Żałoba i gniew - Niemcy pytają o odpowiedzialność za zamach w Magdeburgu. Pytania bez odpowiedzi - kandydat popierany przez PiS unika jednoznacznych deklaracji. Gwiazda Wigilii - najpiękniejsze bożonarodzeniowe drzewko wybrane. To jest 19.30, Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. Niemcy w szoku i żałobie po zamachu w Magdeburgu. W piątek pochodzący z Arabii Saudyjskiej napastnik wjechał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym. Jest wielu rannych, a wśród pięciu ofiar jest dziewięcioletnie dziecko. Mieszkańcy miasta mówią o smutku i bezsilności, a Niemcy coraz głośniej zadają pytanie, kto ponosi polityczną odpowiedzialność za atak. Smutek, bezsilność, szok. Magdeburg pogrążony jest w żałobie i przejmującej ciszy. A mieszkańcy wciąż zadają jedno pytanie - warum? Dlaczego? Jak do tego mogło dojść? Dzień wcześniej staliśmy dokładnie w miejscu, gdzie zginęli ludzie. Tego nie da się zrozumieć. To niemożliwe. Jestem z Magdeburga. To całe moje życie. Zawsze myślisz, że to się tu nie wydarzy. Ale to się zdarza. Przyjechaliśmy tu, bo gdzieś z naszym smutkiem musieliśmy być. Miejscem spotkań i pocieszenia stał się ten dawny kościół. Znajduje się zaledwie kilka metrów od jarmarku bożonarodzeniowego, który w piątek wieczorem w kilka sekund zamienił się w scenę dramatu. To głęboka rana. Ale musimy być razem mimo wszystko. Stać się jednością. Ale szok powoli przeradza się w gniew. Kiedy czołowi niemieccy politycy z kanclerzem Olafem Scholzem na czele brali udział w głównych uroczystościach żałobnych w magdeburskiej katedrze, przed świątynią protestowali zwolennicy skrajnej prawicy. W rękach - transparenty z hasłem "reemigracja". Wieczorne manifestacje osób, które popierają radykalną prawicę, wbrew obawom nie przerodziły się w zamieszki. Na transparentach można było przeczytać, że nie chcą dalszego przyjmowania uchodźców, bo ich zdaniem ten kolejny zamach to dowód na to, że są zagrożeniem. Dziś urodzony w Arabii Saudyjskiej zamachowiec trafił do aresztu pod zarzutem pięciokrotnego morderstwa, wielokrotnych prób zabójstwa oraz spowodowania licznych uszkodzeń ciała. Wiadomo, że wśród jego ofiar są cztery kobiety oraz dziewięcioletni chłopiec. Jego zrozpaczona mama napisała na Facebooku. Według mediów w momencie zamachu Saudyjczyk prawdopodobnie był pod wpływem narkotyków. Nic nie wskazuje na atak motywowany przez islamistów. Mamy tu do czynienia z całkowicie nietypowym wzorcem sprawcy i musimy to przeanalizować. Już wcześniej miał konflikty z prawem. W 2013 roku groził atakiem w innym landzie. Powodem był spór ze stowarzyszeniem medycznym. Rok temu służby dostały kolejne ostrzeżenie. Służby uznały jednak, że nie stanowi zagrożenia. Mimo zbliżających się świąt politycy nie zwalniają tempa. Intensywną kampanię, która ma zbudować jego rozpoznawalność, prowadzi szef IPN. Jednak na pytania dziennikarzy odpowiada najczęściej nie uważa nic. Tak było w przypadku pytania o azyl polityczny Marcina Romanowskiego. Skąd ten brak jednoznacznych politycznych deklaracji podczas licznych wyborczych spotkań kandydata? Kandydat na prezydenta z poparciem Prawa i Sprawiedliwości niedzielę spędzał na siłowni. Mimo - jak mówi - napiętego grafiku. Znajdujemy też czas na to, aby potrenować, i zachęcamy wszystkich do tego, aby trenować i dbać o swoje zdrowie. Za kandydatem intensywny prekampanijny tydzień. Choć nie na wszystkie pytania wyborcy usłyszeli odpowiedź. W sprawie posła Marcina Romanowskiego nie uważam nic. Może jego polityczni mocodawcy nie pozwalają mu wyrażać stanowiska. PiS o sprawie też wolałoby nie mówić. Ja naprawdę chciałbym, żebyśmy zajmowali