Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, ale już i czas powrotów ze świąt. Marta Kielczyk, witam i zapraszam na główne wydanie "Wiadomości". Te dwa elementy naszego życia, radość początku i koniec naszego życia. W drugim dniu świąt wspomnienie pierwszego męczennika Świętego Szczepana. Pokazuje każdemu z nas, że tajemnica wcielenia łączy się z tajemnicą odkupienia. Ciepły, otwarty mądry, a przy tym - należy o tym pamiętać i dodać - niezwykle odważny. Aktor, reżyser, założyciel Teatru Kamienica. Nie żyje Emilian Kamiński. Dziękuję ci, Emilian, że byłeś wierny tym ideałom przez całe życie. Bezbronne ofiary wojennego piekła. Każdy dom rozwalony, nikogo już tam nie było, zostały same psy i koty. Drugiego dnia świąt wierni Kościoła katolickiego wspominają św. Szczepana - pierwszego męczennika za wiarę. W naszej polskiej tradycji to także czas odwiedzin bliskich, składania świątecznych i noworocznych życzeń i wspólnego kolędowania. Na ulicach wspólne kolędowanie, w domach składanie życzeń i dobrze spędzony czas. Byliśmy w kościółku, teraz ciastka, kawa. Polecamy. Taka atmosfera rodzinna, sielska, domowa. I tutaj nagle leje nam się krew i mamy czerwony kolor szat liturgicznych. Bo drugi dzień świąt Bożego Narodzenia to wspomnienie pierwszego męczennika - św. Szczepana, który, przyznając się do wiary w Chrystusa i nawracając swoich rodaków, został ukamienowany. Te 2 elementy naszego życia, radość początku i koniec naszego życia, one są jakoś wpisane w historię każdego z nas. Świadkiem śmierci Szczepana był Szaweł, który po nawróceniu przyjął imię Paweł, stając się orędownikiem Chrystusa. Nie przez przypadek Kościół katolicki dzień po dniu mówi o narodzeniu i śmierci. Chrześcijaństwo nam podpowiada, że skoro każda kołyska jest zapowiedzą grobu, to każdy grób jest zapowiedzią kołyski - odrodzenia. Ewangelia uczy, że śmierć jest jedynie przejściem do nowego życia. Ci, którzy umierają za swój dom, za swoją rodzinę, za swoją ojczyznę, za swoją wiarę, że to oni ostatecznie okazują się zwycięzcami, bo śmierć dla nich niczego nie kończy. Księża przypominają, że świętowanie Bożego Narodzenia trwa oktawę, czyli 8 kolejnych dni. 26 grudnia to dobry czas, by pomodlić się za tych, którzy oddali swoje życie za wiarę. A tych nie brakuje także dzisiaj. To także dobry moment do refleksji nad mijającym czasem. Jeżeli ktoś za życia dużo myśli o śmierci, to w momencie śmierci bardzo spokojnie myśli o swoim życiu. Dziś w kościołach jest święcony owies, którego ziarno wzejdzie na wiosnę, stając się symbolem odradzającego się życia. W ten sposób pokazuje nam, że ziarno musi obumrzeć, aby przyniosło plon obfity. Dawniej po mszy świętej obsypywano się nawzajem zbożem, także w kościele, na pamiątkę kamienowania świętego. "Prosimy o pokój dla udręczonego narodu Ukrainy" - mówił papież Franciszek w czasie świątecznego spotkania z wiernymi. Wśród tłumu podczas modlitwy Anioł Pański powiewały ukraińskie flagi. Słów papieża na placu św. Piotra wysłuchało 30 tysięcy osób. Wśród nich nasza korespondentka Magdalena Wolińska-Riedi. Papież Franciszek, wspominając św. Szczepana, pierwszego męczennika, do tłumów wiernych na placu św. Piotra mówił, że męczennicy to szczególni świadkowie wiary. Tacy, których nie brakuje również współcześnie w wielu prześladowanych na świecie. Do tysięcy zgromadzonych Franciszek znów wołał o pokój dla całego