Zmasowany atak. Kij#w pod ostrza¾em dron#w i rakiet. Rosyjskie prowokacje. Wojna hybrydowa nie ucichła w święta. Alert nieustający. Wciąż obowiązują zimowe ostrzeżenia. "19.30", Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. Święta nie przyniosły wytchnienia za naszą wschodnią granicą. Także ostatniej nocy Rosjanie atakowali Ukrainę, a ich celem był m.in. Kijów. Jutro na Florydzie Wołodymyr Zełenski rozmawiać będzie o planie pokojowym z amerykańskim przywódcą. Czy będzie pokój? Na razie Donald Trump mówi: nie ma nic, dopóki ja tego nie zatwierdzę. To dźwięk, który dziś obudził mieszkańców ukraińskiej stolicy. Rosjanie zaatakowali ponad pół tysiącem dronów i kilkudziesięcioma rakietami. Wielu szukało schronienia w podziemiach metra. Nie wszyscy zdążyli. Jednym z celów był ten 24-piętrowy wieżowiec. Zobaczyłem drona. Myślałem, że przeleci między blokami, ale trafił w róg budynku. A to już moment uderzenia drona w oddalonej od Kijowa o 80 kilometrów Białej Cerkwi. Doszczętnie zniszczył przystanek autobusowy. Tylko w stolicy kilkadziesiąt osób jest rannych, 1/3 Kijowa została odcięta od ogrzewania. Rosja chce pogrążyć nas w chaosie, nie tylko atakując naszą energetykę. Chce nas zastraszyć. Zmasowany atak Kremla nastąpił po tym, gdy pojawiły się informacje, że jutro Wołodymyr Zełenski w USA spotka się z Donaldem Trumpem. Jedyną odpowiedzią Rosji na wysiłki pokojowe są brutalne ataki z użyciem setek dronów i rakiet przeciwko Kijowowi oraz innym miastom. Tematem rozmów będzie 20-punktowy plan pokojowy, nad którym od tygodni pracują ukraińscy i amerykańscy negocjatorzy. Wołodymyr Zełenski twierdzi, że dokument jest gotowy w 90%. Są pewne kwestie, które tylko my, jako liderzy, możemy omówić. Jestem wdzięczny obu stronom za stworzenie bardzo dobrego dokumentu. Przywódcy spotkają się nie w Gabinecie Owalnym Białego Domu, a na Florydzie w rezydencji amerykańskiego prezydenta Mar-a-Lago. Będą rozmawiali nie tylko o planie pokojowym, ale też o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy i jednym z najtrudniejszych tematów. Nasz wróg ma swoje cele i również jesteśmy ich świadomi. Są to kwestie niezwykle delikatne: terytoria. Moskwa chce Donbasu, Kijów ustępstwa terytorialne wyklucza. Amerykański prezydent zbliżające się spotkanie z Zełenskim skomentował tak: Nie ma nic, dopóki ja tego nie zatwierdzę. W Kijowie nadzieje na przełom na Florydzie są niewielkie. Ataki Rosjan będą trwały. To będzie po prostu wizyta. Wołodymyr Zełenski w podróż za ocean wyruszył z lotniska w Jasionce. Pierwszym przystankiem będzie Kanada i spotkanie z premierem Markiem Carneyem. Jeszcze na dziś zaplanowano telekonferencję z Europejczykami. Będę dziś rozmawiał o szansach na pokój z przywódcami m.in. Ukrainy, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i UE. Wieczorem Wołodymyr Zełenski telefonicznie rozmawiać ma także z Donaldem Trumpem. Kiedy tli się nadzieja na to, że plan pokojowy wynegocjowany z pomocą Donalda Trumpa może wejść w życie, rzeczywistość jasno dowodzi, że intencje Rosjan nie są dobre. Nieustanne ataki w Ukrainie i podstępne działania w wielu miejscach w Europie, także u nas. Prowokacje, naruszenia przestrzeni powietrznej czy ataki hybrydowe nie ustały także w czasie świąt. Kilkadziesiąt tego typu balonów meteorologicznych używanych do przemytu wleciało nad Polskę z terenu Białorusi w Wigilię. Do tej pory