Mimo dramatycznego apelu Wołodymyra Zełenskiego Niemcy wciąż nie chcą zgodzić się na przekazanie czołgów Ukrainie. Jest 19.30, Michał Adamczyk, witam państwa i zapraszam na Wiadomości. W 160. rocznicę powstania styczniowego oddajemy hołd bohaterom. Pragnienie wolności silniejsze niż strach przed zaborcą. To był patriotyczny zryw polskiego narodu. Osoby zaangażowane w korupcję tworzyły rezolucje, które atakowały Polskę. Głosowanie na zamówienie - ujawniono kolejne dowody. Od lat jest zlecenie na Polskę, aby atakować nasz kraj. Ograniczona widoczność spowodowała, że turyści pobłądzili. Śnieżna zima przypomina o swojej sile. W górach niebezpiecznie. Powyżej schronisk chodzenie wymaga dużego doświadczenia. Mimo że dramatycznie brakowało broni i amunicji, a wróg był wielokrotnie silniejszy, Polacy zdecydowali się na walkę. Nie pierwszy i nie ostatni raz pragnienie wolności było najważniejsze. 160 lat temu wybuchło powstanie styczniowe, najdłuższe i najliczniejsze w historii Polski. W miastach i wsiach, na polach i w lasach odczytywano zagrzewający do walki manifest Tymczasowego Rządu Narodowego. Jedną z przyczyn powstania była branka - próba przymusowego wcielenia Polaków do rosyjskiego wojska. Oblec w nienawistny mundur moskiewski i pognać tysiące mil na wieczną nędzę i zatracenie. Mieszkańcy rosyjskiego zaboru mieli dość nędzy, rosyjskiego bata i zniewolenia. Tępiono Polaków nawet za noszenie narodowych strojów. Groziło za to zesłanie. Po 160 latach pamięć o powstaniu styczniowym ma się dobrze. Ja się głównie odnoszę do tradycji rodzinnych, ponieważ mój praprapradziadek Ignacy Siczek był powstańcem styczniowym. W całej Polsce najczęściej spontanicznie i społecznie zorganizowano obchody. Rekonstruktorzy przypominali o 1200 bitwach i potyczkach, które stoczyli powstańcy, rzadko uzbrojeni w broń palną. Natomiast kosa była w każdym gospodarstwie. Wystarczyło przekuć na sztorc i była broń. Wypędzając Rosjan z kolejnych miast, uczestnicy insurekcji kierowali się pragnieniem, które dziś, oceniając zryw, trudno poczuć i zrozumieć zza wygodnego biurka czy ekranu komputera. Coś, co jest niewymierzalne: wolność, suwerenność, możliwość decydowania o własnym losie. W najdłuższym powstaniu w historii Polski, trwającym blisko 2 lata, i najliczniejszym, bo przewinęło się w nim około 200 tys. walczących o wolność, bili się zarówno chłopi, jak i mieszczanie i szlachta. Wszystkie narody dawnej Rzeczpospolitej. Tutaj w jednym szeregu Polacy, Ukraińcy, Litwini i Białorusini walczyli o własną tożsamość przeciwko Rosji, która chciała ich tej tożsamości pozbawić. Najlepiej rozumieją to obecnie Ukraińcy. Ale także większość Polaków i Litwinów. Jutro prezydenci Andrzej Duda i Gitanas Nauseda upamiętnią wspólnych bohaterów. Pamięć o nich pielęgnuje także młode pokolenie. Jest to nasza historia, jesteśmy Polakami, powinniśmy pamiętać o takich wydarzeniach. W TVP1 o godzinie 22.20 poświęcone zrywowi widowisko muzyczne "1863 - ku wolności". Bo choć powstanie upadło, walkę o wolność przejęło następne pokolenie. Tę cechę pragnienia wolności mamy w genach. Ta nasza walka zakończyła się sukcesem. Najpierw w roku 1918. A kolejny sprawdzian nadszedł już 2 lata później. Podczas Bitwy Warszawskiej, podczas której szczególną rolę odegrał nie tylko pielęgnujący powstańczy mit Józef Piłsudski, ale także Wincenty Witos, którego rocznica urodzin przypada właśnie dziś. Jego charyzma i umiejętność budowania narodowej wspólnoty w wielkim stopniu przyczyniły się do patriotycznej mobilizacji w szerokich kręgach społeczeństwa. Mobilizacji