"19.30", Marek Czyż, zapraszam. Prokuratura ponawia wniosek o areszt dla posła PiS. Czy prokuratura popełniła błąd, zatrzymując pana Romanowskiego? Nie. Mamy coś na wzór zorganizowanej grupy przestępczej, która przygotowuje się na wsadzanie opozycji do więzień. Sejmowa walka o prawa kobiet. Będziemy składać projekt w tej wersji, w której wyszedł z komisji. W tym Sejmie dla tych rozwiązań na dzień dzisiejszy większości nie ma. Milion złotych na odchodne. Magierowski pokazuje, jakie jest prawdziwe DNA PiS-u. To ma być profesjonalizacja dyplomacji? To Radosław Sikorski obiecywał, ale robi zupełnie coś innego. Strony wyciągnęły wnioski, a teraz je wysyłają. Poseł Romanowski - do Prokuratury Krajowej, na prokuratorów, w sprawie bezpodstawnego pozbawienia wolności, a Prokuratura Krajowa - do sadu wyższej instancji, w sprawie odmowy pozbawienia wolności posła Romanowskiego. Młyny sprawiedliwości w tej sprawie mielą dalej. Kto i jaki chleb z tej mąki upiecze? Jeżeli ktoś myślał, że sprawa zatrzymania Marcina Romanowskiego dobiega końca, to się mylił, bo jest ruch prokuratury. Śledczy złożyli zażalenie. Wciąż chcą tymczasowego aresztowania dla byłego wiceministra. Sad powinien dokonać własnej analizy prawnej i powinien dokonać własnych ocen w zakresie obowiązywania immunitetu. Tego sąd całkowicie nie zrobił. Tydzień temu sąd nie zgodził się na aresztowanie Romanowskiego. Powodem decyzji miało być to pismo, w którym przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy napisał, że posła Romanowskiego chroni immunitet. Mamy do czynienia z poważnymi zarzutami. Zorganizowana grupa przestępcza, mnóstwo pieniędzy przewalonych. Ale zobaczcie, co by było, gdybyśmy mieli morderstwo, zdradę stanu. Też byśmy czekali, aż pan Rousopoulos zechce zwołać zgromadzenie na wrzesień albo na styczeń? Podobne zdanie ma prof. Andrzej Zoll, który uważa, że przewodniczący zgromadzenia nie ma racji. Immunitet dotyczy tylko przestępstw, które są popełnione w czasie pracy w Radzie Europy, szczególnie w czasie sesji. A 11 zarzutów, które stawia mu prokuratura, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej, związane są z działalnością Marcina Romanowskiego w Funduszu Sprawiedliwości w latach 2018-2023. Powołanie się na immunitet w tym przypadku uważam za błąd. W całej tej sytuacji jest jedna osoba kompletnie skompromitowana. To jest - prokuratorzy w tej sprawie nie popełnili błędu. Prokuratura powołuje się na kilka przepisów. M.in. na statut Rady Europy. A dokładniej - artykuł 40, który mówi, że przedstawiciele Rady korzystają na terytorium członków z przywilejów i immunitetów niezbędnych do wykonywania ich funkcji. Przepisy będące najważniejszą podstawą określenia zakresu obowiązywania immunitetu nie pozostawiają wątpliwości, że immunitet ten ma charakter funkcjonalny, funkcyjny. W skrócie: w sprawach o charakterze krajowym wystarczy immunitet poselski. Następuje coś w rodzaju uzurpacji kompetencji przez ZPRE, ponieważ ten czyn, o który jest podejrzewany pan Romanowski, nie ma żadnego związku z jego działalnością w Radzie Europy. Z decyzją prokuratury nie zgadza się Marcin Romanowski, który złożył do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa m.in. przez ministra sprawiedliwości. Romanowski uważa, ze Adam Bodnar przekroczył uprawienia, a on sam był bezprawnie pozbawiony wolności. Kwestionowanie