44 lata temu właśnie tutaj podpisano porozumienia sierpniowe. To było zwycięstwo strajkujących stoczniowców. Zbigniew Łuczyński, 19.30, dobry wieczór. Zwycięstwo każdego z nas wtedy i zwycięstwo, które ma wpływ na to, jak żyjemy teraz. Solidarność to więcej niż w słowo, to jest symbol, który towarzyszy nam od tamtych lat, a kryje się też za nim historia i walka bohaterów, którzy wiele lat temu, otwierając bramę nr 2 w stoczni, otworzyli nam drogę do wolności. Daniel Chaliński jest teraz przed salą BHP. Miejsce, w którym jesteś, to symbol, z którym łączą się wydarzenia, które odmieniły naszą historię. Łatwo nie było. Przyznają to bohaterowie. Głód wolności i marzenia o wolnej Polsce. Tu podpisano porozumienie gdańskie. Nie ma wolności bez solidarności - to dziś padało wielokrotnie. 44 lata temu wszyscy się jednoczyliśmy. Święto Solidarności i Wolności - od lat obchodzone oddzielnie. Z jednej strony władze miasta i premier - z drugiej Solidarność z prezydentem. Pierwszego przewodniczącego Solidarności Lecha Wałęsy na uroczystościach zabrakło. Dla byłej pierwszej damy, Danuty Wałęsy, porozumienia sierpniowe to pierwsze zwycięstwo na drodze do polskiej wolności i jedności, choć dziś o jedność trudno. To jest bardzo przykre i smutne, że pomimo że prezydent powinien być prezydentem całego narodu, jednak ten naród dzieli. Czemu są oddzielnie te obchody? A to mnie się nie pytać. Starałem się zawsze, aby przynajmniej w tym jednym dniu byliśmy razem. Lech Wałęsa jako pierwszy przewodniczący wisi jego zdjęcie w moim gabinecie, sam był osobiście, się pod tym zdjęciem podpisał. Ja nikogo nie gumkuje. Solidarność główne obchody miała w historycznej sali BHP, potem składanie kwiatów przy bramie i msza święta w bazylice świętej Brygidy. Słynna brama numer przez 2 tygodnie strajku była zamknięta, gromadziły się tutaj rodziny stoczniowców, a także ludzie z całej Polski po to, by wesprzeć strajkujących. Dziś tak jak 44 lata temu ponownie brama została symbolicznie otwarta. Z udziałem sygnatariuszy i bohaterów sierpnia osiemdziesiąt. Uważam, że to, co zrobiliśmy, spowodowało, że dzisiaj po 44 latach stoimy tutaj i możemy śmiało powiedzieć, że wygraliśmy wolność. Ale wolność nie jest dana raz na zawsze. Potrzebujmy współpracy, wspólnoty, porozumienia w sprawach najważniejszych. Żeby obronić swoją wolność, wolność sama się nie obroni. Za lekcję solidarności dziękuję wszystkim imiennym i bezimiennym bohaterom i bohaterkom rewolucji. Jednym z nich był Lech Bądkowski. Sygnatariusz i pierwszy rzecznik prasowy Solidarności. Dziś odsłonięto jego pomnik. Wszyscy pamiętamy Bądkowskiego jako człowieka z krwi i kości. Niezwykle takiego pragmatycznego, bardzo pomorskiego, bardzo kaszubskiego. Przypominać o tych wydarzeniach, edukować i jednoczyć ma właśnie ECS. Nie dajcie sobie wmówić, że jesteśmy podzieleni. Jesteśmy różni, będziemy jeszcze bardziej różni w tym otwartym społeczeństwie. Tutaj okazuje się w tym miejscu, że wszyscy mamy bardzo podobne emocje. W związku z 44. rocznicą podpisania porozumień sierpniowych po popołudniu w ratuszu głównego miasta premier spotkał się z ministrami. Podpisanie gdańskiego porozumienia otworzyło nowy rozdział w historii nie tylko Polski, ale i Europy. Ale zanim do tego doszło, przez cały kraj przetoczyły się społeczne zrywy, kształtowały się postulaty, a komuniści nie wyobrażali sobie oddania władzy i całkowitego poparcia wolnościowych aspiracji społeczeństwa. 