Marek Czyż. Nie chciałbym, żeby tu był jakiś armagedon. Rolniczy najazd na stolicę. To jest porażka wielu lat niewłaściwego rządzenia rolnictwem. Konsulat w Mumbaju był poddany bezprecedensowym naciskom. Afera wizowa. Ktoś próbował przez Polskę testować pewien kanał przerzutowy prosto z Indii. Gdy serce bije za szybko. Jest tylko kilka ośrodków na całym świecie, które potrafią tego dokonać. Teraz czuję się, jakbym miała nowe życie. Zmieńcie Zielony Ład i zakażcie importu żywności z Ukrainy - wołają polscy rolnicy i maszerują przez Warszawę. Zapowiadali najazd na stolicę i był. Tysiące odblaskowych kamizelek, flag i wuwuzeli, policyjne kordony i komunikacyjny czyściec w centrum stolicy - tak wyglądał protest rolników, którzy przywieźli swoje postulaty do premiera, marszałka Sejmu i ministra rolnictwa. Walka polskich rolników, m.in. z europejskim Zielonym Ładem przeniosła się na ulice warszawy. Początek na pl. Defilad. Wśród protestujących także górnicy, myśliwi, pszczelarze. Organizatorzy manifestacji próbowali pozostać politycznie neutralni. To nie jest kwestia jednego rządu, drugiego rządu, tylko to jest porażka wielu lat niewłaściwego rządzenia rolnictwem, gospodarką. A jednak wiele transparentów i słów wymierzonych było w obecnie rządzących. Nie ma dla nas przyszłości. Musimy walczyć o to, żeby szlak trafił Zielony Ład i tych dyktatorów w UE. Na czele z Tuskiem. Rolnicy nie zapominają o poprzednim rządzie i wywodzącym się z niego unijnym komisarzu ds. rolnictwa. Jesteś dzisiaj w Europie najbardziej znanym Polakiem, prawie jak Kopernik, prawie jak Ojciec Święty. Wszyscy cię znają tylko ze złej strony. A z tej najgorszej strony rolnicy postrzegają Unię Europejską. Nie chcą Zielonego Ładu, chcą uszczelnienia granicy z Ukrainą i ochrony hodowli zwierząt - 3 najważniejsze postulaty. Niechęć do UE demonstrowali w drodze do Sejmu, przed gmachem Parlamentu, choć wielu od dawna czuje się tej Europy częścią. Jan Kępa widzi brak logiki w tym, że jest z jednej strony nakaz zdrowej, zatem drogiej produkcji, a z Ukrainy wjeżdżają tanie i niespełniające norm produkty. Niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego nie możemy tego produkować, a możemy to konsumować, bo jest to ściągane bez żadnych standardów. Tak jak inni rolnicy mówi, że nie cofnie się ani krok. Po wielu tygodniach protestów są zdesperowani i jak sami mówią, są postawieni pod ścianą. Jeśli tym razem ich postulaty nie zostaną spełnione, Warszawę i resztę kraju czeka zaostrzenie protestów. Ten protest jest tylko sygnałem ostrzegawczym - mówią protestujący. Nie będziemy stać pokojowo, tak jak dzisiaj, jeżeli nasi politycy nie potraktują nas poważnie. Więc prawdopodobnie za niedługo pojawią się tu nasze traktory z odpowiednim sprzętem, który na co dzień używamy do produkcji zwierzęcej i polejemy tutaj gnojowicę, wyrzucimy obornik. Politycy traktują rolników poważnie, o czym świadczy spotkanie w Sejmie z marszałkiem Hołownią. Liczymy na pana jako koalicjanta. Nie na wszystko mamy wpływ, bo nie jesteśmy rządem. I po spotkaniu wyraźne rozczarowanie. Póki co, niestety, nie padły żadne konkrety, którymi moglibyśmy się pochwalić, żadne terminy. Janusz Kowalski ze Zjednoczonej Prawicy wyszedł do rolników przed Sejm. Kto jest winny? Unia Europejska. W tej sprawie wszyscy polscy politycy powinni mówić jednym głosem "NIE" dla liberalnej polityki handlu z Ukrainą, musimy być w tej sprawie konsekwentni. PiS wspiera polski rząd w sprawie embarga. Atmosfera