Obrót ziemią - jest wniosek o odkupienie kluczowej działki pod CPK. Fundusz dla swoich - jak ziobryści wykorzystywali Fundusz Sprawiedliwości na kampanię. Codzienne wsparcie - jest projekt ustawy o asystencji dla osób z niepełnosprawnościami. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Trzeci rząd Mateusza Morawieckiego co prawda był dwutygodniowy i bez szans na wotum zaufania, ale podejmował ważne i jak się okazuje kosztowne decyzje. Wśród nich sprzedaż działki niezbędnej dla budowy CPK. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa wystąpił o jej zwrot. Jak w soczewce widać, do czego PiS potrzebował państwa i władzy - mówią rządzący. Dlaczego śledczy ze zbadaniem sprawy czekali tak długo - pyta opozycja. Pytania zadawał dziś także Mateusz Dolatowski i jak za moment Państwo zobaczą, o odpowiedź nie było łatwo. Panie pośle Kowalski, może pan zapanować nad kolegą? Jest pan propagandystą. Politycy PiS-u robili dziś wiele, by konkretne pytania o aferę PiS wokół CPK nie padły. Panie pośle, wtedy rządziło PiS, jak ma się to do tego, co wy mówiliście? Ten poseł PiS-u dwoił się i troił, by odpowiedzialność za działania swoich partyjny kolegów zrzucić na rządzących. Afera PO... Ale faktów, dowodów, konkretnych dat i zdjęć PiS nie zagłuszy. Nie chcę z panem rozmawiać. Inicjatywa CPK była motorem napędowym kilku kampanii wyborczych PiS-u i gdy z sceny padały takie słowa... Odpowie na pytanie, czy w Berlinie, czy w Warszawie. ...za kulisami polityki i biznesu politycy PiS-u wydali zgodę na sprzedanie państwowej ziemi, kluczowej dla budowy megalotniska w Baranowie. Wielkie oszustwo PiS-u. Działka trafiła w ręce prywatnej firmy za blisko 23 mln zł. Dziś jej wartość może wynosić nawet 400 mln zł. Zrobiono to mimo sprzeciwu władz CPK. Ta plansza krok po kroku pokazuje, jak doszło do sprzedaży. Na wszystkie decyzje zgodę wydawali politycy PiS i osoby z nimi powiązane. Cały proces odbył się jeszcze przed zmianą władzy, gdy u sterów pozostawał PiS. I co ważne, w czasie kampanii wyborczej ówczesny minister rolnictwa Robert Telus wizytował zakład Dawtony. Kluczowe formalności, 6 dokumentów w różnych urzędach i akt notarialny zostały załatwione w 24 godziny. To premier. A tu w najlepsze gra na rozmycie odpowiedzialności. Tylko odbiorcy jakby niedowierzali. Jesteśmy partią wysokich standardów. Chyba pan żartuje, panie pośle. PiS-owcy złodzieje. Tam elektorat się odezwał, wyborcy, nie wiem, czy pan to usłyszał. Po wybuchu afery wokół CPK PiS zawiesiło 4 członków partii. Liczyli na moją głowę, liczyli, że nie dam rady. W tym tego byłego ministra rolnictwa. Teraz opozycja żąda głów rządzących. Od 2 lat ekipa Tuska i PSL zamiata pod dywan sprawę działki. To nieprawda - odpowiadają rządzący. To oni wymyślili cały ten proces i proceder i to oni za niego odpowiadają. My po prostu musimy po nich sprzątać. Sprzątanie trwa czasem dużo dłużej niż robienie bałaganu. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa wystąpił dziś do właściciela kluczowej działki o zgodę na jej odkupienie. Przypomnijmy - grunty sprzedano w szczególnym momencie, podczas dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego, który w 2023 roku, mimo braku większości, do końca wykorzystywał czas, pozostając u władzy. Panie pośle, po co był rząd dwutygodniowy? Idziemy wyjaśniać sprawę. Powołali dwutygodniowy rząd, żeby kraść, żeby dokończyć to, co robili przez 8 lat. To był po prostu rząd złodziei. Ile takich działek może jeszcze wyjść? Zobaczymy. I szybko zobaczyliśmy. Godzinę od nagrania tej wypowiedzi światło dzienne ujrzał kolejny skandal. Jak ujawniło