Zarzuty dla byłego prezesa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Prokuratura wyda list gończy za Michałem K. To jest "19:30" w czwartek, Joanna Dunikowska-Paź, zapraszam. Prawo i Sprawiedliwość kontra Państwowa Komisja Wyborcza. Tydzień do decyzji w sprawie sprawozdania PiS-u i niemal miesiąc po terminie spłaty kredytu zaciągniętego przez tę partię na kampanię. Członkowie komisji mówią, że czas jest potrzebny, bo wciąż spływają nowe wyborcze rachunki. Skarbnik PiS-u zapowiada pozew za przeciąganie rozliczeń, przez które partia ma problem ze spłatą kredytu. No przecież to jest śmieszne. Tak Ryszard Kalisz, członek Państwowej Komisji Wyborczej, komentuje zapowiedź pozwu ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Ile jeszcze? PiS zarzuca PKW zwłokę w ocenie sprawozdania wyborczego. W tle groźba utraty subwencji. Komisja kilka razy przekładała termin. Powodem wciąż spływające dokumenty dotyczące kampanii parlamentarnej PiS. Gdyby w połowie lipca komisja chciała podjąć decyzję, to 95% tych materiałów, o których mówimy, by nie miała. Arcyważny dokument. PiS przed siedzibę PKW przyszedł dziś z opinią Krajowego Biura Wyborczego. Nie może być zatem podstawą odrzucenia sprawozdania ani wskazania uchybień. Nawet obiektywny wpływ działań innego podmiotu na polepszenie szans wyborczych komitetu wyborczego, o ile te działania dokonane były bez porozumienia z komitetem wyborczym. Przekonywał, że sprawozdanie nie może być odrzucone z powodu aktywności innych podmiotów, które nie były uzgodnione z komitetem wyborczym. Nawet gdyby założyć, że były działania, które obiektywnie wpłynęły na kwestie kampanijne, ale odbywały się one bez porozumienia, bez wiedzy i zgody komitetu wyborczego, to one, krótko mówiąc, nie mogą być brane pod uwagę. Chodzi o promowanie kandydatów za publiczne pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości czy organizowane przez MON w czasie kampanii pikniki wojskowe, na których wprost namawiano do głosowania na PiS. PiS powtarza, że nie była to kampania. Te wszystkie dyrdymały opowiadane, jak PKW powinna badać Fundusz Sprawiedliwości, inne wątki, jak powinna się w to zagłębiać, ta ekspertyza obraca w perzynę, mówi, że to bzdury. Decyzję PKW w sprawie sprawozdania PiS za kampanię mamy poznać za tydzień. Taka partia nie powinna otrzymywać pieniędzy z budżetu państwa. Śmiem twierdzić, że wydali więcej, niż powinni, i mogliby nie otrzymać subwencji z budżetu państwa. Były też pikniki 800 plus, na których pojawiali się kandydaci PiS. Finansowane przez resort rodziny, ale i ministerstwo sportu. Konkretnie poprzez Polski Związek Badmintona. Ministerstwo przekazało te środki związkowi, który został zaprogramowany do pikników 800 plus. Włączono sport do czystej kampanii i polityki, za co odpowiada pan Poręba. Były szef sztabu PiS Tomasz Poręba jako członek Polskiego Związku Badmintona był na igrzyskach, choć Polacy nie walczyli w tej konkurencji. Po powrocie z Paryża zrezygnował. Michał K., były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych i bliski współpracownik poprzedniego premiera Mateusza Morawieckiego, będzie ścigany listem gończym. Sąd zastosował dziś wobec niego areszt tymczasowy, miejsce pobytu byłego prezesa nie jest znane, stąd decyzja prokuratury o wystawieniu listy gończego. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej, przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Prokuratura poinformowała, że w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości W Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych zebrano wystarczające dowody, by takie zarzuty postawić jej byłemu szefowi z czasów rządu Zjednoczonej Prawicy, Michałowi K. Tych zarzutów nie można było ogłosić, bo miejsce pobytu podejrzanych jest nieznane. To Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych podczas pandemii odpowiadała za zakup maseczek i respiratorów. Po wybuchu wojny kupowała też generatory prądotwórcze dla walczącej Ukrainy. I to właśnie te zakupy budzą największe wątpliwości śledczych. Bo umowę na te zakupy agencja zawarła z lubianym przez rząd Zjednoczonej Prawicy producentem odzieży patriotycznej. Na umowach jej właściciel Paweł Sz. miał zarobić nawet pół miliarda złotych. Także on usłyszał zarzuty. Politycy Zjednoczonej Prawicy decyzje prokuratury nazywają jednoznacznie. To nie jest tylko polityczna nagonka. Jedna partia chce zniszczyć konkurentów. Mówili, że uczciwi nie mają się czego bać. Dowody w sprawie nieprawidłowości w zakupach z budżetu państwa zgromadziło centralne biuro antykorupcyjne. Zawiadomienie o podejrzeniu prania brudnych pieniędzy złożył też Generalny Inspektor Informacji Finansowej. Orlen publikuje najnowszy raport, a w nim topniejący zysk państwowego giganta. Według wyników finansowych za pierwsze półrocze spółka rok do roku zarobiła o ponad 12,7 mld złotych mniej. O reakcjach rynku i polityków. Mogę wręcz pochwalić się... Tak zaczęła się konferencja Orlenu. Koncern zamknął pierwszy kwartał tego roku zyskiem 2 miliardów, 700 milionów złotych mimo trudnej sytuacji na rynku. Branża petrochemiczna przeżywa swój chyba najtrudniejszy moment w ostatnich kilkudziesięciu lat. Politycy PiS zestawiają jednak obecny wynik Orlenu z tym z poprzedniego półrocza, kiedy zysk koncernu był zdecydowanie wyższy i w mediach społecznościowych piszą o porażce rządu. Były prezes Orlenu triumfuje. Te wyniki są bardzo, bardzo słabe, wręcz tragiczne, porównując rok do roku. To nie jest spadek o 20-30%, to jest spadek, którego nie ma jak porównać. Trzeba mieć bardzo dużo poczucia humoru, żeby mówić, że poprzedni zarząd świetnie zarządzał. Odpowiadają eksperci i przypominają, że w ostatnim roku zmienił się nie tylko polski rząd, ale także sytuacja na światowych rynkach. Kryzys energetyczny w zasadzie już wygasa i Orlen nie zarabia już tyle, ile w 2023 czy 2022. Natomiast cały czas ciążą na nim obciążenia wynikające z tego, że rządzący zdecydowali się na nałożenie specjalnych danin solidarnościowych. Dzięki tym daninom rząd miał pieniądze na mrożenie cen energii. Orlen odprowadził je także w tym roku. To ponad 14 miliardów złotych. Zamiast kumulować zysk w spółce, wypłacać premie pisowskim menagerom, wydawać na różnego rodzaju zabiegi medycyny estetycznej, na wycieczki dookoła świata członków zarządu, zdecydowaliśmy, że pieniądze zostaną wydane na ochronę Polaków przed podwyżkami cen energii elektrycznej. W tym roku zmieniło się jednak coś jeszcze. Orlen z tytułu daniny solidarnościowej nie mógł już liczyć na żadną rekompensatę. W tamtym roku Orlen dopłacał do naszych rachunków, ale państwo mu zwracało. W tym roku państwo mu już nie zwracało i Orlen w pierwszym półroczu musiał dopłacić 14 miliardów złotych do naszych portfeli. I pan Obajtek doskonale powinien wiedzieć to. Daniel Obajtek dziś zdaje się nie wiedzieć i nie ma sobie nic do zarzucenia, ma za to rady dla obecnych władz Orlenu. Zachęcam nowy zarząd, żeby skupił się na działaniach rozwojowych, ekonomicznych, a nie nad ściganiem demonów, których tak naprawdę nie ma. Innego zdania jest prokuratura, która w sprawie Orlenu prowadzi kilka postępowań. Sprawdza między innymi, jak doszło do podpisania umowy na dostawę wenezuelskiej ropy z 25-latkiem z Chin, na której spółka straciła ponad półtora miliarda złotych. Poprzedni zarząd popełnił całe mnóstwo błędów i one się będą uwidaczniały się dopiero w kolejnych kwartałach, jak nie latach. Wśród tych błędów także ta