19.30 w piątek, ostatni dzień maja. Zbigniew Łuczyński, zapraszam. A dziś u nas: Nie była to prawdziwa wiadomość i nie była nadana przez PAP. Atak w cyberprzestrzeni. Nie ma w Polsce ogłoszonej żadnej mobilizacji. Być może że to jest fejk zrobiony przez grupy wrogie Polsce. I atak na granicy. Mamy do czynienia z presją rosyjską na granicę NATO. Sfałszowany proces. Hańba! Donald Trump winny. On jest jak teflon. Opole - dzień pierwszy. To jest jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Cyberatak na serwery Polskiej Agencji Prasowej? Donald Tusk decyduje o częściowej mobilizacji. 200 tysięcy osób zostanie powołanych do wojska, a wszyscy zmobilizowani trafią na Ukrainę. Depesza po krótkim czasie została wycofana. Sprawę badają służby, a zdarzenie komentują politycy. Cyfrowa zimna wojna i jej zaskakujące oblicza. Moment szczególny - 9 dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dwukrotnie w serwisie krajowym, Polskiej Agencji Prasowej, ukazuje się ta sama depesza, fałszywa depesza. Najpierw o 14.01, i kilka minut później. Za każdym razem została anulowana. Zaczynała się od zdania "1 lipca 2024 roku ogłoszona zostanie w Polsce częściowa mobilizacja wojskowa. 200 tysięcy obywateli Polski, zarówno byłych wojskowych, jak i zwykłych cywilów, zostanie powołanych do obowiązkowej służby wojskowej. Wszyscy zmobilizowani zostaną wysłani na Ukrainę". Od razu wzbudziła podejrzenia i szybkie reakcje służb. Są to bzdurne informacje, to trzeba podkreślić. Dobrze się stało, że dziennikarze, którzy podawali te informacje o tym, że służby już działają, nie poszli tym tropem i nie podawali tych fake newsów dalej. Szef resortu cyfryzacji mówi, że nawet minionej nocy wiele z takich cyberataków zostało odpartych. Ale nie ten. Atak na serwis PAP wywołał poruszenie wśród najważniejszych polityków w państwie. Dla premiera Donalda Tuska ten atak nie był przypadkowy, bo, jak napisał w mediach społecznościowych, Szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera uznał depeszę PAP za fejk. Tego, że jest to prowokacja rosyjska lub białoruska, nie wykluczył lider opozycji Jarosław Kaczyński. Wykorzystał incydent do ataku na obecną władzę. Jest pytanie o cały mechanizm państwowy, który obejmuje także instytucje o charakterze informacyjnym, one są bardzo ważne, który został zdemolowany w sposób nieodpowiedzialny i skądinąd całkowicie bezprawny przez obecną władzę. Zarzucił też PAP brak działania, co, jak nam powiedzieli szefowie agencji, jest nieprawdą. Nadaliśmy pilną depeszę informującą odbiorców, że nie była to prawdziwa informacja. Wieczorem w Ministerstwie Cyfryzacji zebrał się specjalny zespół, by ocenić skalę ataku hakerów na PAP. Na początku maja kwatera główna NATO informowała o rosyjskich działaniach hybrydowych, które dotknęły Polskę, Niemcy, Litwę, Łotwę, Estonię, Czechy i Wielkiej Brytanię. Zagrożenie jest realne, ono się wpisuje w doktrynę działań długofalowych Rosji nazywanych "aktiwką". Tutaj oprócz cyberataku mamy podpalenia czy incydenty graniczne, natomiast my jesteśmy do tego przygotowani. Tego typu ataki mogą się nasilić, bo dla Rosji to kolejny front walki, tyle że w cyberprzestrzeni. Niespokojnie na granicy polsko-białoruskiej. Tylko w ciągu ostatnich dwóch dni granicę próbowało przekroczyć około 300 osób, a dwóch