oczywistych regulacji międzynarodowych, które są dla Polski wiążące. "Rzeźnik praw obywatelskich" - w tym wypadku niestety jest jak najbardziej adekwatne. Pan Romanowski chce pewnie zademonstrować taką swoistą PiS-owską bezczelność. Koniec końców sprawiedliwość Romanowskiego dopadnie. Sąd odwoławczy - w tym przypadku okręgowy - ma teraz 7 dni na rozpatrzenie zażalenia. Jeżeli podtrzyma decyzję niższej instancji, prokuratura nie wyklucza złożenia wniosku o uchylenie immunitetu do ZPRE. Strajk Kobiet przed Sejmem. Trzy gwiazdki z symbolicznych ośmiu zastąpił koniczynkami i to wyraźny sygnał pod adresem ludowców, którzy storpedowali ustawę depenalizującą pomoc w przerywaniu ciąży. Lewica nie składa broni i po wakacjach wróci z projektem ustawy. Chce zebrać podpisy innych ugrupowań, a do PSL-u apeluje: jeśli wam sumienie nie pozwala być za, to się wstrzymajcie. To odpowiedź kobiet na decyzję polityków. Przed Sejmem, ale też w kilku polskich miastach, na protestach organizowanych przez Strajk Kobiet zebrały się tłumy niezadowolonych. Po tym, jak 11 dni temu przepadł projekt Lewicy dekryminalizujący pomoc przy aborcji. Posłowie odrzucili go głosami PiS-u, Konfederacji i dużej części PSL. Premiera takie słowa nie dziwią. Wkurzenie, a nawet wściekłość kobiet bardzo dobrze rozumiem, bo mniej więcej to samo czuję. Od lat walczymy ramię w ramię o to, co się Polkom i kobietom należy: bezpieczeństwo, wolność od strachu, wolność od strachu przed lekarzem, wolność od strachu naszych bliskich, którzy udzielają nam pomocy. W Sejmie są cztery projekty dotyczące aborcji. Ten odrzucony na poprzednim posiedzeniu był pierwszym procedowanym przez posłów. Lewica zgłosi go ponownie po wakacjach. Czy liczycie na jakieś inne rozstrzygnięcie tym razem? Będzie do skutku. Liczymy na inne rozstrzygnięcie, apelujemy do naszych koalicjantów o pełną mobilizację. O decyzję Sejmu zapytano w sondażu dla "Rzeczpospolitej". Blisko 46% Polaków ocenia ją negatywnie. Prawie 24% uważa, ze posłowie zagłosowali dobrze. W koalicji rządzącej będą rozmowy, by przekonać głosujących przeciwko liberalizacji przepisów aborcyjnych. Do tego, żeby np. nie głosowali przeciw, ale się wstrzymali, co już da szansę na uchwalenie tego projektu, bo gdyby te 4 głosy właśnie się wstrzymały, a nie były przeciw, to ten projekt by został uchwalony. Albo się ma poglądy i kręgosłup, albo się ich nie ma. Ja akurat mam zdecydowane poglądy w tej sprawie. Szef ludowców widzi szansę na poparcie tylko ich projektu. Powrót do zasad sprzed wyroku Trybunału i rozpisanie referendum. To jest wielka szansa, żeby ta sprawa została rozstrzygnięta. Liczę, że ten projekt trafi z komisji pod głosowanie. Z punktu widzenia kobiet walczących o swoje prawa byłaby to kapitulacja - mówi premier. Dały już bardzo jasny sygnał wiele razy, że powrót do kompromisu, który forsowany jest przez PSL i Polskę 2050, to jest sytuacja nie do zaakceptowania. W Koalicji Obywatelskiej ze względu na nieobecność na głosowaniu swoje stanowiska wiceprzewodniczącego klubu oraz wiceministra rozwoju i technologii stracili dwaj politycy: Roman Giertych i Waldemar Sługocki. Pierwszy nadal będzie w komisji do spraw rozliczeń PiS. Drugi nie wróci już do resortu. Podpisałem dzisiaj zwolnienie pana ministra Sługockiego ze stanowiska. Pod projektem Lewicy o dekryminalizacji aborcji oficjalnie podpisze