Czy to był pewny medal? Tak wydawało się po eliminacjach i półfinale. Ale tu wszystko się może zdarzyć. Dziś popłynęła bezbłędnie. Na ten medal mocno pracowała. W eliminacjach była druga. Finał przepłynęła bezbłędnie. To dało jej drugie miejsce po Australijce. Nie znajdę słów. To spełnienie marzeń. Miałam chwilę, żeby udowodnić to, na co pracowałam przez lata. Długo marzyłam o tym medalu. Dałam z siebie wszystko. Dużo potu wylaliśmy. To pot Klaudii, ale moje nerwy. Należał nam się ten medal. Był słusznie wywalczony. Zbliżaliśmy się do niego. Klaudia po eliminacja i półfinale mówiła: spokojnie, to jeszcze nie czas, żeby się cieszyć. Klaudia wystąpi jeszcze dwukrotnie. C1 i Cross. Będzie jedną z faworytek. To dla niej znany obiekt. Pięknie, brawo! Mamy nadzieję, że to początek medali dla Polaków. Wichury - jedna osoba nie żyje, setki interwencji. Ostrzeżenie na silny wiatr będzie kontynuowane na noc. Płoną hale i magazyny. Polskie służby specjalne bardzo wnikliwie i skrupulatnie przyglądają się wszystkim takim zdarzeniom. W całym kraju ponad 1300 interwencji strażaków. Cyklon Kirsti pcha się od zachodu i nie żartuje. Spadła temperatura, wieje huraganowy wiatr, leje i podtapia, może trafić się grad wielki jak golfowa piłka. Ile potrwa ta awantura i co nam pogoda szykuje za półmetkiem wakacji? Las Łagiewnicki w Łodzi. Około południa gwałtowny wiatr zaczął tu łamać konary. Jeden z nich spadł na sześćdziesięcioletnią rowerzystkę, która była na wycieczce z mężem. Pomimo przeprowadzonej na miejscu reanimacji kobieta zmarła. Front burzowy przetoczył się dziś przez całą Polskę. Do godziny 15.00 strażacy odebrali ponad 1300 trzysta zgłoszeń. W stolicy zamknięto ogrody Łazienek Królewskich. Mamy ponad 100 zgłoszeń. Cały czas zgłoszenia napływają i w miarę możliwości zastępy powracające ze zdarzenia od razu jadą do kolejnych. W Poznaniu na Malcie ranna została kobieta, którą konar uderzył w głowę i nogę. Nad polskim morzem - czerwona flaga. W gdańskim Brzeźnie zamiast kąpielówek i koców w ruch idą parasole i kaptury. Jestem morsem, to mi się to podoba, dla morsów niestraszny ani wiatr, ani deszcz. Nadciąga Kirsti. Cyklon sprowadzi huraganowy wiatr i ryzyko katastrofalnych powodzi szczególnie w krajach bałtyckich. Ale zagrożona jest także północno-wschodnia Polska. Ostrzeżenie na silny wiatr będzie kontynuowane na noc i jutrzejsze godziny przedpołudniowe na obszar województwa warmińsko-mazurskiego i Suwalszczyznę. Dziś przez cały dzień było tu deszczowo, a temperatury nie zachęcały do kąpieli. Trzeba wypoczywać wtedy, kiedy jest możliwość, tak że zajechaliśmy i zaraz zobaczymy, może uda się wejść do wody, za wiele nie mamy, ale do wody i wiele nie trzeba. Deszcze i wiatr psuje dziś biznes turystyczny w niemal całej Polsce. Tu na plaży w podwarszawskim Józefowie. Chyba pogoda nas na powstrzymała, ale ludzie niestety nie dopisali. Na Wybrzeżu także słychać narzekania. Sezon jest słaby w tym roku, w porównaniu do poprzednich. Zobaczymy, co sierpień przyniesie. A według synoptyków sierpień przyniesie pogodę znakomitą dla wypoczywających. Taki typowy dla naszych warunków klimatycznych, czyli będą i dni gorące, i dni upalne. No i stosunkowo suchy, bo opady będą poniżej normy. Jeśli więc przetrwamy