Kolejna runda - w Arabii Saudyjskiej trwaj@ rozmowy o pokoju na Ukrainie. Podarunek z Moskwy - portret Trumpa prezentem od Putina. Powrót papieża - po hospitalizacji Franciszek wrócił do Watykanu. Dobry wieczór, zapraszam na "19.30". W Arabii Saudyjskiej ruszyła kolejna runda negocjacji w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie. W Rijadzie przedstawiciele Waszyngtonu, Kijowa i Moskwy nie przy jednym stole i nie w jednym momencie, a w ramach dyplomacji wahadłowej. Pewne jest, że Rosja wysyła twardych i brutalnych graczy, którym Ukraina nie ufa, bo wciąż liczy zabitych i rannych po potężnym nocnym ataku dronów na Kijów. Jedno z mieszkań w 9-piętrowym bloku w centrum Kijowa. Po rosyjskim ataku. O życiu, które jeszcze wczoraj toczyło się w tym miejscu, przypomina jedynie to zdjęcie. 80-latka zginęła w pożarze. Ochrona nie mogła otworzyć drzwi do jej mieszkania. Spaliła się tam żywcem. To straszne. Ale tym właśnie jest wojna. W nocy Rosjanie wystrzelili na Ukrainę niemal 150 dronów. Celem zmasowanego ataku był między innymi Kijów. Szahedy uderzały w domy mieszkalne w ukraińskiej stolicy. Wołodymyr Zełenski, który wczoraj odwiedził najgorętszy odcinek frontu w rejonie Pokrowska, przypomniał, że to ukraińska codzienność. Tylko w tym tygodniu przeciwko naszym obywatelom Rosja użyła ponad 1580 kierowanych bomb lotniczych, prawie 1100 dronów uderzeniowych i 15 różnego rodzaju pocisków rakietowych. Listę obiektów, które nie mogą być celem rosyjskich ataków, dziś w Arabii Saudyjskiej miały omawiać delegacje USA i Ukrainy. Taki spis jest przygotowany i nasza delegacja zawiozła go do Rijadu. Na pewno będą jeszcze jakieś uzgodnienia w sprawie wstrzymania ognia, ale wszystko zależy od stanowiska naszego wroga. W rozmowach określanych jako techniczne biorą udział minister obrony Rustem Umierow i Pawło Palisa - wiceszef biura prezydenta. W składzie Amerykanów nie ma urzędników w randze ministra. Za to Moskwa na jutrzejsze negocjacje z Waszyngtonem wysłała dyplomatycznych wyjadaczy - senatora Grigorija Karasina i generała Siergieja Biesedę - doradcę szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa, czyli następczyni KGB. To on miał przekonać w 2014 roku prezydenta Janukowycza do zdławienia Euromajdanu siłą. A jego raporty wywiadowcze były kluczowe dla decyzji Putina o rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę trzy lata temu. To agresywne wilki, bardzo doświadczone. Nie bez powodu wysyła się ich na negocjacje. Muszą narzucić swoje stanowisko zarówno Amerykanom, jak i nam. Według zapowiedzi, w Arabii Saudyjskiej nie dojdzie do spotkania delegacji Ukrainy i Rosji. Sądzę, że będziemy mieć zawieszenie broni. Obie strony są teraz bardzo zaciekłe. Ale myślę, że zrobimy to dość szybko. Biały Dom chce, by porozumienie w sprawie rozejmu zostało osiągnięte przed Wielkanocą. Tak informuje agencja Bloomberg, powołując się na swoje źródła. Formalnie jest specjalnym wysłannikiem amerykańskiego prezydenta na Bliski Wschód, ale to w sprawie Ukrainy ma coraz więcej do powiedzenia, a to, co mówi, coraz bardziej szokuje. Steve Witkoff w wywiadzie z Tuckerem Carlsonem opowiada o Putinie, który modlił się za swojego przyjaciela