Atak zimy. Tysiące interwencji służb. Bliżej pokoju? Dziś rozmowy w Szwajcarii, jutro w Angoli. Polski głos. Co budzi nasze zastrzeżenia w planie Trumpa? Zbigniew Łuczyński. Dobry wieczór. 23 listopada, jeszcze kalendarzowa jesień, ale zima, i to ta pokazująca w wielu miejscach swoje groźne oblicze, nadeszła. Śnieżyce, awarie sieci, utrudnienia na drogach, tysiące interwencji, wytężona prac służb, aby wypadków było jak najmniej. Zima zaskoczyła także sportowców. A jak długo z nami zostanie? Bez prądu, ale za to z sąsiedzkim wsparciem. Każdy, kto może, do drugiego idzie. Niektórzy mają agregaty, więc można się poratować, podładować telefon. Mieszkańcy Lubeni koło Rzeszowa byli pozbawieni prądu. Dopiero ta interwencja służb energetycznych przywróciła do części domów światło i ogrzewanie. Z podobnym problemem wciąż boryka się wiele gospodarstw na południu kraju, bez prądu jest obecnie blisko 65 tys. odbiorców. Dla służb na południu kraju to był bardzo pracowity weekend, tylko dzisiaj strażacy interweniowali łącznie 2600 razy. Zdarzeń jest naprawdę dużo. Ale robimy, co możemy. Prosimy o cierpliwość. Pierwszy śnieg to także pierwsze stłuczki i wypadki. Do poważnych zdarzeń doszło m.in. na autostradzie A2. Trzeba uważać przy tych warunkach, bo mogą być oblodzenia. Nie tylko kierowców, ale i sportowców zaskoczył atak zimy. W Białymstoku ze względu na silne opady śniegu odwołano spotkanie piłkarskiej ekstraklasy pomiędzy miejscową Jagiellonią a GKS-em Katowice. Nam nie jest na rękę to, że ten mecz się nie rozegrał. Trzeba będzie znaleźć termin na to spotkanie. To, co przeszkadza piłkarzom, narciarzom pozwoliło otworzyć sezon wcześniej niż zwykle. Miłośnicy górskich wędrówek powinni poczekać, aż pogoda się uspokoi. W wyższych partiach gór ogłoszono 2. stopień zagrożenia lawinowego. Szlaki na ogół są nieprzetarte, ponieważ jest jesień, jest niewielki ruch turystyczny, tak że nie zachęcamy na razie do wychodzenia wysoko w góry. To właśnie w górach temperatura dzisiaj może spaść nawet do 15 kresek poniżej zera. Ostrzeżenia meteorologów na południu kraju będą obowiązywały do późnych godzin nocnych. Spodziewamy się zawiei i zamieci śnieżnych, porywistego wiatru do 85 km/h. Jeszcze jutro w niektórych częściach kraju możemy spodziewać się obfitych opadów śniegu. Ocieplenie i idące za tym roztopy meteorolodzy zapowiadają od wtorku. To jest "19.30" w niedzielę, a wśród tematów dziś jeszcze... Bezdomność śmiertelnym zagrożeniem. Przy plus 5 stopniach człowiek jest w stanie zejść z wychłodzenia organizmu. Pomaganie prawie nic nie kosztuje. Mogą liczyć na pomoc schroniska lub noclegowni. Jest każdy o krok od bezdomności, każdy z nas. Dziś Genewa, wczoraj Johannesburg, a jutro Luanda w Afryce. Amerykanie, zachodni liderzy, ale także przedstawiciele Ukrainy rozmawiają o planie pokojowym Donalda Trumpa, który miałby zakończyć wojnę w Ukrainie. Pytanie tylko, na jakich zasadach. Liderzy Europejscy doceniają projekt, ale jednocześnie wskazują na punkty nie do zaakceptowania. Czy kolejne rozmowy mogą przynieść przełom w tej sprawie? Genewa i konwoje z amerykańskimi i ukraińskimi dyplomatami. To właśnie tu toczyły się rozmowy nad planem pokojowym, który Waszyngton przedstawił Kijowowi. Choć