Będzie kolejne wsparcie dla rolników, którzy odnotowali straty w związku z importem ukraińskiego zboża. Dobry wieczór. Edyta Lewandowska. Zapraszam na Wiadomości. Oto co dziś w programie. Dla nas liczą się Polacy, liczy się Polska. Będziemy robić swoje, będziemy wspierać PiS na programowej trasie z Polakami. Jesteśmy pierwszym rządem, który ma szansę i - wierzę - zdobędzie trzecią kadencję. Naszym obowiązkiem jako UE i NATO jest uczynić wszystko, by Rosja zaprzestała agresji. Świat dowiaduje się i docenia polską pomoc dla Ukrainy. Zrobiliśmy bardzo dużo, żeby wzmocnić Ukrainę. W tym roku wystartujemy w mistrzostwach świata w WRC 2. Potwierdzone starty to Portugalia, Sardynia. Mistrzowskie wsparcie dla rajdowego talentu. Teraz to wsparcie dociera do szybko wschodzącej gwiazdy motosportu Miko Marczyka. Rozmowy o przyszłości Polski prowadzone przez polityków PiS w całej Polsce. To dzięki nim ma powstać program na kolejne lata dla naszego kraju. "Chcemy Polski silnej, solidarnej i bezpiecznej, nowoczesnej, ale czerpiącej ze swojej historii" - mówią politycy tej partii. To rozmowy o tym, co w Polsce trzeba zmieniać, i o tym, co w ostatnich latach rządów już się udało, m.in. o bezpieczeństwie: rozbudowie polskiej armii i obecności sojuszników, w tym USA. To też jest argument przemawiający za odstraszaniem, wzmacniający pozycję międzynarodową Polski, to są te wszystkie działania, o których rozmawialiśmy dzisiaj. O tym politycy tej partii rozmawiali dziś w ramach Akademii PiS, cyklicznych spotkań dotyczących najważniejszych problemów współczesnej Polski. Także do wymiany poglądów, docierania wspólnych stanowisk. Tutaj m.in. wykuwa się program, dalszy nowy program PiS. Politycy PiS spotykali się dziś z mieszkańcami wielu regionów Polski, m.in. w Bytowie w woj. pomorskim, przedstawiając realizowane już programy społeczne rządu, w tym 13. i 14. emeryturę, i kolejne plany. Odpowiedzią niektórych osób z opozycji jest to, że ten program należy zlikwidować. Na to nie pozwolimy, ten program zostanie zapisany ustawowo. Jeszcze w tym roku przyjmiemy to rozwiązanie, które ma być wprowadzone zgodnie z zapowiedziami prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego. W Katowicach posłowie PiS do Parlamentu Europejskiego rozmawiali z górnikami na temat wspólnej reakcji na dyrektywę metanową UE niekorzystną dla górnictwa. Tylnymi drzwiami doprowadzi do tego, że będzie szybciej likwidowane, i z tym my się nie zgadzamy. W woj. lubuskim - ze strażakami. My pomimo kryzysu, pomimo wojny na Ukrainie znajdujemy środki nie tylko na to, aby utrzymać tylko programy socjalne, programy społeczne, ale również aby wspierać ludzi młodych. Zarys programu PiS wicepremier i minister kultury Piotr Gliński prezentował w Łodzi. My stawiamy na solidarną wspólnotę, dbamy o najsłabszych w tej wspólnocie, a promujemy tych, którzy dla tej wspólnoty najciężej i najbardziej wydajnie pracują. I wreszcie tym wymiarem podstawowym wynikającym z siły suwerenności i solidarności jest właśnie tożsamość kulturowa. Trwająca na Ukrainie wojna to zaangażowanie nie tylko żołnierzy i ochotników, ale też tysięcy wolontariuszy, w tym z Polski. O tym, jak niebezpieczna to misja, przekonaliśmy się po raz kolejny, kiedy polscy ochotnicy zostali ranni na wschodzie Ukrainy. Na miejscu jest Tomasz Jędruchów, który na bieżąco śledzi rozwój wydarzeń. Co dzieje się z rannymi polskimi wolontariuszami? Jeden z nich, ten lżej ranny, został już przewieziony do ojczyzny. Stan drugiego jest na tyle poważny, że nie może jeszcze wrócić do Polski. Na razie przewieziono go z Dniepru do