Zbigniew Łuczyński, 19.30 w poniedziałek 29 kwietnia, a dziś wśród najważniejszych wiadomości... Jedna z najgrubszych afer w ostatnim 30-leciu. Kontakty Orlenu z Hezbollahem? Pewnie był błąd z zaangażowaniem tego człowieka. Gdzie zniknęło półtora miliarda? Ile osób zarobiło na tego typu przekręcie? Nie ufam informacjom Onetu, ufam informacjom polskich mediów. Nie przeszło mi w systemie i musiałam przyjechać do urzędu. Pilnie rozlicz PIT. Kwestia właściwego wpisania na przykład ulgi prorodzinnej. Będzie to poza grillowaniem święto picia alkoholu. Alkomajówka? Weekendowe picie wiąże się z bardzo istotnym wzrostem ryzyka zawałów serca. Ta sprawa jest kluczowa dla bezpieczeństwa państwa - tak o możliwych powiązaniach byłego szefa Orlenu z Hezbollahem mówi premier Donald Tusk. Daniel Obajtek mimo ostrzeżeń wewnętrznych służb Orlenu podjął współpracę - jak twierdzą dziennikarze - z biznesmenem podejrzewanym o kontakty z terrorystami, a ponad półtora miliarda złotych przepadło. Hezbollah to libańska organizacja terrorystyczna. Finansowana także przez Iran. Wielokrotnie przeprowadzała ataki na Izrael. Z rąk terrorystów zginęło wiele niewinnych osób. O kontakty z tą organizacją podejrzewany jest dziś Samer A. Jak słyszymy - człowiek byłego prezesa Orlenu Daniela Obajtka. To jest bardzo poważna sprawa, jedna z większych afer III RP. Jedna z najgrubszych afer w ciągu ostatnich 30 latach. Pochodzący z Libanu Samer A. stał na czele OTS, szwajcarskiej spółki Orlenu. Nim trafił na fotel prezesa, wewnętrzne służby bezpieczeństwa koncernu, ale także ABW ostrzegały Daniela Obajtka przed tą współpracą. Nikt nie zareagował. Szwajcarska spółka, czyli tak naprawdę Orlen, straciła ponad półtora miliarda złotych. W lutym Samer A. został zatrzymany przez CBŚP. Prokuratura Danielem Obajtkiem, człowiekiem, który w czasach PiS zrobił oszałamiającą karierę i zarobił gigantyczne pieniądze, jak i samym Orlenem zajmuje się już od kilku miesięcy. Co chwila na światło dzienne wychodzą kolejne afery. Człowiek Obajtka - Samer A. - nie tylko jest podejrzewany o kontakty z Hezbollahem, ale także o nielegalny obrót ropą z Iranu. Tu pytań pojawia się więcej. Także tych, gdzie trafiły pieniądze Orlenu. Na jakie konta trafiły te pieniądze, ile osób zarobiło na tego typu przekręcie. Ta zorganizowana grupa polityczna zachowywała się jak ośmiornica. Swoimi mackami sięgała wszędzie tam, gdzie można było wyciągnąć jakiekolwiek pieniądze. Politycy PiS tradycyjnie problemu nie widzą i bagatelizują sprawę. Nie ufam informacjom Onetu, ufam tylko polskim mediom. Pewnie był błąd z zaangażowaniem tego człowieka. Z punktu widzenia odpowiedzialności Daniela Obajtka - pośrednio co najwyżej, bo takich decyzji podejmował tysiące. Choć ta była dla koncernu kluczowa, bo chodzi o stanowisko prezesa szwajcarskiej spółki Orlenu. OTS powołana została do tego, aby robić szybkie transakcje na rynku ropy. Orlen wpłacił zaliczkę na jej zakup, ale dostawy nigdy nie zostały zrealizowane. To specjaliści od brudnych interesów. Coś, co jest ogromnym sukcesem polskiej gospodarki, jest przedmiotem wręcz oszalałego ataku. Tak mawiał prezes, ale czy przy stracie półtora miliarda złotych można mówić o jakimkolwiek sukcesie? Według