Polacy nie będą musieli oddawać gazu Niemcom. Nie będzie żadnych działań pod przymusem. Dobry wieczór, Edyta Lewandowska, witam państwa i zapraszam na Wiadomości. A oto co dziś w programie. Jest unijna strategia na walkę z kryzysem na rynku gazu. Ryzyka dotyczącego braku dostaw Polsce nie ma. Wilczy apetyt Komisji Europejskiej jest coraz bardziej ujawniany. Komisja Europejska chce pozbawić Polskę suwerenności. Oni działają bezprawnie, bez moralności. Nie mają w sobie ani prawa moralnego, ani prawa stanowionego. Szykowaliśmy się na przynajmniej metr, półtora metra dłuższe rzuty. Polscy mistrzowie mają apetyt na więcej medali! Postaramy się jeszcze nie raz zadziwić świat i rzucać daleko. Polska nie będzie musiała zmniejszać zużycia gazu z powodu kryzysu energetycznego. Taka decyzja zapadła w Brukseli podczas obrad ministrów odpowiedzialnych za sprawy energii. Nasz kraj został wyłączony z przymusu oszczędzania z powodu dużych ilości zgromadzonego już surowca. Krajowe magazyny gazu są już zapełnione w 99%. W Świnoujściu to już prawie codzienność - kolejny statek z gazem skroplonym dotarł do Polski. Łącznie magazyny gazu w naszym kraju są już zapełnione w 99%. To najwyższy poziom w Unii Europejskiej, a przed zimą zostanie uruchomiony jeszcze gazociąg Baltic Pipe. Dzięki temu, że rząd Prawa i Sprawiedliwości na początku pierwszej kadencji po 2015 podjął decyzję o budowie gazociągu Baltic Pipe, takiego ryzyka dotyczącego braku dostaw w Polsce nie ma. Znacznie gorzej jest w największej gospodarce Unii Europejskiej. Niemcy mają zapełnione magazyny gazu w 66% i nie mają gazoportu. A rosyjski Gazprom właśnie zapowiedział kolejny, rzekomy remont gazociągu Nord Stream 1, co oznacza od środy jeszcze mniej gazu dla Niemiec. Musimy być przygotowani na scenariusz z jeszcze mniejszą ilością rosyjskiego gazu lub że go w pewnym momencie w ogóle nie będzie. Dlatego Komisja Europejska wezwała unijne kraje do wprowadzenia cięć w korzystaniu z gazu od 1 sierpnia. Ostatecznie Polska znalazła się w gronie kilku krajów, które nie muszą wprowadzać oszczędności. Polska nie ma żadnych celów redukcyjnych i to był dla nas cel negocjacyjny tych rozmów, żeby zostały docenione nasze wysiłki na rzecz zapełnienia magazynów, nasze dobrowolne działania na rzecz redukcji, które podjęły poszczególne przedsiębiorstwa. Niemcy próbowali jednocześnie wprowadzić w Unii nakaz dzielenia się gazem z tymi, którzy nie zgromadzili odpowiednich zapasów. Przez lata to jednak Niemcy płacili mniej za rosyjski gaz niż innego unijne kraje i próbowały uzależnić od niego resztę Europy. Dlatego teraz nie ma w Unii zgody co do dzielenia się surowcem z Berlinem. Jak rząd ma odpowiedzieć na niemiecki szantaż odnośnie dzielenia się gazem? Śmiechem. Pewnym jest że nadchodząca zima będzie trudna dla wielu unijnych gospodarek. Zmiana kierunków dostaw surowców wymaga bowiem czasu, a Rosja dodatkowo manipuluje ich cenami na rynkach. To pierwszy globalny kryzys energetyczny. W przeszłości mieliśmy kryzys naftowy w latach 70., ale dotyczył tylko ropy. Teraz mamy problem z ropą, gazem i węglem. Resort klimatu uspokaja jednak, że do zimy uda się zapełnić cały zapas węgla, który do tej pory firmy kupowały na Wschodzie. Jednocześnie Polska cały czas zwiększa swoje bezpieczeństwo energetyczne. Rada ministrów przyjęła właśnie uchwałę w sprawie budowy nowego falochronu i toru wodnego w porcie w Gdańsku. Po to, by mógł tam powstać pływający gazoport. Można już powiedzieć, że na Ukrainie trwa wojna pozycyjna - takiego zdania są dowódcy ukraińskiej armii. Zwracają oni uwagę, że od