świata, a szczególnie dla umęczonego długotrwałą wojną narodu ukraińskiego. Ponawiam życzenie pokoju: pokoju w rodzinach, pokoju we wspólnotach parafialnych i wyznaniowych, pokoju w ruchach i stowarzyszeniach, pokoju dla ludności nękanej wojną, pokoju dla drogiej i umęczonej Ukrainy. Jest tu tyle flag Ukrainy. Prosimy o pokój dla tego umęczonego ludu. Po słowach papieża w górę poszły liczne ukraińskie flagi. Do Watykanu przybyło dziś wielu Ukraińców na co dzień żyjących tutaj w Rzymie, ale też uchodźców, którzy we włoskich rodzinach znaleźli schronienie. Przybyli tu, by w słowach papieża znajdować pokrzepienie i nadzieję, że wojna wreszcie się zakończy. Z Watykanu Magdalena Wolińska-Riedi. Kilka najbliższych dni to czas poświątecznych powrotów do domu lub wyjazdów noworocznych. Ruch na drogach więc wzmożony - eksperci ruchu drogowego i policjanci apelują o ostrożność. Poświąteczne powroty do domów to czas wytężonej pracy policjantów. W okresie Bożego Narodzenia kierowcy nie mają co liczyć na taryfę ulgową stosowaną przez policjantów ruchu drogowego, czyli będzie stosowana zasada "zero tolerancji" dla osób, które popełniają wykroczenia. Bezpieczeństwo to także stan dróg oraz sieć ekspresówek i autostrad. Tych z roku na rok przybywa. Jednak przede wszystkim to od nas wszystkich zależy, czy na polskich drogach będzie bezpiecznie. Eksperci podkreślają: przede wszystkim dostosujmy się do panujących warunków pogodowych. My w takich warunkach musimy jechać wolniej, musimy jechać ostrożniej, musimy zostawić sobie trochę miejsca, musimy skręcić tym autem odrobinkę, ułamek wcześniej, zanim ono zareaguje. Po drugie: przy trudnych warunkach zachowajmy większy niż zwykle odstęp od pozostałych pojazdów. W takich sytuacjach najlepiej jest zachowywać większy odstęp, większy niż ten, który do tej pory utrzymywaliśmy. Mając to na względzie, że ta pogoda może być różna, że ta nawierzchnia może być różna, zróbmy większy dystans, zachowajmy większy odstęp od poprzedzającego nas pojazdu, to nam da czas na reakcję, na wyhamowanie. Po trzecie wreszcie: nigdy, pod żadnym pozorem nie wsiadajmy za kółko po jakiejkolwiek dawce alkoholu. Ten może pozostawać w organizmie także następnego dnia. Niestety to jest bardzo często przyczyną wypadków drogowych, które są spowodowane po świętach. Taka podróż - szczególnie długa - musi być dobrze zaplanowana, a kierowca musi być wypoczęty. Musimy już się skupić, musimy być wypoczęci na drogę. Poruszając się na długim dystansie, musimy pamiętać, że warunki drogowe w danym miejscu mogą być na przykład dobre, ale poruszając się przez kilka województw, przez kilka regionów Polski, możemy napotkać trudniejsze warunki drogowe. O tych zasadach pamiętajmy przez cały rok. Polscy żołnierze, którzy służą w polskich kontyngentach wojskowych na całym świecie, nie zapominają o świętach. Boże Narodzenie z rodziną - zazwyczaj przez kamerkę internetową, ale o tradycji pamiętają wszędzie, gdzie są. Obecnie na świecie swoje zadania wypełnia 10 polskich kontyngetów wojskowych. Na wszystkich kontyngentach poza granicami kraju obecnie jest prawie 1500 żołnierzy i kilkudziesięciu pracowników. Obecnie jesteśmy w wielu miejscach w Europie, na świecie. Między innymi na Łotwie. 