Kolejne spięcie, tym razem na linii prezydent - marszałek Sejmu. Ponad pół miliona ludzi bez prądu. Jeden z największych ataków Rosji na Kijów. Katastrofa helikoptera na Podkarpaciu. Maszyna runęła w lesie, nie żyją dwie osoby. Monika Sawka, dobry wieczór. 19.30 zaczynamy od kolejnej odsłony konfliktu na linii rząd - prezydent. Na apel głowy państwa o rzetelną, merytoryczną debatę nad przedstawianymi regulacjami odpowiedział marszałek Sejmu. Włodzimierz Czarzasty zaproponował, by to Karol Nawrocki konsultował własne projekty ustaw z Sejmem, i to już na wczesnym etapie prac. Według lidera Lewicy takie działania usprawniłyby proces legislacyjny i służyłyby obywatelom. Nie tylko w tych relacjach wieje chłodem. Proszę się nie krępować. Na linii prezydent - Sejm wręcz lodowato. Bo Karol Nawrocki przekonuje, że działa tu legislacyjna zamrażalka, do której trafiają wszystkie jego projekty. Powiem szczerze, bardzo mnie to zdziwiło - mówi marszałek Sejmu, ale ludzie prezydenta przekonują. Projekty składane przez prezydenta nie są procedowane, w tym sensie zostały zamrożone, ponieważ trafiły do parlamentu i nic się z nimi nie dzieje. Ale wystarczy wejść na stronę internetową Sejmu, by zobaczyć, że jednak się dzieje. Większość prezydenckich inicjatyw ma nadane numery druków i jest w pierwszym czytaniu. Nad dwoma odbyły się już głosowania. Jedno z nich w sprawie prezydenckiego projektu dotyczącego CPK wygrało PiS. Z czego tak cieszyli się politycy tej partii. Ale dziś obóz prawicy jakby wymazał to z pamięci i na stronie prezydenta twierdzi, że także z tym projektem nie dzieje się nic. Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś, że nas nic nie przekona, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Marszałek Sejmu do serca wziął tę radę prezydenta skierowaną do rządu. Zapraszam do konsultowania projektów ustaw już na wczesnym etapie pracy. I dokładnie to samo... Niech pan, panie prezydencie, konsultuje własne projekty ...zaleca teraz Karolowi Nawrockiemu w kontaktach z Sejmem. Łatwo powiedzieć to dwa dni temu, panie prezydencie, do rządu, więc chciałem panu powiedzieć, że równie łatwo jest mi powiedzieć te słowa do pana: niech pan konsultuje przedtem ustawy z Sejmem, to może będą lepiej dopracowane. Bo według rządzących w prezydenckich projektach ustaw mimo ich uroczystego ogłaszania brakuje najważniejszego, czyli informacji, skąd wziąć na to pieniądze. To jest gra wyłącznie o charakterze politycznym, która ma pokazać, jak "wspaniałe pomysły" płyną z Kancelarii Prezydenta, a wiemy, że żaden akt legislacyjny nie może być przyjęty w sytuacji, gdy nie ma źródeł finansowania. Te źródła powinny być głębokie, bo pomysły prezydenta należą do kosztownych. Zmiany w podatkach to 19 mld zł rocznie, niższy VAT na energię - 14 mld, waloryzacja emerytur - kolejne 3 mld zł. Pałac prezydencki problemu nie widzi, dlatego powinny być procedowane w Sejmie. Pan prezydent Nawrocki nie wyszedł z kampanii wyborczej, komentuje Lewica i pyta prezydenta: Czy mamy pozamykać szpitale i nie finansować służby zdrowia, czy mamy teraz nie kupować czołgów? Dość populizmu! Stąd zapowiedź marszałka Sejmu, która padła kilka dni temu w orędziu. Będę stosował marszałkowskie weto wobec szkodliwych projektów. Reakcja prezydenta... Chcę podkreślić, że te prerogatywy przysługują wyłącznie prezydentowi. ...nie pozostawia wątpliwości, że będzie to kolejna linia frontu. Komu służy taki paraliż państwa? Nikomu. Pan prezydent Nawrocki postanowił potupać nogami, zaznaczyć swoją obecność, tylko nie rozumie, że takimi działaniami osłabia polskie państwo. Ostatnie weto prezydenta wobec zmian w opodatkowaniu