Komisja do spraw Pegasusa w komplecie. Ruszymy z kopyta za kilka tygodni. Będą robić bardziej show, niż rozmawiać o faktach. Orkiestra gotowa, czas na finał! Triumf Polaka w Australian Open. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór w piątek 26 stycznia. Zaczynamy "19:30". "W Polsce nie obowiązuje konstytucja, obowiązuje wola władzy" - diagnozuje lider PiS-u i razem z innymi politykami rusza w Polskę, by mówić o tym głośno. Głośno momentami było dziś w Sejmie, gdzie powołano skład komisji śledczej ds. inwigilacji Pegasusem. Na jej czele stanie Magdalena Sroka, a na liście tych, których komisja będzie chciała przesłuchać, m. in. Jarosław Kaczyński, Mariusz Kamiński czy Maciej Wąsik. Polityczne podsumowanie ma dla państwa Maria Guzek. 433 głosy - za, nikogo przeciw, od głosu wstrzymała się jedna osoba. Na czele komisji - Magdalena Sroka. Była policjantka wymienia, kto stanie w ogniu pytań. Pani Beata Szydło, ówczesna premier, panowie Kamiński i Wąsik jako szefowie służb, ale także Jarosław Kaczyński, który, mam wrażenie, że jednak tę wiedzę posiadał. W składzie komisji łącznie jedenaście osób. Zastępcami przewodniczącej zostali Marcin Bosacki, Paweł Śliz, Tomasz Trela i Przemysław Wipler. W prezydium zabrakło przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości. Jest to sytuacja skandaliczna, niebywała. Zadajemy sobie pytanie, bo może oni mają już napisany raport, bo w istocie przedstawiciel największego klubu parlamentarnego nie może zasiadać w prezydium. Komisja ma ustalić między innymi, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa, do czego system był wykorzystywany i kogo za jego pomocą inwigilowano. Ruszymy z kopyta za kilka tygodni, ponieważ musimy przygotować materiały, musimy sami się przygotować. Mam nadzieję, że uda nam się zweryfikować, w jaki sposób nielegalnie podsłuchiwano Polaków, jeżeli podsłuchiwano. I uda nam się z jednej strony ustalić winnych, a z drugiej wypracować propozycje zmian prawa. Pegasus to zaawansowany program szpiegowski autorstwa specjalistów z Izraela. Atakuje smartfony tak, że użytkownik może tego nie zauważyć. Uzyskuje dostęp do całej zawartości urządzenia: treści maili, wiadomości i czatów. Podsłuchuje rozmowy telefoniczne. Może nawet rozsyłać wiadomości z zaatakowanego urządzenia. Inwigilowany, o czym donosili badacze z kanadyjskiego Citizen Lab, miał być między innymi Krzysztof Brejza, szef kampanii Koalicji Obywatelskiej. Kradziono mi stare SMS-y, stare wiadomości sprzed kilku lat, tworzono fikcyjne maile. W wyroku sądowym sądu w Bydgoszczy okazuje się, że użyto tej cyberbroni do wpływania na kampanię wyborczą. Ale lista tych, których podsłuchiwano za pomocą Pegasusa jest dłuższa, a na niej: Roman Giertych, Michał Kołodziejczak i prokurator Ewa Wrzosek. Choć jeszcze dwa lata temu Mariusz Kamiński twierdził: Nie ma żadnych nadużyć w zakresie stosowania kontroli operacyjnej w polskich służbach specjalnych, nie obawiam się żadnej komisji. Parlament Europejski alarmował, że nie tylko Polska kupiła system Pegasus. Ale prawdopodobnie tylko Polska wpadła na pomysł, by podsłuchiwać szefa kampanii wyborczej opozycji. Poważne pytanie o przyszłość Izery. Projekt budowy polskiego samochodu elektrycznego według ministry funduszy i polityki regionalnej wymaga intensywnej refleksji, także w kontekście Krajowego Planu Odbudowy. Sprzedaż jest planowana na 2026 rok, plan rządu na przyszłość tej inwestycji mamy poznać znacznie wcześniej. Była wielka premiera, jest równie wielka niewiadoma. Projekt