Granica otwarta. Ruch na przej¦ciach z Bia¾orusi@ przywr#cony. Zegar tyka. Kt#re ustawy czekaj@ na podpis prezydenta? Prowokacje Kremla. Nasila się wojna hybrydowa ze strony Rosji. "19.30", Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. Ruch na granicy z Białorusią częściowo przywrócony. Granica została zamknięta ze względu na ćwiczenia wojskowe Zapad 2025 zorganizowane przez Rosję i Białoruś. Od północy ruch powrócił na pięć przejść granicznych. Bartosz Filipowicz zajmuje się tą sprawą. Powiedz, jak wygląda teraz ruch na granicy i co z pozostałymi przejściami, na których utrzymano ograniczenia? Niektóre nadal są zamknięte, bo przywrócenie ruchu jest częściowe - otwarte zostały dwa przejścia drogowe i trzy kolejowe. Byłem dziś na przejściu w Terespolu, gdzie mogą przejeżdżać osobówki i autokary, i tam ruch odbywał się bardzo płynnie. Z kolei tiry mogą przejechać tylko przez przejście Kukuryki, ale wcześniej muszą się odprawić w terminalu w Koroszczynie. Tam problemów było nieco więcej. Ale zarówno na jednym, jak i drugim przejściu kierowcy odetchnęli z ulgą, że to koniec zakazu. Ruch graniczny na przejściu w Terespolu wraca do normalności. Przez ostatnie dwa tygodnie granica z Białorusią była zamknięta. O północy zniknęły zapory, a osobówki, autokary, tiry i pociągi mogły ruszyć na wschód i wjechać do naszego kraju lub z niego wyjechać. Te przejścia, m.in. kolejowe, jak i drogowe zostały otwarte, ruch odbywa się w tym momencie płynnie. Od północy Straż Graniczna miała pełne ręce roboty. W ciągu pierwszych ośmiu godzin odprawiliśmy zarówno na wjazd, jak i na wyjazd około 2 tysięcy podróżnych i około 500 środków transportu w ruchu osobowym. Przywrócenie ruchu jest częściowe, dlatego otwarto tylko pięć przejść. Polska zamknęła granicę 12 września. Zagrożeniem były rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe Zapad. Po ich zakończeniu premier podjął decyzję o otwarciu granicy. Uznaliśmy, że ten środek zapobiegawczy spełnił swoje zadanie. Mieszkańcy Terespola i Białorusini, którzy przyjeżdżają głównie z pobliskiego Brześcia, mówią o sporej uldze. Każdy postój, każdego dnia, to jest strata dla przedsiębiorców, dla przewoźników. Ani do rodziny, nic kupić... Problem. W Terespolu i okolicach granica to dla nas życie, to dla nas praca, to dla nas pieniądz. Jak była granica zamknięta, to utargi spadły w sklepach około 50%. Kilkanaście kilometrów od Terespola w kolejce do kontroli czekają samochody ciężarowe jadące na Białoruś. Okolice terminala samochodowego w Koroszczynie, skąd ciężarówki przekierowywane są na przejście graniczne w Kukurykach, to jedno z tych przejść, które zostały otwarte. Sytuacja tutaj powoli wraca do normy. Ten długi korek przez cały dzień regularnie się rozładowuje. Ale kierowcy na przejazd musieli czekać wiele godzin. 