Fundacji Rodzinnych to, jak podaje rzecznik rządu, dla budżetu państwa strata 200 mln zł rocznie. Oglądają państwo 19.30. Już za chwilę ukraińska delegacja w drodze do USA, a później jeszcze: Gnębiony 14-latek trafił do ośrodka wychowawczego. Według sądu planował atak w szkole. On pisał, że ich wszystkich nienawidzi i wszystkich pozabija. To pokazuje, jak bardzo bezsilny wobec tych zachowań rówieśników musiał być ten chłopiec. To jest przestępstwo, które bardzo trudno udowodnić. Tego człowieka należy przede wszystkim dokładnie zdiagnozować, sprawdzić, co się działo. To jeden z największych ataków Rosji na stolicę Ukrainy od początku wojny. W Kijowie zginęły co najmniej trzy osoby, kilkanaście zostało rannych. Rosjanie wystrzelili dziesiątki pocisków i dronów. Bez prądu jest ponad pół tysiąca mieszkańców. Moskwa prowadzi naloty, zapewniając jednocześnie, że chce pokoju. Negocjować go miał zdymisjonowany wczoraj najbliższy współpracownik ukraińskiego prezydenta. To rosyjskie zło widziane z najbliższej możliwej odległości. Pochłonęło cały Kijów na długie dziesięć godzin. Rosjanie wystrzelili w jego kierunku prawie 600 dronów i kilkadziesiąt rakiet, w tym balistyczne. Ci, którzy kolejną noc spędzili w schronach czy jak tu, w kijowskim metrze, po wyjściu na zewnątrz zobaczyli to. I na to mają tylko jedno określenie. To czysty terroryzm. Jak inaczej można to opisać? Kiedy ty i twoje dzieci nie śpicie całą noc. A tak jest praktycznie każdej nocy. W blok Iriny trafił rosyjski dron. Władze stolicy mówią o rozległych zniszczeniach w całym mieście i wielu trudnych do ugaszenia pożarach. Prądu zostało pozbawionych pół miliona mieszkańców, wielu ogrzewania, gdy temperatury spadają do pięciu stopni Celsjusza. To zastraszanie ze strony Rosji. Ataki są wymierzone w ludność cywilną, aby Kijów i rząd szybciej zaakceptowali porozumienie pokojowe. Takie jest moje zdanie. Omawiać je z USA miał Andrij Jermak, szef kancelarii prezydenta - do wczoraj. Dzień przed wylotem do Ameryki został zdymisjonowany w związku z gigantyczną aferą korupcyjną w sektorze energetycznym. Teraz ogłosił, że tę kancelarię zamienia na front. Taką wiadomość otrzymała dziennikarka tabloidowego dziennika "New York Post". Jermaka na czele ukraińskiej delegacji zastąpił sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Rustem Umerow. To on wraz z szefami sztabu generalnego ukraińskiej armii i wywiadu wojskowego oraz zastępcami szefa Służby Bezpieczeństwa oraz ministra spraw zagranicznych jeszcze dziś spotkają się na Florydzie z przedstawicielami prezydenta Trumpa, jego specjalnym wysłannikiem oraz zięciem w celu omówienia planu pokojowego. Proces negocjacyjny trwa i czekamy na reakcję Rosji. Musimy uważać, aby nie wpłynąć przedwcześnie na przebieg wydarzeń poprzez nieodpowiednio dobrane słowa. Ale jeśli chodzi o terytoria, to powtórzę, prawo międzynarodowe wyraźnie zabrania ich przejmowania. Uznanie takich działań jest nie do przyjęcia. To dyplomatyczny język Kijowa. A to rosyjskiego opozycjonisty na międzynarodowym forum bezpieczeństwa, które odbyło się w Kanadzie. To transakcja dotycząca nieruchomości, która ma wzbogacić rodzinę Trumpa i sprzedać Ukrainę. Jak możemy poważnie dyskutować o tym, że Ukraina będzie musiała zrezygnować z fortyfikacji, które ratują Europę? NATO nie jest silne. NATO nie istnieje. To fikcja. NATO to cztery litery. Powodem, dla którego wciąż tu siedzicie i świętujecie, jest to, że Ukraina umiera z każdą minutą. To ogromne poświęcenie. Gdyby Ukraina nie stawiała oporu, rosyjskie czołgi byłyby już w Polsce. To ona walczy o całą Europę. Między innymi tak. To spektakularna