żołnierzy zostało rannych i przewiezionych do szpitala. Takich incydentów jest coraz więcej. Ogłoszone przez premiera Donalda Tuska duże zmiany na granicy mają odmienić tę sytuację. Najważniejszą zmianą ma być powrót tzw. strefy buforowej. Kolejni dwaj żołnierze w szpitalu. Zostali trafieni kamieniami, którymi migranci rzucali w kierunku naszych patroli. W tej samej okolicy, gdzie we wtorek dźgnięto nożem innego mundurowego. Przez ostatnie 2 dni 310 osób próbowało nielegalnie sforsować naszą granicę. Tylko dzisiejszego dnia do godziny 12.00 takich zjawisk już było ponad sto. Na nieformalnym szczycie ministrów spraw zagranicznych Sojuszu Północnoatlantyckiego mówił o tym Radosław Sikorski. Opisałem ten atak na polską granicę jako część hybrydowego ataku na Polskę i na NATO. Pewne jest wprowadzenie strefy buforowej. 200 metrów od zapory obowiązywać będzie zakaz wstępu. Od razu przepraszamy za wszelkie niedogodności, Na stronach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pojawił się projekt rozporządzenia. Strefa zacznie obowiązywać 4 czerwca, minimum przez 90 dni. To 27 lokalizacji, głównie w powiecie hajnowskim. To gminy Czeremcha, Kleszczele, Dubicze Cerkiewne, Narewka, Michałowo i Białowieża. Takie działanie z zaskoczenia jest trochę pochopne. W tym sensie, że projekt jest jeszcze mało szczegółowy. Minister spraw wewnętrznych i administracji zapowiada konsultacje. Prymatem jest oczywiście bezpieczeństwo państwa, bezpieczeństwo granicy, ale będziemy się starali w dialogu różne rzeczy załatwiać i wychodzić też naprzeciw oczekiwaniom samorządów, Obawy jednak są. Marek Sapiołko jest lokalnym artystą. Robi się burzę dużą, a obserwując tak z perspektywy czasu, psuje to tylko rynek turystyczny. Eksperci szacują, że w ten rejon przyjeżdża co roku ćwierć miliona osób. Przede wszystkim przestaną przyjeżdżać do nas ludzie zajmujący się przyrodą, bo oni korzystają najbardziej z lasów. Specjaliści zwracają jednak uwagę na jeden fakt. Wciąż jest to nie tyle półśrodek, co rozwiązanie stosunkowo racjonalne. Ono nie pęta swobody podmiotów gospodarczych. To kolejny raz, kiedy na granicy wprowadzone zostają ograniczenia. Na przełomie 2021 i 2022 roku obowiązywał zakaz przebywania aż w 183 miejscowościach na całej ścianie wschodniej. Już żeśmy przechodzili przez jedną sytuację. Stan wyjątkowy był i była pandemia. Teraz kolejna odsłona kryzysu migracyjnego. "To było przestępstwo", a pieniędzmi Funduszu Sprawiedliwości dysponowała "zorganizowana grupa przestępcza". Senator Krzysztof Kwiatkowski zapowiada zawiadomienia prokuratury. "Jak cię złapią za rękę, mów, że to nie twoja ręka" - Krzysztof Kwiatkowski odnosi się do nagrań ujawnionych m.in. przez dziennikarzy "19.30". To aktualnie zdjęcia ośrodka fundacji Profeto. Miały tu powstać m.in. supernowoczesne studia nagraniowe. Powiązana z prezesem fundacji księdzem Michałem O. firma budowlana dostała to zlecenie bez przetargu. Z nagrań, które ujawnia "Gazeta Wyborcza", wynika, że w Funduszu Sprawiedliwości mieli tego pełną świadomości. Fundacja Profeto miała dostać prawie 100 milionów dotacji. Nagrana rozmowa odbyła się już po zmianie władzy. Wzięli w niej udział oprócz nagrywającego Tomasza Mraza i Urszuli D. także były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski. Wspólnie zastanawiali