Nowe posiedzenie Sejmu możliwe 13 listopada - mówi prezydent po konsultacjach z przedstawicielami zwycięskich w wyborach ugrupowań. Marta Kielczyk, dobry wieczór państwu. Zaczynamy główne wydanie Wiadomości. Pan prezydent jest odporny na wszelkie presje. Kieruje się wyłącznie przepisami konstytucji. Dwóch poważnych kandydatów na premiera i termin 1. posiedzenia nowego Sejmu. 13 listopada, czyli dokładnie dzień przypadający następnego dnia po niedzieli 12 listopada, kiedy to kadencja się kończy. To jest oczywiście niedopuszczalny szantaż. Polski premier w Brukseli o unijnym szantażu pieniędzmi z KPO. Byłoby potwierdzeniem politycznego zaangażowania Komisji w wybory w Polsce. Pół cytryny, sól, pieprz ziołowy i wtedy ta zupa ma taki dobry smak. Jest piękna i smaczna. Dynia to niekwestionowana królowa jesieni. Powieszona na ścianie może praktycznie rok wytrzymać w suchym miejscu. Jest dwóch poważanych kandydatów na premiera i dwie grupy polityczne, które twierdzą, że mają większość parlamentarną - mówi prezydent po dwudniowych konsultacjach z przedstawicielami wszystkich partii, które znajdą się w nowym Sejmie. Nie zdecydował jeszcze, komu powierzy misję tworzenia rządu, ale podał datę 1. posiedzenia Sejmu. Za niecałe 3 tygodnie ślubowanie złożą na nim nowi posłowie. Dziś odebrali zaświadczenia. Kto stanie na czele nowego rządu? Prezydent wybierze jednego z dwóch kandydatów. PiS proponuje Mateusza Morawieckiego. KO, Trzecia Droga i Lewica - Donalda Tuska. Opozycja na pytanie o skład ewentualnego rządu odpowiedzieć nie potrafi. Nie ma umowy koalicyjnej w tej chwili, i w związku z tym nie można jeszcze odpowiedzialnie podać konkretnych osób, które będą przedstawiane jako kandydaci na ministrów. Nie ma nazwisk, jest za to presja na prezydenta, aby jak najszybciej desygnował na premiera Donalda Tuska. Dobrze by było nie przedłużać tego procesu. Żeby nie marnował ani sekundy więcej naszego czasu. Koniec kombinowania. Pan prezydent jest odporny na wszelkie presje. Kieruje się wyłącznie przepisami konstytucji, ustaw oraz interesem Polski i obywateli. A Konstytucja mówi jasno. Prezydent zwołuje 1. posiedzenie nowego Sejmu w ciągu 30 dni od wyborów. Wtedy dotychczasowy rząd składa dymisję. Wstępnie zaplanowałem jako termin 1. posiedzenia Sejmu poniedziałek, 13 listopada, czyli dokładnie dzień przypadający następnego dnia po niedzieli 12 listopada, kiedy to kadencja się kończy. W ciągu kolejnych 14 dni prezydent wskazuje kandydata na premiera i przyjmuje od niego oraz nowych ministrów przysięgę. Nowy premier ma kolejne 2 tygodnie na wygłoszenie expose i uzyskanie wotum zaufania. Zgodnie z demokratycznym zwyczajem misję tworzenia rządu otrzymuje kandydat partii, która uzyskała najwięcej głosów w wyborach. W tym przypadku to PiS. Podobnie jak choćby w 2005 r., kiedy to Tusk przyznawał... Prezydent - ktokolwiek by nim był dzisiaj - powinien zrobić dokładnie to, co należy do dobrego obyczaju, także już w Polsce, czyli zlecić misję tworzenia rządu szefowi zwycięskiej partii. Zwyczaj nie wynika z konstytucji, jest niepisany, ale jest logiczny. No, wygrali wybory. Jeśli nowy rząd uzyska wotum zaufania, procedura kończy się. Jeżeli nie - rusza od nowa. Tym razem jednak to większość sejmowa wskazuje nowego premiera. Ma on dwa tygodnie na stworzenie rządu, a prezydent ma obowiązek ten rząd zaprzysiąc. Potem znów expose i głosowanie nad wotum zaufania. Gdyby jednak i w drugim kroku nie udało się wyłonić rządu, inicjatywa wraca do prezydenta i znów to on wskazuje kandydata na premiera. Tym razem jednak do wotum zaufania wystarczy zwykła większość, czyli więcej głosów za niż przeciw. Brak powodzenia w 