akcja Ukraińców na Morzu Czarnym. Ich drony uderzyły w rosyjską flotę cieni u wybrzeży Turcji. Według Kijowa dwa tankowce zostały poważnie uszkodzone. A teraz słowa, które rozgrzewają polską scenę polityczną, i pytania o ich konsekwencje. Prezydent krytykuje centralizację UE i opowiada się za ograniczeniem jej kompetencji. Jarosław Kaczyński Unię krytykuje za rzekome narzucanie ideologii i imperialne ambicje, które mogą doprowadzić do poważnego kryzysu. Magdalena Karpińska z ekspertami rozmawiała o wadze tych wypowiedzi. Oficjalnie ani PiS, ani prezydent Nawrocki nie chcą wyprowadzić Polski z UE, ale Unii w obecnym kształcie chcą postawić tamę. Taka UE w moim przekonaniu przyszłości nie ma. Nie ma przyszłości, bo, jak mówił prezes PiS-u do młodzieży w Lublinie, doprowadzi nas to do ciężkiego kryzysu i ciężkich krzywd. Bo ona poza tym, że jest nośnikiem imperialnych ambicji, przede wszystkim Niemiec, w jakiejś mierze także Francji, to jest także nośnikiem pewnego typu ideologii. Hasła nośne, bo dotyczą sfery symboliczno-kulturowej - mówi politolog Mateusz Zaremba, sfery, w której nie ma zgodności w narodzie i którą łatwiej rozgrywać tak bezrefleksyjnie, żeby to było szybko, bodziec, reakcja, i łatwiej przekonywać - muszą pokazywać obszary rozłączne, a nie wspólne. Trzeba antagonizować i dzielić, a nie da się antyrosyjskimi hasłami, bo tu jest raczej zgodność w narodzie. Można tylko tam, gdzie się różnimy. Taka jest narracja partii opozycyjnych i prezydenta - obcym instytucjom, trybunałom, obcym agendom UE. Istotą tego procesu jest pozbawienie państw członkowskich suwerenności, osłabienie ich demokracji narodowych. To nie musi, ale może zmienić zaufanie do unijnych instytucji. Pokazuje to powolnie sączona niechęć do Niemców - w końcu dała rezultaty. Jak wynika z najnowszego corocznego badania Barometr, tylko co trzeci Polak deklaruje sympatię do zachodnich sąsiadów, a 25% - niechęć. To jeden z najgorszych wyników od początku prowadzenia tego badania, czyli od 25 lat. Podobne skutki może mieć narracja antyunijna. Jest to taka narracja na potrzeby bieżące polityczne, tak jakby te osoby nie zdawały sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje takiego siania niepokoju w Polsce. W dalekiej perspektywie ja bym powiedziała, że są to zagrożenia wręcz mogące prowadzić do polexitu. Nie jesteśmy też takim sprzymierzeńcem Ukrainy jak wtedy, gdy Rosja rozpoczęła wojnę. Nad tym pracuje Konfederacja. Część polityków nam to wmawia, że jesteśmy wspaniałym, olbrzymim narodem, który może wszystko, w związku z powyższym nie potrzebujemy się słuchać ani Niemiec, ani nie potrzebujemy się bać Rosji, ani nie potrzebujemy żadnych obcych, żeby nam tu chodzili po domu. To jest niestety bardzo niebezpieczna narracja, zakłada takie leczenie kompleksów i przynosi efekty. W social mediach za ostatnie akty dywersji w Polsce częściej obwiniano Ukraińców niż rosyjskie służby, wynika z badan fundacji Res Futura. Stąd te słowa ministra spraw zagranicznych: Musimy wytrwać w naszej narodowej solidarności, bo Ukraina trzyma czołgi Putina z daleka od naszych granic. Dopóki Ukraina walczy, Putin nie jest w stanie zagrozić ani Polsce, ani reszcie sojuszu Północnoatlantyckiego. Premier Węgier Viktor Orban był właśnie gościem Putina, a jego gośćmi z kolei są ścigani przez polską prokuraturę politycy PiS Zbigniew Ziobro i Marcin Romanowski. A były szef dyplomacji w rządzie PiS proponuje inne rozwiązanie. Wszędzie tam, gdzie następuje odwrót od Zachodu, zawsze tak było w historii, następuje otwieranie na Wschód. A Wchód to Rosja. Dlatego negacja Zachodu, wspólnych instytucji jest z założenia