kilkunastu dni wojska Władimira Putina nie zdobyły żadnych nowych terenów, a linia frontu nie przesunęła się ani na metr. W Kijowie jest nasz korespondent Tomasz Jędruchów. Tomku, czy to oznacza osłabienie agresora, czy raczej przygotowanie do nowego ataku? Jeszcze kilka tygodni temu mówiło się o przerwie operacyjnej oraz o przegrupowaniach rosyjskich wojsk czy przygotowaniu do nowej silniejszej ofensywy. Sytuacja zmieniła się, kiedy na front zaczęła być dostarczana pomoc z Zachodu. W ciągu 2 ostatnich tygodni udało się Ukraińcom zniszczyć 50 składów amunicji. 17 stanowisk dowodzenia. Bomby spadły na Czuhujiw w obwodzie charkowskim. W sumie Czuhujiw został trafiony przez 12 rakiet. Mamy poważne uszkodzenia infrastruktury. Centrum kultury, szkoła, komunikacja ciepłownicza. Ale najbardziej przerażające jest to, że teraz trwają poszukiwania zabitych ludzi. Pamiętam, że usłyszałem huk. Obok mnie spadły dwa duże kawałki gruzu. Leżałem między tymi dwoma kawałkami przez trzy i pół godziny, może cztery. Linia frontu od ok. półtora tygodnia jest dość statyczna. Ukraińcy mają przygotowywać kontrofensywę w obwodzie Chersońskim. W wyzwalanych miejscowościach cały czas odkrywane są kolejne rosyjskie zbrodnie. Są bardzo brutalni i jest dużo gwałtów na kobietach, dzieciach. Atakują suwerenność pokojowego narodu i to zmotywowało mnie do przyjazdu na Ukrainę. Zostawiłem wszystko w moim kraju, aby tu przyjechać. Jak informuje doradca prezydenta Ukrainy do spraw bezpieczeństwa narodowego Ukraińcy całkowicie zniszczyli połowę rosyjskich armii walczących w tej wojnie. Dlatego Kreml desperacko szuka żołnierzy bez konieczności ogłaszania powszechnej mobilizacji. Rekrutuje m.in. więźniów z kolonii karnych oraz obywateli Uzbekistanu, Kirgistanu i Tadżykistanu. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy dotarła także do dokumentów potwierdzających, że Rosja rozpoczęła przygotowania do pseudoreferendum w sprawie aneksji okupowanych terytoriów Ukrainy. Działania i dążenia Rosji we wspólnym oświadczeniu potępiły Komisje Spraw Zagranicznych polskiego Sejmu i niemieckiego Bundestagu. Sytuacja na Ukrainie była także przedmiotem dwudniowych konsultacji prezydentów Polski i Litwy. Nie ulega także Ukraińska armia, która przy międzynarodowym wsparciu wciąż odpiera rosyjskie ataki. Rosjanie przeprowadzili ataki rakietowe na porty w Odessie i Mikołajowie nad Morzem Czarnym. Do pierwszego ostrzału portu handlowego w Odessie doszło zaledwie kilkanaście godzin po podpisaniu w Stambule porozumienia w sprawie eksportu ukraińskiego zboża. Putin wciąż skutecznie szantażuje świat widmem głodu. To nie jest przypadkowy pożar. Rosjanie metodycznie bombardują ukraińskie pola. Tak właśnie wygląda spalone przez orków zboże, którego nie zdążono zebrać z pola. Jesteśmy tuż przy okupowanym terytorium. Stąd do rosyjskich pozycji jest ok. 3 km. Tak teraz wyglądają żniwa na Ukrainie. Miny, ciągły ostrzał, bomby i rakiety. Ataki, których celem jest próba zniszczenia chociażby zapasów żywności, są oczywiście aktem terroryzmu państwowego, bo realizowanego przez państwo. Przez państwo i przez konkretnych ludzi. Mimo to świat wciąż wykazuje dobrą wolę. W piątek w Stambule Turcja i ONZ zawarły z Ukrainą i Rosją porozumienia w sprawie odblokowania eksportu zboża z Ukrainy przez Morze Czarne. Ile warte są umowy z terrorystą, świat przekonał się kilkanaście godzin później, gdy Rosja zbombardowała port handlowy w Odessie. Wygląda na to, że Rosja nie jest zainteresowana rozwiązaniem tego problemu. Jest raczej zainteresowana kolejnymi atakami. Ukraińskie porty