Zbigniew Ziobro spotkał się z Wiktorem Orbanem, wniosek o uchylenie mu immunitetu jest już w Sejmie. "Daj plusa na Telusa", czyli owocowe tubki od Dawtony dla polityków PiS i kulisy afery wokół CPK i działki. Ulewy i wichury - prawie 2 tys. interwencji, pozrywane dachy i ranni. Monika Sawka, dobry wieczór. Były minister sprawiedliwości może stracić immunitet poselski. Wniosek o jego uchylenie został mu skutecznie doręczony drogą elektroniczną. Zbigniew Ziobro jest podejrzewany o popełnienie 26 przestępstw związanych z Funduszem Sprawiedliwości. Wczoraj spotkał się z Victorem Orbanem. Albo w areszcie, albo w Budapeszcie - skomentował wizytę posła PiS w stolicy Węgier premier Donald Tusk. I zapowiedział ciąg dalszy rozliczeń. Tak, oczywiście, ciąg dalszy nastąpi. Zapowiada w TVP premier pod koniec gorącego politycznie tygodnia. Pan Zbigniew Ziobro popełnił 26 przestępstw. Śledczy chcą jego aresztowania, wniosek o uchylenie immunitetu jest już w Sejmie. Dziś - według wirtualnej Polski - został dostarczony zainteresowanemu. Drogą mailową, bo gdzie jest Zbigniew Ziobro, nie wiadomo. Jeszcze wczoraj był tu, w Budapeszcie, gdzie pozował z Wiktorem Orbanem. Uchodzi za największego sojusznika Putina w Europie, ja bym się wstydził robić z nim takie czułe zdjęcie. Rządzący zastanawiają się, czy Zbigniew Ziobro nie zostanie na Węgrzech na dłużej, dołączając do ukrywającego się tu od 10 miesięcy Marcina Romanowskiego. Ich, a także innych polityków PiS: Dariusza Mateckiego i Michała Wosia, łączy afera Funduszu Sprawiedliwości. Chodzi w sumie o 280 mln zł, które według śledczych zamiast wspierać ofiary przestępstw, trafiły na partyjne i prywatne cele. To była zorganizowana grupa przestępcza. Nikt nie myśli, że minister Ziobro wynosił walizkę pieniędzy z Ministerstwa Sprawiedliwości, czegoś takiego nie było, były konta, były różne podmioty tworzone, ze znajomych królika. Blisko 3 mln zł trafiły na projekt, który sami urzędnicy ministerstwa określili jako - to pisownia oryginalna - "szajsik za duży chajsik". Są także nagrania z dzielenia pieniędzy. Pieniądze, przeznaczone dla ofiar przestępstw, trafiały też na taką przedwyborczą promocję polityków byłej Suwerennej Polski. Jako jeden z pierwszych takie praktyki skrytykował Jarosław Kaczyński, w liście do Zbigniewa Ziobry żądał ich zakazania i ostrzegał przed odpowiedzialnością polityczną i w innych wymiarach. To było 6 lat temu. Dziś politycy PiS tego nie pamiętają. Zbigniew Ziobro jest mężem stanu. I za partyjnymi kolegami stoją murem. Nikt z nich nie otrzymał nawet złotówki, za to jesteśmy dumni z tego funduszu, bo dzięki niemu pomoc otrzymało 250 tys. osób. Według śledczych wśród tych osób był także ten poseł. Do którego bezpośrednio miała trafiać część pieniędzy z dotacji, które z Funduszu Sprawiedliwości otrzymały związane z nim stowarzyszenia. Przykład realny z tej sprawy. Stowarzyszenie zatrudnia tłumacza, którego nie potrzebuje, ten tłumacz otrzymuje przez 3 lata pensję, nie wykonując żadnej pracy, i cyklicznie część tej pensji przekazuje Dariuszowi M. Według polityków PiS to żadne przestępstwo. To jest zemsta, zemsta i jeszcze raz zemsta. Tu nie chodzi o odwet