Donalda Trumpa po zamachu. Specjalny wysłannik prezydenta ma więcej ciekawych przykładów, mówi, że jest pod wrażeniem i pewnie nie on jeden, choć niekoniecznie z tych samych powodów. To jeden z głównych odpowiedzialnych ze strony Trumpa za negocjacje pokojowe Rosja - Ukraina. W wywiadzie z byłym dziennikarzem Fox News nie krył wzruszenia, gdy mówił, że Putin nie jest złym człowiekiem. Prezydent Putin zamówił piękny portret prezydenta Donalda Trumpa u wiodącego rosyjskiego artysty i dał mi go, bym go dostarczył prezydentowi Trumpowi. Przywiozłem go i przekazałem. To był taki poruszający moment. Witkoff niedawno gościł w Moskwie i sam rozmawiał z Putinem trzy i pół godziny. Pytany przez amerykańskie media, czy był z nim ktokolwiek z amerykańskiej delegacji, oficer kontrwywiadu na przykład, z rozbrajajacą szczerością odpowiedział: Nie, byłem tylko ja. I wrażenia Witkoff ma jednoznaczne. Putin jest bardzo mądry. Od razu podchwyciły to rosyjskie media. "Komsomolskaja Prawda" cytuje. Propaganda rosyjska rzuca się na każdy ochłap jak sęp, a tutaj jest duży ochłap, z którego może skorzystać propaganda rosyjska i wykorzystuje to. Nie dość, że Putin mądry, to jeszcze współczujący - wynika z opowieści Witkoffa o tym, co zrobił rosyjski przywódca, gdy dowiedział się o zamachu na Trumpa. Poszedł do miejscowej cerkwi, spotkał się ze swoim duchownym i pomodlił się za prezydenta, nie dlatego, że był prezydentem USA, albo że mógł nim zostać, ale dlatego, że łączyła ich przyjaźń, i modlił się za niego jak za przyjaciela. Ten wywiad, jak mówi amerykanista, Tomasz Płudowski, ma przygotować amerykańską opinię publiczną na nadchodzące decyzje, zapewne trudne dla Ukrainy. To jest przygotowywanie właśnie gruntu i odpowiedź taka wstępna na oskarżenia drugiej strony, głosy dochodzące z Ukrainy, np. że to było niesprawiedliwe, że Trump jest zbyt uległy w stosunku do Putina, że Putin jest mordercą - tego rodzaju. Zdaniem Witkoffa, największym problemem w zakończeniu wojny jest kwestia Krymu i obwodów okupowanych przez Rosję. Są tam rosyjskojęzyczni mieszkańcy i odbyły się referenda, w których zdecydowana większość ludzi pokazała, że chce być pod rządami Rosji. Myślę, że to jest kluczowa kwestia tego konfliktu. No nie ma problemu. Zastanawiam się, co by było, gdyby Rosjanie ogłosili plebiscyt pod tytułem, że Alaskę należy z powrotem wrócić, zapytali się czukczów, ci by stwierdzili, że tak, i czy w tym momencie USA stwierdziłyby, że skoro już Rosjanie stwierdzili, że Alaska z powrotem obwodem federacji rosyjskiej, no to ją zwracamy. Steve Wittkof jest miliarderem-deweloperem, niemającym większego doświadczenia dyplomatycznego, ale to przyjaciel Trumpa, który prywatnie gra z nim w golfa. To moment, na który od wielu dni z nadzieją czekali katolicy na całym świecie. Papież Franciszek po pięciu tygodniach opuścił rzymską klinikę Gemelli i wrócił do Watykanu. To nie jest jednak powrót do pełni zdrowia - ten zajmie jeszcze dużo czasu. Papież zanim opuścił szpital pozdrowił i pobłogosławił wiernych, dziękując za okazywane przez nich wsparcie. To moment długo wyczekiwany przez wiernych na całym świecie. W południe w oknie na 10. piętrze Polikliniki