proputinowska i nie da się tego inaczej interpretować. Katastrofy śmigłowca w miejscowości Malawa na Podkarpaciu. Maszyna runęła na ziemię i zapaliła się. W wypadku zginęły dwie osoby. Na miejscu pracuje kilkudziesięciu strażaków. Łączymy się z Anną Weselak. Co wiemy o przyczynach tej tragedii? Ciężko o tym mówić. Na miejscu jest prokurator. Jutro przyjeżdża przedstawiciel Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Zginęło 2 mężczyzn. Nie wiadomo, czy byli spokrewnieni. Warunki są trudne. Jest mgła. Karetka pogotowia miała problem z dotarciem. Ratownikom pomogło WOT. Pracują tutaj ratownicy z psami. Sprawdzają, czy w pobliżu nie ma ewentualnych ofiar. Policja potwierdziła śmierć 2 mężczyzn. Do katastrofy doszło około 15:50. Najpierw wydawało się, że płonie las. Potem okazało się, że płonie śmigłowiec, który runął. Na miejscu cały czas są służby. W zeszycie spisał listę osób, które planował zabić. Są na niej koledzy ze szkoły i nauczyciele. Na jednej z platform internetowych rozmawiał z Rosjaninem o zakupie broni. O swoim planie powiedział dziewczynie. Wcześniej przez wiele miesięcy był nękany przez rówieśników. Funkcjonariusze ABW zatrzymali 14-letniego ucznia jednej ze szkół w Poznaniu. Nastolatek trafił do ośrodka wychowawczego. Masakrę miał planować w tej poznańskiej szkole. 14-latek myślał o zabiciu dziesięciu osób. To fragment rozmowy ucznia ze swoją dziewczyną. Przerażona nastolatka opowiedziała wszystko rodzicom, a ci zaalarmowali służby. Policjanci zabezpieczyli między innymi zeszyt, w którym on miał listę osób, które chciał zamordować. Na liście było sześcioro uczniów i czworo nauczycieli. Wśród nich rówieśnik, który znęcał się nad 14-latkiem. Chłopak z równoległej klasy wyciągnął z kosza puszkę, zgniótł ją i przejechał po twarzy tego 14-latka. W telefonie chłopaka policja znalazła zdjęcia Adolfa Hitlera i fotografie ofiar strzelanin. Dziewczynie pisał, że chce użyć pistoletu startowego dziadka, a także kupić noże i siekierę. To pokazuje, jak bardzo bezsilny wobec tych zachowań rówieśników musiał być ten chłopiec, skoro zdecydował się zaplanować coś tak radyklanego. O sprawie jako pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza". Okazało się, że chłopak o swoich planach w Internecie rozmawiał z pewnym Rosjaninem. Ten Rosjanin proponował mu zakup broni, proponował mu jakiś czarny market. Matka nastolatka twierdzi, że szkoła nie zrobiła nic, by pomóc 14-latkowi, nad którym znęcali się rówieśnicy. Choć plany strzelaniny wyszły na jaw siedem miesięcy temu, to urzędnicy dowiedzieli się o niej dopiero teraz. Mamy psychologów, pedagogów i ta pomoc jest. O sprawie poinformowaliśmy też wszystkich rodziców. Pomocą objęci zostali uczniowie. 14-latek z tej listy został skreślony w kwietniu. Teraz decyzją sądu przebywa w ośrodku wychowawczym. On jest po prostu zagubiony. Prawnik chłopaka od miesięcy prosi o zamianę ośrodka na nadzór kuratora, ale sąd się nie zgadza. Dzisiaj nikt nie udzielił mu realnie pomocy poza tym, że skazał go na izolację. Pobyt w ośrodku to środek zapobiegawczy, sąd może go przedłużać, bo sprawa cały czas się toczy. Sąd wciąż nie przesłuchał dyrekcji i uczniów szkoły. Najtrudniejsze przestępstwo do wykazania, tego zamiaru, ono musi być, żeby doszło do osądzenia. Za przygotowanie do zabójstwa dorosłym grozi nawet dożywocie, nieletnim - poprawczak do 21. roku życia. Jest symboliczny gest i kierunek pontyfikatu. Papież Leon XIV na pierwszą podróż wybrał Turcję i Liban. W Stambule odwiedził Błękitny Meczet, najważniejsze miejsce kultu w imperium osmańskim. Wybór krajów Bliskiego Wschodu jest nieprzypadkowy. To znak