się, kto może ujawnić niewygodnie dla nich fakty. Wtedy, kiedy zostanie potwierdzona wiarygodność tych taśm, to będziemy mogli rozmawiać. Były minister sprawiedliwości złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Jak ocenia Krzysztof Kwiatkowski, można tu mówić o zorganizowanej grupie przestępczej. Cechą charakterystyczna w zorganizowanej grupie przestępczej jest podejmowanie wspólnych działań w calu zatarcia śladów przestępstwa i uniknięcia odpowiedzialności. Sprawa nie dotyczy tylko polityków Suwerennej Polski, bo raport NIK-u o nieprawidłowościach w Funduszu trafił też na biurko ówczesnego wicepremiera. Jarosław Kaczyński będzie musiał osobiście odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wiedział, nie powiedział. I tym bardziej - dlaczego nic nie zrobił. Prezes PiS-u dziś do sprawy się nie odniósł. Pytaliśmy o to również byłą premier. Próbuje się zaatakować przeciwników. To nic nowego. Na ujawnionych nagraniach byli urzędnicy i poseł Romanowski ustalali też, jak pozbyć się dowodów. "Najbardziej uderzył mnie cynizm tych ludzi" - mówi Wojciech Czuchnowski, który dotarł do najnowszych nagrań. że kierowali procederem przestępczym, w którym stwarzano pozory obiektywizmu, a tak naprawdę stworzony był po to, żeby wspierać ludzi związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Na ile środki z Funduszu Sprawiedliwości miały wpływ na finansowanie kampanii wyborczych PiS, to po wyborach europejskich sprawdzi Państwowa Komisja Wyborcza. Oglądają państwo "19.30". Już za chwilę ogólnopolskie grillowanie, a także: W słusznej sprawie zawsze walczy! Na kampanijnym szlaku. Każdy dzień wykorzystujemy do tego, żeby ludzi mobilizować. Chcemy mieć wpływ na to, co dzieje się w UE. Dyrektywa naprawcza przyjęta. Gdyby naprawa była tańsza i z jakąś gwarancją, to naprawiłbym. Jest zgoda na użycie broni w atakach na cele w Rosji. Stany Zjednoczone, a po nich Niemcy wydały oświadczenia w tej sprawie. Decyzję ogłoszono podczas dzisiejszego spotkania przywódców NATO w Pradze. Podjęto ją w sytuacji, gdy Rosja atakuje Charków, ostrzeliwany z terenów położonych blisko granicy z Ukrainą. To płonie terminal naftowy Kaukaz. W piątek rano ukraińska armia zaatakowała kilka celów w Kraju Krasnodarskim w Rosji. Oprócz rafinerii także przeprawę promową wykorzystywaną przez rosyjskie wojsko. Na Krasnodarsk spadły rakiety produkcji ukraińskiej. Kolejnym razem mogą to być jednak rakiety zachodnie. Użycie jakiejkolwiek broni zachodniej na terytorium Rosji to kwestia czasu. Waszyngton potwierdził dziś, że zgodził się, by Ukraina używała amerykańskiej broni do uderzenia w cele na terytorium Rosji. Ukraina zwróciła się do nas z prośbą o pozwolenie na użycie dostarczanej przez nas broni do obrony przed siłami rosyjskimi, które gromadzą się po rosyjskiej stronie granicy, a następnie atakują Ukrainę. Prezydent zatwierdził użycie naszej broni w tym celu. Oznacza to, że Ukraińcy mogą użyć amerykańskiej broni wyłącznie do odparcia rosyjskich ataków na Charków. Drugie pod względem ludności ukraińskie miasto jest ostrzeliwane codziennie z pozycji zlokalizowanych w rosyjskich obwodach graniczących z obwodem charkowskim. Dziś zginęło 5 osób, ponad 20 zostało rannych. W podobnym do amerykańskiego tonie wypowiedziały się dziś Niemcy. Ukraina ma prawo