czy zemstę, tu chodzi o sprawiedliwość. Ale politycy PiS dziś przekonywali, że w Polsce sprawiedliwość już nie ma, bo skończyła się wraz z odsunięciem ich od władzy. Żyjemy w czasach reżimu, tak, reżimu. Zamach na praworządność to zrobił PiS. Ja wiem, że oni lubią, jak prezes odwraca kota ogonem, ale to jest coś nieprawdopodobnego. Mówią rządzący i przypominają praworządność w wersji PiS. Na czele KRS - szkolna koleżanka Zbigniewa Ziobry, pierwsza prezes Sądu Najwyższego - przyjaciółka Andrzeja Dudy, byłą prezes Trybunału Konstytucyjnego Jarosław Kaczyński nazywał "odkryciem towarzyskim", jej następca to były bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry, były prokurator krajowy - to jego świadek na ślubie. Czasy Eldorado Ziobry się skończyły, a teraz przyszedł czas na zmierzenie się z prawdziwym prawem i prawdziwą sprawiedliwością. Jeszcze 2 lata temu... Zbigniew Ziobro nie mógł się tego doczekać. Liczę na was. Dziś to rządzący przypominają mu jego własne słowa, że niewinni nie mają się czego bać. Jest nowy wątek w aferze CPK. Firma Dawtona, której wiceprezes tuż przed zmianą władzy kupił słynną już działkę, przygotowała dla polityków PiS, w tym byłego ministra rolnictwa, serię gadżetów wyborczych. Wśród nich owocowe tubki. Wątpliwości budzą nie tylko okoliczności transakcji, ale i nieścisłości w dokumentacji dotyczącej kampanijnych wydatków polityków. Wszystko rozliczyłem zgodnie z prawem - twierdzi Robert Telus. Rządzący mówią o ścieżce okradania państwa. Dzień dobry, proszę soczek. Soczek - i to nie byle jaki, bo wyborczy. "Daj plusa na Telusa". W trakcie kampanii w 2023 roku takich musów polityk PiS zamówił półtora tysiąca. Ta sprawa śmierdzi tak, jakby te tubki już 2 lata przeleżały się w magazynie. Nie ma przypadków w tej sprawie. Nie ma przypadku. Bo musy dla Roberta Telusa i innych polityków PiS zrobiła specjalnie firma Dawtona. Ta sama, której wiceprezes - tuż przed zmianą władzy - kupił działkę przeznaczoną pod CPK. Wydaje się, że przekręty PiS-owców nie są w stanie zadziwić, ale naprawdę ich wyobraźnia jest nieograniczona, jeśli chodzi o złodziejstwo. Robert Telus odpiera zarzuty i mówi, że za wszystko zapłacił i rozliczył zgodnie z prawem. Nie mam nic do ukrycia. Rozdawałem gadżety polskiej firmy i to cały problem. Polityk opublikował fakturę, z której wynika, że za 1500 musów owocowych zapłacił 750 zł. A to oznacza, że taki mus kosztował zaledwie 50 gr za sztukę. Zdaniem Wirtualnej Polski, która jako pierwsza opisała historię sprzedaży działki pod CPK, na fakturze są nieścisłości. Robert Telus pod koniec września 2 lata temu publikował zdjęcia z tubkami - jednak z faktury wynika, że dostawa gadżetów była 10 października. Dodatkowo w dokumencie nie widnieje firma Dawtona - a to od niej przecież kupowali owocowe musy. Rozliczymy deale PiS-u. Ogrom nieprawidłowości wymaga rzetelnego wyjaśnienia. O te wyjaśnienia chcieliśmy zapytać Roberta Telusa. Przepraszamy, wybrany abonament jest w tej chwili nieosiągalny. Ale ten zapadł się pod ziemię. Partyjni koledzy stosują obronę przez atak. Ale żeby cały czas zajmować się opozycją, a nie zadawać pytań władzy. Dziś tak ignorowali pytania