inwestycja. Traktujemy to jako pewną pułapkę zastawioną na zarząd. Koszt budowy kompleksu Olefiny 3 do produkcji tworzyw sztucznych urósł do 25 miliardów złotych, jego szacowana rentowność spadła. Decyzja, co w związku z tym - jeszcze w tym roku. Obecny zarząd Orlenu zweryfikował też umowy sponsorskie zawierane przez poprzedników. Na przykład finansowanie budowy ołtarza bursztynowego czy zbroi husarskiej. Po ogłoszeniu wyników finansowych kurs akcji Orlenu spadł o mniej niż 2%. Oglądają państwo "19:30". Za chwilę relacja z wizyty premiera Indii w Polsce, a potem także... Deszczowe rekordy. W Zamościu przez 4 godziny trwała burza. Widzi pani, jaki efekt jest. Oszczędności na żłobkach. To jest 10 zł dziennie. Chcemy likwidować bariery finansowe, tak by dostęp do żłobka przestał być luksusem. Energetyczny wiatr. Jeden wiatrak jest w stanie zaspokoić popyt 2-3 tysięcy gospodarstw w ciągu roku. Teoretycznie możemy zwiększyć moc naszych wiatraków czterokrotnie. Pierwsze takie rozmowy od niemal pół wieku, czyli wizyta premiera Indii w Polsce. Na pierwszym planie są relacje gospodarcze, a także rozmowy o współpracy technologicznej, transformacji energetycznej czy obronności. Warto także zadać pytanie, jaką rolę w rozmowach z Moskwą o zakończeniu wojny mogą odegrać znane z dystansu wobec konfliktów międzynarodowych Indie. Trzeba było blisko pół wieku, by premier Indii ponownie odwiedził Polskę. Wtedy trwała zimna wojna. Warszawa i Delhi utrzymują bliskie stosunki ze Związkiem Radzieckim, co czyni je naturalnymi sojusznikami. Polscy politycy bywają w Indiach, indyjscy szefowie rządu odwiedzają Polskę. Potem bliskie relacje się urywają. Oba kraje zatoczyły dość spore koło, jeśli chodzi o rozwój i zmiany, które zaszły. U nas była to transformacja, byliśmy zajęci różnymi sprawami lokalnie, w Indiach tak samo. Teraz czas na nowy rozdział. Te korzyści to przede wszystkim relacje gospodarcze. Indie to najludniejszy kraj świata, z olbrzymią i wciąż rosnącą klasą średnią stanowią ogromny rynek zbytu. Polska jest światowym liderem w zakresie przetwórstwa żywności. Chcielibyśmy więc, by polskie firmy znalazły się w tak zwanych megaparkach żywności, które obecnie powstają w Indiach. Urbanizacja w Indiach coraz bardziej przyspiesza, co również otwiera szanse na współpracę. Współpraca ma dotyczyć także nowych technologii, transformacji energetycznej oraz obronności. Jesteśmy gotowi jako Polska do modernizacji sprzętu wojskowego. Mamy ku temu kwalifikacje, firmy, możliwości technologiczne. Największym dostawcą broni dla Indii od lat pozostaje Rosja. Ostatnio Delhi stara się jednak dywersyfikować dostawców. To szansa dla Polski. Nasze kraje mają dość sporo kontaktów podczas różnego rodzaju szczytów, zarówno globalnych, jak i regionalnych, wydaje się jednak, że Polska do tej pory nie potrafiła tego dobrze wykorzystać. Premierzy rozmawiali także o sprawach - jak to ujął Donald Tusk - emocjonujących cały świat. Bardzo się cieszę, że pan premier potwierdził gotowość swojego osobistego zaangażowania w pokojowe, sprawiedliwe, szybkie zakończenie wojny. Jesteśmy obaj przekonani, że Indie mogą tutaj odegrać bardzo poważną rolę i pozytywną. Modi ma z Putinem dobre relacje, Rosja jest dla Indii istotnym partnerem handlowym. Indie mogłyby więc oddziaływać na Moskwę przez szantaż gospodarczy, na przykład ograniczenie handlu. Popieramy dialog i dyplomację w celu szybkiego przywrócenia pokoju i stabilności. W tym celu Indie są gotowe współpracować z zaprzyjaźnionymi narodami. Modi pomoc więc deklaruje, ale w indyjskim stylu. A ten od czasu zimnej wojny zakłada dystans wobec konfliktów międzynarodowych. Kolejny dzień konwencji Partii Demokratycznej w Chicago to między innymi Tim Walz, który