solidarności wobec tych narodów, gdzie spotykają się różne religie. Wszedł tak, jak wchodzą tu wszyscy. I właśnie tak, w skarpetkach, zaczęło się spotkanie dwóch religijnych światów. Błękitny Meczet w Stambule, niegdyś najważniejsze miejsce kultu imperium osmańskiego, dziś jeden z symboli muzułmańskiej Turcji. Jeśli masz pytania, możemy odpowiedzieć, a jeśli nie, możesz się tu pomodlić. Leon XIV wybrał ciszę. Ta wizyta miała mówić nie słowami, ale skupieniem i szacunkiem dla miejsca oraz tych, którzy modlą się tu każdego dnia. Ale pierwsza zagraniczna pielgrzymka ma wysłać też głośny antywojenny sygnał. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny. Jak pilny jest dziś dla nas ten apel, jak wielka jest potrzeba pokoju, jedności i pojednania wokół nas, w nas samych i między nami. Papież wystąpił ramię w ramię z liderami innych chrześcijańskich wyznań. Były też spotkania na politycznym szczeblu. Mam nadzieję, że ta wyjątkowa wizyta przyczyni się do wzmocnienia głębokich więzi między Turcją a Watykanem. Ojciec Święty odwiedził Iznik, dawniej znany jako Nicea. 1700 lat temu obradował tam jeden z najważniejszych soborów w historii Kościoła. Przy ruinach starożytnej bazyliki papież razem z patriarchą Konstantynopola modlili się o jedność. Nie wolno używać Boga jako wymówki do przemocy i konfliktów. W Izniku widziany był Mehmet Ali Agca, który w 1981 postrzelił papieża Jana Pawła II. Twierdził, że "chciał powitać nowego papieża". Mężczyzna pod eskortą policji został usunięty z miasta. Służby bezpieczeństwa są w ciągłej gotowości, zwłaszcza że wizyta nie wszystkim się podoba. To niewielka grupa demonstrantów. Określanie tej podróży jako pielgrzymki, bo zbiega się z rocznicą pierwszego soboru, to w rzeczywistości przykrywka, która ma ukryć polityczny cel. Jutro papież Leon XIV wyruszy do Libanu. Pomodli się między innymi w miejscu potężnej eksplozji w bejruckim porcie. Tak było 5 lat temu, ale w kraju wciąż słychać wybuchy. Na początku tygodnia izraelskie wojsko po raz kolejny ostrzelało stolicę Libanu. Celem mieli być bojownicy Hezbollahu. Są świąteczne jarmarki i specjalne środki ostrożności. W Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki stanęło około 150 drewnianych domków, w których można kupić m.in. rękodzieło artystyczne, ozdoby bożonarodzeniowe, regionalne przysmaki i napoje. Dla bezpieczeństwa organizatorzy ustawili specjalne betonowe zapory i monitoring. Tradycyjna kuchnia, kolorowe ozdoby, świąteczna atmosfera. To wszystko sprawia, że jarmarki bożonarodzeniowe cieszą się ogromną popularnością. Jest fajnie, jest klimat. Dzieciom chyba też się podoba, obserwują, są atrakcje. Dla służb to okres wzmożonej pracy, bo w takich miejscach, szczególnie teraz, bezpieczeństwo jest priorytetem. Mając na uwadze obecną sytuację geopolityczną, akty dywersji, a także zagrożenia terrorystyczne, musimy zachować szczególne środki ostrożności. Co widać na każdym kroku na przykład w Warszawie, gdzie po raz pierwszy jarmark świąteczny organizowany jest w ścisłym centrum miasta. Całodobowy monitoring wizyjny, dodatkowe patrole policji i ustawienie takich betonowych zapór blokujących wjazd niepożądanym pojazdom to tylko część zabezpieczeń na tegorocznym stołecznym jarmarku. Podobnie jest m.in. we Wrocławiu, na jednym z najpopularniejszych jarmarków w Polsce. Pierwsza rzecz, jaka każdemu rzuci się w oczy, to to, że nie ma właściwie żadnej otwartej drogi na jarmark w sensie bezpośrednim. Specjalne kontrole samochodów na terenie wokół jarmarku zastosowali również krakowscy policjanci. Mimo pewnych utrudnień związanych z pracą mundurowych odwiedzający jarmarki rozumieją, że