19.30, Marek Czyż. Dobry wieczór. Tego rodzaju działania miały na celu złamanie nas, prokuratorów. Wyjaśnianie wyborów kopertowych. My to nazywamy cyrkiem Jońskiego. Panowie, robicie obstrukcję. Europa się budzi ze snu o pokoju. Ryzyko wojny nie powinno być bagatelizowane. Zełenski przegra wojnę, jeśli nie dostanie broni i nie dostanie jej szybko. Wierzyciel zabrał się za dom rodzinny dzieci. W Dobrym Mieście dobro wraca. Całe życie to oni nam pomagali. Ja wiem, że ludzie go kochają. Michał Wójcik wykluczony z obrad komisji, reszta posłów PiS, w geście solidarności, wykluczyła się sama. Tak się rozpoczęło kolejne posiedzenie komisji śledczej do spraw wyborów kopertowych. Śledczy mieli dziś pytania do prokurator Wrzosek, która wszczęła śledztwo w sprawie organizacji tych wyborów, i do prokurator Dudzińskiej, która je umorzyła. Chciała śledztwa w sprawie wyborów kopertowych. Prokuratorka Ewa Wrzosek stanęła dziś przed sejmową komisją śledczą. Przypomnijmy, przed 4 laty po zawiadomieniu osoby prywatnej Wrzosek wszczęła postępowanie. W sprawie sprowadzenia niebezpieczeństwa zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Chodziło o próbę przeprowadzenia korespondencyjnych wyborów prezydenckich w czasach pandemii. Wyborów, które się nie odbyły, a kosztowały Skarb Państwa blisko 70 mln zł. Śledztwo zostało umorzone w ciągu 3 godzin przez zastępczynię prokuratora rejonowego, Edytę Dudzińską. Także świadka komisji. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że decyzja pani prokurator Dudzińskiej nie była jej samodzielną decyzją. Zdarzała się sytuacja, że pani wszczynała postepowanie i ktoś z prokuratorów tego samego dnia 3 godziny później umarzał postepowanie? Nie tylko w mojej karierze taka sytuacja nie miała miejsca, ale wydaje mi się, że żaden z prokuratorów nie dysponuje podobnym doświadczeniem. W przesłuchaniu udziału nie wzięli posłowie PiS. Prokuratorka złożyła wniosek o wyłączenie Michała Wójcika. Jej zdaniem nie był bezstronny. Wniosek przeszedł, Wójcik opuścił salę, a wraz z nim solidarnie członkowie komisji z PiS. Sposób prowadzenia komisji przez pana przewodniczącego Dariusza Jońskiego coraz bardziej przypomina cyrk. Pytania do świadka zadali na konferencji prasowej. Zdaniem Wrzosek umorzenie śledztwa było wyłącznie sprawą polityczną. Byłaby to wizerunkowa szkoda dla przedstawicieli rządzącej partii. Jaka kara panią za to spotkała? Do dnia dzisiejszego toczy się wobec mnie 6 postepowań dyscyplinarnych. A do tego postępowanie karne, karna delegacja kilkaset kilometrów od domu czy inwigilacja Pegasusem, słyszymy. Jakie jest pani oczekiwanie względem tych postępowań? Wszystkie się toczą, jak pani powiedziała. Że wreszcie ktoś mnie wysłucha, wysłucha mojej argumentacji prawnej. Na przestrzeni ostatnich 8 lat była taka sytuacja, że nikt nie słuchał mojej argumentacji, argumentacji moich obrońców. Przed komisją zasiadła też prokuratorka Edyta Dudzińska, która umorzyła śledztwo w sprawie wyborów. Na początku na wniosek Dudzińskiej wykluczono przewodniczącego Dariusza Jońskiego. Jak stwierdził świadek - umorzenie nie dotyczyło wyborów korespondencyjnych. Dotyczyło ogólnie wyborów na prezydenta Polski i zagrożenia życia i zdrowia tymi wyborami. Ale nie, ustawa z 6 kwietnia... Czy naciski były faktem? Czy ktoś na panią naciskał, żeby pani podjęła konkretną decyzję