10. zmiana liczy około 200 żołnierzy i pracowników wraz z niezbędnym zabezpieczeniem i wyposażeniem. PKW Łotwa funkcjonuje w składzie batalionowej grupy bojowej sił NATO. W ramach batalionowej grypy bojowej robimy zadania związane ze niezwiększeniem potencjału bojowego oraz także sił odstraszania przez wspólne szkolenia w środowisku międzynarodowym, zróżnicowanym sprzętowo. Decyzja o rozpoczęciu tworzenia Dostosowana Wysuniętej Obecności była jednym z najważniejszych osiągnięć szczytu NATO w Warszawie w 2016 roku. Dzięki uzgodnieniom zwiększa się potencjał obrony i odstraszania NATO tam, gdzie jest to teraz najbardziej potrzebne. Polscy żołnierze wzmacniają bezpieczeństwo także w Rumunii. Święta nie wpływają zasadniczo na wykonywanie codziennych obowiązków służbowych. Oczywiście szkolenie zorganizowaliśmy tak, abyśmy mogli wspólnie zasiąść do wigilijnego stołu, cały stan kontyngentu spotkał się przy wigilijnym stole i razem mglimy spędzić te święta jak jedna wielka rodzina. Tak na przykład jest w Libanie, gdzie żołnierze z biało-czerwoną flagą na mundurze nawet mimo napiętej sytuacji w regionie pokazują wojskowym państw sojuszniczych, czym jest polska bożonarodzeniowa tradycja. Z okazji świąt Bożego narodzenia ulepiliśmy 2,5 tys. pierogów, te pierogi były zarówno dla naszego kontyngentu, dla naszych żołnierzy, ale także dla naszych kolegów, żołnierzy z Irlandii, Malty i Węgier. Nawet w najtrudniejszych wojskowych warunkach polscy żołnierze pielęgnują tradycje i wartości. W swoim dorobku miał ponad sto ról teatralnych i filmowych, w tym we własnym teatrze. Miał odwagę walczyć grą aktorską z komuną w Teatrze Domowym. Nie żyje wybitny aktor i reżyser Emilian Kamiński. Miał 70 lat. Przyciągał, fascynował, ale i inspirował. Bez Emiliana Kamińskiego historia polskiego teatru i filmu nie byłaby kompletna. Był w pewnym sensie moim przewodnikiem czy nauczycielem, na pewno idolem. Pamiętam wielogodzinne rozmowy już po zajęciach, opustoszała PWST i chłopak z 4. roku, który powoli opuszcza szkołę, przekazuje swoje doświadczenia, całą pasję koledze z 1. roku. Dziękuję ci, Emilian, że byłeś wierny tym ideałom przez całe życie. Zadebiutował w połowie lat 70., przez długie lata związany z warszawskim Teatrem Ateneum, później m.in. z Teatrem Narodowym. W stanie wojennym współtworzył Teatr Domowy, który był formą sprzeciwu środowiska aktorskiego wobec reżimu komunistycznego w Polsce. Wspaniały kolega, ciepły, otwarty, mądry, a przy tym - należy o tym pamiętać i dodać - niezwykle odważny. Emilian Kamiński był założycielem i dyrektorem słynnego warszawskiego Teatru Kamienica, przy którym powstała także Fundacja Atut wspierającą młodych twórców. Pozostawił po sobie na pewno ogromny dorobek, nie tylko artystyczny, w sensie swoich ról, ale dorobek i testament tych wszystkich ludzi, którym pomógł, którym zaszczepił pewne wzorce w swoim teatrze. Już w wolnej Polsce ogromną sympatię przyniosła mu m.in. filmowa rola w komediach Jacka Bromskiego "U Pana Boga w ogródku" i "U Pana Boga za miedzą" - ten drugi film dziś o godzinie 22.10 pokaże TVP2. Nie miał kompleksów, żadna rola nie wydawała się dla niego zbyt mała albo zbyt duża, podchodził do każdej z ogromnym respektem i dawał z siebie zawsze 100%. Emilian Kamiński był odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a 3 dni przed śmiercią także Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" przez wicepremiera, ministra kultury Piotra Glińskiego, który również dziś podkreślał zasługi Emiliana Kamińskiego dla polskiej kultury. Wybitnego