Europejscy liderzy krytycznie o planie pokojowym Trumpa. Proste zasady - rząd rządzi, prezydent reprezentuje. Przypomina nowy marszałek Sejmu. Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. 28 punktów, a w nich sformułowany przez USA plan pokojowy dla Ukrainy. "Albo 28 punktów albo trudna zima" - to gorzki komentarz prezydenta Ukrainy. Światowi przywódcy, w tym prezydent i premier Polski, podkreślają, że negocjacje powinny być prowadzone z udziałem Ukrainy. A cena, którą ten kraj musiałby zapłacić za pokój na warunkach Trumpa, wygląda tak: oto mapa Ukrainy. Czerwonym kolorem zaznaczone są te obwody, jakie miałaby zająć Rosja. Więcej o trudnym momencie historii i o tym jak Polska, najbliższy sąsiad Ukrainy, reaguje na plan Trumpa. Donald Trump naciska. Daje Wołodymyrowi Zełenskiemu czas do czwartku na odpowiedź, czy zgadza się na amerykański plan. I tylko jednej odpowiedzi oczekuje. Musi polubić, a jeśli mu się nie spodoba, to powinni po prostu walczyć dalej. Pamiętacie to, co powiedziałem w Gabinecie Owalnym, nie tak dawno temu? Powiedziałem mu: "nie masz kart". Na pewno pamięta prezydent Zełenski, bo upokorzeń się nie zapomina. Chce konsultacji z partnerami, rozmawiał dziś o tym z Donaldem Tuskiem, dziękował Polakom za wsparcie. A prezydent Nawrocki ostrzega: Dla Zełenskiego na szali utrata godności Ukrainy albo utrata Ameryki jako partnera. W tej formie plan oznaczałby zwycięstwo Rosji, co jest nie do przyjęcia. Zbrodnie przeciwko ludziom, ludzkości, państwom i narodom nie mogą być nagrodzone ani wybaczone. Realizacja planu oznaczałaby kapitulację Ukrainy. Tak mówi się w kuluarach brukselskich instytucji, a autora planu, Steve'a Wittkoffa, odsyła do psychiatry. "Trump daje Rosji niemal wszystko, czego ona chce" - komentuje CNN. Ukraina ma ograniczyć liczbę żołnierzy, zrezygnować z dążenia do członkostwa w NATO i oddać Rosji część terytorium. Wierzę, że ten plan mógłby stać się podstawą ostatecznego porozumienia pokojowego. Polska też się w tym planie znalazła. To u nas miałyby stacjonować europejskie myśliwce. One już tu są - norweskie i holenderskie. Przypomina minister obrony. My jesteśmy po stronie Ukrainy w tych negocjacjach. To nie ulega żadnej wątpliwości. Nie ma sprawiedliwego pokoju bez akceptacji wewnętrznej państwa ukraińskiego. Jeśli jeszcze ktokolwiek ma wątpliwości, po której jest stronie, Włodzimierz Czarzasty apeluje do wyobraźni, co byłoby, gdyby takie warunki zaproponowano Polsce. Przecież byśmy nigdy tego nie zaakceptowali. Poczujcie w związku z tym, to, co myślą o tej propozycji Ukraińcy. Zaskakującą tezę stawia dziennik "The Guardian". "Niektóre sformułowania w amerykańskiej propozycji pokojowej wydają się być pierwotnie napisane po rosyjsku. W kilku miejscach język, który brzmiałby naturalnie po rosyjsku, w języku angielskim wydaje się wyraźnie dziwny". Ja mam takie poczucie, że ten 28-punktowy plan został tak naprawdę napisany cyrylicą przez urzędników rosyjskich i przetłumaczony przez Amerykanów. To nie jest plan pokojowy, to jest tak naprawdę plan rozpętania kolejnej wojny. Nagroda dla Rosji, ratunek przed konsekwencjami. To, co niepokoi prezydenta Ukrainy, budzi obawy u większości polityków europejskich. Słychać