Droga do pokoju. Zmienia się plan dla Ukrainy. Polska przy stole. Czy przywódcy wezmą pod uwagę nasz punkt widzenia? Zniekształcona historia? Spór o słowa. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Pokój i bezpieczeństwo to słowa-klucze trwających rozmów na szczycie. W różnych miejscach i z różnymi definicjami tego, czym jest prawdziwy pokój. W Angoli premier Donald Tusk uczestniczy w rozmowach przywódców Unii Europejskiej i Unii Afrykańskiej. Na marginesie tych rozmów nieformalne, ale z naszej perspektywy kluczowe posiedzenie unijnych liderów w sprawie Ukrainy. Z kolei po rozmowach w Genewie oficjalnie wiadomo niewiele, ale Waszyngton i Kijów we wspólnym oświadczeniu piszą o znaczącym postępie, udoskonalonym planie i sprawiedliwym pokoju. Na szczycie w Angoli - szefowie europejskich państw. Temat - choć na marginesie - jeden: plan pokojowy dla Ukrainy. Jest mało powodów do jakiegoś hurraoptymizmu. Wszyscy będziemy wspierać ten proces. Proces negocjacji pokojowych, który po rozmowach w Genewie nabrał tempa. Wczoraj razem zasiedli przedstawiciele Stanów Zjednoczonych, Ukrainy i Europy. To był bardzo, prawdopodobnie najbardziej produktywny dzień, jaki mieliśmy do tej pory w tej sprawie, ale praca wciąż trwa. W nadchodzących dniach będziemy nadal pracować nad propozycjami, a także zaangażujemy naszych europejskich przyjaciół. Na stole europejska odpowiedź na propozycję Trumpa. W wersji europejskiej ukraińskie wojsko liczyć ma do 800 tysięcy żołnierzy w czasie pokoju, a nie, jak proponuje Waszyngton - do 600 tysięcy. Tylko Ukraina jako suwerenne państwo może podejmować decyzje dotyczące swoich sił zbrojnych. Ale to nie wszystko. Europa nie chce, by Ukrainie zamykać drogę do NATO i zdecydowanie sprzeciwia się oddaniu ukraińskich ziem Rosji. Negocjacje w sprawie granic miałyby rozpocząć się na linii frontu. Pewne kwestie wciąż czekają na rozwiązanie. Kierunek rozmów jest jednak pozytywny. Amerykanie plan pokojowy stworzyli bez konsultacji z Europą, mimo że część zapisów dotyczy jej bezpośrednio jak choćby punkty o warunkach przystąpienia Ukrainy do Unii czy zniesienie sankcji gospodarczych na Rosję. Interesy Ukrainy są również naszymi wspólnymi interesami i chcemy je chronić w perspektywie długoterminowej. Propozycje Europejczyków skomentował już Kreml. Więcej wiary w starania stron ma Donald Trump. Koalicja chętnych jutro ma omówić postępy rozmów. Mieszkańcy Kijowa podchodzą do tematu sceptycznie. Nie wierzę, że po tych negocjacjach nastąpi trwały pokój. Było już tak wiele takich porozumień, ale żadnych rezultatów. Nie wierzę w to. Takim nastrojom nie można się dziwić, patrząc na obrazy z przyfrontowych miast. Tej nocy Rosjanie zaatakowali Ukrainę ponad 160 dronami. Chcemy pokoju i chcemy, żeby to wszystko szybko się skończyło. W Charkowie zginęły cztery osoby. W Luandzie, gdzie o planie pokojowym rozmawiali dziś unijni liderzy, jest Klaudia Aramowicz. Powiedz, jak na doniesienia o amerykańsko-ukraińskich rozmowach w odległej Angoli reaguje Europa. Europejscy liderzy po rozmowach w Luandzie są zgodni. Unia Europejska w dalszym ciągu chce wspierać Ukrainę w wypracowywaniu pokoju, a powinien być to pokój przede wszystkim sprawiedliwy. I niektóre z tych 28 zaproponowanych punktów są według europejskich liderów niemożliwe do spełnienia. One mogą stanowić podstawę dalszej dyskusji czy też przyspieszyć tempo, jednak wymagają zdecydowanego