się, żeby rząd Tuska i służby Tuska zajmowały się tym, co jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski, a nie ścigały przeciwników politycznych. Nawrocki dziś ponownie zapytany o sprawę posła zbiega Marcina Romanowskiego, ponownie nie zajął stanowiska. Ta sprawa, o którą pytał pan redaktor, w dniu dzisiejszym nie dotyka kandydata na urząd prezydenta RP. Chodzi jednak o polityka partii popierającej Nawrockiego w prezydenckim wyścigu oraz mająca znaczenie międzynarodowe - mówią politycy koalicji rządzącej. Każdy z obywateli ma prawo dowiedzieć się, czy pan Karol Nawrocki podobnie jak wielu polityków PiS uważa, że uciekając przed polskim wymiarem sprawiedliwości, dobrze zrobił. Choć Nawrocki nie chce powiedzieć wprost, co sądzi o sprawie i kolejny raz przypominał, że jest obywatelskim, a nie partyjnym kandydatem, to wykorzystuje sprawę Romanowskiego do ataków na rząd. Jest kolejnym elementem pokazującym, w jakim chaosie żyjemy. Za sprawą obecnego rządu. Pan Nawrocki tymi wypowiedziami pokazuje, że będzie mówił to, co mu Kaczyński każe. Rządzący twierdzą, że zgodnie z ustawą o IPN Karol Nawrocki nie powinien angażować się politycznie. W mojej opinii udział w kampanii wyborczej jest w tym przypadku nadużyciem. Bo jest jeszcze sprawa delegacji Nawrockiego z IPN, opisana przez Onet. Kandydat popierany przez PiS miał w czasie wyjazdów zajmować się prekampanią. Ponownie zaprzeczył zarzutom. Absolutnie nie mam sobie nic do zarzucenia w kwestii delegacji. Pan dałby sobie uciąć rękę, że nie było nieprawidłowości w tych delegacjach? Jeszcze raz podkreślę, IPN wypowiedział się w tej sprawie. I dla mnie to nie budzi absolutnie żadnych wątpliwości. Delegacjom chcą się przyjrzeć politycy Koalicji Obywatelskiej, którzy już raz byli w IPN z kontrolą poselską. Chcemy poznać szczegóły każdego z wyjazdów, dokładne rozliczenia każdego z wyjazdów, gdzie pan Karol Nawrocki spał, a jeśli spał na koszt IPN, jakim samochodem się poruszał i czy IPN wydał pieniądze na delegacje. Nawrocki nie zdradził, czy pokaże rozliczenia delegacji. Koalicja Obywatelska chce złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Marcin Romanowski na Węgrzech, Tomasz Szmydt na Białorusi. To tylko początek coraz dłuższej listy osób powiązanych z PiS, które wybierają wyjazd z kraju. Według koalicji to haniebna ucieczka przed wymiarem sprawiedliwości. Viktor Orban, który udzielił schronienia polskiemu posłowi, zapowiada, że będą następni. Prześladowani czy przestępcy? Dokąd uciekają osoby powiązane z obozem Zjednoczonej Prawicy, w sytuacji kiedy wymiar sprawiedliwości zaczyna się nimi interesować? Po roku koalicyjnego rządu takich przypadków nie brakuje. Wszystkie ucieczki są potwierdzeniem tego, że wiele osób okradało państwo i są potwierdzeniem słuszności zarzutów. To po kolei. Marcin Romanowski - były wiceminister sprawiedliwości, na którym ciążą zarzuty między innymi ustawiania publicznych konkursów, azyl polityczny znalazł u bliskiego przyjaciela PiS-u - Wiktora Orbana, który nie ukrywa swojej bliskiej relacji z Putinem. Węgry Orbana staja się państwem, które chce razem z PiS przyznawać licencję na bezkarność dla polityków tej formacji. Także w Budapeszcie w czasie kampanii wyborczej do europarlamentu przed komisją śledczą chował się ten polityk. Daniel Obajtek - były prezes Orlenu. Do Wielkiej Brytanii zbiegł Michał K. - były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych i bliski współpracownik Morawieckiego. Po wydaniu europejskiego nakazu aresztowania trafił do londyńskiego aresztu. Ludzie związani z PiS boją się tej sprawiedliwości, że dziś tak uciekają po