Kijowa, gdzie zajmują się nim ukraińscy lekarze. Ochotnicy zostali ranni tydzień temu w mieście Czasiw Jar, w czasie gdy rozwozili mieszkańcom miasta pomoc humanitarną. Rakiety uderzyły w konwój wiozący pomoc do miasta Czasiw Jar. Nad ewakuacją rannych wolontariuszy czuwa zespół pomocy humanitarno-medycznej. Od 395 dni giną cywile, dzieci, żołnierze. Najnowsze informacje mówią o kolejnym ochotniku z Polski, który zginął rąk z rosyjskich oprawców. Wróg musi wiedzieć: Ukraina nie wybaczy takiego znęcania się nad naszym narodem. Nie wybaczymy tych zgonów i obrażeń. Na pozycjach - oni. Na wschodzie - precyzyjne namierzanie wroga. Bez pomocy i sprzętu z Zachodu nie udałoby się utrzymać oporu. Amunicji nigdy dość. Wszyscy chcemy pracować jak najwięcej, strzelać jak najwięcej. Wystrzeliwujemy 50-60, czasem nawet 100 rakiet dziennie. To, czego im potrzeba, to międzynarodowa solidarność i konkretne decyzje. Bez systematycznych dostaw broni i amunicji wiosenna kontrofensywa nie ma szans. Obecna sytuacja pokazuje, że chyba nie ma czerwonych linii. I te czerwone linie, które wyznaczają Rosjanie, to są linie, po których przekroczeniu nic się nie dzieje. Zachód musi zrozumieć, że przekazanie sprzętu tylko pomoże Ukrainie wygrać. O tę pomoc na arenie międzynarodowej zabiega Polska i przestrzega świat przed neoimperialnym planom Putina. Naszym obowiązkiem jako UE i NATO jest uczynić wszystko, by Rosja zaprzestała agresji, by na powrót zaczęła respektować zasady prawa międzynarodowego, które od 2014 roku systematycznie łamie. To ofensywa dyplomatyczna, którą dostrzega cały świat. Na łamach amerykańskiego "Wall Street Journal" premier Morawiecki wezwał Zachód, by w ślad za Polską podejmował konkretne odważne decyzje. Za przekazany sprzęt Komisja Europejska w ciągu dwóch tygodni przekaże Warszawie 300 mln euro. To największa przyznana rekompensata. Wsparcie także dla rolników. Jak ustaliło Polskie Radio, Komisja Europejska przekaże dodatkowe 100 mln euro pięciu krajom w związku z importem zboża z Ukrainy. Ponad 1/3 ma otrzymać Polska. Oglądają państwo Wiadomości. Zobaczmy, co jeszcze przed nami. Biało-czerwona noc w Waszyngtonie. Niezwykły musical o Irenie Sendlerowej. Ponad milion Polaków zmaga się z chorobami nowotworowymi, a zachorowalność stale się zwiększa. Antidotum ma być Krajowa Sieć Onkologiczna, której główny cel to poprawa opieki nad pacjentami. Zakończył się właśnie kilkuletni pilotaż. Koordynacja i jakość. Tymi dwoma słowami można podsumować zakończony pilotaż Krajowej Sieci Onkologicznej - podkreśla prof. Stanisław Góźdź. Pacjent jest dla nas najważniejszy, to jest nasz podmiot. Dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Onkologii. Przekonuje, że powołanie sieci to najważniejsze wydarzenie w historii polskiej onkologii. Najistotniejsza zmiana to ocena jakościowa diagnostyki i leczenia placówki, która zajmuje się pacjentem onkologicznym. Tego do tej pory nie ma i nie było. Rewolucją jest też wyznaczenie koordynatora każdemu choremu. Opiekun ma pomagać na wszystkich etapach leczenia. Przygotowujemy pacjenta na konsylium, żeby miał komplet wyników. Na konsylium jest decydowane, jaka będzie dalsza ścieżka leczenia. Dalej pilnujemy tego pacjenta, koordynujemy mu dalsze leczenie, badania. Duże ułatwienie? Tak, spore ułatwienie. Poza tym Krajowa Sieć Onkologiczna ma zapewnić kompleksową opiekę w całym kraju, a poszczególne etapy leczenia mają przebiegać według ściśle określonych standardów. Będzie wymóg, aby szpitale tych niższych poziomów współpracowały ze szpitalem wyższego poziomu. To bardzo ważne, dlatego że nie w każdym