się też KO. Podpisać może się też Polska 2050 - mówiła posłanka Lewicy po dzisiejszym spotkaniu z marszałkiem Szymonem Hołownią. Tym samym ten projekt będzie wzmocniony, bo nie będzie go składał już tylko klub Lewicy. Oficjalnie amerykańscy Demokraci zdecydują o tym w sierpniu, ale już dziś wiele wskazuje na to, ze Kamala Harris otrzyma namaszczenie partii w batalii o Biały Dom. Wielu delegatów deklaruje swoje poparcie, a i barometr ze skalą w dolarach pokazuje swoje - gwałtownie rośnie zawartość kampanijnego konta partii po decyzji Joe Bidena. Czy ten wyścig zaczął się od nowa "Nie chcę koronacji, chcę zasłużyć na wasze poparcie", podobno mówiła partyjnym koleżankom i kolegom Kamala Harris. Po rezygnacji Joe Bidena z walki o reelekcję wykonała ponad 200 telefonów. I się udało. To była najbardziej skuteczna operacja polityczna w najnowszej historii Ameryki. W 36 godzin zebrała glosy większości delegatów potrzebnych do uzyskania partyjnej nominacji na kandydatkę na prezydenta. Z kolei w 24 godziny zebrała 80 milionów dolarów na kampanię, która już się rozpoczęła. Wczoraj spotkała się ze sztabem i nie pozostawiła wątpliwości, że w starciu z Donaldem Trumpa wykorzysta swoją zawodową karierę. Zanim weszła do polityki, była prokuratorem. Jako prokurator generalny Kalifornii mierzyłam się z wszelkiego rodzaju typami. Z drapieżnikami, którzy wykorzystywali kobiety, poznałam złodziei, którzy okradali ludzi, oszustów łamiących zasady własnej gry. Posłuchajcie mnie: znam typ Donalda Trumpa. Harris musi teraz szybko wybrać kandydata na wiceprezydenta. Giełda nazwisk jest długa. Najczęściej wymienianych jest trzech gubernatorów: Andy Beshear z Kentucky, Josh Shapiro z Pensylwanii i Roy Cooper z Karoliny Północnej. Harris na kampanijną piosenkę wybrała "Freedom" Beyonce, a ta się na to zgodziła. Do gwarancji wygranej brakuje już jej tylko poparcia Taylor Swift i wtedy może być pewna, że nie będzie musiała wyprowadzać się z tego budynku. W wieku 85 lat zmarł Andrzej Milczanowski, w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej, w wolnej Polsce szef ministerstwa spraw wewnętrznych i Urzędu Ochrony Państwa. Andrzej Milczanowski w dobie PRL był działaczem KOR, a w latach po 70. - Solidarności. Po wyborach czerwcowych w 1990 roku został szefem UOP, a potem ministrem spraw wewnętrznych. Oskarżył Józefa Oleksego o współpracę z rosyjskim wywiadem. Odszedł z polityki po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta w 1995 roku. "Państwowiec do bólu, prawy człowiek, który nigdy nie cofał danego słowa" - tak o zmarłym napisał europoseł Bartłomiej Sienkiewicz, jego podwładny w czasach UOP. To jest 19.30, zobaczmy, co jeszcze przed nami. Będzie renta wdowia. Gdy znika druga osoba, nie znika połowa utrzymania mieszkania, domu. Olimpijskie menu od kuchni. Krem z karczocha, kwiat soli, na górze trufle i kozi ser. By każdy sportowiec znalazł coś dla siebie. MSZ wzywa do kraju ambasadora w Stanach Zjednoczonych Marka Magierowskiego. Pan ambasador ma propozycję: podpiszę wypowiedzenie, a w zamian dostanę 1 mln zł, bo tyle bym zarobił do końca misji. Na takie szczególne "porozumienie stron" MSZ reaguje stanowczo - nie ma takiego prawa - i ponawia wniosek do prezydenta o odwołanie dyplomaty. Prawie 350 tys. zł oraz ok. 140 tys. dolarów - takiej kwoty domaga się ambasador w USA Marek Magierowski za