8 godzin. Bo w pewnym momencie kolejka tirów miała około 8 km. Niektóre ciężarówki stały na pobliskich parkingach od wielu dni. Kierowcy na otwarcie granicy czekali z niecierpliwością. NIe mogliśmy wrócić normalnie do domu. 7 dni było załadowane, stało tutaj na parkingu. Tracą pieniądze, bo to trzeba płacić podatki, wszystko. Trwa liczenie strat polskiej branży transportowej. Na pewno prawdziwa dana to jest 450 euro kosztów dziennego przestoju ciężarówki. Ale jak dodaje ekspert, przewoźnicy bardziej obawiają się wyparcia z rynku na rzecz Litwy czy Łotwy jeśli granice byłyby częściej zamykane. Straty poniosły też Chiny, które korzystają z ruchu transgranicznego przez Polskę. Jak słyszymy, to polska karta przetargowa i jasny sygnał dla Białorusi i Rosji, co może się stać w przypadku kolejnych prowokacji. Tak naprawdę wysłaliśmy jasny sygnał, że możemy to zamknąć w każdej chwili. To jest taka sama zasada jak ta, kiedy mówimy, że będziemy strzelać. Nie chodzi o to, że będziemy strzelać do wszystkiego, co lata, tylko już ostrzegliśmy, że możemy to zrobić. Jak mówi MSWiA, otwarcie granicy z Białorusią nie musi być na stałe. Jeżeli będzie jakakolwiek sytuacja ponownej eskalacji, wówczas będzie rozważana możliwość zamknięcia granicy. Mówimy o scenariuszu, który może oczywiście się wydarzyć w najbliższej przyszłości, ze względu na sytuację za wschodnią granicą. Ta sytuacja - jak pokazują ostatnie tygodnie - może być nieprzewidywalna. Zegar tyka, a ustawy na biurku prezydenta Karola Nawrockiego leżą. Mrożenie cen prądu kończy się 30 września. Ostatni dzień miesiąca to także czas, gdy pobyt obywateli Ukrainy uznawany jest za legalny. Na podpis prezydenta czeka także ustawa o zapasach ropy naftowej i gazu ziemnego oraz zasadach postępowania w sytuacji zagrożenia paliwowego. Prezydent mówi, że ma czas. Niech nie gra w polityczne gry, tylko podpisuje ustawy dobre dla obywateli. Tak minister energii reaguje na słowa prezydenta. Karol Nawrocki pytany był, kiedy podpisze ustawy o mrożeniu cen energii i pomocy Ukraińcom. Musi pani redaktor poczekać, bo mam czas do 10 października. Tyle że czas nagli. Obecne przepisy o tańszym prądzie oraz legalizujące pobyt Ukraińców w Polsce obowiązują tylko do końca września. Mamy jeszcze 5 dni. Mieliśmy piątkę Kaczyńskiego, piątkę Mentzena, teraz mamy pięć dni prezydenta. 5 dni na podejście propolskie, a nie propisowskie. To drugie podejście do ustaw, po tym jak za pierwszym razem zawetował je prezydent. Nie podpisałem, drodzy państwo, ustawy... W nowej ustawie mrożącej ceny energii na poziomie 500 zł za megawatogodzinę nie ma tym razem wiatraków - to rząd ureguluje rozporządzeniem. Jest za to bon ciepłowniczy dla najuboższych na ten i przyszły rok. Ja się wcale nie dziwię prezydentowi, że woli dokładnie sprawdzić, czy te rozwiązania forsowane kolanem przez rząd wbrew propozycjom prezydenta nie zawierają jakichś niebezpiecznych rozwiązań. Ale bon ciepłowniczy i mrożenie cen energii są niebezpieczne? A jeżeli w tamtej poprzedniej ustawie mieliśmy wpychanie ludziom wiatraków pod okna? Ale nie ma ich już. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której prezydent Nawrocki bierze polskie rodziny, polskich przedsiębiorców, pracodawców za zakładników swojej gierki z rządem Donalda Tuska. Jaka może być decyzja prezydenta w sprawie cen prądu, zdaje się sugerować szef prezydenckiej kancelarii. Dzisiaj pan prezydent wraca. Jutro będziemy na pewno rozmawiać. I na pewno pan prezydent podejmie taką decyzję, żeby Polacy nie mieli wysokich rachunków. Pytanie - kiedy. Jeżeli prezydent nie podpisze ustawy mrożącej ceny energii, to, możemy się spodziewać tego, że od 1 października odbiorcy energii będą płacili ceny taryfowe. Czyli nawet 630 zł za megawatogodzinę. Na