policja odnalazła siedem: trzy na terenie województwa lubelskiego, cztery na Podlasiu. Łącznie mundurowi zabezpieczyli około 7 tysięcy paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy. Ale nigdy nie wiadomo, co przemyca balon. Najpierw w ogóle sprawdzamy, czy to jest ładunek bezpieczny, który można otworzyć, sprawdzić. Posiadamy pirotechników, którzy dokonują tego typu sprawdzeń, psy służbowe do wykrywania materiałów wybuchowych. Stąd apele o to, by na własną rękę niczego nie sprawdzać. Za każdym razem, kiedy znajdziemy podejrzany pakunek, nie powinniśmy się do niego zbliżać. Powiadommy od razu służby mundurowe. Eksperci są przekonani, że tu nie ma przypadków i że to element wojny hybrydowej. Białoruś pozostaje krajem, który jest mocno podporządkowany Rosji. Białoruskie balony to największy problem dla Litwy. W tym roku wtargnęły na jej teren już 600 razy. Paraliżując oddalone zaledwie 30 kilometrów od granicy z Białorusią lotnisko w Wilnie. Dlatego Litwa wprowadziła stan wyjątkowy. Powodem jest hybrydowy atak białoruskiego reżimu. Białoruskie balony nad Polską to nie jedyna prowokacja w czasie świąt. W Boże Narodzenie polskie myśliwce przechwyciły i eskortowały rosyjski samolot rozpoznawczy nad Bałtykiem w pobliżu naszej przestrzeni powietrznej. To jest uderzenie psychologiczne tak naprawdę. Rosja pokazuje, że nie odpuszcza, nie ma żadnych świętości ani świąt. Kiedy wydaje się, że coś zmierza do pokoju, Rosja eskaluje agresję. Wtargnięcie w Wigilię kilkudziesięciu białoruskich balonów od początku śledziły policja oraz wojsko, którym podziękował szef MON. Wszystkie prowokacje, zarówno nad Bałtykiem, jak i nad granicą z Białorusią, były pod pełną kontrolą. Dziękuję prawie 20 tysiącom naszych żołnierzy, którzy w czasie świąt czuwają nad naszym bezpieczeństwem i jak widać robią to niezwykle skutecznie. A to wszystko tuż przed rozmowami Zełenski - Trump. Nawet podczas II wojny potrafiły się dwie strony dogadać, że podczas świąt się nie atakują. Dla Rosji nie ma żadnych wartości. Uruchomienie tak dużych zdolności rosyjskich podczas świąt i tuż przed negocjacjami miało pokazać, że to Rosja chce rozdawać karty w tych negocjacjach. Dziś w związku ze zmasowanym rosyjskim atakiem na Ukrainę przez kilka godzin nieczynne były lotniska w Rzeszowie i Lublinie. Wojsko informuje, że nie zaobserwowano naruszenia naszej przestrzeni powietrznej. Polskich pilotów w ramach operacji NATO wspierały amerykańskie, hiszpańskie i holenderskie siły powietrzne. To jest testowanie sojuszu i najwyższa pora, aby Stany Zjednoczone w ramach sojuszu wystawiły Rosji rachunek za te działania. Bo podniesienie samolotów trochę kosztuje. Dobrze by było, żeby prezydent Trump, który lubi liczyć, zwrócił Rosji uwagę. Zwłaszcza, gdy toczą się rozmowy o końcu rosyjskiej agresji. Cicha wojna Rosji z Europą toczy się także na dnie mórz. To tam przebiegają kilometry kabli i rurociągów. Podziemna infrastruktura jest coraz częściej obiektem zainteresowania rosyjskich okrętów szpiegowskich. Tak jest też na Morzu Północnym, które ma kluczowe znaczenie dla Wielkiej Brytanii. Aby strzec swoje linie zaopatrzeniowe na morzu, Londyn i Oslo zawarły pakt obronny. To właśnie przez coraz częstsze wizyty takich jednostek, jak rosyjskie okręty szpiegowskie, Brytyjczycy z rosnącym niepokojem spoglądają pod powierzchnię morza. Tam, gdzie biegną kable łączące Wyspy