uderzenie Kristi, możemy planować bezpieczny ciepły i słoneczny wypoczynek w Polsce. Strażacy dogasili pożar hal magazynowych w Trzebiczu, w Lubuskiem. Pożar jak pożar, pozycja w statystykach, tyle że w statystykach coraz gęściej, bo tylko w tym miesiącu takich zdarzeń było kilkanaście. Płoną budynki, magazyny, składowiska i tak od kilku miesięcy w różnych częściach kraju. Wojna za ścianą nasuwa podejrzenia. Tym bardziej że ukraińscy partnerzy, jak twierdzą, ujęli grupę szkoloną do takich zadań. Czy coś tu się łączy? Niszczycielska siła ognia. Dwie hale magazynowe w Trzebiczu, w województwie lubuskim, płonęły przez kilka godzin. 20 jednostek straży pożarnej walczyło z ogniem Tylko w tym miesiącu doszło do kilkunastu groźnych pożarów sklepów i hal wielkopowierzchniowych w całej Polsce. Służby oficjalnie nie łączą tych zdarzeń. Do najgłośniejszego z nich doszło 12 maja w Warszawie. Przyczyny pożaru, do jakiego doszło w warszawskim centrum handlowym Marywilska, wciąż nie są znane. Tymczasem ukraińska policja w czwartek zatrzymała 19 osób podejrzewanych o współpracę z rosyjskim wywiadem. Władze w Kijowie sugerują, że to właśnie ta grupa jest odpowiedzialna za podpalenia w całej Europie, także na Marywilskiej. Organizatorem grupy był 34-letni mieszkaniec Iwano-Frankiwska, który miał bezpośredni kontakt z przedstawicielami rosyjskich służb specjalnych. Grupa ta miała charakter hierarchiczny, gdzie każdy z członków miał ściśle określone zadania. Zdaniem Kijowa Rosjanie za pomocą komunikatorów internetowych werbowali podpalaczy, którzy za wykonanie zadania byli sowicie opłacani. Jest bardzo prawdopodobne, że duża część tych podpaleń była dziełem dywersyjnych hybrydowych działań rosyjskich. Polski rząd nie komentuje ustaleń ukraińskich służb, ale jak zapewnia MSWiA, żadne sygnały o dywersji ze strony obcych wywiadów nie są bagatelizowane. Polskie służby specjalne bardzo wnikliwie i skrupulatnie przyglądają się wszystkim takim zdarzeniom. Dalecy jesteśmy od siania jakiejś niepewności czy paniki. Także eksperci apelują o racjonalne podejście do tematu. Nie wszystkie pożary są dziełem zagranicznych wywiadów. Ale tego typu dezinformacja jest na rękę Moskwie. Rosja uwielbia działania takie, w których nawet jak nie działa, to chce stworzyć wrażenie zmuszające drugą stronę do budowania przekazu zagrożenia. Przekazu będącego elementem dezinformacji. A to jedna z wielu broni, jakiej Rosji używa w obecnej wojnie hybrydowej. Czy krążył pieniądz między tronem i ołtarzem, czy było legalnie, uczciwie, gospodarnie i ile było w tym starań o wiarę, a ile o politykę? Marszałek Hołownia zapowiada działania NIK w tych finansowych przepływach i jest już po rozmowach z szefem Izby. Wraca jednocześnie pytanie o Fundusz Kościelny, bo w kampanii wyborczej padały stanowcze deklaracje. Ile państwo dawało na tacę? Przepływy finansowe pomiędzy państwem a kościołem od lat wzbudzają kontrowersje. Wkrótce zajmie się tym Najwyższa Izba Kontroli na prośbę marszałka Sejmu. Chcemy mieć pewność, że wszystkie finansowe związki naszego państwa i Kościoła katolickiego, ale też innych związków wyznaniowych są przejrzyste, są transparentne. Przeciwko takiej kontroli - tu niespodzianki nie ma - jest dzisiejsza opozycja. Kiedyś