od dziennikarzy. Robert Telus zostanie w partii? Na razie polityk jest zawieszony. Ja dzisiaj nie mam wątpliwości, prezydent Duda dał świadomie Morawieckiemu i Kaczyńskiemu czas, 2 tygodnie, bo wiedzieli, że muszą oddać władzę, żeby dopięli różne interesy. Bo to właśnie 1 grudnia, 2 tygodnie przed oddaniem władzy przez PiS, sprzedano kluczową dla CPK działkę. Sprzedano Piotrowi Wielgomasowi, wiceprezesowi Dawtony. Spółka podkreśla, że grunt kupił jako osoba prywatna. Prokuratorzy już to badają. Jeśli doszło do przestępstwa, to będą stawiane zarzuty. Zapewnia minister - choć władze CPK prokuraturę zawiadomiły dopiero pod koniec lipca. Wszystko powinno być wyjaśnione, ale wszystko oznacza wszystko - także po stronie Koalicji Obywatelskiej. Z jakiegoś powodu oni tej sprawy nie chcieli dotknąć. Dlaczego? Nie wiem. Rządzący odpowiadają krótko: "To nie my szliśmy z CPK na sztandarach". Teraz się okazuje, że oprócz robienia projektów też była druga ścieżka okradania państwa. O bliskich relacjach rządu PiS z firmą Dawtona przypomina minister sprawiedliwości. Pan Telus jeździ sobie na traktorze po działce, Rządzący liczą, że działkę uda się odzyskać. W środę w tej sprawie spotkanie ministra z Piotrem Wielgomasem. Mam nadzieje, że uda się ten konsensus osiągnąć. Właściciel działki proponuje 2 rozwiązania: odsprzedaż lub wymiana na inny grunt. CPK znaczy dokładnie: cały PiS kradnie. Centralny Port Komunikacyjny to już raczej historia. Projekt czeka znacząca zmiana. Nie zaprzeczam, ja na ten temat myślę i pracuję, bo ta nazwa została skompromitowana. Kiedy poznamy nową nazwę projektu - tego jeszcze nie wiadomo. Oglądają państwo "19.30", już za chwilę groźna pogoda - wichury przeszły nad Polską, a później jeszcze... Książę nie z bajki. Normalna dziewczyna z normalnej rodziny pokonała księcia. Nie zasługuje na ten tytuł. Trzęsienie ziemi w rodzinie królewskiej - Andrzej pozbawiony tytułów. Stracił życie z bajki. Bardzo zależy im na ochronie swojego wizerunku. Był pod ścisłą opieką królowej Elżbiety II. Powinien być ścigany w taki sam sposób jak każdy obywatel. Jest antyeuropejska retoryka i ostrzeżenia przed polexitem. Tym razem UE zaatakował prezydent. Nazwał ją parapaństwem, przekonując, że musimy się tam bić o naszą wolność. Rządzący mówią o brytyjskim scenariuszu. Wicepremier Radosław Sikorski proponuje prezesowi PiS, który przekonywał na ostatnim kongresie, że Niemcy i Francja chcą Polsce zabrać państwo, że jeśli chce wyjść z Unii, to tropem sędziego Szmydta - przez Terespol. "Prezydent polskiej wolności". Prezydent Karol Nawrocki sam bił sobie brawo, bo i sam - według tygodnika "Sieci" - bił się i bije o wolność Polski. Stąd ta nagroda - "Człowieka wolności". A tak tę wolność prezydent pojmuje. Mamy w naszej przyszłości do wygrania wolność naszej ukochanej, suwerennej, niepodległej Rzeczpospolitej w ramach Unii Europejskiej, ale tak musimy tam sie bić o naszą wolność i naszą niepodległość, bo nikt z nas nie zapisywał się do parapaństwa, któremu na imię UE. To ta sama narracja, którą podczas weekendowego kongresu PiS zaintonował inny laureat tej samej nagrody. Tyle że Jarosław Kaczyński otwarcie wskazywał, gdzie