określany jest listą życzeń Kremla, Amerykanie twierdzą, że jest inaczej. Opiera się na wkładzie ze strony rosyjskiej. W rozmowach oprócz sekretarza stanu Marco Rubio uczestniczył też m.in. specjalny wysłannik Donalda Trumpa Steve Witkoff. Ukraińskiej delegacji przewodniczył szef kancelarii Wołodymyra Zełenskiego Andrij Jermak. Na miejscu pojawili się też przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. I to właśnie z nimi najpierw rozmawiali Ukraińcy. To pierwsze spotkanie wysokich rangą amerykańskich, ukraińskich i europejskich urzędników po ujawnieniu planu pokojowego. Rozmowy określono jako konstruktywne. Istnieje zrozumienie, że amerykańskie propozycje mogą obejmować szereg elementów opartych na ukraińskich perspektywach, kluczowych dla ukraińskich interesów narodowych. Bo obecna forma planu zakończenia wojny dla Kijowa jest nie do zaakceptowania. Zakłada on m.in. oddanie Rosji całego Donbasu i niezdobytych jak dotąd przez Kreml fortyfikacji. Ukraina miałaby też ograniczyć liczebność armii do 600 tys. żołnierzy i zrezygnować z aspiracji do członkostwa w NATO. Choć Donald Trump jeszcze kilkanaście godzin temu zdawał się łagodzić ton. Czy to jest wasza ostateczna oferta dla Ukrainy? Nie, to nie moja ostateczna oferta. To teraz ponownie uderzył w Ukrainę i Europę. Presję na Amerykanów wywierają europejscy sojusznicy Ukrainy. I dali temu wyraz podczas szczytu G20 w Johannesburgu. Zachodni liderzy we wspólnym oświadczeniu pochwalili amerykańskie próby zakończenia walk. Ale zaznaczyli, że ten projekt wymaga dodatkowej pracy, a niektóre jego punkty określili nawet jako niepokojące. Europa nie chce zgodzić się na to, by Ukraina oddała Rosji część terytorium, zredukowała siły zbrojne i zrezygnowała z wejścia do NATO. Ukraina musi mieć wolność i suwerenne prawo do decydowania o swoim losie. Plan pokojowy zawiera też elementy dotyczące bezpośrednio Europy, zapisy o warunkach przystąpienia Ukrainy do Unii czy zniesienia sankcji gospodarczych na Rosję. Przede wszystkim nie został wynegocjowany z Europejczykami. Jutro w Angoli o zakończeniu wojny w Ukrainie będą rozmawiali liderzy krajów unijnych, w tym polski premier. Temat Ukrainy, która nie powinna być pomijana w ustalaniu szczegółów planu pokojowego, łączy polskich polityków, i to ze wszystkich stron sceny politycznej. Według Donalda Tuska Polska razem z europejskimi przywódcami jest gotowa pracować nad planem, ale zgłasza zastrzeżenia. Amerykański plan pokojowy dla Ukrainy nie spotkał się z entuzjazmem większości europejskich przywódców. Jak napisał Donald Tusk, liderzy zadeklarowali gotowość pracy nad planem, Po pierwsze: nic o nas bez nas. Po drugie: polskie bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze. Po trzecie: doktryna, którą już stosujemy, trzymać Rosję jak najdalej od naszych granic. Polski punkt widzenia w Warszawie wybrzmiewa głośno. Z niemal każdej strony sceny politycznej. Rosyjska lista życzeń. W takim kształcie ten plan jest nie do zaakceptowania. To bardzo zły plan, ponieważ widać, że jest pisany na Kremlu. Po drugie pokazuje, że ktoś chce sprzedać Ukrainę. Dzisiaj będzie Ukraina, jutro będziemy my sprzedani. Jest dla Ukrainy równie atrakcyjny jak porozumienia w Jałcie dla