są pod ciągłym ostrzałem. Dziś rosyjskie rakiety spadły znów na port w Odessie i port w Mikołajowie. Mimo to Ukraińcy przygotowują się do wznowienia eksportu. Nie mają wyjścia. W ukraińskich magazynach jest ponad 20 mln ton zboża. Im jest wszystko jedno, co stanie się z ludźmi, jak będą cierpieć. Czy z głodu przez blokowanie portów, czy z zimowego chłodu i biedy, czy z powodu okupacji. To wszystko są po prostu różne formy terroru. Od 24 lutego Rosjanie ponad 300 razy zaatakowali obiekty wojskowe i ponad 17 tys. razy uderzyli w obiekty cywilne. Dziś uderzyli w miejscowość Zatoka pod Odessą. Nie było tu ani ukraińskiego wojska, ani nawet zboża, a niewielka wieś i nadmorskie uzdrowisko. Polska armia dostanie więcej nowoczesnych czołgów, a także myśliwców wielozadaniowych. Rząd wzmacnia nie tylko polski przemysł zbrojeniowy, ale także błyskawicznie kontraktuje najnowocześniejszy sprzęt przede wszystkim w USA, ale także w Korei Południowej. Wszystko po to, by wzmacniać bezpieczeństwo Polski w obliczu rosyjskiej agresji. Nowe wielozadaniowe samoloty bojowe dla Sił Zbrojnych RP: F-35. Niewykluczone, że nie tylko będą u nas szybciej niż pierwotnie zakładano, ale też, że będzie ich więcej. Doprowadzimy do przyśpieszenia dostaw zakontraktowanych już F-35. Poza sprzętem z USA jak m.in. właśnie F-35, czołgi Abrams czy systemy rakietowe HIMARS, Polska zakupi także najnowocześniejszy sprzęt z Korei Południowej - lekkie samoloty bojowe FA-50, czołgi K2 i armatohaubice K9. Pierwszy zamówiony sprzęt pojawi się w tym roku, a docelowo produkcja trafi do Polski. Przede wszystkim jest to przeskok cywilizacji, bo kupujemy nową broń, nowej generacji, broń NATO-wską. Kończymy z epoką Układu Warszawskiego całkowicie. Jednocześnie realizowane są zakupy sprzętu z Polski i inwestycje w jego rozwój. Przykładem nowoczesne armatohaubice Krab z Huty Stalowa Wola. Możliwości produkcyjne tego sprzętu są na maksymalnym poziomie. Wykorzystuje go już też z powodzeniem broniąca się przed rosyjską agresją Ukraina, która ma zakontraktowane kolejne egzemplarze. Polskie realizowane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości ogromne inwestycje w wojsko to odpowiedź na rosyjską agresję i atak na Ukrainę. Musimy się dozbroić, zwiększyć liczebność sił zbrojnych - to jest w tej chwili w trakcie i to jest niezbędne. Plus jest też mnóstwo wniosków wynikających z prawdziwej wojny, która toczy się w Europie. Inwestycje i wzrost wydatków na obronność to także odpowiedź na lata zaniedbań z czasów rządów PO-PSL - zmniejszania polskiej armii i braku potrzebnych inwestycji. Potrzeby militarne, takie też obiektywnie opisane, nie wskazują w żadnym wypadku na potrzeby budowy i użytkowania dużych jednostek. Ówczesny premier Donald Tusk stawiał nie tylko na współpracę ze zbrojącą się Rosją, ale i bliskie relacje z Władimirem Putinem. My ze swojej strony z premierem Putinem przypilnujemy, żeby nikt w te tryby piachu nie sypał. Dziś polska armia musi odpowiadać na agresywną polityką Władimira Putina i zwiększać możliwości obronne polskiej armii. Jednocześnie dozbrajamy też broniącą się przed agresją Putina Ukrainę. Sprzęt przekazuje przede wszystkim państwo, ale powstają także publiczne zbiórki. Branżowy portal Defence24 razem z ambasadą Ukrainy w Polsce rozpoczął zbiórkę na zakup polskiej amunicji krążącej WARMATE. To wsparcie dla zaatakowanej Ukrainy, ale też promocja polskiego przemysłu obronnego. Każdy może się dołożyć za pośrednictwem internetowego serwisu zrzutka.pl. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości. Zobaczmy, co jeszcze przed nami. Prokuratura sprawdza, czy politycy Platformy Obywatelskiej kryli molestowanie seksualne. Ogromny pożar w Parku Narodowym Czeska Szwajcaria wymknął się spod kontroli. Ewakuowano turystów i skautów. Strażacy nadal nie są w stanie opanować żywiołu, a władze Czech zwróciły się o pomoc międzynarodową. Na miejsce ruszyli polscy strażacy i policjanci. Dramatyczna walka 400 strażaków z ogniem trwa już prawie 3. dobę. Ewakuowaliśmy 80 osób ze wsi Hrzensko. Zawieźliśmy ich do pobliskiej miejscowości, dostali alternatywne zakwaterowanie. Pożar wybuchł w niedziele rano na północnym zachodzie Czech. Do dziś rozprzestrzenił się na obszarze ok. 300 ha. Zapach dymu był odczuwalny nawet w oddalonej o ponad 100 km Pradze. Jej mieszkańcy dzwonili zaniepokojeni na numery alarmowe. Warunki są naprawdę ekstremalne, a to ze względu na rzeźbę terenu, gdzie skały przeplatają się ze stromymi zboczami. A biorąc pod uwagę, że jest to park narodowy i jest dużo drewna, nie można interweniować w głąb pożaru. By go ugasić, potrzebne są śmigłowce i samoloty, które będą zrzucały wodę. Obiecano nam już pomoc z Polski, jeden śmigłowiec, oraz z Włoch. Te maszyny są w stanie zatankować wodę bezpośrednio z rzeki lub jeziora. Tak właśnie wyposażony jest policyjny Blackhawk, który po południu wystartował z Warszawy w kierunku Czech. Na pokładzie będą nasi policyjni piloci, a śmiem powiedzieć, że to jedni z najlepszych pilotów na świecie posiadający naprawdę niesamowite kompetencje, bo przypomnę, że taki lot ze zbiornikiem, z takim obciążeniem, to jest bardzo wymagający lot. Dwa zbiorniki podwieszane pod śmigłowiec, które mogą pobrać 1500 i 3000 litrów wody, będzie obsługiwać 3 strażaków. Podjęliśmy wyzwanie i pomoc naszym sąsiadom z Czech, bo widzimy, że ten pożar zaczyna być bardzo poważny i zaczyna wymykać się spod kontroli, więc uważamy, że nasza pomoc jest tutaj nieodzowna. Polscy strażacy i policjanci wiedzą, jak radzić sobie z pożarem w tak trudnym terenie jak czeski park narodowy. Ludzie, którzy mają ogromne doświadczenie w tym zakresie, byli na niejednej tego typu misji, w zeszłym roku chociażby w Turcji. Wydatnie pomogą naszym sąsiadom w opanowaniu tego żywiołu. Trwa trzeci dzień pielgrzymki papieża Franciszka do Kanady. Jest to - jak podkreślił sam papież - podróż pokutna za krzywdy, jakich doświadczyli rdzenni mieszkańcy tego kraju ze strony ludzi Kościoła podczas programu przymusowej asymilacji w XIX wieku. Dziś Franciszek odprawił uroczystą mszę świętą na stadionie w Edmonton. Jeszcze dziś Ojciec Święty uda się nad Jezioro Świętej Anny. To miejsce pielgrzymek katolików. Indianie kanadyjscy od wielu pokoleń nazywają je "Jeziorem Boga" lub Jeziorem Ducha". A teraz kolejne kompletnie bezpodstawne warunki stawiane Polsce przez Komisję Europejską ustami jej szefowej. Ursula von der Leyen szantażuje Polskę próbując wymusić kolejne zmiany w prawie. Tym razem, aby jedni sędziowie mogli podważać status innych. To niezgodne z polskim prawem, więc coraz bardziej zasadnym jest pytanie: O co tak naprawdę chodzi Unii Europejskiej? Polska strona wypełnia warunki. Warunki, które postawiła Bruksela i od nich uzależniła wypłatę pieniędzy dla Polaków na walkę ze skutkami pandemii. Tym bardziej dziwi to, co w wywiadzie prasowym powiedziała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Komisja Europejska w ogóle takiej oceny formalnej jeszcze nie dokonała. Mimo to niemiecka szefowa Komisji Europejskiej straszy Polaków: Wilczy apetyt Komisji Europejskiej jest coraz bardziej ujawniany i jedyną odpowiedzią powinna być