z Europą i Ameryką jest kręgosłup nowoczesnego państwa. Rosja szpieguje i mapuje dno Morza Północnego, by w razie konfliktu móc sabotować kluczowe rurociągi i sieci, od których zależy funkcjonowanie naszego kraju. Londyn alarmuje: w ciągu ostatnich dwóch lat liczba rosyjskich okrętów operujących w pobliżu brytyjskich wód wzrosła o 30%. Morze Północne ma fundamentalne znaczenie dla brytyjskich linii zaopatrzeniowych. Podmorska infrastruktura to nasza linia życia. Obecność rosyjskich okrętów stanowi realne i poważne zagrożenie. Odpowiedzią Londynu ma być nowy brytyjsko-norweski pakt obronny. Jego cel: wspólne polowanie na rosyjskie okręty podwodne na północnym Atlantyku i ochrona infrastruktury krytycznej. Rosja prowadzi wobec Europy skrytą wojnę. Doświadczyliście tego w Polsce. Tutaj uwaga skupia się na tym, co najłatwiej zaatakować: rurociągach i kablach. Wiedzą, że w ten sposób mogą sparaliżować nie tylko Wielką Brytanię, ale całą Europę Zachodnią. Londyn i Oslo budują już kilkanaście nowoczesnych fregat do zwalczania okrętów podwodnych. Wspólne misje mają ruszyć już w przyszłym roku. Z siecią kabli i rurociągów Morze Północne staje się dziś jednym z najbardziej newralgicznych obszarów dla bezpieczeństwa Europy z tysiącami kilometrów kabli telekomunikacyjnych i rurociągów z gazem oraz ropą. Jeśli chcemy utrzymać przewagę na polu walki i w odstraszaniu, musimy połączyć nową technologię z sojuszami. Tylko tak możemy śledzić zagrożenia, wykrywać je i w razie potrzeby reagować. Współpraca z Norwegią ma dać Londynowi przewagę, której nie byłby w stanie osiągnąć samodzielnie. Jeśli nie zdołamy skutecznie odstraszyć Rosji, grozi nam realne niebezpieczeństwo wojny. Premier Donald Tusk ujął to trafnie: lepiej zapłacić pieniędzmi teraz niż krwią później. Tego nie da się powiedzieć lepiej. Brytyjsko-norweski pakt to nie tylko obrona kabli i rurociągów. To próba zabezpieczenia jednej z kluczowych flank NATO zanim cicha wojna na dnie mórz przerodzi się w otwarty konflikt. To jest "19.30" w sobotę, a dziś u nas jeszcze m.in.: Rośnie zainteresowanie służbą. W tym roku policja przekroczyła już sto tysięcy, jeżeli chodzi o swój zasób. Ostatnie dwa lata to gigantyczny wzrost zainteresowania. Atrakcyjne zarobki i dodatki. Jest to inwestycja w kapitał ludzki. Marznące opady i śliskie nawierzchnie. Mróz utrudnia poświąteczne powroty, a wypadków i kolizji jest wyjątkowo dużo. Do tego wszystkiego zaczyna wiać. Na Bałtyku obowiązuje alarm przed sztormem. Synoptycy nie mają dla nas dobrych wiadomości i apelują o ostrożność i śledzenie komunikatów. I tak od wczoraj, niemal w każdym mieście mieszkańcy tańczą na lodzie. Wczoraj mąż chciał zrobić krok i upadł na rękę, na szczęście nic tam sobie nie obił bardziej, ale niebezpiecznie jest, tak że lepiej zwolnić. Fatalnie, chociaż jest troszeczkę posypane, ale jest ślisko. Nawet zwierzęta nie dały rady. Na drogach ślisko - kierowcy i pasażerowie boleśnie to odczuli. Szklanka, lodowisko, musiałem pasażerów ostrzegać, jak wysiadali na chodniki, bo często się upadkiem kończyło. Załamanie pogody spowodowało bardzo trudne warunki. Drogi niemal w całym kraju wczoraj pokrył lód, który najprawdopodobniej spowodował karambol na S8. Statystyki są gorsze niż rok temu. Tylko w 3 dni 12 osób straciło życie, a 155 zostało rannych. Od Wigilii doszło do blisko 100 wypadków. Policja zatrzymała niemal pół