aktora pożegnali dziś także prezydent i premier. Emilian Kamiński zmarł dziś rano w wieku 70 lat. Wolontariusze, pasjonaci, rekonstruktorzy zapalają znicze na grobach tych, którzy swoje życie poświęcili walce o niepodległość. Wcześniej także sprzątali nagrobki. Wolontariusze, miłośnicy historii apelują, by także w święta Bożego Narodzenia pamiętać o polskich bohaterach, których nie ma już z nami. Mam nadzieje, że jeżeli ktoś zobaczy biało-czerwone znicze albo wiązanki biało-czerwone, to zatrzyma się na tym grobie i pomodli. To krakowski grób gen. Tadeusz Bieńkowicza, pseudonim Rączy. Gen. Bieńkowicz był wyjątkową osobą, wielką postacią, wielkim bohaterem. Gen. Tadeusz Bieńkowicz, bohater II wojny światowej i podziemia antykomunistycznego. Jeszcze nie tak dawno był z nami i sam składał hołd swoim żołnierzom pochowanym na warszawskiej Łączce. Każdego roku bohaterów walk o polską niepodległość jest coraz mniej - stąd apel, by pamięć o nich nie odchodziła razem z nimi. Myślę, że są dla nas drogowskazem, mimo że nie ma ich z nami, to warto tutaj przyjść, pochylić się nad ich grobem, wspomnieć, tak jak tutaj jesteśmy przy grobie pani Lidki Zientar, pseudonim Lidka, żołnierza powstania warszawskiego, osoby, którą znałem osobiście, którą chciałbym jak najdłużej pamiętać. W grudniu szczególnie żywa jest pamięć o powstańcach wielkopolskich. Także tutaj wolontariusze, jak mówią, dbają o ich groby regularnie. Staramy się dbać jak najczęściej, spotykamy się w miarę możliwości, czasem co miesiąc, czasem co parę miesięcy. Kilka razy w roku te spotkania są. Wtedy umawiamy się albo na cmentarzu na Miłostowie, albo na Junikowie. Wolontariusze z całej Polski, ludzie historii i rekonstruktorzy apelują, by każdy, kto może, kiedy może i gdzie może - zapalił znicz chociaż na jednym grobie polskiego bohatera. Jak mówią, warto robić to nie tylko od święta. Za chwilę w głównym wydaniu "Wiadomości": Amerykanie mają dość białych świąt. A także: Piękno Wszechświata w obiektywie teleskopu Jamesa Webba. Powrót "Korony Królów", czyli historia Jagiellonów na ekranach. Co najmniej 47 ofiar śmiertelnych, dziesiątki tysięcy osób bez prądu, tysiące odwołanych lotów - Stany Zjednoczone sparaliżowane śnieżycami i arktycznym mrozem. Żywioł powoli ustępuje, odsłaniając ogrom tragedii. Jest pierwsza iskierka nadziei: huraganowy wiatr nieco zelżał. Ale wyjście na zewnątrz to wciąż śmiertelne niebezpieczeństwo. Do 25 wzrosła liczba ofiar w hrabstwie Erie, w stanie Nowy Jork. Niektóre ofiary to ludzie znalezieni w samochodach i w zaspach śnieżnych. Są tacy, którzy utknęli w samochodach na dłużej niż dwa dni. Kataklizm objął cały pas USA - od Wielkich Jezior w pobliżu Kanady do Rio Grande wzdłuż granicy z Meksykiem. Liczba ofiar śmiertelnych w całym kraju wzrosła do 47. W Buffalo, które najciężej dotknął kataklizm, w ciągu kilku dni spadło więcej śniegu niż zwykle w ciągu całego roku. Obowiązuje zakaz poruszania się samochodami, miasto jest w większości nieprzejezdne, wszędzie widać porzucone auta. Służby ratownicze są wysyłane na pomoc innym ratownikom. To najbardziej niszczycielska burza śnieżna w długiej historii Buffalo. Ekstremalnie niskie temperatury i huraganowa zamieć śnieżna spowodowały paraliż na lotniskach. Tylko wczoraj odwołanych zostało 1700 lotów. Awarie systemu energetycznego dotknęły ponad milion osób. Bez prądu wciąż pozostaje 65 