naszych informacji premier ma dziś prosić ministra sprawiedliwości o szybsze i konkretne działania w sprawie Daniela Obajtka, który 9 czerwca ma wystartować z list PiS do europarlamentu. To jest po prostu człowiek pomyłka i nigdy nie powinien takich funkcji sprawować. Takie osoby, na których ciążą jakieś podejrzenia, powinny przede wszystkim w Polsce te sprawy wyjaśnić w odpowiednim trybie. Brukselski immunitet w razie wyboru i objęcia mandatu byłemu prezesowi Orlenu nie pomoże. To już ostatni moment - do jutra trzeba złożyć zeznanie podatkowe. To obowiązek ponad 20 milionów osób w kraju. Formy dwie - tradycyjna lub elektroniczna. Zdecydowana większość Polaków wybiera tę drugą, bo szybciej i łatwiej. W zeszłym roku wziąłem ślub i chcę się upewnić, czy nawet jeżeli możemy się rozliczyć, czy łapiemy się w wyjątki. Jest tu parę niuansów, które chciałbym sprawdzić. Warto, bo w końcu chodzi o nasze finanse. Rozliczyłam się stacjonarnie, bo nie przeszło mi w systemie i musiałam przyjechać do urzędu. Jednak kolejki w urzędach to już rzadkość. Większość z nas wybiera wygodny, szybki i bezpieczny sposób rozliczenia podatków poprzez Internet. Jest to bardzo przejrzysty system, ważne, żebyśmy pamiętali dane autoryzacyjne lub mieli dostęp do profilu zaufanego. System wypełnia deklarację sam. Robi to na podstawie zeszłorocznego zeznania podatkowego. Do tej pory z usługi e-PIT skorzystało blisko 7 milionów Polaków. Blisko milion wybrało formę tradycyjną. Jeśli rozliczamy się elektronicznie, to jest olbrzymia szansa, że kwotę nadpłaty zobaczymy na swoim rachunku bankowym nawet w ciągu kilku dni, przy zeznaniu papierowym to nawet 3 miesiące. A czas goni - do jutra musimy się rozliczyć. Skarbówka uspokaja - jeżeli ktoś nie zrobi tego w terminie, zrobi to za niego urząd, ale w tym wypadku ulgi mogą zostać nienaliczone. Kwestia wpisania właściwej ulgi prorodzinnej wpłynie na to, czy podatnik będzie miał zwrot większy, mniejszy albo czy w ogóle mu się ten zwrot należy. Warto pamiętać o organizacjach porządku publicznego. Tych w całej Polsce jest ponad 9 tysięcy. Ich rachunek można zasilić, odprowadzając 1,5 procent podatku. Co roku do większości organizacji trafia nie więcej niż 8 tysięcy złotych. Średni budżet organizacji pozarządowej w Polsce to są 42 tysiące na rok. Więc nawet te 8 tysięcy, jeśli mówimy o tych małych lokalnych stowarzyszeniach, które działają, to już jest znaczący wkład w budżet. Liczy się każdy grosz, szczególnie że średnio każdy z nas odlicza około 120 złotych, co w sumie daje 2 i pół miliarda. Czas na rozliczenie się z fiskusem mija o północy 30 kwietnia. To jest 19.30, a dziś jeszcze... Bakterie w piaskownicy. Wykryliśmy obecność między innymi gronkowca złocistego. Sposób na stres przed maturą. Znajdą się tam i metody oddychania, zarządzania czasem. Co najmniej 22 osoby, w tym pięcioro dzieci, zginęło w ataku Izraela na miasto Rafah, na południu Strefy Gazy. Schronienie znalazło tam ponad milion uciekinierów. Prezydent Biden w niedzielnej rozmowie z premierem Netanjahu potwierdził "żelazne wsparcie" dla bezpieczeństwa Izraela, jednocześnie sprzeciwił się zapowiedzianej przez ten kraj ofensywy na Rafah. Do ataku jednak doszło. Choć to nie pierwsze bomby, które