świecie? Mamy w tej chwili obawy, czy pisowiec może liczyć na uczciwy proces. To zdaniem rządzących słaby argument. Bo Michałowi K. śledczy zarzucają wyprowadzenie z RARS setek milionów złotych między innymi na zakup agregatorów dla Ukrainy. Miał je dostarczyć Paweł S., twórca marki Red is Bad. Ten przed wymiarem sprawiedliwości ukrył się ponad 8 tysięcy kilometrów dalej. Na Dominikanie. Pod koniec października służby przetransportowały go do Polski. Sporo pisowskich polityków, kontrahentów spędzi te święta za kratkami. Pawłowi S. grozi do 10 lat więzienia. Jako twórca marki Red Is Bad pokazywał się w otoczeniu byłego premiera czy prezydenta Andrzeja Dudy. Rozmawiał z osobą, która w tamtym momencie była po prostu przedsiębiorcą odnoszącą sukcesy, produkującą patriotyczną odzież. Bardzo proszę nie łączyć prezydenta z tymi działaniami. Na razie są poważne zarzuty. Na razie największym problemem jest to, że mamy nielegalnie działającą prokuraturę. I tu warto przypomnieć te wypowiedzi polityków PiS, które dziś wydają się bardziej niż aktualne. To Polacy powinni czuć się bezpiecznie, a przestępcy powinni bać się. Uczciwi wobec państwa nie łamią zasad prawa, mogą czuć się bezpieczni. W maju do Mińska uciekł polski sędzia. Tomasz Szmydt - były pracownik Ministerstwa Sprawiedliwości za czasów Ziobry i bohater afery hejterskiej, która miała oczerniać i niszczyć wizerunki sędziów sprzeciwiających się kontrowersyjnym zmianom w sądownictwie. Lista osób związanych z Prawem i Sprawiedliwością może się wydłużyć, bo sam premier Węgier mówi, że azyl dla Romanowskiego może nie być ostatnim. Tego bali się kierowcy jeżdżący autami zasilanymi gazem. W życie weszło zapowiadane od ubiegłego roku embargo na import LPG z Rosji. Dostawy gazu płynnego z Federacji Rosyjskiej zostały wstrzymane. Czy ta zmiana wpłynie na dostępność gazu? Bo to, że wpłynie na ceny, jest raczej nieuniknione. LPG - trzy litery i trzy złote za litr. Popularność tego paliwa więc nie dziwi. Auto kupiłem już w gazie i tak jeżdżę, bo jest taniej. Za pełny zbiornik, który kosztuje około stu złotych, można przejechać 400 kilometrów. Polscy kierowcy to najwięksi konsumenci LPG w Europie. Po polskich drogach jeździ około 2,5 miliona aut z instalacją gazową. To stan na koniec zeszłego roku. Ich liczba minimalnie spadła, nadal to jednak około 12 procent wszystkich samochodów osobowych. Niemal połowę z nich tankowano surowcem importowanym z Rosji. Rosjanie od lat korzystali z tak zwanej renty geograficznej, ponieważ łatwo odebrać ich surowce. Bo są blisko i są dostarczane drogą lądową. To jednak przeszłość. Właśnie zaczęło obowiązywać unijne embargo na LPG z Rosji. Bo Unia po agresji na Ukrainę chce zakręcić kurek z pieniędzmi płynącymi do Moskwy. Niemałymi pieniędzmi. Polskie firmy rocznie wydawały na ten surowiec nawet kilka miliardów złotych. LPG trzeba kupować gdzie indziej - głównie w Szwecji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Źródeł jest dużo, ale tam gaz jest droższy, choćby przez transport. I kierowcy już odczuwają to na stacjach. W połowie roku 2024 za litr LPG płaciło się około 2 złote 70 groszy, w tym momencie cena średnio w skali kraju to już ponad 3 złote 20 groszy. Wzrost cen rozłożono w czasie, bo wprowadzenie embarga ogłoszono z wyprzedzeniem. Był czas na zmianę dostawców i uniknięcie skokowej podwyżki. Ale będzie jeszcze drożej. Importerzy spodziewają się, że taki maksymalny wzrost przy czarnym scenariuszu w stosunku do obecnych cen to jest 40 groszy na litrze. Importerzy są pewni, że surowca nie zabraknie. Tak zapewnia też Ministerstwo Przemysłu, które koordynowało przygotowania