Dlaczego wschód Polski nie zasługiwał na obronę? Z jakiego powodu rząd PO - PSL stworzył plany oddające połowę kraju agresorowi? O tym za chwilę. Dobry wieczór, Edyta Lewandowska, witam państwa w Polskiej Telewizji i zapraszam na Wiadomości. A to co dziś w programie. Linia Wisły była linią śmierci w czasach Donalda Tuska. Nie można oddać ani metra kwadratowego. Doktryna obrony czy kapitulacji. To był plan obronny tylko z nazwy, a w istocie, kiedy wczytało się w treść, to było przekazanie tak naprawdę barbarzyńcy. 300 tysięcy złotych, więc niewielką sumę. Kto sfinansował film szkalujący Polskę i Polaków? Wolność także tę artystyczną przynosili na bagnetach. Wczorajszy odcinek "Dewajtis" to strzał w dziesiątkę. Na TVP oglądam sport, ciekawe mecze. Telewizja Polska zostawia konkurencję daleko w tyle. Bardzo często oglądamy Wiadomości. Bo są wiarygodne. Linia Wisły - linią śmierci. Tak o doktrynie obronnej koalicji PO-PSL mówił dzisiaj premier Mateusz Morawiecki, przypominając szereg zlikwidowanych jednostek wojskowych i cięcia funduszy na zbrojenia. To echa odtajnionych dokumentów zatwierdzonych przez kierownictwo ówczesnego ministerstwa obrony, które zakładały, że w razie ataku ze wschodu, polska armia w ramach obrony kraju stworzy ją w oparciu o linię Wisły. Kolejna odsłona kampanii i kolejny dosadny przekaz w kierunku politycznych przeciwników. Linia Wisły była linia śmierci w czasach Donalda Tuska, strzeżmy się przed takimi niebezpiecznymi planami, strzeżmy się tych niebezpiecznych ludzi. Mieszkańcy wschodniej Polski odtajnioną doktryną obronną z czasów Platformy są przerażeni. Co można powiedzieć na ten temat, to jest tragedia, bo juz nas by nie było, gdyby PiS nie wygrał, to nie byłoby nas, Bucza by była. To chyba wymyślił nie człowiek jakiś, nawet zwierzęta są inne. Te decyzje, które podejmowała PO to decyzje zdradzieckie, haniebne, zbrodnicze. Do tego zwijanie armii - jak określają to byli dowódcy. Brak inwestycji, zamykanie jednostek i szukanie oszczędności na bezpieczeństwie kraju. W tych dokumentach mamy przyznanie się do tego, że nasza armia jest tak słaba, że nie jest w stanie obronić całego kraju, natomiast w tym czasie likwidowano kolejne jednostki wojskowe. To potwierdzają sami mieszkańcy tych regionów, którzy dziś widzą wyraźnie, na czym polega fundamentalna różnica w podejściu do myśleniu o obronności. Na Lubelszczyźnie było dużo jednostek, zostały polikwidowane, czym mamy się bronić, jakby z powrotem nie powstawały jednostki? I dobrze, jestem za tym. Dzisiaj nikt nie ma żadnych wątpliwości, ani co do tego, skąd może nadejść zagrożenie, ani tym bardziej czy jest ono realne. Stąd musimy być szybsi od przeciwnika i odtwarzać zdolności bojowe oraz modernizować armię, by w razie próby bronić każdego centymetra naszej ziemi. USA przyznały Polsce 2 mld dolarów pożyczki w ramach Zagranicznego Finansowania Wojskowego - ogłosił Departament Stanu. Pieniądze te mają przyspieszyć modernizację polskich sił zbrojnych. Dziś też w fabryce Boeinga w stanie Arizona minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak podpisał umowę offsetową w ramach zamówienia na 96 Apache. Co to oznacza dla polskiego przemysłu zbrojeniowego? O tym z Arizony Rafał Stańczyk. Dzięki podpisanej dziś umowie już niebawem w wojskowych zakładach lotniczych nr 1 w Łodzi będą serwisowane części do takich właśnie maszyn, a dokładnie radary i systemy naprowadzania rakiet Hellfire. Szef resortu obrony powiedział, że to wielka szansa dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Rozmawiamy także z producentem silników, z General Electrics w sprawie również serwisowania i obsługi tych silników w Polsce. Jesteśmy na dobrej drodze, sadzę, że w ciągu kilku najbliższych dni będziemy mogli podpisać kolejną umowę. Minister obrony dodał, że już teraz w USA szkolą się polscy piloci i ma nadzieję, że do końca tego roku zostanie podpisana ta główna umowa na zakup 96 amerykańskich Apache. Do tego czasu Amerykanie wyleasingują nam 8 takich apachy, by już teraz ten sprzęt mógł bronić polskich granic. Plan obrony Polski na Wiśle mógł przynieść tragiczne konsekwencje nie tylko dla wschodniej części naszego kraju, ale też dla całej Europy. Odbicie zajętych przez rosyjskie wojska prawej strony Polski mogło okazać się zadaniem niewykonalnym. To z kolei oznaczałoby rozszerzenie rosyjskiej strefy wspływów o wschodnią Europę, czyli powrót do geopolitycznej mapy sprzed upadku Związku Radzieckiego. Elbląg. To jedno z wielu miast, w których - zgodnie z planem obrony Polski z 2011 roku - opartym głównie na linii Wisły mógłby zapanować ruski mir. Mieszkańcom Białegostoku, Lublina czy Rzeszowa groził los znany z Buczy, Irpienia i Mariupola. Plan obrony Polski oparty o przede wszystkim Wisłę zakładał wpuszczenie ruskich wojsk do wschodniej Polski, a potem jej odbicie. To jednak mogłoby się okazać niewykonalne. To był plan obronny tylko z nazwy, a w istocie, kiedy wczytało się w treść, to było przekazanie tak naprawdę barbarzyńcy, A nową żelazną kurtyną czy jak Kto woli - nowym murem berlińskim - stałaby się Wisła. Na wschodzie ruski mir... ...na zachodzie niemieckie porządki. Pewne cechy, które są tak cenione na Pomorzu, w Wielkopolsce, przez to że byliśmy bardziej pod wpływem kultury Zachodu, wiecie, tak naprawdę być może w polskiej polityce potrzebny jest elementarny porządek. Na takim podziale skorzystałaby i Niemcy, i Rosja. To byłby rozbiór, bo Rosja przesunęłaby swoją strefę wpływów dalej w kierunku Niemiec - dokładnie chciała ją ulokować na linii Wisły. Gdybyśmy nie zatrzymali wroga na wschodzie, nie tylko ograbiona z terytorium Polska, ale cała Europa zostałaby podzielona na strefy wpływów - rosyjską i niemiecką. Byśmy się raczej znaleźli w rosyjskiej strefie wpływów, czyli byśmy wrócili do sytuacji z roku 1991, czyli z tej fazy historii, kiedy rozpadał się Związek Sowiecki. Plan obrony Polski na Wiśle został podpisany w 2011 roku, kiedy premierem był Donald Tusk. Obecna doktryna zakłada walkę o całe terytorium Rzeczypospolitej. Nasze stanowisko jest jasne. Bronić trzeba się na granicy. Nie można oddać ani metra kwadratowego. Także nowa, przyjęta na szczycie w Wilnie doktryna obronna NATO zakłada odpieranie ataku Rosji na wszystkie państwa członkowskie. "Nie pozwolimy szkalować polskiego munduru" - mówi premier Mateusz Morawiecki i wzywa Donalda Tuska do odcięcia się od filmu "Zielona Granica", który jest hołubiony przez wielu polityków Koalicji Obywatelskiej. Straż Graniczna mówi wprost: sceny pokazane w filmie to kłamliwa fikcja. A rzeczywistość jest zupełnie inna. Próba nielegalnego przekroczenia granicy i natychmiastowa rekcja strażników. Tylko wczoraj kilkudziesięciu migrantów próbowało nielegalnie dostać się do Polski. Pochodzą m.in. z Syrii i Iranu. Coraz więcej pracy strażnicy graniczni mają też na południu Polski. Na samym odcinku ze Słowacją ta liczba nielegalnych migrantów wzrosła ponad siedmiokrotnie w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Polscy