tysiąca pijanych kierowców. Każda cyferka w tej statystyce, szczególnie tej najbardziej tragicznej powinna powodować u nas to, że jedna sekunda nieuwagi, zbyt mocne naciśnięcie, może skończyć się tym, że 12 osób nie wróci z tych świąt. Zima dała się we znaki także strażakom. W Lublinie wybuchł pożar kościoła. Akcja gaśnicza była trudna, bo przy -12 stopniach woda zamarzała na dachu. W Warszawie spłonęło targowisko. Zatrzymano mężczyznę mogącego mieć związek z pożarem. W górach warunki tylko dla doświadczonych turystów. Ratownicy przestrzegają: mierzmy siły na zamiary. Do wypraw należy się odpowiednio przygotować. Poruszanie się wymaga posługiwania się rakami, czekanem. Umiejętności obsługiwania się tym sprzętem. W przeciwnym razie może się to skończyć nie najlepiej. Pogodowy alert dotyczy niemal całego kraju. Żółty kolor to ostrzeżenia I stopnia przed silnym wiatrem, opadami marznącymi i oblodzeniami. W nocy niemal wszędzie temperatury na minusie, więc na drogach będzie ślisko. Sytuacja dynamiczna, niebezpieczna i właściwie cały weekend i początek przyszłego tygodnia cały czas opady mieszane deszczu ze śniegiem, opady śniegu. Dlatego w drodze powrotnej lepiej zdjąć nogę z gazu, niż trafić do statystyk. Kiedy zaglądamy do lodówek po świątecznym biesiadowaniu i przed noworocznymi postanowieniami o zrzuceniu wagi, jednym z częściej wypowiadanych zdań jest krótkie pytanie: kto to zje? Podpowiadam w takim razie. Jeśli zostało państwu po świętach jedzenie, to warto się nim podzielić. Po tegorocznych świętach pozostały nam wspomnienia, prezenty i bardzo często mnóstwo jedzenia, które niestety zdarza się, że ląduje w koszu na śmieci. 8 na 10 osób przyznaje się, że wyrzuca żywność po Bożym Narodzeniu. Tymczasem jego nadmiar można przynieść do coraz popularniejszych jednodzielni. Bardzo prosimy, żeby je zapakować i opisać z datą, kiedy zostało przygotowane. W Polsce działa już ponad 200 lodówek społecznych i jadłodzielni. Idea jest taka, że z takich miejsc mogą korzystać wszyscy. Zarówno ci dobrze sytuowani, jak i ci w gorszej sytuacji finansowej. To co zostało nam po świętach, możemy przekazać też dla jadłodajni prowadzonych przez siostry zakonne. Albo robimy od razu paczkę taką na wynos, albo jak widzimy, że osoba jest zmarznięta, to odgrzewamy. Każdego roku marnujemy 5 milionów ton żywności. Polska rodzina w tym czasie pozbywa się jedzenia o wartości 3000 złotych, podczas gdy ponad dwa miliony Polaków żyje w skrajnym ubóstwie. Gdy zrobimy rachunek sumienia i ten ekonomiczny, to okaże się, że o dzieleniu się jedzeniem warto myśleć nie tylko od święta. Chociaż trzeba przejść przez wyśrubowane testy, które dla wielu kandydatów okazują się barierą nie do pokonania, to jest coraz więcej podań, a liczba chętnych do pracy w policji rośnie. Jeszcze do niedawna mówiliśmy o wakatach, dziś sytuacja się unormowała. Atrakcyjne zarobki i dodatki, czy to właśnie przyciąga do policji? Jedni zatrzymują gangsterów. Inni biorą udział w pościgach samochodowych. Jeszcze inni niosą pomoc z powietrza. Zawód wysokiego ryzyka i dużego stresu, choć początek kariery to głównie praca biurowa. Andrzeja Dzidowskiego to nie odstraszyło. W tym miesiącu został policjantem. I spełnił swoje marzenie. Jeszcze jako małe dziecko zawsze imponowało mi, że ludzie mogą chodzić w mundurach i pomagać innym ludziom. Tak dużego zainteresowania pracą w policji