Sądny dzień dla PiS. Zbigniew Łuczyński. "19.30", zapraszam. Ponad 3,5 mln zł wydane bezprawnie. PiS może stracić subwencję na 3 lata. A ostatecznie partia może stracić nawet 50 mln zł. Sprawozdanie finansowe PiS z zeszłorocznych wyborów parlamentarnych zostało odrzucone przez Państwową Komisję Wyborczą. To sądny dzień dla PiS. Postanawia odrzucić sprowadzanie KW PIS. Po 6 godzinach posiedzenia PKW jest decyzja. Ta dotacja będzie umniejszona o 10 mln zł, czyli będzie wynosiła 28 mln. PKW wyliczyła nieprawidłowości w kampanijnych wydatkach PiS na ponad 3,5 mln zł. Aby nałożyć karę, wystarczyłoby przekroczyć niespełna 400 tys. To oznacza, że to dla partii Jarosława Kaczyńskiego to potężne problemy, bo na tym nie koniec. Coroczna subwencja PiS ulega również obniżeniu o kwotę ponad 10 mln zł. Czyli trzykrotność nieprawidłowości, które wykryła Państwowa Komisja Wyborcza. Nielegalne finansowanie kampanii będzie partię Jarosława Kaczyńskiego słono kosztować. PiS może stracić w sumie około 50 mln zł. PKW przy odrzucaniu sprawozdania wzięła pod uwagę niektóre pikniki MON, na których prowadzona była agitacja wyborcza, działania Krzysztofa Szczuckiego w Rządowym Centrum Legislacji czy spot ministra Zbigniewa Ziobry promujący zmiany w kodeksie karnym. Koszt emisji spotu stanowi większość podważanych wydatków - ponad 2,5 mln zł. Nie można prowadzić kampanii na sterydach anabolicznych przy pomocy narzędzi, które daje ci rząd, które dają ci różne spółki Skarbu Państwa, bo to wypacza uczciwość tej gry. Bo wynik wyborczy bez nielegalnie wyprowadzanych pieniędzy na kampanie mógłby być inny. Czy PKW nas słyszy? Tyle zdaniem polityków PiS powinna zwrócić PO za nielegalne finansowanie swojej kampanii, ale w przypadku obecnie rządzących PKW nie dopatrzyła się nieprawidłowości. Ludzie, którzy pokazują faka na sali sejmowej, jednocześnie twierdzą, że jest problem w Polsce z elitami po drugiej stornie. Oni będą krzyczeć "łapać złodzieja" a krzyczy najgłośniej złodziej. PKW od dłuższego czasu była zasypywana dokumentami od rządzących, którzy opisywali nielegalne finansowanie kampanii PiS. Wczoraj w rozmowie z "19:30" były prezes firmy Berm, która odpowiadała za imprezy kampanijne rządu Zjednoczonej Prawicy, przerwał milczenie. Potwierdził, że dostał zlecenie na produkcję wyborczych gadżetów za pieniądze spółki podległej Jackowi Sasinowi. Te gadżety nie były finansowane z komitetu. My nigdy faktur na komitet nie wystawialiśmy. Te gadżety były dostarczane do MAP-u. A na wyprodukowanych kubkach była ledwo zauważalna informująca, że sfinansowano z Komitetu Wyborczego PiS. Nie zamawiałem żadnych gadżetów. Nie znam tej firmy. Nie znam tego pana. Wczoraj pierwszy raz zobaczyłem. Pan Sasin, który udaje, że dzisiaj firmy nie zna, on twierdzi, że nawet nie wiedział, że torby były robione czy koszulki, próbuje z ludzi robić idiotów. Swoją decyzję PKW rozstrzyga większością głosów. Pięciu członków było za odrzuceniem sprawozdania finansowego PiS. Trzech było przeciw, a jeden - w tym przypadku przewodniczący - się wstrzymał. Teraz PiS ma 14 dni na odwołanie się od tej decyzji do Sądu Najwyższego. Politycy PiS nie kryją złości po decyzji PKW. Były premier Mateusz Morawiecki pisze, że to haniebna decyzja. A w jaki sposób dzisiejsza postanowienie PKW wpłynie na PiS w obecnej sytuacji? Czy długi czas przed ostatecznym odrzuceniem