biurku Karola Nawrockiego jest też druga pilna ustawa dotycząca około 700 tysięcy Ukraińców. Brak podpisu oznacza, że od 1 października ich pobyt w Polsce będzie nielegalny. To oznacza wielkie problemy, także dla polskich przedsiębiorców, dla polskiej gospodarki, ale też w urzędach wojewódzkich, gdzie osoby, którym będą wygasały pozwolenia, będą musiały odświeżyć je. Tym razem ustawa została połączona z uszczelnieniem wypłaty 800+. Konstytucja mówi, że prezydent na decyzję ma 21 dni. Krótszy termin, bo 7-dniowy, jest w przypadku projektów z klauzulą "pilny". Mówimy tutaj także o ułatwieniu inwestycji w różną infrastrukturę, a także zabezpieczeniu się w przypadku kryzysu. Ustawa na biurko prezydenta trafiła 19 września, co oznacza, że termin mija jutro. Dziś o północy mija termin, do którego rodzice mają podjąć decyzję o ewentualnym wypisaniu dzieci z przedmiotu Edukacja zdrowotna. Ponad połowa Polaków popiera wprowadzenie przedmiotu do szkół, ale opinie są podzielone. A zdaniem ekspertów zabrakło odpowiedniej kampanii informacyjnej, a nauczyciele nie otrzymali odpowiedniego wsparcia. Opinii uczniów wysłuchała Katarzyna Grzęda-Łozicka. W siemianowickiej podstawówce edukacja zdrowotna ruszyła od początku września. Warto chodzić, bo można się dowiedzieć, co jest zdrowe, a co nie. No i że warto się ruszać, jak się odżywiać. Tu frekwencja jest wysoka. Na edukację zdrowotną chodzi 3/4 uczniów. W krakowskim liceum Wyspiańskiego z przedmiotu zrezygnowało 70% procent nastolatków. We Wrocławiu w liceum Słowackiego na zajęcia chodzi zaledwie co dziesiąty. Niestety jest tendencja do wypisywania się coraz większa. Zdaniem ekspertów to wynik chaosu organizacyjno-informacyjnego i nacisków skrajnie prawicowych środowisk, które zarzucały edukacji zdrowotnej próbę seksualizacji młodzieży. Z punktu widzenia merytorycznego nie ma najmniejszych podstaw, żeby ten przedmiot niepokoił, wręcz przeciwnie, jest krytycznie ważny dla zdrowia młodych ludzi, bo nie ma lepszego czynnika chroniącego młodych ludzi przez krzywdzeniem niż wiedza. Wśród zaplanowanych tematów m.in. zdrowe odżywianie, rola aktywności fizycznej, profilaktyka zdrowotna, odporność na stres i bezpieczeństwo w Internecie. Edukacja zdrowotna to jest przedmiot na całe życie i tak, to jest przedmiot nieobowiązkowy, dodatkowa godzina, ale to jest najlepiej zainwestowana godzina. Z sondażu przeprowadzonego dla Onetu wynika, że ponad połowa Polaków popiera wprowadzenie do szkół tego przedmiotu. Zaskakiwać może, że młodzi respondenci znacznie rzadziej od starszych wypowiadają się pozytywnie na ten temat. Myślę, że to jest dobry wynik, Dezinformacja na temat tego przedmiotu była ogromna, wiec cieszę się, że jednak do większości osób dotarł ten prawdziwy przekaz. Zdaniem ekspertów zabrakło kampanii informacyjnej i wsparcia dla nauczycieli. Chaos i kompletne zamieszanie związane z tym, jak ten przedmiot wchodził do szkół. Mówimy o przygotowaniu nauczycieli, dalej nie ma podręcznika. Rodzice mogą mieć pytania, tylko to nie nauczyciel powinien być odpowiedzialny za to, żeby koić lęki rodziców. Rodzice muszą dostać rzetelną wiedzę. W październiku okaże się, jak to wpłynęło na frekwencję. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wyjaśni udział szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomira Cenckiewicza na tajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Cenckiewicz nie ma bowiem poświadczenia bezpieczeństwa. Zgodnie z obowiązującym prawem pan Sławomir Cenckiewicz nie ma dostępu do informacji niejawnych, więc jeśli obecność tego pana była na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa, warto wyjaśnić, czy miał prawo tam być, czy też nie. To jest bezpieczeństwo narodowe, to jest bezpieczeństwo nasze, polskich obywateli. Tam mogą być tylko osoby, które w pełni gwarantują, że ta informacja niejawna nie dostanie się na zewnątrz. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego jest nielegalna, a pracujący w niej neosędziowie powinni przestać wydawać wyroki, bo nie mają one żadnego znaczenia. Taka konkluzja płynie z uchwały, którą wczoraj wydało siedmiu legalnych sędziów Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego. Jakie znaczenie prawne ma ta uchwała i w jaki stopniu my, obywatele, odczujemy jej skutki? Osiem bitych lat. To polityczny akt oskarżenia wobec Zbigniewa Ziobry i jego ludzi za to, co zrobili z wymiarem sprawiedliwości. Interesowały was kadry, stołki, funkcje i wpływ, jaki mogliście sobie wywrzeć. I - co ciekawe - to zdanie podzielają też obrońcy Michała Kuczmierowskiego, jednego z najbliższych współpracowników byłego premiera. Kuczmierowski, który czeka na ekstradycję w Londynie, zdaniem prokuratury odpowiada za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, w czasie gdy kierował Rządową Agencją Rezerw Strategicznych. Obrońcy Michała Kuczmierowskiego przekonują sąd, że jeśli dojdzie do ekstradycji, to jego sprawą może zająć się jeden z neosędziów, którzy nie gwarantują bezstronności. Paradoks polega na tym, że były polityk PiS obawia się sądu, który został stworzony przez jego własną partię. Kulisy tej sprawy opisał Onet. Politycy PiS-u - zakłopotani. On był członkiem waszego rządu, a teraz ubolewa nad tym, że zdemolowana jest praworządność przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie można od nikogo oczekiwać, że ten wyrok, de facto przez członków rządu obecnego, że zrobi coś innego, niż doradzą mu adwokaci. Punkt widzenia na demokrację zależy od punktu siedzenia - podsumowują rządzący. A PiS nie ustaje w tłumaczeniach. Praworządność jest zdemolowana przez bunt sędziowskiej kasty. Kuczmierowski na co innego się powołuje, że to wy zdemolowaliście praworządność. Proszę pytać adwokatów pana Kuczmierowskiego. I tu dochodzimy do największej sprzeczności, bo politycy PiS-u bronią neosędziów. Pracowali na rzecz polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tych samych, którzy zdaniem obrońców Kuczmierowskiego są nieprawidłowo powołani. Jeżeli adwokaci Michała Kuczmierowskiego doradziliby mu, żeby stanął na głowie w tym Londynie, to ja na jego miejscu bym stanął. To rozdarcie polityków PiS-u rządzących nie dziwi. Boją się tego, co pan Kuczmierowski przed polskim sądem może powiedzieć na temat kradzieży i złodziejstwa w czasach rządów PiS. Minister Sprawiedliwości uważa, że wszyscy neosędziowie w Sądzie Najwyższym, powołani przez upolitycznioną za czasów PiS KRS, powinni przestać orzekać. Polska zapłaciła już 5 mln złotych odszkodowań za ich udział w składach orzekających, ale