Pamięć o ofiarach Auschwitz. TVP gra z Wielką Orkiestrą. Pytanie na śniadanie włącza się do tej akcji. Nosorożce z probówki. 19.30, sobota, 27 stycznia. Zbigniew Łuczyński, zapraszam. 79 lat temu, właśnie 27 stycznia 1945 roku, żołnierze Armii Czerwonej otworzyli bramy niemieckiego obozu Auschwitz. Było tam wtedy około 7 tysięcy ludzi. I choć Niemcy rozpoczęli likwidację obozu rok wcześniej, nie zdążyli zatrzeć śladów zbrodni, w której zgładzili ponad milion osób, głównie Żydów i Polaków. W Oświęcimiu i Brzezince trwają obchody rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz. Jest tam Bartosz Filipowicz. Jaki jest motyw przewodni tegorocznych obchodów? Motyw przewodni to człowiek, dlatego w trakcie uroczystości oglądaliśmy obrazy, na których uwieczniono uwięzionych w obozie. Obrazy powstawały w czasie funkcjonowania obozu. Często malowane przez więźniów. Dyrektor muzeum mówił, że Auschwitz często kojarzone jest jako rozległy teren z barakami i drutem kolczastym, ale prawdziwy dramat dotyczył człowieka. Stąd mogliśmy oglądać sylwetki uwiecznione na obrazach. W uroczystościach polskich oficjeli reprezentowała marszałkini Małgorzata Kidawa-Błońska, stronę izraelską reprezentował ambasador Izraela w Polsce. Byli tutaj przede wszystkim także ci, którzy przeszli przez to piekło na ziemi. Ocaleni z obozu. Pamięć musi zwyciężyć. Ocalały z Auschwitz opisał to miejsce w sposób następujący: mówimy głód, mówimy zmęczenie, strach, ból, ale tutaj te wszystkie słowa są inne, niemal nie do opisania bądź też nie do pojęcia. To wydarzenie było początkiem zwycięstwa nad złem, dziś, 79 lat później, oddajemy hołd milionom ofiar nazistowskiego ludobójstwa. Barak ten został pieczołowicie zakonserwowany, ale pamięci zakonserwować się nie da, jest ona żywiołem targanym wiatrami historii. Ocaleni mówili, że co roku tutaj przyjeżdżają, żeby przypominać o tej strasznej historii, okrucieństwach, które człowiek zgotował drugiemu. Pamięć o tym nie może nigdy zginąć. Stąd takie uroczystości jak złożenie zniczy przed ścianą straceń. Ponad milion osób zamordowano w tym byłym nazistowskim obozie. Zobaczyłem takie wielkie kominy dwa, z których buchał płomień górą na kilka metrów. To pierwsze wspomnienie Bogdana Bartnikowskiego, gdy postawił nogę na rampie obozu Auschwitz-Birkenau. Kominy i ogień. I odór spalenizny, trudny do opisania... Jakieś takie powietrze było, zatykało dosłownie, trudno było oddychać. Miał 12 lat, gdy w Warszawie wybuchło powstanie. Był w nim łącznikiem, a potem jednym z prawie 13 tys. Warszawiaków, których naziści wywieźli do Auschwitz. Do obozu trafił z matką. To był pierwszy transport ludności cywilnej Warszawy z Powstania. Pierwszy masowy transport więźniów dotarł do Auschwitz 14 czerwca 1940 z Tarnowa. Obóz zmienił się w fabrykę śmierci. W 4,5 roku naziści zamordowali, zagłodzili i zamęczyli w obozie ponad milion osób: Żydów, Polaków, Romów i sowieckich jeńców. Codziennością więźniów stały się głód, zimno, choroby i mordercza praca. A więźniowie z ust do ust podawali sobie nazwisko, które oznaczało śmierć - Mengele, nazwisko niemieckiego lekarza, który przeprowadzał eksperymenty na ludziach. Krematoria pracowały non stop, dzień i noc. Nie nadążały ze spalaniem tych wszystkich zwłok. Do tego ciągła obawa o życie, nawet podczas wyjścia do łaźni. Szliśmy z obawą, czy to jest na pewno łaźnia. Czekanie teraz, co dalej. Czy będzie woda czy może to będzie jednak