31 sierpnia 1980 roku, godzina 16.40, Stocznia Gdańska. Lech Wałęsa charakterystycznym długopisem podpisuje porozumienie z rządem. Kończy się strajk, zaczyna nowy rozdział w dziejach Polski i tej części Europy. Droga do tego była jednak długa i wyboista. Ludzie pamiętali, co się działo 10 lat wcześniej, czyli w grudniu 1970 roku, kiedy strzelano i 42 osoby zginęły. Mimo to 14 sierpnia zapada decyzja. Szósta rano, umówiliśmy się, że rozpoczniemy strajk w obronie Anny Walentynowicz. Operatorki suwnicy, którą niesłusznie zwolniono dyscyplinarnie. W kolejnych dniach do akcji przyłączają się dziesiątki kolejnych zakładów na Wybrzeżu. Między innymi pracownicy gdańskiej komunikacji. Sygnał dała motornicza Henryka Krzywonos, zatrzymując tramwaj. Myślałam, że dostanę bęcki od ludzi, którzy jechali do pracy. Nie miałam pojęcia o sytuacji, która się odbywała na stoczni. Do pierwszych rozmów ze stroną rządową doszło po tygodniu. Przyjechał tutaj wiceprezydent Jagielski i to oznaczało uznanie w ogóle kierownictwa strajku, tego wcześniej nie było. 30 sierpnia dochodzi do porozumienia z protestującymi w Stoczni Szczecińskiej, dzień później - w Stoczni Gdańskiej. Komunistyczne władze zgodziły się między innymi na prawo do strajku, budowę pomnika ofiar grudnia '70, wypuszczenie więźniów politycznych, radiowe transmisje mszy świętych, ograniczenie cenzury oraz utworzenie niezależnych samorządnych związków zawodowych. Tak powstała Solidarność, organizacja wolna od wpływów władz PRL, masowa i demokratyczna. To jest tak naprawdę pierwsze demokratycznie wybrane ciało w krajach komunistycznych. Więc to jest coś niebywałego, to jest wielka rewolucja. I początek demontażu systemu komunistycznego w Polsce. 44 lata od podpisania porozumień sierpniowych, 10 lat Europejskiego Centrum Solidarności i jutrzejsza data - 1 września - rocznica wybuchu II wojny światowej. Gdańszczanie, turyści już od wczesnego poranka, korzystając z darmowej komunikacji, będą mogli uczestniczyć w wielu wydarzeniach. Także my pozostajemy w Gdańsku. Jutro o 19.30 specjalne wydanie z Westerplatte. Przekazuję głos do Warszawy. Marek Czyż. Dziękuję, Zbyszku. Witam państwa. W 19.30 zmieniamy temat. Tą drogą szło już PiS i ceny mieszkań poleciały w górę, teraz rząd Donalda Tuska przymierza się do kredytu mieszkaniowego zero procent i zanosi się na burzę. Na ulice wyszli aktywiści i mówią, że kredyt może będzie tani, ale mieszkania drogie jak nigdy, bo już to ćwiczono. Jak wydać 20 budżetowych miliardów, by był z tego wygodny dom, a nie polityczny dym? Dosyć kłamania, budujcie nam mieszkania! Tak dzisiaj pod siedzibą Ministerstwa Rozwoju i Technologii protestowano przeciwko polityce mieszkaniowej rządu. Ostatnio odnotowaliśmy rekordowe zyski deweloperów. Musi być granica chciwości, a tą granicą jest nasze hasło: mieszkanie prawem, nie towarem. Burżuje skupują mieszkania jako inwestycje. Protestujący krytykowali rządowe plany wprowadzenia programu kredytu zero procent. Według demonstrantów to kroplówka dla banków i deweloperów. Kredyt zero procent mógłby wywołać wzrost cen wynajmowania mieszkań. A także ich zakupu. Już kredyt 2% wprowadzony przez poprzedni rząd podniósł ceny mieszkań. Wszystkie działania państwa na rzecz zwiększenia dostępności mieszkań będą wprowadzane w trzech filarach: filarze społecznych, spółdzielczym i własnościowym. Jeszcze w środę ministra funduszy i polityki regionalnej cieszyła się w mediach społecznościowych z tego, że w budżecie nie przewidziano środków na kredyt zero procent. Ale premier nie podzielił jej entuzjazmu. Wypowiedzi pani