Radio Zet, polskie państwo mogło odzyskać działki położone w okolicy planowanej elektrowni atomowej, które kupił Daniel Obajtek i przekazał synowi. KOWR mógł skorzystać z tzw. prawa pierwokupu. Ale na samej końcówce rządów PiS-u KOWR zrezygnował z odkupu. Były prezes Orlenu twierdzi, że działki te kupił od osoby prywatnej. Nie ma przypadków, są tylko znaki. Premier dziś nie odniósł się do żadnej z konkretnych spraw, ale w sieci zamieścił taki wymowny komentarz. "Niezły ten Żurek, co? I będzie jeszcze drugie danie i deser". Apetyt, jak widać, rośnie w miarę jedzenia. Kancelaria Sejmu analizuje wniosek o uchylenie immunitetu, zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry, głosowanie w tej sprawie może się odbyć w ciągu najbliższego miesiąca. Chodzi o podejrzenie popełnienia szeregu przestępstw związanych z wydatkowaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości. To mapa dotacji, które z pominięciem konkursów trafiły do okręgów wyborczych, w których w latach 2019-2024 startowali politycy bliscy Ziobrze. To w sumie ponad 200 mln zł. Średnia środków na jeden okręg wyborczy, skąd startowali politycy Suwerennej Polski, wynosiła prawie 8 mln zł. Tam, gdzie kandydował Zbigniew Ziobro, było to 16 mln. Jak tłumaczą się sami zainteresowani? Budapeszt - od niemal roku schronienie Marcina Romanowskiego, ściganego za nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości. Teraz w węgierskiej stolicy pojawił się również Zbigniew Ziobro. W tym samym czasie do Sejmu trafił wniosek o uchylenie mu immunitetu. Też w związku z Funduszem Sprawiedliwości. Wniosek jest w służbach prawnych kancelarii Sejmu, potem komisja, sam zainteresowany i ewentualne głosowanie na Sali Plenarnej. Fundusz Sprawiedliwości został powołany po to, żeby pomagać ofiarom przestępstw. To jest bardzo racjonalna konstrukcja. Za czasów Ziobry tę konstrukcję naruszono. Pieniądze w teorii przeznaczone dla ofiar przestępstw zaczęto rozdawać np. strażakom z OSP. To przekazanie czeku przez ówczesnego zastępcę Ziobry. Dziś Marcin Warchoł nie ma sobie nic do zarzucenia. Jakiekolwiek uwagi pod adresem niecelowości tych środków są po prostu czystą polityczną zemstą. Pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości wydawano też na grille i podgrzewacze do jedzenia. Dotacje dostawały koła gospodyń wiejskich. Kupowano im głośniki, namioty wystawowe i sztućce. Zdaniem ludzi Ziobry to też przeciwdziałanie przestępstwom. Nawet w Zjednoczonej Prawicy były co do tego wątpliwości. Trudno się spodziewać, że koła gospodyń będą się zajmować bezpieczeństwem kraju czy walką z przestępczością. Postąpili dość niepoważnie. Gdzie mamy uczyć bezpieczeństwa, edukować ludzi, jak nie w takich miejscach, gdzie społeczności lokalne się spotykają. Spotykają się z politykami walczącymi o głosy w wyborach. To list Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry. Prezes PiS domagał się zakazu korzystania z Funduszu Sprawiedliwości podczas kampanii wyborczej. Pisał też o ewentualnych konsekwencjach zignorowania jego zaleceń. Konsekwencje nadchodzą. To zarzuty m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Ten Fundusz był powołany całkiem do czego innego, niż wykorzystywał go Zbigniew Ziobro ze swoimi współpracownikami. Mówi były szef Najwyższej Izby Kontroli, która od 2017 roku rokrocznie krytykowała wydatki z Funduszu Sprawiedliwości. NIK w 2022 roku informowała Kancelarię premiera Morawieckiego o możliwych nadużyciach w Funduszu Sprawiedliwości. Sugerowała zmianę przepisów. Pismo przekazano Zbigniewowi Ziobrze. Bez rezultatu. Bo Fundusz Sprawiedliwości okazał się