Rada w Pałacu - efekt? Dwa kolejne prezydenckie weta. Przedmiot sporu - edukacji zdrowotnej chce wielu rodziców, Kościół - nie. Niski stan - mało wody w rzekach, sucho w kranach. W Konstytucji są o niej trzy zdania, za to w politycznej rzeczywistości dyskusja na dwie kancelarie i całą Radę Ministrów. Prezydent Nawrocki zwołał Radę Gabinetową, na którą zjechał cały rząd z premierem. Były słowa wstępne gospodarza i gości i już było widać, że miejsce rozmów jest wspólne, ale to nie to samo, co płaszczyzna porozumienia. Pojedynek na błyskotliwe uszczypliwości zakończyły 2 kolejne prezydenckie weta. Były uśmiechy, uściski dłoni i komplementy. ...sympatycznego rzecznika rządu pana Adama Szłapki... Jak wiemy, różni ludzie różnie definiują słowo "sympatyczny". Ale po 4 wetach prezydenta i reakcjach premiera na nie - sympatycznie już nie było. Wiatraki. Nie po to was tu zaprosiłem. A większość wypowiedzi w części jawnej brzmiała jak protokół rozbieżności. Jestem bardzo zaniepokojony tym, co widzę z danych dotyczących finansów publicznych. Rządzimy niecałe dwa lata i mamy najwyższy wzrost gospodarczy w Europie. Stan finansów publicznych to jeden z 3 tematów rady gabinetowej. Odziedziczyliśmy stan gospodarki, która była bliska stagnacji. Ale prezydent na budżet wolał patrzeć, jakby wczoraj nie było. Gdybyśmy porzucili naszą miłość do historii, to byłoby nam łatwiej rozmawiać. W kwestii CPK - to też jeden z tematów rady - było odwrotnie. Karol Nawrocki postulował powrót do przeszłości, czyli projektu CPK w wersji PiS. Skład moich doradców, których zaprosiłem na radę gabinetową, pokazuje, że to nie jest projekt polityczny, on łączy środowiska. Wśród tych doradców, a dziś było ich dziesięcioro, niemal wszyscy są lub byli związani z PiS. To dwoje posłów, były eurodeputowany oraz byli członkowie rządu PiS lub kandydaci tej partii w wyborach do Sejmu. Państwo nie tylko sympatyczni, ale też skuteczni w kształtowaniu pewnych wyobrażeń, a czasami mitów - patrzę na ministra Horałę, chciałbym tak poopowiadać o CPK jak minister Horała, ale my nie opowiadamy, tylko my robimy. Prezydent w kampanii zapowiadał dużo, o czym przypomniał także dziś. Mój plan, z którym szedłem do wyborów, jest wciąż aktualny, ale mogę go jeszcze raz przesłać panu premierowi. Premier w odpowiedzi odesłał do zapisów Konstytucji. Będę dla pana prezydenta dostępny w celach informacyjnych, ale rada gabinetowa to nie jest substytut rządu czy parlamentu. Kim chce być pan prezydent? Donaldem Trumpem. Ale czy ma takie umocowania w polskiej konstytucji? Oczywiście nie, dlatego że w Polsce mamy system parlamentarno-gabinetowy. Co oznacza, że rządzi ten, kto ma większość w Parlamencie. Prezydent ma prawo weta, z którego zamierza korzystać, także w kwestii zapowiadanych przez rząd zmian podatkowych. Podwyższanie tych zobowiązań na kolejne grupy społeczne, podwyższanie podatków, podwyższanie danin jest rzeczą, której nie zamierzam akceptować. Ja rozumiem, że pan prezydent miał na myśli banki, W planach rządu także podwyższenie akcyzy na alkohol i podatku cukrowego. Tu też prezydent mówi "nie". I prezydent, i premier są w stanie współdziałać dla dobra Polski? Jeżeli nie będą w stanie, to jeden z nich musi odejść. Mówią politycy PiS, wskazując na premiera. Donald Tusk zapowiada, że mimo prezydenckich wet jest w stanie realizować plan rządu, Pewnie jeszcze trochę zajmie kancelarii pana prezydenta, żeby dotrzeć się i zrozumieć, jakie są konsekwencję zapisów konstytucyjnych, i powiem, że dostrzegam z tamtej