minister w kwestii kredytu zero procent są nieprecyzyjne i fakty są inne. Na upomnienie premiera Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zareagowała na portalu X. Wśród opozycji także nie ma jednolitego spojrzenia na ten pomysł. Jego jedynym skutkiem będzie zwiększenie cen mieszkań oraz napchanie kasy bankom oraz deweloperom, więc nie ma żadnego powodu, abym miał dobre zdanie o kredycie zero procent. Czekamy z niecierpliwością, żeby coś zostało zaproponowane, bo tu nie ma wątpliwości, że potrzebne są rozwiązania, które pomagają, w szczególności młodym Polakom, w zakupie tego pierwszego mieszkania. Eksperci przypominają, że za ewentualnymi dopłatami do kredytów powinny pójść także inne rozwiązania. Trzeba wdrożyć również program propodażowy, nie tylko propopytowy. I apelujemy od dawna: uwolnić nieruchomości w miastach. Chociaż wciąż nie wiadomo, w jakiej formie program wejdzie w życie, to rząd utrzymuje, że jego realizacja nastąpi już w przyszłym roku. Za chwilę o wypadku balonu na Podlasiu, a co jeszcze w programie? Antyimigrancki ruch Berlina. Komu nie przysługuje prawo do ochrony w naszym kraju, musi szybciej go opuścić. Dlaczego ci, którzy przyjeżdżają do nas z Polski, nie są u was? O czym mówią rośliny? Jeśli roślina jest zdrowa, tym rzadziej do nas krzyczy. Paralimpijskie złoto w rzucie maczugą przywiozła cztery lata temu z Tokio. W tym roku w Paryżu Róża Kozakowska też była faworytką i nie zawiodła, deklasując rywalki, ale złota nie wywiezie, została zdyskwalifikowana. Co się stało i jakie są nasze najbliższe medalowe szanse? Ta poduszka kosztowała ją złoty medal igrzysk paralimpijskich. Róża Kozakowska wynikiem 31,30 m ustanowiła rekord świata w rzucie maczugą i miała stanąć na najwyższym stopniu podium. Ale po zakończeniu konkursu jedna z ekip zakwestionowała rozmiar używanej przez nią poduszki. Protest uznano, a Polka została zdyskwalifikowana. "Ja i tak czuję się wygrana, bo swoje zrobiłam, mam już medal, więc będę walczyć dalej" - takie słowa płyną od Róży, więc zróbmy wszystko, żeby jej pomóc. Róża podczas konkursu nabawiła się też kontuzji barku, przez co pod znakiem zapytania stoi jej start w konkursie pchnięcia kulą. W tej konkurencji mamy już jednak pierwszy medal - ten brąz Lecha Stoltmana. Trzeci w jego karierze. O to walczyłem, po to trenowałem te wszystkie lata, temu poświęciłem w zasadzie całe moje życie, więc jest to dla mnie bardzo satysfakcjonujące. A to dopiero początek naszych medalowych szans na lekkoatletycznej bieżni. Tutaj warto podkreślić Karolinę Kucharczyk, Barbarę Bieganowską czy Renatę Śliwińską. Kobietami kadra stoi u nas i myślę, że będzie przewaga po stronie kobiet. Po zwycięstwie nad parą z Chin awans do finału debla w tenisie stołowym wywalczyli Patryk Chojnowski i Piotr Grudzień, co daje im pewne srebro. Inne polskie pary: Grudzień - Pęk i Pęk - Partyka wywalczyły dzisiaj dwa brązowe krążki. Po trzech dniach rywalizacji na swoim koncie mamy już więc pięć medali, a o drugi tytuł na olimpijskiej pływalni walczy właśnie Kamil Otowski. Polak płynie na dystansie 50 metrów stylem grzbietowym w kategorii S1. Pierwsze złoto zdobył tu już w czwartek na dystansie 100 m. Wtedy zdeklasował swoich rywali. Mam teraz złoty krążek, pierwszy, mam nadzieję, że ten drugi też obronię, z mistrzostw świata z zeszłego roku, i będę mógł w pełni powiedzieć, że robota została wykonana. Polacy w Paryżu mogą liczyć na wsparcie wiernych kibiców. Córka Marta Dzieciątkowska będzie startowała w paratriathlonie, jutro