Katastrofa w Waszyngtonie. Samolot pasażerski zderzył się z wojskowym helikopterem. Bezpieczna Polska. Kandydaci zapewniają, że nam ją zapewnią. Śledztwo nabiera tempa. Nowe wątki w sprawie Kuczmierowskiego. Temperatura wody w Potomaku ma około 1 stopnia Celsjusza, jest mętna i ciemna. Ratownicy szukają w niej tych, którzy mogli przeżyć zderzenie pasażerskiego bombardiera z wojskowym śmigłowcem. Na pokładzie pasażera były 64 osoby. Na razie wydobyto 27 ciał. Marcin Antosiewicz jest Waszyngtonie. Jakie są aktualne dane o akcji ratowniczej i co wiadomo o przyczynach katastrofy? Śledztwo trwa. Na razie nie ma dowodów na to, czy była to usterka techniczna czy błąd człowieka. I po której jest stronie prezydent. Donald Trump obwinia kontrolerów lotu. Mówi, że tej tragedii można było uniknąć. Na konferencji w Białym Domu upolitycznił całą katastrofę. Zarzucił swoim poprzednikom Bidenowi Obamie, że zamiast bezpieczeństwa na pierwszym miejscu stawiali promocję polityki różnorodności i równości. Byliśmy na miejscu wypadku około godziny od zdarzenia. Widzieliśmy jak funkcjonariusze w walczyli. Wymowna cisza w Białym Domu. I słowa, które nie pozostawiły nadziei. Niestety nikt nie przeżył. Była to najbardziej mroczna i przerażająca noc w naszej stolicy i w historii naszego kraju. Tragedia ogromnych rozmiarów. Jako jeden naród opłakujemy każde cenne życie, które zostało tak nagle odebrane. Samolot pasażerski był na wysokości około 120 metrów, gdy zamienił się w kulę ognia po zderzeniu z wojskowym śmigłowcem. Chwilę wcześniej kontroler lotów pytał załogę black hawka, czy widzi schodzący do lądowania CRJ 700 linii American Airlines. To zapis ostatnich słów tuż przed katastrofą. PAT 2-5, czy masz CRJ w zasięgu wzroku? Obie maszyny runęły do rzeki Potomak. Samolot pasażerski rozpadł się na pół. Napisała, że ląduje za 20 minut. Hamaad pokazuje wiadomość od żony. Kolejnej już nie dostał. Ostatnia z moich wiadomości nie została dostarczona. Wtedy zdałem sobie sprawę, że coś może być nie tak. Teraz wraz z bliskimi innych pasażerów lotu 5342 czeka na wiadomość od służb. Które prowadzą akcje w niezwykle trudnych warunkach, przy silnym wietrze i w wodzie pełnej lodu, o temperaturze około 1 stopnia Celsjusza. Nurkowie muszą schodzić na głębokość do 2,5 metra. Czy uważam, że można było temu zapobiec? Absolutnie. Miniona noc była przejrzysta. Śmigłowiec leciał standardową trasą, którą te maszyny poruszają się tu regularnie. Samolot też był na normalnej ścieżce do lądowania. Na pokładzie samolotu były 64 osoby. Wśród pasażerów: amerykańscy łyżwiarze figurowi i rosyjska para mistrzów świata z lat 90. W wojskowym helikopterze było 3 żołnierzy na locie szkoleniowym, ale nie uczyli się latać, to była coroczna ewaluacja. To była dość doświadczona załoga, która przeprowadzała wymagany coroczny sprawdzian latania w nocy. Mieli gogle noktowizyjne. Prezydent obiecał wyjaśnienie przyczyn wypadku. I już wskazał na błędy, które jego zdaniem popełnili kontrolerzy lotu, dopuszczając do sytuacji, w której na tej samej wysokości znalazły się dwa samoloty: pasażerki, który lądował, i wojskowy helikopter, który wzbijał się w powietrze. Trump wytyka błędy także załodze śmigłowca. Na pewno śmigłowiec widział ten samolot i z jakiegoś powodu nie zmieniono kursu. Można