gaz. To właśnie dzieciom takim jak Bogdan Bartnikowski najtrudniej było zrozumieć obozową rzeczywistość. Najmłodsi nie przestawali pytać. A kiedy my na wolność wyjdziemy, przecież nic myśmy nie zrobili, żeby się tu tak męczyć... Rechotał tak radośnie, mówił: Na wolność? Widzicie te kominy? Stąd się na wolność wychodzi tylko przez komin. A myśmy wierzyli, że jednak zobaczymy matki, z którymi nie mieliśmy żadnego kontaktu, chociaż one były zaledwie 100 m od nas. Spotkania z rodzicami, choć niezwykle rzadkie, były często jedynym przebłyskiem normalności w piekle stworzonym przez dorosłych. Znalazłem mamę, chyba 3 miesiące jej nie widziałem. To był wspaniały dzień dla mnie. I dla niej. Niemcy na chwilę przed wyzwoleniem Auschwitz wywieźli Bogdana Bartnikowskiego i jego matkę do obozu w Sachsenhausen. Horror pozostałych więźniów trwał do 27 stycznia 1945 roku, gdy bramy obozu przekroczyła Armia Czerwona. Do ostatnich dni przebywało tam niemal 700 tys. osób. PiS rusza w Polskę. Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, Mateusz Morawiecki i inni politycy PiS-u podczas tego weekendu odwiedzają m.in. Lublin, Kraków czy Wrocław. Słowa o łamaniu konstytucji, nieistniejącym Sejmie i migrantach, których Polska będzie musiała przyjmować, a wszystko pod hasłem "bądźmy razem". Będziemy mieli intensywny weekend, zostaną objechane właściwie wszystkie województwa. Prawo i Sprawiedliwość ruszyło w Polskę. Prezes PiS dziś jest w Lublinie, jutro - Kielce. Na spotkania z Polakami ruszyli Mariusz Błaszczak, Przemysław Czarnek, Jacek Sasin, Mateusz Morawiecki i Beata Szydło. Ku naszemu zaskoczeniu jest pełna sala, pęka w szwach. Bo wszędzie, zdaniem polityków PiS, trzeba mówić Polkom i Polakom o sprawach ważnych. Łamanie konstytucji, łamanie prawa, działania także w Unii Europejskiej, których efektem ma być relokacja, przymusowa relokacja emigrantów. Spotkania odbywają się pod hasłem "bądźmy razem" i pod takim właśnie hasłem takie słowa: Cy chcemy tego w Polsce? Nie chcemy. I kolejne zarzuty dotyczące legalności Sejmu. Są więc reakcje i polityków koalicji, i Konfederacji. Sejm jest, Państwowa Komisja Wyborcza wręczyła wszystkim, także panu Kaczyńskiemu, zaświadczenia o wyborze na posła. Mi się wydaje, że środowisko PiS jest zagubione utratą władzy, nie może do końca pogodzić się z tym, kto tę władzę przejął, w jaki sposób ją sprawuje. W większości sondaży poparcie dla PiS spada. Zbliża się do poziomu KO. Zaczynamy nasz powrót do władzy, naszą drogę do zwycięstwa. To oznacza początek kampanii przed wyborami samorządowymi. Podstawową sprawą w każdej kampanii jest kontakt z wyborcami. To są spotkania z ludźmi. Mieliśmy ich dużo ostatnio, bo wybory były dopiero co w październiku, więc wszystkie partie to robiły. Jest to swoisty rodzaj terapii dla pana Kaczyńskiego, że on się tam jednak spotka z jakąś grupą zwolenników mimo wszystko. No bo to będą spotkania organizowane i tam się pojawią po prostu ludzie, którzy go lubią, szanują. Prawo i Sprawiedliwość zapowiada, że to dopiero początek - zorganizuje spotkania z wyborcami ze wszystkich powiatów. W Europie tanieją, a w Polsce tanio już było. Droga do mieszkania na własność coraz dłuższa, bo ceny za metr kwadratowy przekraczają pułap, który jeszcze do niedawna był z sufitu. Wypłaty są zdecydowanie za małe, żeby kupić mieszkanie. Tanio już było. Ceny mieszkań w Polsce rosną i ci, którzy dopiero planują zakup własnego M do kieszeni