szpitalu jest wszystko. To bardzo pomoże każdemu z pacjentów. Wiążemy jako pacjenci duże nadzieje z Krajową Siecią Onkologiczną. Będzie to, na czym nam najbardziej zależy, żeby nie było różnic w dostępności leczenia, żeby pacjent bez względu na to, gdzie mieszka, miał równy dostęp do leczenia. Ważnym elementem będą również koordynowane badania przesiewowe w całym kraju. Niestety często Polacy z nich nie korzystają. Albo nie wiedzą, gdzie skorzystać. W związku z tym ustrukturyzowanie tego poprzez koordynację jako ośrodek monitorujący jest bardzo ważnym etapem, który realizuje również Narodową Strategię Onkologiczną. Fundamentem tej strategii ma być profilaktyka. A teraz o magii telewizji. Bo w niemal magiczny sposób zegarek warty tysiące euro zniknął z nadgarstka francuskiego prezydenta w trakcie wywiadu, w którym Emmanuel Macron przekonywał Francuzów o tym, że powinni pracować dłużej. Kulisy tej magicznej sztuki już teraz w materiale. To zapewne byłby jeden z wielu podobnych wywiadów i nie odbiłby się szerszym echem, gdyby nie jeden szczegół. Emmanuel Macron, rozpoczynając wywiad, ma na ręku zegarek. W trakcie wywiadu ściąga go pod stołem i przekazuje poza kadr. po czym wywiad kontynuuje już bez zegarka. Udało mu się uzyskać coś, co się w nauce nazywa "efektem Barbary Streisand", czyli ukrywając coś albo próbując coś ukryć, spowodował, że wokół tego czegoś zrobiło się głośno i to stało się chyba najważniejszym punktem tego nieszczęsnego wywiadu. W trakcie wywiadu prezydent tłumaczył, że Francuzi powinni pracować dłużej. I przekonywał do forsowanej przez rząd reformy emerytalnej. Zegarek wart ponad 10 tys. zł w tych tłumaczeniach widocznie nie pomagał. Prezydent Macron uznał, że to będzie odebrane jako wyraz pewnego odklejenia albo wyraz jego statusu majątkowego. Dlatego postanowił ukryć zegarek. Oficjalne tłumaczenie jest takie: zegarek zbyt głośno uderzał o blat stołu i to dlatego został zdjęty. Ekspertów te tłumaczenia jednak nie przekonują. Szukanie wytłumaczenia, wyjaśnienia. Ja jednak podejrzewam, że tutaj główny bohater wywiadu złapał się na tym, że nie wygląda to najlepiej, i stąd ten zegarek ściągnął. Afera zegarkowa to jednak dziś najmniejszy z problemów francuskiego prezydenta. Przez kraj przetaczają się potężne protesty przeciwko forsowanej przez Macrona reformie podwyższającej wiek emerytalny z 62 do 64 lat. Francuzi do tego dokładają swoją frustrację i niezadowolenie en bloc z różnych rzeczy, które widzą. I to taka ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy. Szczególnie że reforma jest procedowana w wyjątkowym trybie, z pominięciem izby niższej parlamentu, gdzie pełnego poparcia dla reformy nie ma nawet w szeregach samej partii Emmanuela Macrona. Pozostajemy w temacie zegarków, ale zmieniamy kontekst, a właściwie zmieniamy czas. Dziś w nocy przechodzimy na letni. I choć jutro niedziela, to niestety oficjalnie pośpimy godzinę krócej. Zegary dziś w nocy przestawiamy z godziny 2.00 na 3.00. Te naszych telefonach i komputerach zsynchronizują się z czasem letnim automatycznie. A PKP Intercity na dzisiejszą noc wprowadza specjalny rozkład jazdy uwzględniający zmianę czasu. Mieszkańcy Elbląga rozpoczynają walkę o dofinansowanie portu morskiego. Na stole leży 100 mln zł, które można przeznaczyć na inwestycje. Władze miasta nie chcą jednak po nie sięgnąć, więc mieszkańcy zaczęli zbierać podpisy, by przekonać do inwestycji prezydenta z PSL. Cisza, spokój i kamieni kupa. Tak w weekend wygląda Port Morski w Elblągu. A tak wyglądał w czwartek, gdy też zrobiliśmy tutaj zdjęcia. Oprócz przerzucania kamieni