Polski. Jeden z punktów planu dotyczy bezpośrednio Polski. To u nas miałyby stacjonować europejskie myśliwce. Europa w swojej kontrpropozycji na to akurat się według Agencji Reutera się zgadza. Takie maszyny, norweskie i holenderskie, już w Polsce są. Nie wiadomo do końca, o jakie samoloty chodziło Amerykanom, bo plan dla Ukrainy powstał ponad głowami Europejczyków. To niedopuszczalne - komentuje były szef BBN. I dodaje: takie punkty jak obecny plan oddania części ukraińskiego terytorium jest groźny dla Europy, przede wszystkim dla Polski. Bo Kreml nie odpuści podbicia całej Ukrainy i nie cofnie się przed dalszą agresją. Gdyby Ukraina wpadła w ręce Rosji, to zagrożenie pojawia się na całej już granicy od Bałtyku do Karpat, dwukrotnie większe, niż w tej chwili mamy. To jest w dużej mierze przyjęcie rosyjskiego punktu widzenia na całą sprawę, jednocześnie osłabienie Ukrainy, co oznacza wystawienie się Europy na ewentualną dalszą agresję rosyjską. Ale w Europie jest polityk, który zagrożenia ze strony Rosji nie dostrzega od początku agresji na Ukrainę. I który 3 tygodnie przed atakiem tak spędzał czas w Moskwie. Viktor Orban w inicjatywie pokojowej widzi szansę i straszy europejsko-rosyjską wojną, jeśli Wspólnota będzie nadal wspierała Ukrainę. Komentuje polski premier. Rządzący przypominają, że PiS do tej pory o Orbanie mówiło tylko dobrze. Chciałbym podziękować mojemu przyjacielowi Viktorowi Orbanowi. Premier Orban jest wielkim przyjacielem Polski. I mimo że obecny plan pokojowy politycy PiS przeważnie krytykują... Po pierwsze to stwarza wrażenie, że Ukraina była agresorem. ...to próżno u nich szukać potępienia dla kolejnych działań Orbana. Podobają się panu te słowa Viktora Orbana? Nie jestem rzecznikiem Viktora Orbana. Polska i Węgry od lat są przyjaciółmi i sojusznikami. W tej sprawie mamy odmienne zdanie. Ta sprawa jest kluczowa dla polskiej racji stanu, a działania premiera Węgier są z nią sprzeczne - odpowiadają rządzący. Viktor Orban to jest przyjaciel Polski i Polaków? Viktor Orban to jest przyjaciel Putina i on się tym chwali. Więc jeżeli ktokolwiek jest przyjacielem Putina, to na pewno nie jest przyjacielem Polaków. Na marginesie poniedziałkowego szczytu w Angoli europejscy liderzy zamierzają pracować nad unijnym stanowiskiem w sprawie planu pokojowego. Gotowości do pracy nad zmianami nie zgłosiły Węgry. Wysadzone tory, paczki z ładunkami wybuchowymi, prowokacyjne napisy na murach. Stoją za tym dywersanci, często zwerbowani przez rosyjskie służby. Dziennikarzom Raportu specjalnego udało się nawiązać kontakt z tymi, którzy dywersantów rekrutują. Raport specjalny dzisiaj o 20.15 w TVP INFO. A już teraz o atakach dywersantów w naszym kraju. Dezinformacja, pożary, a ostatnio wysadzenie torów. To kremlowskie metody destabilizowania sytuacji w krajach Zachodu, w tym w Polsce. Wojna hybrydowa Rosji przeciwko sojusznikom Ukrainy od 3 lat przybiera na sile. To działania, na które państwa demokratyczne są podatne. Autorzy reportażu Dywersanci w programie Raport specjalny odkrywają m.in. metody rekrutowania osób do zadań sabotażowych. Jak wam się udało dotrzeć do rekruterów, którzy pozyskują potencjalnych dywersantów? Jak przygotowywaliśmy ten reportaż, szukaliśmy