Nieczysta gra. Co ma na sumieniu prezes PKOl-u? Koszty kampanii. Obywatelski kandydat i partyjna kasa? Strach na Jackowie. Kogo Trump zmusi do emigracji? Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Zapraszam na "19:30". Czy w Polskim Komitecie Olimpijskim dopuszczono się zbrodni VAT-owskiej? Komitet, na czele którego stoi Radosław Piesiewicz, pod lupą Krajowej Administracji Skarbowej znalazł się pół roku temu. Do Prokuratury Krajowej właśnie wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Za fałszywe faktury w rozliczeniach podatkowych grozi nawet 25 lat więzienia. Utrata części sponsorów i finansowania publicznego mogą nie być jedynymi problemami Polskiego Komitetu Olimpijskiego i jego prezesa. Krajowa Administracja Skarbowa złożyła zawiadomienie do prokuratury. Według kontrolerów w PKOl-u mogło dochodzić do przestępstw. Miały polegać m.in. na wystawianiu i używaniu poświadczających nieprawdę, m.in. na podawaniu nieprawdy w deklaracjach podatkowych. Ale również na wyrządzeniu znacznej szkody PKOl i innemu Związkowi Sportowemu. Nieoficjalnie chodzi o Polski Związek Koszykówki, którego prezesem do niedawna był prezes PKOl Radosław Piesiewicz. To są doniesienia absolutnie skandaliczne. PKOl odsyła do internetowego oświadczenia. Zaprzecza zarzutom pojawiającym się w mediach i pisze o próbie dyskredytacji wizerunku Komitetu, mającej na celu polityczne wpływanie na jego działalność. Radosław Piesiewicz mimo zaproszenia znowu nie stawił się na tej sejmowej komisji, gdzie dużo było o problemach w PKOl. Byli z kolei prezesi związków czy sportowcy. Sytuacja, która powstała po igrzyskach, na pewno jest bardzo niedobra dla polskiego sportu. Ze strony posłów padło wiele zarzutów. PKOl rządzi człowiek, który nie ma honoru. Z PKOl-u nie było nikogo, kto przekazałby stanowisko. Jak usłyszeliśmy w Sejmie, raport komisji rewizyjnej o nieprawidłowościach nie został przekazany prezydium PKOl. Część prezesów związków sportowych to właśnie członkowie prezydium. Jak nie znam raportu, to jak mogę inne rzeczy znać? Nie mogę się wypowiedzieć w żadnym temacie, nie znam żadnych dokumentów. Jak pan ocenia, że nikogo z PKOl nie było? Źle oceniam, dlatego że PKOl jest finansowany właściwie w 90% z pieniędzy publicznych, w związku z tym ma obowiązek przyjść i opowiedzieć, jak wygląda sytuacja. Zdaniem ministra sportu Radosław Piesiewicz otrzymywał wynagrodzenie z Komitetu na podstawie nieprawidłowej umowy. Ma chodzić o blisko 1,5 mln zł. Na gruncie polskiego prawa powinien oddać wszystkie pieniądze. I mało tego, sobie zapłacił, a sportowcom nie zapłacił. To kolejny z listy zarzutów do prezesa PKOl, bo medaliści z igrzysk w Paryżu po pół roku od imprezy do tej pory nie otrzymali obiecanych przez Polski Komitet Olimpijski wynagrodzeń. Pieniądze mają być wypłacone na koniec przyszłego miesiąca. Jestem przekonana, że dla sportowców jest bardzo ważne, żeby dostawać wynagrodzenia szybciej niż później. Koalicja rządząca mówi o skandalu. Jeżeli ma pan choć odrobine honoru, powinien pan się po pierwsze, zrzec swojej pensji. Zdaniem PiS sytuacja finansowa w Komitecie jest efektem działań politycznych. Nie możemy mówić o tym, co się dzieje w PKOl-u, o możliwościach finansowych PKOl w oderwaniu od tego, co się działo przez ostatnie miesiące chociażby z umowami, które były z dnia na dzień wypowiadane na wsparcie polskiego olimpizmu przez SSP. I jeszcze jeden zarzut: Radosław Piesiewicz chce, by kandydatem na członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego był prezydent