jeden głos. Także w polskiej polityce. Ten plan przede wszystkim powinien być skonsultowany przez wszystkich partnerów w ramach UE i NATO. Porozumienie powinno być wypracowane i zaakceptowane razem z Ukrainą, ale także z państwami, które Ukrainie pomagały. Na razie plan do złudzenia przypomina czerwony dywan na Alasce. "To jest wojna także o przyszłość naszych dzieci" - napisał premier po śmierci siedmioletniej Amelki. Obywatelka Polski to jedna z ofiar krwawego ataku Rosjan na Ukraiński Tarnopol. Dziewczynka zginęła w objęciach mamy, kiedy pocisk uderzył w ich blok. Ta śmierć dziecka, jednego z wielu cywilnych ofiar okrutnej wojny, poruszyła nas wszystkich. Także politycy dają wyraz swojego współczucia i sprzeciwu. Ratownicy czwartą dobę już przeczesują gruzowisko w Tarnopolu. Wciąż szukają zaginionych. Moja babcia gdzieś tam jest. Proszę tylko, żeby zostało coś rozpoznawalnego, żebyśmy mogli ją pochować. W piątek spod gruzów wyciągnięto ciała kobiety i jej dwójki dzieci. Strażacy zawsze mówią: najtrudniejsza część naszej pracy to momenty, gdy umierają dzieci. A w ataku na Tarnopol zginęło ich sześcioro. W tym Amelka, obywatelka Polski. W tym okrutnym, zmasowanym ataku na Tarnopol dwie noce temu zginęła polska dziewczynka, Amelka, siedem lat. Razem z jej mamą. Proszę się zastanowić, czy to oznacza, że to nie nasza wojna. Amelka i jej mama, Oksana, spłonęły żywcem, obejmując się. Zadzwoniła do mnie i powiedziała: "Tato, mamo, pomóżcie nam, palimy się, pomóżcie nam, pomóżcie nam". Dziewczynkę pożegnali jej nauczyciele. Amelia, bystra dziewczynka, mały aniołek. Nigdy więcej nie usiądzie w ławce, nie przytuli kolegów z klasy ani nie ogrzeje ich swoim jasnym spojrzeniem. Ta okrutna wojna musi się zakończyć, a Rosja nie może jej wygrać. Bo to jest wojna także o przyszłość naszych dzieci. Ponad 650 - tyle dzieci zginęło od czasu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. 1800 odniosło obrażenia. Za każdą liczbą kryje się dziecko z imieniem, historią życia i bliskimi. Dziecko, którego nadzieje i marzenia zostały zniszczone. Bo ukraińskie dzieci cierpią także psychicznie. Żyją w permanentnym poczuciu zagrożenia, tęsknią za utraconymi rodzicami, borykają się z traumą po zetknięciu się ze śmiercią. Rozmawialiśmy z matką, której dziecko posiwiało, ponieważ przez rok nie spało dobrze z powodu syren alarmowych wyjących co noc. Lekarze nie mają wątpliwości: dzieci te będą potrzebowały wieloletniej, specjalistycznej pomocy. Jeśli uda im się przeżyć wojnę. O amerykańskim planie pokojowym rozmawiają sojusznicy Ukrainy przebywający na szczycie G20 w RPA. Premier Wielkiej Brytanii podkreślił, że Rosja wielokrotnie pozoruje gotowość do rozmów, ale na froncie eskaluje ataki. W Johannesburgu jest Anna Kowalska. Jakie zdanie na temat amerykańskiego planu mają, jak sami o sobie mówią, przyjaciele i partnerzy Ukrainy? Nie jest dobrą podstawą do rozmów, ale wymaga rozpatrzenia. Ustaleniami ze szczytu podzielił się premier Wielkiej Brytanii. Europejskie wysiłki nabierają tempa. Jak pierwotnie planowano - problemy krajów rozwijających się, ale plan pokoju dla Ukrainy zdominował szczyt G20 w Johannesburgu. Sojusznicy Kijowa szybko opuścili salę obrad, by pilnie