Za chwilę panu przekażę opinię prawną. Jacek Sasin przed komisją. Nie potrafię odtworzyć przebiegu tych dyskusji. Informacyjna gra katastrofą. Toczy się także wojna informacyjna. Ile sił w płucach. Tylko strach, czy ten przeszczep się uda. To jest 19.30. Marek Czyż, dobry wieczór. "Mamy dziś do czynienia z iście orwellowską sytuacją, gdzie śledztwem parlamentarnym objęci są ludzie, którzy chcieli zorganizować demokratyczne wybory - takie oświadczenie chciał wygłosić Jacek Sasin przed komisją śledczą. Ale nie wygłosił, bo komisja nie zgodziła się na swobodną wypowiedź, pomna kłopotliwych doświadczeń z wcześniejszych przesłuchań. Ile miała kosztować demokracja i dlaczego jej narzędziem miała być poczta? Otwieram posiedzenie sejmowej komisji śledczej. Żeby uniknąć odczytywania z kartki oświadczeń kolejnych świadków, dzisiejsza komisja rozpoczęła się od przypomnienia opinii prawnej. Opinia dla Małgorzaty Wasserman. Opinii, która została przygotowana w odpowiedzi na pytanie posłanki PiS-u w 2017. Wykluczyć należy możliwość odczytywania przygotowanych uprzednio zeznań. Od swobodnej wypowiedzi zaczął swoje wyjaśnienia Tomasz Szczegielniak, były wiceminister aktywów państwowych. Proszę nie czytać. To właśnie ministerstwo aktywów odgrywało kluczową rolę w przygotowywaniu wyborów korespondencyjnych w czasie pandemii. Proszę nie robić cyrku z komisji. Gratuluję panu, podobno wygrał pan jakiś konkurs w Internecie. 300 tysięcy ludzi na pana zagłosowało. W końcu udało się przebrnąć przez swobodną wypowiedź i dojść do etapu pytań. Komisja pytała m.in. o to, jak powstały decyzje z kwietnia 2020 roku, które nakazywały Poczcie Polskiej i Wytwórni Papierów Wartościowych organizację wyborów korespondencyjnych. Co potwierdziła NIK, w tej sprawie ówczesny wiceminister aktywów państwowych wysłał mail do Michała Dworczyka z kancelarii premiera. Nie przypominam sobie wysłania tego maila, nie kwestionuję tego. I taka też odpowiedź padała na większość zadawanych przez posłów pytań. Były szef Tomasza Szczygielniaka, Jacek Sasin na swobodną wypowiedź już nie miał szans. Odpowiadając na pytania, powtórzył, że pomysłodawcą wyborów kopertowych był Adam Bielan. Ich przeprowadzenie przez Pocztę Polską i Wytwórnię Papierów Wartościowych zlecił premier. Na jakiej postawie zarządzono druk kart do głosowania? Poczta Polska nie drukowała kart, karty drukowała PKW na podstawie decyzji pana premiera. Gdyby była umowa, która by jasno precyzowała, ile mogą wydać, ile ma być tych pakietów itd., ta umowa byłaby podpisana przez ministra aktywów z Pocztą Polską, w takiej sytuacji można by ich rozliczyć. A minister aktywów państwowych nie podpisał tej umowy świadomie. Bo nie chciał. Ja uważam, że ludziom, którzy podjęli bardzo duże działania, żeby jednak mieć gotowe rozporządzenia i decyzje na moment wejścia w życie ustawy, należą się pochwały, a nie nagana. Karty zamiast wymaganej pieczątki miały nadruk stempla, nie mały też żadnych zabezpieczeń jak na przykład znak wodny. Łatwe więc były do skopiowania. Jak ówczesny rząd chciał temu zapobiec? Jacek Sasin nie odpowiedział. Nie potrafię odtworzyć przebiegu tych dyskusji. Ile według pana wiedzy kosztowały te wybory? Ok. 65 milionów. W ocenie Jacka Sasina to nie on, a ówczesna opozycja powinna oddać te pieniądze, ponieważ uniemożliwiła przeprowadzenie tych wyborów. Z więziennych cel wyszli wczoraj wieczorem. W dobrej formie, fetowani przez zwolenników. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik doczekali się prezydenckiego podpisu pod drugim już ułaskawieniem w tej samej sprawie. Z Pałacu Prezydenckiego płynie komunikat: to triumf sprawiedliwości nad częścią wymiaru sprawiedliwości. Jaka to rozgrywka, w której wymiar sprawiedliwości przegrywa? To dzisiejsze zdjęcia. Podobnie jak przed zatrzymaniem prezydent Andrzej Duda zaprosił ułaskawionych polityków do Pałacu. Tym razem oświadczenia ani konferencji prasowej nie było. Tylko przyjacielskie gesty. A tak wczoraj wyglądały pierwsze chwile Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika po wyjściu z więzienia. We wtorek po południu prezydent ułaskawił obu polityków skazanych w sprawie afery gruntowej. Do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego apeluję o natychmiastowe wykonanie postanowienia prezydenta Rzeczypospolitej. Prezydent nie tylko nie zgodził się z rekomendacją prokuratora generalnego, żeby nie stosować prawa łaski. Zasądził też odstąpienie od kary oraz zatarcie wyroków. Wszystko trwało szybko. To, co mogłem zrobić, to zrobiłem, faktycznie pojechałem do prokuratury, dopilnowałem, żeby te dokumenty zostały przekazane. Chwilę po 21.00 z aresztu w Przytułach Starych wyszedł Maciej Wąsik, a z Zakładu w Radomiu - Mariusz Kamiński. Jeszcze raz wszystkim państwu dziękuję, tym, którzy są, którzy byli, którzy się modlili. Dziękował też Mariusz Kamiński. I miał kilka słów do rządzących. Panie Tusk, panie Hołownia, niedługo się zobaczymy. Nie umawiałem się z panem Kamińskim, nie przewiduję żadnego spotkania. Słowa Kamińskiego można odczytać jako zapowiedź jutrzejszych wydarzeń. Obaj ułaskawieni zamierzają wziąć udział w posiedzeniu Sejmu. I to nie jako goście na galerii. Mają w tym pełne poparcie swoich partyjnych kolegów. Bo PiS nie ma wątpliwości. Ze względu na postanowienia Sadu Najwyższego panowie ministrowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są posłami. Zupełnie inaczej sprawę mandatów obu ułaskawionych widzą rządzący. Panowie Wąsik i Kamiński nie są posłami. Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej w artykule 99. stanowi jasno: był wyrok, nie ma mandatu. Choć niektórzy prawnicy wyrażają inne zdanie w tej sprawie, przeważa opinia, że Kamiński i Wąsik stracili swoje mandaty poselskie. Kiedy obaj politycy pojawią się w Sejmie, czy otrzymają przepustki na terenu parlamentu? Zarekomenduję prezydium Sejmu, żeby w dniu jutrzejszym i pojutrzejszym nie były też wydawane przepustki jednodniowe obu panom. Jak mówił marszałek - wszystko po to, by ostudzić emocje. My odbieramy w ten sposób wypowiedzi marszałka Sejmu, wicemarszałka Sejmu jako prowokacje. Kolejne ułaskawienie przez prezydenta może jednak nie być ostatnim głosem w tej sprawie. Sprawa panów Wąsika i Kamińskiego się zaczęła. To, co robili przez ostatnie osiem lat, także zasługuje na zainteresowanie organów ścigania. Jutrzejsze posiedzenie Sejmu, na którym mają pojawić się Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, zaczyna się o dziesiątej. A między innymi o tym, jaki się jutro zapowiada dzień w Sejmie, będę rozmawiał z wicemarszałkiem Izby Krzysztofem Bosakiem. Będzie gościem tego wydania 19:30. Ćwierć tysiąca blokad w całym kraju. Rolnicy wyjechali na drogi w całej Polsce i pytają o rządowe plany wobec napływu ukraińskiej żywności, nad którym według nich nikt nie panuje. Domagają się wsparcia dla branży, bo bez niego polskie rolnictwo nie jest ani konkurencyjne, ani opłacalne. Medyka, Piotrków Trybunalski, Września czy Recz. To tylko kilka z ponad dwustu miejsc w Polsce, gdzie można było dziś usłyszeć wykrzyczane rolnicze postulaty. Okazać niezadowolenie przeciwko