Rząd nie składa broni. Po wecie prezydenta zapewnia, że przedstawi rozwiązanie, które uchroni Polaków przed wyższymi rachunkami. Jest akt oskarżenia przeciwko Mariuszowi Błaszczakowi i Sławomirowi Cenckiewiczowi. Chodzi o ujawnieniem dokumentów objętych tajemnicą państwową. Alan Bartczak poszukiwany w sprawie tortur i gwałtu na 26-latku. Policja wydała list gończy. Monika Sawka, dobry wieczór. Nie składamy broni - mówią rządzący i pracują nad przepisami mrożącymi ceny energii. To reakcja na weto prezydenta ws. ustawy wiatrakowej. Karol Nawrocki twierdzi, że wsłuchał się w głos narodu, tyle że większość Polaków jest za. Prawo i Sprawiedliwość decyzję prezydenta popiera, mimo że jeszcze trzy lata temu to właśnie prezes PiS mówił, że trzeba inwestować w energię odnawialną. O politycznej walce z wiatrakami. Wiatraki na stałe wpisały się krajobraz wielu polskich gmin. Mogę powiedzieć jako burmistrz, że te 37 wiatraków to duże wpływy do budżetu, duże inwestycje. Środki, które pozyskujemy z tego tytułu, służą wszystkim mieszkańcom. Tego wszystkiego mogło być więcej, ale na razie nie będzie. Po zawetowaniu przez prezydenta ustawy o odnawialnych źródłach energii. Która miała też zamrozić ceny prądu. Karol Nawrocki mówi o szantażu przez wiązanie obu kwestii. Rządzący - o wylewaniu dziecka z kąpielą. Pan prezydent miał ogromną szansę postawić na tani prąd, tanią energię, tańsze i niższe rachunki dla obywateli. Liczyłem, że prezydent Nawrocki różni się od kandydata Nawrockiego i z tej drogi kampanijnej wybierze drogę rozsądku. Karol Nawrocki sprzeciwił się między innymi tej zmianie, by wiatraki mogły być instalowane nie 700, a 500 metrów od zabudowań. Ludzie nie chcą mieć przy swoich gospodarstwach domowych 150-metrowych wiatraków. Ja jestem głosem Polaków. Tyle prezydent. A to głos Polaków... Jak mam być uczciwy, to ja nie odczuwam hałasu, siedząc sobie nawet na tarasie. z gmin, w których wiatraki są i mogłyby powstać kolejne. Mieszkańcy mieli też dostać pieniądze za sąsiedztwo turbin. Budowa farm to także korzyści płynące z nowej infrastruktury. Została wykonana droga powiatowa, gdzie mieliśmy fatalny dojazd z Gorzowa. Nie jest to uciążliwe, chociaż wszyscy się tego obawialiśmy. 500 m od zabudowań nie jest jakimś zagrożeniem, ważne jest jedno - to mieszkańcy jako samorządy mamy decydować o tym, czy budować farmy wiatrowe na swoim terenie czy nie. Prezydent uzasadniał swoją decyzję także lobbingiem zagranicznych koncernów. Nie kto inny, tylko rząd PiS na kilka miliardów złotych podpisał umowy w ramach SSP z firmą niemiecką Siemens na wykonawstwo usług w sektorze energetyki. Prawo i Sprawiedliwość broni decyzji prezydenta. Ale ta kłóci się choćby z tym, co prezes PiS mówił, gdy był u władzy. My stawiamy w tej chwili na energię odnawialną. Tzn. na off-shore'y te na wodzie, na morzu wiatraki, na wiatraki w ogóle. Teraz narracja jest inna. Jest także energia z węgla, a węgiel jest naszym złotem, czarnym złotem. Nie jesteśmy przeciwko OZE, natomiast uważamy, że nie można nadmiernie liberalizować przepisów w tym zakresie. Liberalizacja pozwoli na budowę większej liczby wiatraków, a to oznacza więcej zielonej energii. Zrównoważony rozwój