jak na pogrzebie polskiego rolnictwa w drodze do kancelarii premiera, gdzie miała miejsce kulminacja protestu. Organizatorzy spotkali się z jej szefem - Janem Grabcem. Rolnicy liczyli na rozmowę z Donaldem Tuskiem, ale premier przebywa z wizytą w Pradze. W czeskiej stolicy zapewnił, że rolników nie można zostawić samych i embargo jedynie na zboże to może okazać się za mało. Rozmawiamy o tym ze stroną ukraińską, że potrzebne będzie rozszerzenie embarga, także na inne produkty, Na razie nie znajduje, a cierpliwość rolników się kończy. I zamierzają demonstrować nawet, gdy niedługo zaczną się prace na polu. "Były naciski na placówki konsularne w sprawie wydawania wiz" - tak przed sejmową komisją śledczą zeznał były konsul generalny RP w Indiach Damian Irzyk. W jego zeznaniach sugestie i ponaglenia płynęły od wiceministra Wawrzyka, a pośredniczyć miał Edgar Kobos, a z całości wyłania się obraz polskiej dyplomacji nadzwyczajnie zainteresowanej rozwojem indyjskiej kinematografii. Kolejni dwaj świadkowie przed komisją ds. afery wizowej. Pierwszy - Damian Irzyk, były konsul generalny w Mumbaju w Indiach. Zdaniem przewodniczącego komisji, to on i jego zastępca wykryli nieprawidłowości w tamtejszym konsulacie. Dzięki takim propaństwowym postawom, jakie prezentował pan Irzyk, udało się ten proces zatrzymać. Były konsul mówił dziś o mailowych prośbach, które wysyłali urzędnicy z polskiego MSZ i były wiceminister Piotr Wawrzyk. Chodziło o 2 grupy indyjskich pracowników, łącznie ponad sto osób. Minister Wawrzyk informował, że jest to sprawa bardzo pilna i jest to ekipa filmowa. Wiceminister Wawrzyk oczekiwał też bezpośredniego kontaktu w tej sprawie ze swoim współpracownikiem, Edgarem Kobosem. Chodziło o osobę, która organizuje to przedsięwzięcie, ten wyjazd. Urzędników konsulatu zdziwiła m.in. wielkość jednej z grup. Sprawdzili więc część domniemanych filmowców. Żadna z nich nie miała nic wspólnego z branżą filmową. To byli prości, biedni ludzie. Ktoś z tych osób informował, że zapłacił, łapówkę wręczył, żeby dostać tę wizę? Jedna osoba mówiła o kwocie ok. 10 tys. euro. Konsul odmówił wydania pozwoleń. Komisja pytała czy były naciski na konsulat ze strony resortu w tej sprawie. Chodziło m.in. o dodatkowe wizytacje kontrolerów i próby zmiany decyzji przez urzędników z MSZ. Czy pan to odebrał jako naciski? Tak, jako naciski. Ale to nacisk czy sugestie? W przypadku drugiej grupy konsulat w Mumbaju poddany był bezprecedensowym naciskom. Drugim świadkiem był zastępca konsula generalnego w Mumbaju, Mateusz Reszczyk. Uznaliśmy razem z konsulem Irzykiem, że ta sprawa, przepraszam za określenie, "śmierdzi" i trzeba się jej zdecydowanie bliżej przyjrzeć. Podejrzewali, że indyjscy pracownicy tylko udają filmowców. Choreograf nie potrafił tańczyć, aktor nie był w stanie pokazać żadnego dorobku filmowego. Zdaniem konsulatu chcieli przez Polskę wyjechać do innych państw Schengen, a później do Stanów. Kontaktowali się z amerykańskimi służbami. W mojej ocenie chodziło o stworzenie kanału przerzutowego i to samo powiedział mi agent federalny. Wicekonsul stwierdził też, że nie miał zaufania do byłego kierownictwa MSZ. Mamy absolutnie pełną wiedzę na temat zjawiska korupcyjnego, które funkcjonowało przez 2 lata wokół ministra spraw zagranicznych, a w szczególności wokół jego wiceministra Piotra Wawrzyka. Opozycja mówi jednak, że nie ma mowy o "wielkiej aferze" - jak twierdzą rządzący. 