do zdania kolejnego egzaminu z niepodległości, na który zawsze trzeba być gotowym, z pewnością służy pielęgnowanie pamięci o naszych bohaterach. Jedną z najwaleczniejszych, doborowych formacji walczących w powstaniu styczniowym byli żuawi śmierci. To elitarna jednostka znakomicie wyszkolonych odpowiedników dzisiejszych komandosów. Dzięki wirtualnej rzeczywistości możemy państwu pokazać, jak się prezentowali. Żuawi oprócz waleczności wyróżniali się charakterystycznym, jednolitym strojem. Ubrani byli w czarne kamizelki z wyraźnym białym krzyżem na piersi. Do tego czarny płaszcz, czarne spodnie i czerwone nakrycie głowy, obszyte białym barankiem. Na uzbrojenie żuawa składał się pas z ładownicami, karabin z bagnetem, sztylet, manierka i rewolwer. Jednostka miała także swój sztandar - biały krzyż na czarnym tle. Całość dopełniały biało-czerwone barwy narodowe. Żuawi, wstępując do jednostki, składali specjalną przysięgę, że nigdy się nie cofną ani nie poddadzą, dlatego powierzano im najbardziej odpowiedzialne i trudne zadania. Z solidarności z Ukrainą znów wyłamują się Niemcy. Nadal nie ma decyzji Berlina w sprawie przekazania nowoczesnych czołgów Leopard. O pomoc apelował sam prezydent Wołodymyr Zełenski. Komentatorzy mówią o utracie autorytetu Berlina i kompromitującej bierności rządu Olafa Scholza. Dramatyczny apel prezydenta Ukrainy stał się symbolem bierności Niemiec i rządu Olafa Scholza. Możesz dać leopardy czy nie? To nie jest tak, że my się wahamy, czy kogokolwiek zaatakować. Te leopardy nie będą jeździć po Rosji, my się bronimy. Mimo to zgody Berlina na dostarczenie Ukrainie czołgów nadal nie ma. Co więcej, niemieckie media donoszą, że była już minister obrony Niemiec, która podała się do dymisji, zakazała nawet przeprowadzenia inwentaryzacji posiadanych przez niemieckie wojsko leopardów. Niemcy stanęły po prostu po stronie Rosji w tym konflikcie. Pokazały, że im wcale nie zależy na tym, żeby Ukraina się obroniła. Wręcz przeciwnie: chcą powrócić do interesów z Rosją. Scholzing - tak została już nazwana ta polityka Niemiec. Brak działania przy ustach pełnych frazesów. Ukraina od początku wojny może za to liczyć na pełne wsparcie Polski. Warszawa podkreśla, że postawa Berlina jest nie do zaakceptowania, a Polska jest gotowa działać bez zielonego światła z Niemiec. To jest wielka kompromitacja Niemiec jako przywódcy. Niemcy nie zdają politycznego egzaminu. Ale też jako mocarstwa moralnego, jak same siebie określały. Czekanie na kolejne hektolitry ukraińskiej krwi jest czymś strasznym. My, Europejczycy, nie możemy na to patrzeć. Bezpieczeństwo naszego kraju i całego regionu to dziś priorytet. Eksperci i komentatorzy nie mają wątpliwości, że wojna na Ukrainie to także konsekwencja błędnej polityki uległości wobec Kremla, którą przez całe lata forsowano pod dyktando Berlina. Dzisiaj w obliczu bierności rola niemieckiego głosu wyraźnie słabnie. Ukraiński ambasador w Niemczech wezwał Berlin do szybkiego dostarczenia czołgów Leopard 2. Niemieckie czołgi są niezbędne do przetrwania - powiedział Ołeksij Makiejew. Tymczasem sytuacja na froncie wschodnim staje się jeszcze trudniejsza. Trwają walki o Bachmut. W Charkowie jest nasz specjalny wysłannik Marcin Lustig. Jak wygląda sytuacja na froncie i czy Ukraińcy czekają na zachodni sprzęt? Nadal nie ma jasnego stanowiska przedstawicieli niemieckiego rządu w sprawie przekazania ukraińskiej stronie niemieckich czołgów leopard 2. Bez nowoczesnej broni i sprzętu wojskowego Ukraińcy nie będą w stanie skutecznie bronić się przed rosyjską agresją. Widać to w obwodzie donieckim, gdzie siły zbrojne Ukrainy odcięte są od zaopatrzenia. Muszą stawiać zacięty opór siłom zbrojnym Rosji. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości. Opozycja zjednoczona w ataku na partię Hołowni. Wiosną będzie można zwiedzać piwnice pałacu Saskiego. Biblia jest najczęściej kupowaną książką na świecie. Dla katolików jest księgą natchnioną, dla niewierzących zawiera prawdy uniwersalne. Dziś w całym Kościele katolickim obchodzona jest Niedziela Słowa Bożego. To dobry moment, by zacząć czytać Pismo Święte. Siostry karmelitanki bose całe życie spędzają w klasztorze. Takie oddzielenie od świata nie jest celem samym w sobie, ale jest środkiem. Dziennie modlą się nawet 7 godzin. Ale Słowem Bożym żyją o każdej porze dnia i nocy, o czym opowiada nam siostra Agnieszka. Mamy tylko 2 godziny dziennie, kiedy mamy czas swobodnych rozmów między sobą. Ten czas nazywa się rekreacją. Natomiast całą resztę dnia spędzamy w milczeniu i samotności, żeby ta perspektywa słuchania Chrystusa, słuchania Słowa Bożego stała w centrum naszego życia. Lecz Słowo Boże i jego rozważanie nie jest zarezerwowane tylko dla osób duchownych. Czytamy listy od osób, które kochamy, i czytamy nawet wielokrotnie. Tym bardziej uświadamiamy sobie, że Pismo Święte jest listem Boga do człowieka, do ludzkości ponadczasowym. Choć pierwsze księgi Pisma Świętego, należące do kanonu ksiąg świętych, powstawały od około V wieku przed Chrystusem, to nigdy nie straciły na aktualności. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe - inaczej to formułujemy. Miłuj bliźniego jak siebie samego. To są te przesłania, które każdy normalny człowiek będzie stosował w swoim życiu. Biblia pierwotnie została napisana w 3 językach: hebrajskim, aramejskim i greckim. Dziś jej poszczególne księgi przetłumaczone są na ponad 2 tys. języków i dialektów. Jest to wielka pomoc, żeby porządkować swoje życie i wszystko wokół. Czytamy Pismo Święte regularnie, wieczorem. Za każdym razem odkrywa się jakby nową rzeczywistość, czyli Pan Bóg cały czas jest odkrywany na nowo. Im więcej czytamy, tym więcej rozumiemy i pragniemy tego Słowa. A czytać Słowa może każdy z nas, i nie tylko od święta. Ochrona konsumentów przed wysokimi cenami surowców energetycznych na świecie i inwestycje w nowe, bezpieczne źródła energii to jedne z najważniejszych wyzwań, przed którymi stoi rząd - mówiła w programie "Gość Wiadomości" minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. Wyzwań, które przed całą Europą stawiają agresja Rosji i kryzys energetyczny. Nowe, przygotowane przez rząd przepisy, które mają zacząć obowiązywać już w lutym, ograniczą wzrost opłaty za ogrzewanie mieszkań czy budynków takich jak szpitale czy żłobki. Wszyscy, którzy dostali wyższe rachunki, dostaną rekompensatę wstecz, i nikt nie będzie miał więcej niż 40%, bez względu na to, czy wcześniej płacił mniej czy więcej, bo te różnice w skali Polski są bardzo duże, nawet czasami dwu-, trzy-, cztero- czy pięciokrotne. Tanim i bezpiecznym źródłom energii służą inwestycje rządu w elektrownie atomowe w Polsce, ale również w energię odnawialną. Nowelizacją tzw. ustawy wiatrakowej ma w najbliższym tygodniu zająć się Sejm. Taki duet źródeł odnawialnych i energetyki jądrowej da Polsce naraz bezpieczeństwo i realizację celów polityki klimatycznej. Chodzi z jednej strony o rozwój nowych źródeł energii w Polsce, z drugiej jednak o ochronę interesów właścicieli gruntów i lokalnych społeczności. Jesteśmy otwarci, żeby w Sejmie rozmawiać nad tą ustawą, szukać dobrych