Dobry wieczór, Marek Czyż, zapraszam na program 19.30. Chciałbym zapytać wprost, czy był pan pod wpływem środków odurzających, czy był pan po prostu pijany. Jest pan świnią. Dobrze. Tam i z powrotem. Kontynuujemy przesłuchanie. Kwestie bezpieczeństwa. Potencjalny nasz udział w Nuclear Sharing z całą pewnością wzmocniłby naszą pozycję i nasze bezpieczeństwo. Musiałbym poznać wszystkie okoliczności, które skłoniły pana prezydenta do tej deklaracji. Problem z lokalizacją. Trasę trzeba zabezpieczyć na wodzie, lądzie i z powietrza. Mamy pełne zaufanie do francuskich władz. Były szef MSWiA, Mariusz Kamiński, zeznawał dziś przed komisją śledczą do spraw wyborów kopertowych. Zeznawał na raty, bo dość niespodziewanie uznał, że przewodniczący Joński obraża go pytaniami i wyszedł. Na korytarzu opowiedział dziennikarzom o swoim oburzeniu, zapowiedział skargę do sądu i wrócił na salę przesłuchań. Kto stracił nerwy, a kto przyzwoitość? Jest pan świnią. To reakcja na to pytanie przewodniczącego komisji. Dlaczego podczas spotkania w tej willi premiera Morawieckiego przy ulicy Parkowej pan wpadł w furię? Chciałbym wprost zapytać, czy był pan pod wpływem środków odurzających? Krótko mówiąc - czy był pan trzeźwy? Były szef MSWiA wyszedł z przesłuchania. I nie krył emocji. Ja odwołam się do sądu. To są kłamstwa, nieprawdziwe rzeczy, a ten człowiek po prostu zaczął mnie obrażać. Bo trudnych pytań o spotkanie w willi premiera było więcej. Choćby to o groźby wobec Michał Wypija, o których były poseł Porozumienia zeznał przed komisją. Z panem Wypijem nigdy ani wcześniej, ani później nie miałem żadnych kontaktów, nigdy nie uczestniczyłem w żadnych spotkaniach, jest to dla mnie postać anonimowa. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Żaden ze świadków, który tam był, tego nie potwierdził. Tu nie zależy nikomu na tym, żeby świadka przesłuchać, żeby rzeczywiście weryfikować fakty, tylko prowokować. Nieakceptowalne zachowanie ze strony świadka, który wychodzi podczas przesłuchania. Pan przewodniczący Joński absolutnie mógł zadać to pytanie. Do sali, na której od początku składania przez byłego szefa MSWiA zeznań było gorąco, Kamiński wrócił. Decyzję w tej sprawie wydał premier. Kamiński umowy nie podpisał. Zamierzałem podpisać umowę PWPW po przekazaniu mi rzeczywistych kosztów, jakie zostaną poniesione związanych z przygotowaniem wyborów. Na wybory, które się nie odbyły, Poczta Polska wydać miała 88 milionów złotych. Premier Wielkiej Brytanii i szef NATO w Polsce. Polityków podejmuje Donald Tusk, a pilnych spraw do omówienia przybywa. Co dalej z ideą żelaznej kopuły nad Europą? Ile premier wie o pomysłach prezydenta na broń atomową w Polsce? Rishi Sunak prezentuje pakiet brytyjskiej pomocy dla Ukrainy, a Jens Stoltenberg apeluje, by NATO i UE zachowały wspólny ton w dyskusji o bezpieczeństwie. Teraz Witold Tabaka o tych rozmowach na szczycie. Jakie są konkluzje spotkania? -- Ani sekretarz generalny NATO, ani żaden z premierów ds. rozmieszczenia broni nuklearnej w Polsce się nie odniósł publicznie. Temat wróci, gdy do Polski wróci prezydent Andrzej Duda, który przebywa z wizytą oficjalną w Kanadzie. Ale dziś było przede wszystkim o bezpieczeństwie i zagrożeniu ze wschodu. Premier Sunak mówił, że odstraszać Putina trzeba już teraz, i to skutecznie, bo ten na pewno na granicy z Polską się nie zatrzyma. Mówił też o kolejnej transzy pomocy dla Ukrainy. To 2,5 miliarda funtów. -- Przekazujemy Ukrainie największy w historii pakiet pomocy brytyjskiego sprzętu wojskowego. Zawiera on 400 pojazdów, 4 miliony sztuk amunicji, 60 łodzi i innych jednostek pływających, systemy obrony powietrznej oraz rakiety