35 wiz, miało być 300 tys. 35 wiz, co do których mówi, że zostały wydane prawidłowo. Były naciski, czy były prośby o to, żeby wydać tych wiz więcej, ale system zadziałał. Przed komisję ma także zostać wezwany były minister spraw zagranicznych, Zbigniew Rau. Jeszcze w sierpniu polityka NBP miała być jak ta elewacji banku - pełna znakomitych posunięć i błyskotliwych reakcji na wymagania rynku. Do tego stopnia, że do budżetu miała wpłynąć kwota 6 mld zł zysku. Ale finalnie ta zapowiedź zmieniła się w prawie 21-miliardową stratę. Czy ważne było, kto wygrał wybory, czy może zaważył kryzys na Bliskim Wschodzie, albo wzrost wartości złotego? Czy może było tak jak z inflacją. Miało jej nie być, a była? Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to są skomplikowane rzeczy, nie dla tabloidów. Miało być 6 mln zł zysku, jest prawie 21 mld zł na minusie. Taką stratę w zeszłym roku zanotował Narodowy Bank Polski - wynika ze sprawozdania, do którego dotarł portal Money.pl. Od września 2023 r. sam wzrost kursu złotego, bezprecedensowy w stosunku do innych walut spowodował, że nasz wynik się o kilka miliardów obniżył. To są nieprzewidywalne rzeczy i one się po prostu zdarzają. Ale dlaczego właśnie teraz? Zdecydowana większość aktywów, jakie posiada NBP, czyli m.in. obligacji, jest denominowana w euro i dolarach. Cena euro i dolara w minionym roku spadła najmocniej w ciągu ostatnich 10 lat. Dlatego wartość aktywów przeliczona na złoty spadła i to generuje księgową stratę. Wcześniej, kiedy złoty był słabszy, Narodowy Bank Polski notował zyski. Sama strata NBP jednak ekonomistów nie martwi. To byłby problem, gdyby bank centralny miał chroniczne straty. Rok w rok generował duże straty z różnych powodów i potrzebował pokrywać te straty dodrukiem pieniądza. Wtedy mogłoby to wpływać na wzrost inflacji. Kontrowersje budzi jednak co innego. Najgorsze w tej całej sytuacji i skandaliczne jest to, dlaczego w czerwcu prezes Glapiński podał ministrowi finansów kwotę 6 mld zł. On nie miał żadnych podstaw, żeby podać tę liczbę. To jest wyssana z palca liczba. Wiadomo było, i z naszych informacji też to wynika, wiadomo było w tamtym czasie, kiedy prezes Glapiński wysyłał to pismo do Ministerstwa Finansów, że zysk będzie, że tego zysku nie będzie. Mimo to, pismo do Ministerstwa Finansów trafiło, a 6 mld zł zostało uwzględnionych w tegorocznym budżecie. A to nie koniec. Problem polega na tym, że wysoka strata banku centralnego musi być pokryta co do zasady z zysków w kolejnych latach. A to oznacza - zdaniem ekonomistów - że jeśli dzisiaj NBP ma dużą stratę, to najprawdopodobniej jeszcze przez rok nie będzie wpływów do budżetu z banku centralnego. "Zrobimy wszystko, co trzeba, by Rosja nie mogła wygrać tej wojny" - mówi prezydent Francji, a z jego wypowiedzi wynika, że tym, co trzeba, może być wysłanie wojska do Ukrainy. Nie ma takiej decyzji, zdania w tej sprawie w Europie są różne, ale komunikat zrobił wrażenie. Nie wiadomo tylko, czy na Kremlu. Tak czy inaczej w takim tonie europejscy liderzy o tej wojnie jeszcze nie mówili. Czy to coś zmienia? Największe ćwiczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego od zakończenia zimnej wojny, nowe fabryki amunicji i szkolenie cywilów. I to wciąż może być za mało, żeby powstrzymać Władimira Putina. Nie ma konsensusu w sprawie wysłania wojsk do Ukrainy. Nic jednak nie powinno być wykluczone. Zrobimy wszystko, aby Rosja nie wygrała tej wojny. To oświadczenie Emmanuela Macrona po konferencji poświęconej wspieraniu