do odcięcia się od dostaw z Rosji. Potwierdzają to ci, którzy LPG kupują hurtowo, a potem sprzedają kierowcom. Mamy kilku dostawców i żaden z nich nie zgłaszał jakichś problemów, że mogą być jakieś problemy. Gaz kosztuje więcej, bo przejechał kilka tysięcy kilometrów więcej. Tylko tyle. I aż tyle, bo to kolejny krok do paliwowej niezależności od Rosji. I kolejne uderzenie w skarbiec Kremla. To jest 19.30, główny serwis informacyjny Telewizji Polskiej. Już za chwilę Wigilia na terenach dotkniętych przez powódź, a potem jeszcze... Jest to okres pustki, jeśli chodzi o pielgrzymów. Święta w cieniu wojny. Najgorsze jest to, że nie widzimy szans na pokój. Ten rok będzie prawdopodobnie znowu najcieplejszym rokiem w historii pomiarów. Zima na plusie. Mam nadzieję, że jeszcze przyprószy. Dla nich nadchodząca Wigilia nie będzie taka jak w ostatnich latach. Miejsca, w których przeszła powódź, to często zniszczone domy, do których już nie powrócą albo będą musieli je jeszcze przez długie miesiące odbudowywać. Dlatego mieszkańcy poszkodowani po ataku żywiołu próbują spędzić te święta razem, żeby wspólnie dodawać sobie otuchy, zaznać świątecznej atmosfery i choć przez chwilę zapomnieć o kłopotach. Radość ze spotkania i wzruszenie. Od trzech miesięcy mieszkańcy dotkniętego powodzią Lewina Brzeskiego trudne emocje przeżywają samotnie. Dziś mogli to zrobić wspólnie. Żeby nawet wypowiedzieć swoje żale, żeby się nawet może wypłakać, ale też w tym poczuciu wspólnoty przy tej biedzie, aby się wspólnie też i pomodlić, a przez to i też uśmiechnąć wzajemnie do siebie. Bo powodów do uśmiechu na co dzień niewiele. Na samo wspomnienie tego, co stało się tu we wrześniu, słowa grzęzną im w gardle. Mamy sto metrów mieszkania na dole zaadaptowane było. Mąż nie może mówić, bo mąż po prostu emocjami... Od tej powodzi stał się taki bardziej depresyjny. Przy tych stołach chodzi o to, żeby powodzianie na chwilę zapomnieli o trudnych wspomnieniach. Bo na terenach dotkniętych przez powódź do zrobienia nadal jest wiele, a mieszkańcy nadal potrzebują pomocy. Staramy się pamiętać, żeby też taką specjalną opieką objąć tutaj te tereny poszkodowane i prawie 1900 osób spotka się na takich wigiliach właśnie na terenach poszkodowanych powodzią. Budynki w mieście do dziś nie są osuszone. Mieszkańcy pamiętają o dotychczasowej pomocy i dziękują. Naprawdę jestem wdzięczny ludziom zewsząd, bo naprawdę z każdej strony pomoc przychodziła. Mimo to część mieszkańców nie może wrócić do swoich domów i czeka na wiosnę, by dokładnie osuszyć nasiąknięte mury. Akcje związane z powodzią będą trwały jeszcze przez wiele miesięcy, żeby to się mogło dziać - rzeczywiście potrzebna jest pomoc naszych rodaków z całego kraju, za co już teraz bardzo serdecznie dziękujemy, bo tej pomocy jest mnóstwo, ale jeszcze jest wiele potrzeb. Są potrzeby, ale i wzajemne życzenia - w tym roku wyjątkowe. By inni mieli dobre święta i już nigdy powódź się nie powtórzyła. To będzie drugie Boże Narodzenie w Ziemi Świętej w cieniu wojny. Smutne Boże Narodzenie, bo wszystkie publiczne obchody zostały odwołane. W wielu miejscach brak też okolicznościowych dekoracji. Jerozolima, Betlejem, Nazaret - miejsca, w których świętowały tysiące turystów, tym razem gromadzić będą raczej tylko miejscowych chrześcijan. W Nazarecie próżno dziś szukać dobrej nowiny. To tu według tradycji Archanioł Gabriel miał zwiastować Maryi, że stanie się matką Syna Bożego. Ale w te święta wojna znów przyćmiła radość narodzin, o czym boleśnie przypominają pustki przy Grocie Zwiastowania. Od ponad roku w Ziemi Świętej jest okres troszeczkę trudny, okres