Waszyngton, Kijów i Moskwa uzgodniły zawieszenie broni na Morzu Czarnym. 4 lata w białoruskiej kolonii karnej - czy są szanse na uwolnienie Andrzeja Poczobuta? 7 byłych policjantów z Gliwic odpowie za okradanie seniorów. Oglądają państwo "19.30", Joanna Dunikowska-Paź, zapraszam. A zaczynamy od ważnego komunikatu z Białego Domu: Rosja i Ukraina zawieszają walki na Morzu Czarnym. To efekt rozmów w Rijadzie, a jakie są szczegóły porozumienia i jak jest ono komentowane - zapytamy naszych korespondentów. W Waszyngtonie jest Marcin Antosiewicz, w Kijowie - Mateusz Lachowski. Zaczynamy od Marcina. Jakie warunki porozumienia wymienia Biały Dom i w czym chce pomóc Moskwie? W powrocie na rynki międzynarodowe, przede wszystkim w obronie produktów rolnych i nawozów, i dostępie do portów. To jakby pierwszy krok do zniesienia sankcji. Choć to słowo w komunikatach Białego Domu nie pada. Komunikatach, bo są dwa. W sprawie ustaleń amerykańsko-rosyjskich i amerykańsko-ukraińskich. To co je łączy, to zawieszenie broni na Morzu Czarnym dla żeglugi cywilnej. Ukraińcy będą mogli eksportować zboże na statkach, nie będą musieli transportować go przez ląd - to dobra wiadomość dla polskich rolników i producentów żywności. Ponadto strony potwierdzają powstrzymanie wzajemnych ataków na obiekty energetyczne. Ma dojść do kolejnej wymiany jeńców wojennych, uwolnienia cywilnych więźniów, a Waszyngton ma pomóc w powrocie przymusowo przesiedlonych ukraińskich dzieci. Nadal także kontynuowane będą rozmowy na osiągnięciem trwałego pokoju. Czas na komentarze z Kijowa, którym przysłuchuje się Mateusz Lachowski. Powiedz, jakie są pierwsze reakcje? Z jednej strony Ukraińcy są zadowoleni. Spodziewali się tego, że to tego zawieszenia dojdzie. Są wątpliwości w kwestii tych produktów rolnych, tego dopuszczenia Rosjan ponownie do rynku. Obawiają się Ukraińcy zmniejszenia sankcji na Rosję albo ich ograniczenia. Te wątpliwości ma prezydent czy Rosja będzie tego rozejmu przestrzegała. Jest zbyt wcześnie, aby powiedzieć, że to zadziała, ale to były właściwe spotkania, właściwe decyzje, właściwe kroki. Nikt nie może zarzucić Ukrainie, że nie zmierza w kierunku trwałego pokoju. Trudno się dziwić, że Ukraińcy mają wątpliwości co do tego czy Rosjanie będą na Morzu Czarnym przestrzegali. Skoro Rosjanie atakują rosyjskie miasta. To jest największy problem. Rosjanie atakują elektrownie, ale giną cywile. Zostają też ranni. Trudno z perspektywy Ukrainy wierzyć w to, że Rosja chce prawdziwego zawieszenia broni. Z perspektywy Kijowa do takiego ostatecznego rozejmu jest jeszcze daleko. Dostęp do korespondencji, o której za chwilę państwu powiemy, to dla dziennikarza sytuacja tyle wymarzona, co kompletnie nieprawdopodobna, dlatego redaktor naczelny magazynu "The Atlantic" przecierał oczy ze zdumienia, czytając konwersację najważniejszych amerykańskich urzędników o ataku USA na cele Hutich w Jemenie. Ta toczyła się na komunikatorze Signal, dziennikarz został omyłkowo dołączony do grupy, a przy okazji świat dowiedział się m.in. o pasożytach z Europy. "Piekło" i "całkowite unicestwienie". Tak Donald Trump mówi o tej największej operacji militarnej USA, odkąd powrócił do Białego Domu. Na jego rozkaz Ameryka ruszyła na wojnę z proirańskimi rebeliantami w Jemenie. 