spraw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka jest więcej, więc kwota może wzrosnąć do 50 mln złotych. Albo będziemy my płacić z naszej kieszeni, bo to jest kieszeń Skarbu Państwa, albo będą to płacić te osoby, które występowały jako sędziowie. Ministerstwo skłania się ku opcji sięgnięcia do portfeli neosędziów - podaje Money.pl. Skoro przyczyniają się swoją postawą, że każdy ze swojej kieszeni musi do tych odszkodowań dołożyć, to niech oni wezwą na swoje barki, skoro są tacy odważni. W sprawie neosędziów zasiadających w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego w środę legalni sędziowie z Izby Pracy wydali przełomową uchwałę. Po raz pierwszy Sąd Najwyższy na podwórku krajowym wskazał, że orzeczenia Izby Kontroli stanowią wypowiedź, która nie wiąże sądów powszechnych w Polsce. Czyli mówiąc wprost, Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest sądem. Ci, którzy w tej izbie zasiadają, to nie są sędziowie i nie wydają wyroków sądowych. Uchwałę podjęto w pełnoosobowym składzie siedmiu sędziów. A ten temat powróci dziś w TVP Info w "Niebezpiecznych związkach" o 20.18. To jest "19.30" w czwartek, a dziś jeszcze... Więzienie dla byłego prezydenta Francji. Podporządkuję się wezwaniu sądu. Jestem niewinny. Kończy się bezkarność. Metro pod Wawelem. 29 stacji połączy północ z południem. Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Nasila się wojna hybrydowa ze strony Rosji. Po raz kolejny w ciągu kilku dni drony paraliżują prace lotnisk w Danii. Rosyjskie samoloty dziś niebezpiecznie zbliżyły się do granic Łotwy. Rosyjski samolot zwiadowczy przeleciał też nad fregatą marynarki wojennej Niemiec na Morzu Bałtyckim. O nagromadzeniu "incydentów" i kolejnych prowokacjach wobec państw NATO. Wciąż nie wiadomo, skąd pochodziły i ile dokładnie ich było. Ale duńskie władze nie mają wątpliwości, jaki był ich cel. Zakłócenie porządku, wywołanie niepokoju, wzbudzenie obaw. Sprawdzanie, jak daleko można się posunąć. Testowanie granic. Niezidentyfikowane drony pojawiły się późnym wieczorem nad drugim co do wielkości porcie lotniczym Danii, na wiele godzin paraliżując jego pracę. Ale nie był to odosobniony przypadek. Niezidentyfikowane bezzałogowce tej nocy latały w sumie w pobliżu czterech duńskich lotnisk. Dwa z nich wykorzystywane są również przez wojsko. Wszystko wskazuje na to, że jest to profesjonalny sprawca. Chodzi o systematyczną operację w wielu miejscach niemal jednocześnie. Nazwałbym to atakiem hybrydowym z wykorzystaniem różnych typów dronów. Według premier Danii to jak dotąd najpoważniejszy atak na infrastrukturę krytyczną. Czy podejrzewa pani, że za tym stoi Rosja? Nie mogę w żaden sposób wykluczyć, że to mogła być Rosja. To już drugi taki incydent w tym tygodniu. W poniedziałek niezidentyfikowane drony krążyły nad lotniskiem w Kopenhadze oraz stolicą Norwegii - Oslo. Wcześniej rosyjskie bezzałogowce naruszyły przestrzeń powietrzną Polski i Rumunii, a rosyjskie myśliwce wleciały w przestrzeń powietrzną Estonii. Także rosyjski samolot zwiadowczy kilkukrotnie w odległości mniejszej niż sto metrów przeleciał nad tym okrętem marynarki wojennej Niemiec na Bałtyku. To jasno pokazuje, że Rosja coraz częściej i intensywniej testuje granice NATO. Putin chce nas sprowokować i szuka rzekomych słabości Sojuszu. Ten swoje zdolności ćwiczy m.in. na Gotlandii. Na tej strategicznej wyspie na Bałtyku wylądowali właśnie polscy spadochroniarze. Gotlandia jest ważna także dla Polski. Umieszczając tutaj jednostkę rakietową, można zabezpieczyć i chronić całe Morze Bałtyckie. Wojskowi nie ukrywają, że te działania mają wysłać wyraźny sygnał odstraszający w kierunku Rosji. 