w ostatnich dniach wiele się tu nie działo. Mamy do czynienia z sytuacją, w której ten port na swojej podstawowej działalności przeładunkowej jest nierentowny. A patrząc na ostatnie kilka lat... Skumulowana strata w tym porcie sięga blisko 1 mln zł. Port Morski wymaga inwestycji, bo wielkie jednostki nie mogą dziś do niego wpływać. A te mogłyby tutaj trafiać, bo została przekonana Mierzeja Wiślana. Rząd, który odpowiada za inwestycje na Zalewie Wiślanym, teraz chce doinwestować także port. Państwo ma dużo większe możliwości, dużo większe kontakty, dużo większe pieniądze. O ten port zadba i to będzie zawsze port elbląski niezależnie od tego, kto będzie nim zarządzał. Zainwestowanie w port byłoby możliwe, gdyby odpowiedzialność za niego przejęło państwo. Ale na to nie chce się zgodzić rządzący miastem od 8 lat prezydent wybrany na to stanowisko z poparciem PSL i SLD. Uważam, że port, jak i inne spółki komunalne, powinien być w rękach miasta, a nie skarbu państwa. Mieszkańcy mają jednak inne zdanie i sami zaczęli zbierać podpisy pod pismem do prezydenta, by ten odblokował rozwój portu. Zwróciła się do nas duża grupa mieszkańców Elbląga. Opór prezydenta trwa już od kilku miesięcy. Bo już w ubiegłym roku resort skarbu zaproponował utworzenie z Elbląga czwartego strategicznego portu Polski. My chcemy być kojarzeni jako miasto portowe, a nie popegeerowskie, bo to jest przeszłość. Na razie z powodu oporu samorządowców opozycji port zachowa taki wizerunek. Żonie Polsce udało się przez 5 lat wojny ukrywać przed Niemcami męża Żyda, ratując mu życie. Takie historie można poznać w Muzeum II Wojny Światowej. Wicepremier Piotr Gliński podczas spotkania z mieszkańcami Łodzi przypomniał, że jeszcze kilka lat temu wystawa główna tego muzeum miała być pozbawiona stanowisk z rodziną Ulmów czy z rotmistrzem Witoldem Pileckim. Tego w pozwie sądowym domagali się byli dyrektorzy placówki powołani na urzędy za czasów rządów PO-PSL. Wciąż mało wiemy o ratowaniu Żydów przez Polaków. W Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku otwarto poświęconą polskim bohaterom wystawę "Między życiem a śmiercią". Tutaj zwiedzający mogą poznać losy małżeństwa: Żyda Maksa Szroma i Polki Marty Kos, która ukrywała męża przez całą wojnę. Nie znam drugiego takiego przypadku, aby ukrywanie się i pomoc trwały od września 1939 roku do marca 1945 roku. W muzeum jest też rodzina Ulmów czy Witold Pilecki, który alarmował Zachód o zagładzie Żydów. Wystawa stała mogłaby wyglądać inaczej. W pozwie byli dyrektorzy placówki domagali się: usunięcia portretu nie tylko rotmistrza, ale także ojca Maksymiliana Kolbego i powstańców warszawskich. Usunięcia z wystawy głównej zdjęcia rodziny Ulmów wraz ze stanowiskiem multimedialnym "Polacy ratujący Żydów". Kuriozalny pozew poparli politycy PO, krytykując nowego dyrektora. Doprowadził do zmiany wystawy głównej wbrew woli jej twórców. Wprowadzenie gadżeciarstwa do Muzeum II Wojny Światowej. Tak o sprawie mówił były dyrektor placówki, a także były główny doradca premiera Donalda Tuska. Wolę, żeby politycy zajmowali się dobrym rządzeniem, a historię zostawiali historykom, muzealnikom, ludziom zainteresowanym historią. Teraz mamy rząd, który bardzo się historią interesuje. Historią i kulturą. Wicepremier prof. Piotr Gliński przypomniał, że obecnie rząd przeznacza dwa razy więcej środków na kulturę niż poprzednicy. Powstaje sieć nowoczesnych muzeów, ministerstwu udaje się odnaleźć i odzyskać zrabowane przez Niemcy dzieła sztuki. Rząd próbuje też odkupić sprzedane za bezcen za rządów PO-PSL polskie dobra narodowe. Cały dorobek