lądowej energetyki wiatrowej to jest kilka-, kilkanaście dodatkowych gigawatów i to wystarczy, by zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne Polski. W kontekście wspomnianego węgla dopłacamy do nierentownych kopalń 9 miliardów złotych. To jest 100 tysięcy do każdej osoby zatrudnionej w górnictwie i mówię tylko o tym roku. Nie da się zapewnić obywatelom niższych cen energii, blokując rozwój OZE. Weto prezydenta oznacza też zablokowanie zamrożenia cen prądu do końca roku na poziomie 500 złotych. Nawrocki wyjął przepisy z rządowej ustawy i zaproponował jako swoją. Nie składamy broni w obronie obywateli, którym niestety przez decyzję pana prezydenta grozi to, że będą więcej płacili za prąd. Na to na pewno nie pozwolimy. Bez zamrożenia cen energia będzie droższa od października. To nie akt oskarżenia, to akt zemsty - mówi były minister obrony narodowej. Mariusz Błaszczak przed sądem odpowie za odtajnienie dokumentów w kampanii wyborczej, na czym miało skorzystać Prawo i Sprawiedliwość. Zarzuty usłyszał też Sławomir Cenckiewicz - szef BBN - oraz dwoje byłych współpracowników byłego szefa MON. Rządzący mówią o igraniu z bezpieczeństwem naszego kraju. To jest rzecz niesłychana. Tak były szef BBN... Na całym świecie chyba żaden minister obrony narodowej tak nie postąpił tak jak nasz. komentuje ujawnienie przez Mariusza Błaszczaka tych fragmentów wojskowego planu obronnego Polski. Rząd Tuska w razie wojny był gotowy oddać połowę Polski. Chodzi o plan Warta. Ówczesny szef MON odtajnił go w samym sercu kampanii wyborczej w 2023. Dwa lata później akt oskarżenia trafił do sądu. Działał na szkodę interesu publicznego oraz spowodował wyjątkowo poważną szkodę dla Rzeczpospolitej Polski. Akt oskarżenia nie dotyczy tylko Mariusza Błaszczaka, ale także Sławomira Cenckiewicza, czyli szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a także byłych współpracowników byłego szefa MON. Oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Odpowiada Błaszczak i pisze o cenie, jaką płaci za "ujawnione plany pierwszego rządu PO-PSL dotyczące oddania niemal połowy Polski bez walki". Wpis skomentował premier. Prokuratura zaznacza, że Mariusz Błaszczak, ujawniając tajne dokumenty podczas kampanii, nie tylko działał na rzecz swojej formacji politycznej, ale wypowiadając te słowa... Był gotowy oddać połowę Polski. dopuścił się manipulacji. Taka interpretacja w żaden sposób nie wynika z analizy całości dokumentów. Prawo i Sprawiedliwość już zapowiada, że Mariusza Błaszczaka będzie bronić. Co widać było już w marcu, kiedy polityk był przesłuchiwany w prokuraturze. Robienie z tego sprawy karnej jest tylko i wyłącznie aktem politycznym o skandalicznym i kryminalnym charakterze. Z tym nie zgadza się Konfederacja. To było karygodne i pewne rzeczy powinny być ponad podziałami partyjnymi. Tym bardziej że ujawnienie planów może zaważyć na relacjach z państwami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jak siadają przy stole i znowu robią kolejny plan, to tam temu się lampka zapala. Może jednak nie rozmawiajmy z Polakami, bo nie wiadomo. Ich minister znowu coś zaraz ujawni. Pojawiają się też pytania o przyszłość szefa BBN. Sławomir Cenckiewicz