było skręcić, można było zrobić milion różnych manewrów,. Ostatnia katastrofa lotnicza pasażerskiego samolotu dużych linii miała miejsce w Ameryce 16 lat temu, a na rzece Potomak - 43 lata temu. Według większości Polaków bezpieczeństwo jest dla nich dobrem najważniejszym i chcieliby o nim usłyszeć od kandydatów w prezydenckich wyborach. Politycy to wiedzą, ale będą się musieli bardzo postarać, bo jest sporo do nadrobienia. Wojny nikt nie wieszczy, ale gdyby jednak, to np. miejsce w schronach znajdzie 4% Polaków. W sprawie cywilnego bezpieczeństwa mamy i ustawę, i pieniądze, ale nie wiadomo, czy mamy czas. Unijni ministrowie spraw wewnętrznych przyjechali do Warszawy, by na nieformalnym szczycie rozmawiać o bezpieczeństwie. To priorytet nie tylko polskiej prezydencji. Jak wynika z sondażu IBRIS dla Polityki, dla większości wyborców to temat numer 1 w kampanii prezydenckiej. Czy wie pani, gdzie jest najbliższy schron? Nie mam pojęcia. To ma zmienić ustawa o obronie cywilnej, która wraz z nowym rokiem weszła w życie. Prezydent stolicy zaczął działać wcześniej, wprowadzając program "Warszawa chroni", o czym dziś mówił na spotkaniu unijnych ministrów. Od marca zeszłego roku wzmacniamy zabezpieczenia infrastruktury krytycznej, jesteśmy przygotowani do zabezpieczenia ujęć wody, pracujemy i dzielimy się z rządem swoimi doświadczeniami, jak powinny się w Polsce zmieniać przepisy, żeby przy każdym nowym budynku użyteczności publicznej również budować schrony. W tej kwestii do zrobienia jest najwięcej. My dopiero zaczęliśmy w Polsce proces zmartwychwstawania, a właściwie wyciągania z grobu obrony cywilnej, którą przez ostatnie 30 lat traktowano po macoszemu. Teraz są na to pieniądze. To zgodnie z ustawą 0,3% PKB, czyli kilka miliardów złotych rocznie, które trafią przede wszystkim do samorządów na budowę schronów, szkolenia i akcje edukacyjne, tak by takie sygnały były czytelne dla wszystkich. Dzisiaj ludzie oczekują tego bezpieczeństwa nie tylko w kontekście zbrojeń, wzmacniania granic, ale nawet przede wszystkim bezpieczeństwa tam, gdzie żyją, czy będą mieli schron, do którego mogą uciec, czy będą mieli informacje, gdzie mogą uzyskać zapasy żywności. Według raportu NIK schrony, które obecnie działają w Polsce, są w stanie zmieścić zaledwie 4% ludności. Nie wiem gdzie. To wszyscy muszą wiedzieć? To musi się zmienić. W tej kwestii większość kandydatów na prezydenta jest zgodna. Musimy być przygotowani, bo klęski żywiołowe się zdarzają, konflikty zbrojne się zdarzają. I nie może być tak jak teraz, że ludność cywilna nie ma do kogo się zwrócić. Konfederacja, która dziś złożyła w PKW 250 tys. podpisów pod kandydaturą Sławomira Mentzena - to zdjęcie z ich liczenia - ustawę o obronie cywilnej najchętniej wyrzuciłaby do kosza. Będziemy chcieli przygotować własny projekt. Trzeba postawić w obronie cywilnej na obywatelskość i komunikację. Karol Nawrocki, który był na Lubelszczyźnie, w kwestii obrony cywilnej akcenty postawiłby inaczej niż rząd. Jesteśmy też zobowiązani do budowania tego, co ja nazywam bezpieczeństwem immunologicznym państwa polskiego. W strategii bezpieczeństwa narodowego jednym z ważnych filarów jest kwestia naszej narodowej tożsamości i dziedzictwa kulturowego. Trzeba działać tu i teraz - mówią eksperci. Nie mamy budowli