funduszem na kampanię wyborczą. Przez 4 lata resort kierowany przez Ziobrę wydał poza konkursami 224 mln zł. 201 w okręgach wyborczych kandydatów Suwerennej Polski. Najwięcej pieniędzy rozdano w okręgach Dariusza Olszewskiego, Marcina Romanowskiego, Mariusza Goska, Marcina Warchoła i Zbigniewa Ziobry. Tylko ten pierwszy nie dostał się do Sejmu. Mandat zdobyło łącznie 16 ziobrystów. Fundusz Sprawiedliwości był tak zorganizowany, aby kupić wyborców, aby politycy Solidarnej Polski mogli jeździć po swoich okręgach wyborczych i wręczać czeki. Ze środków Funduszu Sprawiedliwości kupiono też system szpiegowski Pegasus. Inwigilowano nim m.in. polityków ówczesnej opozycji. Oglądają państwo "19.30" w środę. Co jeszcze przed nami? Zostało zakatowane dziecko. Sprawa Kamilka wraca na wokandę. Bardzo boli nas niesprawiedliwość, mnie to serce pękło. Czy urzędnicy odpowiedzą za tragedię? System nie zadziałał prawidłowo. Nie mamy systemu ochrony dzieci w Polsce. W zasadzie powinna to być służba dla dobra tych dzieci. Ma być kluczowa dla bezpieczeństwa kraju i ważna dla rozwoju regionu. W Kraśniku oficjalnie ruszyła budowa strategicznej fabryki amunicji 155 milimetrów. To pociski, z których korzysta większość systemów artyleryjskich w Europie. Obecny na uroczystości w zakładzie Mesko szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślał, że to ważny dzień dla budowy systemu bezpieczeństwa przy wsparciu unijnych środków. To inwestycja dużego kalibru. W Kraśniku na Lubelszczyźnie powstanie fabryka pocisków 155 milimetrów. Musimy mieć niezależność produkcyjną, to jest nie tylko nasza ambicja, ale to jest nasze zobowiązanie. To jest nasza odpowiedzialność za przyszłe pokolenia. Firma Mesko za 2 lata planuje produkować tu od 150 do 180 tys. pocisków rocznie. Koszt inwestycji w najnowocześniejszą fabrykę i linie produkcyjne to niemal miliard złotych, ale nasze bezpieczeństwo nie ma ceny. Rozpoczynamy projekt o strategicznym znaczeniu dla polskiego przemysłu obronnego i bezpieczeństwa naszego kraju. Bo mowa tu o biało-czerwonym łańcuchu produkcyjnym. Kluczowe komponenty pocisków będą powstawać w Polsce, przy współpracy z krajowymi dostawcami. Stawką jest niezależność. Żeby maksymalnie móc mieć suwerenność produkcji tego typu środka ogniowego i żeby nie polegać na dostawach z zagranicy, musimy rozwijać własne zdolności produkcyjne. Bo przykład wojny w Ukrainie pokazał, że dziennie na froncie zużywa się od 10 do 15 tys. takich pocisków. Wojna trwa już blisko 4. rok, a my jesteśmy dopiero jednak na etapie rozbudowy tych zdolności dla amunicji kalibru, o którym od dawna wiemy, że będzie podstawą dla naszego wojska. 155 są dedykowane polskim armatohaubicom Krab i koreańskim K9, które znajdują się na wyposażeniu armii, ale to również kaliber, który pasuje do broni naszych sojuszników. To jest NATO-wski standard, co czyni amunicję wszechstronną, czyni amunicję użytkową właściwie dla wszystkich środków bojowych. A takich inwestycji jak w Kraśniku będzie więcej dzięki unijnemu programowi SAFE, którego celem jest poprawa wspólnych zdolności obronnych Unii oraz wsparcie rozwoju europejskiego przemysłu obronnego. Pełnomocniczką rządu ds. SAFE została Magdalena Sobkowiak-Czarnecka. Program SAFE to największe osiągnięcie naszej prezydencji w UE. Ze 150 mld euro - nigdy nie było takich pieniędzy z UE na bezpieczeństwo, zbrojenia - 1/3 trafi do Polski. I co najważniejsze, te pieniądze zostaną w Polsce, bo bezpieczeństwo to nie tylko silna armia, ale i silna gospodarka. Izrael wznowił naloty na Strefę Gazy. Nie żyją dziesiątki osób, wiele ofiar to dzieci. Po wymianie