to, że odejdzie z placówki w Waszyngtonie. MSZ na tę propozycję już odpowiedziało. Radosław Sikorski dzisiaj zapowiedział, że ponowi wniosek o odwołanie ambasadora Magierowskiego. A ambasador liczy, ile by zarobił, gdyby został na placówce jeszcze 1,5 roku, i tu pojawia się lista: rekompensata za utracone wynagrodzenie zasadnicze, dodatek stażowy, kierowniczy, dodatek służby zagranicznej oraz dodatek zagraniczny i dodatek na niepracującego członka rodziny. W sumie prawie 1 mln zł. Pisowscy propagandyści i dyplomaci wyceniają swoje usługi na setki tysięcy złotych. A tacy byli pobożni i patriotyczni. Magierowski pokazuje, jakie jest prawdziwe DNA PiS. Idziemy do polityki, żeby nakraść, nazarabiać jak najwięcej. Ta sytuacja jest niewyobrażalna dla byłego ambasadora RP w Kanadzie Marcina Bosackiego. Decyzją rządu PiS wcześniej skończył swoją misję dyplomatyczną, jednak nie domagał się odszkodowania. Dla pewnego pokolenia dyplomatów, dla których zwłaszcza służba dyplomatyczna jest służbą Rzeczpospolitej, domaganie się za jej skrócenie odszkodowania jest niewyobrażalne. Gdy zwalniał poprzedni rząd, politycy PiS takie działania potrafili uzasadnić, dziś mówią, że decyzja ministra Sikorskiego nie jest merytoryczna, a polityczna. To ma być profesjonalizacja dyplomacji? To Radosław Sikorski obiecywał. A robią coś zupełnie innego, zastępują profesjonalistę, który od lat Polsce służy, partyjnym kolegą. Chodzi o Bogdana Klicha, który mógłby zostać charges d'affaire w Waszyngtonie. Na tytuł ambasadora nie ma co liczyć, bo to prezydent powołuje na ten urząd, a Andrzej Duda nowego ambasadora nie chce. To jeden z największych konfliktów między rządem a głową państwa. W takiej stolicy jak Waszyngton musi być reprezentowane, Polskę musi reprezentować dyplomata, który ma zaufanie rządu. Ambasador Magierowski takiego zaufania nie ma, ale bez zgody prezydenta rząd nie może go odwołać. Na razie został wezwany do kraju. Będzie renta wdowia. Rząd popiera obywatelski projekt ustawy, która pozwala przejąć część świadczenia po zmarłym współmałżonku. Projekt w Sejmie w tym tygodniu przejdzie drugie czytanie, docelowo ma kosztować budżet państwa około 20 mld zł. Śmierć bliskiej osoby to nie tylko cios w serce, ale w przypadku seniorów nierzadko dramat finansowy. Szczególnie dla osób z minimalną emeryturą 1500 zł. Pani Janina Partyczna z Warszawy mówi, że wielu osobom w takiej sytuacji trudno wiązać koniec z końcem. Jak dodaje, zielone światło rządu dla renty wdowiej to rozwiązanie, na które emeryci czekali od lat. Ja jestem zachwycona, bo proszę sobie wyobrazić, jak jest dwoje małżonków, mają emerytury 2+2, to jest 4, a jak zostaje taka kobieta czy mężczyzna sam owdowiały - bieda z nędzą, 2000 zł. Ja samego czynszu płacę 1000 zł. W związku ze zmianami demograficznymi i galopującą inflacją rząd poparł obywatelski projekt ustawy, pod którym podpisało się ponad 200 tys. obywateli. Wyciągamy pomocną dłoń także do ich dzieci, dla ich wnuków, na barkach których dzisiaj spoczywa wsparcie finansowe osoby starszej. W tej chwili senior lub seniorka w przypadku śmierci małżonka może pozostać przy swojej emeryturze lub zrzec się jej i pobierać 85% świadczenia zmarłego. Według nowych przepisów każdy będzie mógł zachować swoje świadczenia, pobierając połowę renty męża lub żony lub zdecydować się na połowę swojej emerytury i