1200 legwanów w ciągu najbliższych 10 lat trafi do Wojska Polskiego. Minister obrony narodowej podpisał dziś umowę ramową. To lekkie pojazdy rozpoznawcze oraz pojazdy terenowe 4x4. Pojazdy będą produkowane w Zakładach Rosomak w Siemianowicach Śląskich. Służą głównie do szybkiego przemieszczania się w trudno dostępne obszary. Legwany już służą w polskim wojsku, w Straży Granicznej, dobrze sprawdzają się na granicy polsko-białoruskiej, gdzie chronią naszych żołnierzy, ułatwiają im szybkie przemieszczenie się. Są to pojazdy, które budujemy w ramach kooperacji z naszym koreańskim partnerem. Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy winny. Uczestniczył w przestępczym spisku dotyczącym nielegalnych funduszy pochodzących z Libii. Proces dotyczył finansowania kampanii wyborczej. Polityk ma spędzić w więzieniu 5 lat. Sąd w Paryżu nie miał wątpliwości: kara dla Nicolasa Sarkozy'ego musi być surowa, bo niezwykle poważne są zarzucane mu czyny. Sarkozy będzie tym samym pierwszym w historii francuskim prezydentem, który trafi do więzienia. Sąd uznał go winnym udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Bo współpracownicy Sarkozego, za jego zgodą, szukali pieniędzy na kampanię prezydencką u jednego z najgorszych dyktatorów świata: Libijczyka Muammara Kaddafiego. Wyrok: 5 lat więzienia, grzywna w wysokości 100 tys. euro i pozbawienie praw obywatelskich. Nienawiść nie zna granic. Wypełnię swoje obowiązki. Podporządkuję się wezwaniu sądu, a jeśli będą chcieli, żebym spał w więzieniu, to to zrobię. Ale z podniesioną głową. Jestem niewinny. Na proces apelacyjny Sarkozy będzie jednak czekał za kratkami, bo sąd zadecydował o konieczności aresztu dla byłego prezydenta. Sprawa dotyczy kampanii przed wyborami z 2007 roku, które Sarkozy wygrał. Według prokuratury, by ją sfinansować, skorzystał z 50 mln euro łapówki od libijskiego reżimu. W zamian obiecując rehabilitację Libii na arenie międzynarodowej, uniewinnienie terrorystów i szereg umów gospodarczych. To mocny sygnał, że kończy się bezkarność, nawet jeśli reprezentuje się wyższe szczeble władzy. I to nie jest proces polityczny. Ale oznacza, że teraz, jeśli jesteś politykiem, powinieneś ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. Wyroki więzienia otrzymali też byli współpracownicy Sarkozy'ego, w tym dyrektor jego kampanii. Już w 2023 trzecim roku Nicolas Sarkozy został skazany za korupcję w innej aferze, ale tę karę odbywał w areszcie domowym. Szczere pole nieopodal Strykowa w Łódzkiem, a na nim 10 ton zużytych jarzeniówek i innych niebezpiecznych odpadów. Nieznany - jeszcze - sprawca zrzucił ładunek na prywatny teren, a koszt utylizacji poniesie gmina, która musi wydać teraz około 100 tys. zł, aby odpady usunąć. O możliwych konsekwencjach dla sprawcy i środowiska. To Anielin pod Strykowem i aż 10 ton odpadów. Za coś takiego grozi 10 lat więzienia. Mamy już wytypowane firmy, które mogą mieć