musza sięgać coraz głębiej. Bez wsparcia, dopłat do kredytów, osoba zarabiająca 10 tys. zł brutto, czyli ponad średnią krajową, może liczyć na 400-500 tys. zł kredytu. W dużych miastach utrudnia to zakup jakiegokolwiek mieszkania. Średnio za m2 nowego mieszkania w Warszawie pod koniec ubiegłego roku trzeba było zapłacić ponad 16 tys. zł. W Gdańsku i Krakowie - ponad 15. Rynek wtórny w ostatnich miesiącach też zaczął nadganiać, te wzrosty były nawet jeszcze szybsze niż na rynku pierwotnym, dlatego, że mieszkań na rynku pierwotnym zaczęło brakować i popyt przesunął się z rynku pierwotnego na rynek wtórny. W Europie - spadki. Tanieją mieszkania w Skandynawii, a niemiecka prasa wprost mówi o pękającej bańce. Taką bezpośrednią przyczyną jest bardzo duży wzrost stóp procentowych, który przekłada się na spadek zdolności kredytowej, wzrost rat kredytowych i potencjalni nabywcy mają trudność w kupnie mieszkania. Jest mniej transakcji, mniej się buduje, w efekcie ceny zaczynają spadać. W Polsce - trend odwrotny. Winne są: mała dostępność lokali i rządowy program dopłat do kredytów, który zwiększył zainteresowanie tańszymi mieszkaniami. To wywindowało ceny. Za metr kwadratowy nowego mieszkania na warszawskiej Woli czy Żoliborzu trzeba zapłacić nawet 25 tys. zł. A to nie koniec. Wzrosty rzędu co najmniej 10% wydają się nieuniknione, oby nie były wyższe i oby ponownie nie były w większych miastach dwucyfrowe. Dużo, jak mówią eksperci, w rękach rządzących. Wzrosty cen w 2024 roku są bardzo uzależnione od tego, jakie decyzje w zakresie polityki mieszkaniowej podejmie rząd. Jeżeli rząd nie zdecyduje się na kontynuację dopłat do kredytów, w tej czy innej wersji, to silne wzrosty cen są stosunkowo mało prawdopodobne. Ostatnie godziny przed finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i ostatnie przygotowania. Wielu wolontariuszy i organizatorów najróżniejszych akcji działa już od rana. Zbiórki rozpoczęło już dziś 100 sztabów WOŚP na całym świecie. Telewizja Polska wystawiła też na aukcjach charytatywnych wiele własnych i ciekawych propozycji, wśród nich spotkanie z prowadzącym "Familiadę" Karolem Strasburgerem. Dzień dobry, witamy w "Pytaniu na śniadanie". Wielki powrót do TVP - debiutujący dziś gospodarze zapraszają do wspólnego grania. "Pytanie na śniadanie" włącza się do tej niezwykłej akcji. Oby ona trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. Wylicytować można poprowadzenie z Anną Lewandowską "Czerwonego dywanu" o ciekawostkach ze świata show-biznesu. Można też będzie zwiedzić studio i poznać z bliska pracę całego zespołu. Zobaczyć, jak to jest być reżyserem, wydawcą, prowadzącym. Siąść na kanapie, co tylko się chce. Oddamy swoje miejsca na pewno. Do udziału w kulinarnej części programu zaprasza szef kuchni "Pytania na śniadanie". Chcemy pokazać kuchnię od kuchni, ale razem ze mną zapraszam osobę, która to wylicytuje, do czego mocno zapraszamy. Jakieś może jedno danie zrobić razem? Od kuchni będzie można też zobaczyć pracę Teleexpressu. Maciej Orłoś wystawił na licytację dzień z redakcją i możliwość towarzyszenia mu w studiu. Trochę w redakcji, z dziennikarzami, trochę z wydawcami, lektorami. Szef Akademii Telewizyjnej Sławomir Matczak czeka na kogoś, kto wylicytuje całodniowe szkolenie medialne w studiu przed kamerami. Taki pomysł, żeby przekazać na aukcję WOŚP wszystko to, co mamy najlepszego, czyli znakomite studio, znakomity sprzęt, znakomitych