ustalić wspólną odpowiedź wobec proponowanego przez USA planu. I ta odpowiedź jest jasna. Wojny nie mogą zostać zakończone przez wielkie mocarstwa ponad głowami dotkniętych nimi krajów. To wojna, która może się zakończyć tylko za zgodą Ukrainy. Obecni w Johannesburgu zachodni liderzy we wspólnym oświadczeniu chwalą amerykańskie próby zakończenia walk, Przywódcy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii w osobnym kuluarowym spotkaniu, mają już nawet, wspólnie z Kijowem, przygotowywać własne propozycje, by przedstawić je w Waszyngtonie przed upływem czwartkowego ultimatum. Szczyt G20, czyli doroczne spotkanie przywódców najbogatszych krajów świata i globalnego południa mógłby być idealną okazją do zakulisowych rozmów, także z USA. Ale Donald Trump spotkanie zbojkotował, bo jak mówi, rząd RPA prześladuje białą mniejszość w kraju. "Nie damy się zastraszyć" - tak na te zarzuty odpowiedzieli gospodarze. Ten szczyt przywódców G20 ma obowiązek nie dopuścić do osłabienia integralności i wiarygodności grupy G20. W rzeczywistości po tym szczycie powinniśmy mieć poczucie, że grupa G20 została wzmocniona. Na szczycie nie pojawili się też: ścigany nakazem aresztowania Władimir Putin ani prezydent Chin. Moskwa i Pekin wysłały delegacje niższego szczebla. Ale pierwszy szczyt G20 w Afryce można uznać za historyczny, bo już pierwszego dnia przyniósł końcową deklarację, która skupia się na trzech hasłach prezydencji RPA, czyli solidarności, równości i zrównoważonym rozwoju. 42 przywódców krajów i organizacji, pomimo sprzeciwu Waszyngtonu, zgodziło się by walczyć ze zmianami klimatu i próbować obniżyć zadłużenie krajów rozwijających się. RPA i inne kraje G20 chciały w sposób bardzo dyplomatyczny, pokazać, że nie zgadzają się z tym, co mówi Donald Trump. I że będą robić, to co do nich należy. Liderzy w RPA pokazali dziś, że świat chce iść ramię w ramię nawet bez pomocy Waszyngtonu. "19.30" w sobotę, a dziś jeszcze wśród najważniejszych wiadomości: Odcięci od świata. Doznałem szoku, prawdę mówiąc. Mamy 50 tysięcy osób bez prądu. Jest jakaś awaria, bo jest dużo śniegu. Atak zimy na Podkarpaciu. Apelujemy o ostrożność. Dawno takiego śniegu nie było. Ale zima ma być zimą, nie? Pierwsze orędzie w roli marszałka Sejmu wygłosił Włodzimierz Czarzasty. Wśród priorytetów, które mają mu przyświecać, jest pilnowanie zasad. "Prostych zasad" - jak je określa. A te zawarte są w zdaniu: "Prezydent reprezentuje, rząd rządzi". Tę konstytucyjną rolę prezydenta wyakcentował także bardzo dobitnie w parlamencie Radosław Sikorski. Kto i w czyje kompetencje wchodzi? I gdzie są wspólne cele? Włodzimierz Czarzasty w pierwszym orędziu jako marszałek Sejmu dziękował swojemu poprzednikowi i przypominał o rządach koalicji 15 października. I sporo mówił o przestrzeganiu konstytucji. Zwłaszcza w kontekście kompetencji prezydenta i rządu. Te zasady są proste: rząd rządzi, prezydent reprezentuje. Postawię tamę każdym próbom wprowadzenia innego modelu. Marszałek nie pozostawił wątpliwości, jak ma wyglądać wspomniana tama. Będę stosował marszałkowskie weto wobec szkodliwych projektów legislacyjnych, służących populizmowi i rozregulowaniu zasad funkcjonowaniu państwa. Instytucja "weta