dopracowania. Dzisiaj nie zapadły żadne formalne decyzje, ponieważ było to spotkanie nieoficjalne. Oficjalne spotkanie zbliża się, ponieważ szczyt Rady Europejskiej przed nami już w grudniu. Być może wtedy zapadną jakieś wiążące decyzje np. w sprawie zamrożonych rosyjskich aktywów. Przyszłość Ukrainy to także polska sprawa i nie tylko z powodu 28-punktowego planu na pokój, w którym była o nas mowa. Premier podkreśla, że każda decyzja dotycząca Polski ma oznaczać naszą zgodę. Karol Nawrocki będzie dopingował rząd, byśmy dostali coś więcej niż dokumenty do podpisu. Z kolei Donald Tusk liczy na większą aktywność prezydenta w kontaktach z Donaldem Trumpem, skoro od początku deklarował, że to jego pole do działania. Po pierwsze polskie bezpieczeństwo. Deklaruje premier i po naradzie z europejskimi przywódcami stawia granicę kompromisów. Żadne porozumienie nie może podważać bezpieczeństwa Polski i Europy. Żadna decyzja, która dotyczy Polski, nie może zapaść bez udziału Polski. To reakcja na warunki pokoju zaproponowane przez amerykańską administrację, które w polskim Sejmie oceniane są wprost. To jest plan kapitulacji Ukrainy i zwycięstwa Rosji Przygotowany i napisany na Kremlu, ale przedstawiony przez Donalda Trumpa. To 28 punktów, które brzmią jak ciąg dalszy tego spotkania na Alasce, podczas którego z honorami był witany Władimir Putin. Jeden z punktów mówi o obecności w Polsce europejskich myśliwców. Istnieje ryzyko, że w przyszłości mógłby się on stać podstawą do podważania obecności w Polsce innego rodzaju wojsk sojuszniczych. Jest manipulacją czy pewną pułapką, nikt się nie da w nią wciągnąć, możemy spokojnie uznać, że tego punktu już nie ma. O tym, jak poważna jest sytuacja, świadczy fakt, że zarówno rządzący... Te punkty dla Polski są po prostu niebezpieczne. Jak i opozycja w tej sprawie mówią jednym głosem. Ten plan jest zły, gdyby wszedł w życie, byłby dla Polski zły. Stąd hasło: wszystkie ręce na pokład. Premier jest na nieformalnym unijnym szczycie, szef dyplomacji rozmawiał ze swoimi europejskimi odpowiednikami. Prezydent wyraził stanowisko. Karol Nawrocki dziś z wizytą w Pradze, mówił o wzajemnych relacjach. Z Czechami związane jest także przyjęcie chrześcijaństwa. Od dziennikarzy dwukrotnie usłyszał to samo pytanie. Czy skorzysta z bliskich relacji z Donaldem Trumpem, by przedstawić mu europejski punkt widzenia. Wykonywanie pracy dyplomatycznej odbywa się stale i ciągle. To odpowiedź numer jeden. Druga brzmiała podobnie. Konsekwentnie od trzech miesięcy mówię, jakie jest stanowisko Polski. Liczę na większą aktywność prezydenta Nawrockiego. Jeśli jest w stanie coś załatwić, niech się nie krępuje, a ja będę wspierał jego działania, jeśli się na jakiekolwiek zdecyduje. O to, czy telefon do Białego Domu został lub zostanie wykonany, zapytaliśmy rzecznika prezydenta Nawrockiego. Odpowiedzi - brak. Dzisiaj jest ten właściwy moment, panie prezydencie, byśmy powiedzieli, jeśli nie teraz, to kiedy? Pyta lewica. Koalicja przypomina te owacje w ławach PiS po wyborczym zwycięstwie Donalda Trumpa i te zdjęcia zrobione w kampanii wyborczej i tuż po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego Wiemy o tych wyjątkowych relacjach. Prezydent Nawrocki chwalił się nimi wielokrotnie, czas ich użyć dla polskiej racji stanu. Prezydent dziś miał wykład na Uniwersytecie Karola w czeskiej Pradze. Sytuacji w Ukrainie poświęcił kilka