na kanałach, na Telegramie, które w pewien sposób same ogłaszają, że szukają potencjalnych sabotażystów, dywersantów. W ramach prowokacji dziennikarskiej, którą zrealizowaliśmy, stwierdziliśmy, że wymyślamy fikcyjnego Andrzeja z Warszawy, który zgłasza gotowość do pracy dla rosyjskich służb. Fikcyjny Andrzej zgłosił chęć współpracy dla pieniędzy. Taka motywacja rekruterowi wystarczyła. Podczas rozmów na Telegramie zadawał pytania. Czy mamy doświadczenie wojskowe, czy potrafimy pracować z ogniem, czy potrafimy koktajlu Mołotowa używać. Czy jesteśmy gotowi do pracy za granicą, nie tylko w kraju. A to już unikatowe zdjęcia z przesłuchań dwóch dywersantów ze zidentyfikowanej kilkunastoosobowej siatki. Obserwowali port lotniczy w Jasionce, dworzec w Rzeszowie i montowali kamery na trasach kolejowych. W rozmowach z ich zleceniodawcą już w 2023 roku była mowa o zadaniu wysadzenia pociągu. Wskazywała wprost, że planowany jest i poszukiwane są osoby do wysadzenia, wykolejenia pociągu. Jest za to oferowana konkretna kwota: 10 tys. dolarów, więc można było sobie wyobrazić, że znajdzie się ktoś, kto na coś takiego się będzie chciał skusić. Reportaż Dywersanci dziś o 20.15 w TVP INFO. W czasie, gdy sojusznicy rozmawiają o planie pokojowym dla Ukrainy, Rosjanie nie ustają w atakach i prowokacjach, także tych z użyciem dronów, których użyli w pobliżu granicy ukraińsko-rumuńskiej w punkcie kontrolnym Orliwka. Dowództwo w Rumunii poderwało myśliwce. Drony we współczesnej wojnie odgrywają coraz większa rolę. Dlatego ważne, jak z nimi walczyć i jak ich używać w walce. Latająca Pułapka - w ćwiczeniach wojskowych pod taką nazwą sojusznicy biorą udział już po raz piąty w tym roku. Bo następna wojna NATO będzie wojną dronów. To zupełnie inna dynamika, nie czekamy na przeciwnika, namierza i atakuje go latająca maszyna. Maszyna, której obsługi musi nauczyć się żołnierz. Do dronów strzelałem po raz pierwszy w życiu. W pół godziny zestrzeliłem pięć. Ale sojusznicze wojska muszą wyposażyć się też w takie technologie, które potrafią zneutralizować drony latające nad cywilną infrastrukturą, wykorzystywane ostatnio w wojnie hybrydowej Rosji. Nasz łowca potrafi przechwycić wrogie drony i w siatce bezpiecznie sprowadzić je na ziemie, tak by nic nie spadło z nieba, to bardzo dobre rozwiązanie dla europejskich lotnisk. A wszystko w zaledwie 5 minut. Nowoczesna wojna jest szybka i intensywna. Rosja atakuje Ukrainę, wykorzystując nawet 800 dronów dziennie. Ukraina w ubiegłym roku wyposażyła swoją armię w 1,5 mln bezzałogowców. NATO obserwuje i wyciąga wnioski. Irańskie shahedy wykorzystywane przez Rosję w Ukrainie kosztują 50-100 dolarów. Dziś możemy je zestrzelić, ale będzie nas to kosztować o wiele za dużo. Jeden pocisk F-35 kosztuje nawet 2 mln. Za te drony, które już wykorzystuje ukraińska armia, trzeba zapłacić od 3000 do 8000 dolarów. Są tak skonstruowane, by wojsko mogło samo zdecydować, w jakie ładunki wybuchowe je uzbroić. Jeszcze tańsze mają być drony, które żołnierze na bieżąco będą drukować w okopach w zaledwie 8 godzin. To najbardziej wydajny sposób uzbrojenia. Kosztuje zaledwie kilka dolarów, a ochroni życie ludzkie. Jego zestrzelenie będzie niczym w porównaniu do utraconego w