funkcjonariusze bronią naszych granic. Jednocześnie są ostro atakowani. W filmie "Zielona Granica" Agnieszki Holland przedstawiono ich jako zwyrodnialców i oprawców. Straż Graniczna mówi wprost: sceny pokazane w filmie nigdy nie wydarzyły się w rzeczywistości. W Internecie pojawiły się ogromne fale hejtu na nasz temat, co uważam było bardzo mocno krzywdzące w stosunku do nas, funkcjonariuszy, ponieważ robiliśmy najlepiej to, co potrafimy, żeby tym ludziom pomóc. Przedstawiony w filmie zakłamany obraz polskich strażników natychmiast podchwyciły białoruskie reżimowe media. Film "Zielona Granica" polskiej reżyser Agnieszki Holland... Czujemy bezsilność patrząc, jak także za pieniądze polskiego podatnika wyprodukowany paszkwil poszedł w świat. Odrażający film, Polacy pokazani w sposób obrzydliwy. Politycy Koalicji Obywatelskiej są filmem zachwyceni. Ten film pokazuje realia i nie obraża nikogo, pokazuje prawdę. Premier wezwał polityków PO z Tuskiem na czele do odcięcia się od filmu. Nie pozwolimy szkalować polskiego munduru. Nie pozwolimy szargać dobrego imienia Polski. Nie pozwolimy hańbić Polski. Sama Holland, która w jednym z wywiadów o polskich funkcjonariuszach mówi: Nigdy nie ukrywała swoich politycznych sympatii. Popieram PO. Na trudne pytania dziennikarzy TVP nie chce odpowiadać. Pani reżyser, dlaczego opluła pani polskich mundurowych i ich rodziny? Francja broni się przed nielegalną migracją. Uszczelnia granice z Włochami i wprowadza dodatkowe kontrole między innymi w pociągach. Włosi zarzucają Paryżowi brak chęci pomocy, chociaż wcześniej Francja deklarowała solidarność w sprawie migrantów. Na Lampeduzę wciąż przypływają nowe łodzie z migrantami. Władze w Paryżu po raz kolejny dały jasny sygnał, że nie chcą mieć ich u siebie. Nie jestem obojętny i musimy być humanitarni, przyjmować w szczególności tych, którzy uciekają przed konfliktami, ale musimy też być rygorystyczni, ponieważ mamy model społeczny, który jest hojny i nie możemy przyjąć całej nędzy tego świata. Dlatego Francja wprowadza dodatkowe kontrole w pociągach, zwłaszcza przy granicy z Włochami. Uszczelnia też granice i sprawdza ciężarówki, do których często zakradają się nielegalni migranci. We francuskim Manton, gdzie miało powstać miasteczko recepcyjne dla migrantów, mieszkańcy obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Boją się sytuacji takich, jak ta z podparyskiego Bonneuil-sur-Marne, gdzie 3 migrantów napadło na właściciela sklepu. Po szarpaninie uciekli, zabierając mu złotą bransoletkę. Francja nie przyjmie migrantów z Lampedusy. Musimy być w tej sprawie rygorystyczni. W Europie mamy do czynienia z nielegalną imigracją, z którą należy walczyć. Ale nie poprzez przyjmowanie większej liczby osób. Francja, Austria, Szwajcaria i Niemcy zostały ostatnio wymienione w dzienniku "Il Gionrnale" jako kraje, które stosują podwójne standardy w sprawie migrantów. Francja, Austria i Niemcy blokują wjazd z Włoch, Szwajcaria zamyka granice w obawie przed napływem nielegalnych migrantów do kantonu Ticino. Stanowisko Berlina obrazuje dyskusja w niemieckim Bundestagu na temat migracji. Żeby zwalczać przemyt migrantów, konieczne może być częściowe przeprowadzanie stacjonarnych kontroli granicznych. Takie jest stanowisko Niemiec teraz. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości w polskiej telewizji. Zobaczmy co jeszcze przed nami. Wyjątkowy film "Chłopi" polskim kandydatem do Oscara. Nasze siatkarki dały radę. Po weekendowych zwycięstwach zapewniły sobie występ na igrzyskach w Paryżu. Zaczyna się często niewinnie od przewlekłej chrypki lub uporczywego kataru. Nieswoiste objawy powodują, że często bagatelizujemy chorobę. Kiedy jednak przez kilka tygodni infekcja nie przechodzi, warto pogłębić diagnostykę. O profilaktyce nowotworów głowy i szyi. Takie gesty pomagają zapomnieć o trudnych chwilach. Izabela Duszeńko-Stuła 18 miesięcy temu wygrała drugą walką z rakiem. Pierwsza runda 10 lat temu, nowotwór nosogardła, teraz rak jamy nosowej. Jak się dowiedziałam, że jest wszystko okej, to popłakałam się, to było takie... Wygrać swoją drugą walkę. Choroba, która zaatakowała pacjentkę w młodym wieku, zaliczana jest do grupy nowotworów głowy i szyi. Wszystkie nowotwory złośliwe od obojczyka w górę. Te, które wywodzą się z błon śluzowych - jamy ustnej, gardła, jamy nosowej. Nie włączamy tutaj nowotworów ośrodkowego układu nerwowego, czyli mózgu. Zachorować może każdy, bez względu na wiek. Ważne, aby w porę reagować na objawy, które utrzymują się przed dłuższy czas: owrzodzenie jamy ustnej, ból gardła, chrypka, ból podczas jedzenia, guz na szyi, jednostronnie zatkany nos lub krwista wydzielina z nosogardzieli. To są objawy, które powinny zaniepokoić nas, jeżeli nie będą znikały, po 3 tygodniach powinny być przedmiotem naszej troski i sygnałem, że powinniśmy się zgłosić do lekarza. Bagatelizując symptomy, trafimy do lekarza w późnej fazie choroby, szanse na pełne wyleczenie maleją z każdym miesiącem choroby. Gdybyśmy tych pacjentów wcześniej mieli u siebie, to nawet u 100% osób byśmy mogli pomóc na tyle efektywnie, że byśmy ich całkowicie wyleczyli. Warto przypomnieć, że badanie laryngologiczne jest bezbolesne. Nowotwory głowy i szyi co roku zbierają śmiertelne żniwo, gdyż diagnozowane są zbyt późno. Wrzesień to miesiąc profilaktyki tej grupy nowotworowej. Spiker Izby Gmin kanadyjskiego parlamentu już przeprosił za chwalenie ukraińskiego żołnierza, który w czasie II wojny światowej służył w 14. Dywizji Grenadierów Waffen SS. Owacje na stojąco dla przedstawiciela zbrodniczej jednostki niemieckiej III Rzeszy to nie tylko brak świadomości historycznej Zachodu, ale także grzech zaniedbania nierozliczenia sprawców - podsumowują historycy i politycy. Kanadyjski bohater i ukraiński bohater. Dziękujemy ci wszyscy za twoją służbę. To owacje dla Jarosława Hunki. 98-latka, który służył w 14 Dywizji Waffen SS-Galizien. Jednostki utworzonej przez Niemców z ukraińskich ochotników. Formacji odpowiedzialnej m.in. za wymordowanie 850 polskich mieszkańców Huty Pieniackiej. Skandal miał miejsce podczas wizyty prezydenta Ukrainy w kanadyjskim parlamencie. Choć spiker Izby Gmin już przeprosił za wychwalanie ukraińskiego nazisty... Walczył o niepodległość Ukrainy z rosyjskim agresorem. ...do mediów docierają kolejne niepokojące informacje. Trudno uwierzyć, że nikt nie sprawdził życiorysu Hunki. Ta reakcja... ...wpisuje się w prowadzoną przez Kijów politykę historyczną. Władzom ukraińskim przy całej świadomości nie przeszkadza ta straszliwa przeszłość. SS, przypomnijmy, dokonywała zbrodniczych działań nie tylko na froncie. To SS podlegały obozy koncentracyjne. Peanom na cześć ukraińskiego pomocnika Niemców sprzeciwiły się środowiska żydowskie. Ta sprawa to chichot historii. Na pewno efekt niemieckiej polityki historycznej, żeby wybielać swoje przestępstwa i działania, natomiast np. doczepić się chociażby do Polski. Niemcy nigdy nie rozliczyli zbrodniarzy III Rzeszy. Wielu z nich