Ukrainy. Dotąd przywódca żadnego państwa o takiej możliwości głośno nie mówił. Nie było absolutnie porozumienia w tej sprawie, te zdania są różne i absolutnie takich decyzji nie ma. Ale reakcja była natychmiastowa nie tylko ze strony Kremla. Słowa Emmanuela Macrona wzbudziły tu spore zaniepokojenie. Francuzi przypominają, że Rosja jest drugą największa potęgą nuklearną świata, wiec lepiej z nią nie zadzierać, a wysłanie wojsk na front oznaczałoby de facto otwarty konflikt z Władimirem Putinem. Chociaż Prezydent Francji przekonuje, ze chce uniknąć eskalacji, to jego słowa ostro komentowane są nie tylko w Paryżu. Słowa, które padły w Paryżu, bardzo mocno rezonowały dziś także w Pradze podczas szczytu państw Grupy Wyszehradzkiej. Polska, Czechy, Węgry i Słowacja są zdecydowanie przeciwne wysyłaniu wojsk do Ukrainy. Jeżeli chodzi o pomoc Ukrainie, tutaj Polska wesprze inicjatywę Czech, by wspólnie kupować amunicję. Której najbardziej brakuje ukraińskim żołnierzom. Kijów nie może tu jednak liczyć na wsparcie Węgier i Słowacji, które mówią "nie" jakiejkolwiek pomocy wojskowej dla Kijowa. Gdyby wszystkie państwa UE zaangażowały się w pomoc Ukrainie, tak jak to robi Polska czy Czechy, to być może nie byłoby w ogóle potrzeby dyskutowania o innych formach wsparcia Ukrainy. O braku planów wysłania wojsk NATO do Ukrainy zapewnił sekretarz generalny Sojuszu. Taką możliwość odrzuciły Paryż, Berlin czy Waszyngton, gdzie wciąż nie udało się uchwalić kolejnego pakietu pomocy dla Ukrainy. M.in. o tym oraz jak uszczelnić nakładane na reżim Putina sankcje za oceanem rozmawiał też szef polskiej dyplomacji. Od samego początku to Polska, jej przywództwo i współpraca z sojusznikami NATO miały ogromne znaczenie po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę. Polska w obliczu wrogiej agresji dała odpowiedni przykład. Staramy się więc dawać dobry przykład. Jednak czasy są dramatyczne. Każda decyzja podjęta teraz będzie miała wpływ na historię. A Rosja jest zdeterminowana, by pisać ją po swojemu. Za artykuł przeciwstawiający się wojnie 2,5 roku do więzienia trafił właśnie Oleg Orłow z nagrodzonego pokojowym Noblem Stowarzyszenia Memoriał. Zanim wyprowadzono go z sali rozpraw, zdążył jeszcze zwrócić się do dziennikarzy. Oni chcą wrócić do XVII albo nawet XVI wieku. Niestety ciągną ze sobą całe państwo. Państwo, w którym kolejne domy pogrzebowe odmawiają organizacji ostatniego pożegnania największego wroga Kremla Aleksieja Nawalnego, który zmarł 11 dni temu w kolonii północnej za kołem polarnym. Bez wiary w zwycięstwo żadnej wojny wygrać się nie da, więc Ukraińcy wiary nie tracą. Częściej myślą na razie o amunicji, ale coraz częściej o tym, kto i jak rozliczy zbrodnie i zbrodniarzy, gdy amunicja nie będzie już tak potrzebna. W kraju znaczonym krzyżami po przerażających masakrach pamięta się nie tylko o Buczy i Ukraińcy wiedzą, kiedy jest czas na żałobę, ale pytają, czy przyjdzie czas na sprawiedliwość. Stepowe i Siewerne na zachód od Awdijiwki w rękach Rosjan. Ukraińska obrona pęka, ale żołnierze cały czas mają wolę do walki. Problem w tym, że sama motywacja tu nie wystarczy. Oszczędzamy na amunicji. Naprawdę bardzo nam jej brakuje. Kijów potrzebuje broni natychmiast. Amerykański Kongres wstrzymał pakiet pomocowy, a Ukraińcy wstrzymali oddech, bo bez amerykańskiej amunicji i pieniędzy nie są w stanie utrzymać linii frontu. Jest ciężko. Rosyjskie wojska nacierają do przodu. Nacierają i zamieniają życie mieszkańców w piekło. Co