rozwiązań, żeby nie tylko samorząd i inwestor decydowali, czy jest wiatrak i gdzie jest wiatrak. Decydować chce Komisja Europejska, która, wprowadzając kolejne przepisy mające chronić klimat, domaga się, by już od 2035 r. zakazać w całej Unii rejestracji nowych aut spalinowych, co wielu uważa za potencjalnie szkodliwe dla środowiska, ale i nierealne. Elektromobilność - tak, natomiast w takim tempie, w jakim zdecydują Polacy i rynek. Jako prawo, a nie obowiązek. Jest wiele wyzwań związanych z produkcją energii. Jest wiele wyzwań z pozyskaniem metali ziem rzadkich, które są wykorzystywane często w samochodach elektrycznych. Ich koszty wciąż są ogromne, a problemem dla środowiska jest składowanie zużytych baterii. Wyzwaniem jest też bezpieczeństwo. Niedawno pierwsza w Norwegii linia promowa poinformowała, że nie będzie wpuszczać na swój pokład aut z napędem elektrycznym, wodorowym i hybrydowym ze względu na zagrożenie pożarem, którego nie byłaby w stanie ugasić. Rezolucje przeciwko Polsce uchwalane w europarlamencie były pisane i forsowane przez te osoby, które zamieszane są w aferę Katargate. Tak wynika z dokumentów, które dziś na antenie TVP Info pokazał europoseł Dominik Tarczyński. Nowe światło na aferę mogą rzucić też nagrania opublikowane dziś przez hiszpańskie media. Hiszpańskie media opublikowały dziś serię artykułów rzucających nowe światło na aferę, wśród nich to nagranie. Widać na nim Evę Kaili i Marca Tarabellę, którzy w trakcie posiedzenia komisji LIBE 1 grudnia 2021 r. dotyczącego liberalizacji wiz dla obywateli Kataru rozmawiali z hiszpańskim deputowanym Juanem Fernandem Lopezem Aguilarem i mieli wydawać mu instrukcje. Lecz Aguilar zaprzecza, by miał związek z aferą. Osoby zaangażowane w korupcję tworzyły rezolucje, które atakowały Polskę. Wiemy też, że przyjmowały łapówki, chociażby jeżeli chodzi o rezolucję przeciwko Algierii. Jedna poprawka w rezolucji kosztowała 50 tys. euro, było ich 147. Z dokumentów, które w programie "Woronicza 17" przedstawił europoseł Dominik Tarczyński wynika, że ci sami posłowie, których nazwiska padają w aferze Katargate, byli zaangażowani w tworzenie i forsowanie rezolucji przeciwko Polsce. Pani Kaili optowała za uruchomieniem art. 7 przeciwko Polsce. Trzeba brać pod uwagę, że część z tych osób mogła brać udział w rezolucjach przeciwko Polsce za pieniądze. Skoro Katar czy Maroko były w stanie płacić za korzystne dla nich decyzje unijnych instytucji, niewykluczone, że podobnym mechanizmem mogła posługiwać się Rosja do ataków na Polskę. Nie mam żadnych wątpliwości, że w PE, w UE od lat jest zlecenie na Polskę. Jest zlecenie, aby atakować nasz kraj, aby osłabiać go w ten sposób wewnętrznie oraz zewnętrznie, aby wprowadzić chaos. Co ciekawe, w tworzeniu rezolucji przeciwko Polsce brali też udział krajowi politycy. Już w kwietniu 2016 r., czyli niespełna 3 miesiące po przejęciu przez PiS rządów, konsultantem w tej sprawie został Rafał Trzaskowski. W tworzeniu jednej z rezolucji ramię w ramię z Aguilarem współpracowała Róża Thun. Tak że innymi słowy politycy polskiej opozycji tak naprawdę dawali do ręki argumenty politykom zachodnioeuropejskim, którzy później tymi argumentami się posługiwali, atakowali nasz kraj. Europosłowie PiS domagają się, aby każda rezolucja w sprawie Polski podejmowana w Parlamencie Europejskim została dokładnie zbadana, a także dlaczego i z kim spotykali się jej autorzy. Za zgodą radnych związanych z PO w Lublinie powstanie pomnik poświęcony tragicznie zmarłemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Zapytany o tę