marszałkowskiego" w teorii nie istnieje, ale w praktyce oznacza powrót sejmowej zamrażarki. Koalicjantom orędzie się podobało. Bardzo dobrze, że pan marszałek przypomniał panu prezydentowi, że wtedy, kiedy prezydent gra w drużynie z konstytucja, a nie partyjnym interesem, wtedy państwo działa sprawnie. PiS i współpracownicy prezydenta krytykują decyzje nowego marszałka. Pan prezydent bez względu na to, jak będzie zachowywał się pan marszałek, będzie robił swoje. Bo do tego ma najsilniejszy, demokratyczny mandat. Taki mandat ma też koalicja rządząca, o czym przypominał Włodzimierz Czarzasty, a mimo to prezydent próbuje go podważać - słyszymy. Pytany o mrożenie prezydenckich projektów, odpowiada wprost. To jest protest przeciwko rodzącemu się populizmowi. A to oznacza, że ten projekt "tańszy prąd", któremu rządzący zarzucali brak jasnych zasad finansowania, może nie mieć szansy na procedowanie. Projektów w celach typowo partyjno-populistycznych składać nie powinien. Zwłaszcza, że wcześniej Karol Nawrocki zawetował rządową ustawę wiatrakową, której jeden z zapisów zamrażał ceny prądu. Prezydent dotąd podpisał 70 ustaw, a zawetował 13. To rekord, jeśli chodzi o tempo składania wet. Nawrocki nie podpisał też nominacji oficerskich dla funkcjonariuszy ABW i SKW, nie chce zgodzić się na zaproponowanych przez MSZ ambasadorów, nie zgodził się na nominacje 46 sędziów. Jest pan najwyższym reprezentantem Polski w stosunkach z zagranicą. Reprezentantem. Przypomniał niedawno szef MSZ, krytykując próbę wprowadzenia przez Karola Nawrockiego dwugłosu w stosunkach z Unią, choćby przez takie słowa. "Obcym agendom UE". Jak słyszymy, te wszystkie działania, to wchodzenie w kompetencje rządu i brak chęci współpracy. Przez ostatnie miesiące tej współpracy nie było, bo pan prezydent jej ewidentnie nie chciał. Wiele było wet i tak naprawdę próba wejścia w buty rządzenia. Działania prezydenta ostro skrytykował także premier, przedstawiając pięć zasad współpracy. Nie osłabiaj państwa i jego spójności sabotażem legislacyjnym, tym współczesnym liberum weto. W odpowiedzi Karol Nawrocki przytoczył Pięć Prawd Polaków z 1938 roku. I to jedyny jego komentarz do apelu premiera o jedność. Pan prezydent będzie po prostu robił swoje i będzie robił to zgodnie z uprawnieniami, z prerogatywami konstytucyjnymi. Ale zdaniem konstytucjonalisty, działania i poprzedniego, i obecnego prezydenta, przeczą konstytucyjnym zapisom o systemie parlamentarno-gabinetowym. Uzurpują sobie prawo do różnego rodzaju decyzji. Rządzący liczą na zmianę w postepowaniu pałacu prezydenckiego. Zwłaszcza w obecnej sytuacji zagrożenia ze wschodu. W imię spraw najważniejszych, czyli bezpieczeństwa Polaków, jest w stanie wyjść z takiej chęci sypania piachu w tryby rządu. Wiceszef prezydenckiej kancelarii powiedział, że na razie Karol Nawrocki nie zamierza ani spotkać się z premierem, ani zwołać Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Do poszukiwań osób podejrzewanych o przeprowadzenie dywersji na terenie Polski przyłączyła się Białoruś - takie zapewnienie płynie od tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Poszukiwani obywatele Ukrainy mieli przekroczyć granicę z Białorusią. Rzecznik białoruskiego