robisz, gdy trwa ostrzał? Siedzę pod stołem w salonie, bo tam jest bezpiecznie, tam nie ma okien. Przez piekło przeszedł też Andrij Gaławin - ksiądz z Buczy. To tam Rosjanie wkroczyli dokładnie dwa lata temu. Potem przez miesiąc kradli, gwałcili i zabijali. W jaki sposób oni zagrażali Rosjanom? Kapłan Andrij Gaławin odprawił tu ponad sto pogrzebów. A to tylko 1/5 wszystkich w Buczy. Zapisano tu 550 nazwisk osób zabitych w Buczy. Część pochowano tu na cmentarzach, część w parkach, skwerach, przy domach. Minęły prawie dwa lata, a my wciąż znajdujemy ciała zamordowanych ludzi. Ostatnio na poddaszu jednego z domów. Międzynarodowy Trybunał Karny już rok temu wydał nakaz aresztowania Władimira Putina za zbrodnie wojenne. Zebrana dokumentacja jest dowodem. Pytanie, czy kiedykolwiek zbrodniarz odpowie za machinę zła, która przetoczyła się przez Ukrainę. Wiele innych miejsc zbrodni na wschód - pewnie na zawsze zostaną bezimienne. Bucza jest symbolem tej masakry, ale ich jest setki jak nie tysiące. Tam, gdzie Rosjanie, tam zbrodnie wojenne. Zabójstwa to tylko jedna z form zbrodni, jakich dopuszczają się Rosjanie. Do najsłabiej udokumentowanych zbrodni wojennych należą zbrodnie seksualne. Od początku rosyjskiej inwazji Rosjanie dokonali na terytorium Ukrainy niezliczonych zbrodni wojennych. Mamy ponad 62 tysiące dowodów popełnienia takich przestępstw. Niestety z każdym kolejnym dniem wojny przybywa ich coraz więcej. Bardzo silne bóle brzucha, złe samopoczucie, gorączka. Niebezpieczna carbonara. Stwierdzono obecność bakterii salmonella. Miasto przyszłości. Wrocław myśli o wielkich rzeczach. Eryk, gdy umierał, miał 16 lat. Daniel, gdy zabijał Eryka - 17. Obaj byli dziećmi. Daniel chyba nie całkiem rozumiał, co zrobił, bo po wszystkim zasiadł przed komputerem i grał. Zabił, bo Daniel miał się naśmiewać z jego koleżanki, też dziecka. Jutro minie rok od tej tragedii, a dziś ruszył proces. O życiu , które zdążyło się skończyć, zanim się zaczęło, i o innym, które się zestarzało, zanim dorosło. Nie dali mi tej szansy, że będę miała wnuki, że będę miała na stare lata jakąś opiekę. Nikt o tym nie pomyślał. Dokładnie rok temu Iwona Kasprzak straciła syna. Dziś ruszył proces w sprawie morderstwa 16-letniego Eryka. Sprawa będzie toczyć się za zamkniętymi drzwiami. Chodzi tutaj przede wszystkim o ochronę nieletnich sprawców czynu karalnego, o możliwość zakłócenia spokoju publicznego. Znając nasze sądy, to będzie trwało pewnie i trwało, bo oprawca, znaczy oskarżony, nie przyznaje się do winy. Oskarżony, który ma 17 lat i będzie sądzony jak dorosły. To Daniel G. miał zadać ostateczny cios, który odebrał życie Erykowi. Grozi mu 25 lat więzienia. Więziennictwo nie ma specjalnie propozycji, co zrobić z tak młodym człowiekiem skazanym na tak długą izolację. Co oznacza nikłe szanse na resocjalizację tego człowieka, o ile w systemie nie zajdą zmiany. Oprócz niego na ławie oskarżonych usiadły trzy osoby, które w momencie zdarzenia były niepełnoletnie. Młodzi ludzie z reguły, jak popełniają przestępstwa w grupie, to jeden drugiego stymuluje. I się tak nasycają okrucieństwem dla uzyskania pozycji w grupie. Żadne dziecko nie rodzi się złe. Według policyjnych statystyk tylko w zeszłym roku doszło do ponad 4000 przestępstw wśród nieletnich. Czasami oni nie są w stanie rozpoznać, które czyny są już przestępstwem, wykroczeniem, a które są jakimś takim zachowaniem wynikającym być może z demoralizacji. Dwoje na troje dzieci w Polsce doświadczyło