Storm Shadow. Zwiększając nasze własne wydatki na obronność do 2,5% PKB. -- Z tych inicjatyw musi natychmiast narodzić się skoordynowana polityka bezpieczeństwa obejmująca cały kontynent. Taka jest nasza intencja, żeby zakończyć czas tej konkurencji i współzawodnictwa. -- Jesteśmy sojusznikami na zawsze, powiedział po spotkaniu z premierem Tuskiem brytyjski premier. Za tym idą konkretne działania. Wkrótce do Polski trafią myśliwce tajfun, które mają strzec polskich granic, a także ponad 16 tysięcy brytyjskich żołnierzy. Paradoks światowego bezpieczeństwa polega na tym, że zbudowano je na wzajemnym zagrożeniu. Kartą w tej grze jest broń atomowa i świadomość, że kto zacznie, też przegra. Włochy, Niemcy, Belgia, Holandia i Turcja już ją mają, głowice rozmieściła tam Ameryka w ramach programu Nuclear Sharing. Polska jest gotowa dołączyć do tego grona, ale najpierw z deklaracjami prezydenta Dudy musi się zapoznać rząd premiera Tuska. Krótka deklaracja, która wywołała nie tylko polityczną burzę. Gdyby sojusznicy widzieli taką potrzebę, żeby rozlokować u nas broń atomową, to jesteśmy na to otwarci, na takie rozmieszczenie. Premier odpowiada - czekam na spotkanie i rozmowę. Czekam z niecierpliwością, bo sprawa dotyczy wprost polskiego bezpieczeństwa i musiałbym zrozumieć dobrze intencje pana prezydenta. Intencje, jak mówi szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, są jasne, rozmawiano o nich wielokrotnie. Kwestie odstraszania jądrowego były przedmiotem rozmowy, ujmując możliwie szeroko, były przedmiotem rozmowy zwierzchnika sił zbrojnych, jak ministra obrony Narodowej Kosiniaka Kamysza, wicepremiera. Chodzi o Nuclear Sharing, amerykański program, który powstał w okresie zimnej wojny. Umożliwia udostępnienie głowic jądrowych państwom członkowskim nieposiadającym własnej broni jądrowej. Przystąpiły do niego Włochy, Niemcy, Belgia, Holandia i Turcja. Ta broń jądrowa pełni ważną rolę polityczną. Z jednej strony ma sygnalizować jedność NATO. Ma pokazywać, że Stany Zjednoczone są gotowe bronić swoich sojuszników, z drugiej sojusznicy Stanów są gotowi ponosić koszty odstraszania nuklearnego. Eurodeputowany, były premier Włodzimierz Cimoszewicz o zamieszaniu związanym z deklaracją prezydenta mówi wprost. Musimy pamiętać, że zgodnie z konstytucją politykę zagraniczną Polski prowadzi Rada Ministrów. Prezydent powinien współpracować zgodnie, co oznacza, że jak ma jakieś pomysły na zewnątrz, powinien to skonsultować z rządem. W tym przypadku tak chyba się nie stało. A dyskusja w mediach zamiast w ciszy gabinetów już wywołała reakcję Kremla. Taką, jakiej można było się spodziewać. Rosja już umacnia zachodnią flankę - na granicy z Finlandią, która właśnie weszła do NATO rozmieszcza rakiety Iskander. Gdyby oprzeć to wyliczenie na aktualnym kursie euro, to będzie to jakieś 34 tysiące złotych z drobnymi miesięcznie. Do tego zwrot kosztów podróży. Niemało i są przykłady, że niemało, choć trzeba uważać, bo brukselscy eurokraci potrafią tu być obrzydliwie skrupulatni. Taki jest los europosła. Ale wiadomo, że nie o kasę chodzi, tylko o służbę. Kto się więc na służbę wybiera i skąd? Ostatnia taka sesja w tej kadencji Parlamentu Europejskiego. Kto pożegna się z mandatem, a kto go zdobędzie? Listy kandydatów to nadal niewiadoma. Choć Platforma Obywatelska ogłosiła dziś rekrutację Kampusu Przyszłości, to na gotowe listy jeszcze musimy poczekać. W Europie w tej chwili dominuje trend stawiania na ludzi, którzy mają antyeuropejskie poglądy, i tym ważniejsze jest to, żeby ta delegacja z Polski była jak najbardziej proeuropejska. Natomiast o personaliach będziemy rozmawiać jutro. Bo w tym temacie