sytuację w stolicy Lubelskiego, Donald Tusk nie krył złości i zaatakował prezydenta Lublina z PO. Wkrótce w Lublinie powstanie pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zgodę na to wyraziła rada miasta, w której większość ma klub prezydenta Krzysztofa Żuka z PO. To wywołało furię u szefa PO. Było mi osobiście przykro, bo wydawało mi się, że jest to decyzja podyktowana jakimś koniunkturalizmem albo lękiem, i tak nie powinno być. Pomysł wybudowania pomnika przedstawił marszałek Jarosław Stawiarski z PiS. Przyjechał Donald Tusk i wprowadza w to wszystko jakiś chaos, nieporozumienia, strofuje radnych PO, prezydenta z PO, że ten chce współpracować ponad podziałami. Taki jest Donald Tusk i PO. Donald Tusk w taki sposób reaguje na próbę upamiętnienia tragicznie zmarłego prezydenta Polski. Pomnik zmarłego prezydenta bardzo często ma być maczugą, którą się wali po głowie oponentów. Działania Donald Tuska to nic innego jak kompleksy, które przejawia właśnie w taki sposób, że przecież dobrze wiemy, co Donald Tusk i PO myśleli o Polsce wschodniej. Polityka Lecha Kaczyńskiego była zgoła odmienna. Komentatorzy zwracają uwagę, że taka postawa Tuska może być spowodowana oddaniem przez szefa PO badania okoliczności tragedii Rosjanom, którzy są zdolni do wszystkiego. Temat Lecha Kaczyńskiego dla Donalda Tuska jest niesłychanie niewygodny. On chciałby, żeby zniknął, żeby nikt nie rozmawiał ani o Smoleńsku, ani o roli Tuska w tym, co się wydarzyło po tej katastrofie. Dzisiaj dla niego każdy pomnik Lecha Kaczyńskiego to wyrzut sumienia. Przypadek Lublina to jeden z wielu, kiedy czołowi politycy chcą wymazać z pamięci Polaków postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W Warszawie przecież zlikwidowano aleję jego imienia, by przywrócić komunistycznego patrona: Armię Ludową. Nie zmieniło się to po ostatnich wyborach prezydenckich mimo gwarancji Rafała Trzaskowskiego. Po wszystkich wyborach, właśnie prezydenckich, ja wprowadzę pod obrady rady miasta taką inicjatywę, żeby w Warszawie była ulica Lecha Kaczyńskiego. Ulice prezydenta Lecha Kaczyńskiego są m.in. w Wilnie, Kiszyniowie, Tbilisi czy Chicago. W Warszawie - nie. Donald Tusk po raz kolejny apeluje o jedną, wspólną listę opozycji. Ale nic nie wskazuje na to, aby ktoś szefowi PO chciał się podporządkować. Szymon Hołownia wysyła sygnały, które świadczą o czymś zupełnie innym: "Mamy swoją tożsamość, nie jesteśmy magazynem części zapasowych dla istniejących już formacji" - informuje. I w zamian - spotyka go fala - delikatnie mówiąc - krytyki. Do przewodniczącego Hołowni chce się zwrócić naprawdę z takim serdecznym apelem. Był apel. O wspólną listę opozycji, apel Donalda Tuska do Szymona Hołowni... Kochany Donaldzie. ...była i reakcja: Decyzja powinna zapaść po dokładnym policzeniu wszystkich wariantów. Czyli - na razie nie. I o ile na ekspertach taka polityczna odpowiedź nie zrobiła wielkiego wrażenia. Zwyczajnie w tej chwili w peletonie opozycyjnym trwa roztasowywanie się kto na jakiej pozycji będzie wtedy, kiedy dojdzie do ostatecznego finiszu. O tyle niektórzy - można by rzec - wpadli we wściekłość. Bo jak inaczej nazwać takie wpisy Tomasza Lisa. Panuje kultura polityczna zamordyzmu i takiego trochę jakby utajonego autorytaryzmu, który bardziej przypomina kulturę polityczną rodem z Rosji niż kulturę polityczną w krajach demokratycznych, europejskich. Mało że nie można go uważać za dziennikarza, tylko propagandzistę, To gry pod tytułem: zaatakować niepokornego dołączyła "Gazeta Wyborcza". Zrugali Hołownię w TVN, porównując go nawet