Polityka i prawo - prezes PiS przesłuchiwany w prokuraturze. Sprawa Pegasusa - czy podsłuchiwano rodzinę premiera Tuska? Za prawdę i godność - więziony na Białorusi polski dziennikarz z nagrodą Parlamentu Europejskiego. Co prezes zeznał - nie wiadomo, wiadomo, że odpowiadał na pytania, a przesłuchanie przebiegło w dobrej atmosferze - tak brzmi komunikat prokuratury. Jarosław Kaczyński składał zeznania w sprawie tzw. wyborów kopertowych - i tu się kończy dobra atmosfera, bo politycznie bez zmian: przestępstw nie było, przestępstwa to dzieło ekipy Tuska - mówi prezes po wyjściu z przesłuchania. Co warto odświeżyć w tej historii? Świadek Jarosław Kaczyński o 10.00 stawił się w prokuraturze. Nie doszło do przestępstw, przestępstwa popełnia obecna władza i to są bardzo ciężkie przestępstwa. Jarosław Kaczyński musi odpowiedzieć razem ze swoją ekipą, z premierem Morawieckim, że chciał ukraść wybory w 2020 roku. Bo to właśnie w sprawie prezydenckich wyborów korespondencyjnych zeznawał prezes PiS. Pytania zakończyły się odpowiedziami, w kilku przypadkach świadek nie pamiętał pewnych okoliczności. Przesłuchanie odbyło się w dobrej atmosferze. Co zeznał prezes, tego nie wiemy - wiemy za to, że już wcześniej publicznie deklarował: To był pomysł, do którego się całkowicie przyznaję. Że to on podjął decyzję, aby przeprowadzić wybory kopertowe. Wtedy, kiedy w Polsce dziennie notowano tysiące zakażeń i umierały setki ludzi. Wpadli oni na pomysł, aby w czasie pandemii to nie PKW, a Poczta Polska organizowała wybory, żeby ich kandydat Andrzej Duda wygrał w I turze, bo II była nieplanowana. Dariusz Joński kierował sejmową komisją śledczą w sprawie wyborów kopertowych. Ta przygotowała 400-stronicowy raport i liczne zawiadomienia do prokuratury. M.in. na prezesa Kaczyńskiego, Jacka Sasina czy Mateusza Morawieckiego. Były premier w tym samym budynku, w którym zeznaje dziś Jarosław Kaczyński, w sprawie wyborów korespondencyjnych usłyszał prokuratorskie zarzuty. Mateuszowi Morawieckiemu może grozić do 3 lat więzienia. Bo to właśnie on zlecił organizację wyborów kopertowych. Podpisałem decyzję i jestem z tego bardzo dumny. Premier - teraz nie zacytuję państwu dokładnie przepisów - ale w ustawach covidowych miał przewidziane upoważnienie do tego, żeby wydawać polecenia różnym organom i spółkom Skarbu Państwa. Otóż nie do końca. 16 kwietnia 5 lat temu Mateusz Morawiecki nakazał organizacje wyborów Poczcie Polskiej, a Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych drukowanie kart do głosowania. Ustawa, która umożliwiała przeprowadzenie wyborów kopertowych, weszła w życie 23 dni po decyzji Morawieckiego. Całość sprawy jest wyrzuceniem publicznych pieniędzy i próbą politycznego wału, bo inaczej tego nie jestem w stanie nazwać. Bo wybory, które się nie odbyły, kosztowały 70 mln zł. Trzeba sobie uprzytomnić, w jakich warunkach rząd wówczas działał, była pandemia i życie i zdrowie Polaków było zagrożone. Jeżeli było zgodne z konstytucją, to dzisiaj nie byłoby postepowań przed prokuraturą, dziś nie byłoby postepowań przed sądem. A te już wydały wyroki. I to 5 lat temu. Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł, że decyzja szefa rządu "była rażącym naruszeniem prawa". Morawiecki później od tej decyzji się odwołał, ale NSA oddalił jego wniosek. Kto odpowiada za wybory kopertowe, panie premierze? Dziś były premier rozmawiać nie chciał. Generalnie my tych wszystkich aktorów znamy. Inspiracje - europoseł Bielan, sprawstwo nadzorcze - Jarosław Kaczyński, wykonawstwo - Mateusz Morawiecki. Wybory kopertowe nie doszły do skutku z powodu kryzysu politycznego w obozie ówczesnej władzy. Z rządu finalnie odszedł Jarosław Gowin, który od początku sprzeciwiał się temu pomysłowi. Katarzyna Tusk-Cudna ze statusem osoby pokrzywdzonej w śledztwie dotyczącym afery Pegasusa. Gdy się podsłuchuje adwokata, łatwo zdobyć wiedzę o jego kliencie, i tak, prawdopodobnie, do grona pokrzywdzonych trafiła córka premiera. Była klientką Romana Giertycha, a ten był podsłuchiwany przez służby ex ministra Ziobry. Donald Tusk pyta, czy jego wnuczęta też były podsłuchiwane, i grzmi o podpalaczu z Żoliborza. To jest hańba dla polityków PiS, oni się powinni zapaść ze wstydu pod ziemię. Tak rządzący komentują informacje o podsłuchiwaniu rozmów córki premiera z jej adwokatem. Donald Tusk zwraca się wprost do Jarosława Kaczyńskiego. PiS podsłuchiwał przy pomocy Pegasusa moją żonę i córkę. Czy PiS ma powody, żeby uderzyć się w piersi? Nie, nie ma takiego powodu, bo każdorazowo sądy wydawały zgodę na zastosowanie tego instrumentu. Ale zgody na podsłuchiwanie córki premiera żaden sąd nie wydał. Dotyczyła ona afery Polnordu i inwigilacji Romana Giertycha, który był pełnomocnikiem powiązanych z nim spółek. W ten sposób służby zyskały dostęp do telefonu adwokata, który reprezentował też Donalda Tuska, jego córkę Katarzynę, a także Geralda Birkfelnera, czyli biznesmena, który domagał się od Jarosława Kaczyńskiego zwrotu pieniędzy. Śledczy finalnie uznali, że Roman Giertych z aferą Polnordu nie ma nic wspólnego, ale nagrania jego rozmów z klientami pozostały. Tego rodzaju materiał, jeżeli zawiera tajemnicę obrończą, powinien zostać niezwłocznie zniszczony, natomiast w tym przypadku był on przekazany innym osobom. Chodzi o tę osobę. Bogdan Święczkowski to były prokurator krajowy i bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry. Dziś chroniony immunitetem jako prezes Trybunału Konstytucyjnego. Jak informuje Onet, miał on zlecić wykonanie kopii materiałów z inwigilacji Romana Giertycha. 4 miesiące temu dotarliśmy do nieopublikowanych nagrań. Jedna ze sprzyjających PiS stacji opublikowała fragment rozmowy Romana Giertycha i Donalda Tuska. Ktoś to zbierał, przygotowywał paczkę, i wysyłał do mediów, żeby robić z tego tytułu politykę, i gdyby PiS dalej rządziło, tak by było robione z każdym. Córka premiera w śledztwie ma status pokrzywdzonej. Według Onetu w sprawie Pegasusa przesłuchana ma być też żona Donalda Tuska. PiS idzie w zaparte. O co w tym wszystkim chodzi? O igrzyska chodzi, o igrzyska. Tusk znowu ordynarnie kłamie. Pisze były prokurator generalny, który niespełna miesiąc temu na komisji śledczej sam przyznał, że wobec Romana Giertycha był stosowany Pegasus. Narzędzie, które ma być stosowane do terrorystów, najgroźniejszych przestępców, stosowano też w sytuacjach, które były absolutnie motywowane politycznie. Wśród inwigilowanych za rządów PiS ówczesny szef kampanii wyborczej PO, polityk odpowiedzialny za listy do Senatu, prokurator, która krytykowała Zbigniewa Ziobrę, i jedna z liderek Strajku Kobiet. To była intencja PiS-u, zarządzanie strachem, żeby wszyscy myśleli, że mogą być inwigilowani, że na każdego będą haki, a dzięki temu PiS będzie rządził wiecznie. Czerwona linia została przekroczona, nie wyobrażam sobie, żeby nikt za to nie poniósł odpowiedzialności. Dziś zarzuty w sprawie Pegasusa usłyszał były wiceszef CBA, który miał przekazać dalej