ochronnych, czyli nie mamy schronów ani ukryć, nie mamy zapasów - nie tylko żywności, ale również środków opatrunkowych, medykamentów. Nie mamy zapasów urządzeń technicznych. Nadrabianie tych zaległości to zadanie na lata. I dlatego konieczne jest tu porozumienie ponad partyjnymi podziałami. Za chwilę o wyprowadzaniu środków z RARS, a potem? Gospodarka w górę. Dzietność w dół. Konsumpcja jest takim głównym silnikiem. Coraz mniej ludzi w wieku reprodukcyjnym. Witajcie na świecie. Długo starała się o dziecko. Nie możemy się doczekać, kiedy zobaczymy naszą córkę. Asteroida na kursie kolizyjnym. Czy to się wydarzy? Najpewniej nie. Będzie można ją dobrze obserwować przez duże teleskopy. Wczoraj byłyby tu jeszcze nazwiska, ale dziś to już Anna W., Marek W. i Paweł K. Wszyscy usłyszeli dziś zarzuty w sprawie afery w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Według prokuratury rezerwami zarządzali tak strategicznie, że za odpowiednią strategię zażądali łapówek. Pani W. to była dyrektorka biura Mateusza Morawieckiego z czasów jego premierowania, pan W. to jej mąż, a pan K. to szef agencji PR. Prokuratura wniosła o areszt. Jeszcze w londyńskim więzieniu, ale już w przyszłym tygodniu Michał K. może opuść celę. Tak zdecydował brytyjski sąd, który zajmował się polskim wnioskiem o ekstradycję. Zarzutami nie mógł się zajmować. Z uwagi na ukrywanie się pana Michała K. one nie zostały mu jeszcze przedstawione. Sąd brytyjski nie dokonuje oceny dowodów i zasadności wydania tego postanowienia. Wyście z aresztu byłego prezesa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych będzie możliwe 5 lutego, ale nie bezwarunkowo. Do tego czasu jego prawnicy muszą zebrać 565 tys. funtów, to równowartość 2 mln 800 tys. zł, na poczet kaucji i poręczenia. Nawet po wpłaceniu tej kwoty Michał K. będzie pod kontrolą. Były polski urzędnik będzie musiał codziennie meldować się na posterunku policji. A w nocy funkcjonariusze będą weryfikować jego lokalizację telefonicznie. Sąd nałożył także zakaz opuszczania Wielkiej Brytanii. Rozprawa ekstradycyjna odbędzie się w lipcu. Dopiero gdy Michał K. trafi do kraju, usłyszy zarzuty, m.in. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Taki już dziś usłyszała była szefowa biura Mateusza Morawieckiego, Anna W. Oprócz tego prokuratura zarzuca jej przyjęcie łapówki. Żądała korzyści majątkowej w kwocie 5 mln zł, natomiast uzyskała korzyść majątkową w kwocie 3,5 mln zł. W przekazaniu tej łapówki pomagać miał jej mąż Marek W. Były premier komentuje. Mamy panią, jego bliską współpracowniczkę, jego dyrektorkę biura, która na nagraniach wprowadza Pawła Sz., tego słynnego właściciela firmy, który ten towar dostarczał i zarabiał kokosy na kontraktach z rządem. To Paweł S., właściciel firmy odzieżowej, który dostał zlecenia na dostawę maseczek, agregatów prądotwórczych i respiratorów, miał wręczać łapówki. W październiku został zatrzymany w Dominikanie. W tym tygodniu sąd zdecydował o przedłużeniu mu aresztu. Wskazał na istniejącą obawę matactwa wynikającą z zarzucenia mu tych występków zorganizowanej grupie przestępczej. RARS zlecił odzieżowej firmie Pawła S. zakupy o łącznej wartości 0,5 mld zł. Wyższy zysk był związany z dwoma rzeczami: dostarczeniem tego sprzętu na tereny objęte wojną, co wiąże się ze