po wojnie robiło kariery, inni znaleźli azyl na Zachodzie, m.in. w Kanadzie. To skandaliczne wydarzenie po kilku dniach zyskało już wiele przymiotników - zezwierzęcenie czy zdziczenie to tylko kilka z nich. Berlin, który stał się gospodarzem zgromadzenia ponad tysiąca ludzi psów, po raz kolejny udowodnił, że granice moralności można przesunąć bardzo daleko. Rządzący Niemcami od lat prowadzą politykę opartą na liberalizmie. To już nie tylko obowiązkowa otwartość na obce kultury, ale także rodzące wiele pytań o kondycję psychiczną happeningi. Tak przed kilkoma dniami wyglądał jeden ze skwerów w Berlinie. Ponad tysiąc ludzi, uważających się za psy, dosłownie zawyło do księżyca. Ci, którzy będą wyznawać teriantropię, będą czuć się danym zwierzęciem, więc robią to po to, by zamanifestować siebie. Forma manifestacji budzi jednak uzasadniony niepokój. Prowokacyjne wydarzenie odbyło się bowiem w centrum miasta, na oczach przechodniów, w tym dzieci. To jest nie do pomyślenia, że taki przykład daje się dzieciom. Dzieci widzą i potem uważają, że to jest normalne. Absolutnie - to jest zezwierzęcenie. Dziecko trzy-, cztero-, pięcioletnie widzi, jak człowiek za psa się przebiera i drugi go trzyma i zakłada kaganiec, no to to jest normalne? Niestety, szkodliwych skutków teriantropii przybywa. W Wielkiej Brytanii jedna ze szkół zgadzała się, by uczniowie uważali się za koty. Brak zrozumienia ze strony koleżanek i kolegów kończył się natomiast naganą. Płeć jest tym, czym się identyfikujesz. To nie jest opinia. Niemiecki rząd najwyraźniej problemu jednak nie dostrzega, a takie obrazy już niebawem mogą stać się normalnością za naszą zachodnią granicą. Odkłada się na bok te podstawowe wartości jak rodzina, wiara, a daje się przyzwolenie na bardzo skrajne wydarzenia, takie jak odbyły się w Berlinie. Zapewne podobne happeningi mogą tam się powtarzać, a termin "schodzić na psy" nabiera tu nowego sensu. Wolność to nieodłączne prawo każdego człowieka. Jednak to, że coś wolno, wcale nie oznacza, że ma to sens i warto to robić. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz podczas wystąpienia nawiązał do rzekomej afery wizowej w Polsce. Zapowiedział możliwość przywrócenia kontroli granicznych. To bezczelność - krytykują wypowiedź kanclerza przedstawiciele obozu PiS. To Niemcy odpowiadają za kryzys migracyjny w Unii, a słowa Scholza są oczywistym gestem pomocy w kampanii Platformy i Tuska. Główni sprawcy kryzysu migracyjnego, z jakim od lat zmaga się Europa, Niemcy, tym razem próbują winą za tę sytuację obarczyć polski rząd. Skandal wizowy, który miał miejsce w Polsce musi zostać wyjaśniony. Niemiecki kanclerz podważa jeden z fundamentów wspólnoty europejskiej. Zapowiadam, że tak, jak ustaliliśmy z innymi krajami, będziemy musieli podjąć dalsze środki i działania na granicach. Na przykład na granicy polsko-niemieckiej. Czytaj: Berlin mówi o przywróceniu kontroli granicznych. Słowa Scholza to klasyczne obarczanie swoją winą innych. Odwrócenie uwagi od roli Niemiec w kwestii kryzysu migracyjnego. Teraz, kiedy mają wielki problem z przestępczością, ze spadkiem bezpieczeństwa są na tyle bezczelni, że oskarżają nas o to, że my tworzymy problem w związku z uchodźcami. Dla Niemców tworzymy, ale inny. W kwestii przymusowej relokacji nielegalnych migrantów Polska jest od 2016 roku nieugięta i nie zgadza się na przejęcie odpowiedzialności od sprawców tego kryzysu i narażanie polskich obywateli. Każda partia musi zaakceptować państwo prawa, to jest zapora przeciw przedstawicielom PiS-u w Polsce. Jak niemiecka AFD, jak Le Pen we Francji albo PiS w Polsce, są naszymi wrogami i będą przez nas zwalczani. Deklaracje padły. Kampania wyborcza w Polsce jest momentem ich realizacji. Dlatego dla partyjnego podwładnego Webera... ...który zmaga się na miejscu z kampanią wyborczą, słowa kanclerza Scholza są wyczekiwanym wsparciem. Ta wypowiedź padła ze względu na to, że Donald Tusk próbuje dopchać się do władzy. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że Niemcom bardzo, ale to bardzo zależy, żeby rząd PiS w Polsce już nie rządził. Bo prowadzi samodzielną politykę, bez oglądania się na zewnętrzne wytyczne, także te z Niemiec. A współpraca Berlina z Platformą i samym Tuskiem wyglądała zupełnie inaczej. Z jakiej pozycji Polska będzie rozmawiać z Niemcami - m.in. to rozstrzygną wybory 15 października. Film Agnieszki Holland "Zielona Granica" to obraz szkalujący Polskę i Polaków. Dziwić więc może wsparcie finansowe tego obrazu. A takie popłynęło m.in. z samorządów: Mazowsza i Warszawy. Nie bez znaczenia jest fakt, że w obydwu rządzą politycy opozycji. Pieniądze wyłożyli też Niemcy, a premiera przed wyborami to też nie jest przypadek - podkreślają komentatorzy. Proszę się rozebrać! Do naga! "Zielona granica" Agnieszki Holland to film szkalujący Polskę, polskich żołnierzy i strażników granicznych. Ale to też film, co podkreślają internauci, mówi o jego autorce coś jeszcze. Zawsze głosowałam na Platformę. To zdanie można byłoby uznać za artystyczną wizję autorki. Gdyby związków filmu z politykami opozycji nie było więcej. Finansowany w głównej mierze przez tych, którzy stanowią główną sile czy główne siły opozycji. Przyjrzyjmy się więc pieniądzom. Jest Mazowiecki Fundusz Filmowy. Mówi w stacji TVN prezydent Warszawy, wiceszef PO, Rafał Trzaskowski. To właśnie poprzez fundusz samorządy Warszawy i regionu, rządzone przez odpowiednio polityków PO i PSL finansowo wsparły film Holland. 300 tysięcy złotych, więc niewielką sumę. Tyle że z kieszeni mazowieckich podatników. Ale idźmy za pieniędzmi dalej. Prawie 400 tysięcy euro obraz otrzymał z funduszu filmowego Rady Europy. Partnerem produkcji jest z kolei niemiecka stacja ZDF. To jest kolejny raz, kiedy ta telewizja angażują się w przedstawianie pewnej wizji Polski, co budzi kontrowersje, bo 10 lat temu ta telewizja wyprodukowała serial "Nasze Matki, nasi ojcowie". To w tym serialu żołnierze Armii Krajowej przedstawieni byli jako bandyci. Co zdaniem komentatorów służyło wykreowaniu negatywnego obrazu Polski za granicą. Agnieszka Holland to także jeden z gości tegorocznego Campusu Polska Przyszłości. Wydarzenia organizowanego przez polityków PO. A sponsorowanego m.in. przez niemiecką fundację im. Konrada Adenauera, która z kolei jest ściśle powiązana z niemiecką partią CDU. Niemcom bardzo zależy na tym, żeby PiS przegrał wybory i chodzi o finansowanie inicjatyw podejmowanych przez główną partię opozycyjną, czyli PO. Film Holland w obronę wzięły teraz opozycyjne media, w tym założona przez współpracowników komunistycznych służb PRL - stacja TVN. Warto, aby widzowie i czytelnicy dowiedzieli się, kto tak naprawdę stoi za tymi mediami. O tym w dzisiejszym odcinku serialu dokumentalnego "Resortowe dzieci". Polskim kandydatem do najbardziej prestiżowej nagrody filmowej - Oscara - będą "Chłopi" w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. To zrealizowana techniką animacji malarskiej adaptacja filmowa powieści Władysława