spotyka się zarząd Platformy Obywatelskiej. Wybory do europarlamentu to także okazja do pierwszej rekonstrukcji rządu. Według medialnych doniesień na listach mają pojawić się: minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz, minister aktywów państwowych Borys Budka czy szef ministerstwa rozwoju Krzysztof Hetman. To będą oczywiście decyzje władz partii. Na listach ma także nie zabraknąć aktualnych europosłów. Zgłosiłem taka gotowość, ale decyzję podejmie zarząd Platformy. Ja jestem gotowy do kontynuowania tej misji. Walizek do Brukseli raczej nie spakują senatorowie Koalicji Obywatelskiej. Premier jest przeciwnikiem startu senatorów? Tak, bo wybory do Senatu także są niespodzianką, nie wiadomo, jak się te losy kolejnych wyborów potoczyły. Mamy stabilną większość w Senacie i trzeba jej pilnować. Listy nie są jeszcze ułożone. Mariusz Kamiński typowany jest na jedynkę z Lubelszczyzny. Za to Maciej Wąsik ma otwierać listę PiS na Mazowszu. Przesądzony jest też start w eurowyborach Jacka Kurskiego czy Daniela Obajtka. Zależy nam na tym, żeby Polska była reprezentowana w PE przez siły patriotyczne, przez tych, co się sprzeciwiają paktowi migracyjnemu. Zaplanowane na dziś posiedzenie komitetu politycznego PiS przeniesiono na czwartek, bo władze w regionie nie zdążyły przesłać centrali propozycji kandydatów. Ta kampania wyborcza, choć krótka, będzie bardzo intensywna i ona będzie głęboko merytoryczna. Przynajmniej ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Te listy będą niezwykle interesujące. Ale też takie, które zapewnią właściwą reprezentacje w PE. To głos Trzeciej Drogi. Lewica do europarlamentu chce wysłać wiceministra sprawiedliwości Krzysztofa Śmiszka czy wiceministrę kultury Joannę Scheuring-Wielgus. A swoje miejsca w Brukseli chce mieć też Konfederacja, która w stolicy już rozwiesiła plakaty wyborcze. Ktoś musi tę karuzelę nowych regulacji niekorzystnych i presji politycznej, ideologicznej zatrzymać. I my jesteśmy alternatywą i my to proponujemy. Jako pierwsza swoje listy do Parlamentu Europejskiego ogłosi w sobotę Lewica. Tego dnia także Prawo i Sprawiedliwość będzie miało swoją europejską konwencje. A wybory już 9 czerwca. Zobaczmy, co jeszcze przed nami w programie. Gospodarcze hamowanie. Niebezpieczne opioidy. Jest lekiem mocniejszym od morfiny. Polska gospodarka buksuje. Spadła produkcja przemysłowa, w budowlance jeszcze gorzej, dane są niepokojące tym bardziej, że poniżej nawet pesymistycznych prognoz. PKB rośnie o około 2%, ale to i tak postęp, bo na koniec 2023 był tylko jeden. Rosną za to płace i to w okolicach dziesięciu procent. Co te makrowskaźniki oznaczają w domowej mikroskali? Pracownicy tego biura rachunkowego w Kielcach mają powody do zadowolenia. Wyższe wynagrodzenie i miła atmosfera motywują do działania. Niektórzy jak pani Agnieszka związani są z tym miejscem od kilku dekad. Każdy tę podwyżkę dostał, a wiem, że są takie praktyki u pracodawców, że ciągną w dół, czyli tylko tych, co zarabiają najniższą krajową. Firma działa na rynku od 33 lat. Zatrudnia ponad 60 osób. Każda firma bez pracowników, którzy są jej oddani, którym można ufać, nic nie stanowi. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego płace w sektorze przedsiębiorstw osiągnęły nowy rekord. Blisko 8410 zł brutto - to średnie wynagrodzenie w dużych firmach niefinansowych w marcu tego roku. To o 12% więcej niż przed rokiem. Wzrosty odnotowaliśmy we wszystkich sekcjach gospodarki narodowej. Przede wszystkim w informacji i komunikacji, zakwaterowaniu i gastronomii, w handlu i naprawie pojazdów samochodowych. Płace systematycznie rosną, ale jednocześnie coraz szybciej spada zatrudnienie. Wiele dużych firm - jak ta fabryka ubrań - musiało lub musi pożegnać się z pracownikami. Tylko w tym płockim przedsiębiorstwie pracę straci 600 osób. Boli, teraz jest nam potrzebne wsparcie osób obok. Pamiętajmy też, że środki z KPO zaczynają do Polski płynąć i wszystko na to wskazuje, że w kolejnych miesiącach będziemy rozpoczynali nowe inwestycje. A te będą miały wpływ na sytuację na rynku pracy i na kondycję polskiej gospodarki. Zobaczymy, czy ten szybki wzrost pensji nie napędzi inflacji, która zje efekt zwiększonych płac. Zobaczymy, jak będzie. Bo wyższe pensje to większe wydatki, choć dla każdego 8 tys. złotych oznacza coś innego. To, ile faktycznie mamy pieniędzy w portfelu, zależy między innymi od regionu, w którym mieszkamy. Ale eksperci zaznaczają, że sytuacja na rynku pracy będzie się poprawiać. Możemy już nie pamiętać, że był taki czas, gdy rządzące Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło naprawianie państwa po rządach Platformy i ludowców. Jednym z tych niemal pozytywistycznych planów była reaktywacja posterunków policji, beztrosko i bez sensu polikwidowanych przez liberałów. Wydano na to 107 milionów złotych, a dziś Najwyższa Izba Kontroli pyta, gdzie są te pieniądze, bo na pewno nie w komisariatach. Otwierane hucznie i uroczyście, dziś - pod lupą. Reaktywowane posterunki policji. Sztandarowy program PiS, który w latach 2016-2023 zakładał poprawę bezpieczeństwa w kraju. Pilnują nas, bardzo dobrze i potrzebne. Są jacyś ludzie, którzy prowadzą wieczorem jakieś patrole. Innego zdania są kontrolerzy NIK. W szczegółowym raporcie zarzucają, że nie było żadnego klucza, który przesądzał o konkretnych lokalizacjach tych posterunków. Analizie nie zostało nawet poddane zagrożenie przestępczością. NIK punktuje, że ani ówczesny komendant główny policji, ani nadzorujący go minister nie wiedzieli, czy wydane co najmniej 107 milionów złotych było rozwiązaniem celowym i racjonalnym. Co więcej, proces odtworzenia posterunków nie był rzetelnie zaplanowany, realizowany oraz nadzorowany. Nie przeprowadzili analizy, czy podjęte przez nich działania przyczyniły się do poprawy bezpieczeństwa obywateli lub chociaż usprawniły realizację zdań przez policję. O co zatem chodziło? Pod lupą kontrolerów znalazło się 31 ze 160 nowo otwartych posterunków. Z dokumentu wynika jasno, że nie było potrzeby ich utworzenia. Decyzje wynikały głównie z subiektywnych oczekiwań obywateli i przedstawicieli samorządów lokalnych. Co więcej NIK zwraca również uwagę, że obiekty, choć otwarte, paradoksalnie często były zamknięte kilka dni w tygodniu. Dodatkowo niektóre z nich odtworzono mimo negatywnych opinii miejscowych komendantów policji. Wystawiono niezłe siedziby. Raport stawia sprawę jasno - otwarcie czterech posterunków pogorszyło bezpieczeństwo w danym rejonie. Z dwóch do dziewięciu minut wydłużył się czas przyjazdu patrolu. Oceniam ten raport jako raport przygotowany na zamówienie polityczne. Posterunki zawsze powodowały wzrost poczucia bezpieczeństwa. Czy mieszkańcy np. gminy Pszczółki, gdzie stoi pusty posterunek, mieli poczucie, że policjanci są bliżej i zapewniają bezpieczeństwo. Program reaktywacji najmniejszych jednostek policji rozpoczął się w 2016 roku. Politycy PiS chcieli odwrócić reformę swoich poprzedników, którzy zlikwidowali ponad połowę posterunków w kraju w wyniku centralizacji struktur policji. Te posterunki nie funkcjonowały. To - jak mawiali politycy PiS - miał być projekt odbudowy bezpieczeństwa. Ich przeciwnicy po raporcie NIK mówią wprost - nie chodziło o odbudowę, a budowę - i nie bezpieczeństwa, a partyjnego poparcia. Eksperci twierdzą, że