mimo zapewnień rządzących ma według Kancelarii Prezydenta dostęp do informacji niejawnych. To jest człowiek niebezpieczny dla Polski. Oni pokazali, że dla kampanii wyborczej są w stanie zrobić wszystko. Narazić bezpieczeństwo Polski. Stanowisko Kancelarii Prezydenta jest jednoznaczne. Działanie prokuratury należy ocenić jako zemstę ludzi związanych z obecnym układem rządzącym za to, że prof. Cenckiewicz przez lata badał dzieje komunistycznych służb specjalnych i Ludowego Wojska Polskiego, odważnie i rzetelnie bronił bezpieczeństwa RP. Cenckiewicz w momencie powołania go na szefa BBN miał już postawione zarzuty. Niezależnie od tego, co zdecyduje sąd, finał sprawy jest przewidywalny. Politycy PiS przyznają, choć nieoficjalnie, że jest przecież prezydent Karol Nawrocki, który może ułaskawić oskarżanych, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Alan Bartczak ścigany za torturowanie i zgwałcenie młodego mężczyzny w Koninie. 30-latek jest poszukiwany listem gończym. W sprawie wcześniej zatrzymano dwie osoby, w tym byłą partnerkę poszkodowanego. Bandyci w mieszkaniu znęcali się psychicznie i fizycznie nad bezbronnym 26-latkiem. Prokuratura mówi o szczególnym okrucieństwie. Groźny i bezwzględny. To Alan Bartczak - poszukiwany trzydziestolatek, podejrzany o porwanie, tortury i gwałt. Jezu, straszne. Przerażające. Nie do wiary, że tutaj u nas. Do zbrodni doszło w jednym z bloków w Koninie. Ofiarą dwudziestosześcioletni mężczyzna. Prokuratura mówi o szczególnym okrucieństwie. Czyny zarzucane podejrzanym nacechowane były wyjątkową brutalnością, która miała nie tylko na celu zadanie ofierze bólu fizycznego, ale też poniżenie go psychiczne. Z ustaleń prokuratury wynika, że Lena W. - była partnerka ofiary - podstępem zwabiła poszkodowanego do swojego mieszkania. Mówiła, że chce popełnić samobójstwo. Mężczyzna przyjechał, choć miał zakaz sądowy zbliżania się, bo wcześniej bił kobietę. Nie umieją młodzi ludzie rozwiązywać swoich problemów normalnie jak ludzie? Tylko muszą w taki sposób? To jest straszne. Po godzinach tortur jeden ze sprawców zabrał pokrzywdzonego do sklepu i zmusił do kupienia telefonów. 26-latek wykorzystał moment nieuwagi i poprosił ochronę o powiadomienie policji. Tam zatrzymano Kacpra J. Chwilę później Lenę W. Usłyszeli już zarzuty. Grozi im 25 lat więzienia. Zarzuty te dotyczą pozbawienia wolności ze szczególnym udręczeniem. Wciąż brakuje głównego podejrzanego. Dzięki wydaniu postanowienia o poszukiwaniu listem gończym istnieje możliwość rozpowszechnienia zarówno danych osobowych, cech szczególnych, jak i wizerunku sprawcy. W mieszkaniu, gdy torturowano 26-latka, była siedmioletnia córka Leny W. Dziewczynka trafiła do babci. Tragedia. Nie spodziewałam się, nie wyobrażam sobie, że tak się kobiety mogą zachowywać. Śledczy badają możliwy motyw zemsty. Nieoficjalnie Alan Bartczak to nowy partner Leny W. Takie osoby w przypadku takiego działania mają pewne cechy osobowości. Brak empatii, brak współczucia i jest duże prawdopodobieństwo, że taka osoba może dopuścić się ponownie takiego czynu. Policja ostrzega: kto ukrywa poszukiwanego, może spędzić 5 lat w więzieniu. Jednocześnie przypomina, by nie próbować