pozował na gorliwego katolika, a teraz chce prowadzić działania przeciwko kościołowi katolickiemu. Wyjdzie z tego próba wykazania, że kościół to jest organizacja pasożytnicza, która kosztuje ogromne pieniądze. Ale to właśnie poprzedni rząd na kościół lubił dawać, i to dużo. Szczególnie miliony płynęły do Torunia, a dokładniej do księdza Tadeusza Rydzyka. Który z poprzednią władzą jest niemal zaprzyjaźniony. Od początków rządów PiS fundacja ojca Rydzyka dostawała publiczne pieniądze na przykład na projekt "Pamięć i tożsamość", wsparcie telewizji Trwam czy na toruńską geotermię. Kościół jest także społecznością grzeszników. Prawdopodobnie mogą się zdarzyć także tutaj nadużycia, bardzo dobrze, wszystkie inne instytucje poddane są kontroli, jak to są wydatki publiczne. Czemuż miałby tego unikać Kościół? Co ważne, dla niektórych najważniejsze, kontrola ma objąć także Fundusz Kościelny. A ten - co jasno pokazują te dane - za rządów PiS znacznie urósł. Uważam, że Fundusz Kościelny powinno się zlikwidować. Tak samo uważam, że usługi kościelne powinny być opodatkowane, bo kościół to przedsiębiorstwo. W koalicji rządzącej widoczny jest podział. Jedni chcą likwidacji funduszu kościelnego - co podkreślał Szymon Hołownia jeszcze w kampanii - inni - głębokich zmian. Powołano nawet w tej sprawie międzyresortowy zespół na czele z wicepremierem Kosiniakiem-Kamyszem. Od 7 miesięcy - kiedy rządzi koalicja - zespół spotkał się zaledwie raz. Premier pogania. Państwo polskie jest zdecydowanie mniej poddane tej logice kupowania łask kościoła przy pomocy pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej. Obywatele chcą utrzymywać swój kościół, to to robią. Nie chcą, to tego nie robią. Chodzi głównie o wypracowanie zasad finansowania na przykład składek czy świadczeń z ubezpieczenia zdrowotnego duchowych. Tu trzeba dobrych prawników i dobrych ekonomistów, żeby nie stała się krzywda ani Kościołowi, ani tym ze strony państwowej, którym ten Kościół także chce służyć. Pytanie, czy i kiedy dojdzie do zmian. Bo postulat o likwidacji Funduszu Kościelnego obecny jest w debacie publicznej od 30 lat. Kierowcy jednośladów to na ogół dojrzali ludzie, ale złą prasę robią ci, którzy udowadniają, że motocyklista to stan umysłu. Użytkownicy dróg dobrze znają typ na jednym kole albo pochylony nad kierownicą przy prawie trzystu na godzinę. Od wiosny do jesieni trwa spór między romantyzmem wolności zamkniętej w pełnym baku a statystykami tragedii na dwóch kołach, których przybywa. To nie pokaz na torze wyścigowym, tylko jazda trasą szybkiego ruchu. A to dwupasmowa droga w Kielcach i motocyklista, który zamiast siedzieć, na jednośladzie stał. To niedopuszczalne, by tak jeździć w ruchu miejskim czy turystycznym. Mocno nieodpowiedzialne zachowanie tego motocyklisty. Przepisy mówią wprost - to stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym. Kierowca zapłaci mandat co najmniej 1500 złotych. Motocyklista musi myśleć nie tylko za siebie, ale też za innych kierujących i przewidywać sytuacje na drodze. Na kieleckiej ulicy od tragedii było o włos. Ale od początku roku w Świętokrzyskiem doszło do 58 wypadków, w których zginęło 8 kierowców jednośladów. W tym samym okresie ubiegłego roku ofiary śmiertelne były dwie. Ci młodzi ludzie, szczególnie na ścigaczach, potrafią nacisnąć. Trafił na blok operacyjny. I choć wydawałoby się, że to głównie oni grzeszą na drogach, jak wynika z policyjnych statystyk, winę za wypadki częściej ponoszą kierowcy aut. 2/3 tych zdarzeń powstaje w wyniku tego, że motocyklista nie jest sprawcą. Sprawca tego wypadku w Słupsku wjechał z impetem w policjanta motocyklistę. 