Gemelli pojawił się papież Franciszek. Pierwszy raz od ponad pięciu tygodni. Cieszę się, że z tego wyszedł. Jest prawdziwym wojownikiem! Mam nadzieję, że będzie z nami jeszcze przez wiele lat. Papież z trudem oddychał, był też wyraźnie osłabiony, ale w dobrym nastroju. Dziękuję wszystkim i widzę tę panią z żółtymi kwiatami. Jest wspaniała! To Carmela Vittoria Mancuso. Każdego dnia o powrót papieża do zdrowia modliła się przed kliniką, później jechała na plac Świętego Piotra. Przynosiłam kwiaty i kartki z życzeniami. Tłum wiernych zebrał się także na placu Świętego Piotra, gdzie na telebimach transmitowano słowa papieża. Wierni mogli zobaczyć Franciszka jeszcze w drodze do Watykanu. Niespodziewanie zatrzymał się przy Bazylice Matki Bożej Większej. Nie wszedł do środka, ale w imieniu papieża przed obrazem Matki Bożej Śnieżnej złożono kwiaty - by podziękować za jego powrót do zdrowia. Lekarze stan 88-letniego papieża określają jako stabilny, ale podczas trwającego 37 dni intensywnego leczenia kilkukrotnie walczyli o jego życie. Wystąpiły dwa bardzo krytyczne epizody, w których życie ojca świętego było zagrożone. Nigdy nie był intubowany, zawsze pozostawał przytomny. Wystąpiła u niego ostra niewydolność oddechowa. Papież do Kliniki Gemelli trafił 14 lutego, po kilku tygodniach walki z infekcją dróg oddechowych. Lekarze zdiagnozowali u niego zapalenie oskrzeli, a później obustronne zapalenie płuc. Kolejne dni przyniosły niepokojące informacje o powtarzających się kryzysach oddechowych. Konieczna była tlenoterapia, później transfuzja krwi. Nie wiem, co może się wydarzyć. Papież jest poważnie chory, ale nie tracę nadziei, że wyzdrowieje. Przełom nastąpił 10 marca. Stan papieża stopniowo zaczął się poprawiać. Dziś, gdy opuścił szpital, pojawiają się pytania o przyszłość jego pontyfikatu. Było wiele spekulacji na temat ewentualnej dymisji papieża. Wszystko zależy od tego, czy uzna, że jest w stanie kierować Kościołem po tej chorobie. Przed Franciszkiem rekonwalescencja w Domu Świętej Marty. Potrwa co najmniej dwa miesiące. Kampania prezydencka na pełnych obrotach ruszy podobno po świętach i z pewnością zatrzyma się dopiero tuż przed drugą turą. Ale kandydaci w terenie od dawna zabiegają o poparcie. Szczególnie cenne jest to od młodego wyborcy, co udowodniły ostatnie wybory parlamentarne. Ale to elektorat, który niełatwo przekonać i do głosu, i do głosowania. Setki zdjęć, uściśniętych dłoni i przede wszystkim rozmów. Bo na końcu będzie się liczył każdy głos. W tym głos młodych wyborców. To nie chodzi tylko o to, żeby się wsłuchać i robić atrakcyjne filmy w internecie, ale żeby z młodym pokoleniem na serio rozmawiać. Przez organizację Campusu Polska robiliśmy dokładnie to. Młodzież mówiła mi o kryzysie psychiatrii dziecięcej. Rafał Trzaskowski przypominał dziś, że Warszawa wspierała telefoniczną "niebieską linię", gdy PiS wstrzymał finansowanie. Powstała sieć poradni psychologicznych i telefon dla dzieci i młodzieży. Karol Nawrocki przekonywał, że ma ofertę dla wszystkich. Przede wszystkim, jeśli chodzi o młodzież, to znam problemy młodzieży. Będę prezydentem, który zagwarantuje młodzieży tańszy i łatwiejszy dostęp do mieszkań. To