Izera pierwszy polski w pełni elektryczny samochód. Ambitny plan stanął pod znakiem zapytania. Izera jest jednym z tych projektów, którym trzeba się bardzo poważnie przyjrzeć i zobaczyć. Realizowalny czy nie w tym okresie do 2026 roku, dobry dla rozwoju strategicznego państwa czy nie. Na realizację projektu przeznaczono dotąd 500 milionów złotych i zatrudniono przy nim około 130 osób. By go dokończyć, potrzeba znacznie więcej. Spółka ElectroMobility Poland odpowiedzialna za Izerę, liczy na dofinansowanie z KPO. Powinniśmy teraz przechodzić do następnych faz realizacji projektu, a nie cofać się kilka lat i zastanawiać, jak go w ogóle sfinansować. Na nisko i zeroemisyjne środki transportu w KPO przeznaczonych jest prawie 5 miliardów złotych. Dotychczas było takie domniemanie w poprzednim rządzie, że te środki pójdą na projekt Izery. Natomiast fakty są takie, że żadne umowy nie zostały podpisane. Jak przekonują przedstawiciele ElectroMobility Poland, prace nad projektem są zaawansowane. Zamroziliśmy stylistykę pojazdu, potwierdziliśmy wszystkie parametry techniczne tego pojazdu, rozpoczęliśmy projekty budowania łańcucha dostaw, rozpoczęliśmy już pracę z podstawowymi dostawcami. Ze strony fabryki pozyskaliśmy grunt. Minęło osiem lat od założenia spółki. Jest ten już przestarzały prototyp i plany innego. Fabryki nie ma, ma powstać tutaj na ponad stu hektarach na terenie Jaworznickiego Obszaru Gospodarczego. Budowa ma ruszyć jeszcze w tym kwartale. Wykonawcy nadal nie znaleziono, ale spółka odpowiedzialna za Izerę twierdzi, że zakład ruszy po koniec przyszłego roku. Zaraz potem na rynek mają trafić pierwsze polskie elektryki. Plus projektu to zdaniem ekspertów współpraca z chińskim koncernem Geely. To właściciel takich marek jak Volvo, Lotus i współwłaściciel Smarta. Geely produkuje około 3 milionów pojazdów rocznie, około 30 proc. tego to pojazdy elektryczne. W ogóle w Chinach mamy zarejestrowane 55 proc. globalnego udziału pojazdów elektrycznych, więc to jest taki istotny gracz. Samochodów elektrycznych w Polsce przybywa. W ubiegłym roku po polskich drogach jeździło ponad 57 tysięcy osobowych i użytkowych samochodów elektrycznych. Wezwania dostaną setki tysięcy Polaków. Ro przede wszystkim mężczyźni w wieku 19 lat, ale poszukiwane są także m. in. informatyczki czy tłumaczki. Rusza kwalifikacja wojskowa, potrwa do końca kwietnia. Wszystko, co trzeba wiedzieć, zanim ewentualnie pójdzie się w kamasze, opowie państwu Igor Sokołowski. Armia wzywa. Dostałam wezwanie do kwalifikacji wojskowej dosłownie kilka dni temu. Nie odczuwałam w związku z tym żadnego lęku. Pani Gabriela, studentka ostatniego roku psychologii, spodziewała się listu z armii. Ale ma kilka pytań. Tak naprawdę nie wiem, co się stanie po tej kwalifikacji. Czy jeżeli wybuchnie wojna, to ja jestem zmobilizowana jednak do pójścia do koszar i odbycia służby? Takie pismo otrzymało lub otrzyma prawie ćwierć miliona obywateli. Adresatów wojsko uspokaja. To nie jest pobór do wojska, to nie jest wezwanie na ćwiczenie wojskowe. To jest po prostu wypełnienie obywatelskiego obowiązku. Który pozwoli ocenić nasze predyspozycje do założenia munduru. Wśród profesji, które interesują armię, są między innymi psychologia, informatyka czy weterynaria. Równolegle i niezależnie od kwalifikacji wojsko wzywa na ćwiczenia. Powoływane są na te ćwiczenia osoby z rezerwy pasywnej, które mają uregulowany stosunek do służby wojskowej. Wzywani są między innymi kierowcy autobusów. Jeżeli chodzi o rezerwistów, to takie