2 godziny przed wybuchem pierwszych bomb szczegółowe plany tajnego ataku USA poznał ten dziennikarz. Pomyślałem - chyba odkryłem ogromne naruszenie w systemie bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Bo jako redaktor naczelny magazynu "The Atlantic" otrzymałem dostęp do informacji o systemach uzbrojenia, pakietach broni, czasie i sekwencji ataku w Jemenie. O operacji militarnej na takim zwykłym komunikatorze internetowym dyskutowali najważniejsi członkowie administracji USA, w tym wiceprezydent USA, szef Pentagonu, sekretarz stanu i doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego. To on miał omyłkowo dodać dziennikarza do grupowego czatu, na który plany operacyjne wrzucił potem sekretarz obrony. Dlaczego te szczegóły zostały udostępnione w aplikacji Signal? Nikt nie wysyłał SMS-ów z planami wojennymi. To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat. W tym artykule Jeffrey Goldberg opisał całą sekwencję zdarzeń. Zamieścił też niektóre zdjęcia rozmów, w tym tych po udanym bombardowaniu Jemenu. Goldberg twierdzi, że przez kilka dni nikt nie zauważył jego obecności w grupie. To jedno z najbardziej oszałamiających naruszeń zasad wywiadu wojskowego, o jakich czytałem od bardzo, bardzo dawna. Wiele wskazuje na to, że specjalny wysłannik Trumpa - Steve Witkoff - odczytywał wiadomości wysyłane na czacie, gdy przebywał w Moskwie i spotkał się z Władimirem Putinem. Prezydent Trump o wycieku tajnych informacji nie wiedział i sprawę bagatelizuje. Nic o tym nie wiem. Nie jestem fanem "The Atlantic", to dla mnie magazyn, który chyli się ku upadkowi. Używali aplikacji Signal do koordynowania wrażliwych materiałów. Huti? Masz na myśli atak na Huti? Cóż, atak był bardzo skuteczny, to mogę powiedzieć. Przeciwny tej operacji, według "The Atlantic", był wiceprezydent, bo twierdził, że to Europa a nie USA wykorzystują szlak morski zagrożony przez Hutich. Niechęć administracji Trumpa do Europy nie jest zaskoczeniem. Zaskakuje, że jest wyrażana nawet bez publicznego aplauzu. O komentarz znów spoglądamy w stronę Waszyngtonu i do Marcina Antosiewicza. Śledztwo Senatu w sprawie czatu polityków już ruszyło... Tak, nawet już Republikanie chcą więcej informacji na temat tego incydentu. Choć ludzie prezydenta przekonują, że doszło do potknięcia, nie do złamania procedur. Szefowa agencji wywiadowczych mówi, że nie wymieniali się tajnymi informacjami. Opozycja odpowiada: jak w takim razie nazwie wiadomości ze wskazaniem konkretnych celów, w tym ludzkich celów, rodzajem broni i czasu ataków? Demokraci żądają dymisji przede wszystkim szefa Pentagonu, bo to on dzielił się planami wojennymi i w ten sposób, mówią, naraził życie amerykańskich żołnierzy. Prezydent Trump nie ma zamiaru nikogo zdymisjonować. Na razie. Ale to bez wątpienia jego pierwszy poważny kryzys po powrocie do Białego Domu. Na Kapitolu, nie tylko opozycja, trochę się cieszą, że Biały Dom słabnie, a tym samym senatorowie i kongresmeni liczą na wzrost ich pozycji w politycznym Waszyngtonie. Co dla nas w sprawie NATO, Ukrainy i Rosji nie musi być złą wiadomością. Mijają 4 lata od aresztowania Andrzeja Poczobuta. Więzień polityczny reżimu Łukaszenki, dziennikarz i działacz polskiej mniejszości na Białorusi jest przetrzymywany w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze na wschodzie kraju. I właśnie o kolejne pół roku przedłużono mu pobyt w celi więziennej. Bardzo się martwimy o Andrzeja, czy przetrzyma. Przyjaciele Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza mniejszości polskiej na Białorusi, przypominają, że mija już 46 miesięcy od momentu, gdy został zatrzymany. 