procesową, czyli wydanie postanowienia o umorzeniu tego postepowania, jakiś prokurator? Czy pan poseł ma na myśli polecenie służbowe w jakiejkolwiek formule? Nie. Prokuratorka Dudzińska sprawę umorzenia postępowania widzi inaczej niż prokuratorka Wrzosek. Nie mam nic do zarzucenia, decyzję podjęłam w oparciu o aktualny stan prawny, doświadczenie zawodowe i sumienie. Wobec rozbieżności w zeznaniach obu śledczych przewodniczący będzie wnioskował o konfrontację na komisji między prokuratorkami. Warszawa ucichła po wczorajszej manifestacji rolników, ale problem nadal głośny. Nie wywieźli ze stolicy jasnych odpowiedzi na swoje postulaty, więc niosą je dalej. Zaostrzone blokady stoją na 4 przejściach granicznych z Ukrainą i na jednym ze Słowacją. Przejeżdżają tylko autokary i samochody osobowe. Na razie zapowiedź kolejnej wizyty w stolicy 6 marca aktualna. To jest humanitarka, widzisz pan? To jest humanitarka. Na granicy atmosfera wciąż gorąca. Blokady trwają. Zaostrzyliśmy dzisiaj protest na 12 godzin do żadnego samochodu. Tiry nie przejeżdżają, tylko osobówki i autokary na Ukrainę. Dotyczy to 4 przejść, w Dorohusku, Hrebennem, Korczowej i Medyce. Rolnicy blokują także polsko-słowackie przejście graniczne w Barwinku. Protestujący mówią jasno - to efekt wczorajszego strajku w stolicy i rozmów, które nie przyniosły rezultatu. Nic to nie dało, nic to nie zmieniło. Sytuacja dalej jest napięta na wszystkich granicach. Opozycja wykorzystuje sytuację związaną z protestami i proponuje swoje rozwiązania. Strajk to symbol bezsilności władzy, bezsilności, ponieważ władza może zareagować natychmiast. "Zespół pracy dla Polski", na czele którego stoi były premier, proponuje embargo na ukraińskie zboże i produkty rolne. Dopłaty dla rolników i wstrzymanie europejskiego Zielonego Ładu. Na twardo wchodzimy w te protesty. Do protestu dochodzi także kolejny gracz - Solidarność. Popieranie Zielonego Ładu nie ma nic wspólnego z życiem w czystym środowisku. To jest tylko biznes i polityka. Prośby o rozmowy z szefem rządu zostały tu, w KPRM-ie, wysłuchane, bo jutro w trybie pilnym z rolnikami ma spotkać się premier Donald Tusk. Wydarzenie to sam nazwał szczytem rolniczym. Będziemy rozmawiać o możliwych dopłatach do zboża i innych środkach, które pozwolą sprzedać polskie zboże tak szybko, jak to możliwe. Szef rządu zapowiedział także, że trwają rozmowy ze stroną ukraińską o całkowitym czasowym zamknięciu granicy na wymianę towarową. Donald Tusk powiedział, że wkrótce 1. transza środków z KPO ma trafić właśnie do rolników. Chodzi o 6,5 mld zł. To są małe, niewielkie pieniądze, które nie będą leczyć ran, a nie mówmy, że mogą pomóc. Jeżeli po rozmowach z premierem rolnicy nie usłyszą konkretów, 6 marca w stolicy strajk generalny. Ukraina nie zamknie granicy z Polską. Nie prowadzimy negocjacji w sprawie, oświadczył ukraiński wicepremier. Utworzenie stanowiska komisarza ds. obronności, gwarancje dla zakupu sprzętu wojskowego, nowe fundusze i gwarancje dla zakupów, finansowanie z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. "Europa musi wziąć odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo", mówi szefowa Komisji Europejskiej i zapowiada utworzenie strategii dla przemysłu obronnego. Nie wiadomo, czy tak się kończy europejski sen o pokoju, ale wiadomo, że przebudzenie mogło być gorsze. To