na mocy prawa międzynarodowego do obrony przed tymi atakami. Może także użyć w tym celu dostarczonej broni zgodnie ze swoimi międzynarodowymi zobowiązaniami prawnymi, w tym zobowiązaniami wobec Niemiec. Zielone światło daje też Polska. Bez obostrzeń. Mnie nie są znane żadne ograniczenia na dostawy polskiej broni. Szereg sojuszników potwierdziło, że oni także nie mają ograniczeń. W tym szeregu stanęła już m.in. Francja, Finlandia, Dania, Czechy i Kanada, kluczowa była jednak zgoda USA. Z radością przyjmuję fakt, że sojusznicy łagodzą ograniczenia dotyczące użycia broni. Rosja zaatakowała Ukrainę. A Ukraina ma prawo do samoobrony. Szef NATO przekonuje, że to nie eskalacja wojny, a uzasadnione prawo do obrony, zapisane w karcie ONZ. Jest winny - 34 zarzuty fałszowania dokumentów potwierdzone. Donald Trump usłyszał wyrok i jest 1. prezydentem USA, który został uznany za winnego w ramach postępowania karnego. Zarzuty są obarczone karą do roku więzienia, ale o tym zdecyduje sąd podczas rozprawy na początku lipca. Pozostaje ważne pytanie, czy ten wyrok może odmienić sytuację w nadchodzących wyborach prezydenckich. Skazany. Za 34 fałszerstwa operacji finansowych, które miały ukryć 130 tys. dolarów, które zapłacił gwieździe porno za milczenie o ich relacji seksualnej. To był sfingowany proces przez skorumpowanego sędziego. To sfałszowany proces, hańba. Jednak to nie sędzia orzekł o winie, a ława przysięgłych - 12 nowojorczyków. Wśród nich sprzedawca, nauczycielka, logopedka, prawnik i bankowiec. Nie mieli okazji wysłuchać oskarżonego, bo odmówił składania zeznań. 12 przysięgłych ślubowało podjąć decyzję bazującą na dowodach i prawie, tylko na dowodach i prawie. Ta grafika obrazuje najpoważniejsze konsekwencje werdyktu. Trump wciąż może startować w wyborach. Jeśli zostanie wybrany, może pełnić urząd. Być może nawet z więzienia. Nie wiadomo jednak, czy będzie mógł głosować w wyborach. To zależy od kary, jaką 11 lipca wyznaczy sędzia. Wtedy dowiemy się, czy trafi do więzienia. Grozi mu roczny wyrok. Te okładki dwóch amerykańskich magazynów najlepiej oddają ton komentarzy za Atlantykiem. W obozie przeciwników Trumpa radość, zwolenników - złość. W największym obozie, neutralnych obserwatorów, obojętność. On jest jak teflon. Spadają na niego różne rzeczy, ale po nim to spływa. Czuję, że tym razem znowu może mu się udać. Proces jak na razie nie zaszkodził politycznie Trumpowi. Jego notowania są stabilne. Średnia z sondaży pokazuje, że cieszy się ponad 41-procentowym poparciem. Bidena popiera prawie 1,5% mniej. Co ważniejsze, w kluczowych stanach, od których najbardziej zależy wynik wyborów, zdecydowanie prowadzi Trump. Biden ma przewagę tylko w Wisconsin. Fakt, że były prezydent USA jest teraz skazany, jest czymś, co naprawdę wstrząsa podstawami tego kraju. W czasie 21 dni procesu równie ciekawe co na sali sądowej było to, co działo się za plecami Donalda Trump, któremu prawie każdego dnia towarzyszyli politycy Partii Republikańskiej. Szczególnie ci, którzy starają się u niego o stanowisko wiceprezydenta. Jak senator z Ohio JD Vance, który w mediach społecznościowych wezwał po werdykcie do wpłacanie dotacji na kampanię Trumpa, czy spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson. "Proces jest działaniem czysto politycznym, nie