co prawda nie jest kompetencja prezydenta, ale kandydaci kuszą, jak potrafią. Także w sieci, w której obecni są głównie młodzi wyborcy. Specjalną kampanię mają tu niemal wszyscy kandydaci. Kandydatka Lewicy otworzyła dziś w Warszawie "Miasteczko Biejat". Proponujemy młodym ludziom przekaz o państwie, które daje szansę na dobre studia, na dobrą przyszłość, na dach nad głową. Konkretne rozwiązania, których Sławomir Mentzen nie ma. Chce rozmontować polskie państwo. To dlaczego młodzi ludzie nie zwracają się do pana? Walczymy o to. Także Adrian Zandberg ostrzegał młodych przed głosowaniem na kandydata Konfederacji. Nie będzie transportu publicznego, nie będzie pociągu, autobusu, nie będzie przychodni zdrowia, nie będzie poczty, nie będzie niczego. Szymon Hołownia wczoraj rozmawiał z mieszkańcami Kutna. Nie uciekam do żadnego busa, jak ktoś chce zadać pytanie, to może, nie zawieszam się. To aluzja do tego nagrania. A dwa powody, dlaczego to na pana młodzi powinni głosować? Nie lubię takich pytań. W sensie... Niech pan to wykasuje. Wczoraj na wiecu Sławomira Mentzena... Selfie sobie zrobimy. pojawił się inny kandydat - Krzysztof Stanowski. Choć wciąż nie dostarczył do PKW podpisów poparcia. Czy jestem tutaj, żeby przekazać poparcie Sławomirowi Mentzenowi? Otóż nie. Cały czas jestem kandydatem na prezydenta. Zachęcam do zbierania podpisów na mnie! Do zbierania podpisów na Stanowskiego zachęcał też sam Mentzen. Czy macie świadomość, że to będzie podstawą do odrzucenia sprawozdania finansowego za kampanię przez PKW? Bo niedozwolone jest wspieranie innych komitetów. Dla Krzysztofa Stanowskiego jest to pewnego rodzaju happening i my też to tak traktujemy. Wcześniej przyszedł na otwarte spotkanie Rafała Trzaskowskiego. Został powitany. Ale nikt na scenę go nie zapraszał. Dziś przyszedł na konferencję Magdaleny Biejat. Nie wiem, jaki jest cel pana Stanowskiego. Wydaje się, że nie jest to cel wyborczy. Jest to naprawdę bardzo ważna funkcja, także to nie jest czas na heheszki. Czas na zgłaszanie kandydatów mija 4 kwietnia. Kobieta w drugim trymestrze ciąży, rozważająca aborcję w związku z podejrzeniem poważnych wad u dziecka i lekarze, którzy na prośbę o konsultację z psychologiem, kierują pacjentkę do izolatki oddziału psychiatrycznego. Pani Anita w dramatycznym czasie dostawała sprzeczne informacje o stanie jej ciąży, a to czego zabrakło to empatia i wsparcie. Ciąże ostatecznie przerwano, ale kobieta do dziś mierzy się z traumą. "Felek". Takie imię dla swojego syna wybrali Anita i Maciej. Para cieszyła się, że będzie mieć drugie dziecko. Jak zapewniali lekarze - zdrowe. Pani Anita przez 14 tygodni była oszukiwana. Lekarze zatajali przed nią wady płodu, czyli wrodzoną łamliwość kości, małogłowie. Wady, które można było odkryć już na etapie 18-19. tygodnia. Jak poważne są to wady małżeństwo dowiedziało się dopiero w ósmym miesiącu ciąży, gdy po kontrolnych badaniach kobieta dostała pilne skierowanie do szpitala. Trafiła do Uniwersyteckiego w Łodzi. Pełną diagnozę pani Anita poznała przez przypadek, od studentów, którzy przeglądali wyniki USG i po prostu zaczęli komentować wady, które były widoczne na obrazie, zupełnie nie zwracając