49-latek nie miał żadnych szans. Zmarł w szpitalu. Najpoważniejsze są uderzenia w tył, bo powodują przygięcie, odgięcie głowy i bardzo często złamanie kręgosłupa szyjnego, co może skończyć się paraliżem na całe życie. Miłośnicy jednośladów to niechronieni uczestnicy ruchu drogowego. Dlatego o bezpieczeństwo muszą zadbać sami. Tu dbałości zabrakło. W poniedziałek dwaj bracia zginęli po tym, jak motocykl, którym jechali, uderzył w zaparkowany samochód. Obaj nie mieli na głowach kasków. Jak uderzymy w coś ręką lub nogą, to z takim urazem da się żyć, da się funkcjonować, ale rozwalenie głowy kończy się pogrzebem. Bo motocykl błędów nie wybacza. Przekroczyliście linie, których nie wolno przekraczać - taki komunikat wysyła Izrael po tym, jak rakieta zabiła 12 osób na sportowym boisku na wzgórzach Golan. Izrael twierdzi, że to robota Hezbollahu, i odpowiada ogniem. Lotnictwo uderzyło na pozycje bojówek w Libanie. Do ataku nikt się nie przyznaje. To moment ataku Izraela na Liban. W nocy myśliwce uderzyły w siedem celów na południu i w głębi kraju. Rakiety skierowano na infrastrukturę Hezbollahu. Który kilkanaście godzin wcześniej zaatakował wzgórza Golan. Wystrzelił kilkadziesiąt rakiet. Jedna z nich spadła tu - na boisko piłkarskie. Grali w piłkę nożną, usłyszeli syreny i pobiegli do schronu. Ale nie mogli do niego dotrzeć. Na boisku było wiele ludzi. Zginęło 12 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Wszystkie ofiary to dzieci i młodzi ludzie w wieku od 10 do 20 lat. Nie ma na to wytłumaczenia. Widziałem dzieci, nie chcę i nie jestem w stanie opowiedzieć, co dokładnie zobaczyłem. To straszne. Do masakry doszło w miasteczku Madżdal Szams na północy wzgórz Golan. To teren okupowany przez Izrael. I choć Hezbollah nie przyznał się do dokonania ataku... to armia Izraela nie ma wątpliwości, kto za nim stoi. Wiemy dokładnie, skąd wystrzelono rakietę. Zbadaliśmy jej szczątki. To rakieta Falaq One z głowicą ważącą 53 kilogramy. Jest produkowana w Iranie i dostarczana Hezbollahowi. Hezbollah jest jedyną organizacją terrorystyczną w Libanie, która posiada tego typu rakiety. W chwili ataku premier Izraela przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozmawiał o sytuacji na Bliskim Wschodzie. Wizyta została skrócona. Po moim powrocie natychmiast rozpocznie się posiedzenie gabinetu bezpieczeństwa. Izrael nie przejdzie nad tym do porządku dziennego. Minister spraw zagranicznych Izraela mówi o przekroczeniu wszelkich czerwonych linii i rosnącej groźbie otwartej wojny z Hezbollahem i Libanem. A szef sztabu generalnego sił obronnych Izraela dodaje... Jesteśmy w stanie atakować bardzo daleko od państwa Izrael. Rząd Libanu potępił atak. Jego Królewska Mość na korzystnych warunkach wydzierżawił rządowi kawał morskiego dna i już nie ma przeszkód, by ruszył projekt Great British Energy. Wielka