ludzi. TVP po latach znów gra z Orkiestrą i znów może tworzyć historie, które zmieniają ludzie życie. Takie jak w przypadku aukcji, na której 14 lat temu wystawiliśmy dzień pracy z redakcją Panoramy. W 2010 roku dzień z Panoramą spędził Czarek z Międzylesia. Chory na złośliwego guza mózgu 17-latek marzył o tym, by zanim choroba odbierze mu wzrok, zobaczyć kulisy programu informacyjnego. Na tę licytację złożyła się cała rodzina. Historia Czarka poruszyła darczyńców, którzy postanowili sfinansować mu skomplikowaną operację mózgu w Hannoverze. I choć wcześniej lekarze nie dawali 17-latkowi dużych szans, Czarek żył jeszcze wiele lat i do końca cieszył się dobrym wzrokiem. Wszystko po finale Wielkiej Orkiestry, który był poświęcony właśnie onkologii. Do tej pory program badań był skierowany do kobiet w wieku 25-59 lat. Teraz badanie cytologiczne można wykonać do 64. roku życia. W Polsce to poważny problem, bo rak szyjki macicy to jeden z najczęstszych nowotworów u kobiet. Rocznie w naszym kraju umiera z tego powodu prawie 2000 pacjentek. Dlaczego regularne badania są takie ważne i na czym polega profilaktyka? Dla Tatiany Fedyny diagnoza: rak szyjki macicy była szokiem. Ja pomyślałam, że ja mam trójkę dzieci i ja muszę to jak najszybciej ogarnąć. Trafiła na stół operacyjny w Narodowym Centrum Onkologii. Jak sama przyznaje, w natłoku codziennych spraw własne zdrowie postawiła na drugim miejscu. Dwa, trzy lata nie byłam u ginekologa przez ten stres, przez tę wojnę. W Polsce z powodu raka szyjki macicy umiera co roku nawet 1800 kobiet. Jeśli kobieta zachoruje w Polsce. to ma 48% na przeżycie 5 lat. Jest ten rak rozpoznawany za późno. Tylko co piąta kobieta regularnie wykonuje cytologię, ale na mapie są również miejsca, o których mówi się "białe plamy". Zgłaszalność na badania jest na poziomie 5%, 7%, 11%. I choć Ministerstwo Zdrowia rozszerzyło grupę kobiet objętych programami profilaktyki raka piersi i raka szyjki macicy, chętnych brakuje. Przed epidemią to było 500 tys. kobiet, a teraz zbliżamy się do 400 tys., więc wciąż to jest ogromna luka. Dotychczas program badań był skierowany do pań w wieku 25-59 lat. Teraz badanie cytologiczne można wykonać do 64. roku życia. To badanie jest bezbolesne, nieinwazyjne. Cytologia wykonywana jest we wszystkich gabinetach ginekologicznych, które mają umowę z NFZ. Zachęcam wszystkie panie i koleżanki, żeby przyjść. Dla siebie i dla rodziny - mamy dla kogo żyć. Lekarze oprócz badań cytologicznych zalecają szczepienia przeciwko HPV, bo to wirus brodawczaka ludzkiego odpowiedzialny jest za nowotwór szyjki macicy. Dla dziewczynek i chłopców w wieku lat 12, 13. Bo profilaktyka ratuje życie. Radzę każdej kobiecie, żeby badać się, by żyć. Rośnie gniew rolników w Europie. Traktory, płonące opony i obornik na ulicach. Po demonstracjach w Niemczech, Rumunii i w Polsce rolnicze protesty sparaliżowały Francję. Nad Sekwaną pojawiają się porównania do buntu "żółtych kamizelek", który wstrząsnął prezydenturą Emmanuela Macrona. O tym, dlaczego francuska wieś idzie na Paryż. Setki ciągników, do tego gnojowica, bele słomy, płonące opony, a nawet owce. Francuscy rolnicy sparaliżowali kraj. Od lat mówimy, że mamy dość, ale nikt nas nie słucha. A chcemy po prostu móc godnie żyć z naszego zawodu. Ponosimy ogromne koszty. Obciążenia są coraz większe. A ceny produktów w sklepach nie są do nich dostosowane. Domagają się mniejszej biurokracji i obniżki