muzyki popularnej, polskiego jazzu został sprzedany za 8 mln zł. W ciągu 7 lat powstało ponad 6000 inwestycji w obszarze kultury - podkreślił Gliński. Rusza odbudowa polskiego symbolu. Pałacu Saskiego. Oni zasypywali fundamenty odkopane Pałacu Saskiego w Warszawie. My ten pałac odbudowujemy. Marzenia Donalda Tuska o wspólnej liście opozycji na razie doprowadziły tylko do wielkiej kłótni i wzajemnych ataków. Zapędy szefa PO, by rządzić politycznymi sojusznikami żelazną pięścią, spotykają się z coraz większym sprzeciwem. Zaciśnięta pięść jest już stałym elementem wystąpień Donalda Tuska. Jak ujawnia PAP, siłowe rozwiązania polityczne były rozważane także wewnątrz Koalicji Obywatelskiej. Jakiś czas temu w kierownictwie PO poważnie rozważano, czy szyldem wyborczym nie powinien być szyld PO, a nie Koalicji Obywatelskiej. W tej sytuacji obecni koalicjanci PO w ramach KO musieliby wystartować z jej list. To, co Tusk teraz prezentuje, to jest dyktatura na opozycji. Tak naprawdę chodzi o zbudowanie hegemoni na opozycji, bo Tusk pozostanie w opozycji. Obawy co do szczerych intencji przewodniczącego PO mogą mieć pozostałe partie opozycyjne. Tusk wymusza na Lewicy, Polsce 2050 i PSL-u, aby wraz z PO stworzyły wspólną listę wyborczą. Ci, co chcą tylko wejść, tylko być, oni znikną. Kto będzie forsował interes własnej partii, ten dostanie srogie baty od wyborców. Taki język nie podoba się liderom pozostałych ugrupowań. Dość już żółci, dość agresji, dość tego nawzajem wytykania sobie, kto co zrobił, a kiedy co mógł jeszcze inaczej wykonać. Ja nie odstawię nogi. Nie da się nikogo zmusić. Nikt nie lubi być stawianym pod ścianą. Szef ludowców mówi wprost: wspólna lista to zły pomysł. Nie jestem też zwolennikiem wrzucenia wszystkich do jednego worka. Po pierwsze, działa są wymierzone w jedną stronę. Po drugie, nikt by się nie pytał wtedy o program. I być może o to chodzi Tuskowi. Powinni się kłócić o programy. Przy braku tych tematów pozostaje kwestia, jak lepiej pójść, czy pójść na jednej liście, czy pójść na dwóch, trzech, czterech. Jak podkreśla szef PO, jesienne wybory parlamentarne jest to dla niego być albo nie być w polskiej polityce. Przecież ja pójdę do piekła, jak przegramy te wybory. Jak wskazują socjologowie, wspólna lista jest to kwestia ambicjonalna Tuska, który marzy o zdominowaniu opozycji. Jemu chodzi o odzyskanie swojego wizerunku, bardzo dobrego polityka czy najlepszego polityka w ciągu tych 30 lat, tak jak on sobie wyobraża, który to wizerunek stracił w 2015 roku i nie potrafi do samego końca uwierzyć. Teraz obietnice. Na długo przed wyborami. Donald Tusk już teraz ściga się w nich niemal sam ze sobą. Dla jednych do nerwowa odpowiedź na niezadowalające wyniki sondaży. Inni pytają o wiarygodność tych obietnic. W końcu PO przez lata suchej nitki nie zostawiała na programach pomocy polskim rodzinom. Proponujemy to babciowe. Tak Donald Tusk nazwał jedną z wielu wyborczych obietnic. 1500 zł miesięcznie dla każdej mamy, która po urlopie macierzyńskim chciałaby wrócić do pracy. Na reakcję, jak to w polityce, nie trzeba było długo czekać. To, co Donald Tusk wymyślił, już od roku funkcjonuje. Ja bym doradził pewną rzecz panu przewodniczącemu Tuskowi. Żeby przejrzał te, które już istnieją, bo mam wrażenie, że o nich zapomina. Eksperci stawiają też pytania. Bo to nagły zwrot w narracji Donalda Tuska. Te nowe obietnice - też nie wiadomo, do kogo są skierowane, bo elektoratu PiS nie przekonają, elektorat PO przerażają. Od lat przecież politycy PO programy prorodzinne wprowadzane przez rząd PiS krytykowali na wiele sposobów. Nie