zatrzymać go na własną rękę. Ten człowiek może być i dla policji niebezpieczny, zrobi wszystko, żeby uciec, żeby się schować, żeby się wyrwać, więc daleko idąca ostrożność. Jeśli ktoś wie, gdzie jest Alan Bartczak, powinien natychmiast powiadomić policję. Miało być szybkie spotkanie twarzą w twarz między Wołodymyrem Zełenskim a Władimirem Putinem, a jest impas. Od spotkania na Alasce mijają kolejne dni i nie zapowiada się na znaczący progres w kwestii pokoju w Ukrainie. Rosja nie chce zakończyć wojny teraz - mówi prezydent Ukrainy i krytykuje rosyjskie żądania. Donald Trump znów zaskoczył wszystkich. Przerwał konferencję prasową dotyczącą przyszłorocznego mundialu w USA, by pochwalić się prezentem od Putina. To zdjęcie mężczyzny, który nazywa się Władimir Putin, który, jak sądzę, chciałby przyjechać na mistrzostwa w zależności od tego, co się wydarzy. Uznałem, że to ładne zdjęcie. Może niekoniecznie moje, ale jego już tak. Miło z jego strony, że mi je wysłał. Trump stwierdził też, że Putin bardzo szanuje i jego, i Amerykę. Zareagowała dziennikarka stacji CNN. Czy rozmawiał pan z Putinem o tym, że wczoraj duża amerykańska fabryka została trafiona w rosyjskim nalocie na Ukrainę? Jak pan na to zareagował? Powiedziałem mu, że nie jestem z tego zadowolony i nie jestem zadowolony z niczego, co ma związek z tą wojną. Ale mimo tego ataku na jedną z największych amerykańskich inwestycji w Ukrainie ani kolejnych na cywilne obiekty jak na ten blok mieszkalny w Konstantynówce Trump znów dał Putinowi czas na zakończenie wojny. Dwa tygodnie. To ulubiona przez Trumpa jednostka czasu. Oznacza po prostu - później. Albo - nigdy. Podobnie jest z sankcjami Trumpa na Rosję. Będą albo nie. Po tym czasie podejmę decyzję. To będzie bardzo ważna decyzja. Zobaczymy, czy będą to masywne sankcje czy zmasowane cła, czy jedno i drugie. A może nie zrobimy nic i powiemy, że to ich walka. Rosja wykorzystuje czas, by zmaksymalizować zdobycze terytorialne. I nasila ataki dronowe. Pokazuje to ta grafika. Podczas gdy rok temu w lipcu wystrzeliwała średnio 14 dronów dziennie, to na początku tego roku już ponad 80. Teraz atakuje średnio ponad 200. Ale zdarzają się uderzenia z wykorzystaniem ponad 700 szahedów równocześnie. Atakują głównie wzdłuż linii frontu. A masowo produkowane są w takich jak ta fabrykach. Niedługo będzie to sześć tysięcy dronów miesięcznie. Nie można pozwolić Putinowi na grę na czas. A nie otrzymaliśmy żadnych pozytywnych sygnałów woli pokoju. Wręcz przeciwnie, nawet ostatnie wypowiedzi Ławrowa wskazują na to, że Rosja się nie cofa. Nie chce też spotkania Putina z Zełenskim. A Donald Trump woli przy nim nie być. Są trochę jak ogień i woda. Nie przepadają za sobą z oczywistych powodów. Ale zobaczymy. A potem zobaczymy, czy będę musiał tam być. Wolałbym tam nie być. Wolę, by najpierw sami się spotkali i przekonali się, jak im to wychodzi. Wołodymyr Zełenski ponownie odrzucił możliwość oddania Rosji ukraińskich ziem. W Dniu Flagi Państwowej mówił też o znaczeniu niebiesko-żółtych barw. Dla Ukraińców to symbol wolności, a dla wielu znak, że zło w końcu się skończyło. Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie ogłosiła Gazę strefą głodu. To pierwszy taki przypadek na Bliskim Wschodzie. Eksperci ONZ szacują, że w tym rejonie zagrożonych głodem jest pół miliona osób. Izraelski premier przekonuje, że chce natychmiastowych negocjacji, ale nie rezygnuje z planów zniszczenia Gazy. A propozycja rozejmu, na którą przystał Hamas, wciąż czeka na jego odpowiedź. Sadża spała, gdy izraelska rakieta uderzyła w jej dom. Myślałam, że umrę tu zupełnie sama. Jej krzyki spod gruzów usłyszeli ratownicy. Dwudziestolatka trafiła do szpitala ze złamaną miednicą i obrażeniami głowy. Nasze życie w Gazie się skończyło. Nic już nie zostało. ONZ ostrzega: będzie jeszcze gorzej. Bo Tel Awiw mimo międzynarodowej krytyki nie rezygnuje z planu zdobycia miasta Gaza. Tylko w ciągu ostatniej doby izraelskie bomby zabiły tam blisko 50 osób. W tym dzieci, bo żołnierze zaatakowali szkołę przekształconą w schron. Nowa ofensywa to nie tylko bombardowania. Rząd Netanjahu planuje bowiem wysiedlenie miliona mieszkańców miasta. Wielu z tych ludzi po prostu nie da rady stawić czoła kolejnemu przesiedleniu. Zwłaszcza najsłabsi. Chorzy i ranni. Mam pozwolić mojej dziewięcioletniej córce pchać mnie na wózku? Oraz dzieci. Znaczna ich część jak Shahd z niedożywienia nie ma siły nawet oddychać. Ma półtora roku. Waży około sześciu kilogramów, powinna ważyć dwanaście. Jest szkieletem pokrytym skórą. Nieliczne funkcjonujące jeszcze w Gazie szpitale codziennie przyjmują kilkanaścioro dzieci takich jak Szahd. Organizacja współpracująca z ONZ po raz pierwszy ogłosiła, że na terenie Strefy Gazy panuje głód. Obecnie w mieście Gaza panuje głód najwyższego, piątego stopnia. Ponad pół miliona ludzi znajduje się w katastrofalnej sytuacji. Do końca września liczba ta ma wzrosnąć do blisko 650 tysięcy. To więcej niż jedna czwarta całej populacji Gazy. Powiedzmy sobie jasno: to sztucznie wywołany, sfabrykowany głód. Jest celowy. Żywność jest wykorzystywana jako narzędzie wojny. A narzędzie to - jak twierdzi ONZ - jest w rękach Izraela. Który raport na temat głodu w Gazie nazywa wierutnym kłamstwem. Od początku wojny Netanjahu przekonuje, że Hamas kradnie pomoc, by finansować swoje działania zbrojne. ONZ ripostuje: to Izrael blokuje dostawy żywności. Żywność gromadzi się na granicach z powodu systematycznych utrudnień ze strony Izraela. Bo choć w sierpniu częściowo przywrócono dostawy pomocy do Gazy, wciąż są one zbyt małe, a władze izraelskie - jak twierdzą organizacje humanitarne - nadal stosują procedury utrudniające transport. To głód, który pyta: ale co zrobiliście? Głód, który będzie nas wszystkich prześladować. Według palestyńskich źródeł w czasie wojny z głodu i niedożywienia zmarła ponad setka dzieci. Kto pije, wspomoże budżet jeszcze bardziej. Od stycznia przyszłego roku akcyza na alkohole wzrośnie o 15 procent, a rok później - o kolejne 10. To cios nie tylko w browary, ale też w małe sklepy - alarmują producenci piwa. Rządzący mówią o zdrowiu Polaków i informują, że te pieniądze mają być wydane na armię. Te zmiany odczują ci, którzy piją napoje alkoholowe i słodzone. Dla tego, który pije, to źle, dla tego, który nie pije - bardzo dobrze, bo będą większe wpływy podatkowe. Ja pracuję w szpitalu, więc bardzo często