Warszawa ma swoich wrogów. Niemcy i Francuzi chcą nam zabrać państwo. Francuzi razem z nimi, nie wiem dlaczego, ale tak. Biurokracja europejska pali się aż do tego. Silny antyniemiecki przekaz katowickiego kongresu symbolicznie ilustruje ta scena. To były poseł PiS, a dziś burmistrz Myślenic, Jarosław Szlachetka. Celuje rzutką w niemiecką flagę z takim wizerunkiem. Wnosząc po tym uśmiechu - zabawa była przednia. I zgodna z antyniemiecką kartą, którą znów wczoraj, tym razem na Forum w Krynicy, wyciągnął prezes PiS. Na pewno trzeba zwracać uwagę na Niemcy, które pokazują swoją tendencję hegemoniczną, radykalnie zagrażającą naszej suwerenności - i to radyklanie zagrażającą. Panie prezesie, UE rządzi się Traktatem Lizbońskim, który to pan wynegocjował. Jak się panu dzisiaj już nie podoba, to trzeba zaproponować korekty, a nie szczuć Polaków na UE. Bo niebezpieczeństwo dla Polski jest ze wschodu, a nie od zachodu. Do obrony wolności, o której tak chętnie mówią politycy prawej strony, tak odnosił się premier Donald Tusk. Oni naprawdę na siłę szukają coraz częściej usprawiedliwienia dla agresji rosyjskiej przeciw Ukrainie, bo przecież dla nich naprawdę głównym problemem, głównym wrogiem, jest Europa, UE, Niemcy, Francja. A wiecie, co to znaczy w praktyce? Dla nich największym problemem jest nasza wolność. Której przed zagrożeniem ze wschodu bronią sojusznicy właśnie z zachodu. Pokazał to choćby ostatni nalot rosyjskich dronów na Polskę. Po zachodniej stronie są nasi sojusznicy w UE i NATO. Jesteśmy razem z nimi. Wysyłają swoje samoloty do obrony naszej przestrzeni powietrznej. Niemieckie patrioty bronią polskiej przestrzeni powietrznej. Politycy rządzącej koalicji w antyeuropejskiej i antyzachodniej narracji partii Jarosława Kaczyńskiego widzą próbę przeciągnięcia do PiS wyborców prawej strony. Pan chce nas z UE wyprowadzać tylko dlatego, że współzawodniczy pan o głosy Konfederacji. Jak pan chce wyjść z UE, to proszę bardzo, tropem sędziego Szmydta, przez Terespol. Ale ostrzegają też, że ta licytacja na prawicy może okazać się groźna w skutkach. Walczy o elektorat antyeuropejski, nie bacząc na to, że może to wywołać efekt taki, jak np. w Wielkiej Brytanii, czyli zwiększenia się grupy osób, ktore nieświadomie, może bez wiedzy, ale popierają wyjście Polski z UE. Według najnowszego badania Eurobarometru wśród największych entuzjastów UE są Polacy. Huraganowy wiatr, do tego burze z ulewami - silne i gwałtowne. Nad Polską mocno powiało, także grozą. Pogoda wiele osób zaskoczyła, służby postawiła na baczność. Są zerwane dachy, powalone drzewa i uszkodzone auta. Strażacy wyjeżdżali blisko 2 tys. razy. Siedem osób zostało rannych. Dziś również może być niebezpiecznie. Bezradność, bo wobec żywiołu człowiek jest bezsilny. Zerwał się huragan, nie wiadomo skąd. Usłyszeliśmy duży huk, wybiegliśmy przed dom. I zauważyliśmy, że z połowy domu dach spadł. Patrzę, a w łazience, w wannie, jest jeden cały komin. Bo zarwało sufit. Zostaliśmy bez dachu nad głową. Nie możemy zamieszkać w tym domu. Wystarczyło kilka minut. Silna nawałnica, potężny wiatr porwał dach domu we wsi Pawlikowice, w Łódzkiem. Z pomocą ruszyli sąsiedzi. To