zdecydowanie podwyższonym ryzykiem, i udzielenie na nie rocznej gwarancji z obsługą nie miejscu. Rynek nie zna takich marż i nie zna tak łatwych zarobków za komponenty, które dostarczał właściciel firmy odzieżowej. Musi premier Morawiecki czuć odpowiedzialność za tę aferę. CBA zatrzymało też Pawła K., właściciela agencji PR-owych, które za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy pracowały na zlecenie spółek Skarbu państwa. On również usłyszał zarzuty. Dotyczące powoływania się na wpływy w instytucji publicznej i podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w postaci udzielenia zamówień publicznych na dostawę maseczek chirurgicznych. Żądał ponad 2 mln łapówek. Wobec Pawła K. i małżeństwa W. prokuratura skierowała wniosek o areszt. Grozi im do 12 lat więzienia. Poseł PiS Łukasz Mejza z zarzutami. Prokuratura w Zielonej Górze stawia mu ich 11. Wszystkie mają związek z nieprawidłowościami w oświadczeniu majątkowym posła. Zarzucane czyny obejmują zatajenie lub podanie nieprawdy w 7 złożonych oświadczeniach majątkowych w latach 2021-2024. Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Złożył obszerne wyjaśnienia. Wszczęcie postępowania miało miejsce, kiedy złożyłem korektę do oświadczenia. Jak świat światem, jak parlament parlamentem, tak wszyscy składają korekty. Prokuratura nie potrafi właściwie policzyć metrów kwadratowych, bo do nich wlicza strych, który jest tak niski, że nie da się tam stanąć, żeby sobie łba nie rozwalić. Morska Farma Wiatrowa Baltica zaczyna nabierać wiatru w turbiny. Polska Grupa Energetyczna podpisała wspólną decyzję inwestycyjną z duńską spółką Orsted. Wiatraki staną na polskiej części Bałtyku, między Ustką a Choczewem. Inwestycja będzie kosztowała około 30 mld zł. Firmy podzielą się kosztami po połowie. Kiedy pierwszy prąd z tego wiatru i ile go będzie? Takie farmy dają Danii energię. Wkrótce ma skorzystać Polska. Na Bałtyku powstanie jedna z największych farm wiatrowych na świecie. To jest coś, co przekracza dotychczasowe miary i wyobrażenia o elektrowniach wiatrowych. Mówimy o największych turbinach na świecie. Mówimy o przyszłości polskiej energii. Baltica Dwa to 107 turbin o mocy 14 megawatów każda. Czyli każda jest 7 razy mocniejsza niż turbiny spotykane na lądzie. Łącznie elektrownia ma osiągać moc do 1,5 gigawata. Powstanie 40 km od polskiego wybrzeża, pomiędzy Ustką i Choczewem, gdzie obecnie trwają pierwsze prace na lądzie. To jest budowa mocy wytwórczych w Polsce. To jest budowa własnej niezależności. To jest bycie silnym tym, co się produkuje u siebie. Bałtyk jest supermiejscem do wykorzystania w zakresie energetyki morskiej. Jest morzem relatywnie płytkim, burzliwym. Sami wiemy, jak często wieje nad Bałtykiem i jak często turyści narzekają, dlaczego są parawany na plaży - ponieważ wieje wiatr. A to bardzo dobre warunki dla morskich farm wiatrowych i z tego chcemy skorzystać. Skorzysta też 2,5 mln odbiorców, do których zielona energia ma zacząć płynąć już w 2027 roku. Farmę Baltica 2 Polska wybuduje razem z duńską firmą Orsted specjalizującą się w energetyce wiatrowej. Jak słyszymy, Dania, tak jak Polska, chce uniezależniać energię od zewnętrznych źródeł. W obliczu używania przez Rosję energii jako broni i prowadzonej przez nią brutalnej wojny w Ukrainie