spadły na Rafah, te niepokoją wyjątkowo. Poczułem silne uderzenie. Kamienie spadły mi na głowę i usłyszałem, jak moje rodzeństwo woła o pomoc. Potem zacząłem sprawdzać, kto żyje, a kto został zabity. Izrael uderzył w miasto, w którym przebywa ponad półtora miliona uciekinierów z innych rejonów Strefy Gazy. Zginęło kilkanaście osób. Atak nastąpił na kilka godzin przed zaplanowanym spotkaniem katarskich i egipskich mediatorów z przedstawicielami Hamasu i wbrew stanowisku Białego Domu. Wczoraj po raz kolejny Joe Biden przestrzegł Benjamina Netanjahu przed podejmowaniem ofensywy na Rafah. A na Bliski Wschód już po raz siódmy w ostatnim czasie przyleciał amerykański sekretarz stanu Antony Blinken. Cel: powstrzymać izraelską ofensywę w Rafah, doprowadzić do rozejmu i poprawić sytuację humanitarną w Gazie. W ciągu ostatnich kilku tygodni zaobserwowaliśmy wymierny postęp, w tym otwarcie nowych przejść i zwiększenie dostaw pomocy do Gazy, a także budowę amerykańskiego portu, który zostanie otwarty w nadchodzących tygodniach. Tak obecnie wyglądają prace na nabrzeżu. Przystań ma umożliwić dostarczenie Palestyńczykom nawet 2 milionów posiłków dziennie. Działalność w Strefie Gazy wznowiła też amerykańska organizacja World Central Kitchen. Zawiesiła ją miesiąc temu, po izraelskim ataku rakietowym na konwój humanitarny, w którym zginęło siedmioro wolontariuszy, w tym Polak - Damian Soból. Na jego cześć powstaje teraz nowy punkt żywienia. Kuchnia w Mawasi jest czule nazywana Kuchnią Damiana, ponieważ została zbudowana według jego ulubionego powiedzenia: "Nie ma problemów, są tylko rozwiązania". Według opozycji to "rosyjska" ustawa, władze mówią o niej ustawa o przejrzystości wpływów zagranicznych. W Gruzji potężne demonstracje. "Nie" rosyjskiemu prawu, "tak" Europie - pod takimi hasłami kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyszło na ulice Tbilisi. Na ulicach Tbilisi zawrzało. To sprzeciw wobec planów rządu, który po ubiegłorocznym fiasku znów przymierza się do wprowadzenia ustawy o tak zwanych zagranicznych agentach. Musimy mieć wolny kraj i nie wierzę we wszystko, co mówi partia rządząca. W myśl ustawy organizacje pozarządowe i media otrzymujące ponad 20% finansowania z zagranicy będą musiały składać specjalne sprawozdania. Będą też figurować w rejestrze jako podmiot objęty zagranicznym wpływem. Uważamy, że obrona praworządności i zasady przejrzystości pomogą w integracji naszego kraju z Europą. Prawo może w praktyce zostać wykorzystane do rozprawienia się z opozycją i organizacjami pozarządowymi. Daje Ministerstwu Sprawiedliwości uprawnienia do zamknięcia każdej organizacji według własnego uznania. Protestujący twierdzą, że ustawa ma kremlowski rodowód. Jest wzorowana na ustawie, która funkcjonuje od 2012 roku w Rosji, dlatego po gruzińsku jest nazywana "rosyjską ustawą". Sytuacja wzbudza emocje nie tylko na ulicy, ale i w samym parlamencie. To starcie polityków z połowy kwietnia. Nie możemy pogodzić się z rozkazami płynącymi z Moskwy. Bo Gruzini nie chcą zmierzać w tym kierunku. Potrzebujemy europejskiej sprawiedliwości i europejskiego porządku, gdzie system służy ludziom, a nie odwrotnie. Niepokój wyrażają Stany Zjednoczone, ONZ, a także Unia Europejska. Od grudnia Gruzja ma status państwa kandydata. Przyjęcie tego prawa zastopuje gruzińską drogę na zachód, gruzińską integrację z Unią Europejską. Ostatnie czytanie projektu ustawy zaplanowano na 17 maja. Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili zapowiedziała, że zawetuje ustawę, ale rządzące Gruzińskie Marzenie ma dostateczną większość, by weto odrzucić. Lubelskie place zabaw - pod lupą ekspertów. Jest dobrze, ale nie do końca. G Gronkowiec złocisty, pałeczki zapalenia płuc czy pałeczki okrężnicy - to wszystko towarzyszy dzieciom bawiącym się w czystym tylko z pozoru piasku. Czy bakterie w piaskownicy to normalne zjawisko i czy jest się czego bać? To ostatnie przygotowania do majówki. Dzieciaki wkrótce ruszą na place zabaw, czekając na jedno. Bawić się w piasku. Zawsze tu jest czysto, tak że nie ma problemu. Groźne jest jednak to, czego nie widać. Naukowcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wzięli pod lupę 33 miejskie place zabaw. Wykryliśmy obecność między innymi gronkowca złocistego, pałeczki okrężnicy, pałeczki zapalenia płuc. Choć naukowcy nie biją na alarm. Niektóre z nich mogą wywoływać infekcje dróg oddechowych czy infekcje układu pokarmowego. Ale zwracają uwagę, że problemów zdrowotnych można uniknąć. Pomoże kilka prostych zasad. Częste mycie rąk, niespożywanie posiłków na placach zabaw. To nie wszystko. Naukowcy z KUL motywują właścicieli do utrzymania czystości. Stworzyli interaktywną mapę. Każdy mieszkaniec Lublina może sprawdzić, jakie zagrożenia czyhają na pobliskim placu zabaw. W jakimś rozsądnym terminie wymieniają ten piasek, tak przypuszczam. Jeżeli mamy w okolicy koty i nie możemy przykrywać tej piaskownicy, to ten piasek trzeba wymieniać ze 3 razy w sezonie. Wymagać tego powinni także rodzice. Przyznam, że w ostatnim roku nie było żadnego zgłoszenia. Naukowcy z KUL zachęcają inne samorządy do badania piasku pod kątem bakterii. My nie jesteśmy w stanie zauważyć wszystkich zabrudzeń. Zdarzało się, że place zabaw były zanieczyszczane celowo. Szczególnie że sanepid kontroluje tylko wizualną czystość piasku, mówiąc: "Nie mamy czego się bać". To bakterie, które spotykamy dookoła nas, zarówno w powietrzu, glebie czy wodzie. Naukowcy dodają - to prawda. Jeśli właściciele placów oraz rodzice przestrzegają podstawowych zasad higieny. Od połowy czerwca - tylko z polskim prawem jazdy. Kierowcy taksówek na aplikacje będą musieli spełnić ten warunek, ale czy zdążą przejść długi proces wymiany dokumentów w polskich urzędach i ambasadach krajów, skąd pochodzą? Czy te zmiany wpłyną na dostępność taksówek i ceny za przejazd? Jest wygodniejsze, wychodzę sobie, cyk, telefonik. Taksówki na aplikację mają zalety. Mają też wady - tyle samo, a może nawet więcej. wchodzimy do taksówek i po prostu nie wiemy, z kim mamy do czynienia. To są ludzie, którzy nagminnie łamią przepisy Kodeksu drogowego. Akurat to potwierdza drogówka. Przekraczanie prędkości, niestosowanie się do znaków poziomych czy też pionowych. 