ćwiczenia odbywają się najczęściej raz do roku. Natomiast jeżeli chodzi o żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, to w zależności od potrzeb dowództwa. A potrzeby są ogromne. Wojska Obrony Terytorialnej to służba dobrowolna. Ochotników nie brakuje, chociaż lekko nie jest. Najcięższe jest to, żeby przystosować się do wojskowego trybu życia. Wstawanie rano, sprzątanie, wychodzenie na zajęcia, które potrafią być męczące. To jest coś, co każdy z nas ma we krwi, a to jest supermiejsce, żeby się tego nauczyć. Zawodowo robię co innego, a czas wolny mogę poświęcić na to, żeby się nauczyć, jak pracować na broni. Rząd nie ukrywa, że ta nauka ma związek z sytuacją za naszą wschodnią granicą. Wszystkie rzeczy przygotowujące nas na wypadek sytuacji najbardziej krytycznej będą z całą stanowczością konsekwentnie prowadzone, będą wzmacniane. Zobaczmy, co jeszcze dzisiaj w programie. Wygrana z nowotworem. Śląska gadka w szkołach i urzędach. Orkiestrowy weekend dobra. Wyjątkowa niedziela przed nami. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra 32. raz. I gdy wydawałoby się, że wszystkie pomocowe rekordy zostały pobite, to państwo udowadniają, że wciąż da się więcej i bardziej. O ostatniej prostej przed wielkim finałem. Ostatnie glansowanie kultowych butów na wielki finał. Te ręcznie szyte glany specjalnie dla Jurka już siódmy raz uszył szewc z Łodzi. Dodatkowe dwie pary trafiły na aukcję. Nie stać nas na serduszko najdroższe, ale możemy w ten sposób pomóc w dobrym celu. W Krakowie na rynku kwestować będą czworonożni Wolontariusze. Koszyki Skarbonki już gotowe. W zeszłym roku krakowskie zwierzaki zebrały ponad osiemdziesiąt tysięcy złotych. W niedzielę II będziecie mogli spotkać 40 psów, będziecie mogli je wyprzytulać, wycałować. Zbiórki, licytacje, koncerty. A każda zebrana złotówka jest przeznaczona na zakupy sprzętów, które na przetargach są kupowane po specjalnych, preferencyjnych cenach. Rośnie kwota tegorocznej zbiórki. Już dziś to ponad trzydzieści siedem milionów. Na aukcji WOŚP można wylicytować wyjątkowe przedmioty, wydarzenia, spotkania z ciekawymi ludźmi. Tych rzeczy jest mnóstwo, sportowe, muzyczne, różnego rodzaju sztuki są do zdobycia. O bezpieczeństwo podczas finału zadba policja. Chcemy być blisko i żebyście państwo zobaczyli, poczuli, że policja to jest wasza policja. Straż miejska też będzie jak zawsze. Między innymi na biegu. Chciałabym zaapelować do wszystkich państwa o życzliwość, o szacunek, o wspieranie siebie nawzajem. Prócz tysiąca siedmiuset sztabów w całej Polsce orkiestra szykuje też setkę na całym świecie. Siema, witamy ze sztabu w Londynie. Witamy w polskiej szkole w Liverpoolu. Po tym finale fundacja kupi sprzęt do diagnozy, leczenia i rehabilitacji płuc. Wiele nowych zakupów zastąpi sprzęt, kupiony przez fundację w poprzednich finałach. To jest never ending story, te inkubatory, pulsoksymetry, kardiomonitory, one jak najlepszy szwajcarski zegarek się zużywają. Trzeba je odnawiać. W tym roku będzie mowa o chorobach płuc, które dziś rozpoznawane są zbyt późno. W ten sposób możemy dotrzeć do milionów pacjentów, którzy mają jakieś być może nikle objawy ze strony układu oddechowego i zaapelować do nich, żeby tego nie lekceważyli. W zeszłym roku fundacja zebrała blisko ćwierć miliarda złotych. Czy w tym roku padnie kolejny rekord? Służby mundurowe, publiczne radio, publiczna telewizja to są rekordy. Droga była kręta i wyjątkowo wymagająca, ale ponieważ bohater jest wyjątkowo dzielny, to i finał jest wyjątkowy. Franio