Polska i Dania w pełni rozumieją, że Europa musi być całkowicie niezależna od rosyjskich źródeł energii. W Polsce nie zabraknie energii. I to, że w konsekwencji ta energia będzie tańsza, będzie czystsza, Polska będzie konkurencyjna, i to wobec wszystkich bez wyjątku na świecie, ale musimy mieć tańszą energię. Baltica 2 to jedna z inwestycji, które mają spowodować niższe ceny na rachunkach za prąd. Będziemy dysponować nowym, bezemisyjnym źródłem mocy, które będzie obniżać intensywność z polskiej energetyki, a tym samym redukować cenę prądu. Odchodzenie od paliw kopalnianych powoduje większy popyt na energię. Tę lukę trzeba zapełnić. Mamy niedobór elektrowni w stosunku do rosnącego zapotrzebowania na energię elektryczną w naszej gospodarce i morskie farmy wiatrowe jako w miarę przewidywalne źródło odnawialne. Dzięki temu, że na Bałtyku raczej regularnie wieje, to jest część rozwiązania naszego problemu. Jak dodają eksperci, potrzebne są więc inwestycje w odnawialne źródła i energetykę jądrową. Plany dotyczące rozwoju energii z wiatru są konkretne. Do 2040 roku - to wcale nie jest taka odległa perspektywa - myślimy o 18 GW z wiatru. Czyli więcej niż dwie elektrownie jądrowe planowane w Polsce. Wartość Baltica 2 to 30 mld zł. Polska i Dania podzielą się po połowie. Blisko 6 mld naszych kosztów to środki z Krajowego Planu Odbudowy. Jesteśmy w elicie, bo nas w Europie wyprzedza tylko Chorwacja, a na świecie Chiny. Gorzej od nas radzą sobie i USA, i Niemcy. Według danych GUS polska gospodarka przyspiesza i urosła o 2,9%. To niewiele lepiej, ale jednak lepiej, niż prognozował rynek, choć gorzej, niż zakładał rząd. Ale są też inne dane - demograficzne. Nie są kłopotliwe. Są groźne. Zacznijmy od tych pozytywnych. Mamy dobre wieści dla polskiej gospodarki. Tempo wzrostu gospodarczego w ubiegłym roku wyniosło 2,9%. To oficjalne dane Głównego Urzędu Statystycznego. Wzrost PKB o prawie 3% to więcej, niż prognozowano. Mam tylko dwa słowa dzisiaj do tych maruderów, wiecznie marudzących polityków i urzędowych pesymistów. Łyso wam? PKB w strefie euro wyniosło 0,8%. Jak wynika z danych opublikowanych przez Polski Instytut Ekonomii, większy wzrost PKB niż Polska w świecie zaliczyła tylko Chorwacja i Chiny. Rok 2025 będzie rokiem przełomu także w tym sensie, że to marzenie, że Polska będzie liderem wzrostu w UE, staje się już dzisiaj faktem. Podwaliny pod to położyliśmy w ostatnich miesiącach. Znaczący wpływ na naszą gospodarkę miała konsumpcja, która według danych GUS w ubiegłym roku wzrosła o 3,1%. Polacy w porównaniu z poprzednimi latami przestali zaciskać pasa. Konsumpcja jest głównym silnikiem ciągnącym produkt krajowy brutto. Przy tak silnych wzrostach płac realnych to jest oczywiste, że ona musiała wzrosnąć. Pomimo niepewnej sytuacji geopolitycznej o 1,3% rok do roku wzrosły też inwestycje. Sytuacja może się jednak w tym roku poprawić. Większość obserwatorów zgadza się, że powinno nastąpić przyśpieszenie, że na pewno przyspieszą inwestycje publiczne, te choćby dokonywane za pośrednictwem środków z KPO. W sytuacji, gdy Niemcy, nasz główny partner handlowy, borykają się z gospodarczymi problemami, zaskoczeniem może być wzrost polskiego przemysłu o 1%. 