o godzinie 12.35 jest start, tak że przyjechała tutaj grupa z Poznania. Okazji do kibicowania Biało-Czerwonym wciąż jest bardzo dużo. Kolejne finały z udziałem Polaków już w niedzielę rano. 11 września poznamy potencjalny kształt europejskiego rządu. Ursula von der Leyen przedstawi proponowany skład Komisji Europejskiej, a Polska - z dużymi szansami na tekę budżetu. Co prawda, na ten gabinet zęby ostrzą sobie także Włosi, ale eksperci twierdzą, że rząd Tuska ma tu mocniejsze karty. Von der Leyen chciała komisji z płciowym parytetem, ale już wiadomo, że to się nie uda. Dania jako jeden z ostatnich krajów przedstawiła swojego kandydata na komisarza w nowej Komisji Europejskiej. Wspaniały podarunek. Teraz wiem, w co się tam ubierać. W ostatnim możliwym terminie zrobiły to też Bułgaria oraz Włochy. Jedynym krajem, który do tej pory nikogo nie nominował, jest Belgia. Powód? Od czerwcowych wyborów brak rządu. Polskim kandydatem jest Piotr Serafin, obecny przedstawiciel naszego kraju przy Unii. Ubiega się o stanowisko komisarza do spraw budżetu. Tyle że o tej samej tece myślą także Włochy. Donald Tusk ma bardzo mocną relację z Ursulą von der Leyen. Jest też jednym z najważniejszych członków Europejskiej Partii Ludowej, rządzi dużym krajem. Trudno będzie jej odmówić Tuskowi i jego kandydatowi. Von der Leyen apelowała do wszystkich państw o przedstawienie jej dwóch kandydatur - kobiety i mężczyzny, bo chciała stworzyć nową komisję zrównoważoną płciową. Unijne kraje zignorowały tę prośbę. Oprócz Bułgarii. Na 26 znanych nazwisk tylko siedem to kobiety. Przy podziale stanowisk Niemka będzie musiała uwzględnić wielkość i wagę reprezentowanego kraju oraz kompetencje kandydatów. I zadbać o wspomniany parytet. Na przykład Litwa deleguje byłego premiera. A to już ktoś, kogo nie można ot tak sobie zepchnąć na dalszy plan. Ostateczną listę nazwisk oraz przydział tek szefowa Komisji Europejskiej ma przedstawić Parlamentowi 11 września. W czasie przesłuchań w europarlamencie odpada zazwyczaj dwóch, trzech kandydatów na komisarzy. W tym roku zielonego światła od eurodeputowanych może nie otrzymać obecny węgierski komisarz, którego Viktor Orban zgłosił na kolejna kadencję. Oliver Varhelyi w jednej z ostatnich sesji plenarnych zapomniał o wciąż włączonych mikrofonach i w rozmowie z doradcą nazwał europosłów idiotami. W nowej komisji powstaną stanowiska trzech nowych komisarzy - do spraw śródziemnomorskich, obrony i mieszkalnictwa. Niemcy chcą skuteczniej egzekwować przepisy azylowe i zaostrzyć zasady dotyczące bezpieczeństwa. Odbierają świadczenia części cudzoziemcom i chcą skuteczniej odsyłać tych, którzy nie mają pozwolenia na pobyt w Niemczech. To wszystko po zamachu w Solingen, w którym życie straciły trzy osoby, i przed ważnymi w Niemczech wyborami. Co dokładanie ma się zmienić? AfD, AfD, AfD! Protest w jednej z berlińskich dzielnic przeciwko powstaniu kolejnego ośrodka dla uchodźców. Jeden z wielu w ostatnich tygodniach. To za dużo. Zbyt wielu uchodźców w całym kraju. Zdaniem tego mężczyzny - zbyt mało w innych krajach. Jesteście z Warszawy? Dlaczego ci, którzy przyjeżdżają do nas z Polski, nie są u was? Wszyscy trafiają do nas. Od zamachu w Solingen, w którym zginęły trzy osoby, temat migracji znów dominuje na ulicach i w polityce. Koalicja zapowiada nowy pakiet bezpieczeństwa. Chce uspokoić nastroje. Będziemy dalej ograniczać możliwość posiadania noży w miejscach publicznych w celu zwiększenia ochrony przed atakami z ich użyciem. Wprowadzimy