materiały z inwigilacji Romana Giertycha. Na tym - według prokuratury - nie koniec. To jest "19.30", a co jeszcze przed nami? Sprawa ma bardzo makabryczny charakter. Zbrodnia w Czernikach - ruszył proces. Pod różnymi względami to była trudna sprawa. Zamordowane dzieci z kazirodczego związku ojca i córki. Jak może ojciec ze swoimi córkami współżyć? To się nie mieści w głowie. W piwnicy znaleziono ciała 3 dzieci. Sytuacja patologiczna, człowiek bez skrupułów. Zarówno mieszkańcy, jak i wszyscy mówili, że coś jest nie tak, ale się nie dopatrzono niczego. U nas kary śmierci nie ma, prawdopodobnie skończy się na dożywociu. Andrzej Poczobut, polsko-białoruski dziennikarz i publicysta, w białoruskim więzieniu siedzi od marca 2021 roku. Reżim Łukaszenki zarzuca mu wzniecanie nienawiści. Dziś Andrzej Poczobut otrzymał nagrodę Parlamentu Europejskiego im. Andrieja Sacharowa za wolność myśli. O prawdzie, przekonaniach, wartościach i cenie. Owacje na stojąco. Nagroda Sacharowa za wolność myśli trafia do Andrzeja Poczobuta z Białorusi i Mzii Amaglobeli z Gruzji. Czyli do dwójki dziennikarzy, którzy za krytykę reżimowych władz zapłacili własną wolnością. To mocna wiadomość do wszystkich więźniów politycznych: nie jesteście sami, a dziennikarstwo nie jest przestępstwem. Mzia Amaglobeli, skazana za udział w antyrządowych protestach, za kratkami przebywa od 10 miesięcy. Andrzej Poczobut, korespondent "Gazety Wyborczej" i działacz polskiej mniejszości na Białorusi, do więzienia trafił 4 lata temu. Reżim Łukaszenki oskarżył go o podżeganie do nienawiści i wzywanie do działań na szkodę Białorusi. I skazał na 8 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Jest umieszczony w komorze, w PKT, w takim specjalnym miejscu, gdzie jest utrudniona komunikacja, przekazywanie paczek, pomocy medycznej. On ma arytmię i nadciśnienie, stan jego zdrowia nie jest najlepszy. Rodziny nie widział od kilku lat, nie ma kontaktu z adwokatem, a więzienie, w którym przebywa, uchodzi za najgorsze na Białorusi. Ale Andrzej Poczobut się nie poddaje. Nie prosi Łukaszenki o ułaskawienie. On jest prawdziwym polskim romantykiem. Jest w stanie postawić wszystko i iść na stos, jak to śpiewali polscy legioniści. Dlaczego Poczobut nie wrócił do Polski w ramach zeszłorocznej wymiany więźniów? Andrzej to polsko-białoruski dziennikarz, który stał się symbolem oporu i osobistym wrogiem Łukaszenki. Wrogiem, którego Łukaszenka tanio nie odda - od dawna żąda w zamian uznania go za legalnego prezydenta Białorusi i zniesienia międzynarodowych sankcji. Czułem przez mury, że o mnie pamiętacie. Ale uwolnienie Poczobuta w obliczu pogarszających się relacji polsko-białoruskich staje się coraz trudniejsze. Być może zmieni to nagroda Sacharowa. Bo choć prestiżowa sama w sobie, to w przypadku Andrzeja Poczobuta gra toczy się o coś więcej niż prestiż. Europa, przyznając mu tę nagrodę, zaciągnęła pewne zobowiązanie, że też będzie zabiegać o jego uwolnienie, i mam nadzieję, że 16 grudnia Andrzej Poczobut odbierze tę nagrodę osobiście. Dlatego polscy europarlamentarzyści, lobbując na rzecz przyznania nagrody Poczobutowi, działali ręka w rękę, ponad podziałami partyjnymi. To, że jesteśmy razem i mówimy jednym głosem, jesteśmy w stanie uruchomić opinię publiczną w Europie, na świecie, to bardzo ważne. Nagroda Sacharowa upamiętnia radzieckiego dysydenta, który w pojedynkę stawił czoła reżimowi. O 20.05 w TVP Polonia, a o 22.00 w TVP Info reportaż "Niezwyciężony. Andrzej