MSZ zapewnia o "duchu partnerstwa i dobrego sąsiedztwa", aby zatrzymać dywersantów. Jak to może wyglądać? Według tej deklaracji białoruskie służby już szukają na swoim terenie dwóch ściganych przez Polskę dywersantów. Ustalane jest miejsce pobytu dwóch obywateli Ukrainy podejrzanych o popełnienie na terytorium Polski przestępstw o charakterze terrorystycznym. Dyplomata potwierdził ich wjazd na terytorium Białorusi, ale nie to, że wciąż tam są. Jeśli miejsca pobytu tych osób na Białorusi zostanie ustalone, zostaną one zatrzymane. Następnie, zgodnie z procedurą i z uwzględnieniem wszystkich istotnych okoliczności, zostanie rozważona kwestia ich przekazania stronie polskiej. Takie zapewnienia o woli współpracy brzmią bardzo dobrze, ale czy obiecująco? O odpowiedź pytamy rzecznika polskiego resortu spraw zagranicznych. Po pierwsze, cieszymy się z takiej reakcji. Ale po drugie, poczekajmy na efekty. Białorusini nie robią tego sami z siebie. Wręczyliśmy charge d'affaires notę, która tak naprawdę jest wnioskiem o sprowadzenie, pomoc w sprowadzeniu tych osób do Polski. Tak, by stanęli najpierw przed prokuratorem, a w następstwie przed polskim sądem. Dwóm Ukraińcom Ołeksandrowi K. i Jewhenijowi I. za wysadzenie w połowie listopada fragmentu torów na trasie Warszawa-Lublin grozi dożywocie. W sprawie sabotażu na kolei prokuratura nie tylko ściga dwóch głównych sprawców. We wtorek zatrzymano cztery osoby. Mieliśmy pewne poszlaki, wskazujące, że mogą mieć one udział w tych zdarzeniach. Natomiast intensywne czynności dowodowe nie potwierdziły tego podejrzenia. Trzy osoby wypuszczono. Czwarta została aresztowana pod zarzutem innym niż sabotaż. Zatrzymywane, przesłuchiwane, w ramach czynności operacyjnych, są różne osoby, które na różnych etapach miały kontakt bądź mogły mieć kontakt z sabotażystami. Białoruski MSZ zapewnia, że poszukiwania dywersantów są prowadzone "w duchu partnerstwa i dobrego sąsiedztwa". Ale to, że reżim Alaksandra Łukaszenki od lat nie uwalnia więzionego z powodów politycznych Andrzeja Poczobuta, każe sceptycznie podchodzić do tych deklaracji. Nawet kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw odciętych było od prądu w województwie podkarpackim. Awaria to skutek intensywnych opadów śniegu w tym regionie. Chociaż służby od wielu godzin pracują nad naprawą linii energetycznych, to sytuacja w wielu miejscach nadal jest dramatyczna. O zimowym paraliżu na Podkarpaciu. To jedyny sposób, by w domu było jasno, a sprzęt działał. Coś działa. Cały budynek nie jest zaopatrzony w ten prąd, ale coś jest. Lodówka, ciepła woda. Takie podstawowe rzeczy. To skutki ataku zimy na Podkarpaciu. Ciężki śnieg zerwał niektóre linie energetyczne. W szczytowym momencie awaria dotknęła 80 tys. domów. Prądu nam zabrakło o godzinie trzeciej w nocy, ale bez prądu da się żyć. My jesteśmy przygotowani na wszelkie możliwości. Mamy swój opał, swoją kuchnię. Najtrudniejsza sytuacja w rejonach Krosna, Sanoku i Mielca. Służby intensywnie pracują nad naprawą. Jednak bez prądu jest nadal 50 tys. gospodarstw. Wiem, że dla mieszkańców jest to bardzo uciążliwe, natomiast musimy uzbroić się w cierpliwość. Służby energetyczne robią, co mogą, ale awarii jest na tyle dużo, że