moment, kiedy francuskie myśliwce Mirage przechwyciły rosyjski samolot zwiadowczy. Ił-20 zbliżał się właśnie do przestrzeni powietrznej NATO u wybrzeży Estonii. Takich interwencji Sojuszu, tylko w zeszłym roku, i tylko w powietrzu, było ponad 300. Groźba wojny może nie być bezpośrednia, ale nie jest to niemożliwe. Ryzyko wojny nie powinno być bagatelizowane, powinniśmy się na to przygotować. W trakcie dzisiejszej debaty w Europarlamencie Ursula von der Leyen przekonywała, że Europa musi zwiększyć wydatki na obronność i przyśpieszyć wspólne zakupy broni. A do końca przyszłego roku - podwoić produkcję amunicji do poziomu ponad 2 mln sztuk. I nie był to odosobniony głos. 330 mln Amerykanów nie będzie chronić 440 mln Europejczyków. Musimy być w stanie zrobić to sami. Wzmacnianie europejskiego filaru NATO jest kluczowe. I co do tego - Europa - w końcu jest zgodna. Ale, co należy zrobić, aby Putin nie wygrał wojny w Ukrainie? Tu iskrzy szczególnie między Paryżem a Berlinem. To tylko jedna z wielu dzisiejszych publikacji, utrzymanych w podobnym tonie. Na Kremlu wystrzeliły zapewne korki od szampana. 2 lata po ataku Rosji na Ukrainę i na całą europejską architekturę pokojową, Paryż i Berlin okładają się, aż wióry lecą. Chodzi nie tylko o odmowę kanclerza Olafa Scholza przekazania Ukrainie pocisków Taurus. Ale też słowa prezydenta Emmanuela Macrona, który nie wykluczył wysłania do Ukrainy żołnierzy NATO. Co od dwóch dni dementują po kolei - kolejne państwa. Na ukraińskiej ziemi nie będzie żołnierzy wysłanych tam przez państwa europejskie czy NATO. Prezydent Biden od początku tego konfliktu wyrażał się jasno: "Nie będzie żadnych wojsk amerykańskich w Ukrainie". Nie ma takich planów, rozważań na temat wysłania sił wojskowych na Ukrainę. Nie ma też wciąż zgody na pakiet pomocowy dla Ukrainy. O którym w Białym Domu Joe Biden rozmawiał z liderami obydwu partii w Kongresie. Wszyscy zgodzili się natomiast, że Zełenski przegra wojnę, jeśli nie dostanie broni i nie dostanie jej szybko. Brak wsparcia wykorzystują Rosjanie, którzy w ciągu ostatniej doby zajęli kilka kolejnych miejscowości. Ofiarą rosyjskiej agresji może paść kolejne państwo - Mołdawia. Bo separatyści z Naddniestrza zwrócili się dziś o pomoc do Moskwy w rozwiązaniu sporu z tym państwem. Tam przebiega również granica z kolejnym państwem NATO, Rumunią. To byłby kolejny sygnał, że kolejne państwo natowskie nie może czuć się bezpiecznie, to byłby sygnał, że żadne państwo europejskie nie może czuć się bezpiecznie. Premier jako jedno z najważniejszych zadań polskiego rządu na arenie międzynarodowej wskazał wzmacnianie północno-wschodniej flanki Sojuszu. O nasze bezpieczeństwo będziemy pytali Cezarego Tomczyka. Wiceminister obrony narodowej będzie dziś gościem 19:30. Kreml za wszelką cenę chciał tego uniknąć, ale świat poznał datę i miejsce pogrzebu Aleksieja Nawalnego. Opozycjonista, który zmarł w kolonii karnej, zostanie pochowany w Moskwie, w piątek, 1 marca. Poinformowała o tym jego żona Julia, która przemawiała dziś w Parlamencie Europejskim. Do parlamentarzystów miała takie przesłanie: "Z Putinem nie wygracie rezolucjami. To nie polityk, tylko przywódca gangu". Myślałam, że przez te 12 dni od zabójstwa Aleksieja będę miała czas, żeby przygotować się na to przemówienie. Ale najpierw tydzień zajęło nam uzyskanie dostępu do ciała