50 dni do wyborów. Premier Donald Tusk zaprasza na wielki majowy marsz patriotów, PiS swój zorganizuje w kwietniu. Wraca temat migracji. Jarosław Kaczyński na granicy z Niemcami, rządzący mówią o propagandzie. Rodzinna tragedia na Dolnym Śląsku. Funkcjonariusz służby więziennej zastrzelił 5-letnią córkę i teściową. Monika Sawka, dobry wieczór. Zaczynamy od odpowiedzi premiera na inicjatywę prezesa PiS. Donald Tusk zaprasza na wielki majowy marsz patriotów. I przekonuje, że to pokaże, czy Polska będzie silna i bezpieczna, czy osamotniona i słaba. Wcześniej Jarosław Kaczyński zapowiedział w kwietniu marsz z okazji tysiąclecia Królestwa Polskiego i pięćsetlecia hołdu pruskiego. O wielkiej mobilizacji przed wyborami. Dzisiaj ta mobilizacja jest na ulicach miast, miasteczek i wsi. 11 maja przed wyborami prezydenckim chcemy pokazać jedność. A to wszystko pod hasłem "Majowy marsz patriotów", który przejdzie ulicami Warszawy w samo południe tydzień przed wyborami. Chęć pokazania, że patriotów, ludzi dobrej woli, ludzi, którzy dobrze Polsce życzą, jest więcej. Sztabowcy kandydata Koalicji Obywatelskiej nie ukrywają, że chcieliby powtórzyć wielką mobilizacją podczas marszów, które organizowali przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Tej siły nic nie zatrzymało. Wybory parlamentarne wygrała demokratyczna opozycja. Ten pierwszy marsz miał być duży i rzeczywiście był duży, nie kwestionuję tego. Przyznaje Jarosław Kaczyński i przypomina, że PiS też organizuje swój marsz, tyle że w kwietniu. Rocznica koronacji króla polski zdarza się raz na tysiąc lat. Skoro zdarza się raz na tysiąc lat, to warto ją jakoś obejść. Najlepszą odpowiedzią na kwietniowy marsz PiS będzie wielki majowy marsz patriotów - odpowiada w internecie Donald Tusk i dodaje: "Ten maj zdecyduje o tym, czy Polska będzie silna i bezpieczna, czy osamotniona i słaba". Na 50 dni przed wyborami kluczowe dla wszystkich kandydatów... Nic nas nie zatrzyma. obok zdobywania nowego elektoratu jest zmobilizowanie zwolenników. Dlatego w kampanię Rafała Trzaskowskiego angażują się samorządowcy. I znane posłanki z inicjatywą skierowaną do kobiet. PiS też mobilizuje swój elektorat, bo Karol Nawrocki w sondażach wypada gorzej niż partia, która go popiera. Dlatego na ratunek ruszył Jarosław Kaczyński. Jeśli te wybory wygramy, to powstanie nowa sytuacja, nowa dynamika polityczna. I posłowie PiS-u My Karola Nawrockiego popieramy. Potrzebujemy doktora Karola Nawrockiego. Na spotkaniach z wyborcami tak reklamują kandydata. To jest polityk autentyczny, który nie jest przebierańcem. Te słowa mogą dziwić. Bo Karol Nawrocki pod pseudonimem Tadeusz Batyr napisał książkę o znanym polskim gangsterze i udzielił takiego wywiadu. W swojej książce powołuje się pan na prace badawcze historyka, doktora Karola Nawrockiego. Tak, to historyk, który zainspirował mnie do mojej pracy. Tu Tadeusz Batyr, czyli Karol Nawrocki, chwalił Karola Nawrockiego. Tu na odwrót. Też taka nowa książka wyszła "Spowiedź Nikosia zza grobu". Tadeusz Batyr ją napisał. Polecam państwu tę książkę. Mina uczestnika tego spotkania mówi wszystko. Kaczyński ma nieprzespane noce, bo nie spodziewał się, że z takim kłamczuchem ma do czynienia. Są jeszcze te informacje