Karol Nawrocki i sprawa apartament#w. Jest doniesienie do prokuratury, muzeum punktuje t¾umaczenia kandydata na prezydenta. 477 dni w niewoli. Cztery izraelskie żołnierki, uprowadzone przez Hamas, wróciły do kraju. Skandal w przedszkolu - myśliwi przynieśli czaszki zabitych zwierząt. Monika Sawka, dobry wieczór, zaczynamy "19.30". Jest długa lista pytań i zawiadomienie do prokuratury w sprawie luksusowego apartamentu, należącego do Muzeum II Wojny Światowej, z którego za darmo korzystał Karol Nawrocki. Kandydat Obywatelski popierany przez PiS, miał zajmować mieszkanie w Gdańsku przez ponad pół roku, choć 5 km dalej ma dom. Teraz Nawrocki się tłumaczy, a muzeum wydaje oświadczenie, w którym zarzuca mu nieprawdę. Spodziewamy się, że przed prokuraturą powie wreszcie prawdę. Chodzi o ten apartament w gdańskim Muzeum II Wojny Światowej. Karol Nawrocki, gdy był szefem tej placówki, zarezerwował go na 201 dni. I - jak ujawniła Gazeta Wyborcza - nie zapłacił. Wynająć apartament służbowy za służbowe pieniądze 5 km od własnego mieszkania to jednak jest niewytłumaczalne. Obywatelski kandydat na prezydenta, popierany przez PiS, tłumaczył się czterokrotnie. Za każdym razem zmieniając wersję zdarzeń. Przebywałem na kwarantannie. W poniedziałek i wtorek przekonywał, że z apartamentów korzystał tylko dwa razy, w sumie przez 20 dni, z powodu kwarantanny. Zdarzało się, że służyły po prostu do spotkań służbowych. To już wersja ze środy, kiedy Karol Nawrocki przypomniał sobie, że rezerwacji na jego nazwisko było więcej. W czwartek dodał jeszcze to. Zdarzało się, że pracę kończyłem bardzo wcześnie albo bardzo późno, więc jeśli pokój był wolny, to po prostu w nim spałem. Dziś atakował obecne władze muzeum. Kłamali już wielokrotnie. Które w tym oświadczeniu odpowiadają na tezy Karola Nawrockiego, powołując się na dokumenty, z których wynika, że w ciągu trzech lat dokonał 19 rezerwacji, 4 razy - pokoju dwuosobowego, 15 razy - apartamentu. Nigdy tam nie mieszkałem dłużej ciągiem niż 10 dni. W odpowiedzi muzeum wylicza te rezerwacje z 2020 roku. W sierpniu na 22 dni, w październiku na blisko miesiąc, na przełomie roku - na ponad trzy miesiące. W samych apartamentach zostawałem zawsze wtedy, kiedy nie było tam gości, gdy wykonywałem swoje obowiązki. Oznaczałoby to, że Karol Nawrocki te obowiązki wykonywał również podczas urlopu wypoczynkowego, bo wtedy też zarezerwował apartament, na 16 dni. Byłem dyrektorem, który skomercjalizował te apartamenty. Te apartamenty były przygotowane po to, żeby mieszkali w nich dyrektorzy, moi poprzednicy, którzy mieszkali poza granicami Gdańska, więc ja przyniosłem zyski dla Skarbu Państwa. Poprzedni dyrektorzy nie spędzili w tych pomieszczeniach nawet doby - odpowiada muzeum i dodaje, że apartamenty pod wynajem zostały przewidziane już na etapie projektowania budynku. Nigdy nie działo się tak, że gdy ja korzystałem z tego pokoju, to działo się to kosztem kogoś, kto go zabukował. Bo nikt inny w tym czasie tego zrobić nie mógł. Przez te 200 dni apartament był wyłączony z obrotu, czyli nikt inny w nich nie mógł spać. A to konkretna strata. Ponad 100-metrowy apartament delux kosztuje minimum 750 złotych za dobę. To stawka rynkowa. Pracownicy mają zniżki. Po ich uwzględnieniu Karol Nawrocki za 200 dni musiałby zapłacić ponad 20 tys. zł. Ale - przypomnijmy - nie zapłacił nic. Zagrywka czysto polityczna. To jest atak na Karola Nawrockiego. Ucinają dziś temat politycy PiS. Okazuje się, że w świetle tego, co mówi Muzeum II wojny światowej, że Karol Nawrocki prawdy nie mówi, a przynajmniej w jakiejś części się z nią mija. Oczekujemy prawdy i oczekujemy tej prawdy również dla społeczeństwa, bo mamy do czynienia z zarzutem złodziejstwa wobec kandydata PiS-u. Zasadność tego zarzutu oceni teraz prokuratura. Zawiadomienie w tej sprawie zostało złożone wczoraj. Słowa, gesty i reakcje na wagę każdego głosu. Kampania prezydencka trwa i nie bierze jeńców. Szymon Hołownia w Warmińsko-Mazurskiem odwiedził strażaków. Sławomir Mentzen w Małopolsce mówił o bezpieczeństwie. A Karol Nawrocki na Śląsku tłumaczył się ze swojej wizyty w siedzibie PiS, w której w tym samym czasie odbywała się narada kierownictwa partii. Co tam robił obywatelski kandydat? Co kandydat obywatelski z poparciem PiS robił w budynku przy Nowogrodzkiej w tym samym czasie, gdy trwało spotkanie kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości? A ja nie byłem na kierownictwie PiS, wywiad miałem. Ja nie byłem na tym spotkaniu, nikogo nie widziałem z kierownictwa PiS. Karol Nawrocki nie zdradził, o jaki wywiad chodzi. Pytany dziś o sprawę, powtarzał, że nie widział się z politykami PiS-u. Miałem wywiad, nie widziałem się z politykami. Wielokrotnie byłem na Nowogrodzkiej i tam polityków nie spotkałem, tam są księgowość, administracja. Tym razem politycy byli - i to najważniejsi. W zapewnienia Nawrockiego nie wierzą rządzący. Za długo jestem w polityce, żeby wiedzieć, że jeśli w budynku odbywała się narada najważniejszych polityków i jednocześnie w budynku jest z tej samej partii kandydat PiS-u, to nagle się nie widział z tymi, którzy są w tym samym miejscu. To po prostu było spotkanie z nim. Rafał Trzaskowski - dziś bez kampanijnej aktywności - zapytany przez nas o wizytę Nawrockiego przy Nowogrodzkiej też nie wierzy prezesowi IPN. Nikt się w Polsce na to nie nabiera, przecież wszyscy wiedzą, że pan Nawrocki jest kandydatem PiS-u, wiemy, kto finansuje jego kampanię, wiemy, kto mu doradza, kto tę kampanię robi. W kampanii Karol Nawrocki sięgnął po ten temat. Indoktrynacja i ideologia naruszająca wrażliwość. Na Śląsku kandydat z poparciem PiS próbował obarczyć Rafała Trzaskowskiego odpowiedzialnością za to, że w księgarni Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pojawił komiks o korekcie płci. W tym muzeum dla naszych dzieci i naszej młodzieży dostępna była książka. "To nieprawda" - pisze w oświadczeniu muzeum. Jak czytamy, książka nie była w dziale dla dzieci, a w sekcji rekomendowanej dla dorosłych. To był jedyny egzemplarz i wykupił go dziennikarz prawicowych mediów. Książki, które są sprzedawane w księgarniach - ja nie jestem cenzorem, nie ja zamawiam książki i nie ja wprowadzam, i nie będę wprowadzał cenzury. To nie pierwszy raz, gdy w kampanii wyborczej pojawiają się kwestie mniejszości seksualnych. Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia. Koło wpół do szóstej byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą. Wszystkim należy się w Polsce szacunek i domyślam się, że PiS znowu będzie atakował, bo niestety taką politykę prowadzi. Na kampanijną trasę do warmińsko-mazurskiego wyruszył Szymon Hołownia. Jak mówił, czekał kilka tygodni ze spotkaniami wyborczymi, bo kampania trwa od niedawna. Odwiedził strażaków ochotników i młodzieżowy ośrodek socjoterapii. Gdy rozmawia się ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami, to to jest pierwszy temat, który pojawia się w rozmowach: ustawa o asystencji osobistej. To jest nasze zobowiązanie koalicyjne. W Małopolsce do czterech miejscowości dotarł kandydat Konfederacji, Sławomir Mentzen. Przemówienie zaczął tak jak niemal zawsze od stwierdzenia, że w Polsce jest bezpiecznie. I nie zwracamy na to uwagi, nie doceniamy tego, co mamy, a inni zwracają. Podpisy w województwie śląskim zbierał Adrian Zandberg z partii Razem. A w stolicy Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy. Swoją kampanię w Warszawie oficjalnie zainaugurował Marek Jakubiak. Zbigniew Ziobro na pytanie o ewentualne doprowadzenie przed komisję śledczą mówi o arsenale broni, którym dysponuje. Marszałek Sejmu, kandydat na prezydenta, pyta: krótkiej, długiej czy przeciwpancernej? Poseł PiS zapewnia, że nigdy by mu nie przyszło do głowy, żeby zrobić krzywdę policjantom. A rządzący mówią: trzeba się zastanowić, czy lider Solidarnej Polski powinien mieć uprawnienia. Dysponuję arsenałem rozmaitych jednostek broni, więc pewnie dałbym radę. Tak Zbigniew Ziobro odpowiedział na proste pytanie. Jak się zachowa, jeśli przyjdzie po niego policja, by doprowadzić go przed komisję śledczą do spraw Pegasusa. Co warto podkreślić, żaden z obecnych tu dziennikarzy nie pytał byłego ministra sprawiedliwości o arsenał broni, który posiada. Zbigniew Ziobro powiedział to sam. Z tego policja musi przede wszystkim wyciągnąć wnioski. Prawdopodobnie musi iść tam oddział specjalny, ponieważ pierwsze, na czym na zależy, to to, żeby przy tej całej akcji doprowadzenia pana Ziobry nie doszło do jakiegoś nieszczęścia. W dalszej części rozmowy Zbigniew Ziobro dopytywany, czy grozi w ten sposób policjantom, uspokajał. Żadnego niebezpieczeństwa, z mojej strony nic im nie grozi. Zawsze będę chronił polskich funkcjonariuszy i polskie państwo. Tyle że chwilę wcześniej mówił o prawie do obrony. Ja byłem zwolennikiem prawa do obrony koniecznej, sam rozszerzyłem prawo do obrony koniecznej. Ale znowu chwilę później mówił, że policjantom nie zrobi krzywdy. Szanuję policjantów. Oni są zmuszani do pewnych czynności. Na pewno nie będę chciał, żeby przyszło mi do głowy, żeby zrobić im krzywdę. Pan minister zachowuje się coraz dziwniej. Mam nadzieję, że zostanie rozliczony z łamania prawa. Próba sprowadzenia bardzo poważnej sprawy do takiej logiki przepychanki na podwórku. Jakby pan Ziobro z takimi tekstami wyjechał na podwórku, toby usłyszał: nie strasz, nie strasz, bo - wiadomo. Zbigniew Ziobro lubi się chwalić, że z broni korzysta i że umie się nią posługiwać. Od ponad 20 lat strzelam z broni. W przeszłości fotografował się nawet na strzelnicy. A gdy był ministrem sprawiedliwości, został przyłapany z bronią za paskiem. I tylko politycy PiS-u zdezorientowani tą jednoznaczną wypowiedzią... Dysponuję arsenałem rozmaitych jednostek broni. próbują przekonywać, że tu o broń - czyli narzędzie fizyczne - wcale nie chodzi. Ja zakładam, że chodzi o argumenty natury prawnej. Politycy koalicji rządzącej nie mają wątpliwości. Ziobro próbuje zastraszyć policjantów, bo