po długiej chemioterapii właśnie skończył leczenie i to pierwsze takie świętowanie w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Z takim przytupem dziewięcioletni Franek kończy leczenie onkologiczne. Wygrał walkę z nowotworem kości. Czas wracać do domu. Z bratem się bawić, z kolegami. Były śpiewy, fanfary, prezenty, a nawet przejażdżka nowoczesnym autem. Jest odwożony niezależnie od tego, gdzie mieszka, a u nas się leczą dzieci z całego kraju. To pierwsza tego typu akcja w polskim szpitalu onkologicznym. Choć są placówki, które z podobną pompą żegnają małych bohaterów. Mają zainstalowany dzwon i to jest oznajmiane. Albo stoi personel i bije brawo. Brawa należą się też Frankowi. Leczenie trwało osiem miesięcy. Pięć chemii do zabiegu, a potem trzynaście. Dla rodziny diagnoza - osteosarcoma - była szokiem. Początki były ciężkie, pierwsza chemia to straszne bóle brzuszka, wymioty, strasznie się czuł. Dom zamienił na szpital. W trudnych chwilach towarzyszyła mu mama. To wymaga przeorganizowania życia nie tylko rodzicowi i dziecka, tylko całej rodzinie, to ma wpływ na rodzeństwo. Dlatego tak ważne jest świętowanie zwycięstwa nad nowotworem. Meta musi być z trofeum, z pompą, z poczuciem, że się udało. To sukces nie tylko Franka, ale i całego personelu. To tak jak bokser, który wygrywa, to nie tylko jest zwycięstwo boksera, ale i całego sztabu. Jego wygrana jest nasza wygraną. Od teraz życie zaczyna dzielić się na dwa etapy. Ten przed chorobą i ten po leczeniu. Trudny okres należy oddzielić grubą kreską. To, co najgorsze, zostawić za sobą, a teraz cieszyć się, że będzie dobrze, i do przodu. Przed Frankiem jeszcze rehabilitacja. Ale jest jeszcze marzenie na resztę życia. Wszystkie badania, żeby były dobrze. Historia choroby Franka zaczęła się właśnie tu. Tu też się kończy. I choć wcześniej były łzy, dziś można płakać tylko ze szczęścia. Bo wychodząc z oddziału onkologicznego z tak zwaną czystą kartą. To tak jakby narodzić się na nowo. Język śląski językiem regionalnym? Do Sejmu trafił właśnie projekt nowelizacji ustawy. Dla sześciuset tysięcy Ślązaczek i Ślązaków to historyczna chwila. Zmiana dałaby m. in. zielone światło dla nauczania śląskiego w szkołach. To jest kamela, a to jest eizel, najtrudniejsze, czyli osioł, a to jest elepfant. Marek Sołtysek kocha język, którym mówili jego rodzice i dziadkowie. Trza znoć ten knif, ten sposób na wkludzanie śląskiej kultury w rzeczywistość. Moja mama prała za to, że nie godoła po ślonsku. W Parlamencie Europejskim, kiedy pierwszy raz użyłem śląskiej godki, to tłumacze nie byli w stanie przetłumaczyć tych kilku prostych zdań na inne języki. Po śląsku można czytać dziś nie tylko Biblię czy bajki dla dzieci, powstają w nim doktoraty i prace naukowe. Wiele poezji powstaje po śląsku i coraz więcej dzieł prozatorskich. I ta proza jest prozą tłumaczoną z literatury światowej. I to język żywy, stąd projekt, by dołączył do jedynego języka regionalnego - kaszubskiego. Mówimy o języku śląskim, o ludziach, którzy od lat dobijają się o to żeby ich język, tożsamość, kultura były uznane. I nauczane, także w szkołach. Zaczną rozumieć swoich dziadków i rodziców, przestanie w domu być takie zastanowienie: "A co powiedziała moja mama, babcia?". To zbliży te wszystkie pokolenia ze sobą i poczują się, że są nie tylko Europejczykami, ale też Polakami i Ślązakami. Najsłynniejszy śląski pisarz Szczepan Twardoch mówi, że takich zmian Ślązacy nie doczekali się ani za Niemca, ani za Czecha. To jest pierwsza sytuacja w historii, kiedy