asertywna, zdecydowana, twarda polityka polskiego rządu. Dla wielu rzeczywistość jest prostsza, niż mogłoby się wydawać: Von der Leyen szuka pretekstu, żeby zablokować Polakom pieniądze. Pani Ursula Von der Leyen mówi, żeby jeden sędzia podważał status innego sędziego. To niezgodne z polskim prawem i szybko mogłoby doprowadzić do totalnego chaosu. I tym samym osłabienia państwa polskiego. No to jest droga wprost do anarchii prawnej. Nawet Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu odmówił kilka miesięcy temu podważenia statusu grupy sędziów w Polsce. Trudno więc doszukać się podstaw do żądań von der Leyen. Chodzi o spętanie Polski. Chodzi o to, żeby Polska nie była suwerennym krajem, żeby była podporządkowana biurokracji brukselskiej i naszym sąsiadom niemieckim. Oni działają bezprawnie, bez moralności. Nie mają w sobie ani prawa moralnego, ani prawa stanowionego, a dzisiaj stolicą moralną Unii jest Polska. To Polska przyjęła największą liczbę uchodźców z zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Mimo to eurokraci nadal blokują unijne pieniądze dla Polaków. A kiedy już popłyną, to i tak mniej o prawie 1,5 mld euro. Bo jak tłumaczy Komisja Europejska, w latach 2020-2021 Polska "doświadczyła mniejszej recesji". Czyli rozwijała się szybciej, niż zakładano. Tu nie chodzi o żadne wartości, praworządność. Tu chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby w Polsce osadzić Donalda Tuska, który będzie wszystkie polecenia realizował. Ursula von der Leyen o Donaldzie Tusku i do Donalda Tuska: Teraz, mój drogi Donaldzie, wrócisz do swojego kraju, aby ponownie chronić wartości. Coraz częściej i coraz głośniej słychać opinie, że to Niemcy przy pomocy brukselskich instytucji próbują układać Europę, mówiąc kolokwialnie, "pod siebie". Te słowa niemieckiego kanclerza nie pozostawiają wątpliwości: Niemcy chcą zlikwidować prawo weta w Unii, które chroni interesy słabszych od nich, ale kilkukrotnie szybciej rozwijających się państw. Szanowni Państwo, Niemcy żadnych przesłanek do tego, żeby Europie przewodzić, nie mają, A przede wszystkim nie mają przesłanek moralnych. Szczególnie teraz, gdy dotychczasowa polityka europejska Niemiec spektakularnie zbankrutowała. Polityka, która przez lata uzależniała Europę od rosyjskich surowców. A to z kolei ogromne pieniądze, które pozwoliły Putinowi na inwazję na Ukrainę. Afera obyczajowa w środowisku polityków Platformy Obywatelskiej zatacza coraz szersze kręgi. O sprawie mogli wiedzieć szefowie partii z Donaldem Tuskiem na czele, ale nikt nie pomógł pani Magdalenie, która jak twierdzi straciła prace, bo nie zgodziła się na seks z dyrektorem gorzowskiego WORD-u - wówczas działaczem PO. Czy w gorzowskim ośrodku ruchu drogowego nadzorowanym przez samorządowców Platformy Obywatelskiej i kierowanym przez działacza tej partii, dochodziło do mobbingu i molestowana seksualnego? Na to pytanie odpowiedzi szuka prokuratura. Za każdym razem był podtekst seksualny, nie było tego powiedziane wprost. W momencie, kiedy kończyła się umowa w grudniu, było to już powiedziane wprost. Praca za seks - taką ofertę, zdaniem poszkodowanej kobiety, złożył jej dyrektor ośrodka ruchu drogowego - wówczas działacz Platformy Obywatelskiej. Odmówiła i trafiła na bruk. W tej sprawie bulwersuje także brak reakcji polityków Platformy Obywatelskiej, do których pani Magdalena zwróciła się z prośbą o pomoc. Nikt nie zadzwonił, nikt nie zainteresował, nikt nic nie robił. Cisza po prostu i ta cisza jest najgorsza. Cisza zawsze boli. Pani Magdalena już w marcu poprosiła o pomoc Krystynę Sibińską, lubuską