przemocy rówieśniczej. W ciągu ostatnich 10 lat liczba nieletnich dotkniętych przemocą wzrosła o prawie 10%. My jako dorośli nie mamy czasu dla dzieci, jesteśmy zagonieni. Te dzieciaki po powrocie ze szkoły sięgają po media, po telefony, laptopy. One żyją w trochę innym świecie. Który jest coraz brutalniejszy i coraz częściej przenosi się do naszego wspólnego, realnego świata. Bóle brzucha, biegunka, nudności, gorączka. Tak to się zaczyna mniej więcej po dobie albo dwóch od zakażenia. W szkole w Benicach w Zachodniopomorskiem salmonellą zarazili się uczniowie i nauczyciele. Salmonella to choroba brudnych rąk, więc lokalny sanepid bada, jakie było źródło zakażenia. W szkole w małej wsi Benice wszystko zaczęło się po obiedzie. W makaronie carbonara, który był serwowany na obiad, stwierdzono obecność bakterii salmonella. Dodatkowo u personelu kuchennego wyhodowano również salmonellę. Sprawę do sanepidu zgłosił rodzic zaniepokojony bólem brzucha swojego dziecka. Wszczęliśmy niezwłocznie dochodzenie epidemiologiczne, przeprowadziliśmy czynności kontrolne w obiekcie, zostały pobrane próbki żywności, wody, wymazy sanitarne. Po posiłku zatruło się 68 osób, w tym kilkudziesięciu nauczycieli. Dwie osoby, w tym dziecko, musiały trafić do szpitala. Służby pana dyrektora, te, które są zdrowe, u których nie wystąpiły objawy salmonelli, zajmują się dezynfekcją. Każdy zakamarek jest dezynfekowany i sprzątany. Salmonella jest jedną z najczęstszych przyczyn zatrucia pokarmowego. Skażenie bakterią może doprowadzić nawet do śmierci. Wymioty, biegunka. To się rozwija w ciągu 72 godzin po spożyciu tego skażonego pokarmu. Mamy bardzo silne bóle brzucha, złe samopoczucie, gorączkę. Bakteria przede wszystkim znajduje się w surowym mięsie, mleku i mlecznych przetworach, ale też w jajach, a nawet w owocach morza. A jak się przed nią ustrzec? Higiena żywności. Pamiętajmy, abyśmy przed sporządzaniem posiłku myli ręce. I również myli ręce przed ich spożywaniem. Jest to klasyczna choroba brudnych rąk. Szkoła na razie stoi pusta, a zajęcia prowadzone są zdalnie. Dzieci wrócą do placówki w przyszłym tygodniu. Mają tam potencjał gospodarczy, dobry klimat dla biznesu, świetne skomunikowanie, To operacja przywracająca prawidłowy rytm serca u osób, które dzień i noc żyją z wysokim tętnem. Zamiast 60 uderzeń na minutę ich serce bije ponad 180 razy, czyli tak, jakby non stop biegły w maratonie. Nowatorską operację przeprowadził zespół specjalistów w Szpitalu MSWiA w Warszawie. To trzeci ośrodek w Europie, który wykonuje te unikalne zabiegi. Izabela Kachniarz od 11 lat ma problemy z sercem. W przeszłości fotomodelka i finalistka konkursu Miss Małopolski. Jej tętno cały czas wynosi blisko 200 uderzeń na minutę. Ponad trzy razy szybciej niż u zdrowej osoby. To oznacza ciągłe uczucie zmęczenia, rozdrażnienie i problemy ze snem. Za kilka godzin będzie poddana zabiegowi, który spowolni bicie jej serca. Czuję to serce bardzo mocno, jakby za chwilę to serce miało wyskoczyć, i pracuje dosłownie źle. Dziwne jest to uczucie, jakbym to serce czuła w 3D po prostu. Zabieg polega na zniszczeniu grupy komórek, które odpowiadają za przyspieszony rytm serca. Operacja odbywa się przez niewielkie nacięcie, endoskopowo. To wyjątkowa operacja, podczas której przy jednym stole operacyjnym spotykają się kardiochirurg i elektrofizjolog. Wszystko po to, żeby zwiększyć precyzję i efektywność zabiegu. Wszystko na obszarze poniżej milimetra kwadratowego. My jesteśmy