Aleksieja i zorganizowanie pogrzebu, potem musiałam wybrać cmentarz i trumnę. Pogrzeb odbędzie się pojutrze, i nie jestem pewna, czy będzie on pokojowy, czy też policja aresztuje tych, którzy przyjdą pożegnać się z moim mężem. Niemcy wracają do rachunków za II wojnę światową. W Berlinie powstaje Dom Niemiecko-Polski, a w Bundestagu słychać o konieczności otwarcia na kwestie zadośćuczynienia za wojenne straty i krzywdy wyrządzone przez Niemcy. W Berlinie sprawę reparacji uznają za zamkniętą, ale przyznają, że prawo prawem, a moralna odpowiedzialność pozostaje i trzeba ją i wycenić, i wymierzyć. W Tym miejscu niebawem miałby powstać Dom Niemiecko-Polski. Miejsce pamięci dla polskich ofiar narodowego socjalizmu. W miejscu symbolicznym, gdzie stała opera Krolla i gdzie Hitler przemawiał tuż po napaści Niemiec na Polskę. Projekt od dawna przygotowywany, teraz wydaje się nabierać tempa. Generalnie wszystkie demokratyczne partie w Bundestagu są zgodne co do konieczności umocnienia współpracy z Polską oraz potrzeby otwarcia się na kwestie zadośćuczynienia i przyspieszenia realizacji projektu Domu Niemiecko-Polskiego. Berlin nie ukrywa, że po zmianie rządu w Warszawie jest większa wola działania i chęć do rozmów - również na te najtrudniejsze tematy. Będę też prosił panią minister, aby rząd niemiecki w kreatywny sposób pomyślał o tym, jak znaleźć formę rekompensaty tych strat wojennych, czy zadośćuczynienia. Przez ostatnie 8 lat rząd Niemiec dystansował się od żądań PiS-u, który oszacował straty wojenne na ponad 6 bilionów złotych. Niemcy się z nami nie rozliczyły. Berlin konsekwentnie argumentuje: kwestia reparacji jest prawnie zamknięta, moralnie - nigdy nie będzie. Nawet, jeśli kwestia reparacji z formalno-prawnego punktu widzenia jest zakończona, pozostaje pytanie, co Niemcy jeszcze mogą zrobić, by zadośćuczynić i by pokazać, że wyciągnęliśmy z historii nauczkę. Z perspektywy Berlina możliwe byłoby na przykład to: Kwestia odszkodowania żyjących jeszcze ofiar, które zostały pominięte. II wojna zniszczyła polską kulturę. Powinniśmy rozważyć, w jaki sposób bardziej ją wspierać - zarówno w Niemczech, jak i w Polsce. W grę wchodzi też odbudowa zniszczonych zabytków, np. Pałacu Saskiego w Warszawie. Zwrot zrabowanych dzieł sztuki, czy wsparcie dla miejsc pamięci, takich jak Treblinka - dodaje Markus Meckel, pierwszy demokratyczny szef dyplomacji NRD. Ale Niemcy - jego zdaniem - mogłyby też dać Polsce coś więcej: wzmocnić poczucie bezpieczeństwa. Musimy ściślej współpracować w dziedzinie obronności, wzmocnić wschodnią flankę NATO. Niemcy stacjonują na Litwie, ale to nie mogą być pojedyncze działania, ale strategiczne i systemowe. Niemieckie wysyłki dla wspólnego bezpieczeństwa jako zadośćuczynienie? Plan ambitny, zważywszy chociażby na zły stan Bundeswehry i toczące się w Niemczech dyskusje o tym, skąd brać pieniądze na obronność. Ale gdyby ten plan został wdrożony można by mówić o ironii historii i sytuacji, w której agresor sprzed lat pomaga chronić granic Polski. Sprawiedliwość była może nierychliwa, ale robi swoje. Po kilkudziesięciu latach poszukiwań, niemiecka policja ujęła Danielę Klatte, terrorystkę ekstremalnie lewicowej Frakcji Czerwonej Armii. Kobieta jest podejrzewana o liczne napady z bronią i usiłowanie zabójstwa. Niemiecka policja nie potrafiła jej złapać przez 30 