Rada w Pałacu. Prezydent chce odpytać rząd. Weto za wetem. Cztery weta na początek prezydentury Karola Nawrockiego. Zdrada narodowa. Prezes PiS ostrzega Konfederację. "19.30". Zbigniew Łuczyński. Dobry wieczór. Rada Gabinetowa, czyli forum współpracy władzy wykonawczej, zbierze się już jutro. To ważne pierwsze takie spotkanie prezydenta Karola Nawrockiego z premierem i ministrami. Rządzący podzielą się z głową państwa informacjami m.in. na temat budżetu, ważnych inwestycji czy planowanych działań mających chronić polskie rolnictwo. Czy kompetencje prezydenta i premiera dadzą się pogodzić? To będzie pierwsze spotkanie nowego prezydenta z rządem. Sygnały pierwsze są bardzo źle. Te weta pokazują, że tu nie ma woli współpracy, tylko jest nastawienie na konfrontację z rządem. Radę Gabinetową tworzy rząd, który obraduje pod przewodnictwem prezydenta. I to on decyduje o tym, jakie tematy będą poruszane. Niepokoi nas duży deficyt budżetowy i informowanie opinii publicznej o braku środków na realizację kolejnych projektów. To będzie główny temat podjęty podczas rozmów jutro na Radzie Gabinetowej. Kwestia stanu budżetu państwa to nie jedyny temat. Karol Nawrocki będzie także odpytywał rząd z inwestycji CPK czy budowy elektorowi jądrowych. Na agendzie także temat ochrony polskiego rolnictwa. Prezydent realizuje politykę PiS. Chce być prezydentem, Sejmem i rządem, a więc wszystkim w jednym. Tak się nie da. Rządzący mówią wprost: to element ofensywy politycznej wymierzonej przeciwko rządowi. I wskazują też na tematy, których Nawrocki nie przewidział. M.in. to, że Polski w Białym Domu na spotkaniu europejskich przywódców zabrakło. Dlatego premier wraz z ministrami temat polityki międzynarodowej będą chcieli poruszyć przy prezydencie Nawrockim. Zgodnie z konstytucją to Rada Ministrów odpowiada za politykę wewnętrzną i zagraniczną. Oczywiście my mamy swoje rzeczy do przedstawienia. Cel jutrzejszego spotkania dla rządu jest jeden. Wytłumaczenie i przedstawienie, wyprowadzenie z błędu pana prezydenta w sprawach choćby inwestycji, bo powstają wielkie inwestycje infrastrukturalne, które są naszym udziałem. W tym m.in. Centralny Port Komunikacyjny. Dziś w tej sprawie rząd przyjął projekt ustawy. Zakłada on możliwość wypłaty zaliczek w wysokości do 85% odszkodowania osobom wywłaszczanym na potrzeby budowy lotniska. Przepisy, które stają po stornie obywateli. Projekt jest kontynuowany, ale tu chodzi o przyśpieszenie procedury odszkodowawczej. Rada Gabinetowa będzie składała się z dwóch części: jawnej i tajnej. I tu wraca temat szefa BBN. Sławomir Cenckiewicz według rządzących nie ma dostępu do tajnych dokumentów. Nikt poważny nie będzie przekazywał żadnych ważnych informacji w obecności ludzi, którzy nie są do tego upoważnieni. W posiedzeniu Rady będą brali udział ci przedstawiciele Kancelarii Prezydenta, którzy odpowiadają za tematy, które na agendzie posiedzenia Rady. Rady, na której prezydent może walczyć o silne przywództwo w państwie. Nie mam wątpliwości, że będzie burzliwie. Kto wygra ten pojedynek w Pałacu? To nie będzie pojedynek, który ktokolwiek ma wygrać, bo liczy się, i to nie jest kwestia górnolotności słów, interes Rzeczpospolitej, ktoś, kto jest normalny. Pierwsza Rada Gabinetowa z udziałem prezydenta Karola Nawrockiego odbędzie się jutro w Pałacu Prezydenckim o 9.00. Plan zakłada 3 godziny dyskusji o Polsce. Dyskusji ponad podziałami. Ale to tylko plan. 3 tygodnie prezydentury i już 4 weta. Jedna z niepodpisanych przez prezydenta Karola Nawrockiego ustaw to nowelizacja ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. I