do Niemiec, które nie chcą pomagać Ukrainie. Czyli mamy taką sytuację jak w Niemczech, gdzie minister Pistorius mówi, że będzie liczył leopardy. A pan będzie dopiero teraz analizował sondaże. My mamy w to wierzyć? Im bardziej Szymon Hołownia będzie dzisiaj atakowany, paradoksalnie tym bardziej jego notowania same będą rosły. Ta politologiczna analiza - nie może być na rękę Donaldowi Tuskowi. Tak jak i pewnie te zapewnienia Hołowni: My mamy swoją tożsamość, nie jesteśmy magazynem części zapasowych dla istniejących już formacji. Tusk co prawda w sprawie wspólnej listy postawił już Hołowni ultimatum czasowe. Dzisiaj jest dokładnie, czy jutro, ten moment żeby powiedzieć tak, tak, nie, nie. Ultimatum minęło. I co? I nic. Policzek, który wymierzył Tuskowi Szymon Hołownia jest na pewno bolesny, ponieważ wspólna lista jest ideą Donalda Tuska. Ta sytuacja pokazuje jedno: cała opozycja razem, pogodzona, bez kłótni - taki scenariusz można włożyć między bajki. Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych zwyciężyła z Iranem w swoim ostatnim meczu mistrzostw świata. W zależności od jutrzejszych wyników innych drużyn Polacy zostaną sklasyfikowani na pozycji od 13. do 16. Pewna wygrana z Iranem na otarcie łez. Polscy szczypiorniści nie zrealizowali celu minimum, jakim był awans do ćwierćfinału, który gwarantował później występ w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Nie udało się, musimy na pewno wyciągnąć wnioski na przyszłość. Dla Przemysława Krajewskiego - jednego z najbardziej doświadczonych zawodników obecnej kadry - te mistrzostwa mogą być ostatnim turniejem tej rangi w roli zawodnika. Są młodzi, fajne chłopaki. Nie mówię, że to już jest na pewno decyzja podjęta, aczkolwiek od dłuższego czasu noszę się z taką. Spośród młodej gwardii w przekroju całego turnieju na pochwałę zasłużyli Piotr Jędraszczyk, Szymon Sićko i Mateusz Kornecki, który w wygranym meczu z Czarnogórą uzyskał aż 50-procentową skuteczność w bramce. Na wielkie uznanie zasługują kibice. W każdym meczu Polaków - przegranymi z Francją, Słowenią i Hiszpanią oraz wygranymi z Arabią Saudyjską, Czarnogórą i Iranem - byli ósmym zawodnikiem, tworząc fantastyczną atmosferę. Eksperci podkreślają, że najprawdopodobniej reprezentację czeka teraz przebudowa. Pojawiają się już pierwsze nazwiska, które mogłyby zastąpić trenera Rombla, ale to na razie wszystko na wczesnym etapie. Musimy się skupić na tym, żeby szkolić młodych zawodników, żeby mieć dobre struktury, żeby budować na nowo polską piłkę ręczną. Polsko-szwedzkie mistrzostwa wkraczają w decydującą fazę. 2 ćwierćfinały i półfinał odbędą się w gdańskiej Ergo Arenie. W gronie faworytów do zwycięstwa 28. mistrzostw świata są: Francja, Hiszpania, Dania, Szwecja, Norwegia i Niemcy. Tytułu broni Dania. Najważniejsze mecze odbędą się w Sztokholmie i będą transmitowane również w TVP. Budowa pałacu Saskiego ruszy w 2025 r., ale już tej wiosny odkryte piwnice będzie mógł zwiedzić każdy. Spółka Pałac Saski wraz z konserwatorami przygotowuje podziemia dla zwiedzających. Jakie sekrety skrywają? To jest ten tunel tak? Tak, to jest ten tunel, wejście jest zygzakiem, tak jak było to przewidziane we wszystkich bunkrach. Ścieżka tunelu biegnie tuż pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Powstał w 1933 r. Łączył północne skrzydło Sztabu Generalnego Wojska Polskiego z częścią południową. Tunel niesamowicie naładowany dawką patriotycznych emocji. W środku wyrzeźbione orły w koronie, znakowanie, w którym został wybudowany, stemple cegielni. To wszystko robi niesamowitą