lat... szukał jej nawet Europol... okazało się, że przez większość czasu ukrywała się w popularnej dzielnicy Berlina - Kreuzberg. Dokładnie w tym bloku. Udało się aresztować Danielę Klette w jej mieszkaniu. Nie stawiała żadnego oporu. Dla sąsiadów była miłą 65-letnią emerytką. Przedstawiła się im jako Klaudia. Zawsze sprawiała wrażenie przyjaznej, kłaniała się, gdy wychodziła na spacer z psem. Normalna sąsiadka, znamy się 5 lat. Zawsze była miła i przyjazna. W rzeczywistości? Terrorystka. Daniela Klette należała do trzeciego pokolenia niemieckiej grupy terrorystycznej RAF, czyli Frakcji Czerwonej Armii. Odpowiadała m.in. za zabójstwa biznesmenów i polityków. Zdobyła środki na swoją działalność poprzez napady na konwoje banków, uprowadzenia osób dla okupu. Działali od lat '70 do końca '90, ale Daniela Klette ze swoimi wspólnikami przestępczą działalnością zajmowała do 2016 r. Na swoim koncie ma napady, kradzieże, a nawet usiłowanie zabójstwa. Jest oskarżana o najcięższe przestępstwa, do dziś stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego. Kilkoro "emerytów" z RAF-u wciąż się ukrywa. To m.in. Burkhard Garweg i Ernst-Volker Staub. Aresztowaliśmy też drugą osobę, ale nadal sprawdzamy jej tożsamość. Mamy dokument tożsamości, ale nie mamy pewności, czy jest autentyczny. Daniela Klette stanie teraz przed wymiarem sprawiedliwości. Nie odpowie jednak za przestępstwa w grupie RAF, bo te, po tylu latach są dziś przedawnione, ale za późniejsze rozboje i kradzieże. Nie wiem jaki mógłby być powód, żeby strzelać do żubra. Kto zabił króla puszczy? Strzał padł z góry, więc pewnie z ambony. Osteoporoza. Jeżeli malejemy, jeżeli ubywa nam wzrostu, to znaczy, że coś jest nie tak z naszymi kośćmi. Małe ojczyzny czekają na nowych gospodarzy, samorządowa karuzela nazwisk, programów, obietnic i kampanijnych fajerwerków kręci się coraz szybciej, wybory już za trochę ponad miesiąc. Tak by mógł brzmieć opis kampanii wyborczej, ale nie powinien, bo nic takiego się nie dzieje. Kampania przykryta protestami, komisjami, wojną rozkręca się niemrawo, a jej barwy blade jak nigdy. Jakie nam się szykuje święto demokracji - Maria Guzek. Tu mógłby być wizerunek któregoś z kandydatów. I tu też. Mógłby, ale nie ma, tak jak nie ma i wielkich emocji. O czym mówią nawet politycy. Kampania samorządowa chyba na dobre jeszcze nie ruszyła. Wiemy, że ona niby jest, ale tak naprawdę trudno cokolwiek zobaczyć. Czym krótsza kampania, tym mniej o tych kandydatach ludzie się dowiedzą. Tym bardziej, że nie wszystkich oficjalnie ogłoszono, choć do wyborów niewiele ponad miesiąc. W wielu miejscach kandydatów jeszcze nie znamy, nie znamy pełnych list, nie wiadomo co z częścią kandydatów na wójtów, burmistrzów, prezydentów. I nie trzeba być politologiem, żeby to widzieć. W poprzednich latach było to chyba takie bardziej nagłośnione. Teraz jest jakoś wyjątkowo cicho. Tylko słyszymy, że niedługo będą, ale nigdzie nie widać tego, że będą. A kampanię - jak słyszymy od politolożki - dominują tematy mało lokalne. Sytuację jaką mamy i na arenie europejskiej, myślę tutaj przede wszystkim o zagrożeniu Europy, ale także ta nasza wewnątrzkrajowa. A więc protesty rolnicze czy obrady sejmowych komisji śledczych. A gdzie wybory samorządowe? One chyba po prostu są za szybko po wyborach parlamentarnych, dużo się dzieje, jakoś ta kampania