ogólny zakaz posługiwania się nożami z ostrzem sprężynowym. Dla służb oznacza to przede wszystkim większe możliwości kontrolowania. Oprócz tego walka z terroryzmem ma być skuteczniejsza, a deportacje osób, które nie mają pozwolenia na pobyt w Niemczech - sprawniejsze. Koniec też ze świadczeniami dla tych, którzy są w Niemczech, choć wniosek o azyl złożyli w innym unijnym kraju i tam z Niemiec mają zostać zawróceni, zgodnie z tak zwanym mechanizmem dublińskim. Każdy, komu nie przysługuje prawo do ochrony w naszym kraju, musi szybciej go opuścić. Doszliśmy do wniosku, że cały proces migracji, w tym zwłaszcza deportacja cudzoziemców, którzy dostali decyzję o wydaleniu, musi stać się bardziej efektywna i szybsza. Lider CDU, partii Angeli Merkel, kojarzonej z otwartą wobec uchodźców polityką, chce pójść o krok dalej. Domaga się wstrzymania przyjmowania uchodźców z Syrii i Afganistanu, stałych kontroli na granicach i zawracania z nich migrantów. Jeśli nie jest to możliwe ze względu na prawo europejskie, a istnieją takie argumenty, to należy sprawić, by było to w Europie możliwe. Na demonstracji w Berlinie hasła opozycji i rządu wielu uznaje za mało przekonujące. Żeby było bezpiecznie, muszą być wydaleni przestępcy. Przykro mi, że teraz wszystkich migrantów wrzuca się do jednego worka. Już jutro wybory w dwóch wschodnioniemieckich landach. Bliskie wydaje się podejrzenie, że termin, w którym rząd ogłasza zmiany, nie jest przypadkowy. W Turyngii i Saksonii w wielu sondażach prowadzi skrajna prawica, a koalicyjne partie są tak słabe, że być może będą musiały pożegnać się z miejscami w parlamentach tych landów. We wsi mieszka ponad 200 osób, ale nikt nie wiedział o ponurej tajemnicy jednej z posesji. W Gaikach, pod Głogowem, 30-letnia kobieta zamknięta w komórce latami była maltretowana fizycznie i psychicznie przez swojego partnera. Kat w areszcie, ofiara w szpitalu, a nad wsią wisi pytanie: nic nie było widać czy odwracano wzrok? To, co się stało, jest szokujące dla wszystkich. Gaiki, niewielka wieś na Dolnym Śląsku. To tu 30-letnia Małgorzata była więziona. Poznała swojego oprawcę przez Internet, później przywiózł ją do siebie i wtedy zaczął się jej koszmar. Znęcanie połączone było ze szczególnym udręczeniem, które polegało właśnie na przetrzymywaniu w komórce przez cztery lata bez dostępu do wody, światła, do toalety. Kobieta była głodzona, bita i gwałcona. Oprawca to 35-letni Mateusz J. Jest bezrobotny, mieszał w domu razem z rodzicami - kilkanaście metrów od pomieszczenia, w którym więził ofiarę. Grzeczny chłopak po prostu dla nas, dla mieszkańców, ukłonił się, powiedział "dzień dobry". Przez te wszystkie lata nikt nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie mężczyzny. Jest mi bardzo trudno w tu uwierzyć, wydaje mi się, że wygodnie jest przemocy nie dostrzegać i na nią nie reagować, niestety. W ostatnich dniach stan kobiety był na tyle poważny, że oprawca zawiózł ją do szpitala. Medycy zauważyli na jej ciele liczne obrażenia i zaczęli dopytywać. Dopiero wtedy kobieta odważyła się opowiedzieć swoją historię. Na jej twarzy wyrysowane jest to fizyczne cierpienie, jakie przechodziła, bo praktycznie jest to osoba okaleczona na całe życie. Ofiara już wcześniej trafiała do szpitala z obrażeniami, w dodatku urodziła dziecko oprawcy, ale oddała je do adopcji. Dlaczego wtedy nie szukała pomocy? Nam powiedziała, że przede wszystkim bardzo się bała kolejnej kary, że znowu zostanie przez niego skrzywdzona. Eksperci tłumaczą, że w przemocowej