związek ze składowaniem tutaj tych odpadów, przewożeniem, zleceniem transportu. Mieszkańcy już odczuwają skutki unoszącego się w okolicy pyłu. Nie mogę teraz mówić przez to. Pani Halina pierwsza zauważyła na polu górę śmieci. Dziś martwi się nie tylko o swoje zdrowie. Chcę uchronić to środowisko, bo nie tylko ja tu mieszkam, ale wnuczki, dzieci, tu jest park. Dokładny skład wysypiska zbada biegły. W świetlówkach może być m.in. groźna dla ludzi rtęć. Im dłużej te opady będą znajdować się bezpośrednio na gruncie, tym większe jest prawdopodobieństwo, że dojdzie do zanieczyszczenia. Zgodnie z prawem śmieci powinien usunąć ich właściciel. To jest tak duża ilość, że to jest zbierane nawet latami. Ale w związku z tym, że jeszcze go nie ustalono, obowiązek ten spada na gminę. Trudne zadanie. Rozmawialiśmy z jedną z firm, która stwierdziła, że 10 ton tego typu odpadów to jest bardzo dużo, nawet jak na firmę recyklingową. Takich miejsc według danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska mamy w kraju 311. W Spytkowicach koło Wadowic po 7 latach nielegalne wysypisko właśnie zniknęło. Koszt utylizacji wyniósł prawie 9,5 mln złotych. Przez tyle lat problem pozostawał nierozwiązywalny. Udało się dzięki dofinansowaniu z budżetu państwa. Kolejne składowiska mają zacząć znikać jeszcze w tym roku. 25 samorządów dostało już dofinansowanie do utylizacji tego typu odpadów. Tyle że przykład spod Strykowa pokazuje, że podrzucanie niebezpiecznych odpadów to ciągle opłacalny biznes. To są ilości przemysłowe, ten ktoś, najprawdopodobniej ta firma, pobrała pieniądze za utylizację, natomiast nie chciała ponosić kosztów tej utylizacji, więc podrzuciła to po prostu komuś innemu. Likwidacja tego konkretnego wysypiska może kosztować gminę nawet 100 tys. zł. Na utylizację kilkudziesięciu innych państwo z pieniędzy podatników zarezerwowało w tym roku 300 mln zł. Zgotowali swoim dzieciom piekło, a teraz poniosą konsekwencje. Matka siedmio- i ośmiolatka oraz jej konkubent swoje rodzicielstwo pojmowali w opaczny sposób, ale na szczęście służby zareagowały w odpowiedni sposób. Dzieci trafiły do rodziny zastępczej, a oprawcy odpowiedzą przed sądem. O przemocy w rodzinie w Świętochłowicach Maria Guzek. Granice zostały zamknięte decyzją rządu ze względów bezpieczeństwa podczas manewrów Zapad 2025. Na przejściach granicznych utknęło ponad 1000 ciężarówek. Zastój na granicy generuje ogromne koszty dla firm. Rozwój przedsiębiorców to większe wpływy do budżetu państwa. Były wyzwiska, groźby, bicie i w jednym z przypadków mężczyzna rzucił jednym z chłopców o podłogę. To piekło siedmio- i ośmiolatkowi zgotowali matka i ojczym ze Świętochłowic. Koszmar chłopców mógł trwać od niemal roku. Jeden z chłopców przyszedł do przedszkola ze śladem na twarzy. Już wtedy zareagowali pedagodzy i złożone zostało oficjalne zawiadomienie. Mieszkańcy Świętochłowic nie kryją oburzenia. Straszne, bardzo straszne. To jest tak bardzo bolące, że każda matka, ojciec nawet, by płakali, z dobrej rodziny. Dzieci same się na świat nie prosiły. Gdzie skrzywdzić takie małe dziecko? Bezbronne tak naprawdę, które miłości oczekuje od rodziców. 