prawnym" - skomentował. Prezydent Biden oświadczył, że "jest tylko jeden sposób, aby nie dopuścić do powrotu Trumpa do Gabinetu Owalnego - przy urnie wyborczej". Także Trump zapowiedział, że prawdziwy werdykt w jego sprawie wydadzą wyborcy 5 listopada. Kampania wyborcza do europarlamentu ma przeróżne oblicza. Kandydaci próbują mówić do nas w różnych miejscach i wykorzystując dostępne środki. W tym media społecznościowe. Do klasyki przedwyborczych klipów należą te, w których czołowy polityk staje ramię w ramię z kandydatem, zapewniając o jego walorach. Takie filmiki - co oczywiste są komentowane. Jeden z komentarzy brzmiący krótko, "obrzydliwe", wywołał burzę w sieci. Jedność, pewność i oddanie. Jedni publikują dziś spoty... Jak kandydat PiS do europarlamentu Karol Karski. Inni spotykają się z mieszkańcami i apelują o frekwencję. Wybory 9 czerwca są szalenie ważne. Powtarza to każdy kandydat i kandydatka i wszyscy mówimy naprawdę serio. My każdą godzinę, każdy dzień wykorzystujemy do tego, żeby ludzi mobilizować. Mobilizuje też Beata Szydło. Jedynka PiS-u w województwie małopolskim i świętokrzyski od kilku dni podróżuje po innych okręgach i wspiera wybranych polityków Zjednoczonej Prawicy. Zagłosowałabym na Jacka Kurskiego. A to nie podoba się szefowi gabinetu prezydenta. Mastalerek na odpowiedź byłej premier nie musiał długo czekać. Marcin Mastalerek nie będzie mi dyktować, kogo mam popierać. I niech sobie sam radzi ze swoimi emocjami, a nie próbuje mieszać w kampanii Zjednoczonej Prawicy. To jest partia, którą łączą wspólne niechęci. De facto oni szczerze się tam nienawidzą. Bo chodzi o to, żeby tylko i wyłącznie złapać pole position za Jarosławem Kaczyńskim, by być pierwszym później do objęcia władzy. Nie zauważyłam żadnego spięcia - może dlatego, że prowadzę kampanię. Trudno jednak nie zauważyć tak ostrej wymiany zdań. 9 czerwca okaże się, czy Beata Szydło będzie dyktowała mieszkańcom Mazowsza, kogo mają popierać. Nie rozumiem tego. Według mnie każdy może popierać każdego, byle z Prawa i Sprawiedliwości. Według medialnych informacji Marcinowi Mastalerkowi nie chodzi tylko o poparcie Jacka Kurskiego. To miał być główny zarzut prezydenta Dudy do byłej premier. Kiedy Beata Szydło oficjalnie poparła Ryszarda Czarneckiego, czyli wielkopolską dwójkę PiS, a nie lidera listy, Wojciecha Kolarskiego, obecnie doradcę prezydenta. To 1. tak wyraźny kryzys na linii prezydent - była premier. Przypomnijmy, Beata Szydło była szefową kampanii wyborczej Andrzeja Dudy. Rozwiązaniem jest to - nie popierać PiS w ogóle. Ci ludzie nie zasługują na jakiekolwiek zaufanie Polek i Polaków. Walka o europejskie mandaty przyśpiesza. Nowych europosłów wybierzemy 9 czerwca. Kończy się gwarancja, sprzęt jest nie do naprawy lub naprawa przewyższa koszt zakupu nowego urządzenia. Każdy z nas mógł zetknąć się z taką sytuacją, ale już wkrótce ma się to zmienić. Rada Unii Europejskiej przyjęła dyrektywę w tej sprawie. Sprzęty mają być bardziej trwałe ,a ich naprawa łatwa i niedroga. Brzmi to bardzo dobrze, ale kiedy my konsumenci przekonamy się o tym w praktyce? Naprawy są zbyt drogie, żeby oddawać do naprawy. To ma się zmienić. "Prawo do naprawy" przyjęła Rada Unii Europejskiej. Dyrektywa zmusi producentów pralek, lodówek, laptopów czy smartfonów do zapewnienia klientom