17 czerwca nadejdą zmiany. Kierowcy taksówek na aplikację będą musieli mieć polskie prawo jazdy. Wielu z nich to obcokrajowcy. Jeśli nie wyrobią polskiego dokumentu, stracą pracę. Według danych Ministerstwa Infrastruktury w ostatnich tygodniach liczba wniosków o zamianę zagranicznego prawa jazdy na polskie wzrosła ponad dziesięciokrotnie. Jednak nie każdy obcokrajowiec może to zrobić. Poszedłem do urzędu, powiedzieli mi, że muszę poczekać, muszę mieć status rezydenta i dopiero wtedy wnioskować o polskie prawo jazdy. Cudzoziemiec musi przebywać w Polsce co najmniej 185 dni, aby taki wniosek złożyć. Ale to tylko jeden z warunków, by w ogóle starać się o polskie prawo jazdy. To może oznaczać zawirowania na rynku. Według wyliczeń ekspertów pracę straci nawet 28 tysięcy kierowców. Przez to dostępność przejazdów w dużych miastach zmniejszy się o ponad jedną piątą. Za to o jedną piątą mogą pójść w górę ceny. Tradycyjne korporacje taksówkarskie, one nie będą w stanie obsłużyć tego ruchu, nie będą w stanie przejąć tego całego popytu, który nie zostanie zaspokojony na skutek wejścia w życie tego przepisu. To kolejna próba okiełznania rynku przewozów na aplikację. Firmy muszą już potwierdzać tożsamość zatrudnianych pracowników. Mają też weryfikować ich uprawnienia i sprawdzać, czy są niekarani. To efekt serii napaści kierowców na pasażerki. Po prostu ma być i musi być bezpieczniej. W czasach kiedy coraz częściej mówi się o euro w naszych portfelach, ta rocznica warta jest zauważenia. 100 lat temu, 29 kwietnia 1924 roku, do obiegu wprowadzony został polski złoty. Reforma ówczesnego ministra finansów Władysława Grabskiego przyniosła zmianę i ugruntowała polską suwerenność. O tym, czy złoty ma się dobrze, w czasach gdy euro zbliża się nieubłaganie. Historia Polski w banknotach. Dokładnie sto lat temu do obiegu wprowadzono naszą walutę, czyli polskiego złotego. Zastąpił on te pieniądze, czyli markę polską. Były lata zaborów, gdzie tego pieniądza nie mieliśmy, był pieniądz okupacyjny. Tak że czekaliśmy z utęsknieniem na odzyskanie niepodległości, aby właśnie tę złotówkę wprowadzić. Ale to nie było takie łatwe. Polska po odzyskaniu niepodległości zmagała się z wieloma problemami. Wynikały przede wszystkim z tego, że należało zunifikować trzy systemy gospodarcze, te, które funkcjonowały w okresie zaborczym, w jeden. Tego zadania podjął się Władysław Grabski. Jego rząd przeprowadził reformę, która miała ustabilizować finanse publiczne odrodzonego państwa polskiego. Sto lat temu właśnie w tym budynku, przy ulicy Bielańskiej 10 w Warszawie, swoją siedzibę miał Bank Polski Spółka Akcyjna. Następnego dnia po powołaniu tej instytucji wprowadzono do obiegu nową walutę. Czyli złotego, za którego Bank Polski Spółka Akcyjna był odpowiedzialny do końca II wojny światowej. Potem do życia został powołany Narodowy Bank Polski, działający do dzisiaj. Ale po wejściu do Unii zobowiązaliśmy się, że wprowadzimy euro. Jak wynika z ostatnich sondaży, zdecydowana większość Polaków jest temu przeciwna. Polskie euro popiera niecałe 30% ankietowanych. Lepiej mieć złotówki, nie? Obawiam się, że wszystko pójdzie do góry, czyli zrobi się droższe. Ja jestem za wejściem do strefy Euro i głębszą integracją z Unią Europejską. Myślę, że to by przyniosło duże korzyści. Ta kwestia dzieli także naszą scenę polityczną. Polska powinna się znaleźć na ścieżce prowadzącej do wspólnej waluty euro. To wielki rabunek Polaków. Ale ekonomiści