nie było od dawna. W świętokrzyskiem do testów psychologicznych i sprawnościowych przystąpiło w tym roku o 1/3 więcej kandydatów. Pozwala nam to na większą selekcję kandydatów, co przekłada się bezpośrednio na jakość pełnionej służby, jak również na zwiększenie bezpieczeństwa mieszkańców naszego województwa. W całym kraju chęć noszenia policyjnego munduru zgłosiło ponad 30 tysięcy osób. To o połowę więcej niż dwa lata temu. Do pracy przyjęto przeszło dwa tysiące osób więcej. W skali ogólnopolskiej wakaty to już poniżej 9%. Niedawno mieliśmy 96 tysięcy policjantów w skali całego kraju. W tym roku policja przekroczyła już sto tys., jeżeli chodzi o swój zasób. A dokładnie to rekordowe 101 147 osób. I to nie koniec. 77 osób przyjmiemy 30 grudnia. Wylicza szef policyjnych związków zawodowych na Warmii i Mazurach. Jego zdaniem policyjny boom to efekt lepszych zarobków. Rok temu pensje wzrosły o 20%, w tym o kolejnych 5%. Kluczowe mają być jednak dodatki mieszkaniowe dla mundurowych. W zależności od wielkości miasta wynoszą od 900 do 1800 złotych miesięcznie. Policjanci właśnie dostali pierwsze przelewy z wyrównaniem od lipca. Trafia do policyjnych kieszeni i sprawia, że ten zawód jest coraz bardziej atrakcyjny. Pieniądze można wydać na spłatę kredytu hipotecznego lub wynajem mieszkania. Dysproporcje w wynajmie mieszkania. W policyjnej centrali przyznają, że wysokie ceny nieruchomości zniechęcały do pracy na przykład w garnizonie warszawskim. Tam wakatów było i jest najwięcej. Dzięki tym świadczeniom mieszkaniowym liczymy i mamy nadzieję, co zresztą widać też w liczbach, że to zainteresowanie służbą będzie wzrastać. A więcej policjantów to większe poczucie bezpieczeństwa. Dziś 107. rocznica Powstania Wielkopolskiego, jedynego zwycięskiego dla Polaków powstania. Wspominamy bohaterów, którzy po latach zaborów wywalczyli dla Polski ziemie zachodnie. I wzmocnili międzynarodową pozycję Polski. Główne obchody odbyły się po raz pierwszy przy Pomniku 15. Pułku Ułanów Poznańskich, zwanych Dziećmi Poznania. W uroczystościach wziął udział prezydent Karol Nawrocki i inne władze państwowe. Powstanie Wielkopolskie wybuchło 27 grudnia 1918 roku i trwało niespełna dwa miesiące. Dzięki wysiłkowi zbrojnemu do Polski powróciła niemal cała Wielkopolska. Ostateczne zwycięstwo przypieczętował pół roku później Traktat Wersalski. Od 4 lat rocznica rozpoczęcia powstania ma rangę święta państwowego. Wiatr porwał im żagiel, ale płyną dalej, choć fale mają nawet ponad 4 metry. Trwa 80. edycja regat Sydney Hobart, ekstremalnego wyścigu znanego jako morski Dakar. Wśród uczestników polska załoga ze skipperem Przemysławem Tarnackim. Na starcie 130 załóg i jeden cel: dopłynąć jak najszybciej do Tasmanii. Regaty Sydney Hobart są świętym Graalem żeglarzy. Są absolutnie ikonicznie. Można by pojechać w dowolne miejsce na świecie, a każdy, kto choć trochę zna się na regatach oceanicznych, po prostu uważa, że Sydney Hobart to regaty, w których chciałby wziąć udział, jeśli jeszcze tego nie zrobił. W tym roku w najtrudniejszych i najbardziej wymagających regatach na świecie płynie polska załoga pod dowództwem Przemysława Tarnackiego. To pierwszy start Polaków od 8 lat. Dumnie niesiemy polską banderę w ramach klubu Ocean Challenge Yacht Club, na pokładzie 20 członków załogi, w tym 15 Polaków, trzymajcie za nas kciuki. Załoga jest złożona z żeglarzy