mogła wyglądać, nie daj Boże, tego typu prezydentura, w której prezydent nie ma nic do powiedzenia w tego typu sprawach, bo boi się werdyktu Jarosława Kaczyńskiego. Romanowski uciekł z kraju jeszcze przed decyzją sądu w sprawie aresztu. Kandydat na prezydenta popierany przez PiS, Karol Nawrocki, prawie połowę miesiąca spędził na delegacjach z Instytutu Pamięci Narodowej, prowadząc w tym czasie kampanię - pisze Onet. Wszystko robię w wolnym czasie - przekonuje prezes IPN i mówi o manipulacji. Posłowie Koalicji Obywatelskiej nie wykluczają złożenia w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury. Przedświąteczna sobota - Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, w Ustroniu odwiedził zakład produkujący wodę. Mówił o patriotyzmie gospodarczym. Świat się kompletnie zmienił. Musimy tym bardziej wspierać nasze moce produkcyjne, nasze własne polskie firmy, które są w stanie konkurować z wielkimi koncernami. Kandydat z poparciem PiS-u swoją aktywność pokazał w mediach społecznościowych. Na oficjalnym profilu sztabu Karola Nawrockiego czytamy o spotkaniu z powstańcem warszawskim. W trasie był dzień wcześniej, gdy ponownie był na terenach popowodziowych. Według Onetu Prezes Instytutu Pamięci Narodowej spędził blisko połowę grudnia w delegacjach z IPN-u i łączył te wyjazdy z prekampanią. Jak podaje portal, Nawrocki tylko dwa razy miał zadeklarować formalną nieobecność. Kandydat odpiera zarzuty. Jest informacja, że o 18:30 byłem w Bielsku-Białej, dojechałem tam prywatnym samochodem, a nie ma informacji, że jako prezes IPN wykonywałem swoje obowiązki w Kamesznicy. Nawrocki nie przedstawił jednak szczegółów rozliczenia wydatków z delegacji. Nie odniósł się też do większości aktywności kampanijnych, o których pisał Onet. M.in. o to chcieliśmy zapytać rzecznika IPN, który sprawy komentować nie chce. Odsyła do odpowiedzi przesłanej Polskiej Agencji Prasowej, gdzie czytamy m.in., że wszelkie aktywności niezwiązane z funkcją prezesa IPN Nawrocki realizuje w wolnym czasie, w tym w weekendy. W niedzielę chyba mogę pobiegać z mieszkańcami nad morzem i nie będę się tłumaczył Onetowi ani nikomu innemu. Prawo i Sprawiedliwość na pytania o delegacje Nawrockiego atakuje Rafała Trzaskowskiego. Z pewnością wykorzystuje pieniądze samorządów, samorządu warszawskiego, ale też innych samorządów do swoich akcji politycznych. Koszty wszystkich moich podróży ponosi PO, bo ja jestem wiceprzewodniczącym PO i wszystko jest absolutnie transparentne. Odpowiada prezydent Warszawy. I krytykuje prezesa IPN. On przez cały czas opowiadał, że jest tak dumny z tego, że bierze urlop, okazuje się, że był w delegacjach, a przy okazji właśnie prowadził kampanię wyborczą. Jak ja robię spotkania w związku z promocja książki, to je robię jako promocja książki, a nie delegacja Marszałka Sejmu. O delegacje Karola Nawrockiego pytają też politycy KO, którzy byli w IPN z kontrolą poselską. Odmówiono im pełnego dostępu do dokumentacji. Jak mówią, Karol Nawrocki łamie ustawę o Instytucie. Chcą też wiedzieć, czy delegacje były specjalnie wypisywane w celu prowadzenia kampanii. Jest uzasadnione podejrzenie przestępstwa także z artykułu 286 kk, czyli oszustwa, czyli wyłudzenia delegacji, czyli osiągnięcia korzyści finansowych. Posłowie