Unii Europejskiej. To właśnie w stronę Brukseli skierowane są pretensje i żądania. Jest nierówna konkurencja na rynku, nasze ceny są zaniżone. A od 2-3 lat koszta nam wzrosły, i to bardzo. Zdaniem rolników ukraińscy producenci mają pełny dostęp do unijnego rynku zbytu. Ale nie dotyczą ich surowe reguły związane chociażby z ochroną środowiska i zakazanymi we Wspólnocie substancjami. Dziś chodzi o to, żeby to dziadostwo, bo inaczej nie można powiedzieć, które przyjeżdża z Ukrainy na nasz rynek do Europy, żeby to się skończyło, bo inaczej niestety nas zajadą. Unia zgodziła się na zlikwidowanie limitów na eksport produktów rolnych z Ukrainy po napaści Rosji na ten kraj. To jednak spowodowało niekontrolowany napływ m.in. zboża i zdestabilizowało rynek. Ten napływ musi być bardzo mocno ograniczony. I pod stuprocentową, pełną kontrolą. W Brukseli trwają negocjacje nad kolejnym przedłużeniem obowiązywania złagodzonych przepisów. Decyzja ma zapaść w przyszłym tygodniu. Komisja Europejska i te kraje, które nie leżą blisko Ukrainy, chcą przedłużyć bezcłowy handel z Kijowem, pozwalając tym krajom, które leżą bliżej, na dwustronne porozumienia i licencje eksportowe, pozwalające na lepszą kontrolę wymiany z Ukrainą. Rozmowy nad taką umową będą prowadzone od jutra. Polska chce m.in. ograniczeń w napływie cukru, jaj i drobiu. Nadal obowiązuje polskie embargo na ukraińskie zboże. Aby dwustronne relacje zastąpiły relacje KE, bo ona odpowiada za handel. Ale KE ma świadomość, że zabrnęła za daleko. W relacjach dwustronnych będziemy pilnowali polskich interesów. Obie strony muszą zrozumieć, co jest możliwe, co bez straty można robić razem, a czego nie można robić. Ale lista rolniczych zastrzeżeń jest dłuższa. Czują się przygnieceni regulacjami związanymi z unijnym Zielonym Ładem. Skoro mamy dbać o środowisko, jesteśmy za, ale niech dba cały świat, a nie tylko UE robi takie naciski i nas tak gnębi. Rolnicze protesty z różnymi postulatami, także wymierzonymi w Unię Europejską, trwają m.in. w Niemczech, Francji, na Litwie i w Rumunii. Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz poinformował, że Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek Michała Adamczyka o zabezpieczenie kwestionujący uchwały Walnego Zgromadzania Akcjonariuszy Telewizji Polskiej S.A. o odwołaniu poprzednich i powołaniu nowych władz spółki. Decyzja ta oznacza, że sąd nie podziela stanowiska Michała Adamczyka o nieprawidłowości działań Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Telewizji Polskiej S.A. w likwidacji. Właścicielem stu procent akcji Telewizji Polskiej jest Skarb Państwa, który na walnym zgromadzeniu reprezentował minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz. Takiego strajku na niemieckiej kolei jeszcze nie było. Pociągi towarowe staną na sześć dni, transport osobowy - na ponad pięć. Maszyniści stracili cierpliwość, domagają się podwyżek i skrócenia czasu pracy. Pasażerów czekają spore utrudnienia, a kolej - wydatki. Deutsche Bahn musi zwrócić za bilety, noclegi, taksówki i wypłacić potencjalne odszkodowania. Widoczne poirytowanie, zmęczenie i złość podróżnych - to będzie najdłuższy i najkosztowniejszy strajk w historii Deutsche Bahn. Pociągi, które ogłoszono dziś rano w ramach awaryjnego rozkładu jazdy, ostatecznie nie przyjechały. Uczestników strajku jest bardzo dużo. Odwołano 80 procent pociągów. Ludzie walczą o lepsze warunki pracy. Związek Zawodowy Maszynistów domaga się wzrostu płac, skrócenia czasu pracy z 38 do 35 godzin tygodniowo z zachowaniem pełnego wynagrodzenia, a