boi się odpowiedzialności. To są słowa, które powinny być poddane analizie psychiatry. Dlatego że złe zdrowie psychiczne jest przesłanką, żeby odebrać komuś pozwolenie na broń. Decyzja o doprowadzeniu Zbigniewa Ziobry przed sejmową komisję śledczą do spraw Pegasusa jeszcze nie zapadła. Sąd zajmie tym w poniedziałek. Swoimi słowami pokazuje, że jak miał władzę, to był twardy. A jak władzy nie ma i przychodzi odpowiedzialność, to on taki twardy nie jest. Wie, że unikanie, kombinowanie, zasłanianie się chorobą, stanem zdrowia się kończy, bo widzimy, że jest w dobrej formie. Zbigniew Ziobro znalazł jednak inny argument, by przed komisją się nie stawić. Ta komisja nie jest komisją, ci posłowie popełnią przestępstwo. Tym razem chodzi o ten wyrok Trybunału z września, który sprowadza się do tego jednego zdania. Komisja ta winna po ogłoszeniu niniejszego wyroku zaprzestać swej działalności. Tyle że ten wyrok nigdy nie został opublikowany, bo w składzie był sędzia dubler. Więc według rządzących wyrok nie ma mocy prawnej. Oglądają państwo "19.30", w programie jeszcze m.in.: Skandal w przedszkolu - myśliwi przynieśli czaszki zwierząt. Dzieci fantastycznie się bawiły. Tak nie powinna wyglądać edukacja przyrodnicza. Końcowe odliczanie - jutro finał WOŚP. Polacy jednak potrafią się zjednoczyć. Ta akcja ma sens. Wszystko dla orkiestry. Los Angeles po raz kolejny broni się przed ogniem. Strażacy po prawie miesiącu od wybuchu pierwszego pożaru wciąż walczą z żywiołem. Do Miasta Aniołów przyleciał Donald Trump. Amerykański prezydent oskarżył burmistrzynię Los Angeles o opieszałość i przeciąganie procedur. Ale obiecał pomoc federalną. A bez niej miasto z odbudową sobie nie poradzi, bo skala zniszczeń jest przerażająca. Po niemal trzech tygodniach od pierwszych pożarów wciąż wybuchają kolejne i pustoszą okolice Los Angeles. Ogień, który w środę pojawił się 80 km na północ od miasta, objął obszar ponad 3 tys. boisk piłkarskich i zmusił do ewakuacji 30 tys. osób. Gdy Air Force One z Donaldem Trumpem na pokładzie lądował w Kalifornii, strażacy walczyli z pięcioma nowymi pożarami. Prezydenta przywitał mimo braku zaproszenia i oskarżeń o nieudolność gubernator Kalifornii, demokrata. Ucierpiała ogromna liczba istnień ludzkich. Ucierpiało wiele nieruchomości. Prawdopodobnie nikt nigdy nie widział czegoś takiego od czasów II wojny światowej. O skali zniszczeń i wyzwań Donald Trump przekonał się z pokładu śmigłowca. A potem w rozmowie ze strażakami i mieszkańcami, niegdyś ekskluzywnej dzielnicy Pacific Palisades. Ucierpiała najbardziej. Dziś to tony gruzu i popiół. Stopień opanowania wynosi 77% w przypadku Palisades Fire i 95% w przypadku Eaton Fire. Ale ogień wciąż Palisades trawi. Drugi największy pożar - Eaton - też wciąż nie został w pełni opanowany. Straty szacowane są już na ponad 250 mld dolarów. To więcej niż roczny budżet Polski. Zostaliśmy porzuceni przez lokalne władze. Zawiodły nas. Straż pożarna jest niesamowita, ale potrzebuje więcej zasobów. A my musimy mieć pewność, że to się nigdy nie powtórzy. Amerykański prezydent też krytykował burmistrzynię Los Angeles za opieszałość i przeciąganie procedur. Ale obiecał pomoc federalną. Ma pani uprawnienia nadzwyczajne tak jak ja. Ja je wykorzystuję, pani musi je także wykorzystać. Możesz zrobić wszystko w ciągu 24 