24 marca 2021 r. wieczorem przesłał do redakcji "Gazety Wyborczej" swój ostatni tekst o relacjach polsko-białoruskich. Mam tego maila zachowanego. Następnego dnia do domu Poczobuta weszło KGB. W procesie politycznym został skazany na 8 lat więzienia. Oficjalnie - za podżeganie do nienawiści, rehabilitację nazizmu i związki z terroryzmem. Wylądował w więzieniu za to, że chce wolnego kraju, wolnych mediów, pisze to co widzi, to co myśli i do tego jest związany z krajem, który Łukaszenka i Putin uważają za wroga. Trafił do kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w Nowopołocku. Miejsce ma opinię jednego z najgorszych więzień na Białorusi. Od wiosny zeszłego roku nie daje znaku życia, nikt nie był u niego, ani Oksana, czyli jego żona nie ma żadnych informacji od niego. Izolatki, znęcanie się i cały czas znęcanie się, wywieranie wpływu na Poczobuta, żeby podpisał lojalkę na imię Łukaszenki o ułaskawianie. Ale Poczobut jest nieugięty. Mimo nacisków Aleksandra Łukaszenki, który dziś w Mińsku oficjalnie zainaugurował swoją kolejną kadencję. Uroczystości odbyły się przewrotnie w Dzień Wolności - święto sił demokratycznych. Białoruscy opozycjoniści podkreślają, że historia Poczobuta pokazuje dobitnie, jak traktowane są osoby niewygodne dla reżimu. To jest XXI stulecie, ale tak naprawdę wygląda to jak działali faszyści za czasów II wojny światowej, tak Łukaszenka podchodzi do swoich przeciwników. Ministerstwo Spraw Zagranicznych od dawna apeluje do Mińska o uwolnienie Poczobuta. Bezskutecznie. W ubiegłym roku wydawało się, że się uda. Eksperci podkreślają, że Poczobut jest jednym z najważniejszych zakładników dyktatury białoruskiego reżimu, dlatego Łukaszenka łatwo nie pójdzie na ustępstwa. Fakt, że Poczobut nie jest jeszcze uwolniony, jest zadziwiający, szczególnie biorąc pod uwagę, że w ostatnim czasie wielu więźniów politycznych zostało uwolnionych. Łukaszenka trzyma go jako instrument gry politycznej, nacisku na Polskę. Organizacje praw człowieka uznają dziennikarza za więźnia politycznego, a jego przyjaciele mają nadzieję, że jeszcze i to wkrótce go zobaczą. Odzyska wolnośc. Wróci. Jeśli żyje, to pewnie ciągle ma nadzieję, że wyjdzie na wolność. Czekamy aż zawieje odpowiedni wiatr, na razie wiatr wieje w złym kierunku dla Andrzeja. Oglądają państwo "19.30" we wtorek, niebawem u nas... To prawdopodobnie jest jeden z przypadków błonicy skórnej. Ustalamy wszystkie kontakty tego pacjenta przed hospitalizacją. Złodzieje w mundurach. Te osoby nigdy nie powinny nosić policyjnego munduru. Tutaj prawo musi zadziałać z pełną surowością. Kłopoty wiceministra spraw zagranicznych i pytanie, czy z urlopu, na który wysyła go premier, zdąży jeszcze wrócić do ministerstwa. "Zmierzyłem się z problemem nadużywania alkoholu, odzyskałem kontrolę nad zdrowiem" - pisze Andrzej Szejna i przeprasza wszystkich, których jego problem dotknął. Problemów wiceministra jest jednak więcej - komentuje Donald Tusk i dodaje, że trzeba je pilnie wyjaśnić. Kilometrówki, alkohol i ABW. Jedno krótkie oświadczenie - wystarczyło. Andrzej Szejna dziś w centrum politycznej burzy... Tę aktywna fazę tej choroby ma już za sobą. W internetowym wpisie wiceszef MSZ przyznał się do choroby alkoholowej i terapii. Ja tego ani nie chwalę, ani nie mówię, że Szejna jest bohaterem. Mówię, że Szejna po prostu dzisiaj wyoutował się w tej sprawie i uważam, że dobrze zrobił. W tej sprawie zgodność ponadpartyjna, ale pojawiają się pytania o przyszłość wiceministra dyplomacji. Osoba, która ma świadomość, że ma problem alkoholowy, nie powinna aplikować na najwyższe stanowiska w państwie. Dla Lewicy oświadczenie polityka zamyka temat, podobnie, nieoficjalnie, miał