hodować biedy, nie hodować patologicznych postaw. Nie doprowadzać do sytuacji takiej, kiedy żyje się z dzieci. Zastanówmy się, czy okresowo nie ograniczyć wypływu pieniądza na rynek, czyli może jednak zawiesić czternastkę. Dla Tuska i jego ekspertów ekonomicznych wszystkie programy społeczne i socjalne, które wprowadzało PiS, to było rozdawnictwo. Pojawia się jeszcze jedno zasadnicze pytanie. O wiarygodność. O politycznych obietnicach mówił szczerze, bo nie wiedział, że jest nagrywany, bliski współpracownik Donalda Tuska, Radosław Sikorski. Przed wyborami jest w stanie powiedzieć wszystko. Pytanie, kto mu uwierzy, bo problemem Donalda Tuska i PO jest absolutny brak wiarygodności. Obserwatorzy życia politycznego wspominają choćby podwyższenie przez Tuska i jego rząd wieku emerytalnego. "Moherowe berety" - tak nazywał z pogardą, tak nazywało z pogardą środowisko PO wyborców, którzy odważyli się głosować inaczej. Polska naprawdę nie jest skazana na koalicję, tak jak ją Polska od wczoraj nazywa, na moherową koalicję. Było wzruszenie, chwila chwały dla weteranów i oczywiście sportowe emocje. Po pandemicznej przerwie w USA znów można było świętować Polską Noc. Marcin Gortat zaprosił do Waszyngtonu sportowców i ponad tysiąc rodaków mieszkających w całej Ameryce na mecz swojej drużyny Washington Wizards z San Antonio Spurs Jeremy'ego Sochana. Polish Hammer, czyli "polski młot". Marcin Gortat na tym parkiecie może czuć się jak u siebie. Dlatego może zawsze zapraszać tu swoich gości. Bawcie się dobrze podczas Nocy Polskiego Dziedzictwa. Fajnie być częścią takiego eventu. Mam nadzieję, że będzie co roku i będę zapraszany na niego. Ale jednak był to wieczór koszykówki. Kontuzja w ostatniej chwili wyeliminowała z gry wschodzącą gwiazdę NBA Jeremy'ego Sochana, ale koszykarz lada dzień może grać też w polskiej kadrze. Myślę, że wszystko jest pozytywnie. W klubie też chcą, żeby grać dla kadry. Zobaczymy. To, co łączy ludzi, to sport. To, co łączy ludzi, to historia. To, co łączy ludzi, to kultura. To wszystko możemy znaleźć w Waszyngtonie, bo Polska Noc Dziedzictwa Narodowego wróciła do Waszyngtonu za sprawą koszykarzy: Marcina Gortata, ale teraz także Jeremy'ego Sochana. Sport jest świetnym narzędziem, żeby budować wizerunek Polski w USA, szczególnie w Ameryce, gdzie sport jest istotną częścią kultury, nie mówiąc o samej koszykówce. Polskie Noce przerwane zostały przez pandemię na 2 lata. To jest 9. noc, ale różnego typu obostrzenia sprawiły, że chcielibyśmy większej ekspozycji polskości, pokazać jeszcze więcej naszej historii i kultury. Historii, która z amerykańską często się łączy, jak w Afganistanie, gdzie żołnierze obu krajów służyli ramię w ramię. Dwóch z nich zostało tej nocy odznaczonych. Niecodzienna sytuacja, ale to ogromna przyjemność być tutaj i uczestniczyć w naszym święcie. Jeszcze nie raz nam się to uda zrobić. Te inicjatywy są świetne. Im więcej się będzie pokazywać nas, żołnierzy, Polaków, tym lepiej. A na parkiecie Capital One Arena pokazaliśmy się ponownie z najlepszej strony. Czy o Holokauście można opowiedzieć muzyką? Dramat muzyczny "Irena" o Irenie Sendlerowej to potwierdza. To musical o kobiecie, która uratowała ponad 2500 żydowskich dzieci z warszawskiego getta. Dziś w Teatrze Polskim odbyła się warszawska premiera przedstawienia. Miała 29 lat, kiedy Niemcy napadły na Polskę. Narażając swoje życie, ratowała żydowskie dzieci. Wielu ludzie myśli, że była słodką kobietą. Ona wyglądała słodko. Ale była zdeterminowana, odważna. Miała bystry umysł, ale była pełna miłości. Jej życie stało się inspiracją dla wielu, także