strony raczej dobrą wolę. Ta dobra wola była widoczna w dziedzinie dyplomacji. Choć nie było tu unijnych flag, które wisiały podczas ostatniej rady gabinetowej organizowanej przez Andrzeja Dudę, to prezydent swoje kontakty w Brukseli ocenia wysoko. Jestem gotowy do budowania mniejszości w Radzie Europejskiej, aby powstrzymać umowę UE z państwami Mercosur. Tyle że to ministrowie rządu biorą udział w pracach tej rady, a nie prezydenta. Więc prezydent nie ma możliwości blokowania. Gdyby byli chętni, byłoby to już dawno zablokowane, ale proszę się nie krępować, przy pańskich talentach dyplomatycznych. Pracowitości jeszcze. W to nie wątpię. Tak, tu wszyscy słyną z pracowitości. Czego dowodem są kolejne dwa prezydenckie weta: do ustawy o zapasach ropy i gazu oraz o środkach ochrony roślin. Prezydent Nawrocki zaprosił rząd do rozmowy także o pieniądzach. Niepokoi go stan polskich finansów, bo deficyt wielki, a jak pieniędzy brakuje, to co z inwestycjami? Inwestycje mają się dobrze, rozwojowe są kontynuowane, a deficyt ma swoją przyczynę, swoją historię i swojego autora - taka była odpowiedź premiera. A jak wygląda odpowiedź na troski prezydenta w liczbach i poza pałacowym wnętrzem? Te wiatraki w gminie Potęgowo na Pomorzu to koło zamachowe dla lokalnych inwestycji. Przychody z działających tu turbin to ponad 4,5 mln zł, m.in. na nowe drogi czy termomodernizację budynków. Potrafimy dopłacać do wymiany kopciuchów, potrafimy dopłacać naszym mieszkańcom do montażu paneli fotowoltaicznych czy zagwarantować darmowe wycieczki dla seniorów czy dla naszych dzieci. Prezydenckie weto rozwój wiatraków blokuje. To jest dziś najtańsze źródło energii. Dlatego rząd mimo wszystko drogą rozporządzeń chce w energię z wiatru inwestować. Ja mam dobrą wiadomość dla Polek i Polaków i złą wiadomość dla pana prezydenta. My i tak będziemy zwiększali, i to radykalnie, moc wiatraków na lądzie. Jednak od tematu wiatraków prezydent szybko próbował uciec. Chyba odchodzimy od tematu. Dla Karola Nawrockiego najważniejsza do omówienia z rządem była dziś kwestia deficytu budżetowego. Mamy 150 mld deficytu, to dla mnie jako prezydenta Polski jest jasny sygnał alarmowy, że coś jest nie tak. To w dużej mierze spadek po PiS-ie - odpowiada premier. Odziedziczyliśmy sytuację gospodarczą, a to automatycznie wpływa na kondycję budżetu, deficyt i dług. Kondycję gospodarki, która była bliska może nie recesji, ale stagnacji. W 2023 - roku wyborczym - wzrost gospodarczy wyniósł zaledwie 0,1%, w zeszłym roku - 2,9%, a na ten rok prognozy zakładają 3,2%. Jeśli chodzi o najważniejsze zobowiązanie wyborcze, czyli odejście od tej upiornej pisowskiej drożyzny przez lata rujnującej portfele polskich rodzin, to dzisiaj mamy jedną z najniższych inflacji. A jeszcze 3 lata temu inflacja wynosiła ponad 14%, dziś to niewiele ponad 3%. Wysoki dług publiczny jest jednak problemem - przyznają ekonomiści. I nie można go zbyt długo utrzymywać. Dzisiaj przy obecnym poziomie rozwoju Polski, przy obecnym poziomie dochodów, ktore wypracowujemy, on jest akceptowalny, on nie wywołuje nerwowej reakcji inwestorów, Dług to efekt zwiększonych wydatków na obronność, podniesienia świadczenia na dzieci z 500 do 800 zł i podwyżek pensji w budżetówce. A także inwestycji. My robimy, nie gadamy. Ten najważniejszy - projekt CPK - jest realizowany, w tym kolej dużych prędkości. Dużych, czyli według prezydenta do 250, a według rządu do 350 km/h. I tu problem. To ogranicza czy wyłącza polskich producentów. Polscy producenci dzisiaj