właśnie to weto odbija się szerokim echem nie tylko w Polsce. Warto przyjrzeć się liczbom. W Polsce żyje 1,5 mln Ukraińców. Świadczenie 800+ dla ukraińskich dzieci to niecałe 3 mld zł, ale wkład Ukraińców w nasz budżet to ponad 15 mld. To fakty. Po wecie rodzi się też wiele pytań. To już nie jest zwykłe weto. To liberum veto. To jeden z ostrzejszych komentarzy do prezydenckiego weta ustawy o pomocy Ukraińcom. Sprawa polskiego bezpieczeństwa rozgrywa się na Ukrainie. Kto tego nie rozumie, to nie ma zielonego pojęcia o polityce bezpieczeństwa. W wyniku weta od października pobyt prawie miliona ukraińskich uchodźców w Polsce będzie nielegalny. Naprawdę byli w wielkim szoku, bo oni nie rozumieją i nie wiedzą, co oni mają dalej robić. Zawetowana ustawa wydłużała pobyt do marca, zgodnie z unijnymi wytycznymi. Teraz piłeczka jest po stronie rządu, by merytorycznie rząd ocenił projekt prezydenta i by projekt jak najszybciej trafił pod obrady parlamentu. Rząd nie zamierza piłeczki przyjmować. Zapowiada po sejmowych wakacjach własny projekt. Równolegle pójdzie także z bardzo poważną regulacją dotyczącą kwestii uregulowania świadczeń społecznych wobec wszystkich obcokrajowców w Polsce. Obecnie 800+ przysługuje na uczące się w Polsce ukraińskie dzieci. A właśnie to świadczenie było głównym powodem prezydenckiego weta. Po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy. 800+ tylko dla pracujących Ukraińców, przyznanie obywatelstwa wydłużone z 3 do 10 lat, 5 lat więzienia za nielegalne przekroczenie granicy, kary za propagowanie banderyzmu. Karol Nawrocki chce, by 800+ pobierali tylko pracujący Ukraińcy. Wydłuża też przyznawanie obywatelstwa do 10 lat, Nie może być tak, że niepracujący Ukraińcy otrzymują 800+ na dzieci, a dodatkowo korzystają bezpłatnie z opieki medycznej. To pieniądze dla dzieci i to nie one odpowiadają za to, czy ich mama pracuje. Grzmi ministra rodziny. 800+ to pieniądze dla i na dzieci. Dzieci, które nie odpowiadają za to, czy ich mama ma pracę, czy właśnie ją straciła, czy opiekuje się chorą babcią albo noworodkiem. 90% Ukraińców, którzy pobierają 800+, pracuje, przynosi podatki. Ukraińcy generują prawie 3% polskiego PKB. Z ich podatków do polskiego budżetu trafiło ponad 15 mld zł. Ponad 80% uchodźców wojennych z Ukrainy jest aktywnych zawodowo, czyli poszukuje pracy albo pracuje. Jest to jeden z najwyższych wskaźników w krajach OECD. Minister cyfryzacji alarmuje, że weto oznacza też wstrzymanie finansowania Starlinków, które zapewniały łączność w Ukrainie. Nie wyobrażam sobie lepszego prezentu dla wojsk Putina niż odcięcie Ukrainy od Internetu, o czym właśnie zadecydował prezydent. Weto prezydenta chętnie podchwyciła prasa na Kremlu, która pisze: "nie dla nazistów i darmozjadów", "sprowadzenie na ziemię bezczelnych gości z Ukrainy", których nazywa też banderowcami. Niektórzy się wpisują w rosyjski scenariusz i rosyjską propagandę. A tak na te zarzuty odpowiada Pałac Prezydencki. Prezydent Karol Nawrocki jest osobą ściganą przez władze Federacji Rosyjskiej za likwidację sowieckich obiektów propagandowych. Rządzący przypominają byłym ministrom w rządzie PiS, co robili i mówili zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. Ku pamięci. Pierwszą ustawę o pomocy Ukraińcom prezentował Paweł Szefernaker. Blisko 80% osób rozumie to, że pomoc Ukrainie, także ta humanitarna, to jest inwestycja w bezpieczeństwo Polski i Polaków. Teraz szef gabinetu prezydenta mówi, że były to przepisy na pierwsze miesiące wojny. Nie mają już w dłuższej perspektywie racji bytu. Dziś