całość renty partnera. Obywatelski projekt ustawy złożono w lutym. Ale wsparcie osób starszych po śmierci małżonka było zawarte w umowie Koalicji 15 października. To jest bardzo dobry pomysł, to podniesie komfort życia, egzystencji. Do renty wdowiej uprawnionych jest nawet 1,5 miliona osób. Martwe ryby w wodzie i raki uciekające na brzeg. Tak wygląda w tym momencie rzeka Swędrnia w Wielkopolsce. Próbki wody pobrano do analizy, za katastrofę najprawdopodobniej odpowiada przyducha. I choć tu najprawdopodobniej zadziałała natura, to z polskimi rzekami dzieje się źle. Sztandarowym przykładem od dwóch lat jest Odra, ale prawie wszystkie nie spełniają norm środowiskowych. Jak daleko jest od cieku do ścieku? Raki wychodzą z wody, bo w tej rzece praktycznie nie ma czym oddychać. Wyniki badań nie budzą wątpliwości. One potwierdziły znowu niską zawartość tlenu, poniżej jednego miligrama w litrze. Śnięte ryby pojawiły się w Swędrni w Wielkopolsce. Przeprowadzono pierwsze kontrole. Wydaje się, że winne nie są chemikalia, a przyducha. Rozwiązaniem ekologicznej zagadki ma być wysoki stan rzeki. Tam są tereny, gdzie obszary są zgniłe, tam była trawa, to wszystko spływa teraz do Swędrni. Na zlecenie wyławiane są ryby, wyłowiliśmy 70 sztuk, są tam okonie i szczupaki. Szczegółowe wyniki badań wody mają pojawić się za dwa tygodnie. Ale i tak dane na temat czystości polskich rzek nie są optymistyczne. Ponad 99 proc. jest w złym stanie i nie spełnia norm środowiskowych. Symbolem tego trendu od dwóch lat jest Odra. W żaden sposób nie usuwamy przyczyn, które były podstawą tej katastrofy. Jedna z nich jest ogromne zasolenie Odry. Obecnie wody w rzece jest coraz mniej, a jej temperatura rośnie. Tylko od początku czerwca wyłowiono 1600 kg ryb z jeziora Dąbie, do którego wpada Odra. Eksperci jako przyczynę wskazują zakwit złotej algi. Kopalnie pompują, to wszystko trafia do Kanału Gliwickiego, a potem do Odry. Jeszcze poprzedni rząd przygotował specustawę odrzańską. Nie rozwiązała ona jednak problemu zrzutu słonych wód kopalnianych do rzeki. Nowelizacji przepisów wciąż brak. Naukowcy z Warszawy stworzyli system wczesnego wykrywania zanieczyszczeń. Kwestie gospodarcze będą tak samo szanowane jak sprawy związane z ekologią. Przez 365 dni w roku nieprzerwanie monitorować parametry fizykochemiczne rzek, całkowicie autonomicznie, bez angażowania personelu z zewnątrz. System osiągnie pełną funkcjonalność za dwa lata. Pozwoli przewidzieć parametry rzeki z wyprzedzeniem 72 godzin. Piłeś - nie jedź, a jeśli pojedziesz, to ci zabiorą samochód. Tak z grubsza, miały działać przepisy o automatycznej konfiskacie pojazdów kierowanych przez kierowców w stanie nietrzeźwości. Obowiązywały od połowy marca, ale działały dość kłopotliwie. Rząd zajął się nowelizacją przepisów, ale z pewnych powodów się nie spieszy. Pijani kierowcy to plaga na polskich drogach. Ten uciekał przed lubuskimi policjantami. Nieskutecznie. Miał prawie trzy promile. I pożegnał się z autem. Od połowy marca do minionego piątku policja skonfiskowała niemal 3000 samochodów. Pijany kierowca nie powinien mieć dostępu do auta. Powinno mu się narzędzie przestępstwa zabrać. Samochody są zabierane pijanym kierowcom z automatu, bo zgodnie z przepisami sąd musi orzec ich przepadek. Ten obowiązek budził wątpliwości prawników i niebawem miał zniknąć. Projekt ustawy w tej sprawie trafił dziś na Radę Ministrów. Ale premier niespodziewanie wcisnął legislacyjny hamulec. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformował mnie o dramatycznym wzroście zatrzymanych nietrzeźwych kierowców. Jest ich więcej, a nie mniej. Od początku wakacji złapano już prawie 10 tys. kierujących pod wpływem alkoholu. W Wielkopolsce niemal codziennie organizowane są akcje Trzeźwy Poranek. Wyniki są zatrważające. Kilka dni temu podczas takich działań, które są krótkie, bo trwają raptem dwie godziny, schwytaliśmy 115 kierowców. Rząd do sprawy wróci po wakacjach. Wtedy premier ma dostać pełny raport, który pokaże, czy obowiązkowa konfiskata auta jest skuteczna i warto z niej rezygnować. Eksperci są na tak. Przeprowadźmy badania, czy zmienił nam się poziom udziału tych nietrzeźwych kierowców w ruchu, wzrosło poczucie bezpieczeństwa na naszych drogach i wtedy podejmijmy decyzję. Aktualnie policja od razu zabiera samochód pijanemu kierowcy. Według nowych przepisów proponowanych przez resort sprawiedliwości, a wstrzymanych przez premiera, zamiast konfiskaty sędzia będzie mógł wymierzyć karę finansową. To nie jedyna zmiana. Teraz przepadek auta zaczyna się od 1,5 promila u kierowcy, a ma się zacząć już od 0,5 promila. Tyle można wydmuchać po wypiciu dwóch piw. Szacuje się, że nawet pół promila alkoholu we krwi kierującego wydłuża jego czas reakcji, a droga hamowania pojazdu, którym kieruje, wydłuża się trzykrotnie. A zatem nie ma czegoś takiego jak bezpieczna dawka alkoholu. Nie tylko w samochodach. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, pijany pilot straci samolot, a pijany sternik będzie mógł stracić jacht. Żeglowanie na podwójnym gazie prawie skończyło się tragedią na jeziorze Solińskim. W weekend pijany mężczyzna wypadł za burtę, pijana załoga nie była w stanie mu pomóc. Zrobiły to służby. Jest nieocenionym wsparciem dla niepełnosprawnych pacjentów, którzy nie opuszczają domów. Rehabilitacja domowa, dotąd realizowana bez kolejek i bez ograniczeń, może zostać ograniczona przez Narodowy Fundusz Zdrowia, który zapewnia, że chce w ten sposób poprawić dostęp do fizjoterapii ambulatoryjnej. Pytanie, czy to skuteczny sposób? Stwardnienie rozsiane, choroba, która odbiera sprawność. Jarosław choruje od 15 lat i od kilku prawie nie opuszcza domu. Mówi, że rehabilitacja domowa, którą ma kilka razy w tygodniu, trzyma go przy życiu. Daje możliwość spowolnienia choroby, zwiększenia komfortu, zmniejszenia dyskomfortu. Z tej formy terapii korzystają m.in. mieszkańcy tego domu dla osób bezdomnych i niepełnosprawnych w Jankowicach Świętokrzyskiem. Mamy ludzi, których tu przywożono leżących, a po roku rehabilitacji ci ludzie wychodzili o własnych siłach. Do tej formy rehabilitacji są uprawnione osoby ze znaczną niepełnosprawnością, czyli kilkaset tysięcy Polaków. O dostęp do niej walczyły w Sejmie w 2018 roku rodziny osób niepełnosprawnych. W wyniku protestu Sejm uchwalił m.in. ustawę gwarantującą dostęp do rehabilitacji domowej bez kolejek i limitów. Korzyści są nieocenione. Dzięki rehabilitacji ten człowiek nie trafia na SOR, do szpitala, jest zaopiekowany. Jest zacewnikowany, nie trzeba co chwila zmieniać pampersów. Narodowy Fundusz Zdrowia uważa jednak, że obecny system to pole do nadużyć. Wiele ośrodków, które powinny prowadzić opiekę ambulatoryjną, chętniej realizuje