zdań, skupiając się na krytyce Unii. Powiedzmy sobie szczerze: nie jest to Unia naszych marzeń. A jego minister wczoraj wieczorem skupiał się na recenzowaniu działań rządu. Polski rząd ma tylko poddane do podpisu pewne oświadczenia. Więc my będziemy tutaj starali się także dopingować rząd, aby w ramach dyskusji w koalicji chętnych był bardziej aktywny. Co robi Nawrocki oprócz tweetowania i krzyków 11 listopada? No wymaga się od głowy państwa, żeby jednak rozmawiał z prezydentami, premierami, mówił, jaka jest sytuacja, a nie tylko wywieszał flagi kibiców na Pałacu Prezydenckim. Sytuacja jest wyjątkowa. Dzisiaj jest moment krytyczny. Według rządzących wymaga jedności, a nie grania na sondażowe punkty. Oglądają państwo 19:30 w poniedziałek. Co jeszcze przed nami? 380 pożarów w weekend. Dwie osoby zmarły. Nie zdołałem ugasić. Tragedii można był zapobiec. Są czujki dymu i czadu. Sieć jako pole bitwy na wojnie hybrydowej i wzmacnianie cyberbezpieczeństwa jako kluczowa odpowiedź. Infrastruktura krytyczna w Polsce od miesięcy jest celem cyberataków, dlatego pomóc ma Cyberlegion. Zmodernizujemy także służby mundurowe, co spotkało się z ponadpartyjnym poparciem. Wojska obrony cyberprzestrzeni mówią o sobie cyfrowe serce armii. I to serce będzie biło mocniej, bo od dziś mają nowe wsparcie. Cyberlegion to inicjatywa resortu obrony, która ma wzmocnić współpracę między wojskiem a środowiskiem akademickim. To jest zaproszenie do współpracy wszystkich najwybitniejszych specjalistów w dziedzinie cyfrowej, nowoczesnych technologii, informatyki, ale też sztucznej inteligencji. Po to, by budować cyberodporność naszego kraju. Jesteśmy już po rozszyfrowaniu pierwszych odezw legionowych i czekamy na dalsze rozkazy. Do cyberlegionu dołączyło już ponad dwa tysiące chętnych. Popchnęło mnie moje hobby związane głównie z droniarstwem i systemami wizyjnymi. Co ciekawe, utrzymanie jednego specjalisty najwyżej klasy w cyberwojsku to koszt pół miliona rocznie. Dużo. Stąd program, bo dołączenie do legionu nie wiąże się z automatycznym wcieleniem do armii. Bez wątpienia razem z wojskiem obrony cyberprzestrzeni zbudujemy tarczę, która nie da się przełamać. A żeby zbudować tarczę, potrzebna jest kuźnia. Choć i tak już jest czym się pochwalić. Nasze cyberwojsko jest najlepiej ocenianie w całym Sojuszu Północnoatlantyckim. My dzisiaj jako Polska, biorąc pod uwagę to, co się też dzieje i w Polsce, i wokół Polski, na pierwszym miejscu stawiamy nasze bezpieczeństwo. Dlatego drugi stopień alarmowy w cyberprzestrzeni wciąż obowiązuje. Na walkę z dezinformacją Polska tylko w tym roku wydaje 25 milionów złotych. Ten podwyższony cyfrowy alert w obszarze dezinformacji wiążemy bez wątpienia z atakiem hybrydowym na Polskę i z atakami na kolej. Z tymi sabotażami. Ale też umiemy temu przeciwdziałać. W sprawie ostatnich aktów dywersji na kolei prokuratura dziś postawiła zarzuty trzeciej osobie. Wołodymyr B. trafił do aresztu. Mówiąc o bezpieczeństwie, nie można zapomnieć o rekordowym programie modernizacji służb mundurowych. W historii modernizacji służb podległych MSWIA tak gigantycznego programu nie było. W piątek Sejm jednogłośnie uchwalił 13 miliardów złotych dla służb. Najwięcej pieniędzy trafi do policji - ponad 7 miliardów. Ponad dwa otrzyma straż graniczna i straż pożarna. Dodatkowe pieniądze otrzyma także Służba Ochrony Państwa. Jak najwięcej środków trafiać ma na wyposażenie