niepokoju, konfliktu, jest to okres pustki, jeśli chodzi o pielgrzymów. Przed rozpoczęciem wojny na Bliskim Wschodzie rok temu bazylikę Zwiastowania, jedną z trzech najważniejszych świątyń Ziemi Świętej, odwiedzało tysiące pielgrzymów dziennie, w tym liczne grupy z Polski. Dzisiaj w ostatnią niedzielę adwentu pozostali tu tylko mieszkający w mieście chrześcijanie. Patriarcha i ordynariusze Ziemi Świętej wzywają wiernych, by mimo trudnej sytuacji dać wyraz chrześcijańskiego znaczenia świąt, żeby w jakiś minimalny sposób wyrazić celebrację. Ale świątecznego nastroju w mieście nie widać. Przez ostatni rok w położonym w północnym Izraelu Nazarecie często wyły ostrzegające przed pociskami syreny. Kilkadziesiąt kilometrów stąd toczyła się krwawa wojna między Izraelem a Hezbollahem. I chociaż niespełna miesiąc temu strony podpisały zawieszenie broni, to Izrael wciąż toczy wojnę w Strefie Gazy. Właśnie dlatego, by wyrazić solidarność z mieszkańcami regionu i w trosce o bezpieczeństwo, władze zrezygnowały z tradycyjnej świątecznej parady i największej dotychczas na Bliskim Wschodzie 45-metrowej bożonarodzeniowej choinki na rzecz mniejszych dekoracji. Przez co bijące z reguły w rytmie świąt centrum Nazaretu zamarło. Nazaret to miejsce, które pełne było przedświątecznej turystycznej gorączki, teraz przyjechała tylko garstka Izraelczyków. Oczywiście nie pozwala na to wojna. Nazaret jest nie tylko miejscem licznych pielgrzymek, ale też najbardziej chrześcijańskim miastem regionu. Aż 1/3 mieszkańców miasta świętuje Boże Narodzenie. Najwięcej w Ziemi Świętej. Tym razem świętują głównie w domowym zaciszu. Mamy już specjalnie przystrojoną bożonarodzeniową choinkę, bardzo szczególną, bo pokazuje historię naszej rodziny. I prezenty, które chrześcijanie rozdają sobie nawzajem, bo przez wojnę zdecydowanie pogorszyła się też ich sytuacja finansowa. Blisko połowa mieszkańców Nazaretu utrzymuje się z turystyki. Na wojnie widać przede wszystkim nienawiść, nie widać pokoju, a takie właśnie jest przesłanie świąt. To Boże Narodzenie będzie więc bardzo trudne, ale ludzie pomagają sobie nawzajem, co widać po pełnych kościołach. I sercach pełnych nadziei na lepsze jutro. Kul sini ente salim - to mówimy sobie na święta, a to oznacza: niech pokój będzie z wami przez cały rok. Prezydent elekt Stanów Zjednoczonych nie przestaje zaskakiwać. Tym razem uznaje, że świetnym pomysłem jest to, czego według niego chce wielu Kanadyjczyków, czyli przyłączenie Kanady do USA. Kanada jaki 51. stan? Łączymy się z Marcinem Antosiewiczem. Powiedz, czym kieruje się Donald Trump. Jakich argumentów używa? Co na to Kanadyjczycy? Są oburzeni, czasem rozbawieni, często zdezorientowani. Ta agresywna retoryka wobec najbliższego sąsiada pogłębia polityczny kryzys w kraju. Trump mówi, że Kanadyjczycy niewystarczająco dobrze chronią wspólnej granicy, że przychodzi przez nią zbyt wiele nieudokumentowanych migrantów, przerzucane są narkotyki, że Kanadyjczycy nie płacą 2% PKB na obronność w ramach NATO, co akurat jest prawdą. Jest kryzys na granicy. Tak mówią Kanadyjczycy, bo zarówno do Meksyku i do nas trafia nielegalna broń z USA. Kanadyjczycy na bożonarodzeniowych jarmarkach chcieliby już żyć tylko świętami, jednak sąsiad zza miedzy grozi im aneksją. Więc muszą deklarować, czy chcą dołączyć do USA. Nie! To jest niepoważne! Muszę zrobić zdjęcie z rodziną! Miesiąc temu premier Trudeau udał się do Mar-a-Lago, po tym jak Trump zagroził wprowadzeniem 25-procentowych ceł na kanadyjskie towary. Trudeau stwierdził, że to zrujnuje gospodarkę. Trump odpowiedział, to może was anektuję. Publicznie napisał, w takim wariancie Kanadyjczycy