godzin. Jak szybko działa nowa administracja, pokazują te zdjęcia Departamentu Obrony USA z pierwszych tzw. lotów deportacyjnych imigrantów nielegalnie przebywających w Stanach. W akcji udział biorą samoloty wojskowe. W ten sposób władze deportowały już niemal trzystu Gwatemalczyków. Waszyngton wysłał także cztery loty do Meksyku. Polują na nas, łapią nawet w kościołach. Sytuacja jest bardzo ciężka. Osoby bez dokumentów boją się iść do pracy. A jak wtedy mają utrzymać rodzinę? Z kolei najnowsza decyzja nowego sekretarza stanu wstrzymała programy pomocy USA dla krajów na całym świecie. Nie wiadomo, czy też dla Ukrainy, bo wytyczne nie są do końca jasne. Nie jestem dziś gotowy, aby o tym mówić. Wiem, że istnieją pewne ograniczenia. Musimy przyjrzeć się im szczegółowo. Skupiam się na pomocy wojskowej, a ta nie została wstrzymana. O tym, jak będzie wyglądała w najbliższej przyszłości, zdecyduje m.in. ten człowiek - prezenter telewizji Fox News, były oficer Gwardii Narodowej, oskarżany o napaść seksualną. Stanie na czele Pentagonu. O jego wyborze zdecydował jeden głos. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera złożył rezygnację - taką informację przekazała szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Paprocka. Powodem decyzji mają być plany osobiste ministra. Jacek Siewiera został powołany przez Andrzeja Dudę na stanowisko szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego w październiku 2022 roku. Wczoraj pojawiły się informacje, że jeszcze przed majowymi wyborami i przed końcem kadencji prezydenta może zrezygnować. Jak poinformowała Małgorzata Paprocka, Jacek Siewiera zdecydował o tym, aby skorzystać ze stypendium na Uniwersytecie Oksfordzkim. Ma także brać udział w budowaniu współpracy państw Morza Bałtyckiego. W tłumie Palestyńczyków i dziesiątkach uzbrojonych bojowników Hamas uwolnił cztery kolejne izraelskie zakładniczki. To żołnierki, które zostały uprowadzone 15 miesięcy temu. Hamas przekazał je przedstawicielom Czerwonego Krzyża. W zamian Izrael ma wypuścić 200 palestyńskich więźniów. To pierwsza faza rozejmu. Kolejna stoi pod znakiem zapytania. Przy eskorcie uzbrojonych terrorystów i tłumie skandujących antyizraelskie hasła 4 izraelskie żołnierki wyszły z tuneli Hamasu. Naama Levy, Liri Albag, Daniella Gilboa i Karina Ariev wolność odzyskały po 476 dniach. Kobiety czują się dobrze, spotkały się ze stęsknioną rodziną. Kocham was, wszystkich obywateli Izraela, którzy wspierali nasze rodziny i naszych żołnierzy. Izrael za ich wolność słono zapłacił: z więzień wyszło 200 Palestyńczyków. Dziękujemy każdemu palestyńskiemu bojownikowi ruchu oporu, w szczególności zbrojnemu skrzydłu Hamasu. Wśród nich ponad stu skazanych na dożywocie za zabójstwa i akty terroru wobec Izraela. Wymianę po obu stronach na żywo oglądały tłumy. W Izraelu radość miesza się jednak ze strachem o stan zdrowia pozostałych 90 Izraelczyków, którzy wciąż przetrzymywani są w Gazie. To ulga widzieć ich z powrotem, ale co tydzień od nowa zastanawiamy się, czy pozostali też wrócą żywi. Bo Hamas najpierw na wolność wypuścić miał cywilów: czyli 29-letnią Arbel oraz rodzinę Bibas: Shirli i jej małe dzieci. Rodziny obawiają się najgorszego. Jedyne, co trzyma nas przy życiu, to nadzieja i wiara, że wróci zdrowa. Hamas obiecuje, że przynajmniej jedna z kobiet