Brytania chce być niezależna energetycznie, produkować energię zieloną z farm wiatrowych, dać ją tanio obywatelom i eksportować z zyskiem. Eksperci twierdzą, że to się może udać. Powołanie publicznego giganta energetycznego to jedna ze sztandarowych obietnic wyborczych nowego brytyjskiego rządu. Great British Energy ma pomóc gospodarce osiągnąć neutralność emisji dwutlenku węgla, ale przede wszystkim - jak przekonują politycy Partii Pracy - obniżyć rekordowo wysokie rachunki za prąd. Chcę, żebyśmy wygrali wyścig o czystą energię. I dlaczego nie? Mamy potencjał. Mamy porty. Mamy ludzi, umiejętności. A teraz mamy rząd kierujący się misją, który jest zdeterminowany, aby wykorzystać te możliwości. Ogromne farmy wiatrowe będą stawiane na morzu. Do tego potrzebna była zgoda króla. Reprezentująca jego interesy Crown Estate podpisała z rządem korzystną wieloletnią dzierżawę morskiego dna. Rząd przedstawi projekt ustawy o utworzeniu Great British Energy, publicznej spółki zajmującej się czystą energią z siedzibą w Szkocji, która przyspieszy inwestycje energii odnawialnej jak morska energetyka wiatrowa. Ale pomoże też osiągnąć niezależność energetyczną. Plan jest ambitny. Za pięć lat farmy należące do państwa mają zasilać aż 20 milionów brytyjskich domów. Docelowo Great British Energy ma sprzedawać ją na kontynent, aby zarabiać na emerytów. Zdaniem wielu ekspertów pomysł może się udać. Konsumenci GB Energy będą mieli tańszą energię elektryczną, ponieważ nie będą narażeni na wahania cen gazu, a także będą mieli dostęp do stabilnej taniej energii odnawialnej. Na niższe ceny energii liczą też Brytyjczycy, których rachunki od wybuchu rosyjskiej wojny w Ukrainie podwoiły się. Jeśli będziemy mieli więcej energii odnawialnej, której będziemy mogli użyć, to będzie korzystne. Dziś Wielka Brytania nie ma zdolności do magazynowania energii, więc to jest wyzwanie. Bardzo liczę na taką zmianę. Gdybyśmy wszyscy były udziałowcami takiej firmy, to myślę, że to dobry pomysł. Nowy rząd w Londynie przekonuje, że nie skreśla prywatnych inwestorów, mimo że zawiedli między innymi w transporcie kolejowym, uznawanym za najdroższy w całej Europie. Podobnie stało się w energetyce. Mimo braku uzależnienia od paliw z Rosji po jej agresji na Ukrainę zyski brytyjskich producentów poszybowały do rekordowych poziomów tak jak rachunki zwykłych ludzi. Dobra pogoda, nie ma szkoły, mniejsza kontrola rodziców - nic dziwnego, że wakacje to czas, kiedy wielu nastolatków decyduje się na ucieczkę z domu. Wtedy też pęcznieją policyjne listy poszukiwanych. Każdego roku zgłaszanych jest ponad 3,5 tysiąca zaginięć dzieci. Policja niemal codziennie prowadzi poszukiwania zaginionych, zwykle kończy się na strachu bliskich. 98% tych zaginięć w ciągu kilku dni jest wyjaśniana i osoby te są odnajdywane. Nagłe zniknięcia nieletnich to obecnie często nie tylko zew przygody, a ucieczka przed problemami. Nie mogą sobie poradzić, nie dostali wsparcia, pomocy osoby dorosłej, czasem o to wsparcie nawet nie prosili. Jeśli nasz bliski zaginął i mamy obawy, że coś mogło mu się stać, powinniśmy natychmiast powiadomić policję. Wymóg odczekania 48 godzin jest mitem. Powinniśmy przekazać jak najwięcej informacji, mieć aktualne zdjęcie zaginionego