ognia w Rafah na południu Strefy izraelski premier wydał rozkaz przeprowadzenia ataków. Hamas oskarża Tel Awiw o złamanie warunków porozumienia, a świat pyta o siłę kruchego rozejmu. Izraelskie bomby znów spadły na Gazę. W nocy Izrael zaatakował m.in. okolice miast Gaza i Chan Junis oraz obóz dla uchodźców Bureij. Zaatakowali nas i zabili nasze dzieci, gdy spaliśmy. Rozkaz wydał sam premier. Po konsultacjach w sprawie bezpieczeństwa premier Netanjahu nakazał wojsku natychmiastowe przeprowadzenie potężnych ataków w Strefie Gazy. Zginęło co najmniej 50 osób. Prawie połowa z nich to dzieci. Ratownicy przez kilka godzin przeczesywali gruzy w poszukiwaniu ocalałych. Szpitale ponownie zapełniły się rannymi. Łamią obietnice i zobowiązania. Zdrajcy. Nie tylko ukradli naszą ziemię, ale także zabijają nasze dzieci. Ale Izrael twierdzi, że to Hamas złamał rozejm. Nocne naloty miały być odwetem za śmierć izraelskiego żołnierza podczas ataku Hamasu w mieście Rafah. Izrael nie będzie biernie przyglądał się atakom. A najważniejszy sojusznik Tel Awiwu potwierdza: to była kara dla Hamasu. Zabili izraelskiego żołnierza. Więc Izraelczycy powinni odpowiedzieć. Hamas oskarżeniom zaprzecza. I zapewnia: trzymamy się rozejmu. Ale to nie jedyne, co Tel Awiw mu zarzuca. Hamas ma obowiązek zwrócić ciała zakładników, ale odmówił wykonania tego polecenia, mimo że wiadomo dokładnie, gdzie znajdują się ciała. Kilka godzin wcześniej biuro Netanjahu poinformowało, że niedawno zwrócone przez Hamas szczątki należały do zakładnika, którego ciało zostało znalezione 2 lata wcześniej. Hamas wykopał dół w ziemi, umieścił w nim szczątki ofiar, zasypał je ziemią, a potem przekazał Czerwonemu Krzyżowi. Hamas twierdzi, że szuka ciał, ale ma techniczne trudności z ich wydobyciem spod ruin. A lokalne media pytają: czy nocne ataki Izraela to próba wywarcia presji na Hamas, by zwrócił pozostałe ciała, czy może próba testowania Donalda Trumpa. Czy to w jakikolwiek sposób zagraża zawieszeniu broni? Nic nie zagrozi rozejmowi. Podobnego zdania jest wiceprezydent J.D. Vance. A izraelskie wojsko poinformowało, że wraca do zawieszenia broni. Ale do Gazy, wraz z izraelskimi bombami, wrócił strach, że wojna nigdy się nie skończy. Jesteśmy zmęczeni, mamy dość. Chcemy, by to się skończyło. Dziesiątki ofiar huragan Melissa na Karaibach. Kuba to kolejne państwo, które walczy z żywiołem. Domy musiało opuścić ponad 700 tys. osób. Wcześniej Melissa spustoszyła Jamajkę. Prędkość wiatru dochodziła tam do 300 km/h. Było to najpotężniejsze uderzenie huraganu w historii wyspy. Kilkaset tysięcy ludzi pozbawionych prądu, brak łączności telefonicznej, zniszczone lotnisko i setki domów zrównanych z ziemią - to bilans huraganu Melissa, który z ogromną siłą przeszedł przez Jamajkę. Na całej wyspie ogłoszono stan klęski żywiołowej. Władze jako dramatyczną opisują sytuację w zachodniej części kraju, gdzie wiele miejscowości znalazło się pod wodą, a woda pitna jest racjonowana. Wstępne szacunki mówią o stratach sięgających nawet kilkudziesięciu miliardów dolarów, co odpowiada ponad połowie rocznej gospodarki wyspy. Pomoc Jamajce zadeklarował prezydent Donald Trump. Obecnie huragan przemieszcza się w kierunku Bahamów i Bermudów. Kto ponosi współodpowiedzialność za śmierć 8-letniego Kamila z Częstochowy, kto dla życia i zdrowia chłopca mógł zrobić więcej? To nie są nowe pytania, ale kielecki sąd rejonowy zadawał je dziś na nowo z powodu zażalenia, jakie złożyli pełnomocnicy rodzeństwa Kamila. W styczniu sąd uznał, że nie doszło do niedopełnienia obowiązków przez urzędników nadzorujących rodzinę chłopca. Ale pytań jest na tyle dużo, że sprawa wróci na wokandę w połowie stycznia. Na grobie Kamilka wciąż płoną znicze, bo to historia, obok której trudno przejść obojętnie. 