sprzętowe, infrastrukturę, z której korzystają i działają nasi funkcjonariusze. Dzięki temu polskie służby będą jeszcze sprawniejsze. Formujemy nowe oddziały do bezpośredniej i fizycznej ochrony granicy państwowej. Nowe etaty, baza lotniskowa na pograniczników czy budowa bazy szkoleniowej SOP. Wydatki na bezpieczeństwo nie są wydatkami prosto widocznymi czy prosto przekładalnymi. My ich skutki, efekty widzimy nieraz po dwóch, trzech, czterech latach. Zwłaszcza w przypadku skomplikowanego sprzętu, który trzeba zakupić, wdrożyć. Przypomnijmy, że w tym roku budżet na obronność jest rekordowy. "Myśląc Polska. Alternatywa 2.0" - pod taki hasłem PiS spotkało się w weekend, by rozmawiać o pomysłach programowych. W programie samego spotkania były zmiany, bo w rozmowie o dezinformacji rządu nie pojawił się zapowiadany wcześniej Mateusz Morawiecki. Ciekawe pomysły byłego premiera płyną za to z jego medialnych wypowiedzi, którym warto przyjrzeć się bliżej. To popis aktorskich umiejętności polityka PiS-u. Chciałam zapytać o konflikt i trochę sytuację w Prawie i Sprawiedliwości. Jaki konflikt? - pyta uśmiechnięty Paweł Jabłoński. A pod partyjny dywanem walka. Były premier Mateusz Morawiecki zrezygnował z udziału w tym programowym spotkaniu PiS dotyczącym walki z dezinformacją. Ten panel o dezinformacji PiS-u wiele stracił, że nie było premiera Morawieckiego. Certyfikowany przez polski sąd kłamca ma doświadczenie w dezinformacji. Jak ustaliło WP, Morawiecki decyzję o wycofaniu się z panelu miał podjąć sam, bo wcześniej wykluczono go z zespołu przygotowującego program PiS-u. Zapewniam pana, że premier Morawiecki pracuje nad programem. Czyli zostanie dopisany gdzieś do tej grupy? Proszę pytać te osoby, którą tę grupę tworzą. Ale pan tworzy tę grupę. Wie pan, na razie jestem, zostałem do tego zaproszony. Obok tego posła PiS-u stoi też poseł PiS-u. Ale między nimi jest przepaść. Powód? Frakcyjna przynależność. To teraz szersze ujęcie partyjnego konfliktu. Naprzeciw frakcji Morawieckiego - zwarta i bojowa frakcja składająca się z tych polityków PiS-u, która ostatnio wygrała bitwę o to, kto będzie tworzył program PiS-u Czy nie uważa pan, że to jest dziwne, że Mateusz Morawiecki nie będzie w tej grupie przygotowującej program Prawa i Sprawiedliwości? Ale co jest dziwne? Że go tam nie ma. Będzie pewnie w innymi miejscu. Były premier. Pana troska naprawdę chwyta mnie za serce. Proszę już następnej redakcji pozwolić. Naprawdę. Politycy PiS-u niechętnie mówią o podziałach w partii, przynajmniej oficjalnie. a Jarosław Kaczyński regularnie dolewa oliwy do ognia. I raz komplementuje Morawieckiego, a innym razem rysuje świetlaną przyszłość przed Czarnkiem. Sytuacja w PiS-ie robi się coraz bardziej skomplikowana, bo tak zwany front antymorawiecki ma kłopoty z tym politykiem. Który uciekając przed wymiarem sprawiedliwości, trafił na Węgry i stamtąd ani rusz. Sprawa politycznie nam nie służy. Może tworzyć takie wrażenie, że uciekamy przed skonfrontowaniem się z tymi nieprawdziwymi zarzutami, które formułuje wobec nas władza. Ale to nie przeszkodziło wziąć Ziobrę do grupy przygotowującej program PiS-u. W jaki sposób Zbigniew Ziobro będzie pracował na programem? Z Węgier? Zdalnie? Panie redaktorze, cieszy się mnie pana troska. Będzie pracował w sposób optymalny. Jeżeli opozycja z Peterem Magyarem wygra wybory, to Ziobro mógłby pisać bezpośrednio z aresztu. Mateusz Morawiecki - snując plany o powrocie na fotel premiera - aż tak odcina się od Ziobry. Nie planuję tego, żeby Zbigniew Ziobro był ministrem sprawiedliwości. Ale te słowa brzmią całkiem znajomo. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na urząd ministra obrony jest stojący obok mnie Jarosław Gowin. Mówiła w kampanii 10 lat temu Beata Szydło. Po wyborach ministrem obrony został Antoni Macierewicz. Skandaliczny wpis i apel o informacje zgodne z prawdą historyczną. Instytut Jad Waszem w sieci publikuje wpis, a w nim stwierdzenie, że Polska była pierwszym krajem, w którym pojawił się obowiązek noszenia opasek przez Żydów. "Polska okupowana przez Niemców" - pisze w odpowiedzi szef polskiej dyplomacji i wzywa do MSZu izraelskiego ambasadora. Kompromitacja - ocenia premier. Wszyscy Żydzi powyżej 10. roku życia muszą nosić na ramieniu niebieską gwiazdę Dawida. Taki nakaz wydały niemieckie władze okupacyjne. By przypomnieć tę tragiczną historię, w mediach społecznościowych izraelski Instytut Pamięci Yad Waszem zamieścił taki wpis: Polska była pierwszym krajem, w którym Żydzi zostali zmuszeni do noszenia charakterystycznej odznaki, mającej na celu odizolowanie ich od okolicznej ludności. Dalej instytut tłumaczył, że rozkaz wydał Hans Frank, gubernator Generalnego Gubernatorstwa. Zabrakło jednak podkreślenia, że Polski wtedy nie było. Na wpis Jad Waszem zareagował Minister Spraw Zagranicznych: Proszę, doprecyzujcie, że była to Polska pod niemiecką okupacją. Co za tym stało? Być może błąd ludzki, być może brak precyzji wypowiedzi, nie chce oceniać tego, taki wpis nie powinien mieć miejsca. Ostrzej zareagował szef rządu. Kiedy przeczytałem tą informację, nie wierzyłem własnym oczom, Jad Washem to poważna instytucja. Akurat Żydzi i ta instytucja nie mają przecież żadnej potrzeby, żeby zniekształcać historię, bo ona jest tak oczywista. Wygląda mi to nawet nie na błąd, tylko na jakąś złą wolę kogoś, kto zredagował ten tekst, bo jest tak wbrew historii, tak kłamliwy. Profesor Andrzej Żbikowski z Żydowskiego Instytutu Historycznego jest zdania, że izraelski instytut nieświadomie popełnił błąd. Jak było wcześniej z Polish Concentration Camps, tak teraz jest in Poland. To jest kwestia niedopasowania angielskiego. Łatwo jest powiedzieć Polska w sensie terytorialnym, a nie w sensie administracyjnym. Instytut Pamięci Narodowej podkreśla, że Jad Waszem równo rok temu też przypominał o tym historycznym fakcie, używając niemal identycznych słów, ale bez pierwszego zdania o Polsce. Pomyłki mogą się wszędzie zdarzać, ale trzeba na nie reagować. Wystarczyło, jeśli się pojawił tweet i się znajdują nieprawdziwe informacje, to wystarczyło zmienić ten tweet, napisać na nowo. Instytut Jad Waszem nie odpowiadał dziś na nasze prośby o komentarz. Do kontrowersyjnego wpisu dołączył jednak komentarz tłumaczący, kto stał za aktami antysemityzmu. Jak zauważyło wielu użytkowników i jak wyraźnie podano w podlinkowanym artykule, stało się to na polecenie władz niemieckich. Zdaniem polskiego rządu to nie rozwiązuje sprawy. Szef MSZ wezwał izraelskiego ambasadora, by wyjaśnić to niefortunne sformułowanie. To najtragiczniejszy weekend od miesięcy. Od piątku w pożarach zginęło 10 osób, tylko w niedzielę życie w płomieniach straciło pięć osób. Przy okazji początku sezonu grzewczego służby apelują: czujka dymu i czadu to niewielka inwestycja, która może ocalić życie. Tragedia