przyjmując nominację na kandydata na wiceprezydenta, podkreślał, że duet Harris - Walz ma lepszą ofertę dla Amerykanów. Do tej oferty przekonywali także były prezydent Bill Clinton i była spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, która miała odegrać znaczącą rolę w przekonaniu prezydenta Biden do rezygnacji. W Chicago jest Marcin Antosiewicz. Marcinie, co z trzeciego dnia konwencji zapamiętają Amerykanie? Zapamiętają dziennikarkę, która wykrzyczała: głosujcie na Kamalę Harris. Zachęcali też inni do oddania na nią głosów. Wczoraj przemawiał też Bill Clinton. Podobnie jak Barack Obama nawoływał do obniżenia polaryzacji. Rozmawiajcie z sąsiadami, którzy głosują na Trumpa, nie demonizuje ich - apelował. Mówił, że ten styl to część politycznej oferty. Kiedy Kamala Harris była młoda i pracowała w McDonaldzie, to witała każdą osobę z uśmiechem pytając, w czym może pomóc. Teraz jest u szczytu władzy i wciąż pyta, jak może pomóc. W Ameryce polityka to biznes rodzinny. Zamość pod wodą. Godzina nawałnicy oznaczała nieprzespaną noc i czwartek pod znakiem zabezpieczania terenu, sprzątania i liczenia strat. Krajobraz po nawałnicy także w wielkopolskim Lesznie. Jutro ma być spokojniej, a w nadchodzący weekend wrócą upały. Powódź błyskawiczna. Kilka godzin wystarczyło, żeby Zamość znalazł się pod wodą. Potężna nawałnica wyrządziła straty w całym mieście. Ucierpiały ulice, samochody, budynki, okoliczne pola uprawne. Strażacy od rana mają pełne ręce roboty. Obszar, który został wczoraj zalany, okoliczne łąki, pola, jest bardzo rozległy. I ta woda systematycznie nam spływa z tych zalanych terenów do rzeki. Z podobnymi problemami borykają się mieszkańcy Leszna w Wielkopolsce. Dla Barbary Śliwińskiej to była nieprzespana noc. Stres jest, wiadomo. Tabletkę musiałam wziąć. Jej sad znalazł się pod wodą. Owoce, które miały pójść na sprzedaż, zniszczyła ulewa. Jej sąsiadów żywioł też nie oszczędził. Wczoraj zaczęło nachodzić. O wiele więcej niż w ostatnich latach. Tegoroczne opady w wielu miejscach w kraju są rekordowe. Wczoraj w Zamościu w ciągu zaledwie sześciu godzin na jeden metr kwadratowy spadło ponad 140 litrów wody. Poprzedni rekord w tym mieście padł w 1980 roku. Burze, które przeszły przedwczoraj nad Warszawą i Jelenią Górą, również były rekordowe. Takich opadów w tych miastach nie widziano od kilkudziesięciu lat. Przez Polskę przechodziły w ostatnich dniach fronty atmosferyczne poprzedzane liniami zbieżności. Strefa frontu oddzielała powietrze zwrotnikowe na obszarze Polski wschodniej od chłodniejszego, polarnomorskiego na zachodzie. Na styku tych dwóch mas powietrza dochodzi do wypiętrzenia chmur, które powodują ulewne deszcze. Warunki do powstawania burz, szczególnie w okresach letnich, występują zawsze. Natomiast w przypadku gdy mamy do czynienia z wilgotnym i ciepłym powietrzem, absolutnie należy liczyć się z tym, że pojawiają się rekordy opadów. Efekty widać potem na ulicach naszych miast. Globalne ocieplenie to także ocieplenie atmosfery w Polsce. A zatem przypływy wilgotnych mas powietrza, które pozwalają na stworzenie się warunków do tego, by powstały opady. Opady, których końca na razie nie widać. W najbliższych dniach w całym kraju czeka nas fala burz i upałów. Jak pogodzić interes samorządu i domowych budżetów rodziców? Koszalińscy radni zdecydowali o znaczącej podwyżce opłaty za dzienną opiekę żłobkową. Po pełnej emocji dyskusji i interwencji wiceministry rodziny opłata zostaje, ale nie tak wysoka, nie odczują jej opiekunowie najmłodszych. Jak zmiana zbiega się w czasie ze startem babciowego. Podwyżka opłat za żłobek wstrząsnęła Radą Miejską Koszalina. Potrzebna była interwencja z Ministerstwa Rodziny. Chcemy likwidować bariery