sprawozdania finansowego komitetu wyborczego pozwolił PiS na przygotowanie planu B? A jeśli, to jak ten plan może wyglądać. Wy zaskarżycie te decyzje czy nie? Tyle mamy do powiedzenia w tej sprawie. Posłowie PiS-u dziś od rana nie chcieli zdradzać, jaki mają plan na wypadek odrzucenia przez PKW ich sprawozdania wyborczego. Uruchomimy scenariusze, których mamy kilka. Mamy plan B, C, D, jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Plan B poznaliśmy zaraz po ogłoszeniu decyzji PKW. Odwołamy się do Sądu Najwyższego. Chodzi o skargę do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu. Najwyższego pełnomocnik finansowy komitetu na złożenie skargi ma 14 dni od momentu doręczenia mu postanowienia PKW. Izba wydaje orzeczenie w terminie 60 dni. Od orzeczenia nie przysługuje odwołanie. I tu wraca problem nieuznawanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Niezawisłość i bezstronność tego organu była kwestionowana w orzecznictwie Trybunałów Europejskich tak przez TSUE i Europejski Trybunał Praw Człowieka, co może stanowić podstawę do kwestionowania prawomocnego rozstrzygnięcia tego organu. Wcześniej było tak np. w sprawie dotacji i subwencji Konfederacji, że dopóki skarga nie została rozpatrzona, partia dostawała pieniądze z Ministerstwa Finansów. Jednak w ocenie prof. Andrzeja Zolla aktualnie Izba Kontroli nie jest sądem. Rząd nie powinien, a szczególnie minister finansów nie powinien czuć się zobowiązany ewentualną wypowiedzią Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Minister finansów może nie przelać żadnych pieniędzy na konto PiS, ale może też do czasu rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego wypłacać dotację i subwencję pomniejszone według orzeczenia Państwowej Komisji Wyborczej. w razie pozytywnego dla partii politycznej rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego dotacja czy subwencja, która była wypłacona w kwocie obniżonej, jest powiększana dodatkową wypłatą przez ministra finansów. Przepisy na pewno wymagają doprecyzowania. Mam nadzieję, że ta cała historia wstrząśnie wszystkimi politykami, wreszcie usiądziemy do stołu i zaczniemy się zastanawiać, jak tę sytuację poprawić, bo nie mam wątpliwości, że ona musi być poprawiona, bo będziemy mieli tę historię przy kolejnych wyborach. O tym, że odrzucenie sprawozdania finansowego przez Państwową Komisję Wyborczą może dużo kosztować. Przekonały się m.in. Partia Razem i PSL, Nowoczesna, które przez błędy w rozliczeniach utraciły w poprzednich latach subwencje budżetowe. Nowoczesna miała błąd formalny, a nie jakieś pieniądze z przestępstwa, wszystko było legalne. I PKW bez zająknięcia zabrała 100% subwencji i dotacji - 30 mln zł. Wówczas odwołanie Nowoczesnej było nieskuteczne. Wyborcy będą nas wspierać. PiS nie odczuje zmniejszenia dotacji i subwencji, ponieważ PiS zgromadził zasoby przez ostatnie 5 lat. To jest "19.30". Już za chwilę o szczegółach budżetu, a także... Zdumiewający i kuriozalny jest zarzut. Efekt afery mailowej. Pan Dworczyk dopuścił się dwóch czynów zabronionych. Kierowca na ratunek. To była szybka reakcja, to nie było co czekać. Nikt nie powinien bać się udzielania pierwszej pomocy. Fabryka hejtu została wyłączona. Telewizja od nowa. To jest powrót trochę do domu. Dochody, wydatki, przychody i rozchody - to zawiera roczny plan finansowy, czyli budżet na rok 2025. Rząd