się mogło stać u każdego, u nas w domu, więc trzeba pomóc. Idzie zima, więc trzeba jak najszybciej to zabezpieczyć. Tragedia dotknęła też dwie rodziny z Wydartowa w Wielkopolsce. Tu także wichura zrywała dachy z domów. Powyciągamy, co się da, i trzeba będzie jakoś ratować, coś kombinować. Dach został zerwany w połowie, ale przedstawiciele nadzoru budowalnego uznali, że cały budynek jest zagrożony. Stąd wynikła konieczność ewakuowania wszystkich 7 mieszkańców, wszyscy znaleźli tymczasowe schronienie u swoich najbliższych. W stolicy Dolnego Śląska wyrwane z korzeniami drzewo runęło na budynek mieszkalny. W nocy usuwali je strażacy. Ale pracy będzie więcej. Remontu będzie wymagać dach oraz kominy. Uszkodzona podczas wichury i wywracania drzewa została również kostka przy budynku, a także poblisku płot. W całym kraju straż pożarna odnotowała prawie 2 tys. interwencji w związku z wichurami, które minionej doby przeszły nad Polską. Przewrócone drzewa, połamane gałęzie i podtopione ulice. Są też poszkodowani. Na szczęście nie ma ofiar. 7 osób rannych, które odniosły obrażenia w wyniku silnego wiatru. 4 osoby w zdarzeniu w miejscowości Lubin, tam 3 samochody najechały na drzewo, ktore spadło tuż przed nadjeżdżającymi autami. W Warszawie na mężczyznę spadł konar drzewa. Na cmentarzu w Płocku drzewo runęło na nagrobki. Ludzie, ciężkie pieniądze, to koło 25 tys. taki pomnik kosztuje. Według prognoz pogoda w najbliższych godzinach i dniach poprawi się. Już tylko na północy i wschodzie porywisty wiatr, ale to około 55-65 km/h. Temperatury od 9, 10 na północnym wschodzie, około 12, 14, 16 w centrum i najcieplej na południu, bo tam 17, 18 stopni. Do tego na przeważającym obszarze kraju słonecznie. 10 województw, 14 zatrzymanych osób, wyłudzonych 140 mln zł. Policja rozbiła gang dyrektorek niepublicznych szkół, z fotografem na czele. Kobiety miały fałszować dokumentację, zawyżając liczbę uczniów, m.in. wpisując zmarłych. A żeby kłamstwo nie wyszło na jaw, zdarzało się, że organizowały specjalne transporty osób, które miały udawać uczniów podczas kontroli. To nie sceny z filmu sensacyjnego, bo choć skala przekrętu jest porażająca, to ten scenariusz napisało życie. Po zmasowanej akcji policji zatrzymano 14 kobiet. Są to kobiety w wieku od 30 do 70 lat, wszystkie pełniły funkcję dyrektorek oświatowych i jak ustaliliśmy, wyłudzały dotacje na te plecówki oświatowe. Do zatrzymań doszło w 10 województwach, gang dyrektorek mógł wyłudzić nawet 140 mln zł. Zabezpieczone zostały kolejne dowody, przede wszystkim nośniki pamięci, telefony, laptopy, dokumentacja, nie wykluczamy kolejnych zatrzymań. 6 lat temu pod lupę jedną z prywatnych szkół dla dorosłych wzięli łódzcy urzędnicy. Nieprawidłowości dotyczyły różnicy między liczbą dotowanych uczniów a liczbą faktycznych uczniów, którzy uczestniczyli w zajęciach w tej konkretnej szkole. Jak się okazało, był to tylko wierzchołek góry lodowej. Tzw. martwe dusze policja odkryła na listach szkół dla dorosłych w całej Polsce. Wpisywano jako uczniów osoby, które nawet nie żyły albo były za granicą, mało tego, te same osoby pojawiały się w wielu szkołach na raz. A z samorządów płynęły