Poczobut". W tej wojnie dyplomacja jest rytuałem, który ma robić wrażenie dobrej woli, ale nic nie zmienia. Ponad głowami Ukraińców latają bomby - albo daty rozmów na szczycie, które czasem się odbywają, a czasem nie, bo Ameryka oczekuje natychmiastowego rozejmu, a Rosja trwałego pokoju - jakby jedno wykluczało drugie. Czy słowa mają jeszcze szansę zabrzmieć głośniej niż wybuchy? Płonące budynki w Zaporożu i Kijowie. W centrum miasta eksplozje. Usłyszeliśmy głośny wybuch, zaczęły spadać odłamki szkła i wszystko stanęło w ogniu. Rosjanie skierowali drony i bomby na 10 ukraińskich obwodów. W stolicy trafionych zostało kilka budynków mieszkalnych. M.in. ten 17-piętrowy blok. Mam nadzieję, że wojna jak najszybciej się skończy i ludzie nie będą cierpieć tak, jak my dzisiaj. Atak trwał całą noc i poranek. W Charkowie dron uderzyły w przedszkole. To cud, że nie było ofiar. Odepchnęłam ratowników i chwyciłam dziecko. Matka uratuje swoje dziecko nawet z płomieni. W całym kraju zginęło 6 osób, kilkanaście zostało rannych. Prezydent Ukrainy mówi wprost - właśnie tak wygląda rosyjska dyplomacja. Rosyjskie słowa o dyplomacji nic nie znaczą, Na dyplomację liczył prezydent Stanów Zjednoczonych. W Budapeszcie z Putinem miał rozmawiać o zakończeniu wojny. Ale na razie do spotkania nie dojdzie. Nie chcę zmarnować spotkania. Nie chcę tracić czasu. Zmiana planów nastąpiła po rozmowie telefonicznej sekretarza stanu USA z szefem rosyjskiego MSZ. Marco Rubio od Siergieja Ławrowa miał usłyszeć, że zgody na natychmiastowe zawieszenie broni na obecnej linii frontu nie będzie. A tego domaga się Donald Trump. Potrzebny jest trwały pokój, a nie natychmiastowe zawieszenie broni, które do niczego nie doprowadzi. Kreml pozostaje przy swoim dawnym stanowisku, twierdzi, że Ukraina powinna oddać kontrolę nad całym Donbasem w ramach porozumienia pokojowego i zapomnieć o przystąpieniu do NATO. Gdy tylko kwestia broni dalekiego zasięgu dla Ukrainy zniknęła, Rosja niemal automatycznie straciła zainteresowanie dyplomacją. Chodzi o tomahawki, na których sprzedaż Ukrainie nie zgodził się Donald Trump. Według agencji Bloomberg Kijów i kraje Europy pracują nad własnym 12-punktowym planem pokojowym. Zakłada m.in.: wstrzymanie walk na obecnej linii frontu, gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i przyznanie środków na odbudowę kraju po wojnie. W zamian Rosja mogłaby liczyć na stopniowe znoszenie sankcji. Okazją do rozmów na ten temat będzie jutrzejszy szczyt unijnych przywódców w Brukseli. Dołączy do nich Wołodymyr Zełenski. Do tej historii niczego gorszego już dopisać się chyba nie da. On ma 56 lat, ona 22 i jest jego córką. Ale też matką jego trójki dzieci, a prokuratura twierdzi, że też ich morderczynią. Zabić dzieci mieli wspólnie, a potem ich ciała zakopać w piwnicy. Przed sądem w Gdańsku ruszył właśnie proces w tej sprawie. To właśnie ten mężczyzna przez lata miał nie tylko znęcać się nad swoją rodziną. Żył z córką w kazirodczym związku. Wspólnie zabili swoje nowo narodzone dzieci. Dziś nie okazywał emocji. Jest oskarżony o dokonanie 3 zabójstw, o przestępstwa o charakterze seksualnym na szkodę swoich córek. Jak również o znęcanie się nad swoimi wszystkimi dziećmi. Jego córka, Paulina G., jest oskarżona o pomoc w zabójstwach oraz kazirodztwo. W sądzie usiadła naprzeciwko ojca. Szczegóły tej sprawy są tak wstrząsające, że na salę nie pozwolono wejść dziennikarzom i osobom postronnym. Wynika to przede wszystkim z charakteru