mija 1279. dzień rosyjskiej agresji na Ukrainę. A teraz weto numer 3 - do ustawy deregulacyjnej w energetyce. Nie będzie prostszych rachunków za prąd ani fotowoltaiki bez zezwolenia do 500 kilowatów, ani instalacji OZE bez koncesji do 5 megawatów, które na własne potrzeby mogłyby budować firmy. Takich rozwiązań domagali się sami przedsiębiorcy, o których z troską wypowiada się nowy prezydent. Gaj Oławski na Dolnym Śląsku. W tym miejscu prąd wytwarza się i z wiatru, i ze słońca. Korzysta z niego pobliska fabryka sprzętu medycznego. Instalacja nie przeszkadza w uprawach. A nawet pomaga, bo gromadzi deszczówkę do podlewania. Tymi patentami lokalnie dzielimy się po to, żeby mając dobrą praktykę, można się było tak zrealizować, żeby każdy mógł sobie taką instalację wykonać sam. Pod warunkiem że jest niewielka. Na budowę większych wymagana jest koncesja. Procedury trwają latami. Miało być prościej. Ustawa, którą dostałem na biurko... Ale prezydent zawetował ustawę o deregulacji w energetyce. To uzasadnienie od szefa jego kancelarii. Znowu rząd próbuje w ramach instalacji OZE dopuścić do swego rodzaju samowolki. To znaczy bez zezwolenia budować instalacje OZE do 5 megawat. Wetowanie ustaw przez prezydenta oznacza, że nie wejdą w życie rozwiązania, które były potrzebne ludziom. Ustawa deregulacyjna dawała zielone światło do budowy instalacji OZE o większej niż dotychczas mocy bez koncesji. Pozwalała też na budowę fotowoltaiki o większej mocy na własny użytek bez zezwolenia, tylko na zgłoszenie. Przepisy upraszczały też rachunki za prąd i komunikację z firmami energetycznymi. Przepisy dotyczące deregulacji w energetyce - niekontrowersyjne, a takie, które wspierają polski przemysł, przemysł energochłonny, przemysł ciężki, polskich przedsiębiorców, zostały zawetowane. Fatalna decyzja. I zaskakująca. Za deregulacją w energetyce była Wanda Buk, od kilku dni doradczyni prezydenta Karola Nawrockiego. Niedawno mówiła tak. Należy zrównać te progi do poziomu 50 MW, skracając procesy administracyjne dla wytwórców OZE i tym samym ułatwiając w Polsce dalszą transformację energetyczną. Transformacja energetyczna polskich przedsiębiorstw bez ułatwień potrwa dłużej. Na razie jedziemy ciągle na hamulcu ręcznym, tym razem prezydenta. I to bardzo trudna sytuacja. Prezydent codziennie wstaje i codziennie wetuje. Karol Nawrocki od początku kadencji zawetował 4 ustawy. Dwie dotyczą odnawialnych źródeł energii. Musimy zrobić wszystko, żeby faktycznie móc realizować plan taniej energii w Polsce i inwestować w odnawialne źródła energii, które pan Nawrocki blokuje. Na co zanosiło się od dawna. Karol Nawrocki już w trakcie kampanii wyborczej powtarzał, że polska energetyka powinna być oparta o atom i... Czarne polskie złoto. Po wyborach zdania nie zmienia. Polska stoi węglem i prezydent stoi na stanowisku, że to powinno stanowić podstawowe źródło zasilania. Według wyliczeń ekspertów - najdroższe. Polskie górnictwo węgla kamiennego to studnia bez dna. Bo my co godzinę dopłacamy do niego 1 mln zł, w skali roku to 9 mld, w ramach tylko pomocy publicznej. Rząd zapowiada, że ustawy energetyczne przygotuje jeszcze raz. To jest "19:30" we wtorek 26 sierpnia, a dziś jeszcze... Szturm migrantów, ranny żołnierz. Żołnierz doznał poparzenia lewej ręki. To jest wojna hybrydowa. Winda serc widzów TVP. Dołożymy do tej zbiórki. Słowo "dziękuję" to zdecydowanie za mało. Jarosław Kaczyński kreśli możliwe scenariusze dotyczące rządu, który miałby powstać po wyborach. I mówi o możliwej "zdradzie narodowej", mając na myśli hipotetyczną koalicję Konfederacji