jest stukrotnie mocniejszy od morfiny. Przepisuje się go, kiedy inne leki przeciwbólowe nie działają. Ale ma też coraz mroczniejszą niemedyczną stronę. Fentanyl. Uzależnia szybko i szybko zabija. Są podejrzenia, że w małym Żurominie na Mazowszu zabił pięć osób. I to tylko od początku roku. Czy tak się zaczyna problem i czy ktoś nad nim pracuje? Ludzie jak zombie - tak wyglądają ulice amerykańskich miast. To efekt epidemii uzależnień od opioidów. Z powodu przedawkowania fentanylu umiera w Stanach Zjednoczonych 100 tys. osób rocznie, to są oficjalne dane. Eksperci alarmują, że także w Polsce liczba uzależnionych rośnie. Epidemia przyjmowania coraz większej ilości środków opiatowych ma miejsce, widzimy to po pacjentach. Fentanyl to jeden z najsilniejszych leków przeciwbólowych. Lekarze stosują go u pacjentów z nowotworami i w leczeniu paliatywnym. Jest skuteczny, ale błyskawicznie uzależnia, dlatego stosują go w ostateczności. Jest lekiem opioidowym, około 100 razy silniejszym od morfiny. To widać z tygodnia na tydzień, gdzie trzeba dawki leku zwiększać, bo ta podstawowa już nie działa. Coraz częściej sięgają po niego osoby zdrowe. Pojawi się spowolnienie, senność, kiedy zaśniemy bardzo głęboko, może dojść do zatrzymania oddechu. Potrzeba kilku minut, żeby doszło do niedotlenienia, zatrzymania krążenia i zgonu. Fentanyl jest dostępny wyłącznie na receptę. Ale to teoria. Od początku roku wystawiono już ponad ponad pół miliona pełnopłatnych recept na opioidy. Każdy pacjent, jeżeli ma wskazania do stosowania leku, otrzymuje go ze zniżką, recepty pełnopłatne najczęściej pochodzą z tzw. receptomatów, czyli po prostu automatów, w których te leki można kupić. Też lekarze zgłaszali kradzieże podpisów kwalifikowanych, które są potrzebne do podpisania recepty. W Żurominie na Mazowszu po przedawkowaniu fentanylu zmarło pięć osób. Zdarzają się już miasta, gdzie było po kilka zgonów, czyli możemy mówić, że ten problem już u nas jest, nie jest w tak dużej skali jak w Stanach, ale mamy z tym do czynienia. Rocznie z powodu zaburzeń psychicznych wywołanych substancjami psychoaktywnymi w Polsce umiera rocznie ok. 4 tys. osób, to więcej, niż ginie na drogach. o ile dbamy o poprawę bezpieczeństwa ruchu, to w przypadku leków opioidowych po prostu nie dostrzegamy tego zagrożenia. W Korycinie, na Podlasiu stawką był gabinet wójta i demokracja wydała werdykt. Jest czytelny, ale zdaniem kontrkandydatki do podważenia, bo wyścig przegrała o jeden głos. W Nowym Mieście nad Pilicą też było blisko, bo sześć głosów dało zwycięstwo, a w Bolimowie 14. I może frekwencja nie była wyborców mocną stroną, za to wiemy, jak działa demokracja, gdy każdy głos się liczy. Czy można było się spodziewać, że będzie taka niewielka różnica? No ja spodziewałem się, że będzie ostra gra. Gra, z której wynikiem nie wszyscy się pogodzili. W Nowym Mieście nad Pilicą, chociaż jest już po wyborach, mieszkańcy mają prawo czuć się zdezorientowani. W drugiej turze obecnie urzędujący burmistrz z Prawa i Sprawiedliwości przegrał z kontrkandydatką z PSL. Przegrał różnicą zaledwie sześciu głosów. Wynik ten zwrócił uwagę polityków z Warszawy. My nie mamy zaufania do członków obwodowych komisji wyborczych. Dla mnie to jest śmieszne. Bo przegrał PiS i wiadomo, że jak przegrywa, to nie chce oddać władzy. Tak nie powinno być. Powinno się przegrać z uniesioną głową, wyjść, oddać władzę, bo tak mieszkańcy zadecydowali. Urzędujący jeszcze burmistrz Nowego Miasta nie chciał nam udzielić komentarza w tej sprawie. Mieszkańcy do ponownego przeliczenia głosów podchodzą z dystansem. Co przeliczać, nie ma co przeliczać. Nie, nie, nie. Szukają, że coś było