3. kroku oznaczałby nowe wybory. Wojna na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie to główne tematy rozpoczętego w Brukseli unijnego szczytu. Polski premier podtrzymuje weto wobec paktu migracyjnego. Mówi też stanowcze "nie" w sprawie zielonego światła dla zmiany unijnych traktatów. Premier Mateusz Morawiecki w Brukseli mówi 2 razy "nie". "Nie" dla forsowanego przez Unię przymusowego przesiedlania imigrantów do Polski. Twarde weto. A także "nie" dla zmian traktatowych, które mogą drastycznie ograniczyć suwerenność Polski. Chcemy, aby o podatkach decydowali ludzie z Brukseli, ludzie z Paryża, z Amsterdamu? Chcemy, żeby o uzbrojeniu polskiej armii, o polskim bezpieczeństwie decydował ktoś z Brukseli? Na te pytania musi odpowiedzieć także przyszły polski rząd. Bo maszyna już ruszyła. Wczorajsze głosowanie w europarlamencie to pierwszy krok do zmiany unijnych traktatów. Idziemy w kierunku całkowitego podporządkowania się UE. I to w kluczowych dziedzinach funkcjonowania państwa. Polityka obronna, zagraniczna, bezpieczeństwo, podatki. Podatki, które według nowej koncepcji, miałyby być ujednolicone w całej Unii. Niemców i Francuzów denerwuje to, że w Polsce są niższe podatki niż tam, w związku z tym nasza gospodarka potrafi być konkurencyjna. Teraz przestanie być konkurencyjna. Brak możliwości prowadzenia własnej polityki zagranicznej będzie oznaczał de facto podporzadkowanie się polityce Berlina, który jeszcze niedawno realizował z Moskwą wspólne interesy. Wojna na Ukrainie tylko przypomniała, że gospodarczo Niemcy wspierali dyktaturę Putina. Jak by to było, gdyby Polska nie mogła prowadzić innej polityki zagranicznej względem Ukrainy niż Niemcy? Ukrainy dzisiaj by nie było. Takich przykładów można by mnożyć setki. Bez prawa weta, bez własnej dyplomacji, polityki obronnej, a nawet podatkowej. Czym zatem będą państwa członkowskie po zmianie traktatów? Będziemy po prostu terenem zarządzanym z zewnątrz, nie żadnym państwem, chociaż pozory państwa, cały ten teatr demokratyczny pozostanie. Rola państw członkowskich jest redukowana do roli landów czy województw. Takiego porównania można by użyć. Polska opozycja, która zamierza utworzyć rząd pod przewodnictwem Tuska, tym zmianom nie mówi "nie". To nie jest etap, żeby mówić: za czy przeciw. Na razie są rozmowy, dyskusje, debaty. A obóz PiS nie ma wątpliwości, że jeśli Tusk utworzy rząd, zgodzi się zarówno na zmianę traktatów, jak i na relokację imigrantów. Z całą pewnością ulegnie presji płynącej z Brukseli, bo tutaj bardzo wiele sił politycznych naciska na to, żeby ten pakt przyjąć jak najszybciej. A to oznaczać będzie otwarcie polskich granic dla nielegalnych islamskich imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Premier w Brukseli także o niedopuszczalnym unijnym szantażu w sprawie KPO. Tak Mateusz Morawiecki dzień po wizycie lidera KO komentuje zmiany ustawowe, które miały być konieczne, żeby popłynęły fundusze, a mogą okazać się niekonieczne, gdyby doszło do zmiany rządu. Już niemal 1,5 roku Polacy czekają na pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. A one nam się po prostu należą. To ciekawa zmiana narracji. Bo wcześniej, gdy środki na KPO stanowiły polityczny bat na niemiły Brukseli rząd w Polsce, Tusk nie protestował. Milczał, gdy w Brukseli padały takie słowa. Współautorzy tych rozwiązań zaczynają się ujawniać - z dumą. Z dumą odnotowuję, że w tym czasie nasze wspólne mądre działanie wprowadziło m.in. na poziomie europejskim zasadę warunkowości "pieniądze za praworządność". Duma z szantażu wobec własnego państwa to nowa, choć wyjątkowo przykra jakość. I przyznanie, że od początku pieniądze były