uwagi, że pani Anita leży obok i to słyszy. Od studentów, jak mówiła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", miała usłyszeć: Kobieta zaczęła rozważać aborcję. Aborcja z powodu zagrożenia dla życia lub zdrowia osoby w ciąży jest w Polsce legalna i jest dostępna bez limitu czasowego. Szczególnie, że było ryzyko pęknięcia błon płodowych i obumarcia płodu, co może prowadzić do sepsy. Lekarze powiedzieli pani Anicie wprost, że nie zamierzają jej pomóc, bo uważają, że aborcja to morderstwo. Pacjentka zamiast na zabieg trafiła na oddział psychiatryczny, co uzasadniano jej "pogarszającym się stanem psychicznym". Po trzech dniach psychiatrzy uznali, że może już wrócić na ginekologię. Wtedy usłyszała, że szpital zgodził się przerwać ciążę. Zaproponowano metodę cesarskiego cięcia tak, żeby urodził się żywy płód obarczony ciężkimi, nieodwracalnymi wadami. Zaczęła się walka z czasem i szukanie pomocy... Kobieta trafiła do szpitala w Oleśnicy. Tam wykonano aborcję. Czy pacjentka miała podstawy, by domagać się tego zabiegu w Łodzi? W mojej ocenie, jako kobiety, tak. Przedstawiamy pacjentkom wszystkie możliwości, jeżeli chodzi o zakończenie ciąży, bo mamy różne rodzaje i to pacjentka podejmuje decyzję. Dyrekcja łódzkiego szpitala odpiera wszystkie zarzuty. W przesłanym nam oświadczeniu czytamy, że "lekarze działali zgodnie z przepisami prawa i kierowali się dobrem pacjentki". To skontroluje jednak NFZ i Rzecznik Praw Pacjenta. Będziemy sprawdzać przede wszystkim dostępność pacjentki do świadczeń gwarantowanych, a takim świadczeniem jest terminacja ciąży. Mimo że gwarantowana, to nadal wielu kobietom odmawiana. Szerokość, przyczepność i wiatr we włosach - to najkrótsza definicja sezonu motocyklowego, który właśnie ruszył na dobre. W podobnym tempie rozkręcają się policyjne statystyki, miłośnikom dwóch kółek często mylą się czynności zdejmowania nogi z gazu z zakładaniem kasku, a i kierowcy po zimie do motocykli nie są przyzwyczajeni. Słychać i widać, że motocykliści poczuli wiosnę. Ci z Łodzi nawet symbolicznie pożegnali zimę przed wyruszeniem w trasę. Paliwko i ogień. Szerokość, przyczepność i wiatr we włosach. Ważne, żeby włosy były jednak pod kaskiem. Bo kaski uratowały życie motocyklisty i jego pasażerki w Zaczerniu na Podkarpaciu. Podróż zakończyli w przydrożnym rowie. Da się żyć bez ręki, bez nogi, ale bez głowy się nie da żyć. No i trzeba mieć coś w głowie, żeby jeździć motocyklem. Rozsądku zabrakło w Opolu. Tam życia motocyklisty nie udało się uratować. 35-letni motocyklista w wyniku niezachowania należytej ostrożności i bezpiecznej odległości pomiędzy pojazdami najechał na tył audi. Policja apeluje o rozwagę i jazdę zgodnie z przepisami, bo liczba wypadków z udziałem motocyklistów rośnie. W zeszłym roku było ich niemal 2500. 