rozegrała się wieczorem, gdy część mieszkańców tego budynku kładła się spać. Jedno dziecko zauważyło dym z okna i powiadomiło rodziców, że się dymi. Z ogniem w Rumii na Pomorzu w niedzielę walczyło osiem zastępów straży pożarnej. Jeszcze przed przyjazdem służb z parteru ewakuowało się sześć osób. Na pierwszym piętrze znaleziono w sumie trzy osoby, nieprzytomne. Życie stracili kobieta i mężczyzna w wieku 50 lat. Nadal nie wiadomo, jak doszło do pożaru. Planowane są kolejne czynności na miejscu z udziałem biegłych z zakresu pożarnictwa. To już Nowa Wieś Zbąska w Wielkopolsce. Tu pożaru nikt nie zgłosił, ogień dostrzegli przejeżdżający strażacy. Niestety, chwilę za późno. Mężczyzna nie miał zachowanych funkcji życiowych, najważniejsze było prowadzenie resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Życia 47-latka nie udało się uratować. Kolejny dramat rozegrał się w Szumowie na Podlasiu. Pożar pozbawił życia dwuletniego chłopca i jego babcię. Pozostałe dwie osoby to mężczyźni, zostali przetransportowani przytomni i są pod opieką lekarzy w okolicznych szpitalach. To kolejny dom po pożarze i kolejna tragedia. Pożarem objęte było jedno pomieszczenie, reszta pomieszczeń była silnie zadymiona. W miejscowości Mokrsko w województwie łódzkim w niedzielę zginęła 60-latka. Ze wstępnych ustaleń wynika, że było to zaprószenie ognia, niestety przez kobietę. Za bliskie ustawienie piecyka czy farelka obok materiału łatwopalnego może powodować pożar. To najtragiczniejszy weekend od początku sezonu grzewczego. Bilans to 380 pożarów budynków mieszkalnych i aż 10 ofiar. Przed Sądem Rejonowym w Myszkowie na Śląsku ruszył proces kobiety, która miała ukrywać zabójcę. Chodzi o 75-letnią Teresę D. - ciotkę Jacka Jaworka. Mężczyzna miał ukrywać się w domu kobiety w Dąbrowie Zielonej, zaledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym zabił brata, bratową i ich 17-letniego syna. To Teresa D. - oskarżona o ukrywanie jednego z najbardziej poszukiwanych przestępców w Polsce. Czy przyznaje się pani do popełnienia zarzucanego przestępstwa? Tak. 75-latka jest ciotką Jacka Jaworka - sprawcy potrójnego zabójstwa w Borowcach koło Częstochowy. Kobieta, jak twierdzi, ukrywała siostrzeńca z obawy o swoje życie. Dziś zabrakło jej słów. Ja chce odmówić wyjaśnień. Dlatego sąd przytoczył wcześniejsze zeznania. Zapukał do mnie w okno do domu, ja się zapytałam, kto tam, i zaraz poznałam Jacka. Byłam zaskoczona i wystraszona. Ręce mi się trzęsły. Według wyjaśnień, Jaworek miał zjawić się przed jej drzwiami dwa lata temu. Prokuratura jest innego zdania. Ustalono, że w 2022 roku Teresa D. przeprowadzała remont w swoim domu, który wykonywał Jacek J. Obrona z kolei zarzuca błędy śledczym. Nikt przez całe postępowanie jej ani razu nie przesłuchał. Dopiero ujawnienie okoliczności przebywania doprowadziły do tego, że organy ścigania zainteresowały się sylwetką mojej mocodawczyni. Ale fakty są takie, że Jaworek ukrywał się przynajmniej przez dwa lata na poddaszu jej domu, 5 kilometrów od miejsca zbrodni. To też jest przestępstwo. Mówi adwokat Piotr Wojciechowski, wskazując, że pomoc przestępcy jest równa winie. Za takie utrudnienie postępowania można uznać produkowanie jakichś fałszywych dowodów, zacieranie śladów lub też pomoc w ucieczce lub też właśnie ukrywanie. Jaworek 4 lata temu z zimną krwią zabił swojego brata, jego żonę i bratanka. Następnie uciekł. Wydano za nim list