tys. Amerykanów. Siedzę w ciemności - jak wszyscy sąsiedzi. Cieszę się, że mam kominek, bo bez niego bym zamarzł. To jakiś horror. Muszę się owijać kocem, żeby nie zamarznąć. W najbliższych dniach wiatr i opady śniegu mają być mniej intensywne, ale wciąż będą utrzymywać się niskie temperatury. Na nagraniach z kamer przemysłowych widać wybuchy. To obraz rosyjskiej bazy lotniczej Engels - 800 km od granicy z Ukrainą. Moskwa oskarża o atak Ukrainę. Huk, błysk i prawdopodobnie ogromne straty - poinformowała niezależna agencja informacyjna RBC Ukraina. Do eksplozji doszło około 3.30 rano polskiego czasu. Baza lotnicza Engels-2 jest ważna dla rosyjskich bandytów. To jest lotnictwo strategiczne. Stamtąd startują bombowce strategiczne Tu-95, które uderzają pociskami, które po prostu mordują ukraińskich cywilów. Jak podaje agencja Reuters, są przynajmniej 3 ofiary śmiertelne. To wojskowy personel techniczny. Nieustanne ataki Rosjan w okolicy Bachmutu, tam gdzie ten front jest najbardziej krwawy, a z drugiej strony widzimy, że Ukraina systematycznie atakuje cele, które są położone nawet kilkaset kilometrów w głąb Rosji. Na razie jednak nie ma żadnego oficjalnego potwierdzenia, że za wybuchami w głębi Rosji stoją Ukraińcy. Rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy mówi tylko wymijająco: Wydarzenia te są efektem tego, co Rosja wyprawia na naszej ziemi. Jeśli Rosjanie sądzili, że wojna nie dotknie nikogo na tyłach frontu, to się mylili. Jeszcze jeden sukces mają do zaliczenia siły ukraińskie. Wojsko uderzyło w kwaterę główną Rosjan w okupowanym obwodzie chersońskim. Trwała tam narada oficerów. Zlokalizowani w miejscowości Zabaryne, w obwodzie chersońskim, przez ukraińskie wojsko Jeżeli wybuchy w mieście Engels, 800 km od granicy z Ukrainą, to działanie ukraińskiego wojska, to najeźdźcy nie mogą spać spokojnie w żadnej bazie wojskowej. Rośnie napięcie między Koreą Północną a Koreą Południową. Komunistyczny reżim z Północy wystrzelił w kierunku Południa wojskowe drony. W odpowiedzi Korea Południowa poderwała swoje samoloty, które ostrzelały wrogie maszyny. W przestrzeń powietrzną Korei Południowej wleciało 5 wojskowych dronów z Północy. Władze od razu zdecydowały o czasowym zawieszeniu lotów cywilnych, a w stronę bezzałogowców wystrzelono ponad sto pocisków. Nasze wojsko rozmieściło załogowe i bezzałogowe jednostki rozpoznawcze w pobliżu wojskowej linii demarkacyjnej. Nasze wojsko będzie nadal dokładnie i surowo reagować na takie prowokacje ze strony Korei Północnej. To pierwsza taka prowokacja ze strony Korei Północnej z użyciem dronów od 5 lat. Ale reżim w Pjongjangu w ostatnich tygodniach podejmował podobne próby zaostrzenia sytuacji w tym rejonie Azji. Na początku października komunistyczny reżim wystrzelił pocisk balistyczny, który przeleciał nad Japonią i wpadł do Pacyfiku. Seria działań Korei Północnej, które zagrażają pokojowi i bezpieczeństwu Japonii, nie może być tolerowana. Zdecydowanie potępiamy Koreę Północną. Napięcie w tej części świata przypomina działania, jakie podjęły europejskie państwa po rosyjskiej agresji na Ukrainę. W obawie o nieprzewidywalność Korei Północnej azjatyckie państwa planują znacząco zwiększyć wydatki na obronność. NATO i inne narody wyraziły gotowość do zwiększenia wydatków na obronę, aby utrzymać swoje środowisko bezpieczeństwa. Japonia przyspieszy podobne wysiłki, mając na