nie tak w głosowaniu. Wcale nie, po prostu tak wyszło. I jednym głosem można wygrać. O czym w tych wyborach przekonali się mieszkańcy tej miejscowość na Podlasiu. Atmosfera w Korycinie jest naprawdę gorąca, wszyscy o tym mówią. Tutaj obecnie urzędujący wójt wygrał ze swoją kontrkandydatką różnicą właśnie jednego głosu. Ale to nie koniec wyborczych emocji w gminie. Płyną do mnie gratulacje i ludzie mówią, że to ja jestem zwycięzcą. I tak też się czuję. Dlatego kandydatka na wójta zamierza złożyć protest wyborczy, a zwycięzca odpowiada. Pracowaliśmy na to przez lata. To sukces. Każdy rok powoduje różnice zdań. Wyborcy dziś są podobnie podzieleni jak podczas głosowania. To jest machlojstwo. Nie wierzę w to, że to wygrane jednym punktem było. Miał fart, bardzo dobrze. Zdaniem politologów taki wynik wyborów może mieć wpływ na przebieg całej kadencji burmistrza lub wójta. Jeżeli jego poparcie jakoś wyraźnie by jeszcze spadło, bardziej naraża się na to, że wyborcy, mieszkańcy zorganizują referendum, w którym może nastąpić jeszcze odwołanie takiego włodarza w gminie. Wyniki drugiej tury wyborów samorządowych w wielu miejscach udowodniły, że hasło "każdy głos jest ważny" nie jest pustym frazesem. To ma być uroczystość inna niż wszystkie. Po raz pierwszy nie ceremonia na stadionie, ale rejs barkami po Sekwanie, wzdłuż największych atrakcji Paryża. Sportowców mają podziwiać na żywo setki tysięcy paryżan i turystów. Taki jest plan A na inaugurację XXXIII letnich igrzysk olimpijskich. Ale są też inne, bo oryginalne pomysły mogą skorygować spece od bezpieczeństwa. Ceremonia otwarcia, jakiej jeszcze nigdy nie było. Po raz pierwszy w historii igrzyska olimpijskie rozpoczną się nie na zamkniętym stadionie, a na Sekwanie. To ogromne wyzwanie dla służb bezpieczeństwa. Jeszcze nigdy nie przygotowywaliśmy takich środków bezpieczeństwa jak na ceremonie otwarcia. Trasę trzeba zabezpieczyć na wodzie, lądzie i z powietrza. 26 lipca ponad 10 tysięcy sportowców wejdzie na pokład 160 statków, by przepłynąć ponad 6-kilometrową trasę od mostu Austerlitz do Wieży Eiffla. Organizatorzy chcą pokazać piękno Paryża, bo statki po drodze mijać będą takie zabytki jak katedra Notre Dame, Luwr czy Pałac Inwalidów. Wzdłuż brzegów Sekwany rozstawione będą trybuny, miało zasiąść na nich 2 miliony kibiców. Ostatecznie ze względów bezpieczeństwa limit zmniejszono do 300 tysięcy. Ale władze i tak obawiają się, że w tak dużym tłumie pojawić mogą się terroryści, i po raz pierwszy otwarcie mówią o możliwości odwołania spektaklu. Policja poinformowała już, że jeśli przed igrzyskami ryzyko ataku terrorystycznego będzie za wysokie, to ceremonia zostanie przeniesiona. Albo tu, na plac Trocadero, Albo na stadion olimpijski. Tak jak na morzu. Jeśli statek wypływa w podróż, to kapitan sprawdza prognozy pogody. I jeśli ma padać, to zmienia plan podróży. Podobnie jest we Francji, jeśli służby będą mieć informację o zagrożeniu, to trzeba będzie się przystosować. Dlatego badane są różne scenariusze. W analizie ryzyka pomoże sztuczna inteligencja, specjalne kamery mają sprawdzać nietypowe zachowania przechodniów czy znajdować pozostawione bez nadzoru walizki. O tym, że igrzyska będą bezpieczne, przekonuje Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Mamy pełne zaufanie do francuskich władz, że zapewnią bezpieczne i przyjemne igrzyska. Oprócz sztucznej inteligencji, policjantów i żandarmów o bezpieczeństwo turystów i sportowców zadbają też prywatni agenci ochrony i żołnierze, także ci z Polski. Łącznie to prawie 100 tysięcy funkcjonariuszy. To wszystko dziś w programie. Już za chwilę rozmowa z gościem. Dziękuję i do zobaczenia.