specjalnością, która widzi prąd w sercu, a kardiochirurg nie widzi tego prądu. My swoimi narzędziami z wnętrza serca pokazujemy kardiochirurgowi, gdzie powinien zacząć swój zabieg i gdzie nie powinien sięgać. Kolega elektrofizjolog mówi mi: Milimetr w lewo, milimetr w prawo. I dzięki temu możemy precyzyjnie i bezpiecznie wykonać tę ablację. Zabieg odbywa się pod okiem specjalisty z Karoliny Północnej, który nadzoruje cały program badawczy. Jest tylko kilka ośrodków na całym świecie, które potrafią tego dokonać. To dlatego wybraliśmy ten szpital i tych specjalistów, żeby wykonywali te zabiegi. Przyspieszone tętno ma 1% osób w Polsce, najczęściej młodych kobiet. Co dziesiąta, czyli około 40 tys., ma objawy tak silne, że nie pomagają najsilniejsze leki. Tak było w przypadku Poli i Magdaleny, które jako pierwsze przeszły właśnie ten zabieg trzy miesiące temu. Teraz czuję się, jakbym miała nowe życie. Mam to samo serce, ale o wiele bardziej ulepszone. Mogę wrócić do ćwiczeń, mogę wrócić na siłownię, mogę wrócić do tańca i robić wiele rzeczy, których nie mogłam robić wcześniej Metoda jest stosowana od 6 lat w Belgii i Holandii. Ponad 90% pacjentów nie miało nawrotów przyspieszonego tętna. Mają tam potencjał gospodarczy, dobry klimat dla biznesu, świetne skomunikowanie, kapitał ludzki, atrakcyjny styl życia, a inwestycje się tam opłacają. Wrocław wygrywa wśród miast średniej wielkości w prestiżowym rankingu "European Cities and Regions of the Future". W pokonanym polu takie miejskie legendy jak Zurych i Wilno, a w portfolio Wrocka rekordowe, roczne nakłady na inwestycje bezpośrednie. Jak to robią nad Odrą - Sandra Meunier. Tak Wrocław widziany jest oczami obcokrajowców. Ale stolica Dolnego Śląska to nie tylko piękne widoki. To przede wszystkim dom technologii i innowacji. Taki jest też Wrocław - myśli o wielkich rzeczach. Wrocław to przede wszystkim strategiczna lokalizacja, świetnie wykształcona kadra i też przyjazność dla biznesu. Konkurencja spora. Wrocław pokonał Zurych, Wilno, Edynburg i wiele innych miast. Rynek jest bardzo piękny, jak państwo widzicie. Podoba mi się to, że pojawia się coraz więcej elementów zielonych, jak np. ta przebudowa Nowego Targu. Ale to nie koniec dobrych informacji. Dolny Śląsk to polska Dolina Krzemowa. Według raportu "Polskie startupy 2023" zarejestrowany jest tutaj co trzeci biznes. Z resztą to nie pierwszy raz, kiedy region jest doceniany. Wrocław to przecież współorganizator mistrzostw Europy 2012 r., ale także Europejska Stolica Kultury. W zestawieniu pod lupę wzięto w sumie 330 miast i 140 regionów w Europie. Na wysokiej - czwartej - pozycji uplasowała się również Warszawa, która jako duża aglomeracja miała sporą konkurencję. Lepszy od stolicy były tylko Londyn, Amsterdam i Dublin. Przyjazność miasta, styl życia, udogodnienia, a w tym świetna infrastruktura pozwala powiedzieć, że nie tylko w Europie, ale i na świecie jesteśmy czołówce. Varsavianista i popularyzator Warszawy Łukasz Ostoja-Kasprzycki mówi, że to jak zmienia się stolica możemy zauważyć na każdym kroku. A ta ma sporo do zaoferowania... Np. rewitalizuje jak Praga. Nowe kamienice, rewitalizacja starych budynków, restauracje, nowe galerie sztuki. Ta Warszawa pączkuje jak na wiosnę kwiaty, powstają nowe miejsca. Podobnie jak Kraków, który w zestawieniu Top 10 dużych miast uplasował się na 4. pozycji. Dawna stolica Polski wygrała również w podkategoriach: "kapitał ludzki i styl życia" i "przyjazność dla biznesu".