spotykamy się z osobami młodymi pod wpływem alkoholu. Od przyszłego roku w górę pójdzie akcyza na alkohol etylowy, piwo, wino i napoje fermentowane o 15 procent. A od 1 stycznia 2027 r. o 10 procent. Według Światowej Organizacji Zdrowia spożycie alkoholu to obok palenia tytoniu najgroźniejszy czynnik ryzyka dla zdrowia człowieka. Powoduje przedwczesne zgony oraz choroby. Jak sercowo-naczyniowe, choroby nowotworowe, odalkoholowa marskość wątroby. Szacuje się, że powoduje kilkanaście, a nawet ponad 30-40 tysięcy zgonów rocznie, co daje około 100 zgonów każdego dnia. Przeciwnicy podwyższenia akcyzy alarmują - to nie pomoże, a jedynie ma reperować budżet. Przede wszystkim jest to wzrost cen, co się przełoży na spadek sprzedaży w tym oficjalnym obrocie, bo mamy też otwarty temat powiększenia szarej strefy. Jesteśmy zaskoczeni i rozczarowani, ponieważ do tej pory byliśmy przekonani, że obowiązują ustalenia dotyczące takich corocznych, umiarkowanych, kroczących podwyżek akcyzy. Straty, które wyrządza alkohol, są ogromne, więc jak mówi nam psycholog doktor Wiesław Poleszak, każda próba ograniczenia jego spożycia to krok w dobrą stronę. Do tego 600 tysiąca, niektórzy mówią między 600 tys. a milion ludzi uzależnionych w Polsce dodamy rodziny, to jest już nawet 3-4 mln ludzi, którzy cierpią na skutek tej choroby. Ministerstwo Finansów zapowiedziało też podniesienie opłaty cukrowej pobieranej od sprzedaży napojów słodzonych. W tym opłaty za zawartość kofeiny lub tauryny m.in. w napojach energetycznych. Obowiązująca wysokość opłaty cukrowej została przyjęta pięć lat temu. Zmniejszyła się konsumpcja, zmniejszyły się opakowania, a tym samym doszło do redukcji rozwoju takich chorób jak otyłość czy cukrzyca II stopnia. Według Najwyższej Izby Kontroli w 2022 r. stwierdzono nadwagę i otyłość u ponad 60 procent Polaków. Była błyskawiczna reakcja i heroiczna postawa. Na jednym z kolejowych peronów w Gdyni młoda kobieta dostała ataku epilepsji. Na ratunek ruszyli pasażerowie. Dzięki ich pomocy wszystko dobrze się skończyło. Tak jak w Sopocie, gdzie świadkowie podnieśli auto i wydostali spod niego potrąconą rowerzystkę. O bohaterach na miarę naszych czasów. Godzina 21:00, przystanek SKM Gdynia. Jedna z czekających na pociąg nagle traci przytomność. Reakcja pasażerów jest błyskawiczna. Pani, która stała nieopodal tej, natychmiast zwróciła uwagę, podbiegła do tej potrzebującej. Potem widać, że inne osoby, które podbiegają, chwytają za telefony nie po to, żeby filmować, ale żeby wezwać pomoc. Ratownicy stwierdzili później, że kobieta miała atak epilepsji. Doznała urazu głowy przez napad padaczkowy. Kobieta trafiła do szpitala, ale dzięki temu, że pomoc dotarła na czas, nie doszło do groźnych powikłań. Brak reakcji w tej sytuacji będzie skutkował nawet ryzykiem niedrożności dróg oddechowych i uduszeniem. Ratownik medyczny Ariel Szczotok przypomina, że w takich przypadkach kluczowe jest ustalenie, czy pacjent oddycha, bo drgawki mogą być również objawem zatrzymania krążenia. Położyli ją na boku i super, bardzo dobrze. Jego zdaniem reakcja pasażerów z Gdyni była wzorcowa. Przede wszystkim udrożnijmy drogi oddechowe, odchylmy głowę do tyłu, słuchajmy, czy