relacji ofiary często paraliżuje wstyd, czasami same czują się winne. Pomieszanie strachu i pewne psychiczne uwarunkowania - tutaj są elementy sztokholmskiego syndromu. Mateusz J. usłyszał zarzut znęcania ze szczególnym okrucieństwem nad kobietą. Grozi mu do 25 lat więzienia. Rak endometrium, czyli trzonu macicy, jest najczęstszym nowotworem ginekologicznym. Liczba zachorowań, ale i śmiertelności w ostatnich 20 latach podwoiła się. Skąd tak dramatyczne dane, jeśli to choroba o dość dobrych rokowaniach? I jaki jest plan na poprawienie wyników leczenia? Nietypowe krwawienie w okresie menopauzy. Te objawy skłoniły Marzenę Chojnacką do wizyty u lekarza. Po badaniach rozpoznano u niej raka endometrium. Spadło to na mnie jak grom z nieba. Jak robiłam badanie, to szłam na pewnego. Jak odebrałam wyniki, ścięło mnie z nóg. Rak endometrium daje wcześnie objawy, co pozwala na szybką diagnozę i rozpoczęcie leczenia. W Polsce od roku jest dostępna immunoterapia, która znacznie poprawia wyniki leczenia. Jest jeden warunek: badanie genetyczne. Problem w tym, że w Polsce wykonuje się je tylko 40% pacjentek. A od tego zależy skuteczność dalszego leczenia. Bo ta choroba ma cztery podtypy. Leczenie musi być dopasowane do tego podtypu, bo każdy podtyp wymaga innej siły leczenia, a jeden z podtypów zwalnia nas z jakiejkolwiek intensyfikacji leczenia. Badanie genetyczne ma ogromne znaczenie. Może uratować życie najbliższej rodzinie, bo jeden z typów może być dziedziczony. Jeżeli u takiej chorej będzie wykryta mutacja w genie predysponującym do zachorowania na inne nowotwory, to opieką i badaniami trzeba też objąć członków jej rodziny. W Polsce diagnozę słyszy 6 tysięcy kobiet rocznie, a 1800 z tego powodu umiera. To dwukrotnie więcej niż ponad 20 lat temu. Jak zatrzymać rosnącą śmiertelność? Ratunkiem ma być Krajowa Sieć Onkologiczna, czyli wytypowanie ośrodków, które leczą według światowych standardów. Sieć ruszy od kwietnia przyszłego roku. Muszą mieć sposoby diagnozy na odpowiednim poziomie, w tym badania genetyczne, i mieć całe spektrum leczenia. Marzena Chojnacka miała badanie genetyczne, które wykazało, że jej typ nowotworu poza operacją nie wymaga zastosowania chemioterapii ani immunoterapii. Wierzę w to bardzo głęboko, że będę zdrowa, bo mam dla kogo żyć. Na drogach i torach gęsto, bo ostatnie turnusy na finiszu i definitywnie czas do domu. A że drogi i tory czasem się krzyżują, PKP przypominają: przejazd nie zawsze jest strzeżony, pociąg nie staje w miejscu, a ostrożności i rozwagi nie zastąpią żadne rogatki. Prawie 4 tysiące policjantów wyjechało na ulice, by czuwać nad bezpieczeństwem w ostatni weekend wakacji. Powroty z urlopów oznaczają wzmożony ruch. Były lekkie korki, specjalnie wyjechaliśmy o takiej godzinie, żeby się nie załapać na dużo stania, ale zawsze w Nowym Targu się czeka. Nie zawsze czas, który oszacuje nawigacja, będzie tym, w którym uda nam się pokonać trasę. Kilka godzin za kółkiem musi uwzględniać przerwę. Niestety źle planujemy podróż i próbujemy nadrobić ten czas na drodze, jesteśmy zaskoczeni korkami i utrudnieniami. Ale nie tylko policja apeluje o rozsądek. Akcję "Bezpieczny przejazd" po raz kolejny organizują PKP i Straż Ochrony Kolei. Nagminnie dochodzi do wykroczenia, które polega na ignorowaniu czerwonego światła na sygnalizatorze tuż przed przejazdem kolejowym. W ubiegłym roku w całej Polsce doszło do 177 wypadków na przejazdach kolejowych. Zginęło w nich 40 osób, a 21 zostało rannych. Tylko w tym odnotowano już 95 