8-latek był bity, kopany i oblewany wrzątkiem przez swojego ojczyma, za przyzwoleniem matki. Mimo że 2 lata minęły, to codziennie o nim myślę, noszę nieśmiertelnik z Kamilkiem na piersi. Rodzina miała założoną niebieską kartę, pozostawała pod nadzorem ośrodków pomocy i sądów rodzinnych. Łącznie rodziną Kamilka zajmowało się aż 17 instytucji. Przede wszystkim w tego typu sytuacjach należy usuwać sprawców z miejsca zamieszkania i powodować, że nie będą mieli dostępu do osób, które krzywdzą. Były nawet zdjęcia ze szkoły, gdzie on miał te ślady, i ucieczki z domu, i to, że był niedożywiony. Ale pomoc nie przyszła. Dlatego pełnomocnicy reprezentujący rodzeństwo Kamilka domagają się pociągnięcia do odpowiedzialności również urzędników, którzy nie dopełnili swoich obowiązków. Złożyli w tej sprawie zażalenie, po tym jak prokuratura w Gdańsku umorzyła ten wątek śledztwa. Domagamy się dogłębnego wyjaśnianie wszystkich wątków tej sprawy. Jeśli nie będzie wyraźnej odpowiedzialności, dzieci w Polsce nadal będą ginąc. Dziś społecznicy przyszli do sądu rejonowego w Kielcach ze zdjęciami Kamilka i nadzieją na sprawiedliwość. Liczymy, że system polski poczuje się do odpowiedzialności. Na odpowiedź muszą jeszcze poczekać, bo sąd w Kielcach odroczył wydanie decyzji. Materiały, które zostaną zgromadzone w postępowaniu przed sądem w Częstochowie, zostaną sprowadzone do tego postępowania, i stad termin 15 stycznia na rozpoznanie tych zażaleń. W sprawę zaangażowała się również rzeczniczka praw dziecka. Będziemy cały czas pilnować, żeby sprawa została w sposób rzetelny wyjaśniona, żeby wszystkie okoliczności były rzetelnie wyjaśnione. Po tragicznej śmierci chłopca powstała tzw. ustawa Kamilka, która miała wzmocnić ochronę dzieci przed przemocą. Jednak jak wskazują eksperci, nadal wiele jest do poprawy, zawodzi przepływ informacji między instytucjami, brakuje też rodzin zastępczych. Już wiemy, że nie są bezpieczne w swoich domach, to jest około 2 tys. dzieci, ktore powinny znaleźć bezpieczne miejsce poza rodziną, ale nie znajdują, bo nie dysponujemy zasobami w pieczy zastępczej. Rzeczniczka praw dziecka nie wyklucza skierowania sprawy Kamilka do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W Częstochowie toczy się drugi proces - karny przeciwko ojczymowi Kamilka. Rząd przyjął ustawę o asystencji osobistej. Projekt obiecany w kampanii był długo wyczekiwany przez osoby z niepełnosprawnościami, dla których jest podstawowym warunkiem godnego życia. Asystent ma być codziennym wsparciem. Przyjęte przepisy regulują m.in. godzinowy wymiar pomocy, a także wynagrodzenie. Dla osób, które czekają na ustawę, to przede wszystkim ujednolicenie wsparcia. Co pan poczuł wczoraj? Ogromna ulga. Najpierw musieliśmy stoczyć jeszcze ostatni bój na Radzie Ministrów z Ministerstwem Finansów. Pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych nad projektem pracował od kilkunastu miesięcy. I to właśnie z resortem finansów toczono najgorętsze negocjacje. Wczoraj rząd dał zielone światło. Ważny dzień dla wszystkich osób, które na to czekały. Bo z tego rozwiązania będzie mogło skorzystać 100 tys. osób. Dla których jest to przełomowa decyzja. Ja od 7. roku życia jeżdżę na wózku. Wczoraj miałem tyle energii, że jeszcze tylko jeden dżul i wstałbym z tego wózka. Taką poczułem energię. Z opieki asystenta skorzystają niepełnosprawni w wieku od 18 do 65 lat. W przyszłości także dzieci od 13 lat. Czas opieki