finansowe, tak by dostęp do żłobka przestał być luksusem. Prezydent Koszalina zaproponował podwyżkę, by załatać dziurę w miejskim budżecie. Sytuacja budżetowa jest tragiczna. Z 580 do 1750 zł za dzienną opiekę żłobkową. Opiekunowie musieliby dopłacać 250 zł, i to bez wyżywienia. Wszystko na nieco ponad miesiąc przed startem rządowego programu Aktywny Rodzic, który do żłobków dopłaci Polakom 1500 zł. Koszalińscy radni KO projekt podwyżek przegłosowali, co spotkało się z ostrą krytyką polityków Trzeciej Drogi. Żenujący spektakl, że jako radni musieliśmy pracować nad uchwałą, która wyciąga pieniądze z prywatnych kieszeni. Prezydent Koszalina był pytany, co, jeśli nie będzie kompromisu z rządem. To dalej pan będzie sięgał do kieszeni rodziców? Oczywiście, że tak. Bo 250 zł, o których rozmawiamy, to jest 10 zł dziennie. 10 zł dziennie, które w jakiś sposób ratują budżet miasta. Po przyjeździe ministry plany ratusza się zmieniły. Podwyżka opłat będzie, ale mieszkańcy Koszalina jej nie odczują. Jest wniosek do Rady Miasta. O zwołanie nadzwyczajnej sesji i obniżenie tej opłaty do 1500 zł, czyli tylko tej kwoty, którą dostaniemy z ministerstwa, także rodzice nie zapłacą ani jednego złotego. Jestem zbudowana tym, że udało nam się w tym dialogu znaleźć rozwiązanie. Radni z Trzeciej Drogi nie kryją satysfakcji. Realnie zaimplementował tę decyzję przez radę miejską, którą myśmy wczoraj zaproponowali. Podwyżki będą też w łódzkich i katowickich żłobkach. Tu także rodzice nie stracą. Samorządy przypominają: mieszkańcy nie mogliby otrzymać reszty pieniędzy z rządowego dofinansowania żłobkowego. Idea jest taka, że one mają trafić bezpośrednio do placówki, w której dziecko przebywa i jest zaopiekowane. Dziś uchwałę w sprawie wyższych opłat za żłobek, 1500 zł, przegłosowali radni w Częstochowie. Samorządów, które się na to zdecydują, może być więcej, bo wiele szuka oszczędności. Minister finansów zapowiedział zmiany w ich finansowaniu. Kolejny krok w naprawie finansów polskich samorządów. Projekt zmian w finansowaniu jednostek samorządu terytorialnego otrzymał dziś pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Tylko w przyszłym roku ich dochody mają wzrosnąć o blisko 25 mld zł. W dłoniach mieli flagi z nazistowskimi symbolami, na koszulkach znaki Wehrmachtu. Oficjalnie za propagowanie nazizmu grożą nawet 3 lata więzienia. Po poznańskim ratuszu mężczyźni przez kilkadziesiąt minut spacerowali niczym nie niepokojeni. Kilkanaście dni wcześniej był także neonazistowski marsz po mieście czy antysemickie utwory na Starym Rynku. Do urzędu miasta w Poznaniu weszli bez przeszkód. Na nogach wypastowane glany, a na koszulkach nazistowskie symbole. Neonaziści sobie chodzą po urzędzie, normalnie XXI w. Przyszli na umówione spotkanie, za zamkniętymi drzwiami, bez kamer spotkał się z nimi dyrektor gabinetu prezydenta. Neonaziści chcieli się dowiedzieć, dlaczego odmówiono im patronatu prezydenta nad organizowanym przez nich wydarzeniem. Jest to normalne, że mieszkańcy mogą się spotykać, ale nie w takim stroju. Spotkanie zostało przerwane po minucie, ale mężczyźni jeszcze przez godzinę chodzili po urzędzie. Ta sytuacja pokazała słabe przygotowanie systemu lub nawet brak przygotowania na sytuacje, gdy ktoś propaguje nazizm. Przed mężczyznami otwierały się kolejne drzwi, a jedyną barierą były pytania dziennikarzy. Kogo by pan wspierał w '39? Za co ceni pan Hitlera? W dłoniach mieli polskie flagi z krzyżem celtyckim - symbolem dominacji białej rasy, na koszulkach znaki Wehrmachtu. Nie wyzywaj mnie, bezczelny chamie, od neonazisty. Strażnicy miejscy w końcu kazali opuścić urząd dziennikarzom, wezwano policję. Proszę wyjść z budynku. Kilkanaście dni temu przez miasto mimo