uważać Radosław Sikorski. Nie było do tej pory problemów tego rodzaju dotyczących pracy ministra Szejny w resorcie. Jednak ostatnie słowo należy do premiera i to on zaapelował dziś do szefa polskiej dyplomacji. Panie ministrze, że dobrze byłoby urlopować pana ministra Szejnę do czasu pełnego wyjaśnienia sprawy i nie mówię o kłopotach zdrowotnych, ale tam pojawiły się inne wątki. A te inne wątki szeroko opisuje była posłanka Lewicy... Poseł Szejna był bardzo często pod wpływem alkoholu w ogóle. To był standard. Beata Maciejewska w sieci komentuje oświadczenie wiceministra. Pisze o strategii publicznej pokuty, ale co najważniejsze - oskarża polityka o pobicie działaczki. Otrzymałam screeny korespondencji działaczki Lewicy z jedną z osób, w której pisze ona do niego, że została pobita przez Andrzeja Szejna. To fałszywe oskarżenie i zniesławienie - odpowiada wiceminister i zapowiada złożenie zawiadomienia do prokuratury. Polityk ma prześwietlić. Funkcjonariusze mają zweryfikować, czy deklaracje dotyczące walki z alkoholizmem są wiarygodne, bo polityk jako wiceminister ma dostęp do ściśle tajnych dokumentów. Czy osoba z problemem alkoholowym może mieć dostęp do dokumentów ściśle tajnych, pani zdaniem. Jeżeli ten problem jest opanowany, to tak. Innego zdania jest opozycja. PiS domaga się natychmiastowej dymisji. Jest też apel. Andrzej - odwagi. To jest twój czas, żebyś zrobił porządek ze swoim życiem, a inne rzeczy zostaw innym ludziom, którzy potrafią to poprowadzić. To nie koniec problemów Andrzeja Szejny. "Gazeta Wyborcza" opisywała problem z rozliczeniem kilometrówek. Wiceminister w poprzedniej kadencji miał otrzymać 122 tys. zł z rozliczeń wyjazdów. Odpowiada polityk, a sprawą zajmuje się już kielecka prokuratura. To postępowanie prowadzone jest w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów. Kolejne problemy, które musi się zająć minister w kategoriach prywatnych, osobistych odciągają jego energię od MSZ. Stąd przymusowy urlop. Pytanie jak długi. Na niespełna 8 tygodni przed wyborczą niedzielą jednym z najciekawszych pytań jest to o skład drugiej tury. To, że dogrywka będzie, jest niemal pewne, ale kolejne sondaże zmniejszają dystans między Karolem Nawrockim a Sławomirem Mentzenem, a są i takie, które wskazują, że to kandydat Konfederacji zmierzy się z Rafałem Trzaskowskim. Nie brakuje też głosów, że to ten rywal dla kandydata KO byłby większym wyzwaniem. To jest i będzie kandydat PiS. Termin, który w PKW umożliwiał zmianę konia w trakcie gonitwy, minął wczoraj. Dla PiS podmiana kandydata to byłaby po prostu kompromitacja. Wiemy, że w PiS obowiązują takie zasady, jak w absolutnej monarchii, prezes nie może się mylić. A to właśnie Jarosław Kaczyński stał na czele zespołu, który miesiącami analizował szanse potencjalnych kandydatów i po kolei skreślał: Beatę Szydło, Mateusza Morawieckiego, Zbigniewa Boguckiego, Tobiasza Bocheńskiego. Wreszcie Przemysława Czarnka, stawiając na tego kandydata. Prezes Kaczyński 3 razy przyłożył palec, a może nawet całą rękę, do wyboru 3 prezydentów. Trzech już, więc jesteśmy głęboko przekonani, że będzie miał dobrą rękę także do tego czwartego. Na razie wygląda to tak. W najnowszym sondażu CBOS Karol Nawrocki jest drugi. Od Rafała Trzaskowskiego dzieli go 11 punktów procentowych. Od Sławomira Mentzena - zaledwie 2. Czy wczoraj państwo otwierali szampana, po tym jak jednak PiS nie zmieniło kandydata? Myślę, że nikt na poważnie nie spodziewał się zmiany na tym etapie kampanii, zwłaszcza, że doświadczenia z podmianami kandydatów nie kończyły się zbyt dobrze. Ale jest też doświadczenie związane z Karolem Nawrockim. Który najpierw zasłynął znajomością z ludźmi z półświatka. Tu na zdjęciu z Wielkim Bu. Potem tym, że przez 200 dni za darmo korzystał z tego apartamentu, należącego do muzeum, którym kierował i w pobliżu którego mieszkał. 