wyniesie nawet 240 godzin miesięcznie, czyli 8 dziennie. Wynagrodzenie asystenta to od 49 do 55 zł brutto za godzinę. To nie koszt, tylko inwestycja. Wnioski o asystencję osobistą ruszą od stycznia 2027 roku. Usługa - 4 miesiące później. Stała, codzienna pomoc asystenta to szansa na godne życie dla tysięcy takich osób jak Karolina Kowalczyk, która choruje na wrodzoną łamliwość kości. Bez asystencji nie jestem w stanie sama wstać z tego wózka, nie jestem w stanie sama wstać z łóżka na wózek. I też w czynnościach codziennych, jak podanie mi czegoś z wyższej półki czy pomóc w zrobieniu obiadu. Zyska też gospodarka. Pomoc asystenta pozwoli podjąć pracę nie tylko niepełnosprawnym, ale też ich bliskim, którzy dziś pełnili rolę opiekunów. Dobrze zorganizowana asystencja osobista mogłaby spowodować, że do pracy pójdzie 1,5 mln osób na pół etatu. To byłby prawdziwy game changer dla polskiego rynku pracy. Asystencja osobista była wyborczym zobowiązaniem rządzących. Szymon Hołownia stawiał ją na ostrzu noża. Dla mnie to jest kwestia być albo nie być w polityce. A posłanki Lewicy i Polski 2050 zgłosiły jako poselski projekt. 2 tygodnie temu, w 2. rocznicę wyborów, Donald Tusk zapewniał: Projekt asystencji jest gotowy, rząd go przyjmie, będzie niedługo w Sejmie. Żaden nie zrobił tak dużo jak ten. PiS popiera, ale pyta. Trzeba pomagać temu środowisku z całą pewnością. Natomiast nie wiem, dlaczego ta ustawa ma wejść w życie dopiero, o ile pamiętam, w kwietniu 2027 roku. Rządzący przypominają PiS-owi, że to za ich czasów trwał w Sejmie ten protest. Projekt trafi teraz do Sejmu. Potem do prezydenta. Żeby dmuchać na zimne, osobiście pojadę do pana prezydenta, jak już będzie ten moment, żeby go przekonywać. Koszt ustawy to 47 mld zł w ciągu 10 lat. Dla niepełnosprawnych jest bezcenna. Co 6,5 minuty ktoś w Polsce doznaje udaru i wiele z tych osób to młodzi, aktywni zawodowo ludzie. Choć mamy coraz lepsze wyniki rozpoznawania i leczenia w początkowej fazie choroby, to co trzeci pacjent umiera w ciągu roku od przejścia udaru. Skąd takie porażające statystyki? Nauka ruchów ręki od nowa. Sebastian niedawno rozpoczął rehabilitację w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Udar pojawił się u niego nagle, pod nieobecność rodziny. Nie miał szans na szybkie rozpoczęcie leczenia. 3 dni czekał na pomoc. Jak wiedziałem, że nie mogę nic zrobić, muszę poleżeć, dopóki czegoś nie wymyślę, to postanowiłem spać. Udar to zatkanie lub pękniecie naczynia krwionośnego w mózgu, co prowadzi do obumarcia komórek nerwowych na skutek niedotlenienia lub krwawienia. Udar nie boli, ale daje objawy, które powinny zaalarmować. Jest to nagłe wykrzywienie twarzy, nagłe osłabienie kończyn po jednej stronie cała, czyli osłabienie siły ręki, kłopoty z uniesieniem ręki, kłopoty z chodzeniem. Ważne są pierwsze 4 godziny, żeby podać lek rozpuszczający skrzeplinę w mózgu, i pierwsze 6 godzin, żeby trafić na zabieg udrożnienia zatkanego naczynia. W Polsce jest coraz więcej ośrodków, które takie zabiegi wykonują, i w tej dziedzinie wyprzedzamy już wiele krajów Europy. Im szybciej rozpocznie sie leczenie, tym większe szanse, że uda nam się uniknąć konsekwencji. Problem w tym, że co trzeci pacjent w Polsce po udarze nie przeżywa roku. Przyczyną jest przede wszystkim utrudniony dostęp do rehabilitacji i leczenia, które zapobiegnie kolejnym udarom. Ponad połowa pacjentów nie trafia na rehabilitację. Brak jest regularnej aktywności fizycznej, właściwego leczenia poprzez dietę i mamy też nieprawidłowe zażywanie leków. To wszystko powoduje, że leczenie nie jest skuteczne. Piotr