zaoszczędziliby masę pieniędzy na podatkach i ochronie wojskowej. Wtóruje mu także syn i współpracownicy. Mamy suwerenne państwo. I wszystko działa bardzo dobrze, więc nie myślę, że tego potrzebujemy. Ja myślę, że potrzebujemy. Dlaczego? Jeśli dołączymy do USA, to staniemy się największym krajem na świecie. To zdanie podziela jedynie 13 procent Kanadyjczyków. Trump i jego ludzie zamiast premierem nazywają Trudeau gubernatorem. Na razie wszyscy się śmieją, ale ataki Trumpa osłabiają Trudeau. Obecnie w Kanadzie mamy do czynienia z wieloma politycznymi walkami wewnątrz kraju. A Trump wie, jak wykorzystać taką słabość. Co powoduje, że mamy do czynienia z narodowym kryzysem. W poniedziałek do dymisji podała popularna minister finansów. Opozycja i wielu posłów partii Trudeau chcą, by podał się dymisji. W piątek znacząco przebudował swój gabinet. Ale presja nie słabnie. Jak większość rodzin czasem kłócimy się w święta. Ale oczywiście jak większość rodzin znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Kluczowe dla przyszłości Kanady i jej premiera jest znalezienie odpowiedzi na groźby Trumpa. Od ekspertów słyszymy, że najpierw trzeba wiedzieć, na jakie towary nowa administracja w Waszyngtonie nałoży cła, żeby przygotować właściwą reakcję. Moja rada: słuchajcie go, okazujcie szacunek, śmiejcie się z jego żartów i zobaczmy, jakie ostatecznie będą jego działania. Bo teraz piłka jest na jego połowie. W pierwszej kadencji Trumpa Kanadyjczycy sprytnie rozegrali wprowadzenie ceł na stal i aluminium. Ottawa zapowiedziała cła odwetowe na amerykański bourbon, który produkowany jest głównie w stanie Kentucky, skąd senatorem jest Mitch McConnell, ówczesny lider republikanów w Senacie. Temat ceł po pewnym czasie zniknął. Trump uważa, że ktoś musi przegrać, żeby Ameryka mogła wygrać, więc Trump będzie robił, co będzie chciał. Dlatego bardzo ważne jest, by rozwijać bliskie relacje z liderami biznesu i politykami na wszystkich szczeblach w Stanach Zjednoczonych. Cła mogą dodatkowo podnieść koszty życia w Kanadzie. Co widać także po skromniejszych zakupach na świątecznych jarmarkach. To jedno z ważniejszych pytań przed świętami. Jaka będzie pogoda? I czy święta będą białe? Nie zamierzam państwa trzymać w niepewności i od razu odpowiadam. Według Instytutu Meteorologii I Gospodarki Wodnej w większości miejsc w kraju śniegu nie będzie. No może z wyjątkiem gór. Ale ponieważ to tylko prognoza, a w święta cuda się zdarzają, to może jeszcze popada. No brakuje tego śniegu, no ulepiłoby się tego bałwana. Za śniegiem trzeba się wybrać poza granice naszego kraju, ale miejmy nadzieję, że troszeczkę w te święta poprószy. Poprószy, ale tylko w górach. Tak przewidują synoptycy. Od wczoraj mamy astronomiczną zimę, ale powietrze napływa z zachodu. I jest ciepłe. Przy napływie takiego powietrza, czyli łagodnego znad Atlantyku, bo Atlantyk w ciepłej porze roku nagrzał się, jago temperatura wzrosła, i teraz to ciepło nam oddaje, wtedy mamy łagodną zimę. Bezśnieżna i ciepła jak na tę porę roku pogoda oznacza kłopoty. Ostrzeżenia meteo dotyczą południa Polski. W poniedziałek na południu w górach sypnie śniegiem, a niżej, nawet tam, gdzie go nie będzie, jezdnie będą oblodzone. W Wigilię też będzie ślisko, dojdą zawieje i zamiecie. Śnieg będzie padał w Małopolsce, na Podkarpaciu i w województwie śląskim. Ale dodatnia temperatura sprawi, że będzie topniał. W środę niewielkie opady deszczu, w czwartek wygląda na to, że temperatura nawet wzrośnie do 5, 7 stopni. Czyli taka nawet nie łagodna zima, tylko taka chłodna jesień. Taka pogoda wymaga od kierowców dużej ostrożności, zwłaszcza