taniego i szybkiego serwisu. Ma też ich zmobilizować do produkcji bardziej wytrzymałego sprzętu, by nie trafiał zbyt szybko na śmietnik. Teraz często nie wzywamy fachowców, wolimy kupić nowy towar, a stary wyrzucić. Choć stary wcale nie jest. Często naprawy nie opłacają się z tego względu, że dla przykładu uszkodzi się element, który kosztuje 70 procent wartości nowego sprzętu, do tego dolicza się koszt wymiany. I jest to równoznaczne z zakupem nowej pralki. Bywa też, że nawet prawie nowego sprzętu nie da się naprawić. Jednorazówki teraz są. Teraz to widać, że każdy chce, żeby ta sprzedaż sięgała jednak wyższych słupków i żeby za długo to nie chodziło, bo to się nie będzie firmom opłacało. Według ekonomistów nowe przepisy mogą się jednak opłacić i klientom, i producentom. W przypadku firm, producentów koszty w zaoszczędzonych wydatkach na sprzęt, surowce, szacuje się na 20-30 mld euro. Mieszkańcy krajów Unii według wyliczeń Brukseli oszczędzą ponad 170 mld euro. "Prawo do naprawy" ma też jednak zmniejszyć ilość elektrośmieci. Tu, w zakładzie w podwarszawskich Błoniach, widać, jak dużo sprzętu wyrzucamy. Rocznie około 10 tys. ton lodówek jest tutaj przerabianych. Odzyskany metal i tworzywa w większości dostaną drugie życie. Ale elektrośmieci niestety trafiają też do lasów i jezior. W większości sprzętów elektronicznych mamy różne rodzaju substancje niebezpieczne, więc bardzo ważne jest to, żeby te urządzenia trafiły we właściwe miejsce. To, czy nowe przepisy będą skuteczne, okaże się za dwa lata. Tyle czasu mają państwa członkowskie Unii na wdrożenie prawa do naprawy. Dziś piątek, dla wielu z nas to część kolejnego w tym roku długiego weekendu. A weekend i sprzyjająca pogoda to znakomita okazja do grillowania. Jak polska długa i szeroka zapach grillowanych potraw unosi się w powietrzu. Sytuacja z grillowaniem nie jest jednak prosta i oczywista, bo w wielu miejscach ta przyjemność jest ograniczona lub nawet zabroniona, a za łamanie zakazu grożą wysokie mandaty. Tematowi przyjrzał się nasz reporter Maciej Gąsiorowski. Góry, morze, jeziora - dziś nad całą Polską unoszą się dymy. Także tu na plaży w stolicy. Dziś na grillu mamy karkóweczkę, boczek, kurczaczka, kiełbasę i warzywka. Pani Iwona podkreśla, że sekret udanego grilla to odpowiedzialna osoba, który go pilnuje i nie pozwoli przypalić. Wydaje mi się, że spędzanie czasu wspólnego z ludźmi zawsze łączy ludzi. To, gdzie w Polsce można grillować, wynika w znaczniej mierze z lokalnych przepisów. W niektórych wspólnotach mieszkaniowym nie jest to zabronione nawet na balkonach. Ale są miejsca, na przykład plaże czy parki, bez wyraźnych zakazów, gdzie można dostać mandat nawet 500 złotych. Dym, mięso i koledzy. Jedzenie nie jest tak ważne jak atmosfera. Typowy Polak nie wyobraża sobie grilla bez karkówki i kiełbasy, ale jak przekonuje blogerka kulinarna Anna Pastuszka, szczególnie młodsze pokolenie coraz częściej eksperymentuje z grillem w wersji wegetariańskiej. Korzystajmy z tego, że mamy ogrom cudownych młodych warzyw na naszych bazarkach, więc młode ziemniaki, szparagi i cukinia, to jest mnogość smaków i aromatów. Są różne zastępniki mięsa, my tu dużo tempehu, seitana czy tofu grillujemy, by mieć jakieś substytuty. To jest kwestia przypraw. Lekarze ostrzegają, że zbyt wielka miłość do