przyjął projekt ustawy. Wiadomo już, na co wydamy najwięcej, ale wiadomo też, że projekt zakłada rekordowy deficyt, który ma wynikać z konsolidacji finansów publicznych. Co to oznacza dla przeciętnego obywatela i czy powinien to być dla nas powód do zmartwienia? Budżet jest w ramach odpowiedzialności, ale jest budżetem hojnym. I - jak zapowiada premier - jest rekordowy, jeśli chodzi o wydatki na obronność. W przyszłym roku na ten cel Polska przeznaczy ponad 186 mld zł. To jest także wzrost w porównaniu do roku 2024, który i tak był rekordowy. To jest bardzo dużo, sytuacja geopolityczna jest taka, jaka jest, w tym sensie możemy powiedzieć, że ten budżet konsumuje to, co się dookoła Polski dzieje. Polska umocni się na pozycji lidera wśród krajów NATO, bo wydatki na obronność osiągną 4,7% PKB. Trzeba tak dużo wydawać na obronność nie po to, żeby zwyciężyć w wojnie, tylko po to, żeby do niej nie doszło. Dlatego Polska kupuje 32 myśliwce F-35 i niemal 100 śmigłowców Apache. Armia czeka też na kolejne czołgi Abrams i wyrzutnie rakiet Patriot. A to nie wszystko. Żeby wyszkolić żołnierzy, żeby zakupić lub wyprodukować amunicję - tych wydatków jest dużo. Więcej w przyszłorocznym budżecie pochłonie ochrona zdrowia. To przeszło 220 mld zł. Jest to rekordowy wzrost nakładów na opiekę zdrowotną, o blisko 31 mld zł. Do tego dochodzi cała lista wydatków na programy socjalne. 800+ to ponad 60 mld, trzynaste i czternaste emerytury - ponad 31 mld. Waloryzacja emerytur i rent to kolejne 24 mld. Babciowe i renta wdowia to łącznie przeszło 10 mld. Hojny budżet to też rekordowa dziura w kasie państwa. Deficyt wyniesie 289 mld zł. Sytuacja, w której wydatki przewyższają tak bardzo dochody, jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Tam jest dużo rozwiązań, które mają charakter głównie księgowy, finansowy, a nie fundamentalnie ekonomiczny. Bo rząd włożył do budżetu wydatki na wykup obligacji, które w trakcie pandemii dawały pieniądze na tarcze finansowe dla przedsiębiorców. Bez nich deficyt byłby mniejszy. Mniejszy może być cały budżet w kolejnych latach. Przez rosnące zadłużenie Bruksela nakazuje Polsce zaciskanie pasa. Wydaje mi się, że na razie panuje przekonanie, że jakoś z Unią Europejską się dogadamy. Przekonanie oparte na tym, że w przeszłości nikt nie zapłacił kary za łamanie reguł fiskalnych. Na ostateczne zatwierdzenie projektu budżetu rząd ma czas do końca września. Potem zajmie się nim Sejm. Jest wniosek do przewodniczącej Parlamentu Europejskiego w sprawie odebrania immunitetu europosłowi Michałowi Dworczykowi. Adam Bodnar złożył go z powodu tzw. afery mailowej, czyli wycieku maili ze skrzynki byłego szefa kancelarii premiera, co doprowadziło m.in. do ujawnienia strategicznych dla państwa informacji. Byłemu ministrowi grozi odpowiedzialność karna za niedopełnienie obowiązków i utrudnianie postępowania. To on może stracić immunitet. Choć przyszłości się nie obawia. Wiem, co w ostatnich latach robiłem, a czego nie robiłem, więc ze spokojem czekam na rozwój wypadków. Chodzi aferę mailową. Śledczy chcą, by europarlament zgodził się na postawienie Michałowi Dworczykowi zarzutów niedopełnienia obowiązków ciążących na nim jako na funkcjonariuszu publicznym. Miał wykorzystywać prywatną skrzynkę mailową bez odpowiednich certyfikatów i zabezpieczeń do prowadzenia służbowej korespondencji. Informacje, które