gończy i europejski nakaz aresztowania. Osobami, które pomagają zbrodniarzom i innym przestępcom, są właśnie to osoby z bliskiego otoczenia przestępcy. Mimo to Teresa D. przez trzy lata była poza kręgiem zainteresowań służb. Masa informacji, która napływała do policji od rozpoczęcia tej sprawy, była tak przytłaczająca, że ciotka była na miejscu, więc ją zostawiono sobie. Jaworek popełnił samobójstwo. Jego ciało odnaleziono kilometr od domu Teresy D. Kobiecie grozi 5 lat więzienia. Składowane bez zezwolenia, dla okolicznych mieszkańców i środowiska są ogromnym zagrożeniem, dla podatników ich usuwanie to gigantyczny koszt. Nielegalne wysypiska pojawiają się w kolejnych miejscach w kraju. Za toksyczny problem zabrała się m.in. gmina Zgierz, która od ministerstwa klimatu na ten cel otrzymała niemal 9 milionów złotych. A to dopiero początek wydatków. Kilka tysięcy ton trujących odpadów chemicznych. Budynki wypełnione po sam dach. Substancje, które zagrażają życiu i zdrowiu. Mieszkańcy Kolonii Głowa pod Zgierzem od lat żyją obok tykającej bomby ekologicznej. Boję się, oczywiście, że się boję. Nawet nie wiem, co to za trucizna. Gmina Zgierz i Ministerstwo Klimatu i Środowiska wypowiedziały wojnę takim składowiskom. Z funduszu, wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska i gospodarki wodnej w tym budżecie wygospodarowano blisko 9 mln zł na usunięcie odpadów. Całkowity koszt szacuje się na ponad 40 milionów. Zostaliśmy postawieni pod ścianą, ponieważ ktoś te nielegalne odpady przywiózł. Ktoś, czyli Piotr Ż., który naraził sąsiadów na niebezpieczeństwo, został skazany na 4 lata bezwzględnego więzienia i sto tysięcy złotych grzywny. Ale ukaranie sprawców jest niezwykle trudne i nadal należy do rzadkości. Zagrożeń w okolicy jest więcej. Na terenie dawnych zakładów Boruta w Zgierzu leży 50 tysięcy ton odpadów, czyli śmieci odpowiadające 20 pełnym basenom olimpijskim. Zapach był bardzo nieprzyjemny, bardzo śmierdzący, nie można było otworzyć okien. Właściwie to siedzimy na bombie ekologicznej. To jest dramat. Z resztą to nie jest problem jednego regionu. W tym roku samorządy dostaną od resortu klimatu ponad 300 milionów złotych na usuwanie nielegalnych składowisk. To jest 200 mln zł z rezerwy celowej budżetu państwa, 100 mln zł od narodowego funduszu ochrony zdrowia i środowiska i są też programy regionalne. To ogromne, bardzo potrzebne środki, które realnie ratują zdrowie ludzi. Wielkie sprzątanie też w Siemianowicach Śląskich. Mieszkańcy wspominają: momentami nie dało się oddychać. Zagrażało to w ogóle życiu, wszystkim mieszkańcom, człowiek się boi mieszkać tu. Paliły się chemikalia i beczki wyleciały. Sprawa nabrała rozgłosu po gigantycznym pożarze składowiska w ubiegłym roku. Ogień objął pięć tysięcy metrów kwadratowych. Dzięki pozyskanym środkom z ministerstwa klimatu i środowiska, to jest blisko 150 mln zł, udało się już zlikwidować 4 tys. 300 ton odpadów. To dopiero początek. Bo do usunięcia było aż 13 tysięcy ton. Reszta zostanie zutylizowana w kolejnych latach, dzięki środkom przekazanym miastu w trzech transzach. Te składowiska nie są tylko stertą odpadów. Dopóki trucizna zalega pod ziemią, pytanie nie brzmi, czy wybuchnie, tylko kiedy. I czy będziemy wtedy gotowi. Ja już bardzo państwu dziękuję! Za chwilę "Pytanie dnia". Gościem Justyny Dobrosz-Oracz będzie prezes Orlenu Ireneusz Fąfara. Ciekawego wieczoru, do zobaczenia!