sprawy. Ma bardzo makabryczny charakter. Rodzina mieszkała w tym domu, we wsi Czerniki, na Kaszubach. Żona Piotra G. zmarła w 2008 roku. Para miała 12 dzieci. Ich horror trwał co najmniej 19 lat. Śledczy ustalili, że Piotr G. znęcał się psychicznie i fizycznie nad dziećmi, a także współżył z córkami. W kryminalistyce nieczęsto spotykamy takie sytuacje, że ojciec jest jednocześnie dziadkiem swoich dzieci, współżyjąc z córką. Troje noworodków, które urodziły się w domu, ojciec i córka pozbawili życia. To była Natalia, której pierwsze dziecko było tam zakopane, a potem była Paulina i tutaj było dwoje dzieci. Mieszkańcy wsi od lat zgłaszali podejrzenia dotyczące kazirodczego związku. Prokuratura teoretycznie prowadziła postępowanie, ale ono było za każdym razem umarzane, tych postępowań było kilka, więc można powiedzieć, że te postępowania nie były wnikliwe. Mężczyzna nie pracował, pobierał świadczenia dla dzieci, z tego miał żyć. 2 lata temu koleżanki Pauliny G. dały znać opiece społecznej, że kobieta może być w kolejnej ciąży. Wtedy śledczy ruszyli do akcji, w domu odkryli ciała noworodków zakopane w piwnicy. Mieszkańcy gminy mimo upływu lat są wciąż wstrząśnięci sprawą. To jest zboczeniec, to jest nie do wytłumaczenia, jak może ojciec ze swoimi córkami, tak traktować dzieci, współżyć, nie, to sie nie mieści w głowie. W piątek w sądzie w Kościerzynie rozpocznie się inny proces przeciwko Piotrowi G., dotyczący znęcania się nad córką Pauliną. Oboje resztę życia mogą spędzić w więzieniu. Świat mają zbudowany z kartonu, ale życie im się zawaliło na głowy twarde jak beton. Oficjalnie jest ich w Polsce ok. 30 tysięcy, ale to dane zmienne jak ludzkie życiorysy, bo kryzys bezdomności dopada czasem niespodziewanie. Od jesieni do wiosny schronienie bywa kwestią przeżycia, a czasem to życie zależy od innego człowieka i tego, czy wie, jak pomóc. Jak mało trzeba? Ja już po prostu zostawiłam przeszłość za sobą. Trudną przeszłość, bo pani Katarzyna od 10 lat nie ma dachu nad głową. Chłodne miesiące pozwala jej przetrwać ogrzewalnia w Poznaniu. Kto wejdzie, ciepła herbata, wieczorem ciepły posiłek na nockę, to jest bardzo dużo, uważam. Do tego wsparcie terapeuty i psychologa. I coś może najważniejszego - poczucie bezpieczeństwa. Chociaż jest dopiero październik, to już widzimy wysokie zainteresowanie, ogrzewalnia ma 40 miejsc, a już nocuje ponad 30 osób. To już Wrocław i najnowocześniejsza noclegownia i ogrzewalnia w Polsce. Cisza, spokój, piękne miejsce, podoba mi się. Obiekt dziś został oficjalnie otwarty, ale już mieszka tu ponad 20 osób. W sumie miejsc dla potrzebujących jest 150. Każdy, kto przyjdzie z ulicy, będzie przyjęty, najpierw poprzez ogrzewalnię, będziemy oceniali, jaki jest stan. W Polsce działa blisko 600 podobnych miejsc. Zimą w noclegowniach i ogrzewalniach schronienie może znaleźć ponad 22 tys. osób. Wielu decyduje się jednak na spanie w takich warunkach. Sprawdzamy miejsca przebywania osób w kryzysie bezdomności, pytamy ich, czy nie potrzebują pomocy medycznej, czy nie chcą skorzystać z ośrodków dla osób bezdomnych i gdzie zamierzają spędzić noc. W Polsce żyje ponad 30 tys. osób w kryzysie bezdomności. Zdecydowana większość to mężczyźni. Każda z nich to osobna historia i osobny dramat. Bezdomność to nie jest tylko brak dachu nad głową, ale to są zerwane więzi, brak wsparcia w rodzinie. Przed tą poznańską jadłodajnią od rana ustawia się długa kolejka, potrzebujący paczki dostają na wynos, bo nie ma miejsca, by usiąść. To się jednak zmieni już za kilka dni, otwarta zostanie tu nowoczesna jadłodajnia dla ponad 100 osób. Teraz, gdy spadają temperatury, rosną ich potrzeby. Pytają o śpiwór, buty, o ciepłe skarpetki, też o termos, bo wtedy przy naszej jadłodajni mogą sobie zabrać gorącą herbatę. Gdy widzimy osobę w kryzysie bezdomności, która może potrzebować pomocy, warto powiadomić o tym służby socjalne lub straż miejską. Bo gdy zrobi się naprawdę zimno, to jeden telefon i ludzka wrażliwość mogą uratować życie. 