trafiały do Internetu, jak słyszymy, miały ogromną wagę dla bezpieczeństwa Polski. Dotyczyły bezpieczeństwa teleinformatycznego, dotyczyły działalności służb specjalnych, dotyczyły też relacji międzynarodowych i stosunków międzynarodowych. Prokuratura chce też postawić Dworczykowi zarzut utrudniania śledztwa. Po ujawnieniu afery polityk - według śledczych - miał polecić wykasowanie zawartości skrzynki, a to według prokuratury było niszczeniem dowodów przestępstwa. Dziś były szef kancelarii premiera odpowiada: to groteska. Zarzut kuriozalny, ja jestem tą osobą, która jest najbardziej zainteresowana, aby znaleźć osoby, które shakowały skrzynki polityków prawicy. Afera mailowa wybuchła 3 lata temu. Przez miesiące na koncie w rosyjskim internetowym komunikatorze Telegram publikowano wykradzione maile pokazujące kulisy prowadzenia polityki i nadużycia ówczesnego rządu. Oprócz maili Michała Dworczyka do sieci trafiała także korespondencja m.in. Mateusza Morawieckiego, Daniela Obajtka, Joachima Brudzińskiego i Mariusza Chłopika. Ówczesny rząd PiS nie potwierdził ani nie zaprzeczył prawdziwości korespondencji. Byli jednak tacy, którzy to przyznali. Tak, prawdziwe. Dworczyk złożył rezygnację 16 miesięcy po pierwszym wycieku ze skrzynki. Złożony teraz wniosek o uchylenie mu immunitetu jest już kolejnym. Pierwszy trafił do Sejmu, ale nie został rozpatrzony, bo polityk został wybrany do Parlamentu Europejskiego. Immunitety polityków nie mogą oznaczać bezkarności osób, które łamały prawo. O ewentualnym uchyleniu immunitetu będą decydować europosłowie. Cały proces trwa co najmniej kilka miesięcy. Przewodnicząca PE o wniosku musi poinformować europosłów na sesji plenarnej. Następnie trafia on do komisji prawnej, która po wysłuchaniu polityka, którego wniosek dotyczy, i zbadaniu materiału dowodowego dołączonego do wniosku przez prokuraturę krajową przygotowuje sprawozdanie, nad którym na końcu znów musi zagłosować cały europarlament, odrzucając albo zatwierdzając wniosek o uchylenie immunitetu. A informacja w sprawie wniosku może zostać przedstawiona europosłom w połowie września. I będzie dotyczyć immunitetu nie tylko Michała Dworczyka, ale też Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Sprawa Michała Dworczyka jest ściśle powiązana z rosyjskim komunikatorem Telegram, to tam znalazły się opisane jako "sekrety polskiej polityki" informacje powiązane z działalnością byłego ministra. Telegram, z jednej strony najważniejsze źródło niezależnych informacji, a z drugiej - tuba propagandowa Moskwy. Czarne chmury zbierają się nad twórcą platformy Pawłem Durowem, jednym z najbardziej wpływowym Rosjan, jednocześnie obywatelem Francji. Po której stronie barykady stoi rosyjski miliarder? O nim i jego aplikacji mówią politycy, urzędnicy, media i zwykli ludzie na całym świecie. Paweł Durow - jeden z najbardziej znanych i wpływowych Rosjan, twórca platformy społecznościowej Telegram z niemal miliardem użytkowników, we francuskiej prokuraturze po 4 dniach przesłuchań usłyszał 12 zarzutów. To całkowity absurd sądzić, że szef sieci społecznościowej może być zaangażowany w czyny przestępcze. Chodzi o tolerowanie na portalu społecznościowym treści pedofilskich, handlu narkotykami i bronią czy przekrętów finansowych. Oraz odmowy udzielania na żądanie organów ścigania informacji, które mogą pomóc w ukróceniu