robotę. Na razie musi wystarczyć opowieść, ale pod koniec maja planowany jest wyjątkowy spacer z warszawskimi przewodnikami, by przejść podziemiami pałacu, dotknąć murów i odkryć ich historię. Jak wyglądał pałac - wiemy, ale odbudowa wymaga planów. Za kilka dni rusza międzynarodowy konkurs na projekt architektoniczny. Odbudowa takich zabytków to nie tylko przywracanie historycznych murów, ale przede wszystkim wskrzeszanie pamięci o miejscach, które miały iść w zapomnienie. Pałac Saski - ten w Kutnie - po 20 latach od pożaru znów świeci dawnym blaskiem. Przed laty niedoceniany, od września otworzy swoje drzwi dla zwiedzających. Wśród mieszkańców Kutna mówiło się, że to jest ruina, którą trzeba rozebrać, ewentualnie mówiono - Napoleonka. Bo ponoć Napoleon odwiedzał to miejsce. Wzniesiony w 1750 r. przez Króla Augusta III, dla wygody podróżującego monarchy. Nikt nie wiedział, że król w Kutnie był. Teraz wiedzą wszyscy, a dowodem jest wzniesiony na dachu królewski orzeł. Do zobaczenia m.in. sypialnia króla, kaplica i jadalnia. Łącznie ponad 600 m2. Wnętrza pałacu to misterna praca i wierne odwzorowanie dawnego wystroju. Klucze przekazane. Teraz przed muzeum ogromne wyzwanie. Stworzenie wystaw i sprowadzenie eksponatów z depozytów od Gdańska aż po Wawel. To nienajlepszy pomysł, by w tych dniach iść w góry. Przekonali się o tym turyści, którzy utknęli w głębokim śniegu w rejonie Złomistego Wierchu w Beskidzie Sądeckim. Akcja ratownicza trwała prawie 8 godzin i jak mówią goprowcy, była to jedna z najtrudniejszych akcji jakie przeprowadzili w ostatnich latach. Beskid Sądecki. To tu trójka znajomych ruszyła w góry. Góry kompletnie zasypane śniegiem. Ratownicy nie mogli dotrzeć do mężczyzn ani skuterem, ani quadem, warunki były ekstremalnie trudne. Musieliśmy kontynuować akcję poszukiwawczą, właściwie ratunkową na sprzęcie ski-tourowym. Dopiero po 3 godzinach udaje się dotrzeć do poszkodowanych. W akcji wzięło udział 22 goprowców. Wezwał ich jeden z mężczyzn, który zdołał dojść do schroniska. Jego koledzy nie mogli wydostać się z zasp. Troszeczkę zawiodła tam chyba wyobraźnia, jeśli chodzi o wyposażenie. Ta osoba była ubrana nieadekwatnie do warunków, które panowały. Ratownicy przypominają, by nie lekceważyć mniejszych, potocznie nazywanych "kapuścianych gór", bo i one potrafią zbierać swoje żniwa. Powyżej schronisk chodzenie wymaga już dużego doświadczenia i obycia z tymi warunkami. Obowiązujący w Tatrach 3. stopień zagrożenia lawinowego powinien skutecznie odstraszać przed brawurowymi wyprawami. W Beskidach ogłoszono 2. Stopień, a GOPR-owcy już musieli interweniować. Ograniczona widoczność spowodowała, że turyści pobłądzili, ale dzięki naszej pomocy, a w szczególności aplikacji RATUNEK, została im udzielona pomoc. Nie tylko w górach warunki są niebezpieczne. Tony śniegu pozrywały linie energetyczne. Tylko na Podkarpaciu, jeszcze wczoraj bez prądu było ćwierć miliona osób, dziś rano 14 tysięcy. Są to awarie masowe, mamy alert H2. W tej chwili wszystkie służby pogotowia energetycznego pracują w terenie nad usuwaniem tych awarii. Duże opady śniegu - to Łódź - utrudniają życie miastowym. Nie jest źle, można przejechać. Ślisko, w ogóle nie odśnieżone, normalnie szklanka. Nie można przejść, bo nic nie jest ruszone, nic nie odśnieżone jest, nic kompletnie. Bardzo trzeba uważać, ślisko jest. No co, zima, nic nie zrobimy, nie poradzimy. A dziś i jutro kierowcy z południowej i centralnej Polski muszą uważać na marznące opady deszczu i mgły. Na "Gościa Wiadomości" z napisami zapraszamy do TVP Info.