nie tylko państwo polskie, ale jakiekolwiek państwo w sposób oficjalny adresuje rzeczywistość, jaką jest istnienie języka śląskiego. O takiej zmianie Ślązacy marzyli i mówili w swoim języku od pokoleń. Śląsk i jego język kocha cała Polska. W Sejmie kocha go prawa, lewa i środkowa jego część. Pytanie, czy jeśli parlament zatwierdzi ustawę, język śląski polubi także długopis pana prezydenta. Białoruski reżim uderza w osoby posiadające Kartę Polaka. Te zmuszane są do zrzeczenia się dokumentu pod groźbą utraty pracy głównie w urzędach i przedsiębiorstwach państwowych. Tutaj jest napisane: "Prezydent nie zabija swój naród". To często jedyny obraz, jaki pamiętają dzieci przyjeżdżające z Białorusi. Anton Żukau w Polsce mieszka od czterech lat. Kiedy już zaczęły się protesty na Białorusi, zrozumiałem, że sytuacja na Białorusi będzie coraz gorsza, i zacząłem tutaj pomagać swoim rodakom. Pochodzenie pozwoliło mu na otrzymanie Karty Polaka. Dokument m.in. zwalnia z obowiązku posiadania zezwolenia na pracę, ułatwia dostęp do opieki zdrowotnej i pozwala na studiowanie na polskich uczelniach. Posiadanie tego dokumentu grozi restrykcjami takimi jak zwolnienie z pracy czy nękanie. Część osób ukrywa te dokumenty, część mówi, że zgubiła. Przynależność do narodu powinna budzić dumę, na Białorusi rodzi strach. Jeżeli mówić o mojej rodzinie, to sytuacja wygląda tak, że za każdym razem, jak przekraczają granice, to ich pytano, dlaczego mają Kartę Polaka, być może chcą odmówić tej Karty Polaka. W ubiegłym roku Alaksandr Łukaszenka podpisał dekret, który ma zniechęcić Białorusinów do przyjmowania dokumentu potwierdzającego polskie pochodzenie. Reżim wobec Polaków, wobec Litwinów wobec całej Europy, wobec Zachodu to jest po prostu przygotowanie się do kolejnych represji, stworzenie takiego klimatu, takiej narracji, że wszędzie są wrogowie, a wiadomo, że wrogów trzeba niszczyć. Szef departamentu do spraw migracji białoruskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na antenie tamtejszej telewizji publicznej nazwał Kartę Polaka zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Białorusi. Państwo świetnie rozumie zagrożenia i ryzyka z tego wynikające i podejmuje szereg kroków w celu minimalizacji pragnienia otrzymania Karty Polaka przez obywateli Białorusi. Białoruś jest obecnie wielkim więzieniem. Nie jest to wielki ludnościowo kraj, a tam jest 1400 więźniów od roku 2020. W tym m.in. Andrzej Poczobut, który w Białoruskim więzieniu przebywa ponad 34 miesiące. Izrael musi podjąć wszelkie niezbędne środki, by zapobiec ludobójstwu w Strefie Gazy - oświadczył Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. To po wniosku Republiki Południowej Afryki, której władze oskarżyły rząd Netanjahu o akty ludobójstwa. Propalestyńscy aktywiści i proizraelscy protestujący w oczekiwaniu na postanowienie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Oskarżanie o ludobójstwo jest absurdalne. Co powinni byli zrobić? Siedzieć i czekać na następny 7 października? Sąd w Hadze mimo apeli RPA nie nakazał zawieszenia broni. Izrael musi jednak podjąć działania, by zapobiec ludobójstwu w Strefie Gazy. Państwo Izrael przedłoży sądowi sprawozdanie na temat wszystkich środków podjętych w celu wykonania niniejszego postanowienia w ciągu miesiąca. To nie jest ostateczne orzeczenie Trybunału dotyczące tego, czy Izrael narusza konwencję o ludobójstwie czy też nie. To potrwa jeszcze lata, miesiące na pewno długie, a prawdopodobnie lata. Sąd stwierdził też, że Izrael powinien poprawić