40-latek trafił do aresztu, a 36-latka została objęta dozorem policyjnym. Najpierw zarzut dostał mężczyzna za znęcanie się nad osobami nieporadnymi ze względu na wiek, znęcanie psychiczne i fizyczne nad małoletnimi chłopcami, synami swojej konkubiny. Dzieci trafiły do rodziny zastępczej. To dla nich dobre rozwiązanie. Widzą zupełnie inny wzorzec tego zastępczego rodzica, ojca i mamy. I to jest najważniejsze: pokazać tym dzieciom, że są inni dorośli, którzy są dobrzy dla nich. W rodzinie wprowadzona była procedura Niebieskiej Karty. Ma na celu jak najszybsze zatrzymanie przemocy i takie oddziaływanie na osoby, które stosują przemoc, żeby osoby doznające przemocy mogły odzyskać bezpieczeństwo. Reagujmy, kiedy podejrzewamy, że dziecku może dziać się krzywda. My jako społeczeństwo nadal boimy się reagować. 38% osób nie reaguje na przemoc fizyczną wobec dzieci. W Polsce zakazane jest stosowanie kar cielesnych wobec dzieci od 2010 roku. Parze grozi do ośmiu lat więzienia. Już nie tylko Warszawa. Metro, którym cieszą się mieszkańcy stolicy, będzie także jeździć pod Wawelem, a ściślej połączy Nową Hutę z południem miasta. Prace mają się rozpocząć w roku 2030, a pierwsi pasażerowie podziemnej kolejki będą mogli usłyszeć komunikat: "Stacja Stary Kleparz, drzwi otwierają się po lewej stronie" pięć lat później, czyli w roku 2035. Choć przez lata brzmiało to nieprawdopodobnie, w dawnej stolicy, jak to na stolicę przystało, będzie metro. Ja jeżdżę komunikacją miejską, więc uważam, że to bardzo dobry pomysł. Jeden krakus powie tak, drugi krakus powie nie. Uważam, że szkoda niszczyć wszystko, tak jak to wygląda, bo miasto jest bardzo piękne. Nowa inwestycja w Starym Mieście, jak wszystko co nowe, budzi niepokój. Jestem fanką tramwajów, więc to metro trochę mnie niepokoi. Ale nie ma co się bać, tramwaje nie znikną, a metro jak ruszy, to dopiero za 10 lat. Ja nie wiem, czy doczekam, ale po prostu chciałabym przejechać się w Krakowie metrem. A czas w Krakowie płynie jakby wolniej, zwłaszcza w komunikacji miejskiej i w korkach. Teraz znacząco ma przyspieszyć. Chociażby na przykładowym odcinku Kliny - Centrum 50 do 25 minut, i tak na każdym z tych odcinków, to jest około połowy zaoszczędzenia czasu. By zaoszczędzić czas podróżnych, w planach są dwie linie. Od Nowej Huty przez Centrum aż po ulicę Brożka. Pociągi pojadą po jednej trasie. Na Podgórzu linie się rozgałęzią. Jedynką pojedziemy przez Ruczaj i Kliny aż do Opatkowic, natomiast Dwójką dojedziemy przez Łagiewniki na Kurdwanów. Ten priorytet na budowę metra położyliśmy na odcinek wschodni, między Nową Hutą a centrum, bo on się wyróżnia pod względem potencjału ruchu twórczego w ogóle w Krakowie. Jak chodzi o pieniądze, to funkcjonują w Polsce pewne stereotypy, ale miasto nie zamierza szczędzić na budowę metra. Inwestycja będzie kosztować nawet 15 mld zł. Na 29 km trasy powstanie 29 stacji. Taka jest strategia. W projekcie strategii rozwoju Polski znalazło się metro w Krakowie jako inwestycja, która będzie strategiczną narodową inwestycją. To ogólnokrajowo, a lokalnie nie wydłuży się lista krakowskich profesji. Do słynnych krakowskich sprzedawców obwarzanków nie dołączy maszynista krakowskiego metra. Co zrobić, technologia... Jest to nowa technologia w postaci pojazdu autonomicznego. Zupełnie inaczej się patrzy teraz na rozwój linii metra. I takim metrem z przyszłości pojedziemy przez Kraków w przyszłości.