ją w domach pacjentów, bo to im się bardziej opłaca. Fundusz proponuje, żeby te ośrodki ograniczyły rehabilitację domową do 20 procent. W ten sposób liczy, że poprawi dostęp do opieki ambulatoryjnej. Niestety zdarza się na rynku, że niektóre podmioty wykonują 90% w domu pacjenta, a powinny robić to w poradni, bo na to mają podpisaną umowę z NFZ. Samorząd Fizjoterapeutów nie zgadza się na te zmiany. Nie spowodują one, że pacjenci z niepełnosprawnością znaczną przyjadą do poradni. To ograniczy dostępność pacjentów do rehabilitacji domowej w ramach ambulatorium, a druga sprawa - fizjoterapeuci, którzy to wykonywali, mogą zostać bez pracy. Już sobie wyobrażam możliwości i kolejki, jaka będzie biurokracja. Fizjoterapeuci uważają, że system można poprawić, zwiększając finansowanie zabiegów w ambulatoriach i nie ograniczając dostępu tym, którzy najbardziej potrzebują. Podaż kalorii jak popyt na energię - taka ma być dieta sportowca, bo kondycja i technika to nie wszystko. W czasie igrzysk olimpijskich sprawa robi się tym poważniejsza, że apetyt na medale mają wszyscy, a od menu wiele może zależeć. Francja, dumna ze swej kuchni, podejmie wkrótce cały sportowy świat, więc u źródła pytamy, co kuchnia wydaje? Kurczak w kminku z chutney, gulasz burgundzki czy wieprzowina w sosie tajskim. Kucharze wioski olimpijskiej dwoją się i troją, by trafić w każdy gust. o nadziewany croissant, w środku mamy jajko w koszulce, krem z karczocha, kwiat soli, na górze trufle i kozi ser. Bo Francja sportowcom chce zaproponować to, co nad Sekwaną najlepsze, czyli wykwintną francuską gastronomię. Olimpijskie menu przygotowywali najbardziej utytułowani kucharze, także ci z gwiazdkami Michelin. To mus z ciecierzycy. Ciecierzycę marynujemy w sosie z cytryny, do tego dodajemy bataty w bliskowschodnich ziołach, polewamy sosem chimichurri z oliwą bio, papryką i prażonymi orzechami nerkowca. Ale nawet najbardziej oryginalne pomysły kucharzy muszą uwzględniać konkretne potrzeby sportowców. Wszystkie potrawy przygotowywane są we współpracy z międzynarodowymi delegacjami i pod czujnym okiem dietetyków. Nie można żywić gimnastyczki w ten sam sposób co koszykarza czy dżudoki. Musieliśmy stworzyć bardzo zróżnicowaną ofertę, by każdy sportowiec znalazł coś dla siebie. Stad pomysł na te gigantyczną restaurację w samym centrum wioski olimpijskiej. Podczas trwania igrzysk przygotujemy tu ok. miliona posiłków - to 40 tys. dziennie. Dlatego tę restaurację nazywamy największą restauracją świata. Będzie otwarta 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Sportowcy będą mogli wybierać spośród 700 dań w 4 stołówkach serwujących kuchnię francuską, międzynarodową, azjatycką i afrykańsko-karaibską. Przy wejściu do każdej strefy jest bar sałatkowy, kilka dań głównych, strefa mięsa i ryb z grilla oraz gotowane warzywa. Do tego dania z makaronem lub ryżem jak risotto. No i do tego desery oraz, nie mogło być inaczej, francuskie sery dojrzewające. W trosce o środowisko dania przygotowywane są tylko z lokalnych produktów i aż 1/3 pozycji w menu jest wegetariańska. Dzisiaj kulebiak z łososiem oraz ulubione ciasto Igi Świątek, czyli tiramisu. Ja zabieram się do próbowania, a państwa zapraszam na 26 lipca, wtedy ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. To wszystko dziś w "19.30". Dziękuję za uwagę. Za chwilę "Pytanie Dnia".