z PO. Takie kategoryczne opinie prezes PiS wypowiada w czasie, gdy prezydent wetuje jedna za drugą ustawy rządowe, a jego sprzeciw jest po myśli Konfederacji. O szukaniu drogi do rządzenia - Mateusz Dolatowski. Mamy ludzi bardzo sprawdzonych. Najpierw pochwała kadr PiS-u, wychwalanie Mateusz Morawieckiego. On się naprawdę zna na ekonomii. Później zestawienie jego kompetencji ze Sławomirem Mentzenem i takie pytanie. Mentzen ma być premierem? Nie. Śmiechom na sali nie było końca, ale nie wszystkim udzieliła się atmosfera. Panie Jarku, już dość, już dość pan napsuł w Polsce. Rządy PiS-u były skrajnie szkodliwe i dlatego Jarosław Kaczyński stracił władzę. Na spotkaniu z wyborcami w Gdańsku Jarosław Kaczyński już zapowiada, jak oceni Konfederację, jeśli nie pójdą w kierunku, który on uważa za słuszny. Jeżeli pójdą do Platformy i będą tworzyć z nią koalicję, to znaczy, że znajdą się po stornie antypolskiej i antypatriotycznej, po stronie czegoś, co można spokojnie nazwać zdradą narodową. Jarosław Kaczyński gra na dwóch fortepianach. Z jednej strony wśród własnego elektoratu podsyca niepewność, że Mentzen i Bosak mogą zdradzić, z drugiej podkreśla to, co łączy ich z Konfederacją, puszczając oko do jej sympatyków. Jest taki wierszyk. Kto PiS-u dotyka, ten znika. A jak Jarosław Kaczyński kogoś przytula, to nie po to, żeby ukochać, tylko żeby udusić. Bo wystarczy rzut na ten sondaż dla WP, który pokazuje, że rosnąca w siłę Konfederacja staje się zagrożeniem dla PiS. Plan Kaczyńskiego jest jasny: przed porozumieniem z Konfederacją najpierw jej osłabienie i walka o prawicowego wyborcę. Stąd takie wypowiedzi nie powinny dziwić. Jeżeli po wyborach okaże się, że od Konfederacji zależy przyszły rząd, my wybierzemy sobie takiego koalicjanta, który jak najwięcej naszego programu zrealizuje. Być może będzie to PiS, być może to będzie PO. Być może to będzie inna partia. Od dłuższego czasu określenie relacji PiS-u z Konfederacją jako chłodnych to grube niedopowiedzenie. Najważniejsza jest dzisiaj sprawa Konfederacji. Po tej propozycji, którą prezes PiS-u dumnie nazwał "Deklaracją Polską"... Nie zamierzam jej podpisywać. ...i czarnej polewce ze strony Konfederacji między politykami doszło do słownej bitki na odległość. Kaczyński to prawdziwy gangster polityczny. Zachowuje się jak rozwydrzony bachor. Tak obecnie wyglądają relacje między PiS a Konfederacją. Znacznie lepiej układa się natomiast współpraca Konfederacji z nowym prezydentem. Bo po wetach Karola Nawrockiego, najpierw ustawy wiatrakowej, a później ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, najgłośniej brawa biją politycy Konfederacji. W wielu działaniach bliżej jest Karolowi Nawrockiemu do działań Konfederacji niż do tego, co realizował PiS przez 8 lat. Taka postawa Karola Nawrockiego to bardzo niekorzystny scenariusz dla Jarosława Kaczyńskiego i całego PiS-u - słyszymy w Sejmie. Będzie trochę na kursie kolizyjnym, bo Kaczyński chciałby zjeść Konfederację, a Nawrocki będzie ją podlewał. Daje im paliwo? Będzie tworzył im warunki cieplarniane. Karol Nawrocki chciałby być prezydentem prawicy i skrajnej prawicy, ale prezydent jest całego narodu. A nie tylko wybranej grupy wyborców. Atak Izraela na szpital w Strefie Gazy. Najpierw w budynek uderzyła jedna rakieta, a niedługo po pierwszym wybuchu, gdy na miejscu pojawiły się już ekipy ratunkowe, a także dziennikarze, m.in. Agencji Reutera, w szpital uderzyła kolejna. Wśród co najmniej 20 ofiar są dziennikarze. Ci, którzy próbują relacjonować to, co dzieje się w Strefie Gazy, sami, coraz częściej padają