dotacje. Pustki w salach tuszowano jak się da, byle tylko przejść urzędniczą kontrolę. Dyrektorki miały zwozić fikcyjnych słuchaczy tylko po to, żeby wykazać urzędnikom, że te zajęcia się odbywają. Na czele grupy miał stać 52-letni fotograf z Mazowsza. To on miał stworzyć pajęczynę powiązań i tworzyć spółki do wyłudzania pieniędzy. Mężczyzna trafił do aresztu. Rozpasali się na tyle, że stracili jakąkolwiek czujność. Oni nie sądzili, że to może się kiedykolwiek skończyć. Mechanizm działał przez 6 lat. Ostatnie podejrzane szkoły zniknęły w 2023 roku. To już kolejne zatrzymania w tej sprawie, dotychczas zarzuty zostały przedstawione 47 osobom. Zatrzymane dyrektorki usłyszały łącznie 79 zarzutów. Otrzymały dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Grozi im do 15 lat więzienia. Po 3 miesiącach działania rządowego programu leczenia endometriozy w całej Polsce brakuje wolnych terminów. Chętnych jest tak dużo, że ministerstwo już zapowiedziało zwiększenie liczby specjalistów, którzy zajmą się pacjentkami. Na endometriozę choruje około 3 mln Polek. Mówią, że odebrała im życie, skazała na ogromny ból i cierpienie. 10 lat poszukiwań, odbijałam się od wielu specjalistów. Pani Magdalena, podobnie jak wiele innych pacjentek, szukała diagnozy i lekarza. Ból uniemożliwiał jej normalne życie. Właśnie przeszła operację w ramach ministerialnego programu. Dopiero teraz po operacji jestem w stanie powiedzieć "Aha, to tak nie powinno być". Pani Annie z powodu endometriozy groziła stomia i usuniecie jajników. Dzięki operacji uniknęła okaleczenia. Udało się w taki sposób, żeby oszczędzić rezerwę jajnikową, co było bardzo ważne, bo staram się o ciążę. W Programie Kompleksowej Opieki nad Pacjentkami z Endometriozą Ministerstwo Zdrowia przeznaczyło pieniądze na diagnozę i operacje w wyspecjalizowanych ośrodkach. Wcześniej za takie zabiegi pacjentki musiały płacić same albo szpitale szukały sposobów na sfinansowanie. Do tej pory te nasze działania, diagnozę, jak i operację, ukrywaliśmy pod innymi szyldami. Od lipca wykonano 300 operacji. Program zainicjowany przez poprzednią minister zdrowia Izabelę Leszczynę był potrzebny. Nie było to dobrze zorganizowane, robiliśmy to w sposób nieuporządkowany. Tyle że liczba pacjentek, które się zgłaszają, jest tak duża, że w większości ośrodków zabrakło terminów na ten i przyszły rok. W Krakowie trzeba dokonywać podziału przy zapisach. Czy to jest termin bardziej niestety odległy, bo ta pacjentka może czekać troszeczkę dłużej, czy to jest termin pilny, bo ta pacjentka ma zmiany bardziej dotkliwe. Brakuje specjalistów, którzy będą dobrze diagnozować chorobę, bo nie wszystkie pacjentki kwalifikują się do operacji. Znaczenie ma człowiek, który badanie wykonuje i badanie opisuje. Idealnie byłoby, gdyby było więcej takich osób, nawet w ośrodkach nie dedykowanych endometriozie. Musimy teraz zadbać o to, żeby pacjentka, która zgłosi się do ośrodka, była dobrze zbadana, zdiagnozowana, ewentualnie miała odpowiednie leczenie. W pracę nad programem od wielu lat angażowała się Fundacja Pokonać Endometriozę i jej szefowa Lucyna Jaworska, która też zmaga się z chorobą. Uważałam, że trzeba walczyć ze