mają takie zdolności, żeby budować odpowiednie tabory do 200 km/h prędkości. Polscy producenci mają czas, by swoją ofertę dostosować do potrzeb CPK. My chcemy wybudować nie tylko najnowocześniejsze lotnisko w Europie, nie osłabiając lotnisk regionalnych, ale także wybudować najszybszą kolei dużych prędkości w Europie. Prezydent, choć zaniepokojony rosnącym deficytem, sam proponuje większe obciążenia, m.in. zerowy PIT dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci. A kiedy rząd proponuje finansowanie: wyższą akcyzę na alkohol czy wzrost podatku CIT dla banków, tu zgody prezydenta nie ma. Podwyższanie podatków jest rzeczą, której nie zamierzam akceptować jako prezydent. Nigdy nie spodziewałem się, że wrażliwość społeczna i ta czułość pana prezydenta będzie dotyczyła banków, które osiągają rekordowe zyski. Już jutro poznamy szczegóły przyszłorocznego budżetu. Co się działo w części niedostępnej dla prasy - nie wiadomo, wiadomo natomiast, że była mowa o prezydenckich wetach i ich konsekwencjach. To w sprawie pomocy dla Ukraińców skupiło uwagę na losie rodzin pozbawianych 800 plus, ale mało wyszukana analiza pokazuje, że z kłopotliwymi skutkami tego weta mogą zostać także Polacy. To, co przeżyli tam, to można po prostu powieść napisać i byłby to horror. W tym były dzieci. Fundacja siostry Małgorzaty Chmielewskiej od lat pomaga potrzebującym - także uchodźcom z Ukrainy. Prezydenckie weto pod nowelizacją ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy wciąż dziwi siostrę Małgorzatę. Chodzi m.in. o 800 plus tylko dla pracujących Ukraińców. Prezydent chce, by dostawali je tylko pracujący. Chcemy walczyć de facto z szarą strefą, czyli osobami, które nie pracują, pojawiają się, pobierają świadczenie. Ale odpowiednie przepisy wcześniej przygotował rząd. Zlikwidowania nadużyć, jakie pojawiły się dzięki beztroskiej polityce naszych poprzedników, tzn. że uchodźcy i migranci otrzymywali absolutnie wszystko bez żadnej kontroli. Obawy budzi kwestia legalności pobytu Ukraińców w Polsce. Rząd chciał przedłużyć przepisy do marca. Po wecie - obowiązują do końca września. Nie dziwią obawy podopiecznych siostry Chmielewskiej. Pytanie, czy dzieci będą mogły pójść do szkoły, czy starzy, chorzy ludzie, ale również i dzieci będą mieli ubezpieczenie. W liście otwartym do prezydenta siostra Chmielewska pisze o negatywnych skutkach weta wobec najsłabszych. "Zapraszam do osobistego z nimi spotkania. Spojrzenia w oczy i powiedzenia: spadaj mały, spadaj starcze, skąd przyszedłeś. Nie stać nas na ciebie, jesteś nieprzydatny, a że urodziłeś się pechowo gorzej, to nie nasz problem". Duża grupa ukraińskich uchodźców będzie podlegać ochronie na mocy unijnych przepisów, ale jest też część, dla których zalegalizowanie pobytu w Polsce będzie sporym wyzwaniem. Tak jak dla pani Niny, która do Polski przyjechała z córką i niepełnosprawnym wnukiem. Sumy były okupowane ze wszystkich stron. Nie było nic do jedzenia, latały samoloty, musieliśmy uciekać do Polski. Teraz nie mamy dokąd wracać. Przeciwko decyzji Karola Nawrockiego protestują też znane Polki związane z kulturą, polityką i nauką. Niech Polska pozostanie domem, w którym matka nie musi pytać: dokąd teraz? Bo odpowiedź zawsze będzie brzmieć: zostań w kraju, który dotrzymuje słowa. MSWiA w oświadczeniu pisze, że prezydent wetem uderza w stabilność gospodarki i bezpieczeństwo kraju. Uchodźcy wojenni zostaną tutaj, ale bez jasnych regulacji. To oznacza, że od 1 października 2025 r. tysiące osób straci możliwość