przestępstw. Telegram nie zapewniał tego filtrowania treści na odpowiednio wysokim poziomie, dlatego też reakcja Francji jest tak gwałtowna. To jest pierwsze aresztowanie osoby odpowiedzialnej za funkcjonowanie mediów społecznościowych, z jakim mamy do czynienia w ogóle. Aresztowanie Durowa potępił m.in. Kreml i właściciel platformy X Elon Musk, oskarżając francuskie władze o ograniczanie wolności słowa, którą tak pojmuje rosyjski miliarder. Czy śpi pan dobrze, wiedząc, że terroryści używają Telegramu? Sądzę, że prawo do prywatności jest ważniejsze niż strach przed terroryzmem. W Rosji, w Ukrainie, czy na Białorusi Telegram stał się najważniejszym źródłem niezależnych informacji. Ale jest też tubą propagandową, zwłaszcza Moskwy. A co najciekawsze - stanowi alternatywę dla zamkniętej komunikacji wojskowej. Jest po prostu wykorzystywany na wojnie. Korzystają z niego ukraińscy żołnierze. A przede wszystkim - rosyjska armia. To jej główny komunikator na froncie, co przyznał były prezydent Rosji. Telegram jest używany przez ogromną liczbę ludzi w naszym kraju, w tym tych, którzy są obecnie na pierwszej linii działań bojowych. Durow, który posiada m.in. rosyjskie i francuskie obywatelstwo, wyjechał z Rosji w 2014 roku z powodu presji ze strony władz. Ale od tego czasu kraj odwiedził ponad 50 razy. Teraz ma zakaz opuszczania Francji. Grozi mu nawet 20 lat więzienia. Hiszpańska firma nie dla Węgrów. Rząd Hiszpanii odrzucił ofertę przejęcia firmy Talgo przez węgierską grupę Ganz-Mavag. "Niemożliwe do przezwyciężenia ryzyko" - uzasadniają decyzję Hiszpanie, a raporty wskazują na powiązania węgierskiej grupy z Rosjanami. Od blisko roku toczy się walka o zakup hiszpańskiego producenta szybkich pociągów Talgo. Na stole oficjalnie znalazły się propozycje od Czechów i Węgrów. Oferta węgierskiej spółki Ganz-MAVAG opiewała łącznie na kwotę ponad 619 mln euro. Ale została odrzucona przez hiszpański rząd. Zrobiliśmy to zgodnie z hiszpańskim i z europejskim prawem. Powód? Powiązania węgierskiej firmy Magyar Vagon z Moskwą. Węgierski przewoźnik kolejowy jest posiadaczem większości udziałów w grupie Ganz-MAVAG, spółce, która chce kupić Talgo. Druga część udziałów należy do państwa. Do wybuchu wojny w Ukrainie był spółką zależną od rosyjskiego producenta pociągów. Udziały Moskwy oficjalnie miały zakończyć się z nałożeniem na Rosję europejskich sankcji, jednak tajne raporty hiszpańskiego wywiadu wskazują, że rozdzielenie rosyjskiego i węgierskiego biznesu było tylko na pokaz. Musimy powiedzieć "nie", to operacja, która ma na celu ochronę interesów i bezpieczeństwa narodowego Hiszpanii, dlatego to robimy. Dla Rosji kolej jest centralnym systemem logistycznym, jeżeli chodzi o dostawy zaopatrzenia dla żołnierzy. Powiązania gospodarcze i polityczne Węgier z Rosją jest na tyle silne, że wątpliwe jest, by przekazywanie krytycznych informacji, patentów, informacji o systemach bezpieczeństwa nie miały miejsca. Dlatego prorosyjskie sympatie Orbana wzbudzają tak wielkie obawy hiszpańskich władz. Technologia Talgo za zgodą Węgier mogłaby np. ułatwić transport rosyjskich wojsk na Ukrainę. Technologia automatycznego rozstawu kół pozwala jeden pociąg przeprawić przez granicę w około 20 min, taka tradycyjna metoda, czyli wymiany wózków, gdzie oddzielamy pudło wagonu od spodu, jest znacznie dłuższa. Węgierska spółka planuje