zostanie uwolniona za tydzień, ale według Izraela to złamanie zasad rozejmu. Należy dopilnować, by Hamas działał zgodnie z porozumieniem. Dlatego póki co izraelskie wojsko nadal będzie operować na miejscu. Siły Obronne Izraela już dziś zgodnie z warunkami rozejmu opuścić miały ten pas łączący północ i południe Gazy, by umożliwić przesiedleńcom powrót do domów. Nasz jest ponoć zniszczony, ale bardzo tęsknimy i chcemy wrócić na jego gruzy. Mediatorzy już próbują zażegnać spór, ale kłótnia między Izraelem a Hamasem źle wróży przyszłości rozejmu. Rozejm zakłada, że Izrael wycofa się z Gazy, ale to oznacza rozpad koalicji Netanjahu i przyspieszone wybory. Kontynuacji wojny domaga się jednak izraelska skrajna prawica, dla której najważniejsze jest zniszczenie terrorystów. A dzisiejsze zdjęcia ze Strefy Gazy to pokaz siły Hamasu. Setki bojowników wyszły z tuneli, by pokazać, że wciąż rządzą na miejscu i że ich wojna z Izraelem też jeszcze się nie skończyła. Nie żyje Marcin Wicha, wybitny pisarz, grafik i eseista. Za swoją książkę "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" otrzymał Paszport Polityki, Nagrodę Literacką Nike oraz Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza. Potrafił błyskotliwie portretować polskie życie społeczne i polityczne. Był wnikliwy i wyczulony na wszelkie absurdy rzeczywistości. Marcin Wicha był niezwykle skromną osobą. Nie nazywał siebie pisarzem, mówił: "Jestem grafikiem". A był znakomitym pisarzem, wielkim pisarzem. Tylko nie możemy tak mówić, dlatego że on był autorem, który był wyczulony na słowa i uważał, że należy unikać wielkich słów. To był niesłychany intelekt i taki umysł brzytwa z wielkim poczuciem humoru. Był bardzo dobrym człowiekiem, bardzo otwartym na ludzi, oszczędnym w słowach i wyrażaniu opinii. On miał coś nieprawdopodobnego. Miał taki lekko ironiczny uśmiech, cudowny absolutnie, potrafił jednym gestem, jedną miną skomentować rzeczywistość, także tę niełatwą dla wielu osób z ostatnich lat, sprzed niespełna dekady. On zawsze wiedział, po której stronie się opowiedzieć i zawsze wiedział, jakie wartości są najistotniejsze w życiu. Teraz skandal w jednym z przedszkoli w Ciechanowie. Internet obiegły zdjęcia czaszek zwierząt kolorowanych przez dzieci. Przynieśli je myśliwi, którzy pochwalili się tym w internecie. Przedszkolaki ozdabiały czaszki farbami i brokatem. Sprawa oburzyła wiceministra klimatu, który o reakcję poprosił resort edukacji. Spreparowane czaszki zwierząt przyozdobione brokatem i kolorowymi farbami. To efekt warsztatów zorganizowanych w jednym z przedszkoli w Ciechanowie na Mazowszu. Myśliwi pokazali kilkuletnim dzieciom swoje trofea i pochwalili się efektami w mediach społecznościowych. Zabrakło z pewnością empatii i zrozumienia, że symbolika śmierci nie jest właściwa dla tak małych dzieci. Po opublikowaniu zdjęć z warsztatów zarządzające przedszkolem władze Ciechanowa ukarały naganą dyrektorkę placówki. Sprawa doczekała się reakcji Ministerstwa Środowiska. Ta sprawa budzi moralnie ogromne kontrowersje, Polski Związek Łowiecki jako zrzeszenie, jako jednostka, która nie jest organem państwa, wchodzi do szkół i trzeba się zapytać, czy my chcemy, żeby w ten sposób odbywały się zajęcia w przedszkolach. Myśliwi bronią się, że dzieci były zachwycone zabawą, a wszystko odbyło