nie wszędzie ten prąd dociera. Na drogach wiele utrudnień. Gdzie nie dojechały pługopiaskarki, tam sołectwa na własną rękę walczą z śnieżycą. Te kilkanaście godzin trzeba poświęcić traktorem. Moi mieszkańcy są bardzo cierpliwi. Wiedzą, że nie da się wszystkiego ogarnąć od razu. Bo miejscami spadło tu ponad 30 cm śniegu. Takiej zimy nie widziano tu od lat. U siebie pod garażem też musiałem łopatować. Wszędzie ten śnieg jest. Dlatego służby w ciągłej gotowości. Strażacy do tej pory interweniowali ponad tysiąc razy. Najwięcej w powiatach jasielskim, brzozowskim i krośnieńskim. Powalone drzewa i połamane gałęzie. Były też wypadki. W Dukli kierowca stracił panowanie nad ciężarówką i wpadł do rowu. Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, sprawdzeniu, czy kierowca nie potrzebuje żadnej pomocy. Na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Stąd apel o ostrożność i rozwagę, bo to pierwsza tak duża śnieżyca tej zimy. Pamiętajmy, żeby jadąc pojazdem dostosować prędkość do warunków panujących na jezdni. Szczególnie, że na Podkarpaciu nadal obowiązuje alert pierwszego stopnia przed intensywnymi opadami śniegu. Zima od razu wzięła się za swoją robotę i sypnęła tak, jak powinno sypnąć. Sporo pracy mają przez to służby, bo wiele domów czeka na dostawę prądu. Sytuacja stopniowo się poprawia. Jak reagować, gdy świat wokół nas stawia wyzwania? To ważne pytanie, zwłaszcza w sytuacji, gdy zagrożeń, a zwłaszcza tych związanych z wojną, cyberatakami, ale także ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, jest coraz więcej. "W Gotowości" to specjalny program Ministerstwa Obrony Narodowej skierowany do wszystkich, którzy chcą zdobyć praktyczne umiejętności. Wśród nich był dzisiaj nasz reporter Igor Sokołowski. To pierwsze w naszej historii ćwiczenia cywilów na taką skalę. Bezpieczeństwo, przetrwanie, terenoznawstwo i pierwsza pomoc. To 5 główne elementy wojskowego szkolenia, które przechodzą uczestnicy programu "W gotowości". Dzisiaj na poligonie 1. Warszawskiej Brygady Pancernej mimo wczesnej pory i niskiej temperatury stawiło się ponad 60 osób. Nie milej byłoby poleżeć w łóżku? Jest zimno, sobota. Chyba nie. Może jutro. Bartek Chmiel, marketingowiec na co dzień pracujący za biurkiem, przychodząc tutaj miał jasno określony cel. Bycie taką osobą pewniejszą, jeżeli chodzi o swoje umiejętności w tym zakresie i bycie takim punktem kontaktowym, żeby pomagać. Jest to świetna możliwość zbudowania przede wszystkim spójności ze społeczeństwem. Ta spójność to to, że wojsko buduje zdolność do obrony i odstraszania przeciwnika. A społeczeństwo jest w stanie odciążyć, a nawet wesprzeć wojsko w sytuacjach kryzysowych. Do tego potrzebna jest wiedza teoretyczna oraz praktyczna. I po to są właśnie te szkolenia. Podnoszą one sprawność, podnoszą one umiejętności, budują siłę i odporność społeczeństwa. Nie da się budować silnego państwa bez silnego społeczeństwa. Musimy tak ich wyszkolić, żeby faktycznie tę wiedzę mieli. Przez te osiem godzin jest to niezwykle trudne, ale program szkolenia jest tak skonstruowany, żeby przekazać tę najważniejszą wiedzę w tak krótkim czasie. Dzisiaj, w pierwszym dniu programu, udział w nim zadeklarowało 11,5 tys. cywili. Ćwiczenia