Andrzej Duda. Ta kontrowersyjna decyzja miała zapaść bez konsultacji ze środowiskiem sportowym. Zaskoczenia nie kryje czterokrotny medalista olimpijski. Polityk jednak biorący udział rzeczywiście w życiu politycznym, on nie powinien być przedstawicielem w jakimkolwiek zakresie ruchu olimpijskiego, który ze swojej definicji jest apolityczny. Zarząd PKOl sprawę kandydata do MKOl ma omówić ze środowiskiem sportowym dopiero w przyszłym tygodniu. Decyzję podjęto ponad miesiąc temu. Było ultimatum marszałka, wciąż nie ma odpowiedzi byłego premiera. Szymon Hołownia do dziś dał Mateuszowi Morawieckiemu czas na podjęcie decyzji, czy sam zrzeknie się immunitetu, by odpowiedzieć na pytania śledczych w sprawie wyborów kopertowych. Do których co prawda nie doszło, ale rachunek dla podatników to dziesiątki milionów złotych. Prokuratura mówi, że sprawa byłego premiera jest prosta. Pytanie, czy podobnie będzie z immunitetem. Niespełna cztery godziny - tyle zostało Mateuszowi Morawieckiemu na decyzję, czy sam dobrowolnie zrzeka się immunitetu. Dałem mu trzydniowy termin, jeżeli dobrze pamiętam. Marszałek Sejmu procedurę przyśpieszył na prośbę byłego przewodniczącego sejmowej komisji śledczej badającej wybory kopertowe. Bo panowie z PiS-u grają na czas, unikają odbierania korespondencji z poczty, unikają przesłuchań, próbują znaleźć tysiąc innych wymówek. Wymówek miało nie być - tak przynamniej twierdził Morawiecki, który już tydzień temu deklarował, że sam bardzo chętnie zrzeknie się immunitetu, bo nie chce się za nim kryć. Jednak jak to w polityce bywa, działania brak. Mam nadzieję, że pan Morawiecki nie okaże się kłamczuszkiem i zrzeknie się tego immunitetu jak najszybciej. Uchylenie immunitetu byłemu premierowi dotyczy jego rozporządzenia o wyborach korespondencyjnych, które wydał w czasie pandemii. Nakazał wtedy Poczcie Polskiej organizację wyborów. Ta decyzja kosztowała Skarb Państwa ponad 50 mln złotych. Za to prokuratura chce postawić Morawieckiemu zarzuty. Premier wydał dwie decyzje administracyjne, do których nie był w świetle prawa uprawniony. W obozie PiS słychać o politycznym ataku, tyle że ten potencjalny zdaniem posłów PiS atak ma być szybko wyciszany. Poseł Lewicy mówi o decyzji, którą miał wydać prezes Kaczyński, że każdy parlamentarzysta w kampanii wyborczej kiedy pojawiają się wątpliwości, ma się zrzec immunitetu. Jarosław Kaczyński nie chce, by w kampanii Nawrockiego sprawy związane z aferami PiS były wywlekane na światło dzienne. Jak mówił, że się zrzeknie, to się pewnie zrzeknie. Ale czy to dobra decyzja? Ale to jest jego decyzja, a nie moja. Choć w sejmowych kuluarach mówi się inaczej. Prezes miał mieć także wpływ na wczorajszą decyzję Krzysztofa Szczuckiego, który sam zrzekł się immunitetu. Atmosfera jest taka, że zmieniono strategię w PiS-ie. Romanowski, Woś, Mejza. Klasyka: "zrzeknę się immunitetu", a tu nieodbierana poczta prawie trzy tygodnie. Do takich politycznych spektakli związanym z uchyleniem immunitetów mogłoby nie dochodzić, gdyby nie niezrealizowany program wyborczy PiS z 2019 roku, w którym była mowa o zniesieniu immunitetów. Wcześniej, bo w 2012 roku, tak o sprawie mówił Zbigniew Ziobro. Powinni trafiać ludzie władzy w pierwszej kolejności do kryminału szybciej niż zwykły Kowalski, dlatego że oni powinni świecić przykładem, a dzisiaj chowają się za immunitetami. Co się zmieniło? Pan wciąż jest za zniesieniem immunitetów? Owszem, powinni trafić do kryminału, jeżeli działa system sprawiedliwości. Dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją ciągłego przestępstwa. Zbigniew Ziobro w grudniu stracił immunitet. Koalicja rządząca nie ma w planach zmiany przepisów. Ta procedura jest właśnie po to, żeby Sejm mógł sprawdzić, czy nie ma politycznych nacisków i politycznego działania. Jeżeli Morawiecki nie zrzeknie się immunitetu, jutro wnioskiem prokuratury zajmie się komisja regulaminowa. Byłemu premierowi grozi do trzech lat więzienia. Tysiące kilometrów, setki wyborczych spotkań, dziesiątki faktur - długa prezydencka kampania oznacza duże wydatki, zwłaszcza gdy wliczyć wcześniejszą prekampanię. Karol Nawrocki w Choszczeńskim Domu Kultury walczył o poparcie jako obywatelski kandydat w towarzystwie opozycyjnych polityków. Pytanie za czyje pieniądze i skąd nagłe zmiany w fakturach? Nie znam tej faktury, panie redaktorze. Mowa o fakturze za wynajem sali na to spotkanie z Karolem Nawrockim w ostatnią sobotę. Mam fakturę z Choszczna. Wczoraj pokazał ją Rafał Trzaskowski. Została zapłacona z biura poselskiego pana Czesława Hoca, czyli za pieniądze z biura poselskiego. Oni się kompletnie niczego nie nauczyli i dlatego my musimy zamknąć sprawę rozliczeń jak najszybciej. Biura poselskie pieniądze dostają z Kancelarii Sejmu, czyli z budżetu. I nie mogą finansować kampanii wyborczej. Wpłata prywatna 2500 zł. Czesław Hoc, który w Choszcznie ma biuro poselskie, zapewnia, że zapłacił sam. Za wynajem sali w Choszcznie zapłaciła osoba prywatna, czyli Czesław Hoc. Tyle że według Onetu, który opisał sprawę, doszło do zmiany w fakturach. Pierwotnie faktura została wystawiona na biuro poselskie posła PiS Czesława Hoca, a kiedy zaczęliśmy się tym interesować i o to pytać, nagle nastąpił zwrot akcji i w ciągu kilku godzin została wystawiona nowa faktura na osobę prywatną, Czesława Hoca. Zmianę w fakturze potwierdza dyrektorka choszczeńskiego domu kultury. Ja nie wiem, czy została zmieniona - to jest ich sprawa, ja zapłaciłem ze środków prywatnych, krótko mówiąc, i mam taką fakturę. Pytany, dlaczego zapłacił, odpowiada: Stać mnie też na to, byłem w Parlamencie Europejskim. To jest osobista sprawa, a po drugie wolno mi. Spotkanie Karola Nawrockiego w Choszcznie miało miejsce 18 stycznia, fakturę zapłacono 21. Od kilku dni trwała już oficjalna kampania wyborcza. Kandydat na urząd prezydenta nie analizuje każdej faktury, która przychodzi, szczególnie jak jest w takiej trasie, w jakiej ja się znajduję. Rzeczniczka sztabu pisze, że spotkanie w Choszcznie odbyło się na zaproszenie Czesława Hoca, że nie opłacono go z pieniędzy biura poselskiego i że komitet wyborczy jest w trakcie konstytuowania. Spotkanie w Choszcznie odbywało się na zaproszenie pana posła Czesława Hoca. Nie jest prawdą, że wynajem sali został opłacony ze środków biura poselskiego. Komitet wyborczy Karola Nawrockiego jest w trakcie konstytuowania Komitet wyborczy. Zgodnie z prawem wszystkie środki na kampanię muszą przechodzić przez komitet wyborczy. Do tej pory zgłoszono 10 komitetów wyborczych. Zarejestrowali się wszyscy główni kandydaci, z wyjątkiem Karola Nawrockiego. Żeby utworzyć sam komitet, potrzeba zaledwie tysiąca podpisów. To jest bardzo dziwne. Nam się to udało właściwie w jedno popołudnie. Z całą pewnością takie same możliwości ma PiS. PiS zaprzecza, by zwłoka była celowa. Zbieramy podpisy, działamy. W przypadku pozostałych kandydatów odpowiedź na pytanie, kto finansuje ich kampanię, jest podobna. Kampanię Szymona Hołowni będzie finansowała partia oraz wpłaty. Kampania jest finansowana z drobnych wpłat, ze składek