najważniejsze są względy bezpieczeństwa. Jest w porządku, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Obecnie nie ma żadnych sygnałów o realnych zagrożeniach. Ale służby wiedzą, że takich w miejscach zawsze ono istnieje. Tu przede wszystkim osoby, które chcą dokonać aktu terroru, chcą uzyskać efekt psychologiczny i zastraszenie społeczności. Jest bezpiecznie, ale czy jesteśmy się w stanie czuć bezpiecznie, to jest inna kwestia. Strasznie tłoczno jest. Jest dużo ludzi. Ważne jest też to, jak my sami w takim miejscu zadbamy o swoje bezpieczeństwo. Świadomość to jest między innymi odpowiednie reagowanie na to, co znajduje się w otoczeniu, między innymi pozostawione przedmioty lub nienaturalne zachowanie jakichś osób. Jeśli zauważymy coś niepokojącego, natychmiast powinniśmy zgłosić to odpowiednim służbom. Nie powinno nam to jednak zakłócić świątecznej atmosfery i dobrej zabawy. Jest pięknie strzeżony, zresztą każdy jest w pięknych świątecznych nastrojach, tak że nie ma czego się bać. Zapraszamy serdecznie. To było emocjonujące starcie. Jeden mecz i Polki są już bardzo blisko awansu do kolejnej fazy mistrzostw świata w piłce ręcznej. Biało-Czerwone turniej otworzyły, wygrywając różnicą aż 16 goli. Do triumfu poprowadziła je jedna zawodniczka. Początek meczu nie zwiastował jednak sukcesu. Kluczowe zadanie przed piłkarkami jutro. Pierwsza, druga, trzecia... I można by tak aż do 36. Polki mocnym akcentem zaczęły mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Wiedziałyśmy, że w tym meczu musimy skupić się na sobie, bo rywal był dość niewygodny, gra dość specyficzną piłkę ręczną, więc wiedziałyśmy, że to nasze rozwiązania taktyczne muszą zamknąć ten mecz. Pierwsza połowa była jednak nerwowa. Chinki broniły wysoko, Polkom trudno było przebić się przez mur rywalek. Były też błędy i niewykorzystane sytuacje. Ale po przerwie szczypiornistki zrobiły to, czego od nich oczekiwano. Wyszłyśmy na swoje tory, więcej spokoju i chcemy dograć mistrzostwa do końca właśnie w takim spokoju. W meczu padły też szczególne bramki dla polskiej kadry - 200. Anety Rosiak i 100. Natalii Nosek. To jest zwiastun tego, że potrafimy nawiązać walkę z najlepszymi zespołami, i to jest ten czas, kiedy Polki pokażą swoją moc, zespołowość, siłę. Polki w grupie są drugie. Chcą powtórzyć sukces sprzed dziesięciu lat, gdy doszły do półfinału mistrzostw świata. Na pewno stać je na wyjście z pierwszej grupy. W 2. grupie wszystko będzie zależało od ich starcia z Holenderkami, bo jeżeli będzie awans, to zmierzą się z gospodyniami, Holenderkami. Teraz czas na kolejne starcia z Tunezją i Francją. Transmisja w TVP. Myślę, że dziewczyny dadzą rade. Życzę powodzenia. Mam nadzieję, że pójdzie im jak najlepiej. Kobiecy sport wrzuca drugi bieg. Polskie piłkarki też wygrały ze Słowenią 1:0. To udany test przed walką o mundial. Każdy ma swoją rolę na boisku. Ja dzisiaj swoją spełniłam. Zero z tyłu cieszy mnie. To wymarzony bilans. W marcu eliminacje do mistrzostw świata. Polki zmierzą się z Francuzkami, Holenderkami i Irlandkami. Drużyna, która rośnie, tak możemy powiedzieć w skrócie, drużyna, która się mocno rozwija, która nabrała niezbędnego doświadczenia podczas Euro 2025. Mecz ze Słowenią był przedostatnim towarzyskim w tym roku. Słowenia postawiła ciężkie warunki, w drugiej połowie można było zobaczyć, że miałyśmy trochę problemów, ale myślę, że musimy wyciągnąć wnioski i mamy dużo pracy przed sobą. Bo dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Ja już państwu dziękuję. Czas na Pytanie dnia, w studiu są już Marek Czyż i jego gość. Spokojnego wieczoru i do zobaczenia jutro o 19.30!