230 osób zginęło. Rok wcześniej doszło do niespełna 2000 wypadków. Ofiar śmiertelnych - poniżej 200. Dwa lata wcześniej statystyki były mniej dramatyczne. Zadbajmy o siebie, załóżmy ten kombinezon. Zwróćmy uwagę, przygotujmy ten motocykl, stan techniczny. Zobaczmy, czy ten sprzęt jest sprawny. Warto też zadbać o swoją sprawność fizyczną po zimowej przerwie. Nie wyjeżdżamy na ulice z buta, wsiadając na motocykl i od razu robiąc 200 km traski. Szanujmy to, że przez zimę tyłki zardzewiały i trzeba troszeczkę się rozruszać. Ale bezpieczeństwo motocyklistów zależy nie tylko od nich samych. Często wina za wypadek leży po stronie kierowców. Brakuje tego spojrzenia ostatniego w lusterko przed manewrem i zdarzają się niebezpieczne sytuacje. Jak jesteśmy połamani, to nieważne, kto miał pierwszeństwo, bo nam nikt zdrowia nie zwróci. I nawet dobrze wyposażona apteczka niewiele może pomóc. Liczy się czas. Dlatego wiosną na motocykle wsiadają też policjanci. Zawsze jest nam łatwiej dotrzeć do zdarzeń drogowych, bo jest łatwiej przedrzeć się przez jakieś zdarzenia, jeśli jest zator. I łatwiej też dopaść tych, którzy wypadek dopiero mogą spowodować. Niedziela to dobry czas, by opowiedzieć o tych, dla których ten dzień tygodnia jest okazją do wspólnego spędzania czasu w dobrym towarzystwie, z ulubioną muzyką w tle, za to bez alkoholu i bez kaca. "Niedzielni" imprezują od rana, ale nie tylko o dobrą zabawę chodzi, a także o promowanie zdrowego stylu życia i wzajemne wsparcie. Muzyka, dobra energia i chwila dla siebie. Zamiast alkoholu - kawa. "Niedzielni" to alternatywa dla nocnych imprez. Tańce i rozmowy odbywają się w ciągu dnia. Chcieliśmy wyjść do ludzi, zaczerpnąć słońca. Zauważyliśmy też, że na świecie coś takiego się dzieje, jest bardzo mocny trend, i uznaliśmy, że warto spróbować lokalnie u nas w Polsce. I jak widać chyba potrzebujemy tego uśmiechu. Po dwóch imprezach w Warszawie przyszła pora na Poznań. Przyszedłem się wyrwać z pokoju, bo większość mojego życia spędzam tam. Uczę się, praca i te sprawy. Napić się kawki i porozmawiać z ludźmi. To wystarczający powód, żeby się tutaj zjawić. Zastrzyk energii w niedzielny poranek to dłuższy i efektywniejszy dzień. Cała idea jest taka, żeby nie przerzucać tego wychodzenia na miasto wieczorem, żeby tańczyć tylko w nocy. Tylko, żeby odwrócić to, żeby to się działo rano. Chodzi też o coś poważniejszego - promowanie zdrowego stylu życia i wzajemne wsparcie młodych ludzi. A prawie milion osób w Polsce może doświadczać kryzysu zdrowia psychicznego. Zachęcamy do tego, by ludzie poznawali się nawzajem i spędzali czas bez kaca. To nie kwestia mody, a dbania o zdrowie. Pokolenie generacji Z coraz częściej odstawia alkohol. Self Care, koktajle bez procentów i trzeźwe imprezy. Lubię zdrowy styl życia i to fajnie wpisuje się w mój styl życia, że lubię fajną muzykę, lubię techno. Takie Techno Rave'y organizuje również Marta Markiewicz, która doskonale wie, jak trudno wyjść z piekła nałogu i jak pięknie panować nad tym, jak wygląda nasz dzień. Pisarka jest czysta od niemal dekady. Bez względu na powód warto wyjść do ludzi i rozmawiać. Dobre relacje towarzyskie mogą wydłużyć życie. Kolejne spotkanie z "Niedzielnymi" za dwa tygodnie w stolicy. Jest też plan na Łódź, Kraków czy Trójmiasto. Jest fenomenem współczesnej kultury, prawdopodobnie każdy ma je w telefonie i podobno nie umiemy już bez niego żyć. "Selfie", czyli autoportret w formie fotografii, podobno jego historia jest zdecydowanie dłuższa i bogatsza niż nam się wydaje. I jest szansa, by się o tym przekonać - za sprawą wystawy "Autoportrety" w Muzeum Narodowym. Oto najsłynniejsze selfie w historii polskiej sztuki. Jacek Malczewski uwielbiał się portretować, ale dziś dzięki urządzeniu, które każdy z nas nosi w kieszeni, na świecie powstają 93 miliony autoportretów dziennie. Na wakacjach, w pracy, na imprezach i w samotności. Fotograficzne autoportrety najczęściej tworzą 20- i 30-latkowie. Ale przyznaje się do nich także większość 40- i 50-latków. Jest to też forma interakcji, która daje nam poczucie bycia dostrzeżonym, docenionym, zauważonym, szczególnie w świecie, gdzie mnóstwo osób szuka potwierdzenia swojej wartości poprzez feedback i reakcje innych ludzi. Dla twórczyni internetowej Kai Gołuchowskiej codzienne robione i publikowane "selfie" to rodzaj działalności publicznej z poczuciem misji. Kiedyś malowaliśmy pędzlem - teraz pixelem i pokazujemy siebie w internecie. Dla mnie to jest szczególnie ważne z perspektywy feministycznej i kobiecej. Często sztuka to była męska perspektywa pokazywania kobiet. A teraz każda z nas może chwycić telefon. Fotografowanie samych siebie może być też niebezpieczne, o czym, świadczą takie nagrania: W ciągu ostatnich 12 lat robienia "selfie" skutkowało śmiercią ponad 500 osób na świecie. Dlaczego aż tak ryzykujemy? Potrzebujemy selfie. Bez selfie nie moglibyśmy zbudować pewnej osoby, która kreujemy w social mediach. A jak wiadomo, każdy w social mediach się kreuje. I tu okazuje się, że nasza internetowa codzienność zbliża się do tego, jak jeszcze niedawno patrzono na kreowanie samych siebie przez artystów. Wystawa "Autoportrety" w Muzeum Narodowym to współczesne realizacje tego gatunku. Bałka, Libera, Sasnal, Żmijewski i inni. Prace dziesięciu kobiet i dziesięciu mężczyzn pokazują jak odmienny i zaskakujący może być autoportret artysty. Często zaangażowanego w życie i problemy społeczne. Sztuka nie działa w oderwaniu od rzeczywistości. Autoportret, to jak są przedstawiane, to jest pewna historia. Historia tego, jak chcemy się widzieć. Historia tego, jak chcemy, by nas widziano. Na wystawie nie ma selfie, choć nie brakuje fotografii z wizerunkami artystów. Ta wystawa, tak jak miliony selfie na całym świecie, dowodzi, że portretując siebie, musimy portretować świat, który nas otacza. Dziś rozdanie najważniejszych nagród w polskim jazzie i pierwsza w historii taka gala. Tegoroczne jazzowe Fryderyki powędrują do laureatów w wyjątkowej oprawie warszawskiego Muzeum Polin. Nie zabraknie gwiazd... Na scenie pojawi się kilkudziesięciu znakomitych artystów. Wśród nich Ewa Bem, Henryk Miśkiewicz, Leszek Możdżer czy Aga Derlak. Statuetki zostaną rozdane w pięciu jazzowych kategoriach: Artysta, Kompozytor, Fonograficzny Debiut, Album oraz za Album Jazzu Eksperymentalnego lub Współczesną Muzykę Eksperymentalną. O nominacje ubiegało się aż 101 płyt i 110 artystów. To wyjątkowe wydarzenie można oglądać w TVP Kultura i w serwisie TVP VOD. Początek już za godzinę. Nagrody za muzykę klasyczną zostaną wręczone w Katowicach, a w kategoriach rozrywkowych - w Krakowie. W "19.30" to już wszystko. Mam dla państwa jeszcze zaproszenie na "Pytanie dnia". Gościem Aleksandry Pawlickiej będzie profesor Antoni Dudek. Dziękuję i do zobaczenia!