członkowskich. Generalnie finansuje partia polityczna, natomiast przepisy są anachroniczne. Bo nie precyzują choćby okresu prekampanii. Bardzo proszę o wpłaty na konto komitetu wyborczego dr Karola Nawrockiego. Apeluje PiS, choć, przypomnijmy: komitetu jeszcze nie ma. To nie jest kandydat obywatelski. Nigdy nie był. To jest kandydat PiS, popierany przez PiS i finansowany przez PiS. Czas na utworzenie komitetu jest do 24 marca. Propozycja, aby wypłacać 800+ tylko tym migrantom, również Ukraińcom, którzy rzeczywiście mieszkają, pracują i płacą podatki w naszym kraju, zostanie pilnie rozpatrzona przez rząd. "Ja jestem na tak" - napisał w mediach społecznościowych premier Donald Tusk. To jego reakcja na propozycję Rafała Trzaskowskiego. Do sprawy odniosła się ministra rodziny, pracy i polityki społecznej. Jeżeli premier życzy sobie dyskusji na temat takich postulatów, to taka dyskusja się odbędzie. Kluczowe jest to, żebyśmy wszyscy pamiętali o dzieciach, niezależnie od tego, jakiej narodowości, bo wszystkie rozwiązania, które wprowadzamy, powinny służyć dobru dziecka, a nie je krzywdzić. Oglądają państwo "19:30" w czwartek. Za chwilę o śmierci górnika z kopalni w Knurowie, a potem także: Dramat pięciolatki. Ratownicy opisali w domu ściany ze śladami krwi. To jest jakieś bestialstwo. Świadectwo geniuszu. Rękopisów na świecie było bardzo niewiele. Cieszę się, że jeden z nich trafił z Ameryki do Polski. Jest po prostu niezwykłym świadectwem jego procesu twórczego. Nie żyje jeden z górników, który po wczorajszym zapaleniu się metanu w kopalni Knurów-Szczygłowice wraz z 8 innymi trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Mężczyzna miał poparzoną niemal połowę powierzchni ciała. Był sztygarem zmianowym, pracował od 17 lat. W siemianowickim szpitalu na intensywnej terapii wciąż przebywa czterech górników, kolejnych czterech jest na oddziale chirurgii ogólnej. Bita, rzucana o ścianę, maltretowana. Na gnieźnieński Szpitalny Oddział Ratunkowy trafiła 5-latka z licznymi obrażeniami. Dziewczynkę katowaną przez ojczyma do szpitala przywiozła karetka w asyście policji. 39-latek usłyszał zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się dzieckiem. O opiekunach bez sumienia - Szymon Szulczyński. To tu rozgrywał się dramat pięcioletniego dziecka. Ratownicy opisali w domu ścianę ze śladami krwi zakrwawionych małych rączek. Gniezno. Ulica Lecha. Na numer alarmowy zadzwonił mężczyzna, przyznając się, że pobił dziecko swojej partnerki. Na miejsce natychmiast skierowano służby. Dziewczynka z obrzękiem twarzy, oczodołów, licznymi otarciami i zasinieniami na ciele trafiła do szpitala. Jej stan na szczęście jest stabilny. To, co zobaczyliśmy w badaniach obrazowych, pokazywało, ze była przewlekle katowana w domu. Zmiany w mózgu pokazywały liczne krwiaki. Podejrzanym jest 39-letni Robert S. Został już zatrzymany i doprowadzony do prokuratury. Według ustaleń śledczych mężczyzna znęcał się nad pięcioletnią Oliwią. Wszystko dlatego, że, jak zeznał, dziewczynka nie słuchała jego poleceń. Znęcanie to polegało na stosowaniu przemocy fizycznej poprzez uderzanie dziewczynki po całym ciele ręką, pięścią, jak również na gołe pośladki trzonkiem drewnianym od szczotki. To miała być kara za niejedzenie posiłków. Co więcej, dziewczynka opowiedziała ratownikom, że ojczym rzucał w nią puszkami po piwie, a także zmuszał do jedzenia papieru. Karał za niechęć do tego czynu, lejąc wodę z prysznica do nosa, do uszu, do oczu. Koszmar dziecka trwał przynajmniej od listopada ubiegłego roku. Wszystkiemu przyglądała się 35-letnia matka. Nie reagowała i jak informuje prokuratura, aprobowała zachowanie partnera. Dlatego teraz oboje usłyszą zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad dzieckiem. Grozi im do 8 lat więzienia. W domu przebywała jeszcze trójka dzieci - roczny chłopiec i miesięczne bliźniaki. To wspólne dzieci pary. Oliwia z kolei jest córką kobiety z poprzedniego związku. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że takie dziecko wykształci zespół stresu pourazowego, ponieważ doznało realnego zagrożenia życia, zdrowia od swojego opiekuna. Dziewczynka jest pod stałą opieką psychologów. Rodzina nie była pod nadzorem służb. Nie korzystała też z pomocy MOPS-u. Zmiany, które są związane z odpowiedzią stresową organizmu, działają bardzo szkodliwie na układ nerwowy, a więc to nie tylko takie krótkotrwałe doraźne negatywne stany, ale konsekwencje mogą utrzymywać się latami. Dlatego nie można być obojętnym. Pomocy można szukać pod całodobowym dziecięcym numerem zaufania - 800 12 12 12. Tylko w zeszłym roku telefon odebrano niemal 40 tys. razy. Prawie 1700 to interwencje ratujące życie. Przemoc niszczy dzieciństwo. Wielu mieszkających w Stanach Polaków głosowało na Donalda Trumpa, bo miał uczynić Amerykę znowu wielką. Kiedy w pierwszej dobie swojej prezydentury podpisał rozporządzenie o deportowaniu nielegalnych imigrantów, na tych bez zielonej karty czy obywatelstwa padł blady strach. W Chicago, gdzie żyje około miliona Amerykanów polskiego pochodzenia, jest Witold Tabaka. Czy faktycznie nasi rodacy mają się czego obawiać? Wielu z nich jest przerażonych. Nie chcą rozmawiać przed kamerą. Zwłaszcza ci, którzy przebywają tutaj nielegalnie. Jednak mało prawdopodobne jest, żeby Trump chciał deportować 11 mln ludzi, bo tyle nie ma zielonej karty i przebywa w USA nielegalnie. To byłoby skomplikowane logistycznie i budżetowo. Już za chwilę najnowsze wiadomości. W polonijnym radiu w Chicago praca jak co dzień. Najlepsze polskie mięso. Podobnie w największej tu polonijnej gazecie. Temat dnia niezmiennie ten sam. Czy miasta deportują, czy będą współpracować z ICE? ICE to federalna agencja odpowiedzialna za egzekwowanie prawa migracyjnego, która wśród wielu budzi postrach. Dlatego władze Chicago z Partii Demokratycznej wydały poradnik: co robić, kiedy funkcjonariusz migracyjny zapuka do drzwi. I tutaj jest prosta informacja o tym, że nie otworzę wam drzwi, dopóki nie zobaczę nakazu podpisanego przez sędziego. To właśnie od Chicago miały rozpocząć się naloty. Zanim jutro zajdzie słońce, skończy się inwazja na nasz kraj. Na polonijnych forach zawrzało. Przeczytałam przypadkowo na Facebooku, że będą Polacy nielegalnie deportowani czy coś w tym sensie. W kancelariach zajmujących się prawem migracyjnym rozdzwoniły się telefony, ludzie zadają dużo pytań. W jaki sposób się zachować? Jak wyglądają tego typu naloty? Czy możesz być zatrzymany na ulicy czy w pracy? Czy od razu jesteś aresztowany i wzięty do więzienia? Niektórzy, żeby nie ryzykować zatrzymania, najbliższe dni chcą spędzić w domu. Magdalena Grobelski uspokaja - agenci migracyjni nie będą polować na tych, których jedynym przewinieniem jest nieudokumentowany pobyt. Będą wchodzili do więzień tutaj w miastach czy dużych miastach, czy w małych miastach. I deportowali, usuwali tych ludzi, którzy mają rekord kryminalny, którzy popełnili dwa czy więcej przestępstw. Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej już w grudniu napisał do Donalda Trumpa pismo. Zaproponował, by przebywający tu nielegalnie migranci po zapłaceniu określonej kwoty należnego podatku mieli przyspieszoną procedurę ubiegania się o obywatelstwo. Nie żałuje pan poparcia Donalda Trumpa w wyborach? Absolutnie nie. Amerykanie zdecydowali, że jest czas na zmianę i poparli Trumpa. Na forach internetowych widać, że ci, którzy głosowali na Harris, mają pretensje do tych, którzy oddali głos na Trumpa. Jednak mało kto wierzy, że Trump deportuje 11 milionów ludzi, bo tylu jest nieudokumentowanych imigrantów. Poza tym Chicago jest miejscem szczególnym. Chicago to miasto sanktuarium, to znaczy, że w wielu miejscach tutaj są ludzie, którzy są nieudokumentowani, mają o wiele więcej praw i mają o wiele więcej za sobą, żeby się nie obawiać jak w innych częściach Stanów Zjednoczonych. Na pewno warto wyrobić dokumenty i nosić je przy sobie. Zarówno te amerykańskie, jak i polskie. Od poprzedniego roku w naszym stanie można było wyrobić prawo jazdy albo dowód bez względu na status imigracyjny. Rodaków mieszkających za granicą, którym skończyła się ważność paszportu, zapraszamy do uzyskiwania nowych dokumentów. Konsulaty są już na to przygotowane - zapewnia minister spraw zagranicznych. Ten temat powróci w TVP Info o 20:18 w programie "Niebezpieczne związki", zapraszam w imieniu Doroty Wysockiej-Schnepf i Grzegorza Nawrockiego. Odwołana dyrektorka, wstawiający się za nią uczniowie i gaz w szkole. W podwarszawskim Sulejówku toczy się spór o przyszłość liceum między władzami szkoły a samorządem. Dziś po południu miała na ten temat debatować rada miejska. Karolina Nocek jest na miejscu. Co dokładnie się wydarzyło i kto użył gazu? Wszystko rozpoczęło się około godziny dwunastej, kiedy burmistrz chciał osobiście wręczyć wypowiedzenie pani dyrektor. Na korytarze wyszli uczniowie, żeby zaprotestować. Ktoś krzyknął, że rozpylono gaz. 3 osoby zostały poszkodowane. Burmistrz swoją decyzję tłumaczy przeprowadzono latem kontrolą. W czerwcu poinformował, że przeprowadza kontrole. Trwała 2 miesiące. Dostaliśmy protokół. Było 12 zaleceń. Ja i nauczyciele wykonaliśmy zalecenia. Nieprawidłowości, jeśli chodzi o prowadzenie gospodarki finansowej czy fikcyjne lekcje, gdzie były wpisywane, które się nie odbywały. Jesteśmy oskarżani o to, że nie prowadziliśmy lekcji, że agitujemy młodzież. Nigdy takich działań nie podejmowaliśmy. Teraz wciąż tutaj w zespole szkól trwa Rada Miasta, na której obecny jest burmistrz i pani dyrektor. Są też radni. Mają zapaść konkretne decyzje, wszyscy na nie czekają. Powstała w pierwszych miesiącach 1842 roku jako ostatnia z czterech ballad wielkiego kompozytora, uznana za jego szczytowe muzyczne osiągnięcie. "Ballada f-moll" Fryderyka Chopina. Warszawski instytut właśnie zaprezentował unikatowy rękopis pierwszej, niepublikowanej dotąd wersji. Autograf będzie dostępny dla zwiedzających do najbliższej niedzieli. A specjalny pokaz to dobra okazja, by powiedzieć o innych skarbach, które wciąż odkrywa przed nami Chopin. Gdy to komponował, miał 32 lata. Był w Nohant - szczęśliwy i zakochany w George Sand. To ostateczna wersja "Ballady f-moll". A tak brzmi w wersji zapisanej na tym rękopisie. Dla mnie jest to diametralna różnica, ogromna zmiana, kiedy Chopin pisze inne dźwięki, zastanawia się, czy dać kasownik, czy nie, czy poprowadzić melodię do góry, czy w dół, czy dać inne wartości rytmiczne. Różni się w wielu szczegółach w zapisie i przez to pokazuje nam proces tworzenia, a to zawsze jest ciekawe, a poza tym stanowi źródło do weryfikacji pewnych błędów czy zmian tekstowych. Ten