dziecka, sprawdzić, czy dziecko nie przebywa u swoich znajomych. Dla wielu dorosłych z kolei zniknięcie jest szansą na nowy rozdział w życiu, chcą zerwać wszelkie kontakty. W tle często jest nałóg, długi i choroba. Kiedy jesteśmy przytłoczeni własnymi myślami, przebodźcowani, wtedy pojawia się ta chęć, żeby zniknąć. Dla wielu rodzin osób zaginionych pierwszym kontaktem jest Fundacja Itaka, która od lat pomaga wrócić do domu. Nie wszystkim się jednak udaje. Powiedziała, że idzie się przejść, i od tej pory nikt jej nie widział. Od zaginięcia Angeliki Rutkowskiej minęło 27 lat. W ferie zimowe wyszła z domu w Kole w Wielkopolsce pobawić się z rówieśnikami. Miała wtedy 10 lat. Póki nie ma ciała, to ja cały czas wierzę, nie dopuszczam do głowy, że coś się stało złego. Poszukiwania do tej pory nie przyniosły żadnych rezultatów, tak zdaniem policji Andżelika mogła wyglądać w wieku 31 lat. W Polsce każdego roku bez śladu znika ponad 12 tysięcy osób. To tak jakby nagle zniknęło całe miasto. Resocjalizacja. We Wrocławiu rozebrali to słowo po kawałku i wyszło im, że przywracanie społeczeństwu najlepiej wyjdzie w społeczeństwie. Wrocławskie sądy z magistratem mają dla skazanych lepszą propozycję niż cela. Nagrzeszyłeś wobec społeczeństwa - to napraw. 1200 osób rocznie dostaje szansę i robotę do wykonania. Po obu stronach paragrafu mówią, że to działa. Dostali drugą szansę i mogą naprawić swoje błędy. Ci dwaj skazani na prace społeczne zamalowują mowę nienawiści. Co ważne - na wolności. Te osoby funkcjonują dalej w społeczeństwie, mają możliwość zadośćuczynienia wobec społeczności lokalnej. Dostały taką szansę w ramach programu, który Wrocław realizuje razem z sądami. Zamiast ograniczać skazanym wolność, pozwalają im pracować wśród i dla ludzi. Że ja nie dostałam tej kary więzienia, ja byłam wdzięczna, że dostałam karę tych prac. Pani Emilia sześć miesięcy prac społecznych ma już za sobą. Ma też konkretne wnioski. Już bym nie popełniła. Zastanowiłabym się kilka razy, zanim popełniłabym jakiś błąd. Swoje błędy naprawić można w 140 placówkach. Na przykład w schronisku dla zwierząt, tu pomaga nasz kolejny rozmówca i zauważa zalety programu. Pomysł ze stolicy Dolnego Śląska chwali profesor Konopczyński, który na co dzień zajmuje się zagadnieniem resocjalizacji. On jest wart upowszechnienia. Bo takie prace społeczne to właśnie resocjalizacja w pełnym tego słowa znaczeniu. Po co siedzieć w domu z elektroniczną obrożą tak zwaną, jak można być na zewnątrz i być wśród ludzi. To wróćmy jeszcze do schroniska dla zwierząt, bo tutaj widać, że takie odbywanie kary nie zostaje bez wpływu na dalsze życie skazanych. Nawet już po zakończeniu tych wszystkich prac wiele osób chętnie by jeszcze zostało albo chce do nas wrócić. A to daje realne szanse, że z 1200 osób, które rocznie biorą udział w programie, niewiele wróci przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. 80 lat temu walczyła w powstaniu warszawskim, dziś mówi, że gdyby była młodsza, pojechałaby pomagać Ukrainie. O utraconym dzieciństwie, przedwczesnej dorosłości i tym, jak dziś widzi świat, Wanda Traczyk-Stawska. Ps. "Pączek", żołnierz Armii Krajowej opowiada Dorocie Wysockiej-Schnepf. To wszystko w programie. Dziękuję i do zobaczenia.