ofiarą krwawego odwetu Izraela. Pierwszy zginął operator pracujący dla Agencji Reutera. Został trafiony izraelskim pociskiem. To jego sprzęt. Kiedy na miejscu zjawili się ratownicy i inni dziennikarze próbujący pomóc ofiarom, Izraelczycy uderzyli po raz drugi. Dokładnie w to samo miejsce. Oddziały izraelskich sił przeprowadziły uderzenie w rejonie szpitala Naser w Chan Junis. Jesteśmy świadomi doniesień, że ucierpieli cywile, w tym dziennikarze. Słowa rzecznika izraelskiej armii opisują ten bezpośredni atak na najważniejszą placówkę medyczną na południu Strefy Gazy. Bombardowanie zarejestrowała też kamera przed głównym wejściem do szpitala. Zginęło w nim 20 osób. Wśród nich - pięcioro dziennikarzy pracujących dla światowych mediów. Agencji Reutera, Associated Press czy telewizji Al-Dżazira. Dla premiera Izraela był to po prostu wypadek. Izrael wyraża głębokie ubolewanie z powodu tragicznego wypadku, do którego doszło w szpitalu Naser w Strefie Gazy. Izrael ceni pracę dziennikarzy, personelu medycznego i wszystkich cywilów. Władze wojskowe prowadzą dokładne śledztwo. To według stacji CNN wykazało, że na dachu szpitala żołnierze zauważyli kamerę, która według armii była wykorzystywana przez Hamas do obserwowania jej działań. Dowództwo wydało zgodę na jej zniszczenie. Kiedy to się skończy? Gdzie jest granica? Dlaczego społeczność międzynarodowa jest tak nieobecna? Musimy usłyszeć silne głosy i pociągnąć Izrael do odpowiedzialności. Prezydent Francji nazwał ataki niedopuszczalnymi. Szef MSZ Wielkiej Brytanii napisał, że jest nimi przerażony. A MSZ Niemiec - że jest zszokowane. ONZ mówi zaś o uciszaniu ostatnich pozostałych na miejscu głosów informujących o dzieciach cicho umierających z głodu. Donald Trump, jak twierdzi, o zabiciu dziennikarzy nic nie wiedział. - Kiedy to się stało? - W nocy. Nie wiedziałem. Pański komentarz? Czy zamierza pan porozmawiać z premierem Netanjahu? Nie jestem z tego zadowolony. Nie chcę tego oglądać. Musimy w końcu zakończyć ten koszmar. W Strefie Gazy od początku wojny w izraelskich atakach zginęło już ponad 200 dziennikarzy. Nigdzie dotąd nie zabito tylu. Żołnierz Zgrupowania Zadaniowego Podlasie ranny podczas starcia z agresywnymi osobami usiłującymi sforsować granicę w miejscowości Czeremcha w Podlaskiem. Żandarmeria Wojskowa prowadzi wyjaśnienia, a ranny żołnierz trafił do szpitala. W okolicy miejscowości Czeremcha około 20.00 grupa nielegalnych migrantów próbowała siłą przedostać się przez graniczną zaporę. Byli agresywni. Żołnierze starali się udaremnić to przekroczenie. Jednocześnie ująć te osoby, którym już się udało przekroczyć granicę. W działaniu żołnierzy stosowali środki przymusu bezpośredniego. I to właśnie jeden z tych środków, granat hukowo-błyskowy, eksplodował w ręku jednego z żołnierzy. Żołnierzowi została udzielona pomoc przedmedyczna bezpośrednio w czasie działania. Wezwana pomoc medyczna przetransportowała niezwłocznie żołnierza do szpitala w Białymstoku. Jest pod opieką specjalistów. Okoliczności zdarzenia wyjaśnia Żandarmeria Wojskowa. Ataki na granicy wyszkolonych często bandytów, którzy atakują polskich żołnierzy i funkcjonariuszy, ma miejsce każdego dnia. Prób nielegalnego forsowania tej granicy jest nawet po kilkaset dziennie. To element wojny hybrydowej - mówi minister obrony. Bo nie ma naturalnego szlaku migracyjnego z Północnej Afryki przez Białoruś. To zapraszanie do siebie, do Białorusi, po to, żeby później przygotowywać i wysyłać na granicę polsko-białoruską, białorusko-litewską czy granicę z Łotwą. Nasze służby na granicy muszą być gotowe