legalnej pracy. Oczywiście może być dewastujące dla polskich firm. Też proponuję możliwie szybko podjąć współpracę, żeby negatywne skutki pańskiego weta w tej kwestii ograniczyć do minimum. Bo pracownicy z Ukrainy generują prawie 3% PKB Polski. Nie można negować, że wpływy z podatków, z ZUS-u tych, którzy legalnie pracują, one są znacznie, znacznie większe niż wydatki. Według Rzeczpospolitej problem z legalnością pobytu od października może mieć nawet 700 tys. Ukraińców. Wielu z nich jest na rynku pracy - w przemyśle, rolnictwie, usługach. Co budzi niepokój przedsiębiorców. O to, że nie będą mieć pracowników, których już przeszkolili, których już przygotowali, którzy się zaadaptowali. Połowa załogi w kawiarni pana Leszka to Ukraińcy. Jeżeli z dnia na dzień odeszłoby 50% pracowników, to taki biznes jak mój, czyli mała kawiarnia z palarnią kawy, zostalibyśmy na lodzie. Delikatnie ujmując. Znalezienie pracownika dzisiaj to jest kilka miesięcy. MSWiA ostrzega przed możliwym paraliżem polskich urzędów przez miliony dodatkowych wniosków składanych przez Ukraińców. Koszty obsługi administracyjnej mogą wynieść nawet 8 mld zł. Wciśnięta między Rumunię i Ukrainę, trochę ludniejsza od Warszawy, ale politycznie ważna na tyle, że w dniu jej niepodległości zjechali tam najważniejsi liderzy Europy. Mołdawia. Suwerenna od rozpadu Związku Radzieckiego, nadal miotana walkami prorosyjskich i proeuropejskich frakcji. Ile waży państwo mniejsze od polskiego województwa? To nagranie opublikowane przez prezydentkę Mołdawii z okazji 34. rocznicy niepodległości. Kiedy żyjecie wolni i niepodlegli, Mołdawia jest wolna i niepodległa. Kiedy wybieracie właściwą drogę, Mołdawia jest na właściwej drodze. Wybrała kurs zachodni i integracji europejskiej. W 2024 roku Kiszyniów rozpoczął negocjacje akcesyjne. Pozostajemy u waszego boku na drodze ku wspólnej europejskiej przyszłości. Do stolicy Mołdawii przyjechali europejscy przywódcy, prezydent Francji, kanclerz Niemiec i premier Polski. To przede wszystkim gest solidarności dla proeuropejskich sił przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi. Nie ma bezpiecznej UE, nie ma bezpiecznej Polski, nie ma bezpiecznej Francji ani Niemiec bez niepodległej i bezpiecznej Mołdawii. W przeciwieństwie do Rosji Unia Europejska nikomu nie zagraża. Szanuje suwerenność każdego kraju. Cieszymy się, że Mołdawia trwa w swoich wysiłkach, by przystąpić do Wspólnoty. To, czy Mołdawia pozostanie na proeuropejskim kursie, zależy od utrzymania władzy przez demokratyczne siły. 4 prorosyjskie opozycyjne partie ogłosiły wspólny start w wyborach. Na czele Socjalistów Republiki Mołdawii stoi Igor Dodon, były prezydent kraju, który niejednokrotnie gościł na Kremlu. Putin pogratulował mu nawet zwycięstwa w wyborach prezydenckich w 2016 roku. Nie dziwi więc, że polityk chętnie głosi kremlowską propagandę. Militaryzacja, więcej radarów, NATO, więcej wojsk? Takie są wymogi integracji z UE. Uczestniczył w antyrządowych manifestacjach zwoływanych przez prorosyjskich działaczy przed wyborami prezydenckimi w 2024 roku. Zachętą do udziału w protestach były płynące z Rosji pieniądze. Przeniknęliśmy między ludzi. Zapłacono nam za to, że protestowaliśmy. - Ile? - 400 lei. To około 20 euro. Rosja próbowała wpłynąć na wynik wyborów, także kupując głosy i prowadząc działania dezinformacyjne. Kreml wspierają też separatystyczne władze sąsiedniego Naddniestrza, w którym stacjonują rosyjskie wojska. W Tyraspolu, stolicy samozwańczego państwa, o wpływach Moskwy