także wypłacenia premii inflacyjnej. Strajk nie jest rozwiązaniem. Właściwie powinno to być ostatecznością, a nie pierwszą deską ratunku. Zwróciliśmy się do Związku Zawodowego Maszynistów, aby wrócić do stołu negocjacyjnego. Zarząd Deutsche Bahn mówi wprost: żądania są niewykonalne i oferuje skrócenie czasu pracy jedynie o godzinę. Protestujący kategorycznie odrzucają tę propozycję. Podróżni - także ci z Polski - powinni uzbroić się w cierpliwość. Niemcy mają jej już mniej. Mają powody do strajkowania, ale jest to dla mnie denerwujące. W tej chwili to już chyba przesada. Zastanawiam się, czy naprawdę nie można było prowadzić negocjacji w inny sposób. Odwołane pociągi to również utrudnienia dla gospodarki. Przedsiębiorcy przeładowują swoje towary do ciężarówek, a to powoduje zakłócenia w łańcuchach dostaw. Strajk sypie piasek w tryby gospodarki, która i tak nie pracuje, tak jak powinna. A wszyscy wiemy, że obecnie mierzymy się z szeregiem innych obciążeń. Jeden dzień protestu to dla gospodarki Niemiec nawet sto milionów euro strat. Strajk potrwa do poniedziałku. Katastrofa, wypadek, zestrzelenie? Wybuch był jeden, a może dwa? Rosjanie twierdzą, że Ukraińcy zestrzelili ich transportowego Iła, którym przewożono ukraińskich jeńców na wymianę. Ukraińcy odpowiadają, że rzeczywiście zestrzelili maszynę, ale nie przewoziła jeńców, tylko amunicję. Jednak do planowanej wymiany jeńców faktycznie nie doszło. Ile w tej tragedii propagandy, a ile faktów? Obwód Biełgorodzki w Rosji tuż przy granicy z Ukrainą. Tak wyglądała katastrofa rosyjskiego samolotu wojskowego IŁ-76. Tuż po eksplozji rosyjska propaganda podała, że zginęło 65 ukraińskich jeńców wojennych lecących z Moskwy. Reżim w Kijowie dokonał aktu terrorystycznego. Zestrzelono rosyjski wojskowy samolot transportowy. Leciał z lotniska Czkałowski do Biełgorodu, przewoził ukraińskich jeńców na wymianę. To wersja rosyjskiej propagandy. Według świadków samolot miał wylecieć z Biełgorodu, a eksplozje były dwie. Ukraińskie służby potwierdziły zestrzelenie samolotu i to, że do wymiany jeńców dziś miało dojść, ale nie doszło. Samolot miał - zdaniem Kijowa - transportować pociski rakietowe S-300. Poza tą wojną na polu bitwy toczy się też wojna informacyjna. Nie jesteśmy w stanie ocenić, co jest rzeczywiście prawdą. Dlatego że 90 procent informacji, które pochodzą z tej wojny, to są informacje, których nie da się potwierdzić. Ił-76 to jeden z największych samolotów transportowych na świecie. Może przenosić ładunki o masie nawet do 30 ton. Głównie używany do transportu powietrznego żołnierzy, sprzętu wojskowego i broni. Przemieszczanie jeńców takim środkiem jak lotnictwo transportowe jest mało wydajne, poza tym to lotnictwo wykorzystywane jest do transportu środków potrzebnych na front, a nie transportu jeńców. Miejsce zdarzenia od razu odgrodziły rosyjskie służby. Ukraiński sztab przekazał, że na razie "zbiera i analizuje wszelkie niezbędne informacje". Na placu tego boju, zostało właściwie już tylko ich dwoje. Donald Trump i Nikki Haley walczą o republikańską nominację w listopadowych wyborach prezydenckich w USA. Tym razem starli się w stanie New Hampshire, wygrał Trump i to bezapelacyjnie, ale nastrój miewał już lepszy. Irytuje go Pani Haley, która ma czelność nie rezygnować. Jakie są barwy tej kampanii - Agnieszka Śmiechowska. The Red Arrow Diner - właściciele tej restauracji twierdzą, to właśnie tu polityczne nastroje gości pokazują kto wygra prawybory New Hampshire. "Jestem pewna, że Trump wygra wybory i oczywiście wygra też w New