84 nowe komendy policji, 2 tys. nowych samochodów, 200 terenowych, 50 specjalistycznych, nowoczesna broń i systemy dronowe - to część wydatków, jakie zapowiada Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji w ramach największego w historii planu modernizacji służb. Budżet wyda prawie 13 mld zł, w większości na inwestycje. Jak pilne są sprawy wewnętrzne? Tu każda sekunda jest cenna. A od czasu reakcji może zależeć czyjeś zdrowie lub życie. To codzienność pracy strażaków, którzy każdego dnia interweniują nawet 2 tysiące razy. Ten system musi działać 24 godziny na dobę, 365 dni w roku, praktycznie na każde zagrożenie, czyli wszędzie, gdzie coś się złego dzieje, gdzie jest potrzebna pomoc, tam właśnie jadą strażacy. Ta pomoc może stać się jeszcze bardziej efektywna dzięki programowi modernizacji służb mundurowych. Strażacy dostaną nową infrastrukturę, pojazdy i sprzęt. Rząd przyjął projekt w tej sprawie. Rekordowe 13 mld zł przeznaczone na... - 13 mld zł, nie przejęzyczyłem się. Środki mają trafić do policji, straży granicznej, straży pożarnej i służby ochrony państwa, która m.in. broni najważniejszych polityków w kraju. Większość wydatków będzie na inwestycje w nowe lub remonty starych budynków, ale też na zakup najnowocześniejszego sprzętu i uzbrojenia. Żyjemy w niebezpiecznych czasach i nie mówię tylko o kwestiach wojny za wschodnią granicą, ale przecież też liczne akcje sabotażu. Nowoczesna broń, ponad 80 nowych komend i blisko 2 tys. radiowozów - to główne założenia modernizacji dla polskiej policji. Jako największa służba mundurowa, licząca 98 tys. funkcjonariuszy, dostanie najwięcej pieniędzy. Policjanci potrzebują więcej nowoczesnych radiowozów, które pozwolą funkcjonariuszom szybko docierać do tych ludzi, którzy potrzebują pomocy. Część środków z programu modernizacji ma pójść na nowe etaty. Strażników granicznych jest 16 tys. Ich praca - także we współpracy z innymi służbami - wobec zagrożeń hybrydowych staje się kluczowa. Trudno działania organizowane przez Rosję inaczej nazwać niż wojnami nowego typu. Które widzimy głównie tu - na wschodzie kraju. Kluczowym odcinkiem, najmocniej zagrożonym obecnie nielegalną migracją, jest polsko-białoruska granica. Każda para rąk przyda się do realizacji zadań w ochronie tego odcinka granicy państwowej. Przyda się też każda para kół, bo patrole są narażone na ataki. Dlatego będą nowe pojazdy terenowe. Bardzo często dochodzi do przypadków, kiedy te samochody są uszkadzane przez kamienie, przez gałęzie, konary, więc takie wzmocnienie znacząco się przyda. Będą także śmigłowce. Szczególny nadzór coraz częściej dotyczy też granicy morskiej. Tu zmodernizowany ma zostać zautomatyzowany system radarowy, który pilnuje, co pływa po Bałtyku i nad nim lata. Dzięki temu możemy weryfikować sytuację na morzu, która się dzieje, weryfikować, czy nie dochodzi do różnego rodzaju zagrożeń, w tym również dla infrastruktury krytycznej. Rządzący liczą, że Sejm uchwali