grillowania często kończy się tragicznie. W Centrum Leczenia Oparzeń w Świętochłowicach na Śląsku okres grillowy to czas wzrostu liczby pacjentów. Nie dolewać dopałek, rozpałek do otwartego ognia niezabezpieczonego, uważać na spożycie alkoholu, bo grill wiąże się z alkoholem, co jest zrozumiale, natomiast należy to mieć pod kontrolą, zapobiegać temu. Grillujemy od kilkudziesięciu tysięcy lat, żartuje socjolog Leszek Melibruda, ale dziś grill to spotkanie i kontakt z naturą. Ludzie w ten sposób świętują, że są częścią natury, bardzo często o tym zapominamy, grill nam umożliwia, żeby sobie o tym przypomnieć. W tym całym grillowaniu wcale nie najważniejsze jest to, co grillujemy i zjadamy, ale to, co czuć w tym miejscu - zapach dymu i wolnego czasu. To już za niecałe pół godziny. Największe święto muzyczne w Polsce, czyli Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu, rozpoczyna się o godzinie 20.00. Już po raz 61. wystąpią największe gwiazdy polskiej piosenki. Festiwal zapowiada się wyśmienicie, a już dziś oczekiwane Premiery i Debiuty. W opolskim amfiteatrze jest teraz Sandra Meunier. Powiedz, kto dzisiaj wystąpi? Dobry wieczór. Zadajesz skomplikowane pytanie. Na tej scenie pojawi się kilkudziesięciu artystów. Najpierw koncert Premiery i Alicja Szemplińska, Czesław Mozil czy Tatiana Okupnik. Później Michał Bajor i jego recital. Zdradził mi dzisiaj, że ma większą tremę, niż kiedy pojawił się na scenie jako siedemnastolatek. Na koniec Debiuty, które poprowadzą nasi koledzy z Teleexpressu. Usłyszymy Zalię. I tak od kilku dni. Od rana do nocy. Próby. To szczególnie ważny dzień dla Kayah i Andrzeja Piasecznego, którzy są gospodarzami koncertu otwarcia, czyli Premier. Artysta śledzi imprezę od dziecka. Żartuje, że pierwszy raz oglądał ją w wózku w 1973 roku. Jeśli chodzi o piosenkę polską, to jest najważniejsze miejsce, ten amfiteatr tutaj. To, że dzisiaj jestem z nadzieją, że może będę wracał, to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Podobne emocje towarzyszą Tatianie Okupnik, która na scenie zmierzy się m.in. z Lanberry czy Józefiną i Skubasem. Mam nadzieję, że publiczność się troszkę ruszy. Liczę na interakcje, na spojrzenia. Na jakąś taką wymianę. Za tym też bardzo tęskniłam. Dla tych młodych utalentowanych ludzi to przepustka do kariery. Ale również ogromne wyzwanie, bo na warsztat biorą utwory jednego z największych artystów polskiej muzyki XX wieku - Czesława Niemena. I bardzo dobrze, że to robią. Trzeba Niemena śpiewać. To był wielki kompozytor. Co ciekawe, wśród debiutantów jest również artystka, której utwór "Plany" był hitem ubiegłorocznych wakacji. Zalia, co za energia, w ogóle czad, ale ty nie jesteś debiutantką? No jestem po debiutanckiej płycie, ale myślę, że tak do tej drugiej płyty mogę się nazywać. To poszukiwanie siebie, tej tożsamości. Wielu czeka też na to spotkanie. Recital Michała Bajora. Aż trudno uwierzyć, że artysta debiutował na deskach amfiteatru 50 lat temu. Miałem 6, 7 lat jak oglądałem. Dla obojga artystów największą miłością jest muzyka. Która w Opolu brzmi inaczej. Głębiej. W końcu to stolica i dom polskiej piosenki. Festiwal w Opolu w TVP1, a w TVP INFO Marek Czyż i Pytanie Dnia, dziś kierowane do Michała Kobosko, posła Polski 2050. 19.30 wraca jutro o zwykłej porze. Do zobaczenia.