politycznym narzędziem. Mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier. Dziś Ursula von der Leyen może chcieć nagrodzić Tuska za dobry wynik wyborczy i odblokować pieniądze. Bardzo interesujące, dlatego że to byłoby potwierdzeniem politycznego zaangażowania Komisji w wybory w Polsce. A więc złamała swoją podstawową zasadę bycia apolityczną. To jest oczywiście niedopuszczalny szantaż. Jeśli zaś środki pozostaną zablokowane, a Komisja nadal będzie mataczyć, otrzymamy dowód, że Tusk od początku oszukiwał Polaków i mamił ich ogromnymi pieniędzmi. To jednak mało prawdopodobny scenariusz. Dlatego resztki czasu, jakie zostały Komisji Europejskiej do manipulowania sprawą... Pieniądze mogą przepaść. A jeśli pan prezydent uważa, że potrzebuje dużo więcej czasu... Ja muszę tylko cierpliwie czekać. ...Tusk wykorzystuje do presji na prezydenta, by to jego powołał na premiera. Na dodatek słychać z Brukseli, że kamienie milowe, jakie miała spełnić Polska, stały się nagle nieaktualne. Jeszcze rok temu Tusk twierdził, że bez zakończenia procesu legislacyjnego w sprawie ustaw sądowych nic z tego nie będzie. Będziemy mieli dokument, ale pieniądze będą czekały w Brukseli. Dziś mówi już tak. Nie będzie potrzebne zakończenie procesu legislacyjnego. Sam projekt wystarczy? Nie będzie potrzebne zakończenie procesu legislacyjnego. To nie będzie raczej cud Tuska, ale hołd Tuska, który jedzie do Brukseli powiedzieć: "od dziś będziemy wykonywali wszystkie polecenia bez mrugnięcia okiem". Nieważne, czy dobre czy złe dla Polski. Ponieważ dalsze blokowanie pieniędzy z KPO może zagrozić realizacji programu w całej Unii, środki w końcu i tak muszą zostać wypłacone. Zakaz handlu w niedziele obowiązuje od 5 lat. Ale już wkrótce ograniczenia w takiej formie mogą przejść do historii, jeżeli zrealizowane zostaną przedwyborcze obietnice partii aspirujących do stworzenia rządu. Jednak i tu między ewentualnymi koalicjantami pojawia się kość niezgody. Ja jestem przeciwna otwieraniu w niedziele marketów. Jasno deklaruje pani Nina, która w handlu pracuje od wielu lat. Pracują tam kobiety, młode matki i one mają rodziny. Niech chociaż tę jedną niedzielę z mężem i dziećmi spędzą, a nie cały tydzień pracować. Pomysłem powrotu do pracy w niedziele oburzona jest też Karolina Torchała. Ja np. nie zgodzę się, żeby pracować w niedziele. Przedtem pracowałam, zanim tutaj trafiłam, to pracowałam w niedziele i nie jest to fajne. Ustawa wprowadzająca stopniowy zakaz handlu w niedziele weszła w życie w 2018 r. Dzisiaj jedynie w 7 niedziel w roku sklepy są otwarte. To jest najlepsza rzecz, jaka spotkała pracowników handlu w ostatnich latach. Wprowadziła jasne i klarowne przepisy dające tym ludziom możliwość odpoczynku. Ale nad tymi ludźmi zawisło widmo zapowiedzi obecnej opozycji. Nie będziemy wam mówić, co macie robić z waszymi niedzielami. Uwolnimy handel w dwie niedziele w miesiącu. Pytamy posłów KO już po wyborach. - To jest w naszym programie. - Co jest w programie? W programie jest przywrócenie wolnych niedziel, z zapewnieniem 2 weekendów wolnych od pracy. Jeżeli będą jakieś zmiany, to nie będą powodowały straty dla pracowników. Jaka jest pani opinia na ten temat? Nie powinno być zakazu handlu w niedziele. Nie powinno być? Pracownicy powinni wrócić? Pracownicy powinni zarabiać dużo więcej. A kto to zapewni? A co na to potencjalni koalicjanci? Uważam, że to rozwiązanie ma poparcie u pracowników handlu, jako takie powinno zostać. Czyli zostaną utrzymane wolne niedziele? Takie jest stanowisko Razem. Moje osobiste stanowisko jest takie, że należy utrzymać zakaz handlu w niedziele. Co z zakazem handlu w niedziele? Zostanie