cen oleju napędowego. Skarżą się na nieuczciwą konkurencję zagranicznych producentów żywności, która ich zdaniem nie spełnia odpowiednich standardów. Do tego wyśrubowane unijne normy, które utrudniają produkcję żywności. Chodzi choćby o ograniczenie stosowanie pestycydów. Podczas gdy prezydent Emmanuel Macron w Indiach przechadza się po czerwonych dywanach w iście królewskiej oprawie, zażegnać kryzys próbuje nowy premier, Gabriel Attal, najmłodszy w historii kraju. Przekonuje, że rozumie gniew rolników i ich żądania. A część spełni. Zapowiada też walkę o interesy producentów żywności na szczeblu europejskim. Zdecydowaliśmy, że stawiamy rolnictwo ponad wszystko. Obietnice rządu tylko chwilowo uspokoiły nastroje. Jeśli szybko nie osiągniemy rezultatów, otoczymy Paryż. Dorwiemy Macrona. Jest potężny, ale my też. Rolnicy ostrzegają, że jeśli ich postulaty nie zostaną zrealizowane, ruszą na Paryż. Metoda zapłodnienia in vitro może uratować nosorożce północne przed całkowitym wyginięciem. Obecnie na świecie żyją jedynie dwa osobniki. Metoda zapłodnienia in vitro może uratować nosorożce północne przed całkowitym wyginięciem. Obecnie na świecie żyją jedynie dwa osobniki. Jeśli procedura przeprowadzona u bliskich kuzynów tego gatunku się powiedzie, być może już wkrótce nosorożców północnych będzie więcej. Piękne i dostojne. Najin i Fatu. Tak nazywają się te dwie samice nosorożca białego północnego. Ostatnie dwie na świecie. Przyjęcie dwóch ostatnich znanych nosorożców białych północnych wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. I każdego ranka przypomina nam, że jeśli nic nie zostanie zrobione, grozi im wyginięcie. Zapobiec temu ma in vitro. Naukowcom z Niemiec udało się tą metodą zapłodnić samicę nosorożca białego południowego. To bliski kuzyn zagrożonego gatunku z północy. Dzięki któremu pierwsze młode nosorożce północne mogą pojawić się na świecie w ciągu najbliższych dwóch, dwóch i pół roku. A czas ucieka. Naukowcom zależy, by młode pojawiły się na świecie, zanim odejdą ostatnie dwie, wiekowe już samice. Seniorki zostałyby matkami zastępczymi maluchów. Robimy wszystko, co w naszej mocy, co w ludzkiej mocy, aby upewnić się, że te zwierzęta nie znikną z powierzchni ziemi. To, co mamy w komórce rozrodczej, to, co mamy w genach, to jest mniej więcej 1/3 tego, co kształtuje organizm. Natomiast 2/3 to są warunki zewnętrzne. Dlatego samo in vitro nie rozwiąże problemu ginących gatunków. Ale jego pomoc według naukowców jest nieoceniona. Dla każdego gatunku, który jest zagrożony, powinno się robić bank takich komórek rozrodczych. Powinno się zabezpieczać przyszłość, bo naprawdę nie wiadomo, jaka ona będzie. A ta rysuje się w czarnych barwach. Nigdy wcześniej w historii ludzkości nie ginęło tak wiele gatunków i nie kurczyła się tak naprawdę populacja zwierząt oraz roślin. To efekt działalności tylko jednego gatunku - człowieka. To, co powinniśmy zrobić przede wszystkim, to ograniczyć ten nasz negatywny wpływ na planetę, ograniczyć nasz negatywny wpływ na klimat. Lista gatunków zwierząt zagrożonych wyginięciem jest bardzo długa. O uratowanie choć części z nich walczy cały sztab naukowców, Dziś w 19.30 to wszystko, a już za chwilę nasi goście - doktor Barbara Brodzińska-Mirowska, politolożka, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz prof. Sławomir Sowiński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Program z napisami tylko w TVP Info.