osoba oddycha. Neurolog prof. Konrad Rejdak podkreśla, że największą trudnością w przypadku padaczki jest to, że ataki drgawek pojawiają się nagle bez wcześniejszych sygnałów. Wiele osób może je błędnie zinterpretować i zostawić chorego bez pomocy. A z epilepsja mierzy się w Polsce blisko 400 tys. osób. Musimy być wrażliwi na to, że nagle ktoś doznaje upadku, dochodzi do upadku, to jest sytuacja nagła, która wymaga konieczności udzielenia pomocy. Na szczęście świadomość społeczna dotycząca zasad postępowania w takich sytuacjach rośnie. Nie uciekamy, trzeba wezwać pomoc. W sondażu przeprowadzonym przez CBOS dwie trzecie badanych deklarowało, że potrafi udzielić pierwszej pomocy, przy czym jedynie 19 procent jest pewna swoich umiejętności w tej dziedzinie. Mamy dużo empatii w sobie i bardzo naturalną chęć tego, żeby pomóc innym osobom w potrzebie. I to jest coś szalenie naturalnego. A to nagranie z Sopotu to najlepszy dowód. Kiedy rowerzystka została przygnieciona przez samochód, błyskawicznie pojawiło się kilkanaście osób, by ją uwolnić. To pokazuje, że w nas jest moc. I potrafimy być tymi supermenami w sytuacjach kryzysowych, w sytuacjach wymagających pomocy. Ratownicy przypominają, że dobro zawsze wraca, a w takich sytuacjach kluczowe jest, by nie być obojętnym. Składowisko z toksycznymi odpadami w Szołajdach, w Wielkopolsce, zostanie usunięte. Gmina dostanie na utylizację beczek z niebezpiecznymi substancjami około 4 milionów złotych. Mieszkańcy żyli na tykającej bombie sześć lat. Większość uskarża się na kaszel i bóle głowy. Informację o usunięciu trującego kłopotu przyjęli z ulgą, ale zdrowia, które stracili przez lata zaniedbań, nikt im nie zwróci. Mieszkańcy niegdyś spokojnej wsi mieszkają na tykającej bombie. Jak długo można siedzieć w czterech ścianach przy zamkniętych oknach? Na jednej z działek w Szołajadach w Wielkopolsce od lat zalegają niebezpieczne odpady. Zapach jest nie do zniesienia. Taki gryzący, nawet i w tej chwili, w gardle, oczy. Sześć lat grozy. I po lekarzach, i po lekarzach. Problem jest ogromny. Na podwórku, w budynku i pod ziemią jest kilkaset ton toksycznych odpadów. Na pojemnikach znajdują się etykiety, które świadczą o tym, że te substancje są żrące, toksyczne, nowotworowe i łatwopalne. Mężczyzna, który przywiózł tu beczki, jest w więzieniu. Jednak to, co zostawił, od lat pozostaje nietknięte. Teraz ma się to zmienić. Działamy wielotorowo, zmieniamy prawo, budujemy też lepsze narzędzia. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska na likwidację nielegalnych wysypisk przez trzy lata wyda 500 milionów złotych. Pieniądze w pierwszej kolejności trafią właśnie tu. Zajmiemy się rekultywacją tego całego terenu, bo ważne jest, żeby mieszkańcy, którzy mieszkają w sąsiedztwie, nie obawiali się, że to, co wyciekło do ziemi, zostanie razem z nimi. Samorządy mają związane ręce, bo brakuje im pieniędzy. Budżet gminy Chodów, gdzie znajduje się wysypisko w Szołajdach, to 3 miliony złotych, koszt pozbycia się toksycznego problemu jest o milion większy. Pani wójt musiałaby na półtora roku zawiesić całą działalność inwestycyjną gminy, a potrzeb jest przecież wiele. To wysypisko w Pyszącej, koło