tradycyjnej wojnie życia żołnierza. Uzbrajając się w bezzałogowce, sojusznicy mają brać też pod uwagę specyfikę wschodniej flanki, bo to tam może zacząć się wojna dronów. Nasze systemy muszą działać w deszczu, na śniegu czy w upale. To też udaje nam się sprawdzić dzięki ćwiczeniom. Zdobyte na nich umiejętności, jak przyznają wojskowi, w każdej chwili mogą być potrzebne na prawdziwym, trójwymiarowym polu walki. Nie są partią zamordystyczną i chcą płynąć dalej. Taki jest ton wypowiedzi dotychczasowego lidera Polski 2050. Szymon Hołownia nie kandyduje na przewodniczącego partii, ale chętnych jest już całkiem sporo. Waży się też sprawa stanowiska wicepremiera dla Polski 2050. A to wszystko w cieniu sondaży, w których partia jest poniżej progu wyborczego. O lekcji przeszłości i wizji na kolejne lata - Daniel Chaliński. Te spotkania z działaczami Polski 2050 to wyścig o przywództwo partii. Chętnych przybywa. Jestem gotowy do tego, aby zacząć zbierać podpisy. Wczoraj swój start ogłosił Michał Kobosko, dzień wcześniej - Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. I to oni obok Joanny Muchy i Ryszarda Petru powalczą o partię. Kto jest najpoważniejszym kandydatem pani zdaniem? Na razie mamy jednego zarejestrowanego kandydata. To Ryszard Petru. Bez was ten pierwszy krok nie byłby możliwy. Zdaniem Ryszarda Petru wewnętrzna kampania w partii jest kluczowa dla całej rządzącej koalicji. Ścieżka, którą przeszliśmy, nie daje nam już gwarancji ani rozwoju, ani realnej zmiany. Wśród nieoficjalnych rozmów z politykami partii jeszcze Szymona Hołowni słyszymy, że największy minus Ryszarda Petru to to, że jest spoza środowiska. Rozmówcy przypominają moment porzucenia Nowoczesnej. Z drugiej strony Petru to najpoważniejszy rywal tej kandydatki. Ten start nic nie zmienia w mojej postawie wobec koalicji, która była jest i pozostanie taka sama. Według Ryszarda Petru Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz proponuje tylko zmianę zaprzęgu. On sam mówi o zmianie kierunku. Wewnętrzne wybory na szefa partii odbywają się przy dramatycznie niskim dla Polski 2050 poparciu. To poparcie nie sięga nawet 1%. Ważne osoby w naszej partii w dalszym ciągu wierzą, że jest o co walczyć. 2 lata temu ugrupowanie mogło liczyć na ponad 7% poparcia. Byłoby zbyt łatwo moim zdaniem powiedzieć, że to Szymon Hołownia doprowadził do takiego spadku notowań naszej partii. Ale innego zdania są koalicjanci. Szymon na pewno popełnił wiele błędów i on zapłacił za to wielką cenę. To choćby nocne spotkanie marszałka z Jarosławem Kaczyńskim. Jakich nocnych schadzek? Tego, że się spotyka i rozmawia także z liderami opozycji? Dla wyborców demokratycznych to, co robił Szymon Hołownia, jeśli chodzi o spotkania nocne, jest nie do zaakceptowania. Wszyscy kandydaci mają mieć plan, jak poprawić notowania partii. Co ważne, lista kandydatów na przewodniczącego może się wkrótce wydłużyć. Paulina Henning-Kloska byłaby najlepszym przywódcą. Ministra klimatu według WP już podjęła decyzję o starciu w wyborach, choć jeszcze oficjalnie jej nie ogłosiła. Jest człowiekiem oddanym idei w decyzjach politycznych, decyzjach merytorycznych, kieruje się wartościami, które są mi bliskie. I one spajają też społeczeństwo. W