profesjonalnych i amatorów. Ekipa zwyciężała już kilkukrotnie w regatach morskich w swojej klasie. Mamy doskonały team i na brzegu, i na jachcie u nas, meteorologów, nawigatorów światowej klasy. I od nich dużo będzie zależeć, bo południowy Pacyfik słynie ze sztormów. Zapowiada się, że będzie to jeden z najtrudniejszych wyścigów. Zawsze jest coś, co pogoda może nam utrudnić, A warunki w tym roku są ekstremalnie ciężkie. Fale osiągają nawet 6 metrów wysokości, a prędkość wiatru to niemal 75 km/h. Te ekstremalne przeciążenia, które panują tutaj, spowodowały, że straciliśmy główny żagiel, grota, który się porwał, musieliśmy go ściągnąć w tych ekstremalnych warunkach. Załoga nie wycofała się z wyścigu, płynie teraz na sztormowych żaglach i upatruje swojej szansy tam, gdzie teoretycznie miało być najciężej. Paradoksalnie w Cieśninie Bassa, słynącą ze sztormów. Wiatr ma w tym roku trochę zelżeć i powinniśmy już spokojnie dopłynąć do Tasmanii. Na czele wyścigu płynie Master Lock Comanche, choć niewielką do niego stratę ma LawConnect, który w ostatnich latach dominował w żeglarskim Dakarze. Wygraliśmy ostatnie dwie edycje, więc byłoby szaleństwem, gdybyśmy nie mieli w tym roku szans na wygraną, choć nie są one wyjątkowo duże. wśród Australijczyków, bo Sydney-Hobart to nie tylko sportowe wyzwanie. Start tradycyjnie odbywa się 26 grudnia, co sprawia, że regaty stały się częścią świątecznych tradycji na antypodach. Po świętach zawsze przychodzimy, mamy taki rodzinny dzień, gramy w gry w dobrym towarzystwie, relaksujemy się i podziwiamy piękne łodzie, jak przepływają. Polska załoga dopłynie do Hobart najprawdopodobniej za dwa dni w nocy. A teraz o kierowcach i ich obyczajach. Niech pierwszy uderzy kamieniem ten z nas, kto za kierownicą nie rzucił jakiegoś soczystego słowa. Dobrze jeśli na słowach się kończy, bo jak państwo za chwilę zobaczą, nie zawsze tak jest. I to nie tylko u nas, ale także nad Sekwaną. Anna Kowalska przyjrzała się obyczajom francuskich kierowców. Na drogach we Francji sytuacja czasem wymyka się spod kontroli. To już oficjalne - Francuzi są najbardziej agresywnymi kierowcami w Europie. I sami się do tego przyznają. - Krzyczy pan za kierownicą? - Oczywiście, codziennie, bardzo dobrze mi to robi. Ale one mnie denerwują, te rowery, które jeżdżą, jak im się podoba. No i te korki, potwierdzam, ja też obrażam innych na drodze. Francuska fundacja "Vinci Autoroutes" co rok publikuje europejskie badania zachowań kierowców. Wśród 11 badanych państw w kategorii "brak uprzejmości" Francuzi wygrywają zdecydowanie. Aż 63% deklaruje, że na drodze regularnie obraża innych. W Polsce robi tak tylko 36% kierowców. Wystarczy przejechać w godzinach szczytu ulicami Paryża, by przekonać się, że potrzeba naprawdę bardzo dużo cierpliwości i spokoju ducha. Zobaczmy, jak to wygląda, ruszamy. Stres, ścisk i niekończące się korki. To właśnie one są według psychologów powodem, dla którego za kółkiem stajemy się nieznośni. Ale nie tylko. Słowo klucz to bunt. Francuzi na przykład nie znoszą zasad. W tym kraju żyje 65 milionów ludzi i każdy z nich ma na temat kodeksu drogowego własną opinię. Ale w grę wchodzi też walka o terytorium - każdy z nas chce udowodnić, że droga należy tylko do niego. I to nie tylko fenomen francuski. Aż 93% kierowców w całej Europie obawia się ryzykownych zachowań innych użytkowników dróg. A jak w tych badaniach wypadają Polacy? 