na jeszcze więcej takich prób - mówił o tym wczoraj szef MSWiA. Na pewno w najbliższych dniach i tygodniach będziemy świadkami zwiększonej presji migracyjnej. Wojna hybrydowa prowadzona przez Rosję objawiła się dotąd na wiele sposobów. W atakach na polską granicę, w aktach sabotażu, w działaniach zakłócających GPS nad Morzem Bałtyckim, w przecinaniu kabli po dnie Morza Bałtyckiego, w naruszaniu przestrzeni polskiej i sojuszniczej. We wrześniu rosyjskie i białoruskie wojska będą wspólnie ćwiczyć na manewrach Zapad-2025. To też może się wiązać z większym prawdopodobieństwem prowokacji. Głupota i bezczelność. Tak o zachowaniu turystów mówią pracownicy Karkonoskiego Parku Narodowego. Takie słowa cisną się na usta po tym, gdy ogląda się osoby, które zdecydowały się raczyć alkoholem, siedząc nad przepaścią poza szlakiem turystycznym. Na głupotę nie ma lekarstwa, a groźba wysokich mandatów nie odstrasza. Widok na pierwszy rzut oka malowniczy, ale kiedy się przyjrzeć, trudno uwierzyć własnym oczom. Dwóch mężczyzn pijących alkohol siedzi nad urwiskiem w Kotle Małego Stawu w Karkonoszach. Ten obraz ratownicy GOPR komentują krótko. Trzeba to ocenić negatywnie. Podchodzenie bliskie do takich urwisk, przepaści, zwłaszcza po alkoholu, może skończyć się tragicznie. Skalę niebezpieczeństwa pokazują te zdjęcia zrobione przez Karkonoski Park Narodowy. Z góry widok piękny, ale z dołu widać, że jeden mały błąd może skończyć się upadkiem z kilkudziesięciu metrów. Ktoś się osunie, za chwilę trzeba wysyłać ratownika GOPR, musi podejmować działania. Dla pracowników Karkonoskiego Parku Narodowego, którzy na co dzień dbają o to, żeby zadowolić turystów i jednocześnie zachować w nienaruszonym stanie tutejszą wyjątkową przyrodę, to widok i straszny, i smutny. To nie jest miejsce, w które zapraszamy turystów, w tym miejscu akurat rosną gatunki te najbardziej chronione, na tych półkach skalnych. Rocznie te tereny odwiedza prawie 2,5 mln turystów, dlatego ważne jest, żeby każdy pamiętał o tym, że w górach bezpieczeństwo zależy głównie od nas samych. Okres wakacyjny jest czasem, kiedy zgłoszeń jest bardzo wiele. W tym sezonie GOPR pomógł już przeszło 200 osobom, a od początku roku interwencji potrzebowało prawie 550 osób. To o 10% więcej niż przed rokiem. Wiele szlaków może pozornie wydawać się bezpieczne, ale jeżeli będziemy podchodzić do nich nierozważnie, to łatwa wycieczka, może przerodzić się w tragedię. Przykładów nieodpowiedzialnych zachowań można zobaczyć każdego dnia. Ale dzisiaj były osoby na wrzosowiskach siedzące w okolicach Małego Stawu. Wchodzą turyści w takie niebezpieczne miejsca i niszczą przyrodę. Za niszczenie przyrody, wychodzenie poza szlak i niestosowanie się do zasad tutejszego regulaminu od początku wakacji mandaty dostało sto osób, dla kolejnego tysiąca spotkanie ze Strażą Parku skończyło się pouczeniem. Pani Iwona Wójtowicz znów ma powód do uśmiechu. Po latach udręki, gdy mieszkanie niepełnosprawnej kobiety było jej więzieniem, wiele na to wskazuje, że to się zmieni, a wszystko dzięki reakcji przyjaciół, sąsiadów i państwa, naszych widzów, którzy zdecydowali się wesprzeć budowę windy, która stanie się drzwiami do wolności dla pani Iwony. To jeszcze marzenie, ale za chwilę stanie się rzeczywistością. Pani Iwona po latach starań doczeka się windy. Odzyskam swoją wolność, bez ograniczeń czasowych, bez lęku, że nie zdążę, a sąsiad jeden czy drugi wyjedzie. Pani Iwona zachorowała, gdy miała 10 lat. Powikłania po grypie doprowadziły do reumatoidalnego zapalenia stawów. Przez lata po schodach znosił ją tata, gdy zmarł, robiła to mama. Teraz jej zdrowie już na to nie pozwala. Wszystko zmieni się dzięki zewnętrznej windzie. Mamy projekt już praktycznie ku końcowi. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to winda może stanąć w ciągu 2 miesięcy. Gdy 2 dni temu opowiedzieliśmy historię pani Iwony w "19:30", ten cel był jeszcze daleko. Teraz to już oficjalna informacja. Winda powstanie dzięki internetowej zbiórce i wsparciu Fundacji TVP. Obiecujemy i deklarujemy, dołożymy do tej zbiórki, żeby się udało tę windę zrobić. Przepraszam za te łzy, ale to są łzy szczęścia, wdzięczności za każdą złotówkę. Winda da pani Iwonie nie tylko wolność, ale także poczucie bezpieczeństwa. Wyślizgnęłam się podczas sadzania na wózek i niestety skończyło się to 13 szwami. Ale potrzeb jest więcej. Kobieta potrzebuje rehabilitacji i nowego środka transportu. Tu jest wielki problem z włączeniem tego wózka. Czasami trzeba z 15 minut męczyć się. Dlatego sąsiedzi robią, co mogą. W pomoc dla pani Iwony angażują się wszyscy. Sprzedawałyśmy ciasto pod kościołem. Panie z koła gospodyń wiejskich, wszystkie wioski chciały się udzielać. Do tego licytacje fantów, a nawet wspólna gimnastyka. Każdy z nominowanych do wyzwania wpłacał pieniądze na zbiórkę. Za dziesiątą pompką nie miałem siły, ale prosiłem Boga, żebym zrobił, bo to wszystko dla pani Iwonki. A ten uśmiech to dla wszystkich najlepsza nagroda. "Nasza Solidarność. A to nam się udało" - to piękne i optymistyczne hasło towarzyszyło plebiscytowi, który będzie rozstrzygnięty już w najbliższy czwartek, podczas koncertu, jakiego jeszcze nie było. Największe polskie gwiazdy wystąpią na terenie dawnej Stoczni Gdańskiej. 45 wydarzeń na 45-lecie Solidarności. Które napawają nas największą dumą? Jakie postaci miały największy wpływ na nasze życie? I wreszcie, kogo wybrali państwo w plebiscycie? Odpowiedzi poznamy w czwartek, podczas wyjątkowego koncertu w Europejskim Centrum Solidarności. Repertuar nawiąże do zwycięzców plebiscytu, a piosenki, które usłyszymy, będą muzycznym komentarzem do najważniejszych momentów ostatnich 45 lat. To były czasy, kiedy ścigaliśmy się na ulicach z ZOMO-wcami. To były czasy, kiedy wiele problemów mieliśmy w realizacji własnych potrzeb. Stąd się wziął "Kawałek podłogi". Na scenie artyści różnych pokoleń - od Dody, przez Perfect, Justynę Steczkowską, Edytę Górniak, aż po Mery Spolsky. Organizatorzy chcą też przypomnieć wolnościowe dziedzictwo 4,5 dekady. Wydarzenie jest bezpłatne. W końcu to nasze wspólne święto. Zaproszeni są wszyscy. Najbliższy czwartek, 28 sierpnia, start o 20.00. Koncert odbędzie się na terenie dawnej Stoczni Gdańskiej, przy legendarnym dźwigu M3. Wyjątkowy koncert. Koncert, który będzie taką lekcją historii, bo oprócz fantastycznych wykonawców, fantastycznych piosenek przypomnimy sobie też te wydarzenia, z których jesteśmy najbardziej dumni. Spośród 45 propozycji wybraliście państwo 10 wydarzeń, które trwale zapisały się w historii, oddając niemal 90 tys. głosów. Wiadomo tylko, że w czołówce znalazły się m.in. wejście Polski do NATO czy Nagroda Nobla dla Lecha Wałęsy. Dla jednych najważniejszy jest telefon komórkowy, dla innych sukcesy Igi Świątek, ale też małyszomania, a dla jeszcze innych Polak w kosmosie. Klucz to solidarność. Bo "Nie ma wolności bez solidarności". I to przesłanie wybrzmi szczególnie mocno. Wolność wymaga wspólnoty i pamięci. Kończymy "19.30". Za chwilę Pytanie Dnia, gościem Marka Czyża będzie wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer. O 22.45 także Rozmowy Nocą - dziś o pracy migrantów. Do zobaczenia.