kuluarach mówi się także o przewodniczącym klubu. Do startu ma być namawiany Paweł Śliz. Ale jak to bywa... Nie tylko Szymon Hołownia zmienia zdanie w polityce. Michał Kobosko zakłada, że jeżeli Szymon Hołownia nie otrzyma ważnego stanowiska w ONZ, mógłby pozostać szefem partii. Trzymam kciuki, żeby szybko sprawnie powybierali się wewnętrznie po to, żeby mogli zająć się już pracą w rządzie, w naszej koalicji, bo to jest najważniejsze. Czas na zgłaszanie kandydatów mija 9 grudnia. Nowego przewodniczącego poznamy w styczniu. Zima to czas, w którym nasza wrażliwość na potrzeby osób bezdomnych powinna być szczególnie wyczulona. Schronienia, które latem są wystarczające, zimą stają się często ekstremalnie niebezpieczne, a wiele osób w kryzysie bezdomności umiera zanim nadejdzie pomoc. Infolinie, noclegownie i ogrzewalnie, to wszystko może pomóc, ale często najważniejsza jest empatia i reakcja w porę. Nie mam gdzieś iść, jestem na ulicy i mieszkam z kolegami pod mostem. Zawsze mogę tu przyjść i poprosić o jedzenie. To historia setek osób, dla których ta kolejka to szansa na jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Wczoraj było prawie 300 osób, to dzisiaj tak samo może być, chociaż jest coraz zimniej i coraz więcej osób przychodzi. Mamy 7 dni otwarte przez cały rok. Czasem nawet to nie wystarcza, bo gdy temperatury spadają, zaczyna się dramat. Tych osób jest coraz więcej. W zeszłym roku mieściliśmy się w przedziale tych 30 osób, dzisiaj wychodzimy już dużo, dużo ponad. Kryzys bezdomności dotyka ponad 31 tys. osób. Najwięcej w Pomorskiem, Śląskiem i Mazowieckiem. Wielu z nich pomocy szuka w schroniskach i noclegowniach. Dla nich to jedyny dom. Dbam o to, jak mogę. Mogę to pomagam, robię. Ale miejsc zaczyna już brakować. Przybywa dość dużo i to dużo młodych osób. Jest ich coraz więcej. Są jednak osoby, które unikają schronisk, bo często wstydzą się prosić o pomoc. Dlatego pracownicy socjalni wychodzą do nich. Sprawdzają pustostany. Wszystko w normie. Niestety co roku w Polsce z powodu wychłodzenia umiera kilkaset osób. Tylko w listopadzie zimno zabiło już 2 osoby. Najgorszy jest to okres jesienny, gdzie jeszcze są te pogody niestabilne i wtedy jest najwięcej zgonów. 987 - infolinia dla osób w kryzysie bezdomności. Czynna całą dobę. Numer, który nie jest obojętny na los potrzebujących. Nie można być obojętnym, to jest podstawa, nam nie wolno omijać takiego człowieka. To często pierwszy krok, żeby pomóc komuś wrócić do życia. A czasem - żeby to życie po prostu uratować. No dobrze, dobrze, teraz w "19.30" opowiemy państwu o bobrze, a nawet dwóch. I to nie takich, które podgryzają drzewa, ale same są z drewna. Mają ozdobić Poznań w ramach budżetu obywatelskiego, ale sami obywatele stolicy Wielkopolski wietrzą absurd, bo za 2 bobry miasto ma zapłacić prawie 60 tys. zł. O bobrach na skalę naszych możliwości - Marcin Wojciechowski. Bóbr jaki jest, każdy widzi, ale takich jakie pojawią się w Poznaniu, nie widział jeszcze nikt. Najdroższe w Polsce, na dodatek drewniane - część mieszkańców zdębiała. Bobry drewniane? No sorry. Koszt ustawienia rzeźb bobrzej pary na poznańskich Szachtach to bagatela 60 tys. zł. Cena może nie jest niska, ale nie jest to produkt masowy, nie