dla twórców dramatu muzycznego "Irena". To historia o nadziei, o miłości, o marzeniach. Ale również o walce, o podejmowaniu trudnych decyzji, w trudnych czasach. I to poczucie, gdy próbuję dowiedzieć się, jakiego wyboru dokonałbym, gdybym był w takiej sytuacji. Musical niesie ze sobą ponadczasowe przesłanie. Kiedy mamy wojnę obok nas, to myślę, że warto przypominać o tym, że nawet w najtrudniejszych czasach trzeba pamiętać o tym, żeby być dla siebie dobrymi ludźmi i pomagać sobie nawzajem. Muzykę do przedstawienia skomponował zdobywca Grammy - Włodek Pawlik. Muzyka jest też elementem narracji, historii. To jest warszawska opowieść o Irenie Sendlerowej w Warszawie w czasie wojny, kiedy ratowała żydowskie dzieci. Pomocy Żydom i Polakom w trakcie II wojny światowej udzielał także Janos Esterhazy, polityk, symbol wspólnej historii Polski i Węgier. 4 lata temu rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny. 12 lat był politykiem, a 12 lat był w gułagu albo w więzieniach komunistycznych, i to najsurowszych więzieniach w Czechosłowacji. Każdej niedzieli swoje cierpienia ofiarowywał za swoich prześladowców. W archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie odbyło się oratorium ku pamięci sługi Bożego Janosa Esterhazyego. Miko Marczyk i Szymon Gospodarczyk rok temu byli najlepsi w memoriale Kuliga i Bublewicza, dziś bronią zwycięskiego tytułu. Poprzedni sezon załoga zakończyła na 5. miejscu w klasyfikacji generalnej WRC2 junior. W tym roku szansa na jeszcze większe sukcesy jest ogromna, bo są umiejętności i serce do walki oraz - co nie mniej ważne - więcej środków, aby startować w prestiżowych wyścigach. Ponad 105 km całego rajdu, 10 odcinków specjalnych o łącznej długości prawie 35 km. Rajd w Wieliczce jest jednym z pierwszych w sezonie, ale kolejnym, który pokazuje, jak świetnie przygotowaną ekipą jest duet Miko Marczyk i Szymon Gospodarczyk. Za nimi już rajd w Portugalii będący pierwszą rundą mistrzostw Europy. W stawce było 45 rywali w takich samych samochodach. My zajęliśmy 4. miejsce w klasyfikacji generalnej, a przed nami były dwie załogi fabryczne WRC, więc to wspaniałe rozpoczęcie sezonu i prognostyk na to, że dobrze dogadujemy się z nową rajdówką. Mikołaj "Miko" Marczyk, chociaż jest młodym, to już bardzo utytułowanym zawodnikiem. I wielką nadzieją polskiego motosportu na kolejne sukcesy. W tym roku wystartujemy w mistrzostwach świata WRC2. Potwierdzone starty to Portugalia, Sardynia, Estonia i Finlandia w Europie, pracujemy nad tym, żebyśmy również w tym roku pierwszy raz ścigali się poza kontynentem, poza Europą. Ubiegłoroczny debiut w rajdowych mistrzostwach świata w kategorii WRC 2 pokazał, że bardzo realnie można mierzyć wyżej. Dzięki wsparciu Polskiej Fundacji Narodowej zawodnicy mogą mocniej skupić się na samym wyścigu. Teraz to wsparcie dociera do szybko wschodzącej gwiazdy motosportu Miko Marczyka, bowiem w rajdach, w których bierze udział, naszej biało-czerwonej flagi po prostu nie może zabraknąć. Bo aby cieszyć się z sukcesów Biało-Czerwonych, najpierw trzeba zainwestować chociażby w sprzęt czy samą możliwość startu. Wsparcie naszych partnerów jest kluczowe do tego, żebyśmy mogli realizować naszą aktywność sportową. Tylko naszą siłą charakterów i pasją z Szymonem nie moglibyśmy wykazywać się na międzynarodowych trasach w walce z najlepszymi zawodnikami świata. Miko Marczyk i Szymon Gospodarczyk pokazali już, że to wsparcie potrafią przełożyć na bardzo wymierne wyniki, dzięki którym polska flaga powiewa nad podium. Na "Gościa Wiadomości" z napisami zapraszamy do kanału TVP Info.