utrzymany? Zobaczymy. A jaka jest pana opinia na ten temat? Będę ją miał za dwa dni. - A teraz pan nie ma opinii? - Mam. Jak widać, spory chcących tworzyć przyszły rząd trwają w najlepsze. Tym, którzy proponują, żeby znieść zakaz handlu w niedziele, proponuję, żeby popracowali w niedziele w marketach i sklepach. Może wtedy odczują ciężar nie tylko swoich decyzji, ale i ciężkiej pracy. W głównym wydaniu Wiadomości za chwilę o aferze wizowej w Niemczech, ale też... Kto popiera postulaty rolników, a kto nie? Czystki, rozliczenia i kneblowanie ust, czyli list dziennikarzy w obronie mediów. Korupcja przy wydawaniu wiz dla obcokrajowców w ambasadzie Niemiec w Bejrucie. Takie zarzuty stawia dyplomatom pochodzący z Syrii burmistrz jednego z niemieckich miast. Politycy domagają się wyjaśnień od rządu federalnego. Dla prowadzącego i gości w studio to był szok. Spotkania były faktycznie sprzedawane. To niewyobrażalne! W publicznej niemieckiej telewizji pochodzący z Syrii burmistrz miasteczka Ostelsheim ujawnił, że w ambasadzie Niemiec w Bejrucie trzeba płacić haracz za spotkanie z przedstawicielem Berlina w sprawie wydania wizy. Mój młodszy brat musiał zapłacić 400 euro za spotkanie. A więc dla kogoś, kto się z takich pieniędzy utrzymuje... Za spotkanie w ambasadzie Niemiec? Tak, za spotkanie w ambasadzie Niemiec. Ostatecznie brat burmistrza wizy i tak nie dostał. Do procederu ma dochodzić od czasu wielkiej fali migracyjnej w 2015 r. Jest to gigantyczny skandal i przekażemy to odpowiednim służbom. Według niemieckiego polityka w umawianiu spotkań w ambasadzie biorą udział prywatne biura, a terminy są sprzedawane. Tajemnicą poliszynela jest to, że aby uzyskać niemiecką wizę, szczególnie w krajach trzeciego świata, trzeba umówić się z konsulem, a taka wizyta do umówienia jest bardzo trudna, co tworzy zjawisko korupcjogenne. To absolutny skandal - mówią polskie władze. Afera wizowa w ambasadzie w Libanie może być tylko częścią większego problemu Niemiec - przyznają eksperci. Intensyfikacja tego zjawiska, jeśli chodzi o nielegalne przyznawanie wiz imigrantom, to będzie się zwiększało, ponieważ liczba imigrantów napływających do Europy się zwiększa. Politycy CDU zażądali wyjaśnień od rządu w Berlinie, czy przy wydawaniu niemieckich wiz doszło do korupcji. Niemiecki rząd przyjął projekt zaostrzenia polityki migracyjnej. Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie procedur deportacji nielegalnych imigrantów. Ma być prościej i szybciej. W ubiegłym roku do Niemiec wjechało nielegalnie ponad 85 tys. osób, wydalono niespełna 7 tys. Deportacja to słowo odmieniane w Europie Zachodniej przez wszystkie przypadki. To pokłosie skandalu w Belgii po ataku terrorystycznym. Ponad rok temu wniosek o ekstradycję 45-letniego imigranta złożyła Tunezja. Sprawa jednak utknęła w sądzie, a zamiast wydalenia Tunezyjczyk przeprowadził atak, w którym zginęło dwóch kibiców piłki nożnej. Właściwy sędzia nie podjął działań w związku z wnioskiem o ekstradycję, pozostał on nierozstrzygnięty. To błąd indywidualny, to poważny błąd, niedopuszczalny. Według szacunków w UE przebywają ponad 4 mln nielegalnych migrantów. W grupie 4-milionowej jest dostatecznie dużo, niech to będzie parę tysięcy, niech to będzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy stanowią zagrożenie, i to jest potencjał na tyle wielki, że kraj może zapłonąć. Większość jest poza nadzorem jakiegokolwiek systemu prawnego. Tworzą komuny, gangi, trudnią się handlem narkotykami i pospolitymi przestępstwami, jak kradzieże, pobicia i włamania. Niemcy chcą zmiany przynajmniej w podejściu do kwestii deportacji. Władze mają mieć większe uprawnienia, by