sytuację humanitarną w Gazie. W Gazie brakuje wody pitnej i żywności. Z powodu zakażeń cierpi już co trzeci mieszkaniec enklawy. Zarządzenia takie jak dzisiaj, które zapadły przed Trybunałem, są wiążące dla Izraela i też warto zaznaczyć, że niektóre ze środków, które zostały zarządzone przez międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, już były wdrażane przez Izrael. Trybunał podkreślił też, że prawo międzynarodowe obowiązuje wszystkie strony konfliktu. Sąd jest poważnie zaniepokojony losem zakładników uprowadzonych 7 października i przetrzymywanych przez Hamas, wzywa do ich natychmiastowego uwolnienia. Szacuje się, że Hamas wciąż przetrzymuje 136 zakładników. Zdefiniowaliśmy cele wojny i one nadal istnieją - obalenie reżimu Hamasu, sprowadzenie wszystkich naszych zakładników do domu i zapewnienie, że Gaza nie stanowi już zagrożenia dla Izraela. Od początku walk w Gazie zginęło już prawie 26 tysięcy osób. Większość ofiar to kobiety i dzieci. Miałem nastawienie, by dobrze się bawić - taki był plan Jana Zielińskiego na Melbourne. I powiedzieć, że wykonał go w stu procentach, to jak nic nie powiedzieć. Bo przy okazji został polskim bohaterem wielkoszlemowego Australian Open - Polak triumfował dziś w finale gry mieszanej. O szczegółach Robert Rzepnikowski. Ta wymiana już zapisała się na kartach historii polskiego tenisa. Jan Zieliński został naszym pierwszym reprezentantem, który wygrał rywalizację mikstów - nie tylko w Australian Open, ale we wszystkich turniejach wielkoszlemowych. Nie przyjechałem tutaj, skupiając się na grze w mikście. Miałem raczej nastawienie, by dobrze się bawić, zobaczyć jak to jest. Gdy zobaczyłem, że Su Wei Sie jest na liście kandydatów, pomyślałem, że to może być najlepsza partnerka, jaką kiedykolwiek miałem. Zgodziła się tego samego dnia. I to połączenie przyniosło znakomite rezultaty. Su Wei Sie to doświadczona deblistka, wielokrotna triumfatorka French Open i Wimbledonu. Reprezentantka Tajwanu może nawet zostać podwójną mistrzynią Australian Open - zagra w finale gry podwójnej. 27-letni Polak na kortach w Melbourne też czuje się świetnie - przed rokiem grał tu w finale męskiego debla. Jan jest bardzo dobrym tenisistą, na linii, przy siatce czy serwisie. Musiałam tylko dobrze wykonać swoją pracę, skupiałam się tylko na tym, by przebić piłkę przez siatkę i zmieścić ją w korcie. On wykonał swoje zadanie, ja wykonałam swoją, myślę, że dobrze nam poszło. To nie tylko wielki sukces dla Jana Zielińskiego, to także wielki dzień dla polskiego tenisa. Zwycięstwo w Australian Open to już dziewiąty polski wielkoszlemowy tytuł. Po to najbardziej prestiżowe turniejowe zwycięstwo sięgało dotąd pięcioro polskich tenisistów i tenisistek. To jest jedna z pierwszych takich wygranych w wypadku Janka, bo dla mnie to jest zawodnik, który będzie w światowej czołówce i będzie grał o takie tytuły coraz częściej. Wygrać turniej Wielkiego Szlema w jakiejkolwiek kategorii to zawsze jest coś. Pewna konsekwencja, w sporcie nic nie przychodzi od razu. Jan Zieliński pnie się do góry od 2021 roku w grze deblowej i krok po kroku był coraz wyżej. A to dopiero początek sezonu, sezonu bardzo ważnego, bo olimpijskiego. Polscy kibice mają za kogo trzymać kciuki - jest Iga Świątek - liderka rankingu WTA. Hubert Hurkacz, czyli ćwierćfinalista tegorocznego Australian Open w singlu mężczyzn i oczywiście Jan Zieliński - triumfator pierwszego w sezonie Wielkiego Szlema. To wszystko na dziś. Już za chwilę rozmowa z gościem. Dziękuję i do zobaczenia.