uwadze współpracę z sojusznikami i krajami partnerskimi Japonii. Japoński rząd obawia się także chińskiego ataku na Tajwan, co mogłoby zagrozić pobliskim japońskim wyspom. Stąd przyszłoroczny budżet obronny Japonii ma być największy od II wojny światowej. To był niezwykły rok w kosmosie. Rok temu w Boże Narodzenie w przestrzeń kosmiczną został wystrzelony teleskop Jamesa Webba, a dziś możemy podziwiać niezwykłe zdjęcia Wszechświata i poznawać jego tajemnice. Ludzkość zdała też pierwszy test obronny w kosmosie, zmieniając trajektorię dużej planetoidy. A dzięki misji Arthemis 1 człowiek zrobił ogromny krok, by wrócić na Księżyc. Teleskop Jamesa Webba, nasze nowe okno na Wszechświat. Rok i dzień temu, 25 grudnia, teleskop został wystrzelony w kosmos i już pokazuje nam nieznaną dotąd historię, pokazuje, jak piękny i fascynujący jest Wszechświat, którego częścią jesteśmy. Te wyjątkowe zdjęcia uchylają rąbka tajemnicy kosmosu i dają nadzieję, że może kiedyś odkryjemy planetę podobną do tej, na której żyją ludzie. Już dzisiaj wiemy o tym, że odkrycia, które są dziełem kosmicznego teleskopu Jamesa Webba, są przełomowe, bo zajrzeliśmy do najstarszych galaktyk, a także przyjrzeliśmy się planetom krążącym wokół innych gwiazd. To był niezwykły rok także ze względu na pierwszą w historii ludzkości interwencję obronną w kosmosie. Udało się zmienić trajektorię planetoidy, która potencjalnie mogłaby zagrozić Ziemi. Po raz pierwszy w dziejach otrzymaliśmy narzędzie do tego, żeby bronić się przed zagrożeniem z kosmosu, żebyśmy mogli odwrócić los, gdyby miało nam grozić coś takiego jak katastrofa, która zakończyła istnienie dinozaurów na naszej planecie. Ale nie poprzestajemy na obronie własnej planety. Ludzkość chce wrócić na Księżyc i zbudować tam stację badawczą. Tegoroczna bezzałogowa misja Arthemis 1 udowodniła, że jest to możliwe. W przyszłości na Księżyc znów polecą ludzie. O udziale w takiej misji marzy nasz człowiek w Europejskiej Agencji Kosmicznej dr Sławosz Uznański, który został astronautą rezerwowym. Spełnienie marzeń małego chłopca, które budowałem przez wiele lat mojego życia. To, czym ja mógłbym się przysłużyć do misji, to instalowanie nowych eksperymentów, diagnozowanie różnego rodzaju błędów. To bezcenna umiejętność, jeśli chcemy polecieć na Księżyc, a nawet znacznie dalej - na Marsa. Łazik Perseverence już tam jest i przysyła nam zjawiskowe zdjęcia Czerwonej Planety. Akurat jest takie okno marsjańskie. Jest tam w tej chwili duża obfitość różnorodnego sprzętu badawczego, przede wszystkim łazików, które badają historię Marsa, poszukują tam ewentualnie śladów wody i śladów życia. Był to też rok podboju kosmosu przez rakiety skonstruowane przez prywatne firmy - także dzięki nim Wszechświat staje się nam nieco bliższy, a kosmiczna turystyka to już nie science fiction. Ogrom wywołanego przez Rosję cierpienia widzimy codziennie w różnych transmisjach. To, co mniej widoczne, to wynikające również z rosyjskiej agresji cierpienie zwierząt. Do wielu z nich docierają wolontariusze. Wiele wciąż czeka na opiekuna. Gdy Rosja napadła na Ukrainę, zaczął się dramat nie tylko milionów ludzi. Miasta niemal zrównane z ziemią, opuszczone w pośpiechu, aby ocalić siebie i bliskich. A wśród ruin bardzo często zostały one - same. To są te miejsca, w których ludzie dopiero wracają powoli bardzo. Jeszcze niedawno w tej wiosce żyła jedna