80% rowerzystów i 51% polskich motocyklistów jeździ po chodnikach. 71% kierowców korzysta podczas jazdy z telefonu komórkowego i aż 86% przekracza dozwoloną prędkość. Nasz główny grzech: Polacy najczęściej w Europie jeżdżą przemęczeni, w trasie zatrzymują się średnio po dopiero 4 godzinach, a Europejczycy - po trzech. Poza tym w niemal wszystkich statystkach wypadamy lepiej niż inni Europejczycy. Wyniki badań dotyczące bezpieczeństwa na drodze w Polsce zdecydowanie poprawiły się w ciągu ostatnich lat. Co więcej, widać też wiele pozytywnych zachowań Polaków w porównaniu do innych krajów. To my na przykład najczęściej włączamy kierunkowskaz i najlepiej znamy zasady ruchu drogowego. I tak trzymać, przestrzeganie przepisów to podstawa bezpiecznej podróży. Podobno to efekt zmian klimatycznych i działalności człowieka, ale fakty są takie, że niedźwiedzie, które o tej porze skryte w gawrach powinny mocno spać, nie maja na to ochoty i pojawiają się tam, gdzie zbyt łatwo zdobywają pokarm. Być może mrozy, o których dzisiaj już mówiliśmy, skłonią także niedźwiedzie do pójścia w ślady świstaków, które śpią teraz głęboko. O tym, że zimą niedźwiedź śpi, wiedzą wszystkie dzieci. Jednak obserwacja przyrody burzy stereotypy. Takiego misia spotkali dwa dni temu turyści na popularnym szlaku w Dolinie Kościeliskiej w Tatrach. Zwierzyna zmienia swoje zachowania, gdyby o tej porze było pół metra śniegu i mróz 20 stopni, to pewnie wszystkie by szukały miejsca ciepłego i przytulnego, by spędzić ten nieprzyjazny czas. Kazimierz Nóżka od lat obserwuje bieszczadzką przyrodę. I coraz częściej zimą spotyka te największe w Europie drapieżniki. To nagranie sprzed kilku lat, gdy śniegu było jeszcze więcej. Niedźwiedzie bliźniaki Grześ i Leszek podbiły serca internautów. Nawet na połoninach nie ma śniegu, to też skutkuje na życie niedźwiedzi, widać też, że zwiększyły zasięg występowania. Zagawrowały już samice w ciąży. Inne jeszcze nie. Dlaczego? B nie mają powodów do tego, nie mamy śniegu ani mrozów, a pokarmu jeszcze mamy w brud. Niedźwiedzia bezsenność to w znacznej mierze skutek działalności człowieka. Jak niedźwiedzie założą sobie gawrę w lesie, gdzie wycinkę się prowadzi, przyjdą pilarze i mu wytną drzewa wokół, a to się zdarza zimą, to ucieknie z tego miejsca. Na pilarzy i nieodpowiedzialna gospodarkę leśna od lat narzekają ekolodzy, szczególnie w odniesieniu do Bieszczad. Park narodowy, który chroni dzikie zwierzęta, powinien ich zdaniem być powiększony, a to nie opłaca się Lasom Państwowym. Wiele się mówi o niedźwiedziach, leśnicy starają sobie robić tym dobry PR, ale tak naprawdę robią tym niedźwiedziom niedźwiedzią przysługę, po prostu nadal niszcząc te siedliska, które są najcenniejsze dla niedźwiedzi. Sen z niedźwiedzich powiek zimą spędzają także myśliwi. I nie chodzi tu o polowania na niedźwiedzie, te są zakazane. One pośrednio korzystają z pokarmu, który jest przeznaczony dla innych zwierząt w ramach gospodarki łowieckiej, jelenie, sarny, dziki. Do hibernacji w gawrach skłania głównie brak pożywienia. Gdy jedzenia jest dużo, stary niedźwiedź nie śpi mocno. A dzieci i dorośli, którzy lubią misie, muszą pamiętać, że misie lubią spokój i trzeba schodzić im z drogi. W "19.30" to wszystko dziś. Już za chwilę stery przejmuje Justyna Dobrosz-Oracz. Gościem Pytania Dnia mistrz dyplomacji Andrzej Byrt. Do zobaczenia!