przekazane przez Krzysztofa Brejzę. W okresie, w którym pan Nawrocki brał udział w tym inscenizowanym wywiadzie, dochodziło do przelewów pomiędzy muzeum a oddziałem telewizji Kurskiego. Uważam, że to jest bardzo wątpliwe moralnie. A Karol obiecuje, że będzie reprezentował Polki i Polaków. Dziś Karol Nawrocki posługuje się już tylko imieniem Karol. W kampanii jak bumerang wraca temat migrantów. Dziś wysuwa się na plan pierwszy. PiS rusza na polsko-niemieckie przejścia graniczne. Prezes Jarosław Kaczyński polskim władzom zarzuca realizowanie polityki Berlina. Rządzący odpowiadają - to manipulacja i mówią, że problem migracyjny jest gdzie indziej. W tle są pytania o ewentualne polityczne zyski i potencjalne społeczne straty. Granica polsko-białoruska. Tylko w czwartek było tu 180 prób nielegalnego jej przekroczenia. Ale politycy PiS problem migracyjny widzą dziś na drugim końcu Polski. Niemiecka kanclerz zapraszała imigrantów. Ale teraz oni mają być przerzucani do Polski. Otóż na to nie może być zgody. PiS ruszyło na polsko-niemieckie przejścia graniczne. Jak twierdzą politycy tej partii, Niemcy prowadzą tajne rozmowy z polskim rządem w sprawie przerzucenia do naszego kraju tysięcy migrantów. Prezydent w mediach społecznościowych pyta premiera: "Czy musi wykonać tajny plan Berlina, o którym piszą sami Niemcy?". Jakieś kompletnie wyssane z palca rzeczy, żadnych tajnych rozmów ani jawnych w tych sprawach nie ma, po pierwsze nie ma nowego niemieckiego rządu. Używanie artykułów prasowych, które często nie są prawdziwe, nie jest najlepszą metodą prowadzenia debaty publicznej. Odpowiada na zarzuty minister spraw wewnętrznych. I dodaje - PiS manipuluje w sprawie migrantów. Bo niektórzy z nich są zawracani, ale zgodnie z przepisami: na podstawie konwencji dublińskiej czy umowy o readmisji. Jeżeli jest wykazane, że ten ktoś został zarejestrowany na terytorium Polski, Polska ma obowiązek przyjąć, ta liczba spada, bo się tym zajmujemy. W czerwcu media donosiły o przerzuceniu afgańskiej rodziny przez niemiecką policję do Polski. MSWiA pisze o incydencie, który został wyjaśniony, a podobnych zdarzeń nie było. I podaje dane - w zeszłym roku trafiło do nas niespełna 690 cudzoziemców z Niemiec. 357 osób w ramach readmisji, a 331 osób w ramach procedur dublińskich. W stosunku do roku 2023 to spadek o prawie 300 cudzoziemców. Skąd więc takie liczby? To jest wykorzystywanie w kampanii wyborczej. Co mogą potwierdzać takie słowa prezesa PiS. Można dużo, żeby tę sytuację zmienić. Przed nami są wybory, wybory prezydenckie. Może właśnie dlatego temat pojawił się w przemówieniu kandydata PiS-u. Wpychanych nam tutaj przez zachodnią granicę, przez naszego zachodniego sąsiada, nielegalnych migrantów będzie coraz więcej. To nie pierwszy raz, gdy PiS w kampanii wykorzystuje migrantów. Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które w organizmach tych ludzi nie są groźne, tutaj mogą być groźne. Rządzący w odpowiedzi przypominają aferę wizową. To jest jak złodziej, który krzyczy: łapać złodzieja. Nawpuszczali ludzi, nie przestrzegali prawa, zarabiali na lewych wizach, a dzisiaj próbują opowiadać, że w Polsce ktoś inny tej polityce bez opamiętania wpuszczającej imigrantów, uchodźców jest winny. W sprawie afery wizowej zarzuty usłyszało dziewięć osób, w tym wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS. To łakomy kąsek polityczny, ale trudny do zdobycia. Młodzi ludzie mogą nie tylko dołożyć cegiełkę do wysokiej frekwencji, ale też przyczynić się do zwycięstwa albo do porażki w wyborach. Ich naturalnym środowiskiem jest internet. Nic więc dziwnego, że to tam kierują swoje działania sztabowcy. Jakie pomysły na dotarcie do młodych wyborców mają kandydaci? Młodzi naprzód! To hasło wspierające kampanię Rafała Trzaskowskiego. Cel - dotrzeć do młodych wyborców. W czasie rozmów jak we Wrocławiu, ale też w sieci. Wierzymy, że to rówieśnicy mają największe szanse dotrzeć do swoich rówieśników. To młodzi stojący w nocy w takich kolejkach jak na wrocławskim Jagodnie zdecydowali o wyniku wyborów parlamentarnych. I to o nich walczą kandydaci, także w mediach społecznościowych. Bardzo was proszę, żebyście podawali te treści dalej, żebyście je komentowali, żebyście zwiększali ich widoczność, bo bez internetu nie wygramy żadnych wyborów. Sławomir Mentzen ma na tik toku ponad półtora miliona obserwujących. Najwięcej ma ich też na Instagramie. Drugi jest Szymon Hołownia, trzeci Rafał Trzaskowski. Magda Biejat przedostatnia. Najmniej osób śledzi profil Karola Nawrockiego. Jesteśmy dziś z kandydatem na prezydenta panem Karolem Nawrockim. Pozdrawiam serdecznie młodych, dzięki za waszą energię. Kandydaci w sieci często mówią do młodych i o młodych. Praktycznie nie miałam w ogóle znajomych. I brakuje mi po prostu tego, że nauczyciele nie ingerują w takie sytuacje, bo to się dzieje poza szkołą. Przerażające to, co mówisz. W ostatnich wyborach prezydenckich 5 lat temu najwięcej młodych zagłosowało na Rafała Trzaskowskiego. Sprzeciw wobec aborcji z gwałtu oraz płatne studia - o tym można było usłyszeć w ostatnim wywiadzie. Konkurenci natychmiast zaczęli podkreślać, że uważają inaczej. Studia będą bezpłatne, każdy będzie miał swobodny dostęp do wyższych uczelni. Płatnych studiów nie wyobrażają sobie warszawscy studenci. Prawo do edukacji jest takim podstawowym prawem i w interesie społeczeństwa jest to, żeby mieć jak najwięcej wyedukowanych ludzi. Osoby, które nie mają takiej kasy na studia, nie mogłyby sobie pozwolić na kształcenie. Kandydaci na razie debatują na odległość. Na szczęście udało się zatrzymać hulajnogę, poszedł udzielił wywiadu. Szymon Hołownia chce telewizyjnej debaty ze Sławomirem Mentzenem. Wyzwałem tego tchórza na debatę. Bo uważam, że jest po prostu tchórzem. I co? I to - kozak w necie, piżmak w świecie. Ogonek pod siebie i dalej hulajnogą przez Polskę. Kandydat Konfederacji chce debaty, ale z Rafałem Trzaskowskim. Podobnie Karol Nawrocki. Nie chce się zmierzyć ze swoimi kontrkandydatami, bo się boi. Apeluję, aby stanął naprzeciwko mnie jak mężczyzna z mężczyzną. Rafał Trzaskowski do debaty jest gotowy. Ktoś tam krzyczy debata. Zaraz z panem porozmawiam, drogi panie. Obudzili się moi konkurenci. Wiosna idzie, debatować im się zachciało. Dwa miesiące temu wzywałem ich do debaty i będzie debata, spokojnie. TVP, Polsat i TVN 12 maja zorganizują wspólną debatę, na którą są zaproszeni kandydaci, którzy uzbierali wymagane minimum sto tysięcy podpisów. Najpierw