się za zgodą i wiedzą rodziców oraz dyrekcji. Nie wiem, jakie wykształcenie ma pan minister Dorożała, ale nie jemu ani nam oceniać, czy to będzie miało piętno na dzieciach. Natomiast idąc tym tokiem rozumowania, to powinniśmy zamknąć wszystkie sklepy, w których są lady mięsne. Wiceministra środowiska te argumenty nie przekonują, dlatego zwrócił się do resortu edukacji z prośbą o interwencję. Informacje o zajęciach w przedszkolu otrzymaliśmy w piątek i w przyszłym tygodniu będziemy podejmować adekwatne do sytuacji działania. Mieszkańcy Ciechanowa są w tej sprawie podzieleni. To jest niepokojące, to się odbije albo już się odbiło na psychice dziecka. Kontakt ze zwierzętami czy ze szkieletem zwierząt już od najmłodszych lat jest czymś właściwym. O tym, że ten pogląd nie jest odosobniony, świadczą te zdjęcia z warsztatów organizowanych w różnych przedszkolach w Polsce w poprzednich latach. Ale zdaniem psychologów zbyt wczesne oswajanie maluchów z martwymi zwierzętami może mieć negatywne konsekwencje. Rozwijanie empatii u dzieci, na przykład w stosunku do zwierząt, najlepiej, jak zachodzi w relacji z żywymi zwierzętami. Elementy, które mówią, że to zwierzę już nie żyje, np. czaszki, dla niektórych dzieci mogą być przerażające. A nie taki powinien być efekt dobrej zabawy. Nieodpowiednie buty czy spacer po oblodzonym zboczu na zamkniętym szlaku. Nieodpowiedzialni turyści w górach to już niemal norma. Ratownicy narażają życie, by sprowadzać z gór tych, którzy przeliczyli swoje siły albo źle policzyli czas. Wciąż apelują o rozsądek i powtarzają to, co dla każdego powinno być, a nie zawsze jest oczywiste. Zimą jest zimno, dzień jest krótki, a góry bywają śmiertelnie niebezpieczne. W dolinie niemal wiosna, w niższych partiach gór zimę widać tylko na dośnieżanych narciarskich trasach. Ale w wyższych partiach gór sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Karkonoskie szlaki w ostatnich dniach stały się pułapką dla wielu turystów, a co za tym idzie, sporo pracy mieli ratownicy GOPR. Od początku roku udzieliliśmy już pomocy 64 poszkodowanym w naszych górach, w zeszłym roku w okresie analogicznym było ich ponad 20. Większy ruch to więcej wypadków, ale tu nie tylko statystyka ma swój udział. Nieodpowiednie buty, brak raczków, odzieży na zmianę i brak szacunku do tych teoretycznie łatwo dostępnych gór to niestety codzienność. Ta akcja w Kotle Wielkiego Stawu - turysta spadł 200 metrów po oblodzonym zboczu - nie byłaby konieczna, gdyby mężczyzna nie spacerował zamkniętym z powodu trudnych warunków szlakiem. Takich poważnych wypadków w pierwsze 5 dni ferii było aż 8. Wypadki śmiertelnie niebezpieczne, mimo że te osoby miały raczki, były w jakiś sposób przygotowane, ale zabrakło tej rozwagi. Dziś na szlaku także duża różnorodność ubioru. Spotkaliśmy turystów dobrze przygotowanych. Walka z żywiołem, jest taki wiatr, zwiewało nas po prostu na łańcuchy. I tych mniej. Idziemy na żywioł, jak to mówią, nie? Szczerze, nie przygotowywaliśmy się za bardzo. Byli i tacy, którzy wiedzieli, kiedy zawrócić. No ślisko bardzo. A jak warunki na szczycie? Nie byliśmy. Żona niech powie. Nie, nie idzie wejść bez raków. Taką postawę chwalą pracownicy Karkonoskiego Parku Narodowego, którzy w tym roku organizują specjalne spotkania edukacyjne "Bezpiecznie w Karkonoszach". Myślę, że