2 tygodnie temu wyszło to... Naszym gościem jest Tadeusz Batyr. ...że pod pseudonimem wydał książkę o trójmiejskim gangsterze i wstępując jako swoje literackie alter ego zachwalał samego siebie. To historyk, który zainspirował mnie do mojej pracy. Po tym, jak ten występ sprzed 7 lat zyskał nowe życie, ponad 45% ankietowanych uznało, że PiS powinno zmienić kandydata, 21 - było przeciwnego zdania. Karol Nawrocki to najlepszy wybór? Nie żałuje pan tych decyzji? Nie żałuję. Jarosław Kaczyński potrzebuje kandydata, który będzie całkowicie od niego zależny, który będzie go słuchał. I który nie zagrozi jego pozycji - dodaje Paweł Zalewski, który przed laty był w PiS. Jarosław Kaczyński prędzej zlikwiduje PiS niż utraci w nim władzę. PiS jednak przekonuje, że kandydat jest obywatelski, i wbrew sondażom na pewno wygra. Czy prezes PiS nie stracił swojego słynnego zmysłu? Jezus! Pani redaktor! No nie! Przecież to człowiek strateg. Czy się to komuś podoba czy nie. To jego najnowsza taktyka: wezwanie do udziału w marszu z okazji 1000-lecia Królestwa Polskiego i 500-lecia hołdu pruskiego. Ten ma się odbyć w kwietniu i być symbolem poparcia dla Karola Nawrockiego. Jarosław Kaczyński to marny plagiator, marzyłby mu się wielki marsz, taki jaki był przed wyborami 2023 z inicjatywy Donalda Tuska, który 1,5 roku temu doprowadził do zmiany władzy w Polsce. "Europa będzie się uczyła od nas, jak wydawać środki unijne na obronność" - zapowiedział premier, otwierając posiedzenie rządu. Polska - jako pierwsza - przekierowuje unijne środki z Krajowego Planu Odbudowy na cele obronne, a jak zakupy mają wyglądać w szczegółach, o tym Witold Tabaka. Chodzi o niebagatelną kwotę 30 mld zł. Pieniądze trafią do Funduszu Obronności i Bezpieczeństwa. To rozwiązanie pionierskie, bo nigdy wcześniej środki unijne nie mogły być wykorzystywane na cele militarne, czy związane z obronnością - podkreślił premier. My się tak naprawdę w ten sposób nie przygotowujemy do wojny, my w ten sposób zapobiegamy wojnie. I dlatego im lepiej będziemy przygotowani, czy to szkolenia, czy to są inwestycje, np. schrony, oczywiście Tarczę Wschód, w to, co budujemy i przygotowujemy na wschodniej granicy, potężne inwestycje w unowocześnianie polskiej armii. Przecież to wszystko służy jednemu celowi, żeby wojna do naszych granic nie zawitała. Pieniądze, które trafią na konto funduszu, dalej mają być przekazywane jako preferencyjne pożyczki, które częściowo mogą być umarzane. Takie wykorzystanie środków unijnych, jeszcze w tym tygodniu, w Paryżu, wśród innych europejskich liderów będzie promował polski premier. Lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie czekają na potwierdzenie, czy przebywający tam 30-letni pacjent w stanie ciężkim jest zakażony błonicą. Groźna choroba charakteryzuje się biało-szarymi nalotami na gardle i migdałkach, powiększonymi węzłami chłonnymi, a także trudnością z połykaniem, bólem gardła i głowy. U chorego występuje także gorączka i dreszcze. Skuteczną bronią przeciwko błonicy jest szczepienie - w Polsce obowiązkowe. 