zabił teściową, później poszedł do sypialni dzieci. Zastrzelił 5-letnią córkę, strzelał też do syna. Chłopiec walczy o życie w szpitalu. Sprawcą rodzinnej tragedii okazał się 51-letni funkcjonariusz służby więziennej. Użył prywatnej broni, na którą miał pozwolenie. Jego żona była w tym czasie w domu. Co doprowadziło do tej szokującej tragedii? To było jak egzekucja na rodzinie. Mężczyzna, lat 51, oddał strzał w głowę i okolicę szyi w kierunku teściowej, następnie udał się do pomieszczenia, gdzie spały jego małoletnie dzieci, i tam również oddał strzały w głowę zarówno córki, jak i syna. Na koniec postrzelił także siebie. 9-letni chłopiec jest w stanie krytycznym. Jego o cztery lata młodszej siostry i babci nie udało się uratować. Sprawca, funkcjonariusz służby więziennej z kilkunastoletnim doświadczeniem, był na kilkudniowym urlopie. Jego służba przebiegała, można powiedzieć, wzorowo, nie było w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń. Kilka lat temu awansował na dowódcę grupy interwencyjnej. To jednostka odpowiedzialna na przykład za tłumienie buntów wśród osadzonych, za konwojowanie najgroźniejszych przestępców czy zapobiegająca atakom na strażników. Mężczyzna co roku przechodził badania psychologiczne. Został na to stanowisko powołany, ponieważ się czymś wyróżniał w tej służbie. Jego żona, też funkcjonariuszka służby więziennej, która była w domu, na razie nie została przesłuchana, została objęta opieką psychologiczną. To, co jest dla nas w tej chwili najbardziej istotne, to to, żeby objąć opieką matkę. Małżonkowie pracowali w dwóch różnych jednostkach. Wiadomo, że byli w trakcie rozwodu, wiadomo, że przed tragedią doszło między nimi do kłótni. Sprawca strzelał z broni prywatnej. Ma pozwolenie na broń jako osoba prywatna, jest to pozwolenie na broń kolekcjonerską oraz myśliwską. Sytuacji tego typu zabójstw czy przemocy domowej jest w Polsce o wiele więcej, tylko z użyciem innych narzędzi. To nie pierwsza taka tragedia w tej niewielkiej miejscowości. Tragedia to już drugi taki przypadek w Prusicach. Z tamtej strony przy kościele też już był. Był 20 lat temu. Swoją rodzinę zamordował wtedy funkcjonariusz straży granicznej. Zabił 1,5-rocznego syna, żonę, szwagierkę, postrzelił teściów i popełnił samobójstwo. Też posłużył się bronią prywatną. Sprawca wczorajszej tragedii przeszedł dwie operacje. Kiedy tylko jego stan na to pozwoli, odpowie za podwójne zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. Ponad 1,5 tysiąca osób nie żyje, blisko 3,5 tysiąca jest rannych. Tragiczny bilans potężnego trzęsienia ziemi w Azji Południowo-Wschodniej rośnie. Według ekspertów liczba ofiar może przekroczyć 10 tysięcy. To był horror - mówią świadkowie. Widać go na przerażających nagraniach. Szpitale są przepełnione, a ocaleni zdani na własne siły. Miasto Mandalaj położone najbliżej epicentrum ucierpiało najbardziej. Byłem w domu, kiedy się zaczęło. To było przerażające. Ten mężczyzna miał szczęście - jego rodzina jest bezpieczna. Ale tysiące mieszkańców Mjanmy desperacko przeczesują zawalone budynki, poszukując bliskich uwięzionych pod gruzami. Tak jak Ye Aung, który po wielu godzinach odnalazł żonę. Ratownicy próbują wydostać z rumowiska. Byłem bardzo