taką największą odwagą i challengem to jest się wycofać w odpowiednim momencie. W tym sezonie było już wiele przypadków, gdy turyści apeli i zakazów nie brali na serio. Jak rowerzysta, który mimo zakazu próbował wjechać elektrycznym rowerem na Śnieżkę, czy opiekunowie, którzy pozwolili dziecku wejść na dach obserwatorium. Wszystko niedaleko rynny śmierci. Stąd po raz kolejny apel o rozsądek. A jeśli już poczujemy się niebezpiecznie, z wzywaniem pomocy nie czekajmy, aż sytuacja jeszcze się pogorszy. Nie bójmy się zadzwonić, bo dla każdego inny problem będzie dużym problemem. Góry nie pierwszy raz pokazują, że potrafią być niebezpieczne. Rozsądek i przygotowanie to konieczność nie od dziś. A teraz sportowa rozgrzewka przed finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Były biegi, mecze siatkówki czy piłki nożnej. Listę jutrzejszych wydarzeń trudno zliczyć. Skoro świt na ulice nie tylko polskich miast wyruszą z puszkami wolontariusze. Środki zebrane w trakcie kwest, licytacji, internetowych aukcji i wydarzeń specjalnych zostaną przekazane na rzecz onkologii i hematologii dziecięcej. Tak wyglądał start największego biegu Wielkiej Orkiestry. Ten bieg, który stworzył Jurek Owsiak, jest najzapalniejszy na świecie. Biegając, zbieramy na zakup pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Chcesz biegać, biegaj z nami. Walczący z grypą Jurek Owsiak oszczędzał siły na jutrzejszy finał, ale w samej Warszawie pobiegło ponad osiem tys. osób. By pokazać całemu światu, że Polacy potrafią się zjednoczyć. A także po to, by przekonywać, że ruch na świeżym powietrzu to znakomity sposób na walkę z cukrzycą. Dystans 5 km niektórzy pokonali w 15 minut, inni kilka razy dłużej. Od tempa ważniejszy był jednak cel. Niesamowita energia i poczucie, że jesteśmy razem. To całe zamieszanie już 19. raz dowodzi, że z cukrzycą i dla walki z nią można i warto biegać. Takie biegi odbyły się w kilkudziesięciu miastach w Polsce, a także w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Anglii, Belgii i Holandii. A tak było w Toruniu. Możemy nie tylko się spotkać, nie tylko pobiegać, ale i wesprzeć szczytny cel, więc trudno by było lepiej. W Opalenicy w Wielkopolsce na 33. finał Orkiestry powstał bieg, który trwa 33 godziny. Biegając, pomagamy, to jest taki superbieg. Opalenica wstrzeliła się w dychę z tą inicjatywą. Mam córkę, która była przebadana na sprzęcie Jurka Owsiaka, z tego powodu mam taką chęć i poczucie, by też coś dla niego dobrego zrobić. Dziś było nie tylko bieganie. W Głogowie Małopolskim, by zebrać pieniądze, rozegrano turniej piłki nożnej. W Tyczynie koło Rzeszowa zebrali się amatorzy orkiestry i piłki siatkowej. Starsi, młodzi, dzieci uczą się od młodości, jak pomagać, i to zaszczepia to pomaganie w ich sercach na długie lata. A to już Tor Białystok. Dziś i jutro można tu wpłacić na Orkiestrę i poczuć się jak pilot rajdowy. Już dzisiaj drugi raz jechałem i chcę jeszcze. Organizatorzy zapewniają, że uśmiech jest tu wprost proporcjonalny do wychylenia osi. Najważniejsze, żeby pomagać. Bo jak przekonuje najmłodszy w Polsce kartingowiec Igor Ponichtera, prawdziwy sportowiec potrafi też pomagać innym. Ja już państwu dziękuję za wspólnie spędzony wieczór, do zobaczenia jutro w specjalnym wydaniu "19.30". W TVP Info zaraz program "Sprawdzamy".