1% wzrostu rok do roku należy uznać za dobry wynik i pokazujący odporność naszego sektora przemysłowego. Raport GUS przedstawiał nie tylko gospodarcze, ale i społeczne dane, a na tym polu idzie nam znacznie gorzej. Nasza populacja spadła do 37,5 mln osób, czyli obniżyła się o około 140 tys. osób. To jakby, w rok zniknęła cała Zielona Góra. Coraz mniej ludzi w wieku reprodukcyjnym się znajduje. To jest taka pierwsza ogólna przyczyna. Drugą przyczyną jest odraczanie decyzji o posiadaniu dziecka. Liczba urodzeń w ubiegłym roku była najniższa od zakończenia II wojny światowej. Program nie jest tani, bo to pół miliarda rocznie, ale o demografię Polska musi walczyć za każdą cenę. Zwłaszcza że to działa. Właśnie przyszło na świat pierwsze dziecko z rządowego programu in vitro. W kolejce na świat czeka ponad 9000 kolejnych, bo tyle z programu uzyskano ciąż, a w programie jest ponad 23 tys. par. O najbardziej wartościowym partnerstwie publiczno-prywatnym. Pierwsze dziecko z rządowego programu in vitro urodziło się wcześniej, ale i ono, i mama czują się dobrze. To jest mama z woj. lubelskiego. Długo starała się o dziecko. Ma już powyżej 40 lat. Patrycja Tabisz też szykuje się do przyjścia na świat córeczki. Po 11 latach starań i 11 transferach zarodka udało się dopiero po przystąpieniu do programu rządowego. To jest ogromne szczęście. Nie możemy się doczekać, kiedy zobaczymy naszą córkę. Program in vitro gwarantuje 6 prób zapłodnienia pozaustrojowego, cztery z własnymi komórkami rozrodczymi, dwie z komórkami jajowymi od dawczyni i sześć cykli in vitro z adopcją zarodków. Dziś to pacjenci, którzy mogą się leczyć bez ograniczeń. Oni są odważniejsi. Oni wiedzą, że ta usługa będzie w pełni wykorzystana. Co ważne, do programu mogą przystąpić także pary, które wcześniej rozpoczęły leczenie. Przychodzą pacjentki po zarodki, z których już chciały zrezygnować, bo nie było ich stać na to, żeby przejść procedurę transferu zarodków. Program, który będzie trwał do końca 2028 toku. Ministerstwo Zdrowia przeznacza w sumie 2,5 mld zł. Teraz przyjeżdżają pacjenci z całej Polski do ośrodków, żeby móc się leczyć. Te pieniądze, które płaci ministerstwo, otworzyły im drzwi do terapii. Otworzyły im szansę na dziecko. Do tej pory udało się uzyskać ponad 9000 ciąż. Do rządowego programu zakwalifikowano ponad 23 tys. par. To więcej, niż rodzi się dzieci w ciągu jednego miesiąca w Polsce. W końcu po wielu latach utrudnionego dostępu do leczenia niepłodności, dla niektórych wręcz to był brak dostępu do leczenia niepłodności, dzisiaj mamy program, który jest kompleksowy, szeroki i bardzo skuteczny. Pani Patrycja i jej mąż już planują, że ich córeczka w przyszłości będzie miała rodzeństwo. W ramach programu zostały nam jeszcze 4 zarodki, które chcemy, żeby wykonać transfer i cieszyć się rodzicielstwem. Ma 24 lata, studiuje medycynę i właśnie brutalnie nożem zamordował własną babcię. Ma 24 lata, studiuje medycynę i właśnie brutalnie nożem zamordował własną babcię. Tragedia w Łodzi wstrząsnęła okolicą, bo dotąd była spokojna. Podobnie jak rodzina, w której doszło do zbrodni. Policja zatrzymała sprawcę, nie uciekał. Teraz służby próbują ustalić motyw zabójstwa. O wpół do trzeciej były krzyki. Męskie krzyki i kobiety. Jak wyjrzałam, to on biegał po balkonie rozebrany. On, czyli 24-latek, który wczoraj w tym domu na łódzkim osiedlu Chojny z zimną krwią miał zamordować swoją babcię. Mieszkańcy okolicy byli świadkami tego, co działo się tuż po tragedii. Babcia wisiała przez poręcz balkonową, a druga kobieta, ubrana, nakrywała jej plecy. Bo tu mieszkała ta staruszka, córka i dwóch wnuków. Ten jeszcze stanął. Ręce do góry miał podniesione. 