szczęśliwy, gdy usłyszałem dobre wieści. Ale akcja ratunkowa trwa tak długo. Coraz bardziej się martwię, tracę nadzieję. Ratownikom brakuje sprzętu, gruzy przeczesują gołymi rękami. Zrozpaczeni ludzie błagają o pożyczenie maszyn w mediach społecznościowych. W piątkowym trzęsieniu ziemi zginęło ponad 1,5 tysiąca osób, ponad 3 tysiące są ranne. W stolicy kraju Naypyidaw poszkodowanych było tak wielu, że zabrakło miejsca w szpitalach. Jest tak źle, że rządząca krajem junta wojskowa zdecydowała się prosić świat o pomoc. Otworzyłem Mjanmę na wszelką pomoc z innych krajów. Chciałbym zaprosić każdą organizację, każdego człowieka do udzielenia pomocy. Rządy Chin, Indii, Rosji, Malezji i Singapuru wysłały ekipy ratunkowe i niezbędną pomoc: koce, zestawy higieniczne, śpiwory, lampy oraz paczki żywnościowe. Wsparcie zapowiedziała UE i ONZ. Nasz zespół w Mjanmie jest już w kontakcie z władzami, aby w pełni zmobilizować nasze zasoby w regionie i wesprzeć mieszkańców tego kraju. Aktywiści działający na rzecz praw człowieka obawiają się, że pomoc nie dotrze do potrzebujących - junta wielokrotnie blokowała wsparcie humanitarne w częściach kraju kontrolowanych przez opozycję. - napisał na platformie X Thomas Andrews, specjalny sprawozdawca ONZ ds. praw człowieka w Mjanmie. Akcja ratunkowa także w Tajlandii. Ratownicy nie dotarli jeszcze do niemal stu pracowników budowlanych, którzy prawdopodobnie są pod gruzami zawalonego budynku w Bangkoku. Modlę się, żeby moja córka przeżyła, żeby była w szpitalu. Na miejsce katastrofy sprowadzono ciężki sprzęt, dotarły też kolejne ekipy ratowników. Na rumowisku pracują psy ratownicze. Czasu jest coraz mniej. A kiedy weźmie się pod uwagę, że temperatura w stolicy sięga dziś 36 stopni, zrozumie się, dlaczego to tak rozdzierające serce zadanie. Bliscy zaginionych są pewni: dopóki ratownicy pracują, jest nadzieja. Były ostre słowa i zachęty. JD Vance na Grenlandii skrytykował Danię za rzekomy brak inwestycji w bezpieczeństwo wyspy i zaapelował o zacieśnienie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Szefowa duńskiego parlamentu zarzuty odrzuciła. A nowy szef grenlandzkiego rządu wizytę amerykańskiego wiceprezydenta określił jako brak szacunku. Jankesi do domu, Grenlandia nie jest na sprzedaż. Z takimi hasłami setki osób protestowały przed amerykańską ambasadą w stolicy Danii. Grenlandia przyjęła wiceprezydenta USA J.D. Vance'a równie chłodno. Zimno tu jak diabli. W tej amerykańskiej bazie kosmicznej Pituffik - w odległej części wyspy - rozpoczęła się i zakończyła dyplomatyczna szarża wiceprezydenta USA. Lokalne media ujawniły, że przedstawiciele administracji USA przed wizytą chodzili od drzwi do drzwi, próbując znaleźć mieszkańców chętnych na spotkanie z J.D. Vance'em i jego żoną. Efekt? Nie znaleźli zupełnie nikogo. Presja społeczna była tak silna, że nawet lokalna firma turystyczna, która miała współpracować z amerykańską delegacją, w ostatniej chwili wycofała się z tej współpracy. W czasie gdy wiceprezydent wizytował bazę, Donald Trump opublikował nagranie o tym, jak USA broniły wyspy przed nazistami podczas drugiej wojny światowej. Teraz zagrożeniem są Rosja i Chiny. Wideo sfinansowała organizacja, która wcześniej wydała miliony dolarów