poseł Platformy Obywatelskiej. Umówiłyśmy się, jak będzie coś widziała, to się ze mną skontaktuje. Jednak nie było żadnego kontaktu od pani Sibińskiej. Jeszcze wychodziłam, mówiłam "do widzenia", to nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Byłam po prosu zlekceważona, czułam się okropnie. Pomimo poważnych zarzutów szef gorzowskiego ośrodka ruchu drogowego Jarosław Śliwiński nawet nie został zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy. Bronią go rządzący w województwie politycy Platformy Obywatelskiej. W przeciwieństwie do PiS-u u nas się nie wydaje poleceń partyjnych, jeśli chodzi o funkcjonowanie w zakładach pracy. Pana dyrektora Śliwińskiego znam od długiego czasu. Tak dyrektora ośrodka broni Marcin Jabłoński - członek zarządu województwa lubuskiego i prominentny polityk Platformy Obywatelskiej. W przeszłości były wiceminister w rządzie Donalda Tuska. Co ciekawe, Marcin Jabłoński w tym roku został uznany za winnego użycia siły i naruszenia nietykalności cielesnej wobec byłego starosty słubickiego. Jabłoński krytykuje także kobietę, która twierdzi, że była molestowana seksualnie. Za to, że po tym, jak nie otrzymała pomocy od polityków Platformy Obywatelskiej, o sprawie opowiedziała dziennikarzom Gazety Lubuskiej. Przypomnijmy: z relacji pani Magdaleny wynika, że poseł Sibińska nie zrobiła nic, żeby jej pomóc. Nawet nie raczyła na mnie spojrzeć, byłam po prosu zlekceważona, czułam się okropnie. Dlaczego nie chce pani z nami rozmawiać? Sprawa jest dosyć bulwersująca, biorąc pod uwagę, że Platforma walczy o prawa kobiet. Po raz kolejny mamy tutaj ujawnioną hipokryzję. Wielokrotnie mogliśmy słyszeć, jak posłanki z PO i lewicy krzyczały hasła w obronie praw kobiet, ale kiedy przychodzi do konkretnej sytuacji, bronić konkretną kobietę molestowaną, nękaną, to wszystkie panie nabrały wody w usta. Już po tym, jak aferę opisały media, sprawą zajęła się marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak z Platformy Obywatelskiej. Pani marszałek bardziej opowiadała o swoich osiągnięciach, o tym jak o prawa kobiet walczy, a tak naprawdę nie interesowała się moją krzywdą. Ale to właśnie za sprawą marszałek Polak, która zna się blisko z Donaldem Tuskiem, afera obyczajowa dotarła na szczyt władzy w Platformie Obywatelskiej. Tak wynika z zapisu spotkania marszałek Polak z panią Magdaleną oraz lubuskim działaczem społecznym Stanisławem Czerczakiem. Poseł Marcin Kierwiński nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy o sprawie poinformował Donalda Tuska i co szefowie partii zrobili, żeby wyjaśnić zarzuty o molestowanie seksualne w Platformie Obywatelskiej. Nie rozmawiam z funkcjonariuszami PiS. Proszę Obajtka pytać o tym, co się dzieje w Lubuskim. Ale dlaczego nie chce pan z nami rozmawiać? Bo jesteście funkcjonariuszami PiS i kłamiecie. Teraz politycy Platformy Obywatelskiej będą musieli odpowiedzieć na pytania prokuratorów. Według Kodeksu postępowania karnego urzędnik, w tym samorządowy, powinien niezwłocznie zawiadomić śledczych lub policję o przestępstwie, o którym się dowiedział. W tym przypadku z zawiadomieniem zwlekano aż 3 miesiące. Nie wykonano obowiązku prawnego. Kilkumiesięczne zaniechanie w tej sprawie, w tak drastycznej społecznie sprawie ewidentnie wskazuje na celowe działanie polityków PO. Prawdopodobnie liczyli na to, że sprawa ucichnie, umrze śmiercią naturalną, między członkami zostanie potraktowana jako wewnętrzna. Co ciekawe, sprawę bardzo powściągliwie komentują politycy Lewicy, którzy walkę o prawa kobiet mają wypisaną na sztandarach. To jest kwestia