80-letnia kobieta miała kilka ran kłutych na klatce piersiowej i przedramieniu. Mimo próby reanimacji nie udało się uratować jej życia. Na miejscu policjanci pod nadzorem prokuratora dokonali oględzin oraz zabezpieczali ślady kryminalistyczne. Prokuratura nie potwierdziła jeszcze, czy mężczyzna był pod wpływem środków odurzających. Powodem ataku było to, że babcia zwróciła mu uwagę, że zbyt głośno ogląda film na laptopie. Po samym zdarzeniu sprawca wybiegł na balkon, gdzie rzucił nożem w interweniujących funkcjonariuszy. Według sąsiadów tragedia wydarzyła się w dobrze sytuowanej rodzinie. 24-latek miał niedawno wrócić z zagranicy, gdzie studiował. Spokojna okolica, nie spodziewałem się, że może tu do czegoś takiego dojść. To nie do pomyślenia, jak można swoją babcię zabić. Prokuratura na jutro zaplanowała sekcję zwłok kobiety. Potem 24-latek zostanie przesłuchany. Jeśli śledztwo potwierdzi podejrzenia wobec mężczyzny, grozi mu dożywocie. Ominie Ziemię z prawie 99-procentową pewnością, ale że pozostaje zawsze procent z ogonkiem, warto wiedzieć, kto nam puka do drzwi. Asteroida nazywa się 2024 YR4. Ma około 60 metrów szerokości i na razie jest około 43 mln km od Ziemi. Ale w 2032 będzie znacznie bliżej, więc co nam mówią eksperci? Kurs kolizyjny z Ziemią. Filmowa fikcja po komunikacie naukowców z Europejskiej Agencji Kosmicznej nabrała realnych kształtów. Nie kometa jak w hollywoodzkiej produkcji, a asteroida wielkości boiska piłkarskiego może zbliżyć się do naszej planety za 7 lat. Szacuje się, że średnica asteroidy wynosi od 40 do 100 metrów. Wymiary porównywalne do meteorytu, który spowodował katastrofę tunguską na Syberii. Potężna eksplozja, której przyczyn nie wyjaśniono od ponad 100 lat, zniszczyła 80 mln drzew. Ale naukowcy, również ci z ESA, uspokajają, że szansa na groźny scenariusz wynosi niewiele ponad procent. Obiekt, który w 2013 roku nad Czelabińskiem wywołał np. wybicie okien w całym mieście, miał zaledwie około 16 metrów średnicy, więc tutaj moglibyśmy mówić o lokalnym kataklizmie. Czy to się wydarzy? Najpewniej nie. W tej chwili obiekt znajduje się na orbicie, która w najbliższych miesiącach będzie się oddalać od Ziemi. Na szczegóły będziemy musieli poczekać 3 lata, kiedy znów będzie lepiej widoczna. Gdzie mogłaby spaść asteroida? Teoretycznie w pasie od Ameryki Południowej przez Atlantyk do Afryki Subsaharyjskiej. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że tak jak w poprzednich przypadkach miejsce, przez które planetoida przeleci, wysunie się poza naszą planetę i minie ją w bezpiecznej odległości. Jednak na tyle blisko, że będzie można ja dobrze obserwować przez duże teleskopy. Naukowcy analizują każdy sygnał bez względu na poziom zagrożenia. Ale z kosmosu płyną też bardzo dobre informacje jak ta, że NASA znalazła molekuły kluczowe dla rozwoju życia w próbkach asteroidy Bennu. To wszystko w programie. Dziękuję za uwagę. Dariusz Marzec, prezes PGE, jest gościem "Pytania dnia" u Justyny Dobrosz-Oracz.