na produkcję reklam atakujących byłego prezydenta Joego Bidena. Film kończy się hasłem "Ameryka stoi po stronie Grenlandii". Potrzebujemy Grenlandii. To bardzo ważne dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Musimy mieć Grenlandię. To nie jest kwestia tego, czy możemy się bez niej obejść. Nie możemy. O tym stacjonujących tam amerykańskich żołnierzy przekonywał J.D. Vance. Nie możemy ignorować pragnień prezydenta. I znów demonstrował głęboką niechęć wobec Europy. Krytykował w szczególności Danię. Wiadomość, którą mamy dla Danii, brzmi: nie wykonaliście dobrej roboty. Za mało inwestowaliście w mieszkańców Grenlandii i w architekturę bezpieczeństwa tego niesamowitego, pięknego lądu. To musi się zmienić. Rząd w Kopenhadze zareagował oburzeniem. Oczywiście jesteśmy otwarci na krytykę. Będę jednak całkowicie szczery. Nie podoba nam się ton, w jakim jest ona wygłaszana. Tak nie rozmawia się z bliskimi sojusznikami. W podobnym tonie mówią Grenlandczycy. To nie jest okazywanie szacunku sojusznikowi. Uważam, że ta wizyta to wstyd. Ale teraz mamy nowy rząd, który musi zacząć działać, i to natychmiast. W dniu wizyty J.D. Vance'a grenlandzkie partie porozumiały się i utworzyły koalicyjny rząd. By przeciwstawić się presji ze strony Waszyngtonu. Popularne powiedzenie mówi, że nie każdy bohater nosi pelerynę. W tym przypadku bohaterów jest dwóch. To bracia bliźniacy, Maksymilian i Mateusz z Podwódki, koło Bełchatowa. Gdyby nie ich reakcja i zachowanie zimnej krwi, na drodze mogłoby dojść do tragedii. Zauważyli niepokojące zachowanie kierowcy i wkroczyli do akcji. Bracia Mateusz i Maksymilian mówią skromnie, że każdy by tak zareagował. Jednak w busie, którym podróżowało kilkudziesięciu pasażerów, tylko 16-latkowie zainteresowali się dziwnym zachowaniem kierowcy. Jak prawie zjechaliśmy do rowu, to podszedłem i zapytałem, czy wszystko w porządku, bo już w lusterku wstecznym widziałem, że pan ma przymrużone oczy, jakby zasypiał. Okazało się, że kierowca zasłabł. Reakcja chłopców była błyskawiczna. Podbiegłem szybko do kierowcy, złapałem za kierownicę, odbiłem w lewo, żebyśmy nie uderzyli w prawą stronę. A potem zahamował i wezwał pomoc. Dyrektorka szkoły, w której uczą się bliźniacy, podkreśla, że dzięki ich odwadze i refleksowi udało się uniknąć tragedii. Potrafili zachować zimną krew i pomóc nie tylko pasażerom busa, ale przede wszystkim kierowcy, któremu uratowali życie. Zimnej krwi nie stracili też nastolatkowie z Gdyni. Szliśmy na korki z polskiego i zauważyliśmy mężczyznę leżącego na chodniku. Gabriel i Aleksander zareagowali książkowo - jeden dzwonił pod 112, drugi sprawdzał stan mężczyzny. Jeszcze oddychał, ale po chwili jak próbowałem nawiązać z nim kontakt, przestał oddychać, więc zaczęliśmy resuscytację. Do przyjazdu karetki dzieliło nas ok. 10 minut, tak że przez ten czas zmienialiśmy się z kolegą. Kilka dni później dowiedzieli się, że mężczyzna miał zawał i dzięki nim udało się go uratować. 