wszystkich sił o to, żebyśmy zaistniały w systemie. Teraz dostaje SMS-y od innych pacjentek, które wcześniej czuły się ignorowane. To jest jednak duży problem i cieszymy się, że możemy być teraz zauważone. Na endometriozę choruje około 3 mln Polek. To sytuacja bez precedensu i wydarzenie, które wstrząsnęło brytyjską rodziną królewską i opinią publiczną. Książę Andrzej został pozbawiony wszystkich tytułów i ma opuścić swoją rezydencję w Windsorze. Powodem decyzji rodziny królewskiej są jego wieloletnie kontakty z Jeffreyem Epsteinem, miliarderem skazanym za wykorzystywanie seksualne nieletnich kobiet. Jeszcze niedawno złoty chłopiec rodziny królewskiej. Ukochany syn królowej Elżbiety II, bohater wojny o Falklandy. Przystojny, pewny siebie książę, który miał wszystko i któremu wszystko było wolno. Dziś cień dawnego siebie. Człowiek, którego nazwisko stało się synonimem wstydu, skandalu i upadku. W latach 80. książę Andrzej był ulubieńcem mediów. Brytyjczycy kochali go za luz i buntowniczy styl. Ale za tą baśniową fasadą kryły się już wtedy ekstrawaganckie wydatki, nocne życie i przyjaźnie z ludźmi o wątpliwej reputacji. M.in. z tym człowiekiem - Jeffreyem Epsteinem. Jedna z jego ofiar, Virginia Giuffre, oskarżyła też Andrzeja o wykorzystywanie seksualne. Wizerunek złotego chłopca runął w jednej chwili. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spotkał tę kobietę. Andrzej z kamienną twarzą próbował się bronić w wywiadzie dla BBC. Ale nikt nie uwierzył w jego tłumaczenia. Wywiad, który miał oczyścić jego wizerunek, ostatecznie go pogrążył. Gdyby zajęto się tą sprawą wcześniej, można było odciąć zakażoną gałąź, ale teraz infekuje całe ciało polityczne. Ludzie zaczynają też zastanawiać się nad innymi członkami rodziny królewskiej. Mimo że już wtedy Elżbieta nakazała mu zniknąć z życia publicznego, to dopiero niedawna pośmiertna publikacja autobiografii Virginii Giuffre z nowymi, druzgocącymi szczegółami zmusiła Karola III do radykalnych kroków. Dziś jego nazwisko otwiera wszystkie brytyjskie dzienniki. "Mirror" napisał krótko i dobitnie: "finally" - w końcu. A "The Times": "Andrzej bez tytułu i bez domu". Myślę, że to słuszna decyzja, ale jest wokół tego za dużo rozgłosu i hałasu. Nie zasługuje ani na ten tytuł, ani na to miejsce zamieszkania. Andrzej ma zostać przeniesiony do niewielkiej posiadłości w Sandringham, gdzie już nie jako książę, lecz Andrzej Mountbatten-Windsor, spędzi resztę życia z dala od świateł reflektorów. Książę Yorku to najlepsza fucha w rodzinie królewskiej - wszystkie przywileje, żadnej odpowiedzialności, ale właśnie ta odpowiedzialność zapukała do jego drzwi i odebrała mu życie księcia z bajki. W zamian za to otrzymał wieczne potępienie. Dziś mieszka w Royal Lodge, w cieniu własnej przeszłości. Kiedyś nadzieja monarchii. Dziś jej najbardziej wstydliwy rozdział. Historia księcia Andrzeja to przestroga przed tym, jak z królewskiego piedestału można spaść nie przez wojnę ani politykę, lecz przez własne decyzje i moralny upadek. Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas. W studiu są już Aleksandra Pawlicka i jej gość. Do zobaczenia jutro o 19.30. Spokojnego wieczoru.