30-letni pacjent trafił do szpitala wojewódzkiego z silnym bólem nogi i zatorem. Konieczna była operacja. Podejrzenie choroby zakaźnej pojawiło się dopiero po analizie wyników rutynowej diagnostyki. Naszą rolą jest sprawdzenie, czy ten materiał jest szczepem toksynotwórczym, ponieważ tylko taki szczep - szczep toksynotwórczy - może wywoływać błonicę. Niemniej pacjent został odizolowany i został poddany intensywnemu leczeniu. Mężczyzna przebywa na oddziale intensywnej terapii. Próbki jego krwi zostały przesłane do Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie. To prawdopodobnie jest jeden z przypadków błonicy skórnej. Ona występuje, kilka przypadków rocznie się zdarza. W ubiegłym roku były to 2 przypadki, wcześniej 1 przypadek. To są przypadki wśród osób, które żyją w trudnych warunkach bytowych, wśród osób w kryzysie bezdomności. Pewności, że pacjent choruje na mniej zakaźną wersję błonicy, jednak nie ma. Dlatego prewencyjnie inspektor sanitarny rozpoczął dochodzenie epidemiologiczne. Ustalamy wszystkie kontakty tego pacjenta przed hospitalizacją, aby dotrzeć do tych osób i w momencie, kiedy okaże się, że mamy do czynienia z toksynotwórczym szczepem, te osoby z bliskiego kontaktu powinny zostać poddane antybiotykoterapii i dodatkowym szczepieniom. Szczepionki już przyjęli medycy i pacjenci, którzy w szpitalu mieli kontakt z 30-latkiem. To ponad 50 osób. Wielu zakaźników, zwłaszcza młodych, nie widziało błonicy. Wydawało się nam, że to jest przeszłość. Nie jest - dowodem są kolejni diagnozowani pacjenci. Pierwsze objawy choroby to gorączka, ból gardła oraz powiększenie węzłów chłonnych. Jeżeli chodzi o gardło i krtań, może być bardzo niebezpieczny, bo będzie dochodziło do obturacji, niedrożności dróg oddechowych, w wyniku tego - duszności. Gdyby się okazało, że ten przypadek z Olsztyna jest potwierdzonym przypadkiem błonicy oddechowej, to byłby 3. przypadek w ciągu 2 tygodni i to jest zupełnie dla nas nowe zjawisko, którego nie można ignorować. Najskuteczniejszym sposobem zapobiegania błonicy jest: szczepienie, obowiązkowe i dostępne w Polsce od lat 50. XX w. Cykl podstawowy to 4 dawki. Kolejne to tak zwane dawki przypominające, które dorośli powinni przyjmować co dziesięć lat. Ślubowali, że będą stróżami prawa, a stali się symbolem brutalnego bezprawia. 7 byłych policjantów z Gliwic odpowie przed sądem za okradanie seniorów, a także zmarłych. Wobec 3 mężczyzn są poważniejsze zarzuty dotyczące udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Do przestępstw do chodziło nie tylko w mieszkaniach ofiar, ale także na komisariacie. Dzięki mundurowi zdobywali zaufanie. Odwiedzali osoby starsze pod pretekstem rzekomej troski. Jeden rozmawiał z seniorem, proponował pomoc, a drugi szukał pieniędzy i cennych przedmiotów. Tak przez kilka lat działali w Gliwicach policjanci złodzieje. Wybierali najczęściej pokrzywdzonych, schorowanych, z problemami psychicznymi, a to z prostej przyczyny: po pierwsze taka osoba może nie zauważyć, że pieniądze są zabierane, a po drugie - nawet gdyby się zorientowała, to sprawcy zakładali, że kto takiej osobie uwierzy. Niektórych odwiedzali kilka razy. W swoich notatkach nazywali "dementorami". Z mieszkań osób zmarłych od razu zabierali wszystko. Obowiązywała wolna amerykanka, nie było żadnych zasad, bo - jak twierdzili - zmarłym nie są pieniądze potrzebne w zaświatach albo zawsze można zwalić to na pogotowie ratunkowe. Sprawa wyszła na jaw 2 lata temu, gdy chorująca na demencję pani Maria trafiła do szpitala psychiatrycznego. Policjanci wiedzieli, że w mieszkaniu przechowywała co najmniej 300 tys. zł. Postanowili część tych pieniędzy zabrać. Udali się do szpitala