braku oficjalnej zgody przeszedł neonazistowski marsz. W niedzielę na Starym Rynku neonaziści raczyli mieszkańców antysemickimi utworami. Na to wydarzenie mieli już zgodę miasta. Urzędnicy, którzy przyjmują zgłoszenie, w żaden sposób nie weryfikują, kto to zgromadzenie organizuje, jakie ma intencje, a wystarczy odrobina mózgu i odrobina Internetu. Marszu nie przerwali także policjanci. Nie widzi pan, co oni puszczają? Policjanci wylegitymowali organizatorkę wydarzenia, to się działo przez półtorej godziny, zostało przez policjantów zarejestrowane. Wczoraj policjanci weszli do mieszkań i zarekwirowali koszulki i flagi z nazistowskimi symbolami. Sprawą zajmuje się prokuratura. Śledczy pod lupę wezmą zarówno nielegalny przemarsz przez miasto, jak i incydent w urzędzie miasta. Prawo bezsprzecznie zostało złamane, zostały naruszone dyspozycje Kodeksu karnego. Za propagowanie nazizmu grozi do 3 lat więzienia. Energia wiatrowa to przyszłość, także kolejnych pokoleń. A najbliższa przyszłość to dyskusja o ustawowych zmianach, dających zielone światło dla farm wiatrowych. Korzyści jest sporo: od obniżana rachunków odbiorców po małe bezpieczne systemy energetyczne tworzone przez samorządy. We wrześniu ruszą konsultacje społeczne. To wieje wiatr zmian, zmian i korzyści. Takie farmy jak ta pod Piotrkowem Trybunalskim mogą wyprodukować prąd dla miasta rozmiarów Grudziądza czy Tarnowa. Średnie gospodarstwo domowe w Polsce zużywa około 2 megawatogodzin, czyli taki jeden wiatrak jest w stanie zaspokoić popyt 2000-3000 gospodarstw w ciągu roku. Do tego, by takich farm było więcej, potrzebne są zmiany w ustawie. Rząd już dał zielone światło. Trwają konsultacje międzyresortowe, we wrześniu będą konsultacje społeczne. Liczymy, że jesienią tego roku będziemy mogli w parlamencie tę ustawę głosować. Projekt zakłada m.in. ułatwienia dla inwestorów i, co najważniejsze, zmniejszenie odległości wiatraków od zabudowań z obowiązujących 700 metrów do 500. Obecnie farmy wiatrowe w Polsce mają 10 gigawatów mocy, dzięki tej zmianie do 2040 to mogą być prawie 42 gigawaty. Każdy gigawat nowych mocy farm wiatrowych obniża trwale ceny energii o ponad 20 zł w rachunku odbiorcy końcowego. To nie jedyne korzyści. Za sprawą wiatraków do 2040 roku polskie PKB może wzrosnąć o 260 mld zł. To dodatkowe około 100 tys. miejsc pracy na farmach i przy ich budowie. Samorządy dzięki wpływom z podatku od nieruchomości mogą liczyć na 2 mld zł. Da coraz więcej pola do popisu samorządom, które bez oglądania się na centralę będą mogły tworzyć swoje małe systemy energetyczne, które również będą bezpieczne. A bezpieczeństwo energetyczne jest bardzo ważne. Europa dąży do uniezależnienia się od krajów, które dostarczają nam paliwa kopalne. Korzyści mogą być liczone w miliardach. W przypadku Polski - setki miliardów złotych. Koszty, które co roku ponosimy, żeby importować ropę naftową, węgiel, gaz ziemny, które będą spadały, im więcej będziemy mieli odnawialnych źródeł energii. Więcej turbin wiatrowych to mniej dwutlenku węgla w atmosferze. Tylko jedna farma wiatrowa taka jak ta pod Łodzią jest w stanie ograniczyć emisję CO2 o 76 ton. Jest to kluczowa dla realizacji polityki klimatycznej UE, a przede wszystkim dla kondycji naszej planety. Jeżeli spojrzymy na dane, to jest najczystsza forma pozyskiwania energii, jeżeli spojrzymy od wybudowania, przez działanie, po zdemontowanie takiej instalacji. Bo od energii wiatrowej zależy przyszłość nie tylko nasza, ale następnych pokoleń. W "19:30" to już wszystko. Na koniec tradycyjnie mam zaproszenie na "Pytanie dnia". Justyna Dobrosz-Oracz i dzisiejszy gość europoseł PiS Tobiasz Bocheński są już w studiu, rozmowa za chwilę. Spokojnego wieczoru, do zobaczenia.