odbyły się w 130 jednostkach w całej Polsce. W sumie do projektu zgłosiło się ponad 18 tys. osób, z czego prawie połowa to kobiety. Wśród nich jest Katarzyna Kurzątkowska, z zawodu księgowa, która już zapowiada, że weźmie udział w kolejnych szkoleniach. Liczyłam na to, by nauczyć się chodzić na azymut, bo uczę się, a następnego dnia zapominam. Więc może kolejny trening coś da. Jak pomóc osobie poszkodowanej? Jak przefiltrować wodę i rozpalić ogień w warunkach terenowych? Jak zachować się w czasie ataku chemicznego? Jak odnaleźć się w podziemnym schronie? Każdy z uczestników szkolenia poznał dzisiaj odpowiedzi na te pytania. Jest super. Polecam każdemu, wszystkim. Bądźmy czujni, zwarci i gotowi. Wystarczy zaledwie kilkanaście sekund, by za pomocą aplikacji mObywatel, zapisać się na takie bezpłatne szkolenie, które w przyszłości może zaprocentować. Rekrutacja wciąż trwa. "Polska na tak". To hasło już Państwo znają, ale to nie tylko hasło, bo ogólnopolska akcja TVP i Polskiego Radia zmienia rzeczywistość. Do najnowszej odsłony dołącza Ministerstwo Edukacji Narodowej, a to oznacza, że uczniowie będą mogli pokazać, jak wygląda współczesna Polska z ich perspektywy. Jak i gdzie się zgłosić? Jak wygląda nasz kraj widziany oczami szkolnych społeczności, ich talentów, pasji i zaangażowania? Do akcji "Polska na tak" dołączają placówki edukacyjne, które TVP i Polskie Radio wkrótce odwiedzą. Jednym z przystanków będzie liceum w Głuchołazach. Wszyscy się znamy. Mała społeczność. Nauczyciel nie jest straszną osobą, uczy nas, można porozmawiać. To młoda, zaledwie 7-letnia szkoła, ale już hartowana doświadczeniem, chociażby przez powódź. Staramy się wybrać taką ścieżkę edukacji, żeby była jak najkorzystniejsza dla młodego człowieka, aby go umocniła, aby wszedł w życie jako silna jednostka. Akcji patronuje resort edukacji. Ministra, szef TVP i prezes Polskiego Radia napisali list z zaproszeniem do wszystkich szkół w Polsce. To świetna, mądra, potrzebna akcja. Postawy patriotyczne, kochanie ojczyzny to jeden z celów edukacji. W akcji może wziąć udział każda szkoła w naszym kraju. Wystarczy przygotować materiał ilustrujący, co wyróżnia daną placówkę i jak jej społeczność rozumie hasło "Polska na tak". Forma dowolna. To może być materiał filmowy, fotograficzny, plastyczny, a nawet muzyczny. Zg¾oszenia mo¼na wysy¾a^ na adres polskanatak@tvp.pl do 6 grudnia. Prace oceni jury, w którym znajdą się m.in. nasi ambasadorowie i ambasadorki. Teraz szkoły, a wcześniej ci, którzy mieli pokazywać najpiękniejsze miejsca w naszym kraju. To nam wyszło, to nam się udało. Ja jestem chłopak znad morza, ze Szczecina. Każdy z ambasadorów opowiadał o swojej "Polsce na tak". Dla mnie Polska ma podwójną osobowość. Z jednej strony jest taką starszą damą, która patrzy w przeszłość, a z drugiej jest taką nastolatką z wigorem. Jesteśmy bardzo ciekawym krajem, gdzie to, co dawne, z tym, co współczesne, się równoważy. "Polska na tak". Czekamy na was. A my czekamy na kolejne szkoły. 20 grudnia w liceum w Głuchołazach odbędzie się koncert, na który zapraszamy już dziś. W "19.30" to wszystko. Za chwilę "Pytanie dnia". Dorota Wysocka-Schnepf i gość programu Michał Kobosko. Do zobaczenia.