psychiatrycznego, skąd pobrali klucze do mieszkania pokrzywdzonej i zabrali część pieniędzy. Pielęgniarka zaniepokojona brakiem pokwitowania skontaktowała się z komisariatem w Gliwicach. Tak zaczęło się śledztwo. Ta sprawa jest również dla nas, policjantów, bulwersująca, ponieważ to nigdy nie powinno się zdarzyć i te osoby nigdy nie powinny nosić policyjnego munduru. Dwaj dzielnicowi wyrok usłyszeli już w lutym. Jeden z nich został skazany na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę, drugi - na 10 miesięcy. Bez rozprawy, bo współpracowali ze śledczymi. Dzięki temu zarzuty usłyszało kolejnych 5 policjantów. Wraz z nimi skazani już raz dzielnicowi, bo ujawniono nowe przestępstwa. To są ludzie, do których my zwracamy się o pomoc. I ci ludzie, którzy powinni się nami opiekować, są tymi, którzy nas okradają. To coś, co samo w sobie jest już obrzydliwe. Codziennie dziesiątki tysięcy, potężna armia ludzi wychodzi do służby i czyni dobro. Takie sytuacje negatywnie wpływają na wizerunek całej formacji. Podejrzani policjantami już nie są. Zostali wydaleni ze służby. Na Śląsku służbę pełni 12 tys. funkcjonariuszy. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Złodziejom w mundurach grozi do 15 lat więzienia. To wyczekany sygnał, który oznajmia, że po wielu tygodniach walki o zdrowie i życie można wreszcie opuścić szpital. Dzwon Zwycięstwa Wcześniaka już bije w Poznaniu i w symboliczny sposób żegna dzielnych pacjentów i ich opiekunów. Tadeusz pojawił się na świecie szybciej niż się spodziewano. Pierwsze 12 dni życia spędził w poznańskim szpitalu. Było to bardzo ciężkie, że musieliśmy zostać, ale teraz możemy wyjść i był pod dobrą opieką. Rozwiązanie nastąpiło w 28. tygodniu ciąży. Ten dźwięk przy wypisie to symboliczny początek nowej drogi. Dzwon Zwycięstwa Wcześniaka słychać na całym oddziale. Na pewno będzie ciekawie, zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie, ale jesteśmy przygotowani. Estera urodziła się 7 tygodni temu, ważyła tyle, co paczka cukru. Bałam się, że coś złego się wydarzy, że Estera po prostu umrze. Dziś obaw jest mniej, dzięki opiece lekarzy dziecko rośnie w oczach. Jednak wypis ze szpitala to nie koniec trosk rodziców wcześniaków. Wkraczamy w kolejną drogę, która prowadzi przez wiele badań, specjalistów i diagnostykę. W Polsce każdego roku rodzi się blisko 20 tys. wcześniaków. W tym poznańskim szpitalu przy ul. Polnej pod opieką lekarzy i pielęgniarek rocznie jest ponad 700 maluchów. To są dzieci, które mają szereg przewlekłych problemów, ale nasze statystyki pokazują, że te dzieci w większości zupełnie normalnie się rozwijają. Niektóre dzieci wracają do domu po kilkunastu dniach, ale są też rekordziści, dla których szpital jest domem nawet przez pół roku. To szczególnie trudny czas dla młodych matek. Czują taką rozpacz, że ich dziecko nie może być cały czas z nią, a dzieli ich ta blokada... inkubator. A w tym czasie mija urlop macierzyński. W marcu weszły w życie nowe przepisy, dzięki którym rodzice wcześniaków będą mogli spędzić ze swoimi pociechami więcej czasu już po ich wyjściu ze szpitala. Wreszcie jest to ukłon w ich stronę, który wydłuża urlop macierzyński, który był w swój sposób tracony. Urlop macierzyński może być wydłużony nawet o 15 tygodni. Jest pełnopłatny i przyznawany według zasady: tydzień za każdy rozpoczęty tydzień pobytu dziecka w szpitalu. Już za chwilę w "Pytaniu dnia" gościem Marka Czyża będzie wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak, ciekawego wieczoru, do zobaczenia.