studzą emocje. W najbliższym okresie, nawet pięciu lat, jest niemożliwe, żeby Polska przystąpiła do euro, między innymi dlatego że po pierwsze nie będzie gotowa, a po drugie że nas nie zaproszą. Dlatego polski złoty, przynajmniej jeszcze jakiś czas, będzie w naszych kieszeniach i na kontach. Z okazji jego setnych urodzin możemy sobie życzyć, by było go jak najwięcej. Jeszcze kwiecień, ale już za chwilę maj. A jak maj, to kwitnące kasztany i matury. W tym roku pomiędzy 7 a 24 maja abiturienci będą zdawać egzaminy. Będą się pocić, denerwować i szukać sposobów na poskromienie stresu. Jak poradzić sobie emocjonalnie z egzaminem dojrzałości, podpowiadają maturzyści z Radzionkowa. O poradniku, jak przestać się martwić. Tuż przed maturą kwitły kasztany, żyło się tak jak we śnie - śpiewał kiedyś Wojciech Gąssowski. Tak egzamin dojrzałości widzą ci, którzy mają go już za sobą. Jednak dla tych, którzy się do niego przygotowują, to czas największego w życiu stresu. Trudności z koncentracją i zasypianiem, dolegliwości żołądkowe - to wszystko może się teraz przydarzyć tym, którzy za osiem dni przystąpią do matury. W 13. Technikum w Radzionkowie na Śląsku znalazł się na to sposób - ten poradnik. Różne rady radzenia sobie ze stresem, różne techniki organizowania swojego czasu, aby jak najlepiej rozplanować swoją naukę, równocześnie nie przemęczać się i znaleźć czas dla siebie. Oliwia i Denis, autorzy książki i tegoroczni maturzyści, postanowili, że do własnego i kolegów stresu podejdą w sposób naukowy. Znajdą się tam i metody oddychania, zarządzania czasem. Jeden z nich został wylicytowany na akcję charytatywną dla naszej nauczycielki. Która zachorowała na złośliwy nowotwór piersi. Koledzy maturzyści chwalą pomysł i efektywność poradnika. Dużo takich fajnych ciekawostek tam było, tak że dało mi to trochę do myślenia. A stres może być pozytywny. Tak zwany eustres mobilizuje do działania. On nam pomaga nie spóźniać się, dobrze organizować. To jest taki rodzaj mobilizacji do działania. Dlatego stres trzeba kontrolować. Umieć czerpać z energii, którą w nas wyzwala. Dobrze wiedzą o tym aktorzy czy tancerze. Dla Małgorzaty Nadbrzeskiej, która dziś na Krakowskim Rynku tańczyła poloneza, matura to też był wielki stres. Chodziłam na dodatkowe korepetycje z przedmiotów, z których zdawałam maturę, stres był ogromny. Jak przekonują autorzy poradnika dla maturzystów, jeśli egzaminowani zastosują się do ich rad, to egzaminu dojrzałości będzie się kojarzył z tańcem szczęścia i kwitnącymi kasztanami. Prawie 90 procent Polaków zamierza kupić alkohol na grilla podczas majówki. A wydatki na trunki z procentami mogą pochłonąć nawet połowę wydatków w tym czasie. Czy majówka 2024 przejdzie do historii jako rekordowa pod względem wypitego alkoholu i jakie mogą być tego skutki? W długi weekend majowy sprzyjać nam będzie pogoda i układ kalendarza. Jedziemy do rodziców na grilla, a później na ryby, na kocyku usiąść z rodziną i wypocząć dobrze. W tym roku jednak ostrożniej planujemy wydatki. Mamy wyższe ceny, a to powoduje, że i wydatki globalnie będą o wiele wyższe niż w ubiegłym roku. Największa grupa badanych zamierza jednorazowo wydać na grilla między 50 a 100 zł. Jest jednak jeden produkt, na którym nie planujemy oszczędzać. Blisko połowa Polaków deklaruje, że napoje z procentami pochłoną nawet połowę ich wydatków. 