takich zdarzeń. Jeśli mamy sprawne auto, a zastanie nas taka sytuacja, że opuszczona zostanie rogatka, nie wahać się taranować, wyjeżdżać, życie jest najważniejsze, rogatka to tylko urządzenie, ono zostanie naprawione. Droga hamowania pociągu poruszającego się z prędkością 120 km/h wynosi ponad kilometr. Maszynista nie ma szans na reakcję - zgniecie auto jak puszkę. Najlżejszy pociąg ma kilka tys. ton, a towarowy - kilkaset tys. ton, szanse są małe, nawet pięć gwiazdek, które ma samochód przyznany w testach zderzeniowych, mogą nie wystarczyć, by uratować życie pasażerów i kierowcy. W razie wypadku służbom należy podać ten numer, znajdujący się na żółtej tabliczce na każdym przejeździe. Cyfry pozwolą dokładnie zlokalizować miejsce zdarzenia. Możemy w ten sposób ostrzec maszynistę czy polecimy zatrzymać kolejne pociągi. W Polsce na 16 tysięcy przejazdów kolejowych jedna trzecia to te nieoznakowane. Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu nie mają wątpliwości - rośliny mają nam coś do powiedzenia. Nie są to szczególnie donośne komunikaty, ale roślina poddana stresowi sygnalizuje, że cierpi. Ta wiedza może się przydać hodowcy jednej paprotki, ale także stu hektarów żyta. A to znaczy, że taki język może warto poznać. To nie Tolkienowscy Entowie ani Babcia Wierzba z Pocahontas. To pomidory i tak, one też mówią. Na razie tylko słuchamy. To są takie szeregi impulsów, takie klikanie w zasadzie w ultradźwiękowym paśmie częstotliwości, czyli powyżej pasma, które człowiek może usłyszeć. Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu najpierw podsłuchiwali w szklarni rośliny i wyszło, że im pomidor był bardziej spragniony, tym głośniej o tym krzyczał. Jeśli roślina jest zdrowa, tym rzadziej do nas krzyczy. Im jest w gorszym stanie, tym tych impulsów jest coraz więcej. Coraz więcej roślin poddano badaniu. Jak w sosie arabiata, skoro były pomidory, to musi być papryczka, tym razem słuchana w komorze bezechowej. Naukowcy sprawdzali, jakie dźwięki wydają rośliny, kiedy narażone są na różne stresy, oraz próbowali ustalić, skąd ten dźwięk pochodzi. 10 mikrofonów dookoła. Rozstawionych dookoła sadzonki. Które pozwalają nam później, w którym momencie element wydał dany dźwięk i w którym kierunku on podróżował. Badania naukowców mogą w przyszłości pomóc rolnikom i ogrodnikom, którym sadzonki będą komunikować, gdzie w uprawach jest problem i czego im brakuje. Co prawda aparatu mowy u roślin jeszcze nie odkryto, ale ogrodnicy od lat wiedzą, że do kwiatów warto mówić. Komunikacja to podstawa. Niektórym trochę pogrożę, jak coś tam nie rośnie, jak należy, inne pochwalę, jak pięknie zakwitną, ale nie są to zbyt częste rozmowy i zazwyczaj jest z mojej strony monolog. Pytanie, czy w takim wypadku w przyszłości rozmowy z roślinami będą w ogóle możliwe? Będziemy sobie z paprotką rozmawiali? Wątpię. Rośliny mają inne potrzeby niż my, chyba nie mają potrzeb intelektualnych. Więc rozmowa z rośliną o filozofii - raczej nie. Ale mimo to może chociaż zdradzą, o czym szumią wierzby. Na koniec mamy dla państwa zaproszenie, bo dziś mamy "100 pytań do"... A do kogo? To już państwu opowie Violetta Wramba. O życie na scenie, o życie poza sceną, o plany i marzenia będziemy dziś pytać panią Olgę Bończyk w "100 pytaniach do...". Bardzo serdecznie zapraszam. Mam nadzieję, że dowiecie się państwo czegoś o mnie, czego jeszcze nie wiecie. Z pewnością. Zachęcamy. "100 pytań do..." już za chwilę. Dobre wieści z Paryża. Drugie złoto dla Polaka. Do zobaczenia jutro.