wydalać potencjalnie niebezpiecznych ludzi. Problem w tym, że w myśl przepisów prawa najpierw trzeba udowodnić, że stanowią zagrożenie. To są bardzo często bandyci, którzy przybywają tylko po to, żeby brać zasiłek, żeby korzystać z dobrobytu UE, ale sami nawet nie chcą przyłożyć ręki, aby ten dobrobyt budować. W ubiegłym tygodniu Niemcy deportowały 21 nielegalnych migrantów do Tunezji. Problem w tym, że do kraju od stycznia przybyło 90 tys. takich ludzi. Po drugie, na co już zwracają uwagę komentatorzy, deportowani do Tunezji za kilka tygodni mogą wrócić przez jedną z włoskich wysp i unijny system relokacji. Liczba ofiar konfliktu na Bliskim Wschodzie przekroczyła 7,5 tys. Według izraelskich sił Hamas wykorzystuje cywilów jako żywe tarcze i nie pozwala im na ewakuację. Izrael kontynuuje ataki na palestyńską enklawę i niszczy pozycje Hamasu. Izraelskie czołgi wjechały do palestyńskiej enklawy nocą. To największa taka operacja od początku wojny i kolejny etap przygotowań do pełnoskalowej inwazji lądowej. Jesteśmy w trakcie wojny o nasze istnienie. Mamy 2 cele: unicestwić Hamas i zniszczyć jego zdolności bojowe oraz zrobić wszystko, co możliwe, aby zakładnicy wrócili do domu. W rękach Hamasu wciąż jest ponad 220 osób. Trwa też ustalanie tożsamości ofiar. W tych kontenerach na identyfikację czekają jeszcze dziesiątki ofiar Hamasu. Ale każdego dnia tutaj, do bazy pod Tel Awiwem, docierają kolejne szczątki. Zespół śledczych, lekarzy, stomatologów i wolontariuszy pracuje nad przywracaniem tożsamości ofiarom przez całą dobę, ale proces identyfikacji zwłok trwa długo ze względu na ich stan. Mamy tu czaszki, ręce, a nawet prochy z tylko małymi kawałkami kości. Robimy, co możemy, żeby ich zidentyfikować. Jak przyznają śledczy, takiego okrucieństwa nie widzieli nigdy. Otworzyliśmy torbę, było w niej śliczne niemowlę. Zaczęliśmy zastanawiać się, jak zginęło, i nie znaleźliśmy śladu po kuli. Znaleźliśmy za to ślad po podeszwie buta na jego gardle. W Izraelu wciąż wielu nie wie, co się stało z ich bliskimi. Moi przyjaciele mieli czworo dzieci, dwoje zostało zamordowanych, a pozostałe przeżyły tylko dlatego, że rodzice przykryli je swoimi ciałami, sami zginęli. W ataku na Izrael zginęło 1400 osób. Obława w amerykańskim stanie Maine, po tym jak 40-letni mężczyzna strzelał do przypadkowych ludzi w restauracji i kręgielni w mieście Lewiston. Od tego zaczynamy krótki przegląd pozostałych wiadomości ze świata. W obławie uczestniczą setki policjantów. Mężczyzna zabił łącznie według niektórych doniesień nawet 22 osoby. Prawie 60 zostało rannych i przebywa w szpitalach. Policja poszukuje obecnie Roberta R. Carda z Bowdoin. Jest uzbrojony i niebezpieczny. Służby zaapelowały do mieszkańców, by ci pozostali w domach i nie próbowali zatrzymać mężczyzny na własną rękę. Sprawca jest byłym żołnierzem i instruktorem strzelectwa. Słowacja zawiesza pomoc wojskową dla Kijowa. Nowy premier stwierdził, że po 1,5 roku wojny Rosja ma większe zdobycze terytorialne niż Ukraina. Robert Fico nie popiera też członkostwa Ukrainy w NATO i sankcji przeciwko Rosji, dopóki nie pozna analiz dotyczących konsekwencji ich wprowadzenia. Zapewnia jednak o dalszym wsparciu humanitarnym Ukraińców. 