Śremu, to już Konin, a to składowisko na terenie byłej żwirowni w Kole, które wykrył dron. Wszystkie są nielegalne i wszystkie się zapaliły. Takich miejsc w Polsce są setki. Najczęściej te śmieci są w większej ilości, niż zapowiadano wcześniej, bardzo często też w takich beczkach, czyli mauzerach, które też mają swoją wytrzymałość. Dlatego gdy widzimy coś niepokojącego, warto powiadomić w porę policję, bo toksyczne odpady to zawsze ogromne zagrożenie. Mogą w sposób niekontrolowany wydzielać substancje i związki, które dostaną się do wód powierzchniowych, podziemnych do gleby, ale również do atmosfery. Samorządy na wydanie pieniędzy na usunięcie nielegalnych wysypisk mają 10 lat. Na koniec legenda stara, która znów ożyła w Starachowicach. Między innymi na terenie Muzeum Przyrody i Techniki można podziwiać zabytkowe samochody legendarnej polskiej marki. Są wojskowe, pożarnicze, użytkowe, w sumie 120 pojazdów. Legendę tworzą jednak nie tylko maszyny, także ludzie. Stara miłość nie rdzewieje, a uczucie do starów ewidentnie nie potrzebuje odrdzewiacza. Bardzo lubię te stary, im starsze, tym lepsze, jak wino. Jak wino starzeją się też legendy stara, po raz jedenasty Starachowice przyciągnęły miłośników kultowych ciężarówek. Legenda jest tu wiecznie żywa, krąży. Mnie też zaraziła. Jest to część polskiej historii motoryzacji. Takiej wspaniałej, która niestety zanika. Jest co wspominać. Ale od początku. Potrzeba była matką wynalazku, a że po drugiej wojnie światowej potrzeba odbudowy Polski była duża, to i powstał wielki samochód. Zaczął polską motoryzację. W grudniu '48 roku on został zaprezentowany. I był to pierwszy samochód rodzimej produkcji wytwarzany seryjnie, tak że prawdziwa legenda. W latach 40. był to jeden z czołowych samochodów ciężarowych. Dziś taki star to rzadkość, można powiedzieć - biały kruk. Naprawdę biały kruk, ten star jest biały rzeczywiście. Tak że podziwiajmy stara 20 i jego młodszych braci. A jest co podziwiać, bo ci młodsi bracia przez lata wozili przeróżnych ludzi. W trakcie pielgrzymki do Polski starem jeździł papież Jan Paweł II. Stary poszły również w kamasze i służyły w polskiej armii, tu w trakcie misji w Afganistanie. Bo star to cały arsenał pojazdów. Mamy cały przekrój, samochody strażackie, policyjne, mamy osinobus. A osi poszły w ruch, i to nie raz. Stary radziły sobie w trudnym terenie, a nawet przejechały rajd Paryż - Dakar, i to w czasach gdy GPS zastępował kompas i gwiazdy. Na własnych błędach się po prostu uczyli i dali sobie całkiem dobrze radę. Bo nie było serwisów, oni musieli naprawiać we własnym zakresie. Poradzili sobie i dojechali do końca. Niestety w 2006 roku STAR też dojechał, ale do końca swojej działalności. I pomimo że prawie od 20 lat już się go nie produkuje, miłośnicy wciąż wypuszczają nowe modele. Bardzo fajna zabawka. Robiłem ją z tatą prawie rok. Większość rzeczy ja sam projektowałem, bo mam drukarkę 3D. To idzie postęp, ale może i w nim nadzieja, że jak Star kiedyś wróci, to będzie miał go kto konstruować. Dojechaliśmy do końca. Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas. Do zobaczenia jutro. W telewizyjnej Dwójce za chwilę koncert Lato z Radiem i Telewizją Polską.