nie wykluczają zawiadomienia do prokuratury. Ta rodzinna tragedia tydzień temu wstrząsnęła mieszkańcami Idalina, na Lubelszczyźnie. W 19:30 wracamy do dramatycznego pożaru. W płomieniach zginęło troje dzieci i ojciec, który wrócił do budynku, by je ratować. Ich mama i nastoletni chłopiec zdołali ocalić życie, ale ogień zabrał im wszystko. Sąsiedzi i przyjaciele próbują im pomóc znów stanąć na nogi. Tak wygląda dom, a właściwie to, co z niego zostało po pożarze, do którego doszło tydzień temu. To tu rozegrał się dramat sześcioosobowej rodziny. Przykro się patrzy, wychodzę i widzę codziennie, co tu jest. Zginęło troje dzieci i ojciec, który wrócił do płonącego domu, by je ratować. Tak wielkiej tragedii w małym Idalinie jeszcze nie było. Zostało ich dwoje bez niczego. I tak nie było rozkoszy tam, tym bardziej teraz. Rodzina, bliscy zmarłych, znajomi, sąsiedzi, koleżanki i koledzy dzieci ze szkoły pożegnali tragicznie zmarłych. Tragedia wstrząsnęła lokalną społecznością. Sięgamy do naszej wiary, która jest wiarą w życie wieczne, lepsze, piękniejsze, i próbujemy z trudem odnaleźć jakiś sens tego wydarzenia. Sens jest w pomaganiu tym, którzy przeżyli - Agnieszce i jej najstarszemu synowi. Solidarni są wszyscy z Idalina i okolicznych wiosek. Gmina i lubelski Caritas zbierają pieniądze i potrzebne rzeczy. Dzwoniło kilka osób do mnie, oferowali pomoc z Warszawy, pomoc prawna, dzwoniła pani z Krakowa, chcąc przekazać do dyspozycji swój dom. Mama z synem zamieszkają w Dzierzkowicach, 5 kilometrów od Idalina. Wyremontowano dla nich mieszkanie w domu dla nauczycieli. Pani Agnieszka zadeklarowała chęć zamieszkania na terenie gminy Dzierzkowice Pełne koszty utrzymania tego wynajmu bierze na siebie gmina Józefów nad Wisłą. Chodzący do ósmej klasy Patryk będzie miał blisko do szkoły. Uczniowie z klasy Patryka prowadzą mu zeszyty, zrobili mu całą wyprawkę, aby mógł wrócić do szkoły i mieć co powinien mieć uczeń. W pożarze spłonęło ich całe życie. Muszą odbudować je na nowo. Przed nimi trudne Boże Narodzenie. Najważniejsze, że nie będą sami. Dolnośląscy policjanci zlikwidowali laboratorium, w którym produkowano narkotyki syntetyczne. Znaleźli linię produkcyjną służącą do wytwarzania klefedronu, w pełni wyposażoną suszarnię, a także ogromne ilości gotowego narkotyku. W sumie ponad 860 kg o czarnorynkowej wartości około 70 mln zł. Te kartony według dokumentów transportu miały zawierać wino, ale była w nich płynna kokaina. Dokładnie 44 litry. Wartość na czarnym rynku - 7,5 miliona złotych. Pieniądze nie trafią do gangsterów, bo dzięki wspólnej akcji wielu służb narkotyki udało się przejąć, zanim trafiły na rynek. Czynności poprzedziła praca operacyjna, wielomiesięczna, przy współpracy służb zajmujących się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, służb Stanów Zjednoczonych, Republiki Czeskiej oraz Europolu. Międzypaństwowa współpraca jest konieczna, bo swobodny przepływ towarów wewnątrz Unii Europejskiej sprawia, że dużo łatwiej działać także przestępcom. Oficer operacyjny CBŚP narkotyk, który dostanie się na terytorium UE, może zostać przewożony swobodnie, praktycznie bez kontroli od Tallina aż do Lizbony. A w ostatnich latach służby walczące z narkobiznesem mają co robić, bo gangsterzy są coraz lepiej zorganizowani. Przypomina to coraz bardziej profesjonalny biznes na zasadzie produkcji, gdzie są też fachowcy, gdzie są chemicy, którzy mają naprawdę wiedzę akademicką. Takiego chemika CBŚP zatrzymało niedawno na gorącym uczynku w Gliwicach. Wartość wytworzonych tu narkotyków - 25 milionów złotych. Produkcja i przemyt to jedno, ciąg dalszy tego łańcuszka to sprzedaż. Historia z Przemyśla pokazuje, że i tutaj przestępcy czują się bezkarni. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy w centrum Przemyśla w biały dzień zajmowali się handlem znacznych ilości narkotyków. Tutaj funkcjonariusze zabezpieczyli narkotyki o wartości miliona złotych. Kwoty ogromne - skala coraz większa. Statystyki działającego od 10 lat Centralnego Biura Śledczego Policji pokazują, że liczba zaangażowanych w narkotykowy biznes rośnie. Skutki widać też tutaj. Statystycznie dwie osoby na tydzień trafiają do szpitala, czyli są w na tyle ciężkim stanie, że wymagają hospitalizacji. Tylko w tym roku CBŚP zlikwidowało 57 nielegalnych laboratoriów wytwarzających narkotyki. Zatrzymanym przestępcom grozi kara nawet 20 lat więzienia. To ma być rewolucja w ochronie bezpieczeństwa ludności ponad partyjnymi podziałami. Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o ochronie ludności i obronie cywilnej. Chodzi o działania w czasie pokoju, stanu wojennego i wojny. Ma być specjalnie wydany podręcznik dotyczący kryzysowych sytuacji. Sprawdzony będzie też stan schronów. Schrony - często zaniedbane, zapomniane i nieliczne. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli jest w nich miejsce dla zaledwie 4% mieszkańców Polski. To ma się zmienić dzięki ustawie o ochronie ludności i obronie cywilnej. Jednomyślnie przyjętej przez parlament, a teraz podpisanej przez prezydenta. Jest absolutnie rewolucyjna, bo tworzy system na dziesięciolecia. Ten system ma dać gwarancję miejsca w schronach dla połowy mieszkańców miast i 1/4 mieszkańców mniejszych miejscowości. Takie bezpieczne przestrzenie będą musiały powstać w wielu nowych obiektach, o czym już myślą samorządowcy. Czy przy budowie parkingów, czy metra, czy innych budynków użyteczności publicznej tworzyć takie miejsca. Tak jak w tym szpitalu miejskim w Sosnowcu. Zgodnie z projektem w nowym oddziale ratunkowym ma powstać schron dla 600 osób. Jeżeli dojdzie do sytuacji zagrożenia, to wówczas szybko zostanie to miejsce zaimplementowane na potrzeby budowli ochronnej. Dzisiaj widząc, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, przypomnieliśmy sobie, że takie miejsca są potrzebne. A na ich przygotowanie potrzebne są pieniądze. Te gwarantuje nowa ustawa. Państwo rocznie ma przeznaczać na ten cel minimum 0,3% PKB. Mowa więc o nawet 10 miliardach złotych dla samorządów. To wójt, burmistrz, prezydent ma ogromne zadania i wyzwania związane z budową tej infrastruktury. Bardzo się cieszę, że są budżetowe pieniądze, które są zapewnione na te wszystkie prace, które będą rozłożone na lata. Zgodnie z nowymi przepisami mieszkańcy mają być kompleksowo informowani o zagrożeniu. To syreny, alerty RCB, komunikaty w radiu, telewizji i Internecie, oraz mobilna aplikacja Regionalnego Systemu Ostrzegania. Wzorem krajów skandynawskich każdy ma dostać tego typu podręcznik, który będzie