Reymonta. Produkcję zgłoszono do startu w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy. "Chłopi" składają się z 40 tysięcy klatek filmowych - obrazów olejnych namalowanych przez ponad 100 artystów. Już 13 października obraz pojawi się w polskich kinach. Gala oscarowa odbędzie się w marcu przyszłego roku, a w styczniu amerykańska Akademia ogłosi oficjalne nominacje. Były wielkie emocje i wielkie zwycięstwo! Polskie siatkarki w decydującym meczu pokonały bardzo mocne Włoszki 3:1 i zapewniły sobie kwalifikację olimpijską! W drodze na Igrzyska w Paryżu Biało-Czerwone okazały się lepsze także od broniących tytułu Amerykanek! Zagrywa bardzo dobrze, ale my mamy piłkę w górze. Moje marzenie jest w tym momencie jedno spełnione, jestem przeogromnie dumna z całej drużyny, z każdej dziewczyny. Szykować się możemy już teraz, na wspaniałe dzień po dniu, siatkarskie emocje na Igrzyskach Olimpijskich! Bardzo pragnęłyśmy tego zwycięstwa, tego awansu, tego biletu, no i cieszymy się wszystkie, będziemy na pewno bardzo długo świętować. Seriale, rozrywka i informacja - w tych obszarach TVP nie ma sobie równych. A ten weekend można nazwać weekendem rekordów dzięki naszym widzom. W sobotę "Wiadomości" zdeklasowały konkurencję, ale to nie jedyne, czym możemy się pochwalić. O tym, co przyciąga widzów do oglądania naszych programów Anna Olszak. Dylematy, walka z własnymi słabościami, miłość i honor. Wczorajszy odcinek "Dewajtis" - no strzał w dziesiątkę. A kolejny może być dla wielu zaskoczeniem. Główny bohater wyjawi rodzinną tajemnicę. Polacy pokochali seriale TVP. Oglądałam wczoraj, nawet bardzo mi się podoba. Warto w takie produkcje inwestować. Ja lubię zarówno kostiumowe, jak i historyczne. Dziwią więc recenzje mediów z zagranicznym kapitałem, które na wszystkie sposoby próbują walczyć z sukcesami TVP. Na krytykę odpowiadają ci najważniejsi - widzowie. Niech sobie robią, co chcą, a my miejmy to za kokardą. Tym bardziej, że drugi odcinek superprodukcji "Dewajtis" zgromadził po raz kolejny ponad 2,2 mln fanów. Jesienna ramówka bogata jest w nowości, ale nie mogło zabraknąć kultowych już programów, a te, mimo upływu lat, biją wskaźniki popularności. Miłosne poszukiwania rolników. Czy sobotnia walka o najlepszy głos w Polsce. Są wyławiane talenty, to są dobre programy. Oglądam. Syn tez ogląda z zaciekawieniem, ma 5 lat, to sobie tańczy. No lubię obejrzeć. Od początku sezonu to sobota zgromadziła największą widownię. "Voice Of Poland" oglądało ponad 1,7 mln osób. Bardzo często oglądamy, właściwie "Wiadomości". - A czemu akurat "Wiadomości" a nie inne programy? - Bo są wiarygodne. A to zaufanie widać w liczbach. W ostatnich pięciu tygodniach nasza redakcja zostawia konkurencję daleko w tyle. Rekord i w tym przypadku przyniosła ostatnia sobota. Zespół "Wiadomości" zgromadził o ponad 940 tysięcy widzów więcej niż redakcja z Wiertniczej. W przypadku zestawiania z "Wydarzeniami" to zdecydowany nokaut. Różnica na korzyść "Wiadomości" to blisko 1,5 mln widzów. Bo chce się dowiedzieć, co się dzieje w kraju. Polskie seriale, "Minęła 8", "Minęła 20", wszystkie te polityczne programy i rozrywkowe. Do ramówki na stałe wrócił też Teatr Telewizji. Kultura na wyciągnięcie ręki i dla każdego. Na dzisiejszy wieczór proponujemy zagadkę. Kto zabił jednego z pracowników? "Mord w Hurtowni" już dziś o 21.10 w Telewizyjnej Jedynce. Za chwilę nasi goście - Rafał Bochenek i Andrzej Szejna. Zapraszam do oglądania tej rozmowy na antenie TVP Info. Do zobaczenia.