Hampshire". Poprzednim razem wykonał dobrą robotę i myślę, że tym razem też sobie poradzi. I tak się stało. Zwolennicy Republikanów wskazali, kto ich zdaniem powinien dostać szansę w walce o fotel prezydenta. Dziękuję wszystkim. To fantastyczny stan. Była ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ, pochodząca z rodziny hinduskich imigrantów. Wiek, pochodzenie etniczne i płeć wyróżniały ją w Partii Republikańskiej. Wiem, że wy też kochacie Amerykę i wiem, że chcecie nowego pokolenia przywódców. Ze względu na stosunkowo umiarkowany elektorat - to właśnie New Hempshire postrzegane było jako stan, w którym Haley mogła zagrozić Trumpowi. Szansa na powodzenie zmalała po wycofaniu się z wyścigu gubernatora Florydy - Rona DeSantisa. Nikki Haley nie składa broni. Ten wyścig jest daleki od zakończenia. Przed nami jeszcze dziesiątki stanów. Będzie musiała zabrać się do pracy, aby zmienić bieg tego wyścigu. To jest program informacyjny 19:30, a przed nami jeszcze? Mali geniusze. Mam wyższy iloraz inteligencji niż Albert Einstein i Stephen Hawking. Kłopotliwe feminatywy. Ja będę mówił "pani premier". Kiedyś, jako strażak miał dobrą kondycję, dziś próbuje do niej wrócić. Pan Tomasz jest jednym z pierwszych pacjentów, którzy mieli przeszczepione płuca w czasie pandemii COVID w zabrzańskim centrum chorób serca. Tomasz Kożuch był strażakiem i zawsze dbał o swoją kondycję fizyczną. Covid cztery lata temu całkowicie zmienił jego życie. Przez kilka tygodni był pod respiratorem, a potem ratowało go ECMO, ale jego płuca przestały pracować. Przeszczep był jedynym ratunkiem. Wśród pacjentów, którzy są kwalifikowani do przeszczepów płuc, coraz większą grupę stanowią osoby z powikłaniami covidowymi, nawet kilka lat po chorobie. Dotyka to o dziwo sportowców i osoby które aktywnie uprawiały takie sporty. Transplantacja płuc nie jest konieczna często, w Polsce robi się ich około 100 rocznie. Średni czas oczekiwania na narząd to 9 miesięcy. Przeszczepy płuc stają się rutynową metoda leczenia, robi je już 6 ośrodków w Polsce. Między innymi Warszawski Uniwersytet Medyczny. Za chwilę będzie tu druga w styczniu operacja przeszczepienia płuc. Ten pacjent ma 64 lata, ale biologicznie jest o wiele młodszy. W ostatnim roku dwa razy chorował na COVID. Jego płuca uległy w krótkim czasie zwłóknieniu i jedyną metodą leczenia jest dla niego przeszczep. Od trzech dni jego płuca zastępuje ECMO. W dniu wczorajszym rano zgłosiliśmy pacjenta na pilną listę do przeszczepienia płuc, całe szczęście po kilkunastu godzinach znalazła się dawczyni. Warszawski Uniwersytet Medyczny od niedawna robi przeszczepy płuc. Po ośrodkach w Zabrzu, Gdańsku, Szczecinie, Poznaniu i szpitalu MSWiA w Warszawie to kolejny, który może ratować pacjentów. Do tej pory pacjenci musieli jeździć znacznie dalej. Poza tym jesteśmy też szpitalem, który specjalizuje się w przeszczepianiu wszystkich innych narządów i w przeszczepianiu narządów u dzieci. Choć w Polsce obowiązuje tak zwana zgoda domniemana, szansa na pobranie narządów zależy od pracy wielu osób i służb, ale przede wszystkim od bliskich osoby zmarłej. Tutaj wielki ukłon w stronę rodzin zmarłych dawców, że popierają ideę transplantacji, bez nich tych pobrań ani szansy na nowe życie by nie było. Były strażak pracuje nad swoją kondycją, bo to dla jego płuc jest najważniejsze. Każdy kolejny rok bez duszności - jest dla niego na wagę złota. Jego wiek to 12 lat a iloraz inteligencji - 162. Jeśli to nie robi wrażenia to dodajmy, że Albert Einstein miał o 2 mniejszy. Rory to Brytyjczyk właśnie