nie zaistniała. W polityce, zwłaszcza samorządowej, rozpoznawalność wśród wyborców buduje się latami. Krótka kampania może więc cieszyć - urzędujących samorządowców. Między innymi tych. 7 kwietnia nie zaśpijmy, nie prześpijmy, bo decydujemy o tym, jak będzie wyglądał Gdańsk. Jestem przekonany, że mieszkanki i mieszkańcy, oni patrzą na to co się dzieje. Przed PiS test, poparcie spada, wybory parlamentarne poszły źle - co coraz głośniej przyznają politycy PiS, także na naszej antenie. Skoro przegraliśmy, to znaczy, że pewne rzeczy były nie tak. Słaby program w stosunku do tego co zaproponowaliśmy w 2015. Słaby wynik kwietniowych wyborów może rozpocząć wewnętrzną dyskusję w partiach dotyczącą ich liderów i kierunku jaki wyznaczają. Był dojrzałym, ale młodym bykiem. Pod ścisłą ochroną, ale i tak zginął od kuli - prawdopodobnie myśliwego. W lesie niedaleko wsi Prusinowo na Zachodnim Pomorzu odnaleziono martwego żubra. Król puszczy ma małe szanse w starciu z ciężarówką, ze sztucerem też raczej przegra, a ostatnio informacji o śmierci tych ściśle chronionych zwierząt przybywa. Żaden przyrodnik nie chciałby dokonać takiego odkrycia. To zdjęcia z gminy Tuczna na Zachodnim Pomorzu. To zwierzę umarło jakieś 2-3 dni temu, natomiast postrzał mógł być nawet do 4 tygodni temu. Narządy wewnętrzne nie zostały na tyle uszkodzone, by śmierć nastąpiła od razu. Żubr przez wiele dni żył w męczarniach. Z oględzin wynika, że strzał padł z góry, więc pewnie z ambony. Zwierzę zostało postrzelone z broni myśliwskiej przez nieznaną nam do tej pory osobę. Zabity samiec żubra liczył około 6, 7 lat i ważył niewiele ponad pół tony. Niestety to nie pierwszy tego typu przypadek na Zachodnim Pomorzu. Mamy w ostatnich czasach do czynienia z nasilonym zjawiskiem kłusowania żubra. W ostatnich latach to było kilka przypadków. Tylko nieliczne przypadki mają finał w sądzie. Bo często śledztwo nie przynosi odpowiedzi, kto był sprawcą. Ale w tym wypadku może być inaczej dzięki zabezpieczonej przez policyjnych techników kuli znalezionej w żołądku żubra. To jest pocisk tak zwany półpłaszczowy, z dobrym gwintowaniem, więc będzie można określić typ broni. Sprawcy grozi nawet 5 lat więzienia za zabicie zwierzęcia będącego pod ścisłą ochroną. Obecnie w Polsce żyje niewiele ponad 2,5 tys. żubrów. Część z nich może spotkać w rezerwatach takich jak ten w Jabłonowie na Zachodnim Pomorzu. My jako społeczeństwo, jako przyrodnicy mamy ogromny wkład w uratowanie tego gatunku z jednej strony. Z drugiej strony ludzie polubili czy wręcz pokochali to zwierzę, do którego mierzyć można wyłącznie z aparatu fotograficznego czy kamery. To choroba, która rozwija się w sposób niezauważalny, dlatego nazywana jest cichym złodziejem kości. Osteoporoza zaczyna się po 50. roku życia i warto się badać, bo kiedy dochodzi do złamań kości, może być za późno na skuteczne leczenie. Sygnałem alarmowym może być ubytek wzrostu. Złamanie kości nie zawsze jest sygnałem osteoporozy, ale może być impulsem, żeby zacząć się badać. U Anny Piłat złamana ręka długo się nie zrastała. Wtedy pierwszy raz pomyślała o osteoporozie. Po wypadku taką myśl miałam, że przyczyną braku zrostu jest na przykład osteoporoza, ale nie wykonałam tych badań. Osteoporoza zwykle zaskakuje pacjentów w chwili złamania. Tak było u pani Ewy, która jest po wstawieniu endoprotezy kości