się odwołać do hiszpańskich i europejskich sądów. Zarówno hiszpańskie, jak i europejskie ustawodawstwo ma cały szereg instrumentów gwarantujących ochronę strategicznych sektorów. Spór prawdopodobnie rozstrzygnie Trybunał w Luksemburgu. Zatrzymał autobus i ruszył na pomoc dziecku. Do dramatycznego zdarzenia doszło w Wrocławiu. Małe dziecko w wózku zadławiło się bułką. Zgromadziło się wielu ludzi, ale nikt nie reagował. Mężczyzna zatrzymał pojazd i ruszył na pomoc. Wiedział, co robić, bo podobnie jak jego koleżanki i koledzy z MPK przeszedł obowiązkowe szkolenie. O tym, jak stać się superbohaterem. Tak wygląda happy end: na jednym zdjęciu bohater - pan Marcin Krupa - i niespełna dwuletni uratowany Kirył. Ale ta historia miała też trudne momenty. Chłopiec zadławił się jedzeniem w centrum Wrocławia. Akurat obok trasy, którą jechał kierujący autobusem MPK pan Marcin. Mniej więcej na tej wysokości zauważył niepokojącą sytuację na chodniku. Zadziałał instynktownie, zatrzymał autobus i wybiegł ratować chłopca. To była szybka reakcja, to nie było co czekać, ogólnie jak człowiek jest wrażliwy na ludzkie cierpienie, to nie zastanawia się, po prostu chce pomóc. Ci, którzy na co dzień ratują ludzkie życia, oceniają jego działanie wzorowo. Bo w takich momentach liczy się przede wszystkim czas. Sekundy nawet, jeżeli do dziecka dojdzie niedotlenienie, jeżeli minie 5 minut takiego całkowitego zadławienia, nawet u niektórych 3 minuty, to dojdzie już do nieodwracalnych zmian w mózgu i w konsekwencji nawet do zgonu. Jak mówią ratownicy, na nagraniu wideo wyraźnie widać, że pan Marcin wiedział, co robi, i że ma za sobą szkolenia z zakresu udzielania pierwszej pomocy. We Wrocławiu takie umiejętności mają wszyscy kierujący autobusami i tramwajami. Po to właśnie, żeby w sytuacjach zagrażających życiu i zdrowiu pasażerów, mieszkańców Wrocławia nieść pomoc. A to oznacza, że na wrocławskich ulicach w ciągu każdego dnia jest ponad tysiąc kierujących, którzy potrafią uratować życie, zanim na miejscu zjawi się karetka pogotowia. Taka szybka pomoc pozwala nie tylko przeżyć, ale też normalnie funkcjonować po wypadku. W sytuacji kiedy przed naszym przybyciem, czyli zespołu ratownictwa medycznego, świadkowie zdarzenia nie podejmują żadnych działań, bardzo ciężko wtedy takiej osobie będzie powrócić do pełnego zdrowia. Dlatego natychmiastowa reakcja jest niezwykle ważna. 2 miesiące temu w Augustowie przekonała się o tym matka jadąca z córką samochodem. 3-letnia dziewczynka podczas jazdy zadławiła się lizakiem, jej matka wyciągnęła dziewczynkę z fotelika i zaczęła wołać o pomoc. Na ratunek ruszył policjant po służbie, który także zareagował książkowo. Obie te historie łączy szybka reakcja świadków, którzy wiedzieli, że tylko działanie może uratować ludzkie życie. Nikt nie powinien bać się udzielania pierwszej pomocy, bo w sytuacji kiedy mówimy o zadławieniu czy zatrzymaniu krążenia, gorzej nie będzie, a jesteśmy w stanie fizycznie pomóc. Mija 80 lat od likwidacji getta łódzkiego. Społeczność żydowska w Łodzi była jedną z najliczniejszych i najbardziej aktywnych w Polsce. Dzień likwidacji getta to ważne świadectwo pamięci o mieszkańcach Łodzi i zagładzie, która stała się ich udziałem. Dokładnie 80 lat temu z łódzkiego getta odjechał ostatni pociąg śmierci do obozu Auschwitz-Birkenau, dlatego uroczystości miały miejsce na