kryzysowym ABC. Jakie są najpotrzebniejsze rzeczy, co trzeba mieć zawsze w domu, jak być przygotowanym do udzielenia pierwszej pomocy. Dopełnieniem mają być szkolenia przeprowadzane m.in. przez strażaków. Ważne ogniwo obrony cywilnej. Stąd plany wzmocnienia formacji. Ustawa przewiduje, że będą wzmocnione stanowiska kierowania komendantów powiatowych Państwowej Straży Pożarnej. W tej chwili 80% takich stanowisk jest jednoosobowych. Ta służba będzie takim kręgosłupem tego całego systemu, więc to niesłychanie ważne przedsięwzięcie. Ustawa wejdzie w życie 1 stycznia. Ale przez wieloletnie zaniedbania na jej efekty trzeba będzie poczekać. Przez wielu jest nazywany królem życia. Przed publicznością występuje od kilku dekad. Telewizja Polska zorganizowała benefis Bohdana Łazuki - aktora, piosenkarza i wybitnego artysty. Na scenie wystąpili jego przyjaciele oraz muzycy ceniący jego twórczość. O Bohdanie Łazuce można powiedzieć różne rzeczy, ale jedno jest pewne - za nim się tęskni - to słowa Aleksandra Bardiniego. Inni wielcy wtórowali, że jest nie do podrobienia. Tańczył, grał i śpiewał, a właściwie nadal to robi. Na estradzie albo ćwiczymy codziennie 2 godziny przez miesiąc, albo liczymy na intuicję, na inteligencję. Tutaj wszystko się zgadza. Do tego humor i dystans, które działają na kilka pokoleń tak samo - Wiesława Ochmana i jego utalentowanego wnuka Krystiana. Ma dodatkowo jeszcze jedną wielką cechę, której brak wielu artystom, mianowicie: ma fenomenalną dykcję i pamięć. Dziadek mi opowiadał takie bardziej prywatne historie, jak się poznali, bo Bohdan jest bardzo, z tego, co dziadek mi opowiadał, jest bardzo śmiesznym, ekscentrycznym człowiekiem. A każdy uczestnik benefisu "To było tak" zapamiętał jakąś oryginalną anegdotę związaną z Królem Życia. Mieszkałam z jego największą fanką, która miała wszystkie jego płyty i to była moja mama. Więc jestem przesiąknięta tą muzyką od samego dzieciństwa, co jest absolutnie świetne, no bo to jest dobra muzyka, dobra sztuka. My się z Bohdanem porozumiewamy "Dudkiem Dziewońskim". Dzwonimy do siebie. Ja przejmuje "Halo", a on mówi: "Dziecko, Wiktor. Nie wiem, czy wiesz kto mówi?" Ja mówię: "Dziecinko, absolutna historia" i to już potem sobie gadamy Dudkiem cały czas. Mowa oczywiście o założycielu kabaretu "Dudek" i Teatru Kwadrat, w którym się spotkali. Na dużym i małym ekranie pojawiał się ponad 50 razy. Zawsze w doborowym towarzystwie. Na każde pytanie, na każdą sytuację ma nieprawdopodobny refleks i inteligencję wrodzoną, żeby się zachować na poziomie swojego talentu aktorskiego. Zapełniał wielotysięczne sale, dawał kilka koncertów dziennie. Z takim samym upojeniem, zabawą jak w tym filmie. Zresztą nadal flirtuje z widzem. Proszę powiedzieć, jak się panu podobał występ Kasi Zielińskiej, która pojawiła się tutaj na tym stole? - No wspaniale. W ogóle to taki mały pastisz, można powiedzieć, o Marilyn Monroe. Ale to była niespodzianka. Ja nie wiedziałem o tym. Urodzony król estrady. Wie pani, to jest tak rozkoszne w samym poczuciu, że się jest, że cię potrzebują. I z wzajemnością. Ja już państwu dziękuję za wspólnie spędzony wieczór, jutro o 19:30 spotka się z państwem Zbigniew Łuczyński. W TVP Info za chwilę "100 pytań do...". Gościem jest dziś Agnieszka Holland.