12-letni Ignacy też wiedział, że szybka reakcja jest kluczowa. W drodze do szkoły usłyszał, że starsza kobieta wzywa pomocy. Zobaczyłem osobę leżącą, wtedy jeszcze śnieg leżał. Najpierw zadzwonił do mamy, potem pod 112. Zadzwoniłem, powiedziałem swoje wszystkie informacje osobowe, powiedziałem, co tam się wydarzyło i numer domu, pod którym to było. Eksperci wskazują, że takie postawy młodych ludzi to zasługa kampanii edukacyjnych i warsztatów, dzięki którym już kilkuletnie dzieci uczą się podstawowych zasad pierwszej pomocy. Jak się tego teraz nauczymy i potem będziemy w takiej sytuacji, to będziemy wiedzieć, jak się zachowywać. To wszystko są lekcje, które możemy serwować dzieciom każdego dnia, a to z kolei może spowodować, że w dorosłym życiu będą te osoby wrażliwe na to, co się dzieje wokół nich, na ludzką krzywdę. Bo w takich sytuacjach najważniejsze to nie być obojętnym. To był taki impuls, że trzeba coś zrobić, i tyle. Nie uważam się za bohatera, po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Dobro wraca. A teraz godzina, której nie będzie. I zmiana, która zdecydowanie nie wychodzi nam na lepsze. Pośpimy krócej. Tę operację mieliśmy wprawdzie pożegnać już kilka lat temu, ale wbrew woli większości Europejczyków i w kontrze do stosownej uchwały europarlamentu majstrowanie przy zegarkach wciąż jest. Jest też pytanie, czy tak już będzie na czas nieokreślony. Jak zrobiłem pierwszy zegar, to byłem tak szczęśliwy. Pan Franciszek z czasu zrobił sposób na życie. Jest zegarmistrzem, zegarki przestawiał już tysiące razy, ale jak sam mówi, już wystarczy. Ja bym nie zmieniał czasu. To jest kłopot. Na mnie to działa tak, że przez tydzień nie umiem się jakoś połapać. A teraz znów - wskazówki o godzinę do przodu. Z drugiej na trzecią. Przez kolejne 2 tygodnie będę miał problem z zegarem biologicznym. Rano mam w planach wstać wcześnie, więc nie jestem z niej zadowolona dlatego. Czas na zatrzymanie zmian czasu to zdanie nie tylko polskiego rządu, ale i Komisji Europejskiej. Ciągle wierzymy, że możemy wspólnie znaleźć rozwiązanie, dlatego zachęcamy do wznowienia dyskusji na ten temat pod polską prezydencją. Ale to nie takie proste, bo potrzeba zgody wszystkich krajów członkowskich, na razie takiej jednomyślności nie ma. Sprawa od siedmiu lat stoi w miejscu. Jest plan, ale wymaga czasu - więcej, niż trwa polska prezydencja. Mam cel taki, aby przygotować jak najlepszy grunt pod kolejną prezydencję i kolejne decyzje, które będą ten nasz wysiłek podjęty kontynuowały. Na razie na zmianę musimy się nastawić. Pierwszą zmianę czasu wprowadzono w czasie pierwszej wojny światowej. Wszystko po to, by zaoszczędzić energię. Teraz jest już to nieaktualne, a eksperci są zgodni - czas to zmienić. Bo z ekonomicznego punktu widzenia zmiana czasu ma więcej minusów niż plusów. Część możliwości realizacji transakcji bezgotówkowych lub innych np. jest zawieszona. Część bankomatów nie będzie funkcjonowała. To problem również dla organizmu. U osób, które mają zaburzenia snu lub układu krążenia, np. nadciśnienie tętnicze, może to wpływać na gorsze samopoczucie. Pytanie zatem, jaki czas zostawić. Czas zimowy jest dla nas bardziej naturalnym czasem, chociaż wolelibyśmy dłuższe wieczory. I to wtedy musimy mieć ten wschodni czas. Trudno o złoty środek, pan Franciszek swoje rozwiązanie ma. Jak to jest takie dobre, to o dwie godziny przesunąć. Ja już państwu dziękuję. Czas na Pytanie Dnia, u Marka Czyża dziś Andrzej Halicki, Koalicja Obywatelska. Spokojnego wieczoru.