wpisany do MENSY - elitarnego klubu geniuszy. Gratulujemy, ale nie mamy kompleksów. To nad Wisłą mamy 9-letnich studentów mechatroniki współpracujących z NASA i tworzących algorytmy diagnozujące. Cokolwiek to znaczy. Oto nowa definicja pojęcia "mądrala". Jego mózg działa jak komputer. Dwunastoletni Brytyjczyk Rory Bidwell zasilił właśnie szeregi elitarnej grupy najbardziej inteligentnych ludzi na świecie. Został przyjęty do Mensy. Mam wyższy iloraz inteligencji niż Albert Einstein i Stephen Hawking. Nastoletnich geniuszy nie brakuje w Polsce. To Kamil Wroński. Najmłodszy student nad Wisłą. Zajęcia na "mechatronice" na Politechnice Lubelskiej rozpoczął mając 9 lat. Dziś ma 16 lat. Zaliczył najważniejsze przedmioty, ale nie dostał zgody na pisanie pracy dyplomowej. Wierzy, że pomoże mu ministerstwo edukacji. Ja nie uważam siebie za geniusza. Michał Lipiec z Krakowa w trzy tygodnie zdobył TRZY medale na międzynarodowych olimpiadach w Szwajcarii i Japonii. A 15-letni Antek Jastrzębski w kilka miesięcy stworzył pierwszą w Polsce grę, której bohaterką jest osoba niepełnosprawna. To prezent dla siostry, która cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Wyrównywanie poziomu wiedzy zamiast premiowanie talentów - to największa bolączka polskiej szkoły. System edukacji do zmiany... Kluczem szkoły jest to, żeby dostrzec tę ich indywidualność i im pomóc. Tutaj wchodzi w rolę bardzo silnie obszar popularyzacji, czyli opowiadania ich historii. Wiele zależy od wsparcia nauczycieli i samych rodziców. Dziecko dostało pismo i usłyszało - oddaj mamie. Nigdy nie wiadomo czy maluch, który głośno rozmawia i kręci się w ławce pewnego dnia nie przyczyni się do przełomowych dla ludzkości odkryć. Tacy na przykład Czesi, nie mają z tym kłopotów, bo żeńskie końcówki nazw zawodów czy tytułów, są w ich języku normą. Znam takich, których czeski język bawi, ale kiedy my wtłaczamy w polszczyznę feminatywy, to też nie wszystko brzmi poważnie. O ile do ministry już przywykliśmy, to z chirurżką już tak łatwo nie jest. Czy to się da uregulować normą? Zacznijmy od polityków lub jak to już można ująć osób poselskich. O nieco bardziej konserwatywnym podejściu do języka. Ja będę mówił pani premier, ja nie muszę się zmieniać, natomiast jak będą mówić moje dzieci, wnukowie jeszcze nie wiem. Senatorka? To w zależności od preferencji pań Senatorek, ale senatorka jest, może być pani senator. Feminatywy kocha lewica. Z kolei PiS raczej od feminatywów i naszej kamery ucieka. Kobiety naukowczynie buntują się jednak przeciwko takiemu - męskiemu - podejściu do języka. Jeżeli używa się wyłącznie męskich rodzajników no to świat składa się wyłącznie z mężczyzn. Język jest żywy, jak pojawiają się jakieś zmiany to się na nie reaguje, jak pojawiają się kobiety w polityce, to mówimy posełki, a dzisiaj mówimy posłanki. Psycholożka, posłanka, ministra czy ta słynna psycholożka, która teraz już jest naturalna. Mówmy tak, bo kobiety te funkcje pełnią i chcą być zauważane. Dużo trudniej radzimy sobie z nazwami kreowanymi przez osoby binarne. Które nie określają się ani jako mężczyźni, ani jako kobiety. Dla nich w naszym języku jest miejsce na takie formy jak: aktywiszcze - a nie aktywistka czy aktywista. Nauczenie się tych form jeszcze nam trochę zajmie. Język nieustannie się zmienia, a zmiany zależą od tego, co my wszyscy mamy w głowach, bo jak powiedział filozof Ludwik Witgenstein "Granice naszego języka oznaczają granice naszego świata". To wszystko w programie. Już za chwilę rozmowa z gościem. Dziękuję i do zobaczenia.