że na drogach w okresie przed świętami jest tłoczno. W listopadzie już się przygotowywałam, zmieniłam sobie opony już na zimowe. Na drogach można się spodziewać więcej policyjnych patroli. Sprawdzą trzeźwość kierowców, pasy czy sprawność oświetlenia. Ruch będzie monitorowany nie tylko z ziemi. W czasie tych działań przedświątecznych jak i świątecznych będziemy wspomagać się bezzałogowym statkiem powietrznym typu dron. Także z powietrza będziemy obserwować ruch. Powtarzające się w ostatnich dekadach ciepłe zimy to jeden z negatywnych skutków zmian klimatu. Przy zmianach klimatu klimat jest również zdestabilizowany. Są gwałtowne fale ciepła, których wcześniej nie spotykaliśmy, ale też gwałtowne fale mrozów spotykanych z gwałtownymi śnieżycami, co teraz miało miejsce na przykład w Teheranie. O białych świętach możemy więc na razie pomarzyć. To tak przyjemnie było, jak było biało, nie? Jednak człowiek tęskni za tym śniegiem. Za tą zimą, jak to się mówi, prawdziwą, nie? A może jeszcze przyjdzie. Szansa na białe święta już w Wielkanoc. Nowy Jork czy Londyn w defensywie. Zwyciężyła ona, cała na srebrno i złoto. Krakowska choinka najpiękniejsza na świecie. Nasz świerk z Rynku Głównego w Krakowie nie ma sobie równych. Ale oko zawiesić warto także na tych, które w rankingu wypadły trochę gorzej. Bo przecież każda choinka jest piękna, prawda? Schowajcie się Paryże, Londyny, Nowe Jorki. Oto jest królowa. Błyszcząca prawie 30 tysiącami lampek. Piękna jest, piękna jest po prostu. Zazwyczaj przychodzimy tutaj wieczorem, kiedy widać ten cały blask, wieczorem wygląda najlepiej. W rankingu brytyjskiego magazynu "Time Out" jest najpiękniejsza na świecie. Doceniono imponującą wysokość - 15 metrów, naturalny charakter i jakość dekoracji. Dlatego właśnie zrobiliśmy sobie piękne zdjęcie i zaraz będziemy je postować. Ulice i architektura miasta wyglądają jak tło z kartki bożonarodzeniowej - piszą autorzy rankingu. Krakowianie kraśnieją z dumy. Najpiękniejsze miasto w Polsce i mamy najpiękniejsza choinkę na świecie. Krakowski Rynek ma to do siebie, że urzeka, no a choinka ma to do siebie, że dodaje uroku. A to numer 2 w rankingu i największa choinka na świecie. Tworzą je światła rozstawione na zboczu góry Monte Ingino w centralnej części Włoch. Na podium też legendarna choinka w Rockefeller Center w Nowym Jorku. Jest pełna kolorów, a przede wszystkim podoba mi się, że jednoczy ludzi w duchu świąt. Świerk ma 23 metry i 50 tysięcy światełek. Na szczycie gwiazda z, uwaga, 3 milionami kryształów Swarovskiego. Co roku przyjeżdżamy zobaczyć to drzewko. To niesamowite, że udaje im się zbudować taką naturalną choinkę, tak dużą, symetryczną, piękną. Kolejne piękności już poza podium to choinka na placu Katedralnym w Wilnie, w stolicy Brazylii - Rio de Janeiro i na Capitol Hill w sercu Waszyngtonu. Każda może być piękna w zależności od nastroju, atmosfery, jaką stworzymy. Musi być wielka i najlepiej obwieszona czekoladkami, które można zjeść. Jestem za tym, aby drzewa rosły i ich nie ścinać, więc myślę, że taka w lesie jest najładniejsza. A to już świąteczne drzewko w centrum Kijowa. Choinka oznacza święta, a my jej potrzebujemy, ponieważ musimy żyć dalej. Choć kijowska piękność jest poza rankingiem, to Ukraińcy nie mają wątpliwości - królowa jest niebieska i mieszka na placu Sofijskim. Niezależnie od szerokości geograficznej, rodzaju czy rozmiaru, dla większości z nas tą najpiękniejszą jest choinka w naszym domu. Kończymy "19.30" w przedświąteczną niedzielę. Za chwilę w TVP Info "Rozmowy niesymetryczne". Dorota Wysocka-Schnepf i jej gość, Jarosław Kurski. Dobranoc i do zobaczenia.