rękopis był z Chopinem do jego śmierci w Paryżu. Potem zmieniał właścicieli we Francji i Szwajcarii. W czasie II wojny trafił za ocean. To właśnie z prywatnym właścicielem w Ameryce negocjowano zakup. Trwało to kilka lat. Tych rękopisów na świecie było bardzo niewiele. Cieszę się, że jeden z nich trafił z Ameryki do Polski. Instytut Fryderyka Chopina nie chce zdradzić, ile kosztował rękopis. Wiadomo jednak, że na aukcjach tak rzadkie dokumenty liczone są w setkach tysięcy dolarów. A tak wyglądał transport zabytku. Do Polski dotarł w wielkiej tajemnicy w grudniu zeszłego roku. One były zapakowane najpierw w folię, później w pudełko styropianowe, które było umieszczone na zasadzie nieważkości na piankach, a następnie zamknięte w skrzyni. Zanim za niego zapłacono, sprawdzano autentyczność papieru, atramentu i zapisu nutowego. Eksperci z różnych dziedzin byli zgodni - to stuprocentowy Chopin. Nic nam nie zgrzytało, czyli każdy z nas miał pełne poczucie spójności w naszym obszarze eksperckim, którego mogliśmy oczekiwać po materiale z XIX wieku. Takiej pewności nie było kilka miesięcy temu, gdy "New York Times" ogłosił odnalezienie innego dzieła Chopina, nieznanego do tej pory walca. Tzw. nowojorski, bo tak się o nim dziś mówi, to jest drobiazg, niepełna kompozycja, nie mamy pewności, że to jego dzieło, ale jest to wielce prawdopodobne. Jeśli chodzi o "Balladę f-moll", to mamy arcydzieło, które jest doskonale znane. Zgodnie z wolą kompozytora jego serce trafiło do Warszawy. Teraz, po 183 latach wędrówki po świecie, dołącza do niego rękopis jednego z największych dzieł artysty. Przez najbliższe cztery dni można go oglądać tu, w Muzeum Fryderyka Chopina. Wartościowe i sentymentalne przedmioty, rękodzieła czy wspaniałe przeżycia. Sztaby Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wystawiają swoje aukcje. Licytować można do 9 lutego, stan orkiestrowego konta już teraz zbliża się do 25 mln złotych, a w sztabach stan najwyższej gotowości. Jedyny egzemplarz na świecie. Taką gitarę można wylicytować na jednej z aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Są to gitary, które maluję 13 lat, to są gitary ręcznie robione, z portretami gości Pol'and'Rock festiwalu. Są to muzycy oraz goście Akademii Sztuk Przepięknych. Ale takich przedmiotów, których kupno stwarza dobro, jest dużo, dużo więcej. To m.in. najbardziej pożądany przed laty samochód - maluch. I olbrzym, auto, które waży dobrych parę ton. Przetransportujemy do tego, kto wylicytuje. Sportowa torba z pamiątkami od naszych olimpijczyków. Obraz malarki Moniki Morawiec, rysunek Henryka Sawki. I do tego takie wyjątkowe glany. Z każdą chwilą aukcji przybywa. Co chwilę się zmienia, oczywiście na plus, w tym momencie 99 273 aukcje, w ramach których zadeklarowano 12 436 110 złotych. Aukcje organizują też poszczególne sztaby. I przyjmują od darczyńców rzeczy, które pójdą pod młotek. Ludzie naprawdę bardzo chętnie przynoszą swoje dzieła, rękodzieło, a my bardzo chętnie przyjmujemy, bo pomagamy dzieciakom. Takim dzieciakom, które walczą z ciężkimi chorobami. Przyszłam tu, bo miałam chorą krew. Na oddziałach onkologii i hematologii, gdzie wciąż potrzebny jest sprzęt. W niedzielę serce orkiestry kolejny raz zabije na błoniach Stadionu Narodowego w Warszawie. Razem z orkiestrą znów po latach gra Telewizja Polska. Stroimy się przed wielkim finałem. Na koniec "19:30" zaproszenie na "Pytanie dnia". Justyna Dobrosz-Oracz będzie rozmawiała z ministrą edukacji Barbarą Nowacką. Ciekawego wieczoru, do zobaczenia.