kobieta, która karmiła tutaj psy i koty. Na mapie Ukrainy jest teraz wiele takich miejsc, gdzie jedynymi żywymi istotami pozostały zwierzęta. Ten przerażony pies spędził 90 dni pod rosyjskim ostrzałem, czekając na ocalenie. Podobnie jak ten kot potrzebujący pomocy weterynarza. Ten psiak stracił na wojnie swojego pana. Osamotnione zwierzę dokarmiała sąsiadka - starsza kobieta, będąca sama w bardzo trudnej sytuacji. Temu i tysiącom innych zwierząt często udaje się pomóc dzięki zaangażowaniu różnych fundacji i wolontariuszy. Inne miały szczęście, bo w okolicach Iziumum, w zrujnowanej ukraińskiej miejscowości, spotkały naszą ekipę. Każdy dom rozwalony, nikogo już tam nie było, zostały same psy i koty. Zabiedzone, głodne, przestraszone. I czekające na człowieka. Przejechaliśmy ponad 1000 km. A tu jest drugi artysta. To jest też dziewczynka, która się nazywa Izium. Koty z ekipą TVP przyjechały niemal z frontu do Warszawy. Bo oba miały dostać tu swój nowy dom. W Kijowie, kiedy trzeba je było na szybko zaszczepić, zaczipować, żeby były dokumenty do przekroczenia granicy, to lekarka mi powiedziała, że one są takie grzeczne, bo wiedzą, że się im pomaga, że to dla ich dobra. To moment pierwszego spotkania Izium z nowym właścicielem - dziennikarzem Pawłem Bobołowiczem. Ha, ha, ha, proszę, masz na Mikołaja takie cudo. Śliczna jesteś, super. Jest bardzo dzielna, grzeczna była strasznie. Kochany kotek, dzięki, Jacku. Starsza z tej dwójki Mary ma dom u Jacka i jego rodziny. To już drugi wojenny kot w domu dziennikarza. Każdy z dziennikarzy na Ukrainie, kiedy się styka z tym nieszczęściem i ludzi, i zwierząt, ma taki odruch, żeby pomóc. Ocalone zwierzę ma z kolei odruch, żeby bezgranicznie pokochać. A teraz coś, na co wielu z państwa czekało. Wraca serial "Korona królów". Tym razem przeniesiemy się do epoki Jagiellonów. Od stycznia - na stałe. Dziś odcinek specjalny. Akcja nowego sezonu serialu rozgrywa się na przełomie XIV i XV wieku, w czasie panowania Władysława Jagiełły. Był na pewno silnym i mądrym mężczyzną. Był wybitnym strategiem, człowiekiem, który nasz kraj, Polskę, wzniósł na wyżyny polityczne w ówczesnej, średniowiecznej Europie. 370 aktorów na planie, do tego 1700 statystów i epizodystów i specjalnie zaprojektowane stroje. To jest właśnie piękno produkcji kostiumowych. Może nie należą do najwygodniejszych, bo nie są to współczesne dżinsy czy dres, czy T-shirt. Są tak uszyte, że od razu dają taką wskazówkę, jak stać, jak siadać. Ale najważniejsi są bohaterowie. To oni są narratorami opowieści. Kreuję postać Anny Cylejskiej, czyli drugiej żony Władysława Jagiełły. Jest taką dziewczyną, która najpierw coś zrobi, a potem pomyśli. Dzięki temu też Wawel i dwór nabierają kolorów. "Korona królów. Jagiellonowie" to wielkie wydarzenia historyczne, intrygi i walka o polityczne wpływy. Fabuła serialu przeplata się z historią średniowiecznej Polski. Nawet jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tego, że śledząc losy bohaterów, uczymy się historii, to faktycznie tak jest. Poznajemy polską historię i to jest bardzo ważne. Premiera serialu już 2 stycznia, ale już dziś o 20.20 w TVP1 odcinek specjalny, który wprowadzi widzów w klimat epoki Jagiellonów. Na pewno to wszystko jest warte zobaczenia, przeanalizowania, żeby przypomnieć sobie historię, jak to kiedyś było. NA "GOŚCIA WIADOMOŚCI" Z NAPISAMI ZAPRASZAMY DO TVP INFO.