przypominają też takie pomniki. Europa się zbroi i zbroi Ukrainę. Rosja pozostanie największym zagrożeniem dla pokoju i wolności w Europie - mówi kanclerz Merz. Fakty mówią to samo, bo Rosja markuje pokojowy proces, jednocześnie zajmując kolejne terytoria Ukrainy. Za oceanem klimat jest inny, bo tam prezydent Trump mówi o dobrych relacjach z Putinem. Czy te dobre relacje wystarczą, by zapewnić pokój do końca roku? Powstała w rekordowym tempie. W zaledwie półtora roku. To największa fabryka amunicji w Europie. Rocznie zakład pod Hanowerem będzie wytwarzał nawet 350 tys. pocisków artyleryjskich. W znacznej mierze - na potrzeby Ukrainy. Niemcy rozbudowują też armię. W Europie ma być również największa. Potrzebujemy silnej Bundeswehry. Tylko wtedy odstraszanie wobec Rosji będzie naprawdę wiarygodne. Co do intencji Putina nikt w Berlinie wątpliwości nie ma. Nieprzypadkowo posiedzenie rządu po raz pierwszy od 20 lat odbyło się w Ministerstwie Obrony. W specjalnie zabezpieczonej sali konferencyjnej. Znajduje się za tymi drzwiami. Rosja jest i pozostanie największym zagrożeniem dla wolności, pokoju i stabilności w Europie przez długi czas. Rząd niemiecki reaguje na to z determinacją. Ale po drugiej stronie Atlantyku postrzeganie rosyjskiego dyktatora jest zupełnie inne. Zawsze miałem dobre relacje z Putinem. Świetne relacje, silne relacje z Rosją. To dobra rzecz. Donald Trump liczy na zakończenie wojny w Ukrainie do końca roku. Taki termin podał jego specjalny wysłannik Steve Witkoff. Wskazał również, co taki termin determinuje. Jest jedna rzecz, o której marzę: że Komitet Noblowski w końcu zda sobie sprawę, że jest pan najlepszym kandydatem do nagrody pokojowej od początku jej istnienia. Choć z Moskwą ponoć Biały Dom o pokoju rozmawia codzienne, ta zatrzymywać się nie zamierza. Ukraińcy przyznali, że rosyjskie wojska przekroczyły granicę obwodu dniepropietrowskiego. To pierwszy raz od początku wojny, gdy wkroczyły na te tereny. A to budzi obawy, że Kreml ogłosi kolejne roszczenia aneksyjne. Ukraińskie wojska zrobiły wszystko, aby Rosjanie się tam nie umocnili. Ale walki trwają. Rosjanie próbują zdobyć przyczółki w dwóch miejscowościach. A my próbujemy ich stamtąd wyprzeć. Jeśli jednak USA uda się doprowadzić do zakończenia walk, to według Financial Times zapewnią wsparcie wywiadowcze i przeciwlotnicze siłom stacjonującym w Ukrainie. Trzystopniowy plan obron zakłada stworzenie strefy zdemilitaryzowanej, silnie umocnionej granicy bronionej przez ukraińską armię, za którą dopiero w głębi Ukrainy stacjonowałyby europejskie siły. Początek roku szkolnego już za kilka dni i duże zamieszanie wokół nowego przedmiotu: edukacji zdrowotnej. Słychać głos biskupów, którzy grzmią, że to erotyzacja od najmłodszych lat. I apelują o wypisywanie dzieci z tych zajęć. Eksperci podkreślają, że program daje rzetelną wiedzę o zdrowiu, która zaprocentuje na całe życie. Czy trzeba się bać edukacji zdrowotnej? Za kilka dni początek szkoły i nowy, nieobowiązkowy, przedmiot: edukacja zdrowotna. Podręczników jeszcze nie ma. W hurtowniach mają się pojawić w połowie września. Dla wielu rodziców to przedmiot, którego brakowało. Ja jak najbardziej jestem za, myślę, że to bardzo może poszerzyć światopogląd dziecka. Jeden z ważniejszych przedmiotów, jakie powinny być w szkole, żeby się uczyć czegoś życiowego. Przedmiot, który powinien być obowiązkowy dla wszystkich - mówi nauczyciel biologii z długoletnim stażem. Problemem tego przedmiotu jest, że sprowadzono go do edukacji seksualnej, a