udowej. Nigdy nie brała leków na osteoporozę. Może jakbym wcześniej zadbała o siebie, tobym zaczęła brać. Osteoporoza dotyka ponad 2 mln osób po 50. roku życia. większość to kobiety. Tylko 5 osób na 100 leczy się z tego powodu. Pierwsze złamanie, które może być zwiastunem, że mogą być kolejne, jest informacją dla pacjenta "ja chyba mogę mieć osteoporozę". Co roku w Polsce dochodzi do 120 tys. złamań. Szczególnie niebezpieczne jest złamanie kości udowej. Rok później 80% pacjentów traci samodzielność, co piąty umiera. Bardzo duży procent pacjentów ma nierozpoznaną osteoporozę, nie ma świadomości, dopóki nie dojdzie do tych ciężkich powikłań, jakimi są złamania. Badanie densytometryczne, któremu poddałam się z ciekawości, to badanie gęstości kości niewielką dawką promieniowania rentgenowskiego. Jest to 1/30 dawki, jaką pacjent przyjmuje podczas prześwietlenia płuc, lub tyle, co będąc pół dnia na słońcu. Jeszcze prostsze jest badanie wzrostu, który po pięćdziesiątce może się zmienić. Warto je powtarzać co rok, mówi Anna Jurksztowicz, ambasadorka kampanii "Zmierz się z osteoporozą". Jeżeli malejemy, jeżeli ubywa nam wzrostu, to znaczy, że coś jest nie tak z naszymi kośćmi. Postępu osteoporozy nie można odwrócić, ale dzięki leczeniu, diecie bogatej w wapń i ćwiczeniom można ją znacznie spowolnić. Kredyty trzeba spłacać. W tej zasadzie mieści się ekonomiczna prawda, ale czasem nie mieści się ludzki los. W Dobrym Mieście, gdzieś na Warmii na progu bankructwa stanął przedsiębiorca. Ale sąsiedzi uznali, że wiele robił dla nich, więc teraz ich kolej. Czasu mają mało, bo komornicza licytacja domu tuż, tuż, ale zbiórka trwa. Nie wiadomo, czy to się uda, ale jeśli nie w Dobrym Mieście, to gdzie? Nie. Tego nie dopuszczę już. Nikogo do domu nie wpuszczę. Pani Jadwiga mówi, że będzie bronić domu własnymi rękoma. Nie wpuści komorników. Całe życie ciężko pracowała z mężem. O Jezu! I takie, takie życie. Naprawdę tak, żeby się doczekała teraz. W domu mieszka 7 osób, wielopokoleniowa rodzina. Lata temu, pani Jadwiga przepisała dom na syna swojej siostry Marii. Żeby moje wnuki nie mieli mieszkania. Siostra, która ma 96 lat. Rodzina jest bardzo blisko. Problemy zaczęły się od kredytu. Syn pani Marii, Mirosław Piekarski, człowiek o złotym sercu, jak mówią ci, którzy go znają, 16 lat temu wziął z banku 1,4 mln zł na biznes życia. Zajazd w okolicach Dobrego Miasta długo cieszył klientów. Niestety pandemia zrobiła swoje. Pętla zaczęła się zaciskać odnośnie kredytu. Doszedłem z wierzycielem do ugody, myślałem, że ją udźwignę. Ale nie dało rady. Dług zaczął rosnąć. Lokal próbowano sprzedać. Bank rozpoczął windykację. Odbyły się 4 licytacje. Bezskutecznie. No i w końcu wierzyciel zabrał się za dom rodzinny. Całe życie to oni nam pomagali. To dramat ludzi, którzy zawsze mieli serce na dłoni. Został nam kocioł zupy. Może macie kogoś, komu trzeba ten kocioł dać? Pomagał zorganizować prowizoryczną stołówkę w szkole. Teraz sam potrzebuje pomocy. Bank postawił dwa warunki. Żeby wrócić do rozmów, potrzeba 100 tys. zł oraz pomysłu na spłatę długu w przyszłości. Ten jest. Pieniędzy brak. Ja wiem, że ludzie go kochają. Ja to powtarzam i będę powtarzał. Ja się umywam. To jemu trzeba pomóc. Licytacja komornicza 4 marca, w najbliższy poniedziałek. Czasu coraz mniej. Rodzina Piekarskich wciąż wierzy, że dobro wraca.