projekt w najbliższym czasie. Modernizacja ruszyłaby od nowego roku. Trzymał się prawa jak stałej, bez której żadne społeczne równanie nie wyjdzie, ale bez złudzeń, że jakiekolwiek prawo jest silniejsze od autokratów. Prof. Adam Strzembosz, sędzia, obrońca praworządności, z piękną karta opozycjonisty z czasów PRL, spoczął dziś na Starych Powązkach w Warszawie. Zmarł 10 października, przeżył 95 lat. Był człowiekiem zasad i wartości. Niewielu tak konsekwentnie podążało drogą przyzwoitości. Wybory, których dokonywał, wymagały heroizmu. Dziękuję ci, Boże, za takiego tatę. Dziękuję ci, tato, za takiego Boga. Droga z pola na stół powinna być krótka, bo im mniej pośredników, tym ceny niższe. Taki system można skonstruować, ale on się może stworzyć sam - z wymogów rynku i ludzkiej przedsiębiorczości. Szkoły są dwie i już je na tym rynku widać, jedna zaprasza klientów na samozbiory, inna udostępnia żywność z automatu. Jak potrzeba zrodziła takie wynalazki. To jest widzialna ręka rynku. Warzywa od rolników trafiają bezpośrednio w ręce klientów na targu. Blisko mamy, a poza tym zna się sprzedawców. Świeże, mogę sobie sama wybrać też. A to już niewidzialna ręka rynku. Pan Wojciech sprzedaje swoje produkty w warzywomacie w Tychach. Kto chce, może kupić, co chce, i co ważne, kiedy chce. Jakość jest lepsza niż w marketach, ceny są niższe niż w marketach i na tym staramy się bazować i pozyskiwać nowych klientów. Warzywomaty stają się coraz popularniejsze. Produkująca je firma cały czas poszerza swoją ofertę. W takim automacie można sprzedawać nie tylko owoce i warzywa, ale i jajka, mleko, sery czy mięso. Forma jest prosta i oszczędna, bo bez pośredników. Zamówienie spływają nie tylko z Polski. Od 14 lat sprzedajemy maszyny, zaczęliśmy od Belgii, przez Francję, Szwajcarię. Dzisiaj są sprzedawane od Wielkiej Brytanii aż po Rumunię. Przeważnie w kościele można odkupić swoje grzechy, ale w Pleszewie po mszy można kupić warzywa. Bilans dobrych uczynków zdecydowanie na plus. Myślimy o jakichś takich cyklicznych akcjach, które będą tu, czy przy kościele, czy przy innym miejscu. Bo czasy dla rolników są trudne, dlatego warto sobie pomagać. Popularne stały się samozbiory. To Grabowo, koło Kwidzyna. Za kilogram cebuli rolnik dostałby 25 groszy w skupie, z kolei buraków skupy nie chcą. Cena dla klientów to złotówka, w porównaniu z marketem czy bazarem - jak za darmo, a dla rolnika to ratunek. Przyjeżdżają, zbierają sobie sami warzywa, własnymi rękoma, tylko te, które im się podobają, ważymy i tyle, cała historia. Samozbiory skracają łańcuch dostaw, to rozwiązanie z pola na stół. Właśnie dlatego powstał portal myzbieramy.pl, który zachęca do kupowania lokalnie. Temu też służą samozbiory, żeby pomóc, ale też przede wszystkim, żeby być takim dodatkowym, stałym źródłem dochodu dla rolników, i tworzenia relacji między rolnikiem a klientem, bo owoc przestaje być anonimowy wtedy. Bo w tym działaniu jest coś więcej niż tylko handel i zarobki - to budowanie świadomości konsumentów. Patrzenia na to, jak i skąd te towary pochodzą, jaka była ich droga. I też edukowanie do tego, czy kupować w warzywomacie, czy na targowisku, i dopytywać się o to, jakie jest pochodzenie produktu. Polska jest trzecim co do wielkości producentem żywności w Europie. Ministra Katarzyna Kotula z Nowej Lewicy, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, u Doroty Wysockiej-Schnepf w Pytaniu Dnia. A potem Bez Trybu Justyny Dobrosz-Oracz. Dobrego wieczoru.