Sitarski przeszedł rozległy wylew. Lekarze dawali mi niewielkie szanse przeżycia. Przez wiele miesięcy trwała walka o przywrócenie sprawności. Miałem kompletnie niesprawną lewą stronę ciała. Niesprawna ręka, niesprawna noga, jeździłem na wózku. Takie były perspektywy z początku, że nie nie będę w stanie się podnieść. Pomógł zespól specjalistów w Instytucie Neurologii, który zajmuje się pacjentami w najtrudniejszym stanie. Z pacjenta, który był całkowicie zależny we wszystkich czynnościach, dzięki tej intensywnej, ciężkiej pracy całego zespołu udaje się pacjenta wyprowadzić na własnych nogach z oddziału. Piotr stale się rehabilituje i dzięki temu jego stan zdrowia poprawia sie. Wrócił także do zawodu - radcy prawnego. Mam swoje ograniczenia, natomiast dużą drogę pokonałem dzięki pomocy specjalistów. Są nazywane sercem morskiej farmy wiatrowej, a ich budowa to kamień milowy projektu Baltic Power. Właśnie zakończyła się instalacja 2 morskich stacji elektroenergetycznych na farmie na Bałtyku. Powstałe w Gdyni i Gdańsku stalowe konstrukcje, wysokie na 4 piętra, będą odbierać energię z 76 turbin i przesłać ją na ląd. O strategicznej inwestycji. To pierwsza taka inwestycja w historii naszego kraju. Na tym morskim placu budowy powstaje Baltic Power, czyli polska farma wiatrowa, której realizacja właśnie weszła w kolejny etap. Znajdujemy się w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej na Morzu Bałtyckim, 23 km od brzegu. To właśnie tutaj powstała nasza pierwsza stacja elektroenergetyczna na morzu. Razem z drugą, bliźniaczą, konstrukcją położoną kilkaset metrów dalej stanowią serce naszej przyszłej farmy wiatrowej na Bałtyku. Mają one za zadanie odebrać energię z turbin za pomocą kabli wewnętrznych, następnie podnieść napięcie, tak aby w sposób efektywny i bezpieczny móc ją dostarczyć do naszej stacji Baltic Power na lądzie. A stamtąd przekazać energię do ponad półtora miliona gospodarstw domowych w Polsce. Energię wytworzoną przez te gigantyczne turbiny wiatrowe, których łącznie będzie 76. Cała konstrukcja, jaką widzimy tutaj w tle, ma 260 metrów wysokości. Jest to tyle, ile ma Pałac Kultury, lub porównywalne do innych warszawskich wieżowców. Baltic Power zajmuje obszar ok. 130 km2, co jest porównywalne z powierzchnią Rzeszowa. Farma zlokalizowana jest na północ od linii brzegowej, na wysokości portu w Łebie. To właśnie tu Bałtyk jest na tyle płytki, by ułatwić i tak skomplikowaną budowę. Z jednej strony potrzebujemy łagodnych warunków, by zainstalować ogromne komponenty, z drugiej potrzebny jest naprawdę silny wiatr, by wszystkie zadziałały. By zrealizować projekt, Orlenowi potrzebny był partner z doświadczeniem w tej dziedzinie. A jest nim kanadyjski globalny producent energii Northland Power. W tej chwili w naszym projekcie polskie firmy są ważnymi partnerami dla podmiotów zagranicznych, które mają know-how i które dostarczały nam całą technologię. Łączny koszt Baltic Power to prawie 5 mld euro. Zdaniem ekspertów to dobrze zainwestowane pieniądze, bo morska energetyka wiatrowa jest najbardziej efektywnym ze wszystkich odnawialnych źródeł energii. A trudno o lepsze miejsce do takiej działalności niż nasz Bałtyk. To dlatego, że jest relatywnie płytki, że bardzo silnie tu wieje i z racji tego, że jest niskie zasolenie, co wpływa na żywotność infrastruktury. Pierwszy prąd wytworzony dzięki Baltic Power ma trafić do naszych domów po koniec przyszłego roku. W "19.30" to już wszystko, bardzo państwu dziękuję i zapraszam na "Pytanie dnia" i rozmowę z dyrektorem KOWR Henrykiem Smolarzem, a potem "Bez Trybu" Justyny Dobrosz-Oracz.