cmentarzu żydowskim i Stacji Radegast. Ulicami Łodzi przeszedł również Marsz Pamięci. Niemcy założyli łódzkie getto w lutym 1940 roku. Było ono drugą po warszawskim i najdłużej istniejącą dzielnicą żydowską na okupowanych ziemiach polskich. Przez utworzone przez Niemców getto przeszło około 200 tys. osób z całej Europy. Z głodu i wyczerpania swoje życie straciło tu ponad 40 tys. Żydów, Romów i Sinti. Nadchodząca jesień będzie dobra, a my będziemy z państwem mogli poznać się na nowo. TVP przygotowała ofertę programową, która może zainteresować każdego. Wczorajszy wieczór to czas konferencji ramówkowej, na której pojawiły się gwiazdy współtworzące audycje, spektakle czy ulubione przez widzów seriale. Bez słów, co bolą, bez otwartych ran. Żebyśmy się poznali od nowa. To hasło na jesień. I nie tylko. Przed nami zupełnie nowe otwarcie, w każdym tego słowa znaczeniu. Na początek program "Cudowne lata" i unikatowe starcie różnych pokoleń i doświadczeń. Goście biorą udział w różnych konkursach i quizach, ale są też takie momenty, że opowiadają o swoim życiu. I to są bardzo wzruszające momenty. Nie zabraknie też sprawdzonych formatów. "Rolnik szuka żony", który połączył na stałe co najmniej kilkanaście par i przyczynił się do narodzin około 20 dzieci. Do tego jubileuszowa, 15. edycja "The Voice of Poland" z nowymi prowadzącymi i trzy dekady "Familiady" z tym samym gospodarzem - Karolem Strasburgerem. Z Maćkiem pracuje się fenomenalnie. Jest profesjonalistą i świetnie zna ten program. W ogóle ekipa jest cudowna. Nie tylko fani rozrywki będą mieli szeroki wachlarz opcji. Rok Witolda Gombrowicza uczczony zostanie dwiema sztukami o autorze "Ferdydurke". Premiery Teatru Telewizji w każdy poniedziałek o 20.30 w Jedynce. Mam zaszczyt grać Gombrowicza u boku Malajkata. Bardzo się cieszę. Jesienią pokaże nam "Dobry tytuł". Agata Passent i Szymon Kloska będą gospodarzami magazynu o książkach, którego ambicją jest zbudowanie wspólnoty ludzi czytających. Telewizja zadba też o słowo mówione. Do tego sport i informacje, które są solą telewizji. Czas na publicystykę i newsy. Prawdziwy. Bo słowo w tym zawodzie powinno być przede wszystkim odpowiedzialne. Ta firma miała różne koleje losów i różnych prezesów, mądrzejszych, głupszych, ale nigdy w tak okrutny sposób nie została zaprzęgnięta do hejtu, niszczenia ludzi, propagandy. Tego już nie ma. Fabryka hejtu została wyłączona. "19.30" od września będzie miała młodszą siostrę - "14.30". O aktualnościach z kraju i ze świata opowiedzą też dziennikarze Panoramy i Teleexpressu. Do tego TVP Info. Stawiamy na współpracę z ośrodkami regionalnymi. Nowością będzie pasmo od 7.30 do 8.15 w porankach TVP Info, gdzie będziemy pokazywać, czym żyją poszczególne regiony, Bo Polska to nie tylko stolica. Żeby dokładnie zrozumieć świat, trzeba zadawać pytania również tam - w odległych miasteczkach. Mamy pierwsze złoto na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu! Zdobył je nasz pływak Kamil Otowski w finałowym wyścigu na 100 metrów stylem grzbietowym w klasie S1. Już na starcie Kamil Otowski zostawił daleko w tyle rywali. 24-latek ukończył rywalizację z czasem 2 minuty 17 sekund. W igrzyskach paralimpijskich, które zakończą się 8 września, bierze udział 80 zawodników z Polski. W "19.30" to wszystko. Już za chwilę "Pytanie dnia", gościem Justyny Dobrosz-Oracz będzie Jan Grabiec.