12 narodowych reprezentacji walczyło w Chorwacji o tytuł mistrza świata w zbieraniu oliwek. Zawody kolejny już raz wygrali gospodarze, którzy ze stuletniego gaju uzbierali ponad 48 kg oliwek. A teraz o interesach polskich rolników i jasnych deklaracjach w sprawie rozwoju wsi. 12 postulatów największych organizacji związkowych popierają politycy PiS, Konfederacji i PSL. Odmienną wizję rolnictwa mają pozostałe ugrupowania chcące stworzyć koalicję rządzącą. Rolnicza dwunastka - dla wielu to cenna inicjatywa na rzecz rozwoju polskiej wsi. Jest tam parę ważnych punktów, które muszą być wprowadzone, głównie 9. punkt. Dotyczący interwencyjnego odbioru zwierząt, którego miałyby dokonywać tylko upoważnione instytucje państwowe. Teraz dokonują tego organizacje określające się jako społeczne i prozwierzęce. Do tego typu działania powinny być upoważnione wyłącznie instytucje państwowe. Nie żadne firmy zewnętrzne świadczące usługi. Rolniczą dwunastkę przygotowały dwie największe organizacje rolnicze: OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych oraz NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność". Poparli ją politycy PiS i Konfederacji. Głosy poparcia płyną także z PSL. To jest naprawdę ważny obszar i każdy z klubu PSL pod tą dwunastką bez problemu się podpisze. Problem pojawia się po stronie być może przyszłych koalicjantów PSL. Część rzeczy jest do realizacji, część jest długofalowo... To nie jest rzecz do zrobienia od razu. Część po prostu ucieka od konkretnych odpowiedzi związanych z rolnictwem. Trzeba zakazać hodowli zwierząt futerkowych. Tak czy nie? Do tematu trzeba podejść szeroko. Teraz zobaczymy, czy zależy im na interesie rolników, czy zależy im na interesie swoim, osobistym. Dziennikarze we wspólnym liście o zagrożeniu wolności słowa i mediów alarmują o planowanym ataku opozycji na Radę Mediów Narodowych i Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. O demokracji po polsku. Posłowie dopiero odbierają zaświadczenia o wyborze, trwają rozmowy koalicyjne. Ale dla PO już teraz najważniejsze jest przejęcie mediów. Pierwszy najważniejszy plan, nagrywamy bo tu pan jest z TVP, to odpolitycznienie mediów publicznych. Najważniejszy plan... Poseł Tomczyk po chwili zdradza: celem są dziennikarze. To pan będzie decydował, kto jest dziennikarzem, a kto nie, a może Donald Tusk. Widzowie, kontrola społeczna decyduje, na pewno nie partia. Ale nie jest tajemnicą, że politycy PO mają już gotowe listy z nazwiskami dziennikarzy, których chcą się pozbyć. Oni nawiązują do tradycji komunistycznych weryfikacji dziennikarzy w stanie wojennym. Wtedy wyrzucono z pracy 10% dziennikarzy. Te nagonki na dziennikarzy, zapowiadanie tego typu czystek, publikowanie list z nazwiskami osób, które koniecznie trzeba wyrzucić, to jest absolutnie naganne. O analogii do głębokiej komuny i metod Jaruzelskiego poseł Lubnauer rozmawiać nie bardzo ma ochotę. My tylko dziennikarzom odpowiadamy. Ja jestem dziennikarzem od 18 lat. Pan chyba żartuje. I wszystko jasne: telewizja - owszem, ale nie taka. Wolą, żeby był jeden tylko sygnał telewizyjny z TVN-u i jeden sygnał prasowy z "Gazety Wyborczej", jeden sygnał, jeśli chodzi o Internet - Onet. Wolność słowa jest zagrożona jak nigdy wcześniej. Ostrzegają o tym w liście polscy dziennikarze. I apelują do wszystkich Polaków o zdecydowany opór. Pluralizm jest wtedy, kiedy każdy mówi to, co uważa, że powinien powiedzieć. Kiedy wszyscy mówią to samo, to jest reżim. Ale Donald Tusk, który ma ambicję stanąć na czele rządu, niedawno groził. Po wygraniu wyborów, po utworzeniu rządu, nie trzeba będzie zmienić żadnej ustawy, nie będę musiał czekać na żaden podpis prezydenta Dudy, z dnia na dzień wy odzyskacie media publiczne. Czyli ich partia. Z tych propozycji, które w tej chwili składa opozycja, żadna nie jest legalna. Ponieważ pan Donald Tusk lubi haratać w gałę, to powiem krótko: czasem sędzia wyciąga czerwoną kartkę, za to wyciągnie na pewno. Wybory nie kończą kadencji Rady Mediów Narodowych i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To samo środowisko dziennikarskie przypomina konkretne komentarze przekraczające granice. A dotyczyły nawet głowy państwa. Już wskazują na podobną tendencję wobec obecnego prezydenta, gdyby doszło do kohabitacji. Przez lata udowadniał, że był politycznym wizjonerem. Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę. Te słowa, dziś tak aktualne, nigdy nie były na rękę Donaldowi Tuskowi. Przestrzegałbym wszystkich przed nadmierną nadpobudliwością, jeśli chodzi o niektóre inicjatywy i wypowiedzi. Ówczesny rząd i jego sojusznicy starali się eliminować prezydenta z życia politycznego. Zarówno utrudniając zagraniczne podróże... Obecność prezydenta na posiedzeniu Rady albo uniemożliwia, albo co najmniej ogranicza możliwość prezentowania przez rząd stanowiska. ...jak i podważając jego autorytet. Prezydent Lech Kaczyński źle się czuje w garniturze prezydenta. On się źle czuje, on nie lubi tej funkcji. Były kłamstwa i przekraczanie granic przyzwoitości. Kancelaria prezydenta kupiła 120 butelek wódki, 56 butelek whiskey i 94 butelki koniaku. Manipulowano na potęgę. Przykładem rok 2008 i mecz Polska - Austria. Media zarzuciły Lechowi Kaczyńskiemu, że nie zna barw narodowych. Błacha sprawa okazała się totalna manipulacją. Groteskowe zarzuty przeplatały się z tymi pozornie poważnymi. W 2009 w pożarze hotelu w Kamieniu Pomorskim zginęły 23 osoby. Chciałem wyrazić swoje ogromne współczucie rodzinom ofiar. Prezydent ogłosił 3-dniową żałobę narodową. Nawet wtedy spotkał się z falą krytyki. Z mojego punktu widzenia, osobistego - przegiął. Takich przykładów można mnożyć bez liku. Lech Kaczyński jednak nigdy nie ugiął się pod ich naporem. Dziś na podobne ataki narażony może być Andrzej Duda, jako polityczny uczeń i spadkobierca Lecha Kaczyńskiego. Jest królową jesieni, można z niej zrobić zupę, ale też przystroić dom. Właśnie teraz jest najlepszy czas na dynię. Jej popularność wzrasta z roku na rok, a niektórzy potrafią zrobić z niej nawet łódź. To zawody wioślarskie w Belgii. Z pozoru wyglądają dosyć zwyczajnie. Z pozoru, bo tu nie pływa się kajakami czy łodziami. Tu pływa się w dyniach. Dynie przygotowujemy rano. Później trzeba tylko do nich wskoczyć i wiosłować o życie. Jako Dyniowe Społeczeństwo co roku organizujemy specjalne regaty na dyniach. Po co to robimy? Żeby pokazać wszystkim, że z dyni można zrobić naprawdę dużo fajnych rzeczy. Pewnie, że można. Np. pożywną zupę. Prawie 1 kg dyni, do tego cebula, marchewka i dwa ziemniaki to przepis na sukces, czyli w tym wypadku zupę dyniową według Marii Mańki. I do tego jeszcze imbir, pół cytryny, sól, pieprz ziołowy i wtedy ta zupa ma taki dobry smak. Dynia smaczna, ale problematyczna. Mimo że zalicza się do owoców, w kulturze mocno zakorzeniła się jako warzywo. Większość dyń waży kilka kilogramów, ale są takie większe... Zdecydowanie większe. Ta najcięższa na świecie ważyła 1247 kg. Jako że najlepsza, to i nazwana po najlepszym - Michael Jordan. I jakkolwiek by to brzmiało, Michael Jordan waży tyle, co duży samochód albo samica hipopotama. Z takiej gigantycznej dyni można by zrobić 1600 ciast lub jakieś 5 tys. porcji kremu. Smacznego. To jest dynia około 10-kilowa. Czyli mniej więcej 120 razy lżejsza od rekordzistki. Ale na farmie Krzysztofa Chojnackiego dyń tyle, że w sumie ważą ponad tonę. Tyle że nie wszystkie są jadalne. - Ale to jest dynia? - Tak. - A nie wygląda. - Typowo ozdobna, niejadalna. Powieszona na ścianie, może praktycznie rok wytrzymać w suchym miejscu. Zastosowań, jak widać, dużo. A przy okazji radość też ogromna. Gościem Wiadomości za chwilę będzie minister ds. UE. Rozmowa z Brukseli w TVP Info. W Wiadomościach to wszystko, dziękuję za uwagę i do zobaczenia.