PO. Nie będziemy się za Platformę Obywatelską wypowiadać. Jako Lewica jesteśmy zawsze przeciwko dyskryminacji. Afera obyczajowa w lubuskiej Platformie Obywatelskiej może mieć kolejne odsłony. Tak wynika z relacji poszkodowanej kobiety. Dyrektor tego ośrodka miał ją informować, że do podobnych relacji, nieformalnych relacji i pracy za seks dochodzi również w innych jednostkach, że to jest pewnego rodzaju norma. Szef Platformy Obywatelskiej do sprawy ciągle się nie odniósł. Trwa nierówna walka z czasem, w której stawką jest życie dwumiesięcznej Zosi z SMA - rdzeniowym zanikiem mięśni. Terapia genowa, która może uratować dziewczynkę, kosztuje ponad 10 mln zł. Rodzina robi wszystko, by zebrać astronomiczną kwotę i zamienić łzy rozpaczy w łzy szczęścia. Kilkanaście dni po porodzie rodzina Zosi odebrała telefon ze szpitala, który wywrócił ich życie do góry nogami. Diagnoza: SMA - rdzeniowy zanik mięśni. Rozpacz, niedowierzanie. Dlaczego my, dlaczego nas to spotkało? Płacz, łzy. Później mobilizacja. Pełna mobilizacja, bo czas goni. Dziewczynka nie ma jeszcze objawów, ale któregoś dnia choroba zacznie postępować. Wielki strach, żeby te objawy się nie pojawiły, żebyśmy zdążyli uzbierać na te terapie genową. Bo to dla Zosi jedyna szansa na życie, które w tym przypadku ma cenę ponad 10 mln zł, bo tyle kosztuje "najdroższy lek świata". Wystarczy jedna dawka, by dramat się skończył. Na razie dziewczynka dostaje lek, który spowalnia chorobę. Zosia przyjmuje teraz refundowany lek, zastrzyki do kanału kręgowego. Ona ten lek będzie musiała przyjmować do końca życia. Ale by żyć, Zosia potrzebuje terapii genowej. Rodzina, przyjaciele i ludzie dobrej woli włączyli się w walkę o życie dziewczynki. Zbieramy w każdym możliwym kącie. Pod kościołami, na festynach. Różne zbiórki. Włączyli się też piłkarze. Włączyć może się każdy z nas. Zbiórka prowadzona jest przez portal siepomaga. Ogromna kwota, ale i ogromna nadzieja. To jest kwota niewyobrażalna, niewyobrażalna. Zbieramy, szukamy. Mamy nadzieję, że się to uda. Choroba u Zosi została wykryta bardzo wcześnie dzięki badaniom przesiewowym w kierunku SMA. Badania od niedawna refundowane są w całej Polsce. Objawy występują w różnym wieku, a choroba ma przebieg bardzo szybki, postępujący, więc w związku z tym istotne jest wychwycenie jej jak najwcześniej po urodzeniu. Dlatego bliscy dziewczynki liczą na ludzi o wielkich sercach. Zosia musi wyzdrowieć, żeby uzbierać na nią dużo pieniążków, żeby dalej było dobrze. Ostatnia grupa polskich lekkoatletów, która rywalizowała na mistrzostwach świata w Eugene, utknęła na lotnisku w Seattle i do kraju zamiast dziś wróci jutro. Autograf pięciokrotnego mistrza świata to bezcenna pamiątka. Paweł Fajdek jak nikt ma receptę na wygrywanie. Daleko ponad 80 metrów. W Eugene po raz piąty z rzędu zdobył złoty medal pobijając przy tym o centymetr swój własny rekord mistrzostw świata. Tak naprawdę ja jestem zawiedziony swoim rezultatem. Szykowaliśmy się na przynajmniej metr, półtora metra dalsze rzuty. Zadowolony ze swojej postawy jest srebrny medalista w rzucie młotem Wojciech Nowicki. Aktualny mistrz olimpijski i mistrz Europy jest przekonany, że to nie koniec bratobójczego pojedynku. Myślę, że jeszcze postaramy się nie raz zadziwić świat i rzucać daleko. W Eugene świat zadziwiła ona: Katarzyna Zdziebło, dwukrotnie zdobywając srebrny medal w chodzie na 20 i 35 km. Dziś miała być już w Polsce, ale z powodu problemów z lotami do kraju wróci jutro. Z każdej edycji mistrzostw na kolejne o te medale jest coraz trudniej, coraz bardziej trzeba o nie walczyć.