89 proc. jakiś alkohol kupi, 20 proc. deklaruje, że wyda na alkohol więcej niż na pozostałe produkty. Królować będzie piwo. Niecałe sześć procent ankietowanych sięgnie po wino czy cydr. Wniosek jest taki, że będzie to poza grillowaniem święto picia alkoholu. Pijemy coraz więcej. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że przeciętny Polak wypija rocznie 10 litrów czystego alkoholu, bo jest tani i powszechnie dostępny. Za średnie miesięczne wynagrodzenie na przestrzeni ostatnich 20 lat możemy kupić 100 proc. więcej butelek piwa i wódki, A alkohol osłabia odporność i uszkadza wszystkie narządy, od mózgu przez serce, wątrobę po nerki. W kardiologii jest holiday heart syndrome. Brytyjskie Towarzystwo Kardiologicznego podaje, że najwięcej zawałów serca zdarza się w poniedziałki. To dlatego po weekendzie w szpitalach jest więcej przyjęć. Nagłe spożycie dużej ilości alkoholu, czyli właśnie takie majówkowe, weekendowe picie, wiąże się z bardzo istotnym wzrostem ryzyka zawałów serca, skoków ciśnienia, udarów mózgu. Warto wziąć sobie to do serca, zanim ruszymy na majówkowe zakupy. Pogoda podczas długiego majowego weekendu zapowiada się całkiem nieźle. Ale oprócz grilla ze znajomymi pozostaje jeszcze wiele innych ciekawych sposobów na spędzenie czasu. Przegląd najciekawszych wydarzeń ze świata kultury przygotowała specjalnie dla państwa Sandra Meunier. Pojawienie się Abby w Studio 2 w '76 roku było wydarzeniem nieszablonowym dla polskiego show biznesu. Powrót do tego widowiska będzie możliwy w majówkę, dzięki multimedialnym pokazom u podnóża warszawskiej Starówki. Będzie też coś dla fanów muzyki klasycznej. 12. Międzynarodowy Konkurs Wiolonczelowy imienia Witolda Lutosławskiego. W Filharmonii Narodowej w Warszawie usłyszymy muzyków z całego świata, nawet z Tajwanu. Z kolei do Krakowa powróci uwielbiane przez mieszkańców - Holi Święto Kolorów. Wybrzmi też nuta patriotyczna w ramach Lekcji Śpiewania "Majowa Jutrzenka". Wykonawcą jest publiczność. We Wrocławiu prawdziwa gratka dla fanów Darii Zawiałow, której występ uświetni festiwal 3-majówka. Będzie też Kult i Kwiat Jabłoni. Stolica Dolnego Śląska przygotowała wydarzenia nawiązujące do 20. rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Warszawa - też. Na Krakowskim Przedmieściu odbędzie się Festiwal Europejski, a w Łazienkach Królewskich - Piknik Europejski. W ogrodach jak zwykle parada orkiestr wojskowych. Ponadto w obiektach zapraszamy na wystawę, którą otworzyliśmy, poświęconą łazienkom XVII-wiecznym. A to już brama Poznania. Z okazji 10. urodzin jedna z największych atrakcji miasta oferuje spacery po Ostrowie Tumskim. Jest niewiele takich miejsc w kraju, o których można powiedzieć, że tu zapadały takie decyzje, które mają wpływ na to, kim dzisiaj jesteśmy i jacy jesteśmy, a takim miejscem z pewnością jest Ostrów Tumski. Fanów przyrody z pewnością skusi Festiwal Tulipanów w Ogrodach Hortulus w Dobrzycy. Podobnych wydarzeń będzie więcej. Do tego słoneczna aura. W 19.30 to wszystko. Za chwilę Pytanie Dnia i Marek Czyż w rozmowie z Marcinem Przydaczem z PiS. Do zobaczenia.