jest to produkt sprowadzony z Chin. Drewnianego bobra ma chociażby Warszawa, ale te poznańskie mają nakryć go ogonem. O wiele większe i ręcznie rzeźbione będą gotowe w przyszłym roku. Rzemieślnik będzie robił, nie? I on skasuje siano? No wie pan, to kosztuje, artysta sobie wycenia. Bobry zamieszkają tu w ramach zwycięskiego projektu budżetu obywatelskiego. Choć nie ma jeszcze nawet wizualizacji, to wizje snują internauci. W niejednej głowie zrodzi się pomysł, czy to nie jest pomysł na miarę misia naszych możliwości. Bobry mają uczyć najmłodszych, staną koło wierzy na Szachtach, jednak dla wielu to szczyt absurdu. Każde pieniądze, które są wyrzucone w błoto, nieważne czy to jest 60, 20 czy 5 tys. zł, zawsze to jest bzdura. Błoto, którego w okolicy nie brakuje. Powinna być tutaj ścieżka dokończona. Uhonorować bobra, jednak zdaje się wypada. To jest król Bóbr I Wielki, europejski. Podobna dyskusja, jak w przypadku bobrów, toczyła się niedawno w innym mieście. To niebo Kielc za niebotyczną kwotę 87 tys. zł. Ciężko wycenić coś, co często jest rękodziełem, jest sztuką, jest pewną instalacją artystyczną. W tym przypadku niestety nie o formie, a o jakości, bo po miesiącu kieleckie lustro już straciło blask. A na koniec "19.30" zaczniemy państwa wprowadzać w magię świąt, idąc za przykładem miejsc, gdzie święta już widać i czuć. Jarmarki świąteczne. Polskie miasta prześcigają się w tym, żeby było nam miło i przyjemnie. Takich miejsc jest już coraz więcej, a to nie koniec. I taką rywalizację warto polubić, no bo każdy pretekst, żeby nie narzekać jest dobry. Najpiękniejszy jarmark bożonarodzeniowy w Europie dostępny jest już dla wszystkich. W tym roku w Gdańsku rozstawiono 222 stoiska z rękodziełem, ozdobami choinkowymi czy produktami regionalnymi. W planach ponad 100 wydarzeń artystycznych na terenie jarmarku. Występy grup młodzieżowych, kolędy, potańcówki, silent disco, warsztaty. Magię świąt można poczuć także w buzi. Na jarmarku w Poznaniu, oprócz pierników i bigosu, króluje pyra. Lokalna duma i obowiązkowa pozycja. Dopytują o różne opcje tej pyry. Na pewno najwięcej zamówień jest na taką klasyczną pyrę z gzikiem. No być w Poznaniu i nie zjeść ziemniaka pieczonego z gzikiem, to byłby grzech chyba. Kulinarne królestwo czeka również odwiedzających jarmark świąteczny we Wrocławiu. W dzień - rodzinny spacer. Wieczorem - światło girland. Ten klimat. To, że tak wielu ludzi przychodzi i są zadowoleni i nie myślą o codziennych problemach. No młoda chciał, więc będziemy bardzo pozytywnie wspominać. Tłumy także na warszawskim Starym Mieście. Wełniane czapki, zapach pieczonych pierników i oscypki, wszystko, co uruchamia świąteczne wspomnienia. A już w czwartek nowość. Na placu Defilad otworzy się kolejny, warszawski jarmark bożonarodzeniowy z kinem plenerowym i gigantycznym diabelskim młynem. Na najmłodszych czeka domek św. Mikołaja, a w strefie gastronomicznej - prawdziwy przegląd smaków. Od klasyki, jak chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem, aż po steki i ostrygi. Święta na talerzu i w sercu. W "19.30" to wszystko dziś. Za chwilę "Pytanie Dnia", gościem Aleksandry Pawlickiej będzie Jolanta Sobierańska-Grenda, ministra zdrowia. Ja dziękuję i do zobaczenia.