to nie o to chodzi. To jest przedmiot o tym, żeby młody człowiek wiedział, że to, co robi dzisiaj, ma konsekwencje jutro. O ten przedmiot od lat zabiegały organizacje lekarskie i pacjenckie, bo zdrowie i kondycja psychiczna dzieci pogarsza się. Na wspierać relacje, również rodzinne, rzeczy związane z emocjami, radzeniem sobie ze stresem, to są wszystko rzeczy, które wspierają środowisko rodzinne. List biskupów odczytywany w kościołach ostrzega rodziców przed tym przedmiotem. Ich zdaniem to systemowa deprawacja, która może prowadzić do seksualizacji dzieci i upadku tradycyjnych wartości. "W trosce o wychowanie i zbawienie apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach". Kościół katolicki widzi też treści niezgodne ze swoja nauką, treści dotyczące moralności, treści dotyczące seksualności. Część szkół katolickich zachęca do wypisywania dzieci z zajęć. Przemysław Czarnek, poseł PiS, podsyła gotowy formularz i chwali apel hierarchów. "Mocny i zdecydowany głos episkopatu. Brawo". Jeśli chodzi o edukację seksualną, to zajmuje 9% podstawy programowej. I nakierowana jest całkowicie na krzywdzenie osób małoletnich, na ochronę przed krzywdzeniem seksualnym. Środowisko kościelne nie jest jednogłośne. Ojciec Paweł Gużyński, kiedyś duszpasterz szkół średnich, uważa, że program jest dobry i potrzebny. Pierwsze rozmowy dziewczyn młodych o miesiączkach odbywały się ze mną, nie z rodzicami. Rodzice nie byli niestety partnerami do takich rozmów. To rzetelna edukacja, która pomoże na całe życie - podkreśla Ministerstwo Edukacji. Im większa świadomość, tym większa szansa na zdrowie. Problem w tym, że kiedy przedmiot nie jest obowiązkowy, wielu tych, którzy go potrzebują, poszuka informacji w innych, przypadkowych źródłach. Bardo w Dolnośląskiem nie ma szczęścia do wody. Ubiegłoroczna powódź zniszczyła tam ujęcie wody, tegoroczna susza kazała poprosić o pomoc Nową Rudę. Ale korzystanie z sąsiedzkiego ujęcia nie zapewnia ciśnienia w sieci, więc beczkowozy z wodą i tak muszą wspomagać gminę. Problem jest na razie lokalny, ale to się może zmienić, bo poziom wody we wszystkich rzekach jest niski jak nigdy. Czy jest plan na klimat w natarciu? Od 3 tygodni taki widok to dla mieszkańców gminy Bardo codzienność. Rok temu dotknęła ich powódź, teraz - susza. Nasze życie doczesne zmieniło się w 21. wieku nie do poznania, bo z naszych kranów w pewnym momencie woda po prostu przestała płynąć. A wszystko przez splot kilku wydarzeń, związanych najpierw z powodzią, a teraz z niskimi stanami rzek. Zostało zalane ujęcie wody w Bardzie, które do dnia dzisiejszego nie zostało przywrócone, a drugi aspekt to prostu brak wody, jest susza. Gmina korzysta z oddalonego o 20 km ujęcia w okolicach Nowej Rudy. Problemy pojawiły się 3 tygodnie temu, kiedy po awarii ze względu na niski poziom rzek w wodociągu nie udało się już osiągnąć odpowiedniego ciśnienia. ale jest to ciśnienie, które czasami nam uniemożliwia korzystanie z pralki czy zmywarki. Mieszkańcy wracają do czerpania wody ze studni, ale w nich także niemal sucho. Wodę zdatną do picia dzień w dzień przywozi tu specjalny transport. Władze gminy apelują o oszczędzanie i cierpliwość. Będzie specjalny zbiornik na rezerwę wody. Ale na finalne rozwiązanie problemu trzeba poczekać. Jesteśmy już w trakcie przygotowania dokumentacji, ale to jest czas, który jest potrzebny, żeby to ujęcie wody odtworzyć, trochę w innym miejscu niż było, natomiast też przy rzece. Brak wody w Polsce staje się coraz bardziej powszechny. Ostrzeżenie o suszy hydrologicznej dotyczy dużej części kraju. Na 21 wodowskazach odczyty pokazują, że rzeki są poniżej minimum okresowego, a w ponad 450 miejscach - w strefie stanów niskich. W Limanowej, w Małopolsce, władze za darmo montują mieszkańcom zbiorniki na deszczówkę, a w Mszanie Dolnej zdecydowano o wyłączeniu wody w godzinach nocnych. Niedobór wody pogłębia się, z każdym rokiem jest coraz gorzej. Działania doraźne mające poprawić sytuację w Bardzie podjął także Dolnośląski Urząd Wojewódzki. Na terenie województwa łódzkiego zlokalizowaliśmy urządzenia do awaryjnego zasilania w wodę pitną. Wkrótce mają one trafić do mieszkańców. Ale czekają oni nie tylko na to. Żeby pan widział, jak my czekamy na deszcz, w telefonach pogoda cały czas, odliczamy godziny i tylko jest wielkie rozczarowanie, przychodzi ta godzina i chmury przejdą, pójdą i dalej nie ma deszczu. Nie trzeba pamiętać zdarzeń sprzed 45 lat, by poczuć dumę z polskiej historii, która zmieniła historię świata. Ze słowa "solidarność" zrobiliśmy symbol politycznych zmian, ambicji nie do powstrzymania i siły, która nawet komunie dała radę. Potem wiele nam się jeszcze udawało w tej zwykłej solidarności narodu samego ze sobą. Jutro w Gdańsku wielki koncert "Nasza solidarność. A to nam się udało!". Nikt nie zapyta o bilet. Przygotowania trwały od miesięcy. W końcu 45 lat od powstania Solidarności to nie tylko rocznica, ale i powód do wspólnego świętowania. Dorobek czterech 4,5 dekady docenia jedna najpopularniejszych polskich artystek - Doda, która w trakcie koncertu w Gdańsku zmierzy się z kultowym utworem Edyty Geppert "Kocham cię, życie". Mówi, że przesłanie jest proste: doceniajmy to, co mamy właśnie tu i teraz. Jest u nas bardzo bezpiecznie, czysto, bardzo fajnie się rozwijamy. Ja jestem bardzo dumna. Ilekroć zwiedzam inne państwa, opowiadam o tym. Koncert ma być muzyczną opowieścią o 45 latach naszej wolności, od narodzin ruchu, aż po najważniejsze momenty, kiedy potrafiliśmy być razem. Na scenie artystom towarzyszyć będzie orkiestra Jana Stokłosy. Zobaczymy największe polskie gwiazdy. Edytę Górniak, Justynę Steczkowską, Perfect czy Tomasza Organka. To jest koncert solidarnościowy. W '80 roku w sierpniu te wszystkie wydarzenia doprowadziły do powstania Solidarności, czyli jednego, wielkiego ruchu skupiającego ponad 10 mln ludzi, czyli Polacy potrafili się zjednoczyć. Tak jak w plebiscycie "Nasza Solidarność. A to nam się udało!", w którym oddaliście państwo aż 90 tys. głosów. To prawdziwa wspólnota. W trakcie koncertu poznamy wyniki i dowiemy się, które wydarzenia ostatnich 45 lat były dla nas najważniejsze. Byliśmy naprawdę razem. Razem płakaliśmy, krzyczeliśmy, śpiewaliśmy i po prostu byliśmy dumni. Razem, gdy wstępowaliśmy do NATO, gdy kupowaliśmy pierwszy telefon komórkowy i gdy Adam Małysz bił rekordy na skoczni. W kapitule plebiscytu była m.in. Mery Spolsky, którą także zobaczymy na scenie. Zagram też na skrzypcach, zaśpiewam. I myślę, że to jest ciekawe, bo wszystkie te aranżacje, które będą na koncercie, są świeże